Rozdział 77
Związek Ślizgoński
Po
przetransportowaniu z Hogwartu, rodzina Malfoyów przebywała przez kilka 3 dni i
noc w tymczasowym areszcie w Ministerstwie Magii. Tam dzięki wpływom Lucjusza
cieszyli się względnym spokojem. Odwiedził ich wtedy jeden z pracowników
Departamentu Przestrzegania Prawa. Mówił im o prawach jakie przysługują
więźniom, nie omieszkał przy tym wspomnieć o tym jak dobrze by im było w
areszcie, gdyby minister nie odwołał kilkunastu praw ustanowionych przez
administracje poprzednika.
- Kto jest ministrem? - spytał ostro Lucjusz.
- Kingsley Shacklebolt.
Malfoy
zmarszczył brwi. Nie uszło to uwadze jego syna. Kingsley był dawnym aurorem.
Ukrył się kiedy Lord Voldemort doszedł do władzy z tylnego fotela. Potem
pojawił się dopiero podczas Bitwy o Hogwart. Dowodził nawet jedną z grup
obrońców zamku. Będąc też bliskim współpracownikiem Albusa D. tuż przed
śmiercią nie rokował zbyt wielkich nadziei na pójście na kompromis.
Następnie
trójka Malfoyów została przetransportowana w asyście czwórki aurorów do
Azkabanu Nie było tam ani śladu dementorów. Oznaczało to, że nowy minister nie
zastosował amnestii wobec wrogów sprzed kilku dni i sojuszników
najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii Wielkiej Brytanii.
- Widzę, że nas jednak nie zdradziłeś! - ryknął jeden z
śmierciożerców do Lucjusza.
- Czekaliśmy - zawtórował mu jeden z braci Lestrange.
- Miło cię widzieć Rudolfie - wycedził przez zaciśnięte
zęby Lucjusz.
Dracon
został zamknięty w jeden z pustych cel w pobliżu Rudolfa. Jego rodzice zostali
ulokowani nieco dalej. Sądząc po odgłosach matka znajdowała się bliżej niego, a
ojciec zdecydowanie dalej.
- Niedługo będą was przesłuchiwać - warknął Rudolf.
Draco
głośno przełknął ślinę. Nie jadł zbyt
wiele podczas pobytu w więzieniu. Zbladł i stracił jeszcze bardziej na wadze.
Przez pierwsze cztery dni nikt nie zadał sobie trudu aby go poinformować jak
długo tu jeszcze będzie, o co jest oskarżony czy chociażby zabrać go na
przesłuchanie.
- Tydzień od bitwy, a ty ciągle żywy - poinformował go
głośno Lestrange.
Malfoy
nie odpowiedział.
- Zostaw chłopaka - odwarknął natomiast jakiś inny męski
głos zza krat.
Rudolf
rozpoczął gwałtowną sprzeczkę, którą przerwał dopiero jeden ze strażników,
który usłyszał wrzaski. Zagroził wszystkim więźniom w pobliżu, że jeśli afera
się powtórzy wszyscy zostaną pozbawieni możliwości mówienia.
Wreszcie
po upływie kolejnych kilku dni, Draco usłyszał jak w pobliskich celach
więźniowie plotkują o tym, że jego ojciec został zabrany na przesłuchanie do
ministerstwa i wrócił po upływie kilku godzin. Nie dowiedział się niestety, że
słowa jego ojca zmieniły cokolwiek w jego sytuacji. Następnego dnia usłyszał,
że jego matka także została już przesłuchana. Podobno wróciła znacznie szybciej
niż mąż.
- Lucek sypie - zasyczał Lestrange.
Draco
bardzo długo myślał co powinien zrobić, kiedy i po niego przyjdą. Miał co
prawda na ręce wypalony Mroczny Znak, ale był jednym z mniej zaufanych
śmierciożerców. Nie miał dostępu do ważnych informacji, te miał jego ojciec. On
sam pomagał Carrowom i Severusowi Snape'owi w utrzymaniu porządku w Hogwarcie.
Informacje o tym nie mogły w niczym pomóc Kingsleyowi. Rodzeństwo
śmierciożerców spoczywało martwe w jednym z masowych grobów, do których
pochowano śmierciożerców i ich sojuszników poległych w ostatecznej bitwie.
- Idą po ciebie - powiedział Rudolf dzień po przesłuchaniu
Narcyzy.
Istotnie
pod celą Dracona ustawiło się para aurorów (facet koło pięćdziesiątki i
blondynka koło trzydziestki) towarzyszył im jeden ze strażników.
- Ustaw się pod ścianą, twarzą do niej - polecił strażnik
- łapy do góry, nogi szeroko.
Chłopak
wykonał jego polecenie. Poczuł jak coś metalowego krępuje ruchy jego
nadgarstków. Następnie silna, pomarszczona dłoń spoczęła na jego karku i
zmusiła do schylenia się pod kątem 90 stopni do przodu. Czubek jakiejś giętkiej
różdżki wbił mu się w krzyż i tak został wyprowadzony z celi.
- Pokazówka - mruknął wuj chłopaka.
- Zostawcie chłopaka! - ryknął ktoś inny.
- Skurwysyny - warknęła jakaś kobieta.
Aurorzy
pozostali niewzruszeni. Skoro przetrwali rządy Voldemorta musieli być na prawdę
dobrzy albo chociaż potrafili się świetnie ukrywać. Jeśli tak, mogli pozostać bezpieczni nawet
gdyby wygrażający im śmierciożercy mieliby kiedykolwiek jeszcze odzyskać
jakikolwiek wpływ na władzę. Prawdę mówiąc było to mocno wątpliwe i Draco
zdawał sobie z tego sprawę. W związku z tym, nie był też w dalszym ciągu pewny
tego co powinien powiedzieć na przesłuchaniu.
- Ciebie przesłuchamy tutaj - oznajmiła kobieta.
Zatrzymali
się przed jednym z pomieszczeń na parterze więziennego budynku. Na tym piętrze
nie było żadnych zatrzymanych lub osadzonych mężczyzn ani kobiet.
Przed
wejściem zobaczył jak na drugim końcu długiego korytarza trójka zamaskowanych
osób prowadzi jego matkę. Nie była jednak skuta czy w żaden inny sposób
pozbawiona możliwości swobodnego ruchu. Brakowało jej tylko różdżki. Była
wysoka, smukła i niewzruszona jak zawsze. Ubrana po mugolsku, co miało ją
zapewne upokorzyć. Przyodziano ją w niebieskie jeansy, gumowe, różowe klapki
oraz wąską w tali beżową koszulkę na ramiączkach z głębokim dekoltem.
- Draco... - wyjąkała słabo, ale dobrze słyszalnie.
- Mamo - powiedział niemal szeptem.
Auror
zmusił go do wejścia do komnaty. Nie patrzył co jest w środku. Wpatrywał się w
matkę idącą dostojnym krokiem przed trójką oprawców. Nagle rozległ się plask, a
jeden z zamaskowanych mężczyzn dał Narcyzie mocnego klapsa w tyłek.
- Ach, żebyś ty nie była... - rozmarzył się auror.
- I tak byś mi nie sprostał - odcięła się chłodno
Narcyza.
Dalszą
wymianę zdań przerwała pani auror, która zamknęła drzwi z głośnym trzaskiem.
Poczuł jak narasta w nim gniew. Jeśli tak chcieli zmotywować go do zeznań to
przeliczyli się. Nie powie nic!
Dopiero
teraz rozejrzał się gniewnie po komnacie. Było to małe pomieszczenie. Niemal
pozbawione mebli. Na środku stał wąski stół. Przy nim znajdowały się dwa
krzesła po przeciwległych bokach. W kącie znajdowało się duże wiadro z wodą.
Obok stał kufer.
- Usiądź - powiedział chłodno auror.
Sam
mężczyzna zajął drugie krzesło. Kobieta oparła się o ścianę naprzeciw stołu.
Draco nie spełnił ich prośby. Zrobił to dopiero, kiedy kobieta wykorzystując
jakiś chwyt zapaśniczy usadziła go twarzą w twarz z przesłuchującym go aurorem.
- Nazwisko - wycedził tamten.
Brak
reakcji.
- Nazwisko! - ryknął mężczyzna.
- Dracon Malfoy.
- Tak lepiej - odpowiedział tamten - auror Proudfoot -
przedstawił się - co nam możesz powiedzieć o śmierciożercach i ich przywódcy?
W
odpowiedzi chłopak podciągnął rękaw przysłaniający znak rozpoznawczy każdego z
najwierniejszych popleczników Lorda Voldemorta. Kobieta wciągnęła ze świstem
powietrze.
- No to mamy już 5 lat - powiedział z uznaniem Proudfoot
- teraz od ciebie zależy czy wyrok będzie krótszy czy dłuższy. Opowiadaj co
wiesz.
Draco
nic nie powiedział. Nie dał też różdżki, kiedy poprosił o to auror. Nie
potwierdził też tezy jakoby Harry Potter miał odebrać mu ją. Nie odpowiedział
też na żadne inne pytanie.
- Nie mamy pozwolenia na Veritaserum - stwierdziła
blondynka.
- Racja - przytaknął auror - Trzeba odstawić go do celi.
Wrócił
do celi. Niektórzy spośród osadzonych byli tym wyraźnie zaskoczeni. Inni
dodawali mu otuchy. Jakaś kobieta żywo bluzgała aurorów, ministra i strażnika
odprowadzającego Draco do celi.
- Co im powiedziałeś? - spytał z zaciekawieniem Rudolf.
- Jak się nazywam.
Więcej
pytań już mu nie zadano z sąsiednich cel. Od tej pory nikt nie atakował go
werbalnie do czasu... Do czasu aż wyszło na jaw, że Narcyza Malfoy opuściła
Azkaban. To właśnie wtedy chłopak wysłuchał najwięcej oskarżeń pod adresem
swojej rodzicielki, jej sposobu prowadzenia się, wątpliwej moralności i sposobu
w jaki miała opuścić więzienie. Lepiej nie było, kiedy w połowie miesiąca
Lucjusz także wyszedł na wolność. Co prawda za kaucją, ale metoda ta była
niemożliwą do zrealizowania dla większości zebranych tu osób - pomimo ich chęci
do wpłacenia kaucji.
- JA TU WCIĄŻ JESTEM! - ryknął chłopak, któregoś dnia
kiedy nie mógł wytrzymać już oskarżeń ze stron wuja i innych więźniów.
W między
czasie rozpoczęły się procesy śmierciożerców, szmalcowników i innych
czarodziejów będących stronnikami Voldemorta. Dopiero pod koniec miesiąca,
prawdopodobnie za wstawiennictwem rodziców, Draco został zabrany na
przesłuchanie pod wpływem Eliksiru Prawdy. Jego rezultat nie dał podstaw do
oskarżenia go o morderstwa czy inne zbrodnie typowe dla śmierciożerców. Miał
szczęście, że Carow kazał im testować na sobie klątwy torturujące, ponieważ
dzięki temu mógł odpowiedzieć na pytanie o używanie tego czaru, iż ostatnio
robił to na zajęciach. Na szczęście prowadzący tego dnia przesłuchanie ponownie
Proudfoot, nie dopytał czy używał jej też kiedykolwiek wcześniej. Nie zadano mu
też pytania o sposób w jaki śmierciożercy wtargnęli do zamku w dniu
zamordowania Albusa Dumbeldore.
Ostatecznie
Malfoy został zwolniony z Azkabanu. Koniec końców miał za sobą miesięczną
odsiadkę. Poinformowano go też, że za tydzień zostanie przeprowadzony proces
karny wobec niego. Dzięki życzliwej mediacji ojca - jak go poinformowano -
oskarżony zostanie wyłącznie o przynależność do śmierciożerców.
W domu
został powitany przez matkę. Lucjusz podobno był na jakimś spotkaniu z kimś z
ministerstwa. Narcyza natomiast wyglądała niezbyt zdrowo po opuszczeniu
więzienia. Była osłabiona, oczy miała zaczerwienione za pewne od łez, z
pewnością nie przespawała całych nocy.
- Znowu bawi się w politykę? - spytał o ojca.
- Broni resztek swoich interesów.
Zapadło
milczenie. Draco nie wiedział co powiedzieć. Odwykł od rozmawiania.
- Kilkoro twoich znajomych pytało -powiedziała po chwili
Narcyza.
- Kto?
- Pansy, Zabini i syn Notta.
- Czego chcieli?
- Nie mam pojęcia - odparła matka chłopaka - powiedziałam
żeby przyszli jutro wieczorem.
Draco
odszedł do swojego pokoju. Siedział w nim cały czas. Nadopiekuńcza matka
zamartwiała się i pytała co jakiś czas czy wszystko z nim w porządku. Przyniosła
mu obiad, kolację i wodę na noc.
Następnego
dnia chłopak obudził się wreszcie wyspany. Z niepokojem oczekiwał przyjścia
kolegów ze szkoły oraz Pansy. Z nią był szczególny problem. Była w nim
zakochana. Spotykali się... nieregularnie. Formalnie nie chodzili ze sobą, jednak...
zdarzało im się spać ze sobą dość regularnie odkąd udali się na Bal
Bożonarodzeniowy z okazji Turnieju Trójmagicznego. Dziewczyna nie była nigdy
największą pięknością na roku, była raczej przeciętna. Jednakże była też
oddana, posłuszna i całkiem dobra w te sprawy.
Pierwszy
pojawił się Blaise Zabini. Wysoki, czarnoskóry z podłużnymi skośnymi oczami.
Ubrany w lekką, czarną szatę. Przywitał się z gospodarzem, nie zdążyli jeszcze
zacząć rozmawiać, kiedy przybył Teodor i Pansy.
Draco
zaprosił ich do swojego pokoju. Tam usiedli, nieniepokojeni przez nikogo. Pansy
postawiła na stół dużą butelkę Ognistej Whisky. Malfoy przywołał szklanki.
Napełni szklanki do połowy.
- Co u ciebie? - spytał go Murzyn.
- Najpierw toast - odpowiedział Malfoy -za mój powrót na
wolność!
Pozostała
trójka odpowiedziała na toast i wypili skromny łyk alkoholu. Pomimo tego
patrzyli na niego podejrzliwie. Pierwsza odezwała się Pansy.
- Jak ty właściwie wyszedłeś na wolność?
- Nie wyszedłem jeszcze - odpowiedział szokując zebranych
- za sześć dni mam proces. Nic mi nie mogli udowodnić! No poza znakiem...
- Czyli nie sypałeś? - dopytał Blaise.
- Skądże!
- Ok - uciął temat Nott - ludzie są teraz podejrzliwi.
Sam wiesz, nie tacy chojracy się zbyt bardzo otwierali przed aurorami.
- Nie doceniasz mnie- powiedział podniesionym tonem Draco
- co u was?
Spojrzeli
po sobie. Parkinson wzniosła toast za tryumf czystej krwi. Wypili.
- Dostałam wyrok w zawiasach - zaczęła dziewczyna - trzy
lata muszę być grzeczna - wyznała ruszając sugestywnie brwiami. Zabini ryknął
śmiechem.
- Ojciec zginął - zaczął smutnym głosem Teodor - kilku
krewnych zamknęli. Większość czeka na wyrok.
- Żadnych większych strat - oświadczył z dumą Blaise.
- Wypijmy - zaproponował Draco.
Spełnili
jego propozycję. Następnie rozmawiali o zmianach jakie w społeczności
czarodziejów wprowadzał minister Kinglsey, który już od miesiąca sprawował swój
urząd. Draco dowiedział się, że zidentyfikowano już wszystkie poległe osoby w
Bitwie o Hogwart, przeprowadzono lustrację
weryfikację pracowników Azkabanu,
aurorów i kadetów. Więźniowie polityczni osadzeni w więzieniu przez
poprzedni reżim zostali uwolnieni jeszcze nim Draco z rodziną tam trafił. Anulowano
większość dekretów uprawomocnionych przez marionetkę Czarnego Pana. Shacklebolt
ustanowił także nowych szefów Departamentów Kontroli nad Magicznymi
Stworzeniami oraz Przestrzegania Prawa. Trwały także prace lustracyjne
pracowników ministerstwa.
- Poza tym - opowiadał Teodor - każdy, kto walczył w bitwie
i był na naszym roku może wrócić do szkoły lub odebrać dyplom ukończenia szkoły.
- Ktoś wraca?
- Prawie wszyscy z tego co wiem - odpowiedział Blaise -
tylko Longbottom już odebrał dyplom. Został teraz aurorem!
-Pierniczysz!
- Mówi prawdę- potwierdziła podekscytowana Pansy.
Kolejne
kilka minut śmiali się z Gryfona, jego magicznych umiejętności oraz kondycji
ministerstwa podczas rządów Shacklebolta skoro łowców czarnoksiężników miał
zostać Neville.
- Co z Potterem? - spytał Draco zmieniając temat.
- Nie wiadomo - odpowiedział Zabini - w zasadzie to
zniknął z pola widzenia po bitwie. Niby mieszka z tym żywym trupem - tu
opowiedział pokrótce co wiedział o powrocie Syriusza - i pojawia się tylko na
pogrzebach swoich kumpli.
- Celebryta - skwitowała Pansy.
- Dobra zmieńmy temat - powiedział Teodor - jesteśmy w
dupie - wyznał bez ogródek - starzy zawiedli. No twoi może nie, bo pewne
dostaniesz zawiasy albo cię uniewinnią - rzekł do Malfoya - jednak przez ich
błędy nasza sprawa jest przegrana.
Draco
poczuł jak w żołądku coś wywraca mu się na drugą stronę. Niemożliwie żeby
planowali kolejną wojnę dopiero po zakończeniu jednej i całkowitej klęsce sił
zwolenników czystej krwi. Poza tym kto miałby tym kierować? O to też zapytał.
- My, młodzi - odpowiedział Blaise - tylko, że musimy
zmienić strategię.
- Pogadamy o tym po twoim procesie - wyjaśniła Pansy.
- Są ludzie, którzy będą w stanie przeprowadzić Długi
Marsz Po Władzę - wtórował im Nott.
- Kto?
- Zobaczysz na spotkaniu - odpowiedział tajemniczo Zabini
- Pansy przyjdzie po ciebie.
Pogadali
jeszcze o zawieszonej lidze Quidditcha, po czym rozstali się. Parkinson została
jeszcze. Tej nocy kochali się po raz ostatni.
Czas do
przeprowadzenia procesu upłynął Draconowi na samodoskonaleniu się. Podjął wraz
z ojcem decyzję, że powróci do szkoły aby ukończyć edukację. Poza tym po
ostatnich wydarzeniach nie spieszyło mu się do dorosłego życia.
Na
rozprawę w głównym gmachu ministerstwa udał się w towarzystwie matki i ojca.
Sądzony miał być w jednej z bocznych sal. Na głównej akurat odbywała się
kolejna rozprawa jego wuja, Rudolfa.
Przez
cały czas trwania procesu rozmowa toczyła się pomiędzy podstarzałą sędziną, a
jego ojcem. Trwała około godziny. Na zakończenie uznano, że Malfoy junior nie
popełnił żadnych większych zbrodni, do wstąpienia w szeregi śmierciożerców
został zmuszony. Pomocnym okazało się wspomnienie, kiedy Czarny Pan potraktował
na jego oczach Cruciatusem Lucjusza. Ostatecznie uznano, że miesięczna odsiadka
w połączeniu ze znaczną sumą pieniędzy jaką musiał wpłacić na fundusz na rzecz
ofiar reżimu okazały się wystarczającą pokutą.
Mogli wrócić
do domu. Po drodze wiele osób bluzgało ich i życzyło śmierci w męczarniach.
Zwykli czarodzieje nie uwierzyli w brak winy całego rodu Malfoyów. Przed
wejściem do dworu czekała na niego Pansy. Powiedziała rodzicom chłopaka, że
zabiera go na imprezę z okazji jego powrotu na wolność. Zgodzili się, że to
dobry pomysł. Kiedy tylko to usłyszała złapała go za ramię i deportowała z
głośnym trzaskiem.
Zmaterializowali
się przed małym drewnianym budynkiem na południowym wybrzeżu kraju. Czekali tam
na nich Blaise i potężnie zbudowany brunet, ex-reprezentant Slytherina w
Quidditcha, Graham Montague. Przywitali się uściskiem dłoni. Graham wprowadził
ich do środka.
Wewnątrz
znajdowała się zaledwie jedna izba, łazienka oraz mała komórka. W izbie stało
około dziesięciu drewnianych krzeseł oraz stół. Pod ścianami na meblościance
ustawione były książki.
Wszystkie
będące na spotkaniu osoby znane były już Draco. Poza nim, Pansy, Zabinim i Montague.
W odległym kącie siedział Teodor Nott. Obok miejsce zajął wysoki, silny, chłopak
o grubych, choć krótkich, czarnych włosach - Marcus Flint. Milcenta Bulestrode
trzymała się za ręce z Warringtonem. Dalej były - ku ogromnemu szoku Draco -
siostry Dafne i Astoria Greengras.
Starsza,
Dafne była najlepszą laską w Slytherinie. Proste, długie do ramion włosy,
jasnoszare oczy. Urocza buźka i mina pełna powagi, dostojności i wyniosłości.
Miała długie, zgrabne nogi i raczej małe piersi. Był to największy minus jej
wyglądu. Innymi jej wadami było niezdecydowanie jakie sprawie Czarnego Pana
udzieliła jej rodzina. Zaledwie jacyś dalsi krewni znaleźli się w szeregach
śmierciożerców. Nikt spośród nich nie był jednak obrońcą szlam. Młodsza,
Astoria przed bitwą chodziła dopiero do
piątej klasy i miała zdawać SUMY-y w tym miesiącu. Miała ciemniejsze od siostry
włosy i większe piersi. Wcześniej Draco nie zwracał na nią uwagi, gdyż nie
należała wraz z siostrą do grona jego fanek, a była dwa lata młodsza. Kątem oka
dostrzegł jeszcze srebrną bransoletkę z wężami na jej lewym nadgarstku. Nie
wstydziła się bycia Ślizgonką, co było nowością w tych trudnych dla nich
wszystkich czasach.
- To wszyscy? - spytał Malfoy.
- Są jeszcze inni -odpowiedział Flint - nie każdy mógł
się zjawić.
- Skoro już wszyscy są - powiedział Nott - możemy zacząć.
- wstał - Jak już wiecie starszy zawiedli. Nadeszła pora żebyśmy my, młodzi
podjęli kroki do odbudowy siły i wpływów czysto krwistych czarodziejów. Nie
będzie to jednak proste! Droga będzie długa, nasz marsz zajmie lata, wiele lat.
Być może dopiero nasi potomkowie sięgną po władzę! Nasza powrót na szczyt nie
odbędzie się za pomocą klątw i czarów, a dzięki dyplomacji i pracy nad czarodziejami
o niższym pochodzeniu! Miał rację Czarny Pan, że dość już przelewania naszej
krwi! Nadszedł czas na rewolucję. Najpierw będzie to rewolucja naszego
działania! - zakończył i usiadł.
Odpowiedziały
mu oklaski. Malfoy nie miał pojęcia, kiedy Teodor stał się takim wspaniałym
mówcom. Podczas jego szkolnej kariery nie przejawiał takich zdolności. Być może
zostanie przez niego głową rodziny - co prawda z przymusu - pobudziło w nim
takie zdolności.
- Jak będziemy działać? - spytał Warringotn.
- Przede wszystkim praca nad młodymi - odpowiedział
Blaise - Zobaczcie co zrobił Potter z tymi miernotami, które przyjął do swojej
Gwardii. Mieli znaczny wpływ na przebieg walk... Kogo mamy w szkole?
- Astorię i ktoś jeszcze pewnie wróci - wyjaśnił Teodor.
- Wrócę - zapewnił Malfoy. Tak samo zadeklarowali się
Nott, Pansy i Zabini.
- Mam zamiar - powiedziała powoli Dafne ważąc każde słowo
- otworzyć coś, gdzie rodzice będą mogli zostawić dzieci zbyt młode by pójść do
Hogwartu, kiedy oni sami będą w pracy.
Zebrani
pokiwali głową z uznaniem nad pomysłem panny Greengras. Następnie ustalili, że warto
przejąć by jeden z klubów Quidditcha by docierać do starszych osób. Postanowili
także zorganizować manifestacje, która sprawdzi na jakie poparcie i sprzeciw
mogą liczyć w tej chwili. W zamysłach było także wydawanie czasopisma,
najlepiej tygodnika. Na koniec nazwali się Związkiem Ślizgońskim, lecz ich
nazwa miała pozostać tajna i nikomu postronnemu nieznana. Nie wyłonili lidera,
ale wiodące role grali Teodor i Dafne...
// Dziś rzut oka na to jak wygląda sytuacja drugiej strony po Bitwie o Hogwart.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz