Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

piątek, 9 września 2016

74. Identyfikacja



Rozdział 74
Identyfikacja

            Syriusz odszedł z Wielkiej Sali, kiedy wybuchł gwar spowodowany tryumfem Pottera nad Voldemortem. Wyszedł, ponieważ nie chciał zabierać i tak już cennego czasu bohatera, którego każdy obecny chciał teraz uściskać, wyżalić się albo chociaż zbić piątkę.

            Usłyszał tylko, że z Azkabanu wychodzą więźniowie politycznie umieszczeni tam przez poprzedni reżim. Gdzieś tam dalej padła zapowiedź nowego szefostwa w Ministerstwie Magii. Podobno nowym ministrem miał zostać ex-auror, Kingsley Shacklebolt. Syriusz ucieszył się na ten wybór. Uważał Kingsleya za kogoś na tyle kompetentnego i dobrze zorganizowanego żeby ogarnąć ten burdel, który powstał podczas rządów marionetki Lorda Voldemorta.

- Kim więc jesteś? - dobiegł go głos zza pleców.

            Obrócił się. Stał przed nim Dean Thomas, za nim znajdował się Irlandczyk, który powiadomił ich o pojedynku Harry'ego z Czarnym Panem.

- Syriusz Black III - przedstawił się z gracją arystokraty.
- Umarłeś! - zaprotestował Dean

            Syriusz roześmiał się.

- Sam w to nie wierzysz - powiedział wesoło - inaczej mówiłbyś, że on umarł, a nie umarłeś.
- Fakt - zgodził się Irlandczyk.
- Kto go może zidentyfikować?- zastanawiał się Murzyn.
- Harry, Ron, Hermiona, Ginny - wyliczał Syriusz - cała rodzina Rona, Shacklebolt, profesor McGonagall... - ziewnął znudzony - mam wyliczać dalej?

            Irlandczyk pokiwał przecząco głową. Natomiast Thomas rozejrzał się nerwowo wokół. Żadna z wymienionych osób nie była akurat w pobliżu.

- Hej, Luna! - krzyknął za plecy Syriusza.

            Nadeszła stamtąd młoda czarodziejka. Była przeciętnego wzrostu. Miała długie, zwierzchwione włosy w nieładzie jaki spowodowała bitwa. Trochę poniżej kilku kosmyków, które stanowiły jej grzywkę miał szare, lekko wytrzeszczone i szklące się oczy. Sprawiały wrażenie wiecznie rozmarzonych. Trzymała różdżkę wetkniętą za ucho. Miała też ładną twarz.

- Cześć Dean, Seamus - odpowiedziała pogodnie.
- Znasz Syriusza Blacka? - spytał natarczywie Murzyn.
- Stubby'ego Boardmana? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Kogo? - zdziwił się autentyczny Black.
- Stubby to piosenkarz Hobo Goblina - wyjaśniła Luna - w "Żonglerze" ukazał się artykuł na temat prawdziwej tożsamości Blacka - mówiła z pełnym przekonaniem.

            Syriusz spojrzał skonsternowany na przesłuchujących go młodzieńców. Ci byli w nie mniejszym szoku niż on. Żaden z nich nie wiedział co powiedzieć.

- Ty jesteś Stubby? - głos Luny sprowadził go na ziemię.
- Eee... - Black zaniemówił.

            Seamus myślał nad czymś gorączkowo.

- Skoro ona rozpoznała w nim tego eee...- spojrzał na Lunę, która uśmiechnęła się delikatnie - Boardmana - dziewczyna uniosła w górę kciuk- to chyba faktycznie jest eee... - zamyślił się jakby nie chciał słuchać argumentacji Luny na temat prawdziwej tożsamości Łapy - ... tym za kogo się podaje! - powiedział uradowany z wybrnięcia z sytuacji Irlandczyk.

            Luna klasnęła dłonie. Zaczęła sprawiać na Syriuszu wrażenie nie do końca rozwiniętej tak jak powinna - psychicznie - być ułożona osoba w jej wieku.

- Muszę już iść - oznajmiła blondynka i ruszyła w stronę schodów - Harry poszedł odpocząć - szepnęła do Blacka.

            Syriusz potaknął ruchem głowy i już w ogóle nie wiedział co myśleć o tej dziewczynie.

- Ona jest... - powiedział na głos, ale nie wiedział jak to nazwać.
-... dziwna - dokończył za niego niższy chłopak.
- Wiemy - potwierdził Dean.

            Syriusz spojrzał na chłopaków. Po początkowej wrogości nie było już śladów.
- Pomimo tego i tak bym ją wyruchał - kontynuował Murzyn - widzieliście jak ona się rozwinęła? - spytał dotykając sugestywnie swoją klatkę piersiową a następnie klepiąc delikatnie własny pośladek.
- Fakt - zgodził się Seamus.

            Black nie powiedział nic. Pierwszy raz widział tę dziewczynę na oczy.
- Masz co ze sobą teraz zrobić? -spytał Aberforth wychodząc z sali.
- Nie - odpowiedzieli wszyscy trzej panowie.

            Dumbledore roześmiał się.

- W takim razie chodźcie na herbatę - zaproponował na co zgodzili się ochoczo.
- Do Hogsmeade? - spytał Łapa.
- Yhm... - przytaknął Ab.
- Znam krótszą drogę!
- Do mojej piwnicy?
- Nie.
- No właśnie, więc ja prowadzę - oświadczył starzec.

            Ruszyli jego tropem na piętro, po drodze mijali zrzucone ze ścian obrazy, tynk, wybite szyby. Zniszczone rzeźby, zbroje i balustrady. Tu i ówdzie spoczywały zwłoki śmierciożerców, które sprzątały właśnie skrzaty domowe.

- Panowie! - czyjś głos dobiegł ich z dołu, kiedy weszli na piętro.

            Na dole stał młody uczeń. Machał do nich ręką. Syriusz nie miał pojęcia kim on jest. Patrząc na miny pozostałych czarodziei, doszedł do wniosku, że oni także nie wiedzą.

- O co chodzi? - spytał Dean.
- Pani dyrektor będzie przemawiać- powiedział tamten.
- A ty nie powinieneś być teraz w domu? - spytał Seamus.
- Byłem, ale wróciłem z rodzicami, kiedy dowiedzieli się, że jest po bitwie.

            Słowa chłopaka miały sens.

- Od roku nie byłem na żadnej lekcji - powiedział Murzyn.
- Skończyłem naukę tu nim twoi rodzice pojawili się w planach swoich - wycedził zmęczony Ab.
- Idę z nimi - oznajmił Seamus.

            Oczy wszystkich spoczęły na Blacku. Ten nie wiedział co powiedzieć i co gorsza gdzie iść.

- A ja... - zawahał się -... pójdę!

            Zszedł do nastolatka na dół. Ten zaprowadził go do drzwi. Syriusz spojrzał przez nie do środka. W sali pojawiły się ponownie cztery stoły przeznaczone dla każdego z domów Hogwartu. Ilość ludzi i zamieszanie wewnątrz były takie, że nikt nie zwracał uwagi na to czy siedzi przy odpowiednim - zwłaszcza, że większość stanowili byli uczniowie.

            Po dokładniejszym przyjrzeniu dostrzegł, że przy jednym ze stołów siedzi rodzina Weasley . Ginny spała z głową na ramieniu swojej matki. Obok niej znajdowali się Percy, Charlie i Artur. Po drugiej stronie miejsca zajęli George - a może to Fred? - William oraz Fleur.

            W najbliższym kącie znajdowali się Lucjusz Malfoy z żoną i synem. Rozbrojeni i otoczeni przez czwórkę czarodziei. Celowali w Lucjusza, który jedną dłonią ściskał Narcyzę, a drugą trzymał na ramieniu syna.

- Wasz pan zginął! - ryknął jeden z mężczyzn.
- Zrobimy z wami, co Sami- Wiecie-Kto z mugolami! - wtórował mu drugi.
- Śmierć śmierciożercą! - dodawał krzykiem trzeci.
- Z twoją żonką zabawię się nim odeślę ją do waszego mistrza! - groził czwarty.

            Z pewnością doszłoby do samosądu, gdyby profesor Flitwick nie podszedł do nich. Jendym ruchem pozbawił różdżek całą czwórkę niedoszłych oprawców. Kolejnym ruchem tymczasowo sparaliżował czysto krwistą rodzinę. Trzecim związał ich.

- Przetransportujemy ich do ministerstwa, kiedy będzie to możliwe - oznajmił zebranym.
-Co z resztą? - spytał Murzyn z dredami.
- Gdzie są? - dopytał mistrz Zaklęć.
- W pobliskiej sali - odpowiedział młody mężczyzna - pilnują ich Angelina, Alicja, Katie i jakaś kobieta.
- Żeńska gwardia - zażartował Black.
- Gwardia Dumbeldore - powiedział z dumą Murzyn.

            Flitwick wywrócił oczami zdegustowany. Dopiero teraz jego wzrok spoczął na Blacku. Świdrował go spojrzeniem tak dokładnie, że ten zaczął się bać, że zaraz jego dusza będzie całkiem naga przed profesorem. 

- Chłopcy chodźcie ze mną - powiedział do Murzyna i stojącego za nim wysoki, szeroki w barkach, krzepki chłopak.

            Profesor szedł przed siebie ze wzniesioną różdżką. Idący za nim chłopcy wyglądali na wyraźnie zdziwionych zachowaniem karła.

- W jakim mieście była Kwatera Główna? - spytał Syriusza.
- W Londynie - odpowiedział cicho.

            W oczach Flitwicka pojawiły się iskierki radości. Schował różdżkę i uściskał szczerze byłego podopiecznego.

- Dobrze cię widzieć Syriuszu - wyszeptał.
- Pana też, profesorze.

            Kiedy się oddzielili, profesor przemówił do swojej obstawy.

- Chłopcy należą wam się wyjaśnienia. Przed wami stoi jeden z dwóch dzisiaj żywych trupów. Oto Syriusz Black.

- Niemożliwe! - zaprotestował barczysty chłopak.
- Zginął w ministerstwie - wtórował mu Murzyn.
- A jednak - odparł Black.
- Skoro Harry miał być nieżywy, a pokonał Sami- Wiecie- Kogo, to być może Black jest jednak żywy - powiedział chłopak z dredami - jestem Lee Jordan - przedstawił się.
- Olivier Wood - powiedział drugi.

            Uścisnęli sobie dłonie. 

- Skoro formalności mamy za sobą możemy iść zobaczyć kogo udało się pojmać żywcem - oznajmił Flitwick.

            Przeszli kilka kroków dalej. Zatrzymali się przed jedynym pomieszczeniem na całym parterze, które miało jeszcze drzwi. Nauczyciel chciał je otworzyć, ale Lee zagrodził mu drogę.

- Dziewczyny to ja! - krzyknął przez drzwi.

            Drzwi otworzyły się i wyjrzała przez nie znana już Syriuszowi Murzynka. Gestem zachęciła ich do wejścia.

-Fajnie, że zabrałeś wsparcie - powiedziała siedząca w środku Alicja.

            Na podłodze leżało piętnastu związanych mężczyzn. Pod ścianą przeciwległą do drzwi siedziało kilkanaście szmalcowników i szmalcowniczek. Na prawo od nich leżał jeden skuty łańcuchami wilkołak. Nad śmierciożercami stała Helena z różdżką cały czas wycelowaną w poszczególnych z nich. Wilkołaka kontrolowała Alicja, a jej blada koleżanka doglądała szmalcowników.

-Lee przetransportuj tu Malfoyów.
- Złapaliście ich? - spytała podekscytowana wysoka, biała, ciemnowłosa dziewczyna.
- Tak - potwierdził lakonicznie Black.
- Co z nimi zrobimy? - spytała Alicja.

            Syriusz spojrzał na profesora. To on tu dowodził jako osoba najstarsza, najlepiej znająca szkołę i być może posiadająca wiedzę o tym co dzieje się poza Hogwartem w czarodziejskiej Anglii.

- Zostaną tutaj dopóki nie przybędzie minister magii - oświadczył zwięźle - przykro mi, ale w chwili obecnej nie możemy jeszcze ufać nikomu innemu z tej placówki.
- Dobrze - zgodziły się dziewczyny.
- Jesteście zmęczone - zauważył Black.

            Helena posłała mu gniewne spojrzenie, ale nic nie odpowiedziała.

- Racja - przyznał mu profesor - idźcie do waszego dawnego dormitorium z Heleną i prześpijcie się trochę - polecił strażniczką - Syriusz, Olivier i Lee was zastąpią.
- Dobrze - zgodziły się będące w różnych nastrojach dziewczyny.

            Mężczyźni zostali sami, ale nie rozmawiali ze sobą. Byli pochłonięci swoimi myślami i strzeżeniem więźniów. Jordan pilnował wilkołaka, Wood szmalcowników, a najstarszy i najbardziej doświadczony Łapa spoglądał na najwierniejszych popleczników Voldemorta. W pewnym momencie dostrzegł wśród nich męża swojej kuzynki. Nie wiele myśląc podszedł do niego z uniesioną różdżką. Przykucnął.

- Poznajesz mnie - powiedział cicho co pozostało bez odpowiedzi- dzisiaj zakończyłem nędzny żywot twojego brata.
- Łżesz zdrajco krwi! - ryknął Rudolfus Lestrange.
- Silencio - syknął Black - tak lepiej - powiedział śmierciożercy odebrało mowę - Rabastan skończył marnie jeszcze nim Voldemort ogłosił godzinną przerwę.

            Usta Rudolfa otwierały się i zamykały. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Jego nieme próby dostarczały widocznej rozrywki strzegącym go i jego kolegów Gryfonom.

- Jego żona została zamordowana tuż przed Sami- Wiecie- Kim przez Molly Weasley - wtrącił Lee.

                        Jego słowa jeszcze bardziej rozwścieczyły śmierciożercę. Zaczął pluć na Blacka, ale w odpowiedzi magicznie umieszczono mu w ustach knebel.

- Chciałem ci tylko powiedzieć żebyś się cieszył, że nie spotkaliśmy się na błoniach - kontynuował spokojnie Black - inaczej nie miał byś przyjemności wrócić do Azkabanu.

            Po tych słowach odszedł od rozwścieczonego, zakneblowanego i spętanego linami Lestrage'a. Ponownie zapadła cisza, która zakończyła się dopiero godzinę później wraz z wejściem profesorów Flitwicka, McGonagall oraz Kingsleya.

- To na prawdę on - wydusiła p.o. dyrektorki Hogwartu.
- Na to wygląda - wtrącił nieufnie minister.
- Weryfikowałem go - rzekł mistrz Zaklęć co uspokoiło wszystkich.

            Shacklebolt kiwnął z uznaniem głową. Podszedł do kolegi z Zakonu i uścisnął jego dłoń. Potem to samo zrobił z Lee i Olivierem.

- Później będzie czas na twoją opowieść - rzekł do Łapy - zostałem tymczasowym ministrem - oznajmił lakonicznie - wydałem rozkaz uwolnienia politycznych z Azkabanu i anulowałem kilka najważniejszych praw ustanowionych przez poprzednika. Nie mogłem jednak zrobić więcej, bo nie wiem jeszcze kto przeżył, kto został złapany, kto uciekł lub zaginął. Muszę też dowiedzieć się o takich przypadkach z całej kadencji marionetki Voldemorta. Wcześniej potrzebuję jednak oczyścić ministerstwo -tłumaczył gorliwie - Syriuszu będę potrzebował twojej pomocy. Wezwę cię sam- wiesz jak, kiedy nadejdzie pora.
- Co z tymi tu? - spytał Wood.

            Tymczasowy minister pokręcił smutno głową.

- Dopóki nie przeprowadzimy lustracji strażników i władz Azkabanu nie możemy tam nikogo zesłać w obawie przed ucieczką. To samo muszę zrobić z pracownikami ministerstwa. Myślę, że muszą pozostać tutaj.
- Jeżeli mogę wtrącić - powiedział nieśmiało Lee - może warto zacząć lustrację od aurorów?
- Dobry pomysł - poparł go profesor - mamy tu zapas Veritaserum, bez którego jak mniemam się nie obejdzie - arumentował, a Kingsley potaknął znacząco głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz