Rozdział
76
Pogrzeb
Freda
-
Znowu na posiedzenie Komisji Weryfikacyjnej? - spytał Harry rankiem kolejnego
dnia.
Do czasu uporządkowania spraw dbania
o bezpieczeństwo magicznej Wielkiej Brytanii, Syriusz i Chłopiec, Który Wygrał
Wojnę postanowili mieszkać w Hogwarcie, który po ostatniej nocy wyludnił się
jeszcze bardziej.
Profesor McGonagall zadecydowała, że
w tym uczniowie klas 1-4 oraz przedostatniego uczącego się rocznika zostają
zwolnieni z egzaminów kończących rok. Wraz z radą pedagogiczną debatowała nad
klasami, które powinny zdawać SUMY-y i OWUTEM-y. Sytuacją tą żywo interesował
się Harry, który wciąż nie wiedział co czeka go po wakacjach.
-
Piszemy raport - odpowiedział w końcu Black - aurorzy będą działać już
normalnie - tłumaczył chrześniakowi - koniec więzienia popleczników Voldemorta
w szkole.
-
Czyli niedługo opuszczamy Hogwart - podsumował smutno Harry.
-
Być może będziesz mógł tu wrócić - powiedział tajemniczo Syriusz - Kingsley
mówił żebyśmy przejrzeli dzisiaj gazety. Przyszły już?
-
Będą przy śniadaniu - odpowiedział Harry.
-
Zamówiłem większość znanych sobie czasopism. Chodźmy jeść!
Spokojnym krokiem doszli do Wielkiej
Sali. W między czasie Łapa zaczął opowiadać chrześniakowi o tym jak ocknął się
na Dalekim Wschodzie i w jaki sposób podróżował do Chéngshì xiàngdǎo. Nawet nie zorientowali się kiedy dotarli do komnaty, w
której uczniowie Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie spożywali posiłki.
Stoły
wewnątrz ustawione były jak podczas zwyczajnych dni w roku szkolnym. Przy stole
nauczycielskim siedzieli prof. Slughorn, Flitwick, McGonagall oraz Trelawney.
Reszta kadry przebywała albo w Skrzydle Szpitalnym albo poległa w walce. Pomimo
widocznych pustek, był to i tak najgęściej zaludniony stół. Spośród Puchonów w zamku
pozostali wyłącznie Ernie Macmilan oraz Hanna Abbott. Stół Krukonów był pusty,
chociaż znajdowały się na nim jakieś dwa brudne talerze. Przy stole domu
Salazara Slytherina nie było żadnych śladów konsumpcji śniadania. Najwięcej
osób znajdowało się przy stole Gryfonów. Byli tam Charlie Weasley, Katie Bell,
Alicja Spinnet oraz Lee Jordan.
Sama
Wielka Sala w dalszym ciągu nosiła ślady niedawno stoczonej bitwy. Zaczarowane
sklepienie było poważnie uszkodzone i na zmianę przedstawiało wichurę lub
ciemność. Okna były powybijane, ściany odrapane z tynku. Jedna ze ścian
cierpiała na poważne braki w cegłach. Wokół stołów każdego z domów poustawiane
były różne krzesła, gdyż dotychczasowe siedziska nie przetrwały pojedynków
kończących bitwę.
Harry i
Syriusz zajęli miejsce obok najstarszego Weasleya. Ten nakładał sobie właśnie
bekonu. Przywitał się z mężczyznami, o których ostatnio mówiło się najwięcej.
Nim inne osoby zdołały odpowiedzieć na "cześć" Harry'ego, przez
stłuczone okno wpadły dwie sowy z paczkami wypełnionymi czasopismami
zamówionymi przez Syriusza. Mężczyzna jednym ruchem przeciął paczki.
- Czytam pierwsze strony - oświadczył Harry -
"Prorok Codzienny" tytułuje mnie... e... "Chłopcem, Który
Zwyciężył" - przeczytał przy salwie śmiechu garstki pozostałych Gryfonów -
"Żongler" pisze o "Tryumfie otwartych umysłów".
"Tolerancja" o "Bitwa kończąca epokę mroku",
"Czarownica" pisze o... e... nie ważne - powiedział chłopak nim
Syriusz porwał mu czasopismo.
- "Przystojniak pokonuje Same- Wiecie- Kogo" -
przeczytał nim ryknął śmiechem - no, no Harry. Teraz to się nie odpędzisz od
fanek!
- "Głos Wolnościowych Obywateli" o "Czystkach
w Ministerstwie" - kontynuował naburmuszony Potter.
Śniadanie
upłynęło im w radosnej atmosferze. Zaraz po nim do Hogwartu przybył Percy
Weasley, Robards - który pozostał szefem aurorów - oraz dwóch nieznanych
aurorów. Asystent ministra pomagał stróżom prawa w przetransportowaniu
pozostałych wciąż w jednej z bocznych sal trupów do Departamentu Tajemnic,
gdzie miały zostać identyfikowane i przesyłane rodzinom.
Krótko
potem pojawił się Kingsley Shacklebolt z Amosem Diggory'm. Ojciec Cedrika
znacznie postarzał się od czasu zakończenia Turnieju Trójmagicznego. Wychudł,
miał zapadnięte kości policzkowe, jego włosy całkowicie osiwiały. Nosił też
okulary o grubszych szkłach i staromodnych oprawkach. Przyodział się w
bladozieloną szatę z szkarłatnymi elementami.
- Witajcie - przywitał się z zebranymi tymczasowy
minister swoim głębokim, basowym głosem - jeśli ktoś z was jeszcze nie zna, to
przedstawiam Amosa Diggory'ego, nowego szefa Departamentu Kontroli Nad
Magicznymi Stworzeniami.
Pan
Diggory ukłonił się nieśmiało. Omiótł spojrzeniem całą salę. Jego wzrok
zatrzymał się najpierw na Syriuszu, a zaraz potem na siedzącym obok niego
Harry'm.
-Gratulacje - powiedział szczerze ten ostatni.
- Co pana do nas sprowadza ministrze? - spytał Black.
Kingsley
nim odpowiedział dosiadł się do ich stołu. Nałożył sobie tostów i jajecznicy.
Gestem zachęcił Amosa do tego samego, ale ten miał wyraźne opory przed choćby
spoczęciem przy ich stole.
- Byłem w innym domu - wyjaśnił Diggory patrząc tęsknię
na stół Puchonów.
- Ja byłem w Gryffindorze - wtrącił minister pochłaniając
tost - myślę, że nikt z nas nie będzie miał ci za złe jeśli usiądziesz dziś z
nami - powiedział do podwładnego - do Hogwartu sprowadza mnie konieczność
spisania raportu z przesłuchań aurorów - odpowiedział wreszcie na pytanie Łapy
- potem dam wam spokój na kilka dni. Będę musiał wziąć się za burdel w naszej
społeczności, poza ministerstwem.
- Nie rozumiem - rzekł Harry.
- Przywrócenie normalności wymaga czegoś więcej niż tylko
anulowania ustaw i dekretów poprzedniej władzy czy sprawdzenia, którzy aurorzy
współpracowali z nim zbyt gorliwie.
- Są jeszcze pozostali pracownicy... - zaczął Harry, ale
Kingsley mu przerwał.
- Poza tym życie toczy się dalej - mówił czarnoskóry -
musimy pomyśleć nad odbudową zniszczeń w Hogwarcie, na Pokątnej i w Hogsmeade.
Zarządzić coś z podatkami, które są kiepsko ściągane. Odbudować straty naszej
populacji i wiele innych.
Po
zakończeniu monologu minister zajął się konsumpcją swojego posiłku. W tym czasie
Percy oraz aurorzy uwinęli się ze swoim zadaniem. Robards z dwójką podwładnych
opuścił Hogwart, natomiast Weasley dołączył do swojego szefa. Szybko przegryzł
jakąś przekąskę i wraz z resztą Komisji Weryfikacyjnej Aurorów udał się do
jednej z pustych, ocalałych sal.
Spisanie
raportu zajęło im kilka godzin. Formalności było sporo, a czasu mało. Podczas
gdy Percy pisał wszystko to co należało zawrzeć w raporcie, Kingsley zajęty był
sporządzaniem nowej ustawy, kiedy nagle do środka wpadła mała sowa, którą kiedyś
Syriusz podarował przyjacielowi chrześniaka. Świstoświnka, bo tak Ron nazwał
swojego zwierzaka upuściła przed Syriuszem i Kingsleyem koperty. Łapa przyjrzał
się tej leżącej przed nim. Nadawcą była Molly Weasley.
- Co to? - zdziwił się minister.
Percy
spojrzał na niego porozumiewawczo. Syriusz rozdarł papier i przeczytał
zaproszenie na pogrzeb Freda. Smutna uroczystość miała się odbyć na cmentarzu w
wiosce leżącej nieopodal Nory.
- Pierwszy pogrzeb - powiedział w końcu Shacklebolt.
- Kiedy zidentyfikujemy wszystkie ofiary nie będzie pan
miał nic innego do roboty - powiedział poważnie Percy.
Black
ryknął śmiechem. Mina Kingsleya natomiast spoważniała.
- To nic śmiesznego - powiedział groźnie - Nie pojawię
się na wszystkich. Na części zastąpi mnie Percy, na innych ktoś z ważniejszych
pracowników.
- Kiedy ten pogrzeb? - wtrącił przysłuchujący się
rozmowie Horacy Slughorn.
- Jutro o zmierzchu - odpowiedział beznamiętnie Syriusz.
Kiedy
skończyli nadeszła pora popołudniowej herbatki. Udali się ją wypić do Wielkiej
Sali. Punktualnie o czasie zjawili się w niej wszyscy pozostający w szkole
czarodzieje i czarodziejki. Nie było już obecnych na śniadaniu Puchonów.
Wszyscy Krukoni oraz Ślizgoni także opuścili mury zamku. Z Gryfonów pozostał
tylko Harry oraz Lee Jordan. Wobec małej frekwencji, wszyscy usiedli przy stole
Gryffindoru.
- Muszę was zapytać do kiedy chcecie zostać w szkole? -
spytała McGonagall.
- Po herbacie wracam do domu - odpowiedział Lee.
Harry
spojrzał na Syriusza szukając odpowiedzi. Ten zamyślił się chwilę. Zerknął
jeszcze na Kingsleya. W końcu minister przemówił.
- Syriusz nie będzie mi już potrzebny, a Harry musi
odpocząć od tego miejsca.
- Czyli uciekamy stąd razem z nim- powiedział w końcu
Black wskazując na Jordana.
Wypili w
milczeniu herbatę. Następnie pożegnali się z pracownikami ministerstwa i
nauczycielami. Wraz z Lee wyszli przez prowizoryczne drzwi w głównym wejściu do
zamku. Następnie przez błonia doszli do bram szkoły. Przeszli za nie i
pożegnali się. Lee deportował się do domu, a Black z chrześniakiem do Londynu.
Zmaterializowali
się przed domem rodziny Blacka. Wyglądał tak samo jak kiedy każdy z dwójki
czarodziejów opuszczał go po raz ostatni.
- Kto jest teraz panem domu i Stworka? - spytał Harry.
Syriusz
uśmiechnął się przebiegle i wskazał na chłopaka.
- To wszystko twoje.
Poszli
do kuchni, nigdzie jednak nie było widać skrzata domowego. Black nie udawał
nawet, że mu to nie przeszkadza. Harry był jednak zaniepokojony.
- Stworku - powiedział cicho.
Odpowiedziało
mu niezbyt głośne pyknięcie. Przed nim pojawił się skrzat. Jego wygląd także
się nie zmienił. Pokłonił się przed swoim panem. Dopiero potem dostrzegł, że
obok znajduje się jego były pan i wyrodny syn jego ulubionej właścicielki.
Wspomniał o tym mimochodem kilka razy.
- Stworku jak przeżyłeś bitwę? - zagaił do niego Harry.
- Bohatersko jak pan Regulus - odpowiedział z powagą
skrzat.
- Och tak - przytaknął Potter, a Black prychnął.- Od dziś
proszę cię byś wrócił do służby w tym domu - polecił domownikowi - dzisiaj masz
posprzątać i urządzić nam kolację na godzinę 20.
- Stworek zrobi paniczowi Harry'emu zupę cebulową -
zaskrzeczał Stworek - i stare skarpetki dla wyrodnego syna mojej pani - dodał
cicho.
Syriusz
chciał już cisnąć jakąś wredną klątwą w skrzata, ale Harry uniemożliwił mu to
ściskając go za nadgarstek. Pogroził chrzestnemu palcem i odszedł do góry.
Black poszedł w tym czasie do salonu.
Stworek
spełnił swoją obietnicę i przyrządził wyśmienitą zupę cebulową, na którą nawet
Syriusz nie mógł narzekać. Mężczyźni zjedli kolację w spokoju. Po niej Syriusz
kontynuował opowieść o swoim losie po powrocie do świata żywych. Zakończył na
dotarciu do Niemiec i udali się spać jako, że zegarek wskazywał już kilka minut
po północy. Wcześniej jeszcze ustalili, że Harry będzie spał w pokoju Blacka, a
on sam przenocuje w gościnnym.
- Czeka nas remont - powiedział tajemniczo Harry nim
odszedł.
Stworek
zgodnie z wcześniejszymi poleceniami "panicza" obudził go o ósmej
rano. Od razu też zaprosił na śniadanie. W między czasie odnalazł w kufrze i
wyprasował wyjściową szatę chłopaka. Harry ubrał ją po zjedzeniu owsianki, czuł
się w niej nieco dziwnie. Od czasu, kiedy zakładał ją ostatni raz urósł trochę.
Poskarżył się na to Stworkowi.
- Stworek może powiększyć ją - zaproponował skrzat.
- Tylko zrób to tak żeby nie... stała się e... - zaczął
Potter, ale nie wiedział jak ubrać to w słowa.
- Na prawdę uważasz, że ten darmozjad coś ci z tym
pomoże? - spytał Syriusz wchodząc nonszalancko do kuchni.
- Oczywiście - odparł szybko Harry.
Jego
szybka reakcja zapobiegła gwałtownej kłótni pomiędzy Blackiem, a skrzatem
domowym. Syriusz piorunował służącego jeszcze jakiś czas spojrzeniem, aż w
końcu odszedł do sąsiedniego pokoju.
Po
upływie kilku minut Stworek dostarczył Potterowi gotową szatę wyjściową. Pasowała
idealnie, a przy tym nie utraciła swoich walorów. Syriusz ubrał się w skromną
czarną szatę i płaszcz podróżny z kapturem w tym samym kolorze. Złapał
chrześniaka za ramię i deportował ich z głośnym trzaskiem. Stworek miał w tym
czasie zająć się demontażem kłopotliwego portretu swojej pani w skali 1:1 z
przedpokoju.
Aportowali
się na wzgórzu w pobliżu Nory. Już stamtąd dostrzegli kondukt pogrzebowy
wyruszający z otwartą trumną. Podeszli bliżej. Trumna utrzymywał się w
powietrzu dzięki zaklęciom jakie rzucali na nią Artur, Percy, Charlie i George
Weasleyowie. Każdy z nich przyodział się w czarne szaty. Za nimi szła zapłakana
Molly pod rękę z Ginny, której szkliły się oczy. Za nimi szli Bill z Fleur, Ron
z Hermioną, liczna dalsza rodzina zamordowanego Freda, znajomi ze szkoły,
Kinglsey z Amosem Diggory'm jako przedstawiciele ministerstwa oraz profesor
McGonagall z Hagridem. Także i oni nosili czarne, żałobne szaty. Syriusz i
Harry zajęli miejsca na końcu powoli idącego konduktu.
Szli
polną drogą przez pole, łąki i wzgórze do położonego na obrzeżach pobliskiej
wsi cmentarza. Pogrążeni byli w grobowej ciszy. Wreszcie weszli na mały
cmentarz, na którym pochowani byli głównie nie magiczni mieszkańcy wioski. W
prawym rogu na końcu cmentarza znajdowało się kilkanaście grobów należących do
członków rudowłosej rodziny.
Zatrzymali
się przed głębokim na około półtora metra głębokości dołem. Artur z synami
umieścił na jego dnie otwartą, sosnową trumnę Freda. Żałobnicy ustawili się
półkolem przed trumną. Ojciec zamordowanego wygłosił krótką przemowę, w której
opowiedział jaki był jego syn. Potem sam Kngsley Shacklebolt w krótkich,
żołnierskich słowach opowiedział o odwadze jaką wykazał się Fred podczas czasów
niedawnej konspiracji.
- ... wieczna cześć jego pamięci. - zakończył minister.
Wtedy
jednym ruchem różdżki Artur zamknął trumnę. Z jego oczu na ziemię spadło kilka
kropel łez. Nie był w stanie skierować różdżki na piach, który miał przykryć
miejsce wiecznego spoczynku jednego z bliźniaków. Wyręczył go w tym Kingsley.
Molly spojrzała na ministra z wdzięcznością w oczach. Wtedy dwóch magotechników
przemieściło z pobliskich krzaków kamienny grób na właściwe miejsce. Na
pamiątkowej tablicy poza imieniem, nazwiskiem oraz datami urodzin i zgonu,
znajdowało się pamiątkowe zdjęcie uśmiechniętego denata.
Shacklebolt
jako pierwszy wyczarował bukiet goździków, uściskał rodziców Freda i całe jego
rodzeństwo, położył go na kamiennej płycie. Po nim Molly z Arturem złożyli
wieniec zrobionych z jakichś ciemnych kwiatów. Potem to samo zrobili bracia,
siostra i bratowa pochowanego. Wreszcie za ich przykładem podążyła reszta
uczestników pogrzebu.
- Nie umiem wyczarować kwiatów - powiedział cicho i ze
wstydem Harry.
Syriusz
machnął różdżką i wyczarował skromny bukiet z ciemnoniebieskich kwiatów. Jego
chrześniak złapał go ze zręcznością szukającego i ustawił się w kolejce do
ostatniego pożegnania tuż za Lee Jordanem. Za nim stanął Syriusz.
Po
kilkunastu minutach doszli do najbliższej rodziny zmarłego. W między czasie
Harry czuł na sobie wzrok kilkunastu osób. To
za niego zginął Fred - ta myśl dręczyła chłopaka już od wczesnych godzin
porannych. Prawdę mówiąc nie spał zbyt dobrze tej nocy. Zanim Stworek obudził
go o ósmej, kilka razy budził się w nocy. Spojrzał na stojącą w pobliżu Hermionę.
Uśmiechnęła się nieznacznie chcąc dodać mu odwagi.
Zatrzymał
się przed stojącym najbardziej z brzegu Charlesem. Nie wiedział co powiedzieć.
Uściskał najstarszego brata Freda. Potem to samo zrobił z Billem, Percy'm.
- Ja... - wydukał stojąc przed Georgem.
Ten sam
poklepał go po ramieniu. Mówiąc, że dobrze wie co Harry czuje. Chłopak miał co
do tego wątpliwości, ale nie zdradził ich na głos. Następnie spojrzał w oczy
Rona. Szkliły się. Nietrudno było się domyślić, że rudzielec z trudem
powstrzymuje wybuch płaczu. Harry uściskał i jego, jak wcześniej całe
rodzeństwo.
Następna
była Ginny. To była dla chłopaka największa próba tego dnia. Ciężko było mu
spojrzeć w jej oczy. Nie rozmawiał z nią od dnia ślubu Bila i Fleur. Po upływie
kilku sekund (a może to były dziesiątki minut?) zmusił się do podniesienia
głowy. Twarz dziewczyny była jak z kamienia. Nie wyrażała żadnych emocji. Oczy
miała delikatnie umalowane, ale nie było w nich widać śladów łez. Jest dzielniejsza od brata - uświadomił
sobie Harry.
- Przykro mi - burknął pod nosem Potter.
Uściskał
ją, poczuł kwiatowy zapach jej włosów i odszedł zdecydowanie zbyt szybko do
pani Weasley. Nikt taktownie nie zwrócił uwagi na jego dziwne zachowanie. Moment
spojrzenia w oczy matce bliźniaków okazał się jeszcze trudniejszy niż
przypuszczał.
- Pani Weasley ja e...
- Wiem Harry.
Przytuliła
go niemal po matczynemu. Jej stosunek wobec niego nie uległ zmianie. Poczuł
ulgę. Trzymała go przyciśniętego do serca dobrych kilka chwil. Wreszcie kiedy
uwolniono go z objęć uścisnął dłoń jej małżonkowi. Artur poklepał go ze
zrozumieniem po ramieniu.
Kiedy
skończył stanął osamotniony kilka metrów obok nich. Zaraz potem dołączył do
niego chrzestny. Położył mu prawicę na ramieniu.
- Dobrze sobie poradziłeś - rzekł z uznaniem Black.
Harry
pokiwał głową. Niedługo potem nastąpił koniec uroczystości na cmentarzu. Molly
zaprosiła wszystkich zgromadzonych do Nory na poczęstunek. Aprobatę wyrazili
wszyscy zebrani, jednak pracownicy ministerstwa i Hogwartu stwierdzili, że mają
jeszcze spotkanie w sprawie odbudowy zamku i nie mogą zostać. Także większość
znajomych zmarłego, poza Lee Jordanem, musiała z bardziej lub mniej ważnych
powodów opuścić stypę. Koniec końców poza Weasleyami, Harry'm, Syriuszem i
Hermioną, do Nory udali się jeszcze Neville, Luna z ojcem, Lee, rodzina denata
oraz Oliver Wood.
Podczas
spaceru do rodzinnego domu rudej familii w dalszym ciągu nie rozmawiali zbyt
wiele. Kiedy doszli do zabudowań Nory ich oczom ukazał się duży namiot, taki
sam jak podczas ślubu Billa i Fleur. Pod nim znajdował się długi stół,
zastawiony talerzami, szklankami itp.
- Proszę siadajcie kochani - powiedziała Molly i sama
zajęła miejsce u szczytu stołu.
Po jej
prawej stronie usiedli Artur, Charlie, Bill i Fleur, Ron, Hermiona i dalsi
krewniacy gospodarzy. Po lewej stronie przysiedli Percy, George, Syriusz, Lee,
Oliver Wood, Harry, Luna i jej ojciec, Ginny oraz dalsza część jej familii.
Molly z
córką i Hermioną rozpoczęły przynoszenie jedzenia. Pojawił się pasztet z
indyka, pieczony kurczak, tłuczone ziemniaki, sałatki oraz gotowana kiełbasa.
Harry nałożył sobie ziemniaków z surówką i nogą z kurczaka.
- Co planujesz robić? - zagadnął go Oliver.
Harry
zastanowił się. Prawdę mówiąc sam nie bardzo wiedział. Jeszcze dwa lata temu
odparłby, że marzy o zostaniu aurorem, jednak spowodowane to było głównie walką
z Voldemortem i jego poplecznikami. Teraz odpadł u ten ważny argument.
- Nie wiem - odpowiedział zawstydzony - czemu pytasz?
- Dostałem się do pierwszego składu Zjednoczonych -
wyjaśnił z dumą - Nasz poprzedni podstawowy obrońca jak i kilku innych
chłopaków zginęli jeszcze przed upadkiem Sam-Wiesz- Kogo - powiedział gorzko -
niebawem będzie nabór dla nowych ludzi. Reżim pogruchotał nam finanse, więc nie
ma kasy na transfery z innych ekip...
-Przemyślę to - obiecał Harry.
- Czy to oznacza, że nie wrócisz do Hogwartu? - spytała
go Molly, która akurat przechodziła za nim i "przypadkiem"
podsłuchała o czym rozmawiają.
- Biorą to pod rozwagę - odparł dyplomatycznie Potter.
Pani Weasley
zmarszczyła się na twarzy, lecz nic nie powiedziała. Odeszła dalej by usiąść
między córką, a jakąś rudowłosą kobietą koło czterdziestki.
- Zgrabnie z tego wybrnąłeś - przyznała Luna.
- Dzięki - wybąkał Harry.
- Nie wrócisz do szkoły - stwierdziła blondynka.
Harry
nie odparł nic. Wiedział, że przyjaciółka ma zadziwiający dar odczytywania
prawdziwych intencji swojego rozmówcy.
- Co ty zamierzasz? - zagadnął ją w końcu Harry kątem oka
zerkając na Ginny gawędzącą z matką i ciotką.
- Skończyć szkołę - odpowiedziała wesoło Luna - pogadaj z
nią - polecił mu, a nim Harry zdążył zareagować powiedziała- Hej Ginny,
podejdziesz do na chwilę?
Ruda
wstała i podeszła. Harry patrzył na to wytrzeszczając oczy. Nie wiedział co
zrobić i powiedzieć. Luna dyskretnie szturchnęła go w żebro i pomogła podnieść
się. Kiedy Ginny podeszła, wywracając oczami dała jej znać by odeszła ze swoim
ex- chłopakiem.
- Wiem, że to nie pora - powiedział w końcu Harry, kiedy
byli przy ogródku - ale chciałbym... e... zapytać czy... - bełkotał
zdenerwowany - nie chciałabyś...
- Tak? - zachęciła go Ginny.
- Zgadzasz się? - wypalił zdziwiony Harry.
Ginewra
uśmiechnęła się promiennie. Potter poczuł jak miękną mu kolana. W pamięci wciąż
miał zapach jej włosów jeszcze z cmentarza.
- Nie wiem na co Harry - wyjaśniła z uśmiechem.
-Bo ja... wiem, że to nie pora, ale... - zielonookiemu
wciąż plątał się język - uważam - wziął głęboki oddech aby się uspokoić - że
powinniśmy porozmawiać.
- O czym? - dopytała Ginny, a Harry pomyślał, że ją bawi
cała ta sytuacja.
- O... - Harry się zawahał. Co jeśli zostanie odrzucony?
- o... o nas.
- W porządku - zgodziła się Weasley.
Potter
poczuł jak kamień spada mu z serca.
- Na prawdę? - dopytał.
- Tak - odparła Ginny, mrużąc rozkosznie oczy - pojutrze
o 13.
- Gdzie? - spytał Harry.
Nastolatka
wywróciła oczami.
- To ty powinieneś to zaproponować - odparła - ale musimy
już wracać do stołu, więc proponuję, że to ja cię wtedy odwiedzę żeby nie stać
się obiektem sensacji medialnej.
Harry
przyznał mu duchu, że to najbardziej rozsądne wyjście. Wiedział, że powinien
coś powiedzieć, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Wpatrywał się tępo w dal.
Pomyślał, że będzie musiał o tym powiedzieć Syriuszowi i poprosić Stworka o
posprzątanie... Właśnie!
- Nie jedz obiadu - rzekł w końcu.
Mina
Ginny zdradzała, że nie wie co chłopak ma na myśli.
- Przygotuję coś - zapewnił z nieśmiałym uśmiechem.
- Ok -zgodził się - nie wiedziałam, że umiesz gotować.
- Ja dotychczas też - odrzekł ledwo dosłyszalnie chłopak.
Nie
wiedział czy to usłyszała. Jej zawadiacki uśmiech, kiedy wracali do stołu mógł
świadczyć, że tak, ale Potter nie śmiał o to zapytać. Wrócili w milczeniu do
stołu. Chłopak zajął swoje miejsce, a Ginny przysiadła się do Rona i Hermiony,
która żywo coś opowiadała jednemu z krewnych Rona.
- I jak? - spytała radośnie i bezpośrednio Luna.
- Powinienem cię potraktować jakimś zaklęciem -
odpowiedział Potter udając urażonego.
- Nie musisz dziękować - kontrowała nie zrażona
dziewczyna.
Następnie
pogrążyli się w rozmowie na temat ostatnich artykułów w "Żonglerze". W pewnym momencie pan
Lovegood wtrącił, że z chęcią przeprowadziłby drugi wywiad z nim oraz jeszcze
inny z Syriuszem. Harry zachęcany przez Lunę zgodził się na takowy, ale dopiero
za miesiąc. Za chrzestnego nie śmiał decydować. Wobec tego Lovegood udał się do
Syriusza, który zgodził się, ale nie podał żadnego konkretnego terminu. Poprosił
natomiast by Luna skontaktowała się w tej sprawie z brunetem. Postawieni pod
ścianą młodzi czarodzieje zgodzili się, choć nie zbyt chętnie.
Wieczorem
zmęczeni Harry i Syriusz wrócili na Grimmauld Place. Stworek przygotował im
lekki posiłek na kolację i zaparzył herbatę, którą chętnie wypili.
- Dobrze, że nie częstowali nas alkoholem - wyznał
przejedzony Syriusz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz