Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

piątek, 9 września 2016

73. Czas zemsty



Rozdział 73
Czas zemsty

- NIE*! - rozpaczliwy pisk prof. McGonagall był pierwszą reakcją na słowa Voldemorta.

            Wtórował jak najbardziej radosny rechot na jaki było stać Bellatriks. Śmierciożercy od jakiegoś czasu stali ustawieni w tyralierę naprzeciw drzwi frontowych do zamku. Jeżeli dojdzie do wymiany klątw będą w lepszym położeniu. Sam Czarny Pan stał około dwóch metrów za Hagridem. Białym jak kreda palcem głaskał swojego węża.

            Niepewni prawdziwości słów Voldemorta Hogwartczycy cisnęli się w progu i na kamiennych schodach. Kiedy zobaczyli, że Harry na prawdę leży na ramieniu gajowego z otwartymi ustami, zamkniętymi oczami i bez życia, kolejne osoby dołączyły do krzyku nauczycielki transmutacji.

            Syriusz łudził się jeszcze, że to jakiś sprytny plan Pottera, żart w stylu Jamesa. Powinien teraz wstać, krzyknąć: "ale was nabrałem" i uśmiercić Voldemorta. Tymczasem nic takiego się nie działo. Najpierw Lupin i Tonks, teraz Harry. Kto jeszcze umarł lub umrze tego dnia?

            Rozochoceni krzykami McGonagall i innych obrońcy szkoły zaczęli krzyczeć, bluzgać czarnoksiężników... Ci nie bardzo wiedzieli co robić. Czekali na reakcję swojego mistrza. W końcu się jej doczekali. Huknęło, błysnęło, a on powiedział:

- Cisza*! - wszyscy posłuchali - Już po wszystkim! Złóż go u moich stóp, Hagridzie, tam, gdzie jego miejsce!*

            Pół-olbrzym spełnił polecenie. Wyglądał na będącego pod wpływem uroku. Człowiek, który kiedyś był Tomem Riddle kontynuował swoją tyradę wobec zamordowanego przeciwnika. Nazwał go nikim, tchórzem, który zawsze chował się za silniejszymi od siebie.

- Ciebie pokonał* - krzyknął Ron.

            Pozostali obrońcy ponownie poczuli się ośmieleni i powrócili do lżenia śmierciożerców. Samego Voldemorta bali się skrzywdzić choćby słownie, gdyż wiedzieli jakby to się skończyło. Słudzy władcy magicznej Wielkiej Brytanii pozostali w kamiennych pozycjach. Widać było, że dostali żelazne wytyczne wobec tego na co mogą sobie pozwolić. W zgiełku przez tłum obrońców zaczął przedzierać się Neville Longbottom.

- Został zabity* - powiedział Voldemort a jego słowa poprzedził jeszcze głośniejszy huk niż uprzednio - gdy próbował wymknąć się z zamkowych błoni. Zginął, próbując ratować własną skórę...*

            Jego dalsze słowa zostały przerwane przez Longbottoma, który rzucił się wściekle na niego. Zaklęcie rozbrajające jednego z śmierciożerców spełniło swoje zadanie. Nie uzbrojony Neville padł na ziemię przed Czarnym Panem, który śmiejąc się ze śmiechem odrzucił jego różdżkę.

- I któż to jest? - spytał cichym głosem czarnoksiężnik -Kto zgłosił się na ochotnika, by pokazać, co się stanie z każdym, kto będzie walczył nadal, choć bitwa jest już przegrana?*
- Panie - powiedziała Lestrange kiedy skończyła rżeć ze śmiechu - to Neville Longbottom! Chłopiec, który sprawiał tyle kłopotów Carrowom! Syn tych aurorów, pamiętasz?*
- Ach tak, pamięta... Ale ty chyba jesteś czarodziejem czystej krwi, dzielny chłopcze, prawda?*
- I co z tego?
- Okazałeś męstwo i odwagę, masz szlachetne pochodzenie. Będziesz wspaniałym śmierciożercą. Takich nam właśnie potrzeba...

            Syriusz nie mógł uwierzyć w to co właśnie słyszy. Neville, którego co prawda nie poznał osobiście, ale wiedział, że chłopak jest raczej przeciętnym czarodziejem. Nadrabiał to co prawda odwagą, z tego co pisały gazety, brał nawet udział w słynnej wyprawie Harry'ego i przyjaciół do ministerialnego Departamentu Tajemnic.

            Z zamyślenie wyrwała Syriusza dopiero Tiara Przydziału, która przywołana przez Voldemorta została wciśnięta na głowę Longbottoma. Wybuchł gwar, który zagłuszył słowa wypowiedziane przez Voldemorta. Jednym machnięciem różdżki podpalił Tiarę. Noszący ją chłopak zapalił sie razem z nią.

- HAGGER*! - olbrzym Graup krzyczał nadciągając ku swojemu bratu.

            Z błoni za śmierciożercami dochodziły okrzyki wydawane przez ludzi, którzy na pewno nie byli zwolennikami ideologii śmierciożerców. Olbrzymy walczące dla tych ostatnich wydały z siebie dzikie okrzyki i popędziły na brata gajowego. Wreszcie ku zdziwieniu wszystkich spod Zakazanego Lasu nadciągnęła cała armia centaurów, które jeszcze biegnąc wypuściły z cięciw swoich łuków salwę strzał, która zasypała zdezorientowanych śmierciożerców i ich sojuszników. Kilkunastu z nich zalało sie krwią i padło martwych. Kolejnym szokiem był Neville, który nie tyle nie spłonął, ale zgubił gdzieś palące się dalej nakrycie głowy. Chłopak wyjął z niej błyszczący miecz o srebrnej, wysadzanej rubinami rękojeści. Jeden zgrabny ruch, a łeb Nagini odłączył się od reszty ciała.

            Wybuchło potworne zamieszanie. Centaury ostrzeliwały w dalszym ciągu śmierciożerców. Za tymi ostatnimi rzeczywiście pojawili się zwykli ludzie, których męczył już dyktat Voldemorta, a i pewnie byli bliższymi lub dalszymi krewniakami obrońców zamku. Do pojedynku olbrzymów włączyły się testrale i hipogryf Hardodziob, podopieczny Hagrida. Latające stwory atakowały pazurami i dziobami gigantycznych sojuszników Voldemorta.

            Śmierciożercy rozproszyli się chcąc uniknąć strzał centaurów, rozpoczynającego się powoli ostrzału na ich tyły oraz stóp stawianych gdzie popadnie przez olbrzymy. Utracili swój największy atrybut w tej walce, czyli dyscyplinę. Ostrzał centaurów nie ustawał, co wobec zniszczenia szyków szturmujących zamek zaczęło sprawiać kłopoty także obrońcom szkoły.

            Za równo biali jak i czarni magowie salwowali się ucieczką do szkoły. Syriusz pozostał na swoim stanowisku próbując oszołomić jak największa ilość wrogów. W całym tym zamieszaniu nie odważył się zaryzykować rzucenia klątwy odbierającej natychmiast życie.

            Nie było sposobności żeby wejść do środka, wobec czego Syriusz pozostał na zewnątrz. Ku własnemu - kolejny raz w czasie tej bitwy - zdziwieniu. stwierdził że poplecznicy Voldemorta nie będący śmierciożercami opuszczają w pośpiechu bole bitwy. Pognały za nimi kilkuosobowe  grupy złożone z niewalczących jeszcze tego dnia przybyszy.

            Syriusz także pognał za dwójką szmalcowników. Towarzyszyła mu w tym zadziwiająco znajoma kobieta. Długie, proste, czarne włosy powiewały jej zwiewnie, kiedy tak pędziła z podniesioną różdżką. Głębokie spojrzenie niebieskich oczu skierowane było w cel jakim byli najpodlejsi z ludzi służących Voldemortowi. Ubrana była w zwiewną niebieską szatę i sportowe buty w mugolskim stylu.

            Black potrzebował całej siły woli żeby oderwać od niej wzrok. Jeszcze nigdy nie wydawała mu się być taka piękna. Nawet wtedy gdy wraz z siostrą i dziadkiem uratowała go w Chinach przed Andorczykiem, Konstantynowskym.

- Drętvota! - krzyknęła Helena.

            Jej czar oszołamiający świsnął tuż obok dezertera. Syriusz poszedł za jej przykładem i zaatakował drugiego z nich, lecz także nieznacznie chybił. Szmalcownicy zaczęli biec szybciej, w związku z tym dystans między nimi zaczął się powiększać.

- Ignisgladius - syknął Syriusz.

            Ognisty miecz poleciał w stronę uciekinierów. Atak był znacznie niecelny, jednak jego celem nie było trafienie w nich. Miecz wbił sie w ziemię kilkadziesiąt metrów przed nimi. Trawa momentalnie zapłonęła. Panna Yronwood rzuciła jakiś czar, który powiększył płomienie do wielkości dwóch metrów. Ściana ognia odcięła drogę ucieczki szmalcownikom. Zatrzymali się.

            Dopiero teraz zasapany Black mógł wyhamować. Stał kilkanaście kroków od wroga. W pobliżu niego znajdowała się Helena. Gdyby sytuacja była inna Łapa z pewnością wybuchłby śmiechem z powodu swojego szczęścia w napotykaniu tego dnia starych znajomych.

            Przyjrzał się przeciwnikom. Jeden był około pięćdziesięcioletnim, siwym mężczyzną o dużych, szarych, zdradzających przerażenie oczach. Jego towarzysz był o wiele młodszy. Miał nieco ponad dwadzieścia lat. W ramię wbitą miał jedną strzałę, druga tkwiła w jego udzie, a trzecia wystawała mu z pleców. Syriusz mimowolnie zadał sobie pytanie jak on biegł? Nie znał na to pytanie odpowiedzi.

- Rzućcie różdżki - poleciła głosem nieznoszącym sprzeciwu Helena.
- Nie będziesz mi rozkazywać suko! - wypalił ranny 20-latek.

            Helena zbagatelizowała jego słowa. 

- Poddaj się, to nic ci się nie stanie... - powiedziała spokojnie, ale z determinacją - nic ci się nie stanie dopóki sąd nie rozpatrzy twoich zbrodni przeciw czarodziejom!
- Pfff - zakpił chłopak.
- Expelliarmus.

            Jedno zaklęcie Syriusza, a stawiający się chłopak stał nieuzbrojony przed nim i Heleną. Jego różdżka wpadła w ręce kobiety. Mina chłopaka zrzedła. Natomiast Yronwood pozostała niewzruszona. 

- Łapy w górę - poleciła lodowatym tonem.

            Chłopak podniósł je. To samo zrobił jego współpracownik, mimo że nikt go o to nie prosił.

- Tak lepiej - na twarzy Heleny pojawił się nieznaczny uśmiech.

            Jedynym zgrabnym ruchem różdżki związała liną obu mężczyzn od stóp do głów. Kolejny ruch różdżki i podnieśli się ponad ich głowy.

- Fajnie cię widzieć żywego Syriuszu - powiedziała Helena patrząc przed siebie.
- Ciebie także - odparł mężczyzna czując jak policzki wykrzywiają mu się w uśmiechu.
- Nie ciesz się tak - skarciła go panna Yronwood - to jeszcze nie koniec walk.

            Dalszą drogę szli w milczeniu. Pierwszą ofiarą wznowionych walk jaką ujrzeli był trup jednego z olbrzymów służących Voldemortowi. Koło niego leżała kilka osób spośród posiłków jakie dotarły wesprzeć obrońców zamku. Dalej znajdował się centaur z wyprutymi wnętrznościami, śmierciożerca bez głowy z kilkunastoma strzałami w brzuchu. Przy samych schodach znajdowało się kilkadziesiąt trupów znoszonych tu przez dziewczyny z dawnej reprezentacji Gryfindoru w Quidditchu.

- Koniec walk? - spytał Black z nadzieją.
- Większość żywych śmierciożerców uciekła - odpowiedziała czarnoskóra.

            Była wysoka, miała ciemne oczy i czarne, długie, zaplecione w warkoczyki włosy. Ubrana w beżową szatę i czarne buty na płaskiej podeszwie.

- Kto wygrał? - dopytywał Syriusz.
- On jest wciąż żywy - wyjaśniła opalona, brązowooka i brązowowłosa dziewczyna.
- Alicja ma rację - wyjaśniła Murzynka.

            Syriusz spojrzał na Helenę. Ta skinęła głową i rzekła:

- Idź ja popilnuję tych dwóch tutaj.

            Nie odpowiedział. Machnął tylko różdżką przywracając swój normalny wygląd, co wywołało pisk dziewczyn, które zapewne pomyślały, że mają zwidy i widzą trupa.

- Czy to był... - powiedziała najbardziej blada z nich nim zemdlała.
- ... Syriusz Black? - dokończyła za nią Alicja.
- Nie macie zwidów - wytłumaczyła Helena.
- Jak to możliwe? - dopytywała dziewczyna.
- Myślę, że to on sam będzie musiał kiedyś wyjaśnić.
- No tak.

            Tymczasem Syriusz znajdował się już na schodach prowadzących do zamku. Po drzwiach frontowych nie było nawet śladu. Wszędzie za to znajdowały się zniszczone przedmioty, ślady krwi i trupy. Dużo trupów.

- Stój - rozległ się czyjś głos.

            Dopiero teraz Black dojrzał, że różdżką celuje w niego wysoki czarnoskóry chłopak, który o ile Black dobrze pamiętał, dzielił dormitorium z Harry'm. Za nim stał Aberforth.

- Jestem po waszej stronie - powiedział siląc się na spokój Black.
- Podobno nie żyjesz - wtrącił Dumbeldore.
- Jak widać jest inaczej.
- Udowodnij! - warknął uczeń siódmej klasy.
- Spytaj mnie o coś Ab - odparł Black.

            Starzec zamyślił się nad czymś.
           
 - Zawołaj Rona Weasley albo Hermionę - polecił Black - oni szybciej mnie zweryfikują - powiedział z powagą.

            Aberforth i Dean Thomas wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- Dlaczego nie Harry'ego?

            Syriusz zaniemówił. To musiał być jakiś okrutny żart. Jak oni śmieli tak mówić do niego? Chyba, że... Chyba, że mówili prawdę i Chłopiec, Który Przeżył faktycznie wyciął numer stulecia Czarnemu Panu pozorując własną śmierć.

- Czy on... - zaczął, ale przerwał mu Murzyn.
- tak, żyje.

            Nagle z sali wybiegł jakiś chłopak, który powiedział następnie z irlandzkim akcentem:

- Harry walczy z Sami-Wiecie- Kim!

            W tym momencie sprawdzanie tożsamości Syriusza zeszło na dalszy plan. Dean, a za nim Irlandczyk, Ab i Syriusz wbiegli do Wielkiej Sali. Ta była wypełniona na pewno ponad dwoma setkami żywych ludzi. Pośrodku niej po okręgu chodzili Harry i Lord Voldemort.

- Prawdziwym panem Czarnej Różdżki stał się Draco Malfoy* - Harry tłumaczył coś swojemu odwiecznemu wrogowi, który wykrzywił twarz w grymasie.
- Co za różnica? Nawet gdybyś miał rację, Potter, między nami niczego to nie zmienia. Nie masz już swojej różdżki z piórem feniksa, teraz wszystko zależy tylko od tego, który z nas zręczniej posługuje się magią... a kiedy cię zabiję, pójdę po Dracona Malfoya i....
- Za późno! Utraciłeś swoją szansę. Byłem szybszy. Pokonałem Dracona parę tygodni temu. Zabrałem mu różdżkę.*

            Syriusz był w szoku słysząc o czym mężczyźni rozmawiają. Najbardziej szokowały go jednak słowa samego Pottera. Tłumaczył coś Voldemortowi jak gdyby ten był jakimś pierwszakiem, który pierwszy raz usłyszał o świecie magii. Szokowały go także słowa o braku różdżki Harry'ego. Jak to możliwe, że jego chrześniak stracił swoją różdżkę, a jednocześnie odebrał młodemu Malfoyowi jego?

- No więc pojąłeś już, jak się to wszystko skończyło*? - kontynuował Harry - Czy różdżka, którą masz w ręku wie, że jej ostatni pan został rozbrojony? Bo jeśli wie...To ja jestem prawowitym panem Czarnej Różdżki.*

            Tego było już zbyt wiele jak na nerwy Voldemorta. Ryknął odpowiednią formułę i rzucił uśmiercające zaklęcie. Harry odpowiedział "zaledwie" próbą rozbrojenia przeciwnika. Oba ataki zderzyły się, co spowodowało wybuch złotych promieni znaczących miejsca skrzyżowania się zaklęć. Różdżka Voldemorta wypadła mu z rąk. Wirowała lecąc w górę, aż wreszcie opadała prosto w dłoń Harry'ego. Chłopak ze swoim wrodzonym instynktem złapał ją. Równocześnie ciało najpotężniejszego czarnoksiężnika runęło na ziemię. Zaraz potem zaczęło się kurczyć i blednąć jeszcze bardziej.

-Umarł od odbicie własnej klątwy - szepnął sam do siebie Syriusz.

            W Wielkiej Sali wybuchł aplauz, wrzawa nieporównywalna do niczego. Chłopiec, Który Przeżył znów to zrobił. Przeżył i zakończył krwawe rządy Voldemorta i jego marionetek. Tłum rzucił się na swojego bohatera.
___________________________________
*wypowiedzi zaznaczone kursywą i kończące się tym symbolem zostały zaczerpnięte z książki J.K.Rowling pt. "Harry Potter i Insygnia Śmierci". Wszelkie prawa powiązane z tymi wypowiedziami należą do autorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz