Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 19 września 2016

77. Związek Ślizgoński



Rozdział 77
Związek Ślizgoński

            Po przetransportowaniu z Hogwartu, rodzina Malfoyów przebywała przez kilka 3 dni i noc w tymczasowym areszcie w Ministerstwie Magii. Tam dzięki wpływom Lucjusza cieszyli się względnym spokojem. Odwiedził ich wtedy jeden z pracowników Departamentu Przestrzegania Prawa. Mówił im o prawach jakie przysługują więźniom, nie omieszkał przy tym wspomnieć o tym jak dobrze by im było w areszcie, gdyby minister nie odwołał kilkunastu praw ustanowionych przez administracje poprzednika.

- Kto jest ministrem? - spytał ostro Lucjusz.
- Kingsley Shacklebolt.

            Malfoy zmarszczył brwi. Nie uszło to uwadze jego syna. Kingsley był dawnym aurorem. Ukrył się kiedy Lord Voldemort doszedł do władzy z tylnego fotela. Potem pojawił się dopiero podczas Bitwy o Hogwart. Dowodził nawet jedną z grup obrońców zamku. Będąc też bliskim współpracownikiem Albusa D. tuż przed śmiercią nie rokował zbyt wielkich nadziei na pójście na kompromis.

            Następnie trójka Malfoyów została przetransportowana w asyście czwórki aurorów do Azkabanu Nie było tam ani śladu dementorów. Oznaczało to, że nowy minister nie zastosował amnestii wobec wrogów sprzed kilku dni i sojuszników najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii Wielkiej Brytanii.

- Widzę, że nas jednak nie zdradziłeś! - ryknął jeden z śmierciożerców do Lucjusza.
- Czekaliśmy - zawtórował mu jeden z braci Lestrange.
- Miło cię widzieć Rudolfie - wycedził przez zaciśnięte zęby Lucjusz.

            Dracon został zamknięty w jeden z pustych cel w pobliżu Rudolfa. Jego rodzice zostali ulokowani nieco dalej. Sądząc po odgłosach matka znajdowała się bliżej niego, a ojciec zdecydowanie dalej.

- Niedługo będą was przesłuchiwać - warknął Rudolf.

            Draco głośno przełknął ślinę.  Nie jadł zbyt wiele podczas pobytu w więzieniu. Zbladł i stracił jeszcze bardziej na wadze. Przez pierwsze cztery dni nikt nie zadał sobie trudu aby go poinformować jak długo tu jeszcze będzie, o co jest oskarżony czy chociażby zabrać go na przesłuchanie.

- Tydzień od bitwy, a ty ciągle żywy - poinformował go głośno Lestrange.

            Malfoy nie odpowiedział.

- Zostaw chłopaka - odwarknął natomiast jakiś inny męski głos zza krat.

            Rudolf rozpoczął gwałtowną sprzeczkę, którą przerwał dopiero jeden ze strażników, który usłyszał wrzaski. Zagroził wszystkim więźniom w pobliżu, że jeśli afera się powtórzy wszyscy zostaną pozbawieni możliwości mówienia.

            Wreszcie po upływie kolejnych kilku dni, Draco usłyszał jak w pobliskich celach więźniowie plotkują o tym, że jego ojciec został zabrany na przesłuchanie do ministerstwa i wrócił po upływie kilku godzin. Nie dowiedział się niestety, że słowa jego ojca zmieniły cokolwiek w jego sytuacji. Następnego dnia usłyszał, że jego matka także została już przesłuchana. Podobno wróciła znacznie szybciej niż mąż.

- Lucek sypie - zasyczał Lestrange.

            Draco bardzo długo myślał co powinien zrobić, kiedy i po niego przyjdą. Miał co prawda na ręce wypalony Mroczny Znak, ale był jednym z mniej zaufanych śmierciożerców. Nie miał dostępu do ważnych informacji, te miał jego ojciec. On sam pomagał Carrowom i Severusowi Snape'owi w utrzymaniu porządku w Hogwarcie. Informacje o tym nie mogły w niczym pomóc Kingsleyowi. Rodzeństwo śmierciożerców spoczywało martwe w jednym z masowych grobów, do których pochowano śmierciożerców i ich sojuszników poległych w ostatecznej bitwie.

- Idą po ciebie - powiedział Rudolf dzień po przesłuchaniu Narcyzy.

            Istotnie pod celą Dracona ustawiło się para aurorów (facet koło pięćdziesiątki i blondynka koło trzydziestki) towarzyszył im jeden ze strażników.

- Ustaw się pod ścianą, twarzą do niej - polecił strażnik - łapy do góry, nogi szeroko.

            Chłopak wykonał jego polecenie. Poczuł jak coś metalowego krępuje ruchy jego nadgarstków. Następnie silna, pomarszczona dłoń spoczęła na jego karku i zmusiła do schylenia się pod kątem 90 stopni do przodu. Czubek jakiejś giętkiej różdżki wbił mu się w krzyż i tak został wyprowadzony z celi.

- Pokazówka - mruknął wuj chłopaka.
- Zostawcie chłopaka! - ryknął ktoś inny.
- Skurwysyny - warknęła jakaś kobieta.

            Aurorzy pozostali niewzruszeni. Skoro przetrwali rządy Voldemorta musieli być na prawdę dobrzy albo chociaż potrafili się świetnie ukrywać.  Jeśli tak, mogli pozostać bezpieczni nawet gdyby wygrażający im śmierciożercy mieliby kiedykolwiek jeszcze odzyskać jakikolwiek wpływ na władzę. Prawdę mówiąc było to mocno wątpliwe i Draco zdawał sobie z tego sprawę. W związku z tym, nie był też w dalszym ciągu pewny tego co powinien powiedzieć na przesłuchaniu.

- Ciebie przesłuchamy tutaj - oznajmiła kobieta.

            Zatrzymali się przed jednym z pomieszczeń na parterze więziennego budynku. Na tym piętrze nie było żadnych zatrzymanych lub osadzonych mężczyzn ani kobiet.

            Przed wejściem zobaczył jak na drugim końcu długiego korytarza trójka zamaskowanych osób prowadzi jego matkę. Nie była jednak skuta czy w żaden inny sposób pozbawiona możliwości swobodnego ruchu. Brakowało jej tylko różdżki. Była wysoka, smukła i niewzruszona jak zawsze. Ubrana po mugolsku, co miało ją zapewne upokorzyć. Przyodziano ją w niebieskie jeansy, gumowe, różowe klapki oraz wąską w tali beżową koszulkę na ramiączkach z głębokim dekoltem.

- Draco... - wyjąkała słabo, ale dobrze słyszalnie.
- Mamo - powiedział niemal szeptem.

            Auror zmusił go do wejścia do komnaty. Nie patrzył co jest w środku. Wpatrywał się w matkę idącą dostojnym krokiem przed trójką oprawców. Nagle rozległ się plask, a jeden z zamaskowanych mężczyzn dał Narcyzie mocnego klapsa w tyłek.

- Ach, żebyś ty nie była... - rozmarzył się auror.
- I tak byś mi nie sprostał - odcięła się chłodno Narcyza.

            Dalszą wymianę zdań przerwała pani auror, która zamknęła drzwi z głośnym trzaskiem. Poczuł jak narasta w nim gniew. Jeśli tak chcieli zmotywować go do zeznań to przeliczyli się. Nie powie nic!

            Dopiero teraz rozejrzał się gniewnie po komnacie. Było to małe pomieszczenie. Niemal pozbawione mebli. Na środku stał wąski stół. Przy nim znajdowały się dwa krzesła po przeciwległych bokach. W kącie znajdowało się duże wiadro z wodą. Obok stał kufer.

- Usiądź - powiedział chłodno auror.

            Sam mężczyzna zajął drugie krzesło. Kobieta oparła się o ścianę naprzeciw stołu. Draco nie spełnił ich prośby. Zrobił to dopiero, kiedy kobieta wykorzystując jakiś chwyt zapaśniczy usadziła go twarzą w twarz z przesłuchującym go aurorem.

- Nazwisko - wycedził tamten.

            Brak reakcji.

- Nazwisko! - ryknął mężczyzna.

- Dracon Malfoy.
- Tak lepiej - odpowiedział tamten - auror Proudfoot - przedstawił się - co nam możesz powiedzieć o śmierciożercach i ich przywódcy?

            W odpowiedzi chłopak podciągnął rękaw przysłaniający znak rozpoznawczy każdego z najwierniejszych popleczników Lorda Voldemorta. Kobieta wciągnęła ze świstem powietrze. 

- No to mamy już 5 lat - powiedział z uznaniem Proudfoot - teraz od ciebie zależy czy wyrok będzie krótszy czy dłuższy. Opowiadaj co wiesz.

            Draco nic nie powiedział. Nie dał też różdżki, kiedy poprosił o to auror. Nie potwierdził też tezy jakoby Harry Potter miał odebrać mu ją. Nie odpowiedział też na żadne inne pytanie.

- Nie mamy pozwolenia na Veritaserum - stwierdziła blondynka.
- Racja - przytaknął auror - Trzeba odstawić go do celi.

            Wrócił do celi. Niektórzy spośród osadzonych byli tym wyraźnie zaskoczeni. Inni dodawali mu otuchy. Jakaś kobieta żywo bluzgała aurorów, ministra i strażnika odprowadzającego Draco do celi.

- Co im powiedziałeś? - spytał z zaciekawieniem Rudolf.
- Jak się nazywam.

            Więcej pytań już mu nie zadano z sąsiednich cel. Od tej pory nikt nie atakował go werbalnie do czasu... Do czasu aż wyszło na jaw, że Narcyza Malfoy opuściła Azkaban. To właśnie wtedy chłopak wysłuchał najwięcej oskarżeń pod adresem swojej rodzicielki, jej sposobu prowadzenia się, wątpliwej moralności i sposobu w jaki miała opuścić więzienie. Lepiej nie było, kiedy w połowie miesiąca Lucjusz także wyszedł na wolność. Co prawda za kaucją, ale metoda ta była niemożliwą do zrealizowania dla większości zebranych tu osób - pomimo ich chęci do wpłacenia kaucji.

- JA TU WCIĄŻ JESTEM! - ryknął chłopak, któregoś dnia kiedy nie mógł wytrzymać już oskarżeń ze stron wuja i innych więźniów.

            W między czasie rozpoczęły się procesy śmierciożerców, szmalcowników i innych czarodziejów będących stronnikami Voldemorta. Dopiero pod koniec miesiąca, prawdopodobnie za wstawiennictwem rodziców, Draco został zabrany na przesłuchanie pod wpływem Eliksiru Prawdy. Jego rezultat nie dał podstaw do oskarżenia go o morderstwa czy inne zbrodnie typowe dla śmierciożerców. Miał szczęście, że Carow kazał im testować na sobie klątwy torturujące, ponieważ dzięki temu mógł odpowiedzieć na pytanie o używanie tego czaru, iż ostatnio robił to na zajęciach. Na szczęście prowadzący tego dnia przesłuchanie ponownie Proudfoot, nie dopytał czy używał jej też kiedykolwiek wcześniej. Nie zadano mu też pytania o sposób w jaki śmierciożercy wtargnęli do zamku w dniu zamordowania Albusa Dumbeldore.

            Ostatecznie Malfoy został zwolniony z Azkabanu. Koniec końców miał za sobą miesięczną odsiadkę. Poinformowano go też, że za tydzień zostanie przeprowadzony proces karny wobec niego. Dzięki życzliwej mediacji ojca - jak go poinformowano - oskarżony zostanie wyłącznie o przynależność do śmierciożerców.

            W domu został powitany przez matkę. Lucjusz podobno był na jakimś spotkaniu z kimś z ministerstwa. Narcyza natomiast wyglądała niezbyt zdrowo po opuszczeniu więzienia. Była osłabiona, oczy miała zaczerwienione za pewne od łez, z pewnością nie przespawała całych nocy.

- Znowu bawi się w politykę? - spytał o ojca.
- Broni resztek swoich interesów.

            Zapadło milczenie. Draco nie wiedział co powiedzieć. Odwykł od rozmawiania.

- Kilkoro twoich znajomych pytało -powiedziała po chwili Narcyza.
- Kto?
- Pansy, Zabini i syn Notta.
- Czego chcieli?
- Nie mam pojęcia - odparła matka chłopaka - powiedziałam żeby przyszli jutro wieczorem.

            Draco odszedł do swojego pokoju. Siedział w nim cały czas. Nadopiekuńcza matka zamartwiała się i pytała co jakiś czas czy wszystko z nim w porządku. Przyniosła mu obiad, kolację i wodę na noc.

            Następnego dnia chłopak obudził się wreszcie wyspany. Z niepokojem oczekiwał przyjścia kolegów ze szkoły oraz Pansy. Z nią był szczególny problem. Była w nim zakochana. Spotykali się... nieregularnie. Formalnie nie chodzili ze sobą, jednak... zdarzało im się spać ze sobą dość regularnie odkąd udali się na Bal Bożonarodzeniowy z okazji Turnieju Trójmagicznego. Dziewczyna nie była nigdy największą pięknością na roku, była raczej przeciętna. Jednakże była też oddana, posłuszna i całkiem dobra w te sprawy.

            Pierwszy pojawił się Blaise Zabini. Wysoki, czarnoskóry z podłużnymi skośnymi oczami. Ubrany w lekką, czarną szatę. Przywitał się z gospodarzem, nie zdążyli jeszcze zacząć rozmawiać, kiedy przybył Teodor i Pansy.

            Draco zaprosił ich do swojego pokoju. Tam usiedli, nieniepokojeni przez nikogo. Pansy postawiła na stół dużą butelkę Ognistej Whisky. Malfoy przywołał szklanki. Napełni szklanki do połowy.

- Co u ciebie? - spytał go Murzyn.
- Najpierw toast - odpowiedział Malfoy -za mój powrót na wolność!

            Pozostała trójka odpowiedziała na toast i wypili skromny łyk alkoholu. Pomimo tego patrzyli na niego podejrzliwie. Pierwsza odezwała się Pansy.

- Jak ty właściwie wyszedłeś na wolność?
- Nie wyszedłem jeszcze - odpowiedział szokując zebranych - za sześć dni mam proces. Nic mi nie mogli udowodnić! No poza znakiem...
- Czyli nie sypałeś? - dopytał Blaise.
- Skądże!
- Ok - uciął temat Nott - ludzie są teraz podejrzliwi. Sam wiesz, nie tacy chojracy się zbyt bardzo otwierali przed aurorami.
- Nie doceniasz mnie- powiedział podniesionym tonem Draco - co u was?

            Spojrzeli po sobie. Parkinson wzniosła toast za tryumf czystej krwi. Wypili.

- Dostałam wyrok w zawiasach - zaczęła dziewczyna - trzy lata muszę być grzeczna - wyznała ruszając sugestywnie brwiami. Zabini ryknął śmiechem.
- Ojciec zginął - zaczął smutnym głosem Teodor - kilku krewnych zamknęli. Większość czeka na wyrok.
- Żadnych większych strat - oświadczył z dumą Blaise.
- Wypijmy - zaproponował Draco.

            Spełnili jego propozycję. Następnie rozmawiali o zmianach jakie w społeczności czarodziejów wprowadzał minister Kinglsey, który już od miesiąca sprawował swój urząd. Draco dowiedział się, że zidentyfikowano już wszystkie poległe osoby w Bitwie o Hogwart, przeprowadzono lustrację  weryfikację pracowników Azkabanu,  aurorów i kadetów. Więźniowie polityczni osadzeni w więzieniu przez poprzedni reżim zostali uwolnieni jeszcze nim Draco z rodziną tam trafił. Anulowano większość dekretów uprawomocnionych przez marionetkę Czarnego Pana. Shacklebolt ustanowił także nowych szefów Departamentów Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami oraz Przestrzegania Prawa. Trwały także prace lustracyjne pracowników ministerstwa.

- Poza tym - opowiadał Teodor - każdy, kto walczył w bitwie i był na naszym roku może wrócić do szkoły lub odebrać dyplom ukończenia szkoły.
- Ktoś wraca?
- Prawie wszyscy z tego co wiem - odpowiedział Blaise - tylko Longbottom już odebrał dyplom. Został teraz aurorem!
-Pierniczysz!
- Mówi prawdę- potwierdziła podekscytowana Pansy.

            Kolejne kilka minut śmiali się z Gryfona, jego magicznych umiejętności oraz kondycji ministerstwa podczas rządów Shacklebolta skoro łowców czarnoksiężników miał zostać Neville. 

- Co z Potterem? - spytał Draco zmieniając temat.
- Nie wiadomo - odpowiedział Zabini - w zasadzie to zniknął z pola widzenia po bitwie. Niby mieszka z tym żywym trupem - tu opowiedział pokrótce co wiedział o powrocie Syriusza - i pojawia się tylko na pogrzebach swoich kumpli.
- Celebryta - skwitowała Pansy.
- Dobra zmieńmy temat - powiedział Teodor - jesteśmy w dupie - wyznał bez ogródek - starzy zawiedli. No twoi może nie, bo pewne dostaniesz zawiasy albo cię uniewinnią - rzekł do Malfoya - jednak przez ich błędy nasza sprawa jest przegrana.

            Draco poczuł jak w żołądku coś wywraca mu się na drugą stronę. Niemożliwie żeby planowali kolejną wojnę dopiero po zakończeniu jednej i całkowitej klęsce sił zwolenników czystej krwi. Poza tym kto miałby tym kierować? O to też zapytał.

- My, młodzi - odpowiedział Blaise - tylko, że musimy zmienić strategię.
- Pogadamy o tym po twoim procesie - wyjaśniła Pansy.
- Są ludzie, którzy będą w stanie przeprowadzić Długi Marsz Po Władzę - wtórował im Nott.
- Kto?
- Zobaczysz na spotkaniu - odpowiedział tajemniczo Zabini - Pansy przyjdzie po ciebie.

            Pogadali jeszcze o zawieszonej lidze Quidditcha, po czym rozstali się. Parkinson została jeszcze. Tej nocy kochali się po raz ostatni.

            Czas do przeprowadzenia procesu upłynął Draconowi na samodoskonaleniu się. Podjął wraz z ojcem decyzję, że powróci do szkoły aby ukończyć edukację. Poza tym po ostatnich wydarzeniach nie spieszyło mu się do dorosłego życia.

            Na rozprawę w głównym gmachu ministerstwa udał się w towarzystwie matki i ojca. Sądzony miał być w jednej z bocznych sal. Na głównej akurat odbywała się kolejna rozprawa jego wuja, Rudolfa.

            Przez cały czas trwania procesu rozmowa toczyła się pomiędzy podstarzałą sędziną, a jego ojcem. Trwała około godziny. Na zakończenie uznano, że Malfoy junior nie popełnił żadnych większych zbrodni, do wstąpienia w szeregi śmierciożerców został zmuszony. Pomocnym okazało się wspomnienie, kiedy Czarny Pan potraktował na jego oczach Cruciatusem Lucjusza. Ostatecznie uznano, że miesięczna odsiadka w połączeniu ze znaczną sumą pieniędzy jaką musiał wpłacić na fundusz na rzecz ofiar reżimu okazały się wystarczającą pokutą.

            Mogli wrócić do domu. Po drodze wiele osób bluzgało ich i życzyło śmierci w męczarniach. Zwykli czarodzieje nie uwierzyli w brak winy całego rodu Malfoyów. Przed wejściem do dworu czekała na niego Pansy. Powiedziała rodzicom chłopaka, że zabiera go na imprezę z okazji jego powrotu na wolność. Zgodzili się, że to dobry pomysł. Kiedy tylko to usłyszała złapała go za ramię i deportowała z głośnym trzaskiem.

            Zmaterializowali się przed małym drewnianym budynkiem na południowym wybrzeżu kraju. Czekali tam na nich Blaise i potężnie zbudowany brunet, ex-reprezentant Slytherina w Quidditcha, Graham Montague. Przywitali się uściskiem dłoni. Graham wprowadził ich do środka.

            Wewnątrz znajdowała się zaledwie jedna izba, łazienka oraz mała komórka. W izbie stało około dziesięciu drewnianych krzeseł oraz stół. Pod ścianami na meblościance ustawione były książki.

            Wszystkie będące na spotkaniu osoby znane były już Draco. Poza nim, Pansy, Zabinim i Montague. W odległym kącie siedział Teodor Nott. Obok miejsce zajął wysoki, silny, chłopak o grubych, choć krótkich, czarnych włosach - Marcus Flint. Milcenta Bulestrode trzymała się za ręce z Warringtonem. Dalej były - ku ogromnemu szoku Draco - siostry Dafne i Astoria Greengras. 

            Starsza, Dafne była najlepszą laską w Slytherinie. Proste, długie do ramion włosy, jasnoszare oczy. Urocza buźka i mina pełna powagi, dostojności i wyniosłości. Miała długie, zgrabne nogi i raczej małe piersi. Był to największy minus jej wyglądu. Innymi jej wadami było niezdecydowanie jakie sprawie Czarnego Pana udzieliła jej rodzina. Zaledwie jacyś dalsi krewni znaleźli się w szeregach śmierciożerców. Nikt spośród nich nie był jednak obrońcą szlam. Młodsza, Astoria  przed bitwą chodziła dopiero do piątej klasy i miała zdawać SUMY-y w tym miesiącu. Miała ciemniejsze od siostry włosy i większe piersi. Wcześniej Draco nie zwracał na nią uwagi, gdyż nie należała wraz z siostrą do grona jego fanek, a była dwa lata młodsza. Kątem oka dostrzegł jeszcze srebrną bransoletkę z wężami na jej lewym nadgarstku. Nie wstydziła się bycia Ślizgonką, co było nowością w tych trudnych dla nich wszystkich czasach.

- To wszyscy? - spytał Malfoy.
- Są jeszcze inni -odpowiedział Flint - nie każdy mógł się zjawić.
- Skoro już wszyscy są - powiedział Nott - możemy zacząć. - wstał - Jak już wiecie starszy zawiedli. Nadeszła pora żebyśmy my, młodzi podjęli kroki do odbudowy siły i wpływów czysto krwistych czarodziejów. Nie będzie to jednak proste! Droga będzie długa, nasz marsz zajmie lata, wiele lat. Być może dopiero nasi potomkowie sięgną po władzę! Nasza powrót na szczyt nie odbędzie się za pomocą klątw i czarów, a dzięki dyplomacji i pracy nad czarodziejami o niższym pochodzeniu! Miał rację Czarny Pan, że dość już przelewania naszej krwi! Nadszedł czas na rewolucję. Najpierw będzie to rewolucja naszego działania! - zakończył i usiadł.

            Odpowiedziały mu oklaski. Malfoy nie miał pojęcia, kiedy Teodor stał się takim wspaniałym mówcom. Podczas jego szkolnej kariery nie przejawiał takich zdolności. Być może zostanie przez niego głową rodziny - co prawda z przymusu - pobudziło w nim takie zdolności.

- Jak będziemy działać? - spytał Warringotn.
- Przede wszystkim praca nad młodymi - odpowiedział Blaise - Zobaczcie co zrobił Potter z tymi miernotami, które przyjął do swojej Gwardii. Mieli znaczny wpływ na przebieg walk... Kogo mamy w szkole?
- Astorię i ktoś jeszcze pewnie wróci - wyjaśnił Teodor.
- Wrócę - zapewnił Malfoy. Tak samo zadeklarowali się Nott, Pansy i Zabini.
- Mam zamiar - powiedziała powoli Dafne ważąc każde słowo - otworzyć coś, gdzie rodzice będą mogli zostawić dzieci zbyt młode by pójść do Hogwartu, kiedy oni sami będą w pracy.

            Zebrani pokiwali głową z uznaniem nad pomysłem panny Greengras. Następnie ustalili, że warto przejąć by jeden z klubów Quidditcha by docierać do starszych osób. Postanowili także zorganizować manifestacje, która sprawdzi na jakie poparcie i sprzeciw mogą liczyć w tej chwili. W zamysłach było także wydawanie czasopisma, najlepiej tygodnika. Na koniec nazwali się Związkiem Ślizgońskim, lecz ich nazwa miała pozostać tajna i nikomu postronnemu nieznana. Nie wyłonili lidera, ale wiodące role grali Teodor i Dafne...

// Dziś rzut oka na to jak wygląda sytuacja drugiej strony po Bitwie o Hogwart. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz