Rozdział
70
Samo-adresujący
się list
- Co
takiego zrobiła Hermiona? - spytał skonsternowany Black.
Nie wyobrażał sobie żeby najlepsza
przyjaciółka jego chrześniaka mogła zepsuć relację pomiędzy nim, a jakąkolwiek
dziewczyną. No chyba, że wziąć pod uwagę przypadek gdy zalotnica miała złe
zamiary wobec Harry'ego lub oszukiwała go itp. Poza tym Hermiona była zbyt
grzeczna by zrobić coś co mogło nadwyrężyć zaufanie Azjatki wobec chłopaka.
-
Ciągle o niej gadał - oburzyła się Cho - nawet na randce ze mną powiedział, że
potem idzie się nią spotkać.
Syriusz cieszył się po raz kolejny
tego dnia, że już siedzi inaczej upadłby.
-
Może to było coś ważnego i chciał zabrać cię ze sobą? - spytał nieco naiwnie.
-
Być może - odpowiedziała chłodno nastolatka - wtedy o tym nie myślałam.
-
Wiesz wątpię żeby kręcąc z tobą Harry kombinował coś na boku z najlepszą
przyjaciółką - powiedział zgodnie z własnymi odczuciami.
Cho zamyśliła się.
-
Już w czwartej klasie zapraszał mnie na bal z okazji Turnieju Trójmagicznego.
-
Dlaczego się wtedy nie zgodziłaś? - zdziwił się jeszcze raz mężczyzna.
Nagle policzki Krukonki poróżowiały.
-
Obiecałam już Cedrikowi - przyznała zawstydzona - z resztą potem zaczęłam się z
nim spotykać... Był na prawdę niesamowity - zaczerwieniła się jeszcze bardziej
a Black uznał, że wolałby nie słuchać dalej dlaczego Cedrik był taki
"niesamowity" - a potem nadszedł finał Turnieju. Wygrali równocześnie
dotykając puchar, który przeniósł ich na cmentarz... - głos jej zamarł.
Widać było, że pomimo upływu aż
trzech lat wydarzenia z "Dnia, kiedy powrócił Voldemort" wciąż ją
bolą. Jej dłoń leżała na blacie i trzęsła się niemiłosiernie. Dziewczyna
otwierała i zamykała usta, lecz żadne słowo nie chciało się z nich wydobyć.
-
Wiem - powiedział uspokajająco Syriusz głaszcząc ją po dłoni.
Spojrzała na niego ze łzami w
oczach. Black dostrzegł w nich ból, smutek, ale też wdzięczność. Docenił też
to, że potrafiła powstrzymać płacz. Wspomnienia tych chwil w połączeniu z
sytuacją w jakiej znalazła się jej rodzina - a zwłaszcza ona sama - w ostatnich
dniach nie jednego mężczyznę przyprawiłaby o depresję, a ona potrafiła - w
miarę normalnie - o tym rozmawiać.
-
Boisz się, że teraz to samo spotka mojego chrześniaka? - spytał cofając dłoń.
Mina panny Chang stała się nagle bez
wyrazu.
- On
w zeszłym roku spotykał się z Weasley.
Syriusz poczuł, że to zbyt wiele
informacji o jego chrześniaku jak na jeden dzień. Mógł słuchać wiele o jego
życiu, ale nadmiar danych o życiu uczuciowym chłopaka mógł przyprawić go o
niestrawność albo... zazdrość.
- Spotykał?
-
Podobno rzucił ją po pogrzebie dyrektora.
Tego mógł się spodziewać. Wrodzoną
cechą ostatniego Pottera była chęć oszczędzenia bólu, smutku i cierpienia tym,
których znał. Chłopak musiał spodziewać się, że ministerstwo i Zakon Feniksa
jednak nie dadzą rady zapewnić mu bezpieczeństwa i będzie musiał uciekać,
ukrywać się przed Czarnym Panem. Musiał, więc dojść do wniosku, że tak będzie
lepiej dla Ginny. Voldemort już raz chciał wykorzystać dziewczynę. W drugiej
klasie dziennik zawierający cząstkę duszy czarnoksiężnika wpadł w posiadanie
córki Molly i Artura. Za jej pomocą uwolnił wtedy bazyliszka, który omal nie
zamordował kilkunastu uczniów. W końcu porwał rudowłosą do Komnaty Tajemnic,
ukrytego pomieszczenia zbudowanego w Hogwarcie przez samego Salazara
Slytherina. Harry uratował wtedy Ginny, zabił bazyliszka, zdobył legendarny
Miecz Gryffindora oraz odroczył o kilka lat powrót Voldemorta.
-
Syriuszu - głos Cho sprowadził go z powrotem do restauracji.
-
Tak? - spytał półprzytomnie.
-
Podano obiad - odpowiedział radośnie Jonatan.
Dopiero teraz czarodziej zwrócił
uwagę, że jego młodszy kompan powrócił do ich stolika. Jego twarz była
rozanielona, a blond włosy roztrzepane.
-
Widzę, że Janet cię zbyt mocno pogłaskała - zakpił Black.
Cho roześmiała się po raz pierwszy
tego dnia. Wyglądała bardzo ładnie, gdy to robiła. Jej śnieżnobiałe ząbki mogły
zrobić wrażenie na każdym mężczyźnie.
-
Bardzo śmieszne - odrzekł nieco speszony Niemiec.
Syriusz cieszył się w tym momencie,
że chłopak nie widział jak pocieszał smutną absolwentkę Hogwartu. Mógł
odetchnąć z ulgą.
-
Kiedy wróci twój ojciec? - Jony spytał nastolatkę.
-
Powinien zaraz być.
- To
dobrze - skwitował Faust - czekam na galeony i wracam do Rzeszy.
- A
randka? - dopytywał Łapa.
-
Powiedziałem młodej, że zabiorę ją na ekspresowe zwiedzanie mojego kraju.
Twarz Cho spochmurniała.
-
Zaczarowałeś ją? - warknęła.
-
Nie, nie musiałem - odpowiedział z miną niewiniątka - ona leci na to co obce.
Dziewczyna nadal wyglądała na
nadąsaną. Na szczęście jej ojciec przekroczył próg nim rozmowa potoczyła się
dalej w niezbyt szczęśliwym kierunku.
- I
jak tato? - spytał nerwowo Krukonka.
-
Wszystko ok - odpowiedział - o widzę, że obiad już jest.
-
Jeszcze nie wystygł - wtrącił Syriusz.
- W
takim razie wcinajmy - zachęcił Chang - Smacznego!
-
Nawzajem - odrzekli pozostali.
Jedli we względnym spokoju
rozmawiając o europejskich rozgrywkach Quidditcha, które powoli wchodziły w
decydującą fazę. Do ćwierćfinału dostały się drużyny z Niemiec, Bułgarii,
Rosji, Węgier, Polski, Estonii, Szwecji oraz Francji. Jonatan był pewien, że
mistrz jego kraju, Sokoły z Heidelbergu pokona wielokrotnego mistrza kraju nad
Sekwaną, Pogromców Kafla z Quiberon. Przeciw temu żywo oponowała, która
uważała, że "Różowi" jak zwało się francuską drużynę od koloru szat
są faworytami tegorocznej Europejskiej Ligi Quidditcha. Z tego co z rozmowy
wywnioskował Syriusz, który z braku wiedzy o aktualnej formie poszczególnych
kontynentalnych zespołów raczej przysłuchiwał się rozmowie niż w niej
uczestniczył, zwycięzca tego pojedynku w półfinale zmierzy się ze tryumfatorem
starcia Goblinów z Grodziska z nieznaną Łapie drużyną z Tallina.
-
Pora na nas - powiedział biznesmen po skończeniu posiłku.
Cho spojrzała na ojca smutnymi
oczami. Widać było, że w ostatnich miesiącach mało przebywała między ludźmi i
cieszyła ją każda chwila jaką spędza poza domem. Nie mówiąc już o tym, że po
wydarzeniach ostatnich dni czuła się więcej niż bezpieczna w towarzystwie
Syriusza i Jonatana X Fausta.
- No
dobrze - wycedziła wstając w końcu od stołu.
Pan Chang położył jeszcze na stole
mieszek, w którym znajdowały się złote galeony. Blondyn chwycił go zręcznie i
schował do wewnętrznej kieszeni płaszczu. Uścisnął dłoń ojcu i dał buzi w
policzek na pożegnanie córce.
"Ten to żadnej nie przepuści"- pomyślał Black i skrzywił się na
myśl, ze zapewne i on by taki był gdyby nie niesłuszna odsiadka w Azkabanie.
Przeklął jeszcze w myślach Barty'ego Croucha Seniora, ale zaraz zganił się za
to przypominając sobie jak zginął stary Crouch i co jego własny syn zrobił ze
zwłokami ojca, których nigdy nie odnaleziono w Zakazanym Lesie.
-
Żegnam - powiedział Black ściskając dłoń ojca Cho.
Ją samą z kolei przytulił
delikatnie, po przyjacielsku. Dziewczyna zadrżała nieprzyjemnie, kiedy ją
puścił. Pan Chand odwrócił się już i zaczął wychodzić, gdy jego starsza córka
wyszeptała:
-
Boję się.
Uwaga ta zbiła z tropu Łapę.
Spojrzał szybko na Jonatana nie wiedząc co zrobić. Ten wzruszył bezradnie
ramionami, ale uśmiechnął się chytrze. To naprowadziło starszego czarodzieja na
pomysł co zrobić.
-
Nie martw sie będzie lepiej - powiedział ciepło.
-
Gdyby coś się działo wezwij nas - dodał Jonatan.
Syriusz poczuł w tym momencie napływ
sympatii do młodego niemieckiego czarnoksiężnika. Przestało mu przeszkadzać
zainteresowanie ciemną stroną czarów czy też dziwne poglądy Jonatana.
-
Jak? - spytała cichutko Cho.
Nim Syriusz zdołał coś wymyślić
Faust wyjął jakąś kartkę, różdżkę i wykonując skomplikowane faliste ruchy,
mamrocząc przy tym coś pod nosem.
-
Tam masz informacje jak skontaktować się z tym błaznem - wyjaśnił wskazując na
Łapę - jak już wspomniałem dziś opuszczam ten kurwidołek a z Rzeszy będzie ci
trudno mnie ściągnąć.
-
Dobrze - przytaknęła jakby zamroczona brunetka.
-
Idziesz? - rozległ się od progu głos jej ojca.
-
Tak, tato - odpowiedziała.
Mężczyźni patrzyli z podziwem jak
Cho obraca się na pięcie i szybkim krokiem zrównuje się ze swoim rodzicem.
Pomachała im jeszcze z progu - wyraźnie uszczęśliwiona podarunkiem od blondyna.
-
Coś ty jej dał? - spytał Syriusz, kiedy już była za progiem.
Faust pomachał sceptycznie głową.
-
Odsiadka swoje zrobiła, co nie? - zakpił.
-
Nie rozumiem.
-
Wiesz coś o samo-adresujących się listach?
-
Wiem o listach, których się nie adresuje, ale sowa wie gdzie je dostarczyć.
Jonatan ponownie pokręcił głową.
- To
coś zupełnie innego - odpowiedział z powagą - sowie trzeba wcześniej powiedzieć
gdzie ma go zanieść, nie może to też być pierwsza lepsza sowa. Najlepiej, gdy
taki ptak był już wcześniej pod nienapisanym adresem, wtedy jeśli jest odpowiednio
wytresowany, wystarczy mu powiedzieć zanieś to tam i tam albo do tego
człowieka.
-
Rozumiem.
-
Samo-adresujące się listy z kolei to zwykłe listy, które napisane na kartce
takiej jak ta. którą podarowałem młodej, po odpowiednio rzuconym zaklęciu sama
wskaże sowie czy jakiemukolwiek innemu przystosowanemu do tego ptactwu, gdzie
zanieść kopertę.
-
Czyli ona może do mnie w każdej chwili napisać? - dopytał Black.
- W
każdej to nie - odparł machinalnie Niemiec - dodałem jej tam adnotację, że może
wysłać ten list jeszcze raz.
Łapa odetchnął z ulgą. Jakimś
dziwnym przeczuciem spodziewał się dostać wiadomość od młódki szybciej niż
chciałby spotkać ją ponownie. Tymczasem Jonatan powrócił do swojej najnowszej
zdobyczy. Black znów pozostał sam.
Rozejrzał się po lokalu. Od czasu
ich przybycia liczba klientów zwiększyła się, lecz wciąż była to garstka jak na
warunki tejże restauracji. W odległym kącie siedziała młoda para, czule
głaszcząca się po dloniach.
Mimowolnie Syriusz pomyślał o swoich
kontaktach z kobietami po wyjściu z Azkabanu. Leona Parker skończyła gorzej niż
gdyby umarła - została pocałowana przez dementora. Black do dziś czuł nienawiść
do aurorów. W momencie gdy spotka tego, który odpowiadał za uprowadzenie Leony
prawdopodobnie zapracuje na ponowną odsiadkę w pewnej twierdzy na morzu
Północnym. Potem była około dwudziestoletnia blondynka, której imienia obecnie
nawet nie pamiętał. Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że musiała mieć na
imię Andrea. Wiedział z całą pewnością, że ta jednorazowa przygoda miała
miejsce podczas rejsu do Europy po wizycie u Ahmeda zwanego Czarnym Magiem.
Całkiem niedawno z kolei - po pijaku - przespał się z mężatką Lucy Blueford.
Jeszcze przed podróżą powrotną z Chin byłby pewien, że gdyby ktoś powiedział,
że z dwojga wnuczek państwa Prod to właśnie z młodszą i mniej urodziwą Lucy
nawiąże - przypadkowy, bo przypadkowy, ale jednak - romans to zapewne wyśmiałby
tę osobę. Sam starał się zbliżyć do drugiej siostry, ale niestety nie udało mu
się to. Prawdę powiedziawszy miał nadzieję, że po powrocie do kraju, nawiązaniu
ponownych - bardziej szczęśliwych - relacji z chrześniakiem będzie miał szanse
spotkać się jeszcze raz z Heleną Yronwood.
Dwudziestosześciolatka (a może juz
siedmio?) miała długie, proste czarne włosy i rzęsy. Jej głębokie, niebieskie
oczy uwodziły już samym spojrzeniem. Black w dalszym ciągu pamiętał jak
seksowny i zgrabny tyłek miała ubrana w obcisłe jeansy. Jej brzuszek był też
płaski. Dziewczyna wyraźnie dbała o siebie.
-
Syriuszu - głos Jonatana przerwał fantazje o pannie Helenie - nim udamy się do
mojej ojczyzny wpadniemy jeszcze do ciebie się odświeżyć - powiedział czule
obejmując kelnerkę - co ty na to?
-
Ok.
W myślach zadał sobie pytanie jak
dotrą do Londynu tak szybko. Chyba, że ta cała Janet jest czarodziejką, ale to
wydawało się Syriuszowi już podejrzane. Nim zdążył o to na głos zapytać,
zobaczył jak dyskretny ruch różdżki - ukrytej w rękawie płaszczu podróżnego -
usypia kobietę.
- To
możemy się teleportować - rzekł bezstresowo.
-
Jesteś straszny - powiedział ze śmiechem Black.
Wyszli na zewnątrz. Wokół nikogo nie
było. Złapał towarzysza za ramię, drugą dłonią chwycił za nadgarstek śpiąca Mugolkę.
Obrócił się i z cichym trzaskiem deportował się z miasta na północy Anglii. Poczuli
jeszcze znajome szarpnięcie w okolicach żołądka. Po ułamku sekundy aportowali
się w Londynie, przed domem rodu Blacków.
-
Możesz ją ocucić - stwierdził Syriusz.
-
Racja - przyznał Niemiec i machnął różdżką.
Dziewczyna otworzyła oczy. Wydawała
się nieco zagubiona. Syriusz gołym okiem dostrzegł, że przy jej pamięci było
coś manipulowane.
- I
już - powiedział radośnie Jony - jesteśmy pod domem mojego kolegi.
-
Nie kojarzę tej części miasta.
-
Nie musisz - odparł czarodziej klepiąc ją w tyłek.
Weszli do środka. Faust od razu
objął Mugolkę i poprowadził na piętro - widocznie pozwiedzają nie tylko
Niemcy...
Syriusz postanowił zająć się czymś
konstruktywnym, ale nagle naszła go myśl, że komuś mu w tym domu brakuje. Odkąd
wrócił do Anglii nie widział jeszcze ani razu domowego skrzata, Stworka. Nie
żeby go to niepokoiło, zwyczajnie zaczął się obawiać, że któryś ze
śmerciożerców, przykładowo Snape, dostał się tu i wyniósł dokumenty
pozostawione tu przez Zakon Feniksa swojemu panu.
-Stworku
- powiedział, lecz nic to nie dało.
Pomyślał, że skrzat musiał zostać
ukatrupiony przez jakiegoś czarnoksiężnika, któremu puściły nerwy. Skoro tak on
po nim płakać nie będzie. Właściwie to na myśl o zgonie ostatniego stworzenia,
które mieszkało tu lata temu razem z nim oraz jego pokręconą rodzinką poczuł...
ulgę. Wiedział, że to niehumanitarne, ale nie mógł pozbyć się tego uczucia.
Poczuł się wolny tak samo jak wtedy gdy opuścił Azkaban.
Po kilkudziesięciu minutach Jonatan
i Janet zeszli na dół. Oboje byli zadowoleni, czyści i pachnący - chociaż Łapa
wolał nie wiedzieć dlaczego tak pachną. Niemiec wysypał z mieszka od ojca Cho
galeony na stół. Podzielił stos na dwie równe kupki i przesunął jedną do
Blacka. Przeliczył jeszcze czy suma się zgadza, uścisnął Anglika po
przyjacielsku i wyszedł wraz ze swoją towarzyszką.
Wieczorem Syriusz chciał udać się na
spacer po Londynie pod postacią psa, kiedy otrzymał wiadomość od pewnej
brunetki pochodzącej z Dalekiego Wschodu. Jej treść była prosta.
"Drogi Syriuszu
Otrzymałam wiadomość od tej Granger. Są
w Hogwarcie. Potrzebują pomocy GD. Będą walczyć z Nim. Przybywaj.
Cho"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz