Rozdział 14
Ucieczka
szczura
Harry skinął głowa do Syriusza – co było
znakiem, że wierzy w jego wersje tej historii.
Glizdogon – ten obrzydliwy zdrajca – wydał tylko cichy pisk i pogrążył w
rozpaczliwym szlochu. Padł na kolana, jakby kiwnięcie głową Harry’ego było dla
niego wyrokiem śmierci. Powlókł się na kolanach do Blacka, ze złożonymi rękami,
jakby się modlił.
-
Syriuszu... to ja... Peter... twój przyjaciel... przecież nie możesz....
Black odtrącił go nogą. Podobnie postąpili Lupin, Ron i Hermiona, choć
żadne z nich nie posunęło się do kopnięcia Petera. Nic nie dały jego na szybko
wymyślane komplementy.
- Harry...
Harry... taki jesteś podobny do swojego ojca... taki podobny...
- JAK
ŚMIESZ ODZYWAĆ SIĘ DO HARRY’EGO? - ryknął Black. - JAK ŚMIESZ SPOJRZEĆ MU W
OCZY? JAK ŚMIESZ WSPOMINAĆ PRZY NIM JAMESA?
- Harry...
- wyszeptał Pettigrew, idąc ku niemu z wyciągniętymi rękami. - Harry, James nie
pragnąłby mojej śmierci... James by zrozumiał... ulitowałby się nade mną...
- Sprzedałeś
Lily i Jamesa Voldemortowi – rzekł trzęsąc się Black. - Zaprzeczysz temu?
- Syriuszu,
Syriuszu, co mogłem na to poradzić? Czarny Pan... ty nie masz pojęcia... miał
broń, której nie potrafisz sobie nawet wyobrazić... Bałem się, Syriuszu, nigdy
nie byłem tak odważny jak ty, Remus czy James. Nie chciałem tego... Ten,
Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, zmusił mnie...
- NIE KŁAM!
- krzyknął Black. - PRZEKAZYWAŁEŚ MU INFORMACJE PRZEZ CAŁY ROK, ZANIM LILY I
JAMES ZGINĘLI! BYŁEŚ JEGO SZPIEGIEM!
- On... on
wszędzie zwyciężał... wszyscy mu ulegali! Co by to dało, gdybym ja mu odmówił?
- A co
miało dać zwycięstwo nad najpodlejszym czarnoksiężnikiem świata? - zapytał
Black, kipiąc z wściekłości. - Miało ocalić życie niewinnych ludzi, Peter!
- Nic nie
rozumiesz! - zaskomlał Pettigrew. - Przecież on by mnie zabił!
- WIĘC
POWINIENEŚ UMRZEĆ! LEPIEJ UMRZEĆ, NIŻ ZDRADZIĆ SWOICH PRZYJACIÓŁ! MY BYŚMY TO
SAMO ZROBILI DLA CIEBIE!
Black i
Lupin stali ramię w ramię z podniesionymi różdżkami.
- Trzeba
było wcześniej o tym pomyśleć - powiedział cicho Lupin. - Trzeba było pomyśleć,
że jeśli nie zabije cię Voldemort, to zginiesz z naszych rąk. Zegnaj, Peter.
Hermiona
zakryła twarz dłońmi i odwróciła się do ściany.
- NIE! -
krzyknął Harry. Podbiegł do Petera Pettigrew i zasłonił go własnym ciałem. -
Nie możecie go zabić. Nie możecie.
Black i
Lupin wytrzeszczyli na niego oczy.
- Harry,
ten nędzny robak spowodował, że nie masz rodziców - warknął Black. - Ta kupa
łajna patrzyłaby na twoją śmierć bez zmrużenia oka. Słyszałeś go. Jego własna
śmierdząca skóra droższa mu była od całej twojej rodziny.
- Wiem -
wydyszał Harry. - Zaprowadzimy go do zamku. Oddamy go w ręce dementorów. Niech
go wsadzą do Azkabanu... tylko go nie zabijajcie.
- Harry! -
wyszeptał Pettigrew, obejmując jego kolana. - Ty... dziękuję ci... nie
zasłużyłem na to... dzięki...
- Odejdź -
warknął Harry, odtrącając go ze wstrętem. - Nie robię tego dla ciebie. Robię
to, bo uważam, że mój tata nie chciałby, aby jego najlepsi przyjaciele zostali
mordercami... przez ciebie.
- A więc
dobrze - rzekł Lupin. - Odsuń się, Harry. Harry zawahał się.
- Chcę go
związać - wyjaśnił Lupin. - To wszystko, przysięgam.
Harry
odszedł na bok. Tym razem z różdżki Lupina wystrzeliły cienkie sznurki i w
następnej chwili Pettigrew wił się na podłodze, związany i zakneblowany.
- Jeśli się
przemienisz, Peter - ostrzegł go Black, celując w niego swoją różdżką -
zabijemy cię. Zgadzasz się, Harry?
Harry
spojrzał na żałosną postać na podłodze i kiwną} głową, tak, żeby Pettigrew to
widział.
Lupin wyczarował łańcuchy
przypinając nimi Petera do siebie i Rona i ruszył tak przez drzwi tuż za
Hermioną i jej kotem. Za nimi szli Syriusz i Harry, gawędząc. Głównym tematem
ich rozmowy była ewentualna przeprowadzka Pottera do domu jego chrzestnego.
Myśl o tym była szczęśliwa zarówna dla chłopca jak i dla mężczyzny. Syriusz,
który różdżką sterował noszami z nauczycielem eliksirów czasami uderzał głowa
tego ostatniego o jakiś korzen lub ścianę, tak w ramach rewanżu za próbę
zesłania go ponownie do Azkabanu.
Krzywołap wyskoczył pierwszy; musiał
nacisnąć łapą narośl na pniu, bo kiedy Lupin, Pettigrew i Ron wygramolili się z
jamy, nie słychać było trzasku drapieżnych gałęzi. Syriusz dopilnował, by Snape
przedostał się przez dziurę, a potem cofnął się, przepuszczając Harry’ego i
Hermionę. W końcu wszyscy znaleźli się na zewnątrz.
Było już
ciemno, tylko w oddali jarzyły się oświetlone okna zamku. Ruszyli ku niemu bez
słowa. Pettigrew wciąż dyszał chrapliwie i od czasu do czasu pojękiwał i
stękał.
- Jeden
fałszywy krok, Peter - rzekł Lupin ostrzegawczym tonem, celując z boku różdżką
w jego pierś.
Szli w
milczeniu przez błonia, światła zamku rosły im w oczach. Snape szybował
dziwacznie przed Syriuszem; podbródek obijał mu się o pierś. I nagle...
Chmura
minęła księżyc. Na ziemi pojawiły się długie cienie. Całą grupę skąpało blade
światło.
Snape wpadł
na Lupina, Petera i Rona, którzy nagle się zatrzymali. Syriusz zamarł.
Wyciągnął rękę, by zatrzymać Harry’ego i Hermionę.
Rozległo się ohydne warczenie. Głowa
Lupina zaczęła się wydłużać. Ramiona zwisły. Gęste włosy wyrastały na twarzy i
dłoniach, które zakrzywiły się w zakończone pazurami kły. Kłapnęły długie
szczęki wilkołaka. Krzywołap najeżył się cały i cofał powoli na ugiętych
łapach...
Stojący obok Harry’ego Syriusz nagle zniknął. On też się przemienił.
Olbrzymi pies skoczył do przodu. Wilkołak miotał się i skręcał, aż wyszarpnął
łapę z kajdanków. Pies chwycił go za kark i odciągnął od Rona i Pettigrew. Zwarli
się, pysk przy pysku, drapiąc wściekle pazurami... Wilkołak raz po raz trafiał
Łapę pazurami odrzucając go od siebie, ale pies ciągle odbijał się łapami od ziemi i rzucał z powrotem na
wilkołaka. Niestety bez Jamesa – w postaci jelenia – nie był w stanie zapanować
nad rządną krwi bestią. Ostatni atak widmowego psa zakończył walkę. Rzucił się
na ofiarę pełni, ale ten trafił go pazurami w pysk, zatapiając je głęboko.
Szarpnął pazurami wbitymi we włochaty pysk psa, tak że ten podleciał w górę.
Kiedy zaczął spadać poczuł w karku ból, który nie pozwalał mu się ruszyć. Rozpoznał,
że to wilkołak ugryzł go w kark. Po kilku ułamkach sekundy zaczął obficie
krwawić.
- Syriuszu,
on uciekł, Pettigrew zamienił się w szczura! - krzyknął Harry.
Black leżał w trawie, z pyska i karku ciekła mu krew. Na słowa Harry’ego
poderwał się jednak i po chwili stłumiony odgłos jego łap zaniknął w ciszy, gdy
pognał przez błonie. Pędził ile sił w nogach w stronę, gdzie jak wskazał Harry
uciekł szczur.
Dobiegał do jeziora,
kiedy ponownie rzucił się ku niemu wilkołak. Ponownie wbił pazury w psa – tym razem
trafił w grzbiet. Łapa upadł na ziemię i wydał z siebie skowyt poważnie
zranionego psa. Lunatyk zniknął mu z oczu. Nie było go nigdzie, zniknął całkowicie
z horyzontu. Daleko stąd widział jakieś kilkadziesiąt sylwetek lewitujących ku
niemu. Syriusz zmienił się ponownie w człowieka i wykończony fizycznie walką z
wilkołakiem, a także przeżyciami z ostatnich kilkunastu lat utracił przytomność…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz