Rozdział
74
Identyfikacja
Syriusz odszedł z Wielkiej Sali,
kiedy wybuchł gwar spowodowany tryumfem Pottera nad Voldemortem. Wyszedł,
ponieważ nie chciał zabierać i tak już cennego czasu bohatera, którego każdy
obecny chciał teraz uściskać, wyżalić się albo chociaż zbić piątkę.
Usłyszał tylko, że z Azkabanu
wychodzą więźniowie politycznie umieszczeni tam przez poprzedni reżim. Gdzieś
tam dalej padła zapowiedź nowego szefostwa w Ministerstwie Magii. Podobno nowym
ministrem miał zostać ex-auror, Kingsley Shacklebolt. Syriusz ucieszył się na
ten wybór. Uważał Kingsleya za kogoś na tyle kompetentnego i dobrze
zorganizowanego żeby ogarnąć ten burdel, który powstał podczas rządów
marionetki Lorda Voldemorta.
-
Kim więc jesteś? - dobiegł go głos zza pleców.
Obrócił się. Stał przed nim Dean
Thomas, za nim znajdował się Irlandczyk, który powiadomił ich o pojedynku
Harry'ego z Czarnym Panem.
-
Syriusz Black III - przedstawił się z gracją arystokraty.
-
Umarłeś! - zaprotestował Dean
Syriusz roześmiał się.
-
Sam w to nie wierzysz - powiedział wesoło - inaczej mówiłbyś, że on umarł, a
nie umarłeś.
-
Fakt - zgodził się Irlandczyk.
-
Kto go może zidentyfikować?- zastanawiał się Murzyn.
-
Harry, Ron, Hermiona, Ginny - wyliczał Syriusz - cała rodzina Rona, Shacklebolt,
profesor McGonagall... - ziewnął znudzony - mam wyliczać dalej?
Irlandczyk pokiwał przecząco głową.
Natomiast Thomas rozejrzał się nerwowo wokół. Żadna z wymienionych osób nie
była akurat w pobliżu.
-
Hej, Luna! - krzyknął za plecy Syriusza.
Nadeszła stamtąd młoda czarodziejka.
Była przeciętnego wzrostu. Miała długie, zwierzchwione włosy w nieładzie jaki
spowodowała bitwa. Trochę poniżej kilku kosmyków, które stanowiły jej grzywkę
miał szare, lekko wytrzeszczone i szklące się oczy. Sprawiały wrażenie wiecznie
rozmarzonych. Trzymała różdżkę wetkniętą za ucho. Miała też ładną twarz.
-
Cześć Dean, Seamus - odpowiedziała pogodnie.
- Znasz
Syriusza Blacka? - spytał natarczywie Murzyn.
-
Stubby'ego Boardmana? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Kogo? - zdziwił się autentyczny Black.
-
Stubby to piosenkarz Hobo Goblina - wyjaśniła Luna - w "Żonglerze"
ukazał się artykuł na temat prawdziwej tożsamości Blacka - mówiła z pełnym
przekonaniem.
Syriusz spojrzał skonsternowany na
przesłuchujących go młodzieńców. Ci byli w nie mniejszym szoku niż on. Żaden z
nich nie wiedział co powiedzieć.
- Ty
jesteś Stubby? - głos Luny sprowadził go na ziemię.
- Eee...
- Black zaniemówił.
Seamus myślał nad czymś gorączkowo.
-
Skoro ona rozpoznała w nim tego eee...- spojrzał na Lunę, która uśmiechnęła się
delikatnie - Boardmana - dziewczyna uniosła w górę kciuk- to chyba faktycznie
jest eee... - zamyślił się jakby nie chciał słuchać argumentacji Luny na temat
prawdziwej tożsamości Łapy - ... tym za kogo się podaje! - powiedział uradowany
z wybrnięcia z sytuacji Irlandczyk.
Luna klasnęła dłonie. Zaczęła
sprawiać na Syriuszu wrażenie nie do końca rozwiniętej tak jak powinna -
psychicznie - być ułożona osoba w jej wieku.
- Muszę
już iść - oznajmiła blondynka i ruszyła w stronę schodów - Harry poszedł
odpocząć - szepnęła do Blacka.
Syriusz potaknął ruchem głowy i już
w ogóle nie wiedział co myśleć o tej dziewczynie.
-
Ona jest... - powiedział na głos, ale nie wiedział jak to nazwać.
-...
dziwna - dokończył za niego niższy chłopak.
-
Wiemy - potwierdził Dean.
Syriusz spojrzał na chłopaków. Po
początkowej wrogości nie było już śladów.
-
Pomimo tego i tak bym ją wyruchał - kontynuował Murzyn - widzieliście jak ona się
rozwinęła? - spytał dotykając sugestywnie swoją klatkę piersiową a następnie
klepiąc delikatnie własny pośladek.
-
Fakt - zgodził się Seamus.
Black nie powiedział nic. Pierwszy
raz widział tę dziewczynę na oczy.
-
Masz co ze sobą teraz zrobić? -spytał Aberforth wychodząc z sali.
-
Nie - odpowiedzieli wszyscy trzej panowie.
Dumbledore roześmiał się.
- W
takim razie chodźcie na herbatę - zaproponował na co zgodzili się ochoczo.
- Do
Hogsmeade? - spytał Łapa.
-
Yhm... - przytaknął Ab.
-
Znam krótszą drogę!
- Do
mojej piwnicy?
-
Nie.
- No
właśnie, więc ja prowadzę - oświadczył starzec.
Ruszyli jego tropem na piętro, po
drodze mijali zrzucone ze ścian obrazy, tynk, wybite szyby. Zniszczone rzeźby,
zbroje i balustrady. Tu i ówdzie spoczywały zwłoki śmierciożerców, które sprzątały
właśnie skrzaty domowe.
-
Panowie! - czyjś głos dobiegł ich z dołu, kiedy weszli na piętro.
Na dole stał młody uczeń. Machał do
nich ręką. Syriusz nie miał pojęcia kim on jest. Patrząc na miny pozostałych
czarodziei, doszedł do wniosku, że oni także nie wiedzą.
- O
co chodzi? - spytał Dean.
-
Pani dyrektor będzie przemawiać- powiedział tamten.
- A
ty nie powinieneś być teraz w domu? - spytał Seamus.
-
Byłem, ale wróciłem z rodzicami, kiedy dowiedzieli się, że jest po bitwie.
Słowa chłopaka miały sens.
- Od
roku nie byłem na żadnej lekcji - powiedział Murzyn.
-
Skończyłem naukę tu nim twoi rodzice pojawili się w planach swoich - wycedził
zmęczony Ab.
-
Idę z nimi - oznajmił Seamus.
Oczy wszystkich spoczęły na Blacku.
Ten nie wiedział co powiedzieć i co gorsza gdzie iść.
- A
ja... - zawahał się -... pójdę!
Zszedł do nastolatka na dół. Ten
zaprowadził go do drzwi. Syriusz spojrzał przez nie do środka. W sali pojawiły
się ponownie cztery stoły przeznaczone dla każdego z domów Hogwartu. Ilość
ludzi i zamieszanie wewnątrz były takie, że nikt nie zwracał uwagi na to czy
siedzi przy odpowiednim - zwłaszcza, że większość stanowili byli uczniowie.
Po dokładniejszym przyjrzeniu
dostrzegł, że przy jednym ze stołów siedzi rodzina Weasley . Ginny spała z
głową na ramieniu swojej matki. Obok niej znajdowali się Percy, Charlie i
Artur. Po drugiej stronie miejsca zajęli George - a może to Fred? - William
oraz Fleur.
W najbliższym kącie znajdowali się Lucjusz
Malfoy z żoną i synem. Rozbrojeni i otoczeni przez czwórkę czarodziei. Celowali
w Lucjusza, który jedną dłonią ściskał Narcyzę, a drugą trzymał na ramieniu
syna.
- Wasz
pan zginął! - ryknął jeden z mężczyzn.
-
Zrobimy z wami, co Sami- Wiecie-Kto z mugolami! - wtórował mu drugi.
-
Śmierć śmierciożercą! - dodawał krzykiem trzeci.
- Z
twoją żonką zabawię się nim odeślę ją do waszego mistrza! - groził czwarty.
Z pewnością doszłoby do samosądu,
gdyby profesor Flitwick nie podszedł do nich. Jendym ruchem pozbawił różdżek
całą czwórkę niedoszłych oprawców. Kolejnym ruchem tymczasowo sparaliżował
czysto krwistą rodzinę. Trzecim związał ich.
-
Przetransportujemy ich do ministerstwa, kiedy będzie to możliwe - oznajmił
zebranym.
-Co
z resztą? - spytał Murzyn z dredami.
-
Gdzie są? - dopytał mistrz Zaklęć.
- W
pobliskiej sali - odpowiedział młody mężczyzna - pilnują ich Angelina, Alicja,
Katie i jakaś kobieta.
-
Żeńska gwardia - zażartował Black.
-
Gwardia Dumbeldore - powiedział z dumą Murzyn.
Flitwick wywrócił oczami
zdegustowany. Dopiero teraz jego wzrok spoczął na Blacku. Świdrował go spojrzeniem
tak dokładnie, że ten zaczął się bać, że zaraz jego dusza będzie całkiem naga
przed profesorem.
-
Chłopcy chodźcie ze mną - powiedział do Murzyna i stojącego za nim wysoki,
szeroki w barkach, krzepki chłopak.
Profesor szedł przed siebie ze
wzniesioną różdżką. Idący za nim chłopcy wyglądali na wyraźnie zdziwionych zachowaniem
karła.
- W
jakim mieście była Kwatera Główna? - spytał Syriusza.
- W
Londynie - odpowiedział cicho.
W oczach Flitwicka pojawiły się
iskierki radości. Schował różdżkę i uściskał szczerze byłego podopiecznego.
-
Dobrze cię widzieć Syriuszu - wyszeptał.
-
Pana też, profesorze.
Kiedy się oddzielili, profesor przemówił
do swojej obstawy.
-
Chłopcy należą wam się wyjaśnienia. Przed wami stoi jeden z dwóch dzisiaj żywych
trupów. Oto Syriusz Black.
-
Niemożliwe! - zaprotestował barczysty chłopak.
-
Zginął w ministerstwie - wtórował mu Murzyn.
- A
jednak - odparł Black.
-
Skoro Harry miał być nieżywy, a pokonał Sami- Wiecie- Kogo, to być może Black
jest jednak żywy - powiedział chłopak z dredami - jestem Lee Jordan -
przedstawił się.
-
Olivier Wood - powiedział drugi.
Uścisnęli sobie dłonie.
-
Skoro formalności mamy za sobą możemy iść zobaczyć kogo udało się pojmać żywcem
- oznajmił Flitwick.
Przeszli kilka kroków dalej.
Zatrzymali się przed jedynym pomieszczeniem na całym parterze, które miało
jeszcze drzwi. Nauczyciel chciał je otworzyć, ale Lee zagrodził mu drogę.
-
Dziewczyny to ja! - krzyknął przez drzwi.
Drzwi otworzyły się i wyjrzała przez
nie znana już Syriuszowi Murzynka. Gestem zachęciła ich do wejścia.
-Fajnie,
że zabrałeś wsparcie - powiedziała siedząca w środku Alicja.
Na podłodze leżało piętnastu
związanych mężczyzn. Pod ścianą przeciwległą do drzwi siedziało kilkanaście
szmalcowników i szmalcowniczek. Na prawo od nich leżał jeden skuty łańcuchami
wilkołak. Nad śmierciożercami stała Helena z różdżką cały czas wycelowaną w
poszczególnych z nich. Wilkołaka kontrolowała Alicja, a jej blada koleżanka
doglądała szmalcowników.
-Lee
przetransportuj tu Malfoyów.
-
Złapaliście ich? - spytała podekscytowana wysoka, biała, ciemnowłosa
dziewczyna.
-
Tak - potwierdził lakonicznie Black.
- Co
z nimi zrobimy? - spytała Alicja.
Syriusz spojrzał na profesora. To on
tu dowodził jako osoba najstarsza, najlepiej znająca szkołę i być może
posiadająca wiedzę o tym co dzieje się poza Hogwartem w czarodziejskiej Anglii.
-
Zostaną tutaj dopóki nie przybędzie minister magii - oświadczył zwięźle -
przykro mi, ale w chwili obecnej nie możemy jeszcze ufać nikomu innemu z tej
placówki.
-
Dobrze - zgodziły się dziewczyny.
-
Jesteście zmęczone - zauważył Black.
Helena posłała mu gniewne
spojrzenie, ale nic nie odpowiedziała.
-
Racja - przyznał mu profesor - idźcie do waszego dawnego dormitorium z Heleną i
prześpijcie się trochę - polecił strażniczką - Syriusz, Olivier i Lee was
zastąpią.
-
Dobrze - zgodziły się będące w różnych nastrojach dziewczyny.
Mężczyźni zostali sami, ale nie
rozmawiali ze sobą. Byli pochłonięci swoimi myślami i strzeżeniem więźniów.
Jordan pilnował wilkołaka, Wood szmalcowników, a najstarszy i najbardziej
doświadczony Łapa spoglądał na najwierniejszych popleczników Voldemorta. W pewnym
momencie dostrzegł wśród nich męża swojej kuzynki. Nie wiele myśląc podszedł do
niego z uniesioną różdżką. Przykucnął.
-
Poznajesz mnie - powiedział cicho co pozostało bez odpowiedzi- dzisiaj
zakończyłem nędzny żywot twojego brata.
-
Łżesz zdrajco krwi! - ryknął Rudolfus Lestrange.
- Silencio - syknął Black - tak lepiej -
powiedział śmierciożercy odebrało mowę - Rabastan skończył marnie jeszcze nim
Voldemort ogłosił godzinną przerwę.
Usta Rudolfa otwierały się i
zamykały. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Jego nieme próby dostarczały widocznej
rozrywki strzegącym go i jego kolegów Gryfonom.
-
Jego żona została zamordowana tuż przed Sami- Wiecie- Kim przez Molly Weasley -
wtrącił Lee.
Jego słowa jeszcze
bardziej rozwścieczyły śmierciożercę. Zaczął pluć na Blacka, ale w odpowiedzi
magicznie umieszczono mu w ustach knebel.
-
Chciałem ci tylko powiedzieć żebyś się cieszył, że nie spotkaliśmy się na
błoniach - kontynuował spokojnie Black - inaczej nie miał byś przyjemności wrócić
do Azkabanu.
Po tych słowach odszedł od
rozwścieczonego, zakneblowanego i spętanego linami Lestrage'a. Ponownie zapadła
cisza, która zakończyła się dopiero godzinę później wraz z wejściem profesorów
Flitwicka, McGonagall oraz Kingsleya.
- To
na prawdę on - wydusiła p.o. dyrektorki Hogwartu.
- Na
to wygląda - wtrącił nieufnie minister.
-
Weryfikowałem go - rzekł mistrz Zaklęć co uspokoiło wszystkich.
Shacklebolt kiwnął z uznaniem głową.
Podszedł do kolegi z Zakonu i uścisnął jego dłoń. Potem to samo zrobił z Lee i
Olivierem.
-
Później będzie czas na twoją opowieść - rzekł do Łapy - zostałem tymczasowym
ministrem - oznajmił lakonicznie - wydałem rozkaz uwolnienia politycznych z
Azkabanu i anulowałem kilka najważniejszych praw ustanowionych przez poprzednika.
Nie mogłem jednak zrobić więcej, bo nie wiem jeszcze kto przeżył, kto został
złapany, kto uciekł lub zaginął. Muszę też dowiedzieć się o takich przypadkach
z całej kadencji marionetki Voldemorta. Wcześniej potrzebuję jednak oczyścić
ministerstwo -tłumaczył gorliwie - Syriuszu będę potrzebował twojej pomocy.
Wezwę cię sam- wiesz jak, kiedy nadejdzie pora.
- Co
z tymi tu? - spytał Wood.
Tymczasowy minister pokręcił smutno
głową.
- Dopóki
nie przeprowadzimy lustracji strażników i władz Azkabanu nie możemy tam nikogo
zesłać w obawie przed ucieczką. To samo muszę zrobić z pracownikami
ministerstwa. Myślę, że muszą pozostać tutaj.
-
Jeżeli mogę wtrącić - powiedział nieśmiało Lee - może warto zacząć lustrację od
aurorów?
-
Dobry pomysł - poparł go profesor - mamy tu zapas Veritaserum, bez którego jak
mniemam się nie obejdzie - arumentował, a Kingsley potaknął znacząco głową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz