Rodział jest w całości skopiowany z "HP i Więźień Azkabanu" - wszelkie prawa należą do pani J.K.Rowling. Zdecydowałem, że lepiej żeby ta część była nadal taka sama jak w książce, więc zapewne większość czytelników zna już ten rodział, mimo tego warto przeczytać ponownie...
Rozdział 11
Rodzinne
spotkanie
Ron otworzył szeroko oczy, wpatrzony w coś ponad ramieniem Harry’ego.
Harry odwrócił się gwałtownie. Zobaczył ciemną postać, która zatrzasnęła z
hukiem drzwi.
Był to
mężczyzna z długimi, splątanymi, sięgającymi prawie do pasa włosami. Gdyby nie
przenikliwe oczy płonące w głębokich, ciemnych oczodołach można by go uznać za
trupa. Woskowa skóra tak ciasno opinała się na jego twarzy, że głowa
przypominała nagą czaszkę. Żółte zęby obnażone były w uśmiechu.
Przed nimi stał Syriusz Black.
-
Expelliarmus! - zawołał ochrypłym głosem, wskazując na nich różdżką Rona.
Różdżki
wyrwały im się z rąk i wystrzeliły w powietrze.
Black
złapał je zręcznie, po czym zrobił krok w ich stronę. Oczy miał utkwione w
Harrym.
- Byłem
pewny, że przyjdziesz, żeby ratować swego przyjaciela. - Jego głos brzmiał tak,
jakby go dawno nie używał. - Twój ojciec zrobiłby to samo dla mnie. Jesteś
dzielny, nie pobiegłeś po nauczyciela. A ja jestem ci za to wdzięczny... bo to
wszystko bardzo ułatwi...
Uwaga na temat ojca zadźwięczała w uszach Harry’ego tak, jakby Black ją
wykrzyczał. Poczuł w piersiach falę gorącej nienawiści, która wyparła strach.
Po raz pierwszy w życiu zapragnął mieć znowu różdżkę w ręku nie po to, by się
bronić, ale po to, żeby zaatakować... żeby zabić. Bez zastanowienia zrobił krok
do przodu, ale Ron i Hermiona natychmiast złapali go za ręce i zatrzymali.
- Nie,
Harry, nie! - wydyszała Hermiona. Ron stał, chwiejąc się lekko, a blady był jak
kreda.
- Jeśli
chcesz zabić Harry’ego - krzyknął zapalczywie - będziesz musiał zabić i nas!
Coś
zamigotało w ocienionych oczach Blacka.
- Połóż się
- powiedział cicho. - Połóż się, bo jeszcze bardziej uszkodzisz sobie nogę.
-
Słyszałeś? - wyrzucił z siebie Ron, trzymając się kurczowo Harry’ego, żeby nie
upaść. - Będziesz musiał zabić nas troje!
- Tej nocy
dojdzie tylko do jednego morderstwa - rzekł Black, szczerząc zęby.
- Tylko
jednego? - prychnął Harry, próbując się wyswobodzić z uścisku Rona i Hermiony.
- Co się stało? Ostatnim razem nie byłeś taki łagodny, prawda? Nie zawahałeś
się przed zabiciem tych wszystkich mugoli, chociaż zależało ci tylko na śmierci
tego małego Pettigrew... Co się stało, czyżbyś zmiękł w Azkabanie?
- Harry! -
jęknęła Hermiona. - Uspokój się!
- ON ZABIŁ
MOICH RODZICÓW! - ryknął Harry.
Szarpnął się z całej siły, wyrwał z ich uścisków i rzucił się do
przodu...
Zapomniał o
czarach... zapomniał, że jest mały, chudy i ma trzynaście lat, a Black jest
wysokim, dorosłym mężczyzną. Wiedział tylko jedno: musi dorwać tego drania i
uderzyć go, powalić, zranić, udusić, choćby miało go to kosztować życie...
Być może
Black nie przewidział, że Harry może zrobić coś tak głupiego, w każdym razie
nie zdążył podnieść różdżki. Ręka Harry’ego zacisnęła się wokół jego przegubu,
pięść drugiej trafiła go w skroń i obaj wpadli na ścianę...
Hermiona wrzeszczała, Ron wył jak opętany, z końców różdżek w dłoni
Blacka wystrzeliło oślepiające światło, a za nim strumienie iskier, które
minęły twarz Harry’ego o cal. Harry czuł, jak żylasta ręka pod jego palcami
skręca się i szarpie, ale trzymał ją mocno, a drugą dłonią tłukł Blacka na
oślep.
Lecz druga
ręka Blacka odnalazła w końcu jego gardło...
- Nie -
syknął. - Za długo na to czekałem...
Długie palce zacisnęły się mocniej na gardle Harry’ego, który zaczął się
krztusić.
Przez
przekrzywione okulary zobaczył nagle wynurzającą się skądś stopę Hermiony.
Black stęknął z bólu i puścił go. Ron rzucił się na rękę Blacka, wciąż
trzymającą różdżki. Rozległ się cichy trzask...
Uwolnił się
z kłębowiska ciał i dostrzegł własną różdżkę, toczącą się po podłodze, rzucił
się ku niej, lecz...
- Aaach!
To Krzywołap włączył się do walki, wbijając mu w ramię pazury. Harry
strząsnął go z siebie, ale kot skoczył ku jego różdżce...
- NIE! NIE
WOLNO! - wrzasnął Harry i kopnął Krzywołapa, który odskoczył, prychając
gniewnie. Harry porwał swoją różdżkę, odwrócił się...
- Odsuńcie
się! - krzyknął do Rona i Hermiony.
Nie trzeba
im było tego powtarzać. Hermiona, z trudem łapiąc powietrze i z krwawiącą
wargą, rzuciła się w bok, chwytając różdżkę swoją i Rona. Ron doczołgał się do
łóżka i padł na nie bez tchu, trzymając się za złamaną nogę; twarz mu
pozieleniała.
Black leżał
pod samą ścianą. Jego wychudła pierś unosiła się i opadała szybko, kiedy
obserwował, jak Harry podchodzi wolno, z różdżką wycelowaną prosto w jego
serce.
- Chcesz
mnie zabić, Harry? - wyszeptał.
Harry
zatrzymał się tuż nad nim, wciąż celując różdżką w jego pierś. Wokół lewego oka
Blacka pojawił się nabrzmiewający szybko siniak, a z nosa sączyła się krew.
- Zabiłeś
moich rodziców - powiedział Harry lekko roztrzęsionym głosem, ale ręka z
różdżką nawet nie drgnęła.
Black
wpatrywał się w niego swoimi głęboko zapadniętymi oczami.
- Nie
przeczę... - odrzekł cicho. - Ale gdybyś wiedział wszystko...
- Wszystko?
- powtórzył Harry, czując łomotanie w uszach. - Sprzedałeś ich Voldemortowi, to
mi wystarczy!
- Musisz
mnie wysłuchać - powiedział Black natarczywie, - Będziesz żałował, jak mnie nie
wysłuchasz... Nie rozumiesz...
- Rozumiem
o wiele więcej, niż ci się wydaje - przerwał mu Harry, ale głos mu drżał
jeszcze bardziej. - Nigdy jej nie słyszałeś, co? Mojej mamy... próbującej
powstrzymać Voldemorta przed zabiciem mnie... i to ty do tego doprowadziłeś...
ty ich zdradziłeś...
Zanim
którykolwiek z nich zdążył wypowiedzieć słowo, coś rudego śmignęło koło
Harry’ego. Krzywołap wylądował na piersi Blacka i ułożył się na niej,
zasłaniając serce. Black zamrugał i spojrzał na kota.
- Uciekaj -
mruknął, próbując go z siebie strącić.
Ale
Krzywołap wbił pazury w jego szatę i nie chciał puścić. Zwrócił swój brzydki,
płaski pysk w stronę Harry’ego i patrzył na niego wielkimi żółtymi oczami.
Gdzieś na prawo załkała głośno Hermiona.
Harry wpatrywał się w Blacka i Krzywołapa, ściskając mocno różdżkę. Co z
tego, że będzie musiał zabić również i tego kota? To sprzymierzeniec Blacka...
jeśli gotów jest umrzeć w jego obronie, to już jego sprawa... Jeśli Black chce
go uratować, świadczyłoby to tylko o tym, że więcej dla niego znaczy kot niż
rodzice Harry’ego... Podniósł różdżkę. Nadeszła chwila, aby to uczynić.
Nadeszła chwila zemsty za matkę i ojca. Tak, zabije Blacka. Musi go zabić. To
jego chwila.
Sekundy wlokły się powoli, a Harry wciąż stał jak wryty z wyciągniętą
różdżką, Black wpatrywał się w niego, Krzywołap przywarł do piersi Blacka,
gdzieś z podłogi dochodził chrapliwy oddech Rona. Hermiony nie słyszał.
I wówczas rozległ się jakiś dźwięk...Odgłos przytłumionych kroków... ktoś
schodził po schodach.
- TU
JESTEŚMY! - wrzasnęła Hermiona. - NA GÓRZE... SYRIUSZ BLACK... SZYBKO!
Black
drgnął tak gwałtownie, że Krzywołap z trudem utrzymał się na jego piersi. Harry
zacisnął kurczowo palce na różdżce. Zrób to teraz! - zabrzmiał mu w głowie
głos. Lecz kroki zadudniły ponownie, tym razem po schodach - a Harry wciąż nie
mógł się na to zdobyć.
Drzwi
otworzyły się z trzaskiem, buchnęły czerwone iskry, a Harry odwrócił się i
ujrzał, jak do pokoju wpada profesor Lupin. Był blady, w ręku trzymał różdżkę.
Rzucił okiem na Rona leżącego na podłodze, na Hermionę kulącą się obok drzwi,
na Harry’ego stojącego nad Blackiem z wyciągniętą różdżką, a potem na samego
Blacka, okrwawionego i leżącego u stóp Harry’ego.
-
Expelliarmus! - krzyknął Lupin.
Różdżka Harry’ego ponownie wyrwała mu się z ręki i to samo stało się z
różdżkami trzymanymi przez Hermionę. Lupin złapał je zręcznie w powietrzu, a
potem przeszedł na środek pokoju, wpatrując się w Blacka, na którego piersi
wciąż leżał Krzywołap.
Harry stał
nieruchomo, czując w sobie straszliwą pustkę. Nie zrobił tego. Nerwy go
zawiodły. Black zostanie wydany w ręce dementorów.
I wtedy
Lupin przemówił, a głos miał bardzo dziwny, bo drżący od z trudem
powstrzymywanych emocji.
- Gdzie on
jest, Syriuszu?
Harry
spojrzał szybko na Lupina. O co tu chodzi? O kim Lupin mówi? Znowu popatrzył na
Blacka.
Twarz
Blacka nie wyrażała niczego. Przez kilka sekund nawet się nie poruszył. A potem
bardzo powoli podniósł rękę i wskazał na Rona. Harry spojrzał na Rona, którego
twarz zastygła w wyrazie osłupienia.
- Ale... -
mruknął Lupin, wpatrując się w Blacka tak uporczywie, jakby chciał poznać jego
myśli - ...dlaczego dotąd się nie ujawnił? Chyba że... - oczy mu się nagle
rozszerzyły, jakby zobaczył coś poza Blackiem, coś, czego żadne z nich nie było
w stanie dostrzec - ...chyba że to on był tym... chyba że zamieniliście się...
nic mi nie mówiąc...
Black
powoli kiwnął głową, nie spuszczając wzroku z Lupina.
- Panie
profesorze - powiedział głośno Harry - co tu się...
Ale nie
skończył zdania, bo to, co zobaczył, sprawiło, że głos uwiązł mu w gardle.
Lupin opuścił różdżkę. Podszedł do Blacka, chwycił go za rękę, pociągnął,
pomagając mu wstać i... i uściskał go jak brata. Krzywołap spadł na podłogę.
Harry
poczuł się tak, jakby jechał bardzo szybką windą.
- TO
NIEMOŻLIWE! - krzyknęła piskliwie Hermiona.
Lupin puścił Blacka i odwrócił się do niej. Podniosła się z podłogi i
wyciągnęła rękę w kierunku Lupina, wytrzeszczając na niego oczy.
- Ty...
ty...
-
Hermiono...
- ...ty i
on!
- Hermiono,
uspokój się...
- Nie
powiedziałam nikomu! Ukrywałam to ze względu na ciebie...
- Hermiono,
wysłuchaj mnie, proszę! - krzyknął Lupin. - Zaraz ci wyjaśnię!
Harry dygotał, nie ze strachu, ale z wściekłości.
- Zaufałem
ci - krzyknął do Lupina - a ty przez cały czas byłeś jego przyjacielem!
- Mylisz
się - rzekł Lupin. - Nie byłem przyjacielem Blacka przez dwanaście lat, ale
teraz jestem... Pozwól mi wyjaśnić...
- NIE! -
krzyknęła Hermiona. - Harry, nie ufaj mu, to on pomógł Blackowi dostać się do
zamku, on też pragnie twojej śmierci... to WILKOŁAK!
Zaległa
głucha cisza. Wszystkie oczy utkwione były teraz w Lupinie, który nadal był
spokojny, choć zbladł.
- Wstydź
się, Hermiono, to grubo poniżej twoich zwykłych możliwości - stwierdził sucho.
- Z tych trzech zdań tylko jedno jest prawdziwe. Nie pomagałem Syriuszowi w
przedostaniu się do zamku i na pewno nie pragnę śmierci Harry’ego... - Dziwny
skurcz przebiegł przez jego twarz. - Ale nie przeczę, że jestem wilkołakiem...
Ron
spróbował wstać, ale upadł z powrotem, jęcząc z bólu. Lupin ruszył ku niemu z
zatroskaną miną, ale Ron wydyszał:
- Nie
dotykaj mnie, wilkołaku! Lupin zatrzymał się, a potem, z pewnym oporem,
odwrócił się do Hermiony i zapytał:
- Od kiedy
o tym wiesz?
- Od dawna
- szepnęła Hermiona. - Od czasu, gdy pisałam wypracowanie dla profesora
Snape’a...
- Byłby
zachwycony - rzekł chłodno Lupin. - Zadał wam ten temat, mając nadzieję, że
ktoś zda sobie sprawę, o czym świadczą objawy mojej choroby. Sprawdzałaś tabele
księżycowe? Zrozumiałaś, że zawsze jestem chory podczas pełni? A może zwróciło
twoją uwagę to, że bogiń zamienił się w księżyc, kiedy mnie zobaczył?
- I to, i
to - odpowiedziała cicho Hermiona. Lupin zaśmiał się sztucznie.
- Jesteś
najmądrzejszą trzynastoletnią czarownicą, jaką kiedykolwiek spotkałem,
Hermiono.
- Nie -
wyszeptała Hermiona. - Gdybym była choć trochę mądrzejsza, powiedziałabym
wszystkim, kim naprawdę jesteś!
- Przecież
wiedzą - powiedział Lupin. - W każdym razie nauczyciele.
-
Dumbledore zatrudnił cię, wiedząc, że jesteś wilkołakiem? - zdumiał się Ron. -
Czy on zwariował?
- Niektórzy
nauczyciele tak myśleli - powiedział Lupin. - Dużo wysiłku włożył w to, żeby
ich przekonać, że zasługuję na zaufanie...
- I MYLIŁ
SIĘ! - ryknął Harry. - POMAGAŁEŚ MU PRZEZ CAŁY CZAS! - Wskazał na Blacka, który
podszedł chwiejnie do łóżka z czterema kolumienkami i opadł na nie, zakrywając
twarz drżącą dłonią. Krzywołap wskoczył mu na kolana, mrucząc głośno. Ron
odsunął się od nich, wlokąc za sobą złamaną nogę.
- Nie
pomagałem Syriuszowi - powiedział Lupin. - Jeśli dacie mi szansę, wszystko
wyjaśnię. Zobaczcie...
Rozdzielił
trzymane w ręku różdżki i po kolei rzucił je ich właścicielom. Harry,
oszołomiony, złapał w powietrzu swoją.
- Proszę -
powiedział Lupin, wtykając swoją różdżkę za pas. - Jesteście uzbrojeni, my nie.
Teraz mnie wysłuchacie?
Harry nie
wiedział, co o tym myśleć. Czy to jakaś nowa sztuczka?
- Jeśli mu
nie pomagałeś - powiedział, rzucając wściekłe spojrzenie na Blacka - to skąd
wiedziałeś, że jest tutaj?
- Mapa -
odrzekł Lupin. - Mapa Huncwotów. Przyjrzałem się jej w moim gabinecie i...
- Wiesz,
jak ona działa? - zapytał podejrzliwie Harry.
-
Oczywiście - odpowiedział Lupin, machając niecierpliwie ręką. - Pomagałem ją
narysować. To ja jestem Lunatyk... tak mnie w szkole nazywali moi przyjaciele.
- Ty ją
narysowałeś?!
-
Najważniejsze jest to, że dziś wieczorem obejrzałem ją sobie dokładnie,
ponieważ domyślałem się, że ty, Ron i Hermiona możecie wymknąć się z zamku,
żeby odwiedzić Hagrida przed egzekucją Hardodzioba. I miałem rację, prawda?
Zaczął się
przechadzać tam i z powrotem, patrząc na nich. Spod jego stóp wzbijały się małe
obłoczki kurzu.
- Mogłeś
mieć na sobie starą pelerynę swojego ojca, Harry...
- Skąd
wiesz o pelerynie?
- Tyle razy
widziałem, jak James pod nią znikał... - odrzekł Lupin, znowu machając
niecierpliwie ręką. - Rzecz w tym, Harry, że nawet kiedy ją mieliście na sobie,
widać was było na Mapie Huncwotów. Obserwowałem, jak idziecie przez błonie i
wchodzicie do chaty Hagrida. Dwadzieścia minut później wyszliście stamtąd i
skierowaliście się w stronę zamku. Ale wówczas ktoś już wam towarzyszył.
- Co? -
zapytał Harry ze zdumieniem. - Nie, to nieprawda!
- Ja też
nie mogłem uwierzyć własnym oczom - rzekł Lupin, wciąż krążąc po pokoju. -
Myślałem, że z tą mapą coś jest nie w porządku. Bo niby skąd on tam się wziął?
- Nikogo z
nami nie było!
- A wtedy
zobaczyłem jeszcze jedną plamkę, poruszającą się szybko w waszym kierunku, a
przy plamce było imię i nazwisko... Syriusz Black... Zobaczyłem, jak wpada na
was, jak wciąga was dwóch pod wierzbę bijącą...
- Jednego z
nas! - zawołał ze złością Ron.
- Nie, Ron
- powiedział Lupin. - Dwóch... Zatrzymał się i zmierzył Rona chłodnym
spojrzeniem.
- Mógłbym
rzucić okiem na twojego szczura?
- Co? A co
ma z tym wspólnego mój szczur?
- Wszystko
- odparł Lupin. - Mogę go zobaczyć?
Ron zawahał
się, a potem wsunął rękę za pazuchę i wyciągnął wyrywającego się rozpaczliwie
Parszywka. Musiał go złapać za ogon, by zapobiec ucieczce. Leżący na kolanach
Blacka Krzywołap podniósł się i cicho zasyczał.
Lupin
podszedł do Rona. Wydawało się, że wstrzymał oddech, wpatrując się bacznie w
Parszywka.
- No i co?
- zapytał przestraszony Ron, podsuwając mu Parszywka pod nos. - Co mój szczur
ma z tym wszystkim wspólnego?
- To nie
jest szczur - zachrypiał nagle Black.
- Co?
Przecież każdy widzi, że to szczur...
- Mylisz
się - powiedział szybko Lupin. - To czarodziej.
- Animag -
dodał Black. - Nazywa się Peter Pettigrew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz