Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 15 września 2016

76. Pogrzeb Freda



Rozdział 76
Pogrzeb Freda

- Znowu na posiedzenie Komisji Weryfikacyjnej? - spytał Harry rankiem kolejnego dnia.

            Do czasu uporządkowania spraw dbania o bezpieczeństwo magicznej Wielkiej Brytanii, Syriusz i Chłopiec, Który Wygrał Wojnę postanowili mieszkać w Hogwarcie, który po ostatniej nocy wyludnił się jeszcze bardziej.

            Profesor McGonagall zadecydowała, że w tym uczniowie klas 1-4 oraz przedostatniego uczącego się rocznika zostają zwolnieni z egzaminów kończących rok. Wraz z radą pedagogiczną debatowała nad klasami, które powinny zdawać SUMY-y i OWUTEM-y. Sytuacją tą żywo interesował się Harry, który wciąż nie wiedział co czeka go po wakacjach.

- Piszemy raport - odpowiedział w końcu Black - aurorzy będą działać już normalnie - tłumaczył chrześniakowi - koniec więzienia popleczników Voldemorta w szkole.
- Czyli niedługo opuszczamy Hogwart - podsumował smutno Harry.
- Być może będziesz mógł tu wrócić - powiedział tajemniczo Syriusz - Kingsley mówił żebyśmy przejrzeli dzisiaj gazety. Przyszły już?
- Będą przy śniadaniu - odpowiedział Harry.
- Zamówiłem większość znanych sobie czasopism. Chodźmy jeść!

            Spokojnym krokiem doszli do Wielkiej Sali. W między czasie Łapa zaczął opowiadać chrześniakowi o tym jak ocknął się na Dalekim Wschodzie i w jaki sposób podróżował do Chéngshì xiàngdǎo. Nawet nie zorientowali się kiedy dotarli do komnaty, w której uczniowie Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie spożywali posiłki.

            Stoły wewnątrz ustawione były jak podczas zwyczajnych dni w roku szkolnym. Przy stole nauczycielskim siedzieli prof. Slughorn, Flitwick, McGonagall oraz Trelawney. Reszta kadry przebywała albo w Skrzydle Szpitalnym albo poległa w walce. Pomimo widocznych pustek, był to i tak najgęściej zaludniony stół. Spośród Puchonów w zamku pozostali wyłącznie Ernie Macmilan oraz Hanna Abbott. Stół Krukonów był pusty, chociaż znajdowały się na nim jakieś dwa brudne talerze. Przy stole domu Salazara Slytherina nie było żadnych śladów konsumpcji śniadania. Najwięcej osób znajdowało się przy stole Gryfonów. Byli tam Charlie Weasley, Katie Bell, Alicja Spinnet oraz Lee Jordan.

            Sama Wielka Sala w dalszym ciągu nosiła ślady niedawno stoczonej bitwy. Zaczarowane sklepienie było poważnie uszkodzone i na zmianę przedstawiało wichurę lub ciemność. Okna były powybijane, ściany odrapane z tynku. Jedna ze ścian cierpiała na poważne braki w cegłach. Wokół stołów każdego z domów poustawiane były różne krzesła, gdyż dotychczasowe siedziska nie przetrwały pojedynków kończących bitwę.

            Harry i Syriusz zajęli miejsce obok najstarszego Weasleya. Ten nakładał sobie właśnie bekonu. Przywitał się z mężczyznami, o których ostatnio mówiło się najwięcej. Nim inne osoby zdołały odpowiedzieć na "cześć" Harry'ego, przez stłuczone okno wpadły dwie sowy z paczkami wypełnionymi czasopismami zamówionymi przez Syriusza. Mężczyzna jednym ruchem przeciął paczki.

- Czytam pierwsze strony - oświadczył Harry - "Prorok Codzienny" tytułuje mnie... e... "Chłopcem, Który Zwyciężył" - przeczytał przy salwie śmiechu garstki pozostałych Gryfonów - "Żongler" pisze o "Tryumfie otwartych umysłów". "Tolerancja" o "Bitwa kończąca epokę mroku", "Czarownica" pisze o... e... nie ważne - powiedział chłopak nim Syriusz porwał mu czasopismo.
- "Przystojniak pokonuje Same- Wiecie- Kogo" - przeczytał nim ryknął śmiechem - no, no Harry. Teraz to się nie odpędzisz od fanek!
- "Głos Wolnościowych Obywateli" o "Czystkach w Ministerstwie" - kontynuował naburmuszony Potter.

            Śniadanie upłynęło im w radosnej atmosferze. Zaraz po nim do Hogwartu przybył Percy Weasley, Robards - który pozostał szefem aurorów - oraz dwóch nieznanych aurorów. Asystent ministra pomagał stróżom prawa w przetransportowaniu pozostałych wciąż w jednej z bocznych sal trupów do Departamentu Tajemnic, gdzie miały zostać identyfikowane i przesyłane rodzinom.

            Krótko potem pojawił się Kingsley Shacklebolt z Amosem Diggory'm. Ojciec Cedrika znacznie postarzał się od czasu zakończenia Turnieju Trójmagicznego. Wychudł, miał zapadnięte kości policzkowe, jego włosy całkowicie osiwiały. Nosił też okulary o grubszych szkłach i staromodnych oprawkach. Przyodział się w bladozieloną szatę z szkarłatnymi elementami. 

- Witajcie - przywitał się z zebranymi tymczasowy minister swoim głębokim, basowym głosem - jeśli ktoś z was jeszcze nie zna, to przedstawiam Amosa Diggory'ego, nowego szefa Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. 

            Pan Diggory ukłonił się nieśmiało. Omiótł spojrzeniem całą salę. Jego wzrok zatrzymał się najpierw na Syriuszu, a zaraz potem na siedzącym obok niego Harry'm.

-Gratulacje - powiedział szczerze ten ostatni.
- Co pana do nas sprowadza ministrze? - spytał Black.

            Kingsley nim odpowiedział dosiadł się do ich stołu. Nałożył sobie tostów i jajecznicy. Gestem zachęcił Amosa do tego samego, ale ten miał wyraźne opory przed choćby spoczęciem przy ich stole.

- Byłem w innym domu - wyjaśnił Diggory patrząc tęsknię na stół Puchonów.
- Ja byłem w Gryffindorze - wtrącił minister pochłaniając tost - myślę, że nikt z nas nie będzie miał ci za złe jeśli usiądziesz dziś z nami - powiedział do podwładnego - do Hogwartu sprowadza mnie konieczność spisania raportu z przesłuchań aurorów - odpowiedział wreszcie na pytanie Łapy - potem dam wam spokój na kilka dni. Będę musiał wziąć się za burdel w naszej społeczności, poza ministerstwem.
- Nie rozumiem - rzekł Harry.
- Przywrócenie normalności wymaga czegoś więcej niż tylko anulowania ustaw i dekretów poprzedniej władzy czy sprawdzenia, którzy aurorzy współpracowali z nim zbyt gorliwie.
- Są jeszcze pozostali pracownicy... - zaczął Harry, ale Kingsley mu przerwał.
- Poza tym życie toczy się dalej - mówił czarnoskóry - musimy pomyśleć nad odbudową zniszczeń w Hogwarcie, na Pokątnej i w Hogsmeade. Zarządzić coś z podatkami, które są kiepsko ściągane. Odbudować straty naszej populacji i wiele innych.

            Po zakończeniu monologu minister zajął się konsumpcją swojego posiłku. W tym czasie Percy oraz aurorzy uwinęli się ze swoim zadaniem. Robards z dwójką podwładnych opuścił Hogwart, natomiast Weasley dołączył do swojego szefa. Szybko przegryzł jakąś przekąskę i wraz z resztą Komisji Weryfikacyjnej Aurorów udał się do jednej z pustych, ocalałych sal.

            Spisanie raportu zajęło im kilka godzin. Formalności było sporo, a czasu mało. Podczas gdy Percy pisał wszystko to co należało zawrzeć w raporcie, Kingsley zajęty był sporządzaniem nowej ustawy, kiedy nagle do środka wpadła mała sowa, którą kiedyś Syriusz podarował przyjacielowi chrześniaka. Świstoświnka, bo tak Ron nazwał swojego zwierzaka upuściła przed Syriuszem i Kingsleyem koperty. Łapa przyjrzał się tej leżącej przed nim. Nadawcą była Molly Weasley.

- Co to? - zdziwił się minister.

            Percy spojrzał na niego porozumiewawczo. Syriusz rozdarł papier i przeczytał zaproszenie na pogrzeb Freda. Smutna uroczystość miała się odbyć na cmentarzu w wiosce leżącej nieopodal Nory.

- Pierwszy pogrzeb - powiedział w końcu Shacklebolt.
- Kiedy zidentyfikujemy wszystkie ofiary nie będzie pan miał nic innego do roboty - powiedział poważnie Percy.

            Black ryknął śmiechem. Mina Kingsleya natomiast spoważniała.

- To nic śmiesznego - powiedział groźnie - Nie pojawię się na wszystkich. Na części zastąpi mnie Percy, na innych ktoś z ważniejszych pracowników.
- Kiedy ten pogrzeb? - wtrącił przysłuchujący się rozmowie Horacy Slughorn.
- Jutro o zmierzchu - odpowiedział beznamiętnie Syriusz.

            Kiedy skończyli nadeszła pora popołudniowej herbatki. Udali się ją wypić do Wielkiej Sali. Punktualnie o czasie zjawili się w niej wszyscy pozostający w szkole czarodzieje i czarodziejki. Nie było już obecnych na śniadaniu Puchonów. Wszyscy Krukoni oraz Ślizgoni także opuścili mury zamku. Z Gryfonów pozostał tylko Harry oraz Lee Jordan. Wobec małej frekwencji, wszyscy usiedli przy stole Gryffindoru.

- Muszę was zapytać do kiedy chcecie zostać w szkole? - spytała McGonagall.
- Po herbacie wracam do domu - odpowiedział Lee.

            Harry spojrzał na Syriusza szukając odpowiedzi. Ten zamyślił się chwilę. Zerknął jeszcze na Kingsleya. W końcu minister przemówił.

- Syriusz nie będzie mi już potrzebny, a Harry musi odpocząć od tego miejsca.
- Czyli uciekamy stąd razem z nim- powiedział w końcu Black wskazując na Jordana.

            Wypili w milczeniu herbatę. Następnie pożegnali się z pracownikami ministerstwa i nauczycielami. Wraz z Lee wyszli przez prowizoryczne drzwi w głównym wejściu do zamku. Następnie przez błonia doszli do bram szkoły. Przeszli za nie i pożegnali się. Lee deportował się do domu, a Black z chrześniakiem do Londynu.

            Zmaterializowali się przed domem rodziny Blacka. Wyglądał tak samo jak kiedy każdy z dwójki czarodziejów opuszczał go po raz ostatni.

- Kto jest teraz panem domu i Stworka? - spytał Harry.

            Syriusz uśmiechnął się przebiegle i wskazał na chłopaka.

- To wszystko twoje.

            Poszli do kuchni, nigdzie jednak nie było widać skrzata domowego. Black nie udawał nawet, że mu to nie przeszkadza. Harry był jednak zaniepokojony.

- Stworku - powiedział cicho.

            Odpowiedziało mu niezbyt głośne pyknięcie. Przed nim pojawił się skrzat. Jego wygląd także się nie zmienił. Pokłonił się przed swoim panem. Dopiero potem dostrzegł, że obok znajduje się jego były pan i wyrodny syn jego ulubionej właścicielki. Wspomniał o tym mimochodem kilka razy.

- Stworku jak przeżyłeś bitwę? - zagaił do niego Harry.
- Bohatersko jak pan Regulus - odpowiedział z powagą skrzat.
- Och tak - przytaknął Potter, a Black prychnął.- Od dziś proszę cię byś wrócił do służby w tym domu - polecił domownikowi - dzisiaj masz posprzątać i urządzić nam kolację na godzinę 20.
- Stworek zrobi paniczowi Harry'emu zupę cebulową - zaskrzeczał Stworek - i stare skarpetki dla wyrodnego syna mojej pani - dodał cicho.

            Syriusz chciał już cisnąć jakąś wredną klątwą w skrzata, ale Harry uniemożliwił mu to ściskając go za nadgarstek. Pogroził chrzestnemu palcem i odszedł do góry. Black poszedł w tym czasie do salonu.

            Stworek spełnił swoją obietnicę i przyrządził wyśmienitą zupę cebulową, na którą nawet Syriusz nie mógł narzekać. Mężczyźni zjedli kolację w spokoju. Po niej Syriusz kontynuował opowieść o swoim losie po powrocie do świata żywych. Zakończył na dotarciu do Niemiec i udali się spać jako, że zegarek wskazywał już kilka minut po północy. Wcześniej jeszcze ustalili, że Harry będzie spał w pokoju Blacka, a on sam przenocuje w gościnnym.

- Czeka nas remont - powiedział tajemniczo Harry nim odszedł.

            Stworek zgodnie z wcześniejszymi poleceniami "panicza" obudził go o ósmej rano. Od razu też zaprosił na śniadanie. W między czasie odnalazł w kufrze i wyprasował wyjściową szatę chłopaka. Harry ubrał ją po zjedzeniu owsianki, czuł się w niej nieco dziwnie. Od czasu, kiedy zakładał ją ostatni raz urósł trochę. Poskarżył się na to Stworkowi.

- Stworek może powiększyć ją - zaproponował skrzat.
- Tylko zrób to tak żeby nie... stała się e... - zaczął Potter, ale nie wiedział jak ubrać to w słowa.
- Na prawdę uważasz, że ten darmozjad coś ci z tym pomoże? - spytał Syriusz wchodząc nonszalancko do kuchni.
- Oczywiście - odparł szybko Harry.

            Jego szybka reakcja zapobiegła gwałtownej kłótni pomiędzy Blackiem, a skrzatem domowym. Syriusz piorunował służącego jeszcze jakiś czas spojrzeniem, aż w końcu odszedł do sąsiedniego pokoju.

            Po upływie kilku minut Stworek dostarczył Potterowi gotową szatę wyjściową. Pasowała idealnie, a przy tym nie utraciła swoich walorów. Syriusz ubrał się w skromną czarną szatę i płaszcz podróżny z kapturem w tym samym kolorze. Złapał chrześniaka za ramię i deportował ich z głośnym trzaskiem. Stworek miał w tym czasie zająć się demontażem kłopotliwego portretu swojej pani w skali 1:1 z przedpokoju.

            Aportowali się na wzgórzu w pobliżu Nory. Już stamtąd dostrzegli kondukt pogrzebowy wyruszający z otwartą trumną. Podeszli bliżej. Trumna utrzymywał się w powietrzu dzięki zaklęciom jakie rzucali na nią Artur, Percy, Charlie i George Weasleyowie. Każdy z nich przyodział się w czarne szaty. Za nimi szła zapłakana Molly pod rękę z Ginny, której szkliły się oczy. Za nimi szli Bill z Fleur, Ron z Hermioną, liczna dalsza rodzina zamordowanego Freda, znajomi ze szkoły, Kinglsey z Amosem Diggory'm jako przedstawiciele ministerstwa oraz profesor McGonagall z Hagridem. Także i oni nosili czarne, żałobne szaty. Syriusz i Harry zajęli miejsca na końcu powoli idącego konduktu.

            Szli polną drogą przez pole, łąki i wzgórze do położonego na obrzeżach pobliskiej wsi cmentarza. Pogrążeni byli w grobowej ciszy. Wreszcie weszli na mały cmentarz, na którym pochowani byli głównie nie magiczni mieszkańcy wioski. W prawym rogu na końcu cmentarza znajdowało się kilkanaście grobów należących do członków rudowłosej rodziny.

            Zatrzymali się przed głębokim na około półtora metra głębokości dołem. Artur z synami umieścił na jego dnie otwartą, sosnową trumnę Freda. Żałobnicy ustawili się półkolem przed trumną. Ojciec zamordowanego wygłosił krótką przemowę, w której opowiedział jaki był jego syn. Potem sam Kngsley Shacklebolt w krótkich, żołnierskich słowach opowiedział o odwadze jaką wykazał się Fred podczas czasów niedawnej konspiracji.

- ... wieczna cześć jego pamięci. - zakończył minister.

            Wtedy jednym ruchem różdżki Artur zamknął trumnę. Z jego oczu na ziemię spadło kilka kropel łez. Nie był w stanie skierować różdżki na piach, który miał przykryć miejsce wiecznego spoczynku jednego z bliźniaków. Wyręczył go w tym Kingsley. Molly spojrzała na ministra z wdzięcznością w oczach. Wtedy dwóch magotechników przemieściło z pobliskich krzaków kamienny grób na właściwe miejsce. Na pamiątkowej tablicy poza imieniem, nazwiskiem oraz datami urodzin i zgonu, znajdowało się pamiątkowe zdjęcie uśmiechniętego denata.

            Shacklebolt jako pierwszy wyczarował bukiet goździków, uściskał rodziców Freda i całe jego rodzeństwo, położył go na kamiennej płycie. Po nim Molly z Arturem złożyli wieniec zrobionych z jakichś ciemnych kwiatów. Potem to samo zrobili bracia, siostra i bratowa pochowanego. Wreszcie za ich przykładem podążyła reszta uczestników pogrzebu.

- Nie umiem wyczarować kwiatów - powiedział cicho i ze wstydem Harry.

            Syriusz machnął różdżką i wyczarował skromny bukiet z ciemnoniebieskich kwiatów. Jego chrześniak złapał go ze zręcznością szukającego i ustawił się w kolejce do ostatniego pożegnania tuż za Lee Jordanem. Za nim stanął Syriusz.

            Po kilkunastu minutach doszli do najbliższej rodziny zmarłego. W między czasie Harry czuł na sobie wzrok kilkunastu osób. To za niego zginął Fred - ta myśl dręczyła chłopaka już od wczesnych godzin porannych. Prawdę mówiąc nie spał zbyt dobrze tej nocy. Zanim Stworek obudził go o ósmej, kilka razy budził się w nocy. Spojrzał na stojącą w pobliżu Hermionę. Uśmiechnęła się nieznacznie chcąc dodać mu odwagi.

            Zatrzymał się przed stojącym najbardziej z brzegu Charlesem. Nie wiedział co powiedzieć. Uściskał najstarszego brata Freda. Potem to samo zrobił z Billem, Percy'm.

- Ja... - wydukał stojąc przed Georgem.

            Ten sam poklepał go po ramieniu. Mówiąc, że dobrze wie co Harry czuje. Chłopak miał co do tego wątpliwości, ale nie zdradził ich na głos. Następnie spojrzał w oczy Rona. Szkliły się. Nietrudno było się domyślić, że rudzielec z trudem powstrzymuje wybuch płaczu. Harry uściskał i jego, jak wcześniej całe rodzeństwo.

            Następna była Ginny. To była dla chłopaka największa próba tego dnia. Ciężko było mu spojrzeć w jej oczy. Nie rozmawiał z nią od dnia ślubu Bila i Fleur. Po upływie kilku sekund (a może to były dziesiątki minut?) zmusił się do podniesienia głowy. Twarz dziewczyny była jak z kamienia. Nie wyrażała żadnych emocji. Oczy miała delikatnie umalowane, ale nie było w nich widać śladów łez. Jest dzielniejsza od brata - uświadomił sobie Harry.

- Przykro mi - burknął pod nosem Potter.

            Uściskał ją, poczuł kwiatowy zapach jej włosów i odszedł zdecydowanie zbyt szybko do pani Weasley. Nikt taktownie nie zwrócił uwagi na jego dziwne zachowanie. Moment spojrzenia w oczy matce bliźniaków okazał się jeszcze trudniejszy niż przypuszczał.

- Pani Weasley ja e...
- Wiem Harry.

            Przytuliła go niemal po matczynemu. Jej stosunek wobec niego nie uległ zmianie. Poczuł ulgę. Trzymała go przyciśniętego do serca dobrych kilka chwil. Wreszcie kiedy uwolniono go z objęć uścisnął dłoń jej małżonkowi. Artur poklepał go ze zrozumieniem po ramieniu.

            Kiedy skończył stanął osamotniony kilka metrów obok nich. Zaraz potem dołączył do niego chrzestny. Położył mu prawicę na ramieniu.

- Dobrze sobie poradziłeś - rzekł z uznaniem Black.

            Harry pokiwał głową. Niedługo potem nastąpił koniec uroczystości na cmentarzu. Molly zaprosiła wszystkich zgromadzonych do Nory na poczęstunek. Aprobatę wyrazili wszyscy zebrani, jednak pracownicy ministerstwa i Hogwartu stwierdzili, że mają jeszcze spotkanie w sprawie odbudowy zamku i nie mogą zostać. Także większość znajomych zmarłego, poza Lee Jordanem, musiała z bardziej lub mniej ważnych powodów opuścić stypę. Koniec końców poza Weasleyami, Harry'm, Syriuszem i Hermioną, do Nory udali się jeszcze Neville, Luna z ojcem, Lee, rodzina denata oraz Oliver Wood.

            Podczas spaceru do rodzinnego domu rudej familii w dalszym ciągu nie rozmawiali zbyt wiele. Kiedy doszli do zabudowań Nory ich oczom ukazał się duży namiot, taki sam jak podczas ślubu Billa i Fleur. Pod nim znajdował się długi stół, zastawiony talerzami, szklankami itp.

- Proszę siadajcie kochani - powiedziała Molly i sama zajęła miejsce u szczytu stołu.

            Po jej prawej stronie usiedli Artur, Charlie, Bill i Fleur, Ron, Hermiona i dalsi krewniacy gospodarzy. Po lewej stronie przysiedli Percy, George, Syriusz, Lee, Oliver Wood, Harry, Luna i jej ojciec, Ginny oraz dalsza część jej familii.

            Molly z córką i Hermioną rozpoczęły przynoszenie jedzenia. Pojawił się pasztet z indyka, pieczony kurczak, tłuczone ziemniaki, sałatki oraz gotowana kiełbasa. Harry nałożył sobie ziemniaków z surówką i nogą z kurczaka.

- Co planujesz robić? - zagadnął go Oliver.

            Harry zastanowił się. Prawdę mówiąc sam nie bardzo wiedział. Jeszcze dwa lata temu odparłby, że marzy o zostaniu aurorem, jednak spowodowane to było głównie walką z Voldemortem i jego poplecznikami. Teraz odpadł u ten ważny argument.

- Nie wiem - odpowiedział zawstydzony - czemu pytasz?
- Dostałem się do pierwszego składu Zjednoczonych - wyjaśnił z dumą - Nasz poprzedni podstawowy obrońca jak i kilku innych chłopaków zginęli jeszcze przed upadkiem Sam-Wiesz- Kogo - powiedział gorzko - niebawem będzie nabór dla nowych ludzi. Reżim pogruchotał nam finanse, więc nie ma kasy na transfery z innych ekip...
-Przemyślę to - obiecał Harry.
- Czy to oznacza, że nie wrócisz do Hogwartu? - spytała go Molly, która akurat przechodziła za nim i "przypadkiem" podsłuchała o czym rozmawiają.
- Biorą to pod rozwagę - odparł dyplomatycznie Potter.

            Pani Weasley zmarszczyła się na twarzy, lecz nic nie powiedziała. Odeszła dalej by usiąść między córką, a jakąś rudowłosą kobietą koło czterdziestki.

- Zgrabnie z tego wybrnąłeś - przyznała Luna.
- Dzięki - wybąkał Harry.
- Nie wrócisz do szkoły - stwierdziła blondynka.

            Harry nie odparł nic. Wiedział, że przyjaciółka ma zadziwiający dar odczytywania prawdziwych intencji swojego rozmówcy.

- Co ty zamierzasz? - zagadnął ją w końcu Harry kątem oka zerkając na Ginny gawędzącą z matką i ciotką.
- Skończyć szkołę - odpowiedziała wesoło Luna - pogadaj z nią - polecił mu, a nim Harry zdążył zareagować powiedziała- Hej Ginny, podejdziesz do na chwilę?

            Ruda wstała i podeszła. Harry patrzył na to wytrzeszczając oczy. Nie wiedział co zrobić i powiedzieć. Luna dyskretnie szturchnęła go w żebro i pomogła podnieść się. Kiedy Ginny podeszła, wywracając oczami dała jej znać by odeszła ze swoim ex- chłopakiem.

- Wiem, że to nie pora - powiedział w końcu Harry, kiedy byli przy ogródku - ale chciałbym... e... zapytać czy... - bełkotał zdenerwowany - nie chciałabyś...
- Tak? - zachęciła go Ginny.
- Zgadzasz się? - wypalił zdziwiony Harry.

            Ginewra uśmiechnęła się promiennie. Potter poczuł jak miękną mu kolana. W pamięci wciąż miał zapach jej włosów jeszcze z cmentarza.

- Nie wiem na co Harry - wyjaśniła z uśmiechem.
-Bo ja... wiem, że to nie pora, ale... - zielonookiemu wciąż plątał się język - uważam - wziął głęboki oddech aby się uspokoić - że powinniśmy porozmawiać.
- O czym? - dopytała Ginny, a Harry pomyślał, że ją bawi cała ta sytuacja.
- O... - Harry się zawahał. Co jeśli zostanie odrzucony? - o... o nas.
- W porządku - zgodziła się Weasley.

            Potter poczuł jak kamień spada mu z serca.

- Na prawdę? - dopytał.
- Tak - odparła Ginny, mrużąc rozkosznie oczy - pojutrze o 13.
- Gdzie? - spytał Harry.

            Nastolatka wywróciła oczami.

- To ty powinieneś to zaproponować - odparła - ale musimy już wracać do stołu, więc proponuję, że to ja cię wtedy odwiedzę żeby nie stać się obiektem sensacji medialnej.

            Harry przyznał mu duchu, że to najbardziej rozsądne wyjście. Wiedział, że powinien coś powiedzieć, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Wpatrywał się tępo w dal. Pomyślał, że będzie musiał o tym powiedzieć Syriuszowi i poprosić Stworka o posprzątanie... Właśnie!

- Nie jedz obiadu - rzekł w końcu.

            Mina Ginny zdradzała, że nie wie co chłopak ma na myśli.

- Przygotuję coś - zapewnił z nieśmiałym uśmiechem.
- Ok -zgodził się - nie wiedziałam, że umiesz gotować.
- Ja dotychczas też - odrzekł ledwo dosłyszalnie chłopak.

            Nie wiedział czy to usłyszała. Jej zawadiacki uśmiech, kiedy wracali do stołu mógł świadczyć, że tak, ale Potter nie śmiał o to zapytać. Wrócili w milczeniu do stołu. Chłopak zajął swoje miejsce, a Ginny przysiadła się do Rona i Hermiony, która żywo coś opowiadała jednemu z krewnych Rona.

- I jak? - spytała radośnie i bezpośrednio Luna.
- Powinienem cię potraktować jakimś zaklęciem - odpowiedział Potter udając urażonego.
- Nie musisz dziękować - kontrowała nie zrażona dziewczyna.

            Następnie pogrążyli się w rozmowie na temat ostatnich artykułów w  "Żonglerze". W pewnym momencie pan Lovegood wtrącił, że z chęcią przeprowadziłby drugi wywiad z nim oraz jeszcze inny z Syriuszem. Harry zachęcany przez Lunę zgodził się na takowy, ale dopiero za miesiąc. Za chrzestnego nie śmiał decydować. Wobec tego Lovegood udał się do Syriusza, który zgodził się, ale nie podał żadnego konkretnego terminu. Poprosił natomiast by Luna skontaktowała się w tej sprawie z brunetem. Postawieni pod ścianą młodzi czarodzieje zgodzili się, choć nie zbyt chętnie.

            Wieczorem zmęczeni Harry i Syriusz wrócili na Grimmauld Place. Stworek przygotował im lekki posiłek na kolację i zaparzył herbatę, którą chętnie wypili.
- Dobrze, że nie częstowali nas alkoholem - wyznał przejedzony Syriusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz