Rozdział
75
Komisja
Weryfikacyjna
Kingsley przywołał do siebie kartkę
papieru. Transmutował leżący na podłodze kawałek szkła w pióro, drugi w
kałamarz. Napisał coś na nim i podał to profesor McGonagall.
-
Tak długo jak są na sali, musisz to przeczytać jako oficjalne ogłoszenie czy
tam rozporządzenie ministra magii, czyli mnie- polecił p.o. dyrektorki.
-
Tak jest - zgodziła się Minerwa.
- Ty
w dredach - zwrócił się do Lee Jordana - idź po Percy'ego Weasley, mianowałem
go moim asystentem. Chłopak ma już doświadczenie w pracy za biurkiem. Powiedz
mu, że jeszcze będzie czas na opłakiwanie brata, teraz będzie potrzebny całej
społeczności magicznej i nowym porządkom.
Chłopak skinął głową i wyszedł.
Kingsley zamyślił się nad czymś przez chwilę, a potem kazał Flitwickowi
przynieść tu Eliksir Prawdy. Woodowi polecił z kolei znaleźć salę, która ma
drzwi, okna i stół. Wszyscy, którzy otrzymali polecenia wyszli.
-
Poleciłem Minerwie żeby ogłosiła, że jesteś żywy - powiedział do Łapy, kiedy
zostali sami - Harry zniknął z sali, więc o tym nie usłyszy, sam mu będziesz
musiał o tym powiedzieć.
-
Tak zrobię - odparł Black.
-
Wspaniale - ucieszył się minister - tymczasem pójdę zorganizować ludzi nim
zaczniemy weryfikować aurorów. Dasz sobie radę z tymi tu? - spytał.
-
Tak.
Nim Kingsley zdążył się z tym
zgodzić lub nie, do komnaty weszli Percy oraz Lee Jordan. Syn Artura wyglądał
na skrajnie zmęczonego. Włosy miał potargane, szatę postrzępioną, a twarz
poobijaną.
-
Syriusz ci wyjaśni - rzucił lakonicznie minister i wyszedł.
-
Chce weryfikować aurorów żeby oni zajęli się sprawami związanymi z tymi tu -
wskazał na popleczników Voldemorta.
- Do
tego potrzebna jest Komisja Weryfikacyjna powołana oficjalnym dekretem ministra
- zarecytował Percy.
Syriusz spojrzał na młodzieńca jak
na wariata. Sposób w jaki się wypowiadał zgadzał się z tym co słyszał o nim
wcześniej. Milczeli aż do powrotu ministra, Flitwicka i Oliviera, który
ogłosił, że ma odpowiednią salę na trzecim piętrze.
- Ok
- zaczął Kingsley - Deadalus, Lee, Fleur i Bill przypilnujcie tych tutaj -
powiedział do postaci za drzwiami - my idziemy na piętro.
Kingsley, Olivier, Syriusz, Percy
oraz Flitwick ruszyli na trzecie piętro. Kiedy zatrzymali się przed jedną z sal
minister polecił Olivierowi by przysłał tutaj Charliego, Ernesta Macmillana
oraz profesora Slughorna. Zaraz potem wszedł sam do sali, otworzył okno i
rozkazał by nikt mu nie przeszkadzał dopóki nie uzna tego za stosowne.
-
Dobrze - Kingsley otworzył drzwi - Charlie, Ernie, profesor Flitiwck będziecie
stać pod drzwiami i pilnować. Pamiętajcie żeby wpuszczać ich pojedynczo. Bez
różdżek i wszelkich innych przedmiotów. Mogą mieć tylko ubranie. - polecił
wymienionym osobom - Syriusz, Horacy, Percy do środka - rozkazał wymienionej
trójce.
W środku było całkiem czysto. Widać
było, że minister uprzątnął na szybko komnatę i usunął wszystkie zbędne
przedmioty. Znajdowały się tam tylko dwa biurka przy jednym znajdowało się
jedno krzesło, a przy drugim trzy. Poza tym na środku sali stało jeszcze jedno
krzesło.
-
Dekret już napisany - zakomunikował Percy kiedy zajął miejsce skryby - musi pan
tylko wpisać, ministrze, skład Komisji Weryfikacyjnej i podpisać.
-
Wspaniale - ucieszył się Kingsley.
Kilkanaście sekund potem drzwi
otworzyły się i Charlie wprowadził około trzydziestoletni mężczyzna w beżowym
płaszczu. Miał strasznie wyłupiaste oczy, kędzierzawe włosy i zmarszczone
czoło. Kingsley podziękował Weasleyowi i wskazał krzesło aurorowi. Następnie
Slughorn napoił go Eliksirem Prawdy.
-
Imię i nazwisko - Kingsley rozpoczął przesłuchanie.
-
John Dawlish - odpowiedział auror.
-
Czy byłeś lub jesteś śmierciożercą?
-
Nie.
-
Czy podczas rządów poprzednich ministrów zrobiłeś coś sprzecznego z obowiązkami
aurora, co uniemożliwiłoby ci pracę jako auror?
-
Tak.
- Co
to było?
-
Zostałem wysłany z polecenia ministra do Augusty Longbottom aby ją pojmać i
zmusić jej wnuka do zaprzestania oporu wobec nowych władz...
-Dość!
- przerwał mu Shacklebolt - więcej mi nie trzeba - uniósł różdżkę i związał go
takimi samymi sznurami jak śmierciożerców dwa piętra niżej. Następnie lewitował
go do kąta. Następnie wyczarował czerwony koc, którym przykrył związanego
ex-aurora. - Zostajesz zwolniony z pracy. Równocześnie wydaje nakaz aresztowania
cię. Będzie przeciwko tobie toczone postępowanie karne!
Polecił wezwać kolejnego aurora.
Charlie wprowadził go jak poprzedniego.
-
Dlaczego spytałeś o rządy poprzednich ministrów, a nie tylko ostatniego? -
spytał cicho Black nim kolejny delikwent doszedł na miejsce.
- Co
to za różnica czy nadużywali stanowiska lub coś podobnego za Thnickeesego czy
Knota czy jeszcze kogoś innego? Wcześniej też w biurze działy się dziwne
rzeczy. Nowe rozdanie, będzie czystym rozdaniem.
-
Imię i nazwisko - powiedział do kolejnego aurora.
-
Gawain Robards - przestawił się szef biura aurorów.
Dotychczasowy dowódca Biura Aurorów
był niskim, krępym mężczyzną o zadartym nosie i małych, odstających uszach.
Ubrany był w brunatny płaszcz, w dłoni trzymał szara tiarę.
-
Czy jesteś lub byłeś śmierciożercą?
-
Nie.
-
Czy popierasz ich ideologię?
-
Nie.
-
Czy podczas rządów poprzednich ministrów zrobiłeś coś sprzecznego z obowiązkami
aurora, co uniemożliwiłoby ci pracę jako auror?
-
Nie - odpowiedział Robards po dłuższej chwili namysłu.
-
Czym zajmowałeś się podczas rządów czarnoksiężników jako szef biura aurorów?
-
Akcją rozpracowującą Magicznych Radykałów i członków Ruchu Wolności,
wyszukiwaniem aurorów, którzy zaginęli po obaleniu Rufusa, członków ugrupowań
bojowych założonych przez Albusa Dumbledore oraz innych osób zagrażających
władzy.
-
Jakie sukcesy osiągnęłeś?
- MR
i RW zaprzestały działalności w skutek aresztowań. Pozostałe bez sukcesów.
-
Dlaczego tak się stało?
Robards zamyślił się nad odpowiedzią
jak gdyby pragnął coś ukryć, jednak Veritaserum zmusiło go do mówienia prawdy.
-
Także jestem z rodu czystej krwi, pomimo tego nie popierałem zbrodniczej
ideologii śmierciożerców. Właśnie przez nich teraz pozycje broniące starych
rodów czy też zwykły konserwatyzm będzie zohydzony większości magicznego
społeczeństwa.
-
Czy jeśli zostaniesz w pracy będziesz ścigał czarnoksiężników nawet gdyby
wiązało się to z walką z dawnym kolegą z pracy?
-
Tak.
Kingsley wstał i ogłosił, że Robards
pozostanie w pracy, chociaż musi jeszcze przemyśleć czy na dotychczasowym
stanowisku. Jako, że Robards nie walczył w Bitwie o Hogwart, dostał polecenie
pozostania w zamku. Po okresie działania eliksiru miał zająć się procesem
weryfikacji służby więziennej w Azkabanie. Do tego czasu odszedł w asyście Syriusza
do sąsiedniej komnaty.
-
Nazwisko - powiedział Shacklebolt do kolejnego aurora.
-
Williamson.
-
Czy jesteś lub byłeś śmierciożercą?
-
Nie.
-
Czy popierasz ich ideologię?
-
Nie.
-
Czy podczas rządów poprzednich ministrów zrobiłeś coś sprzecznego z obowiązkami
aurora, co uniemożliwiłoby ci pracę jako auror?
-
Nie.
- Co
robiłeś podczas rządów śmierciożerców?
-
Ukrywałem się na Islandii.
Te odpowiedzi satysfakcjonowały
Kingsleya. Polecił aurorowi to samo co jego szefowi przed chwilą. Syriusz
odprowadził go do sąsiedniej komnaty, gdzie miał oczekiwać na dalsze polecenia.
Po Williamsonie przesłuchiwano dwóch starszych stażem stróżów prawa, którzy
zostali zweryfikowani negatywnie już na pytaniu o stosunek do ideologii
śmierciożerców. W międzyczasie eliksir przestał działać na dwójkę, która
przeszła pozytywnie weryfikację. Oboje udali się w natychmiastową podróż do
Azkabanu, sprawdzić czy jest to miejsce, które nadaje się do przyjęcia nowych
więźniów.
-
Nazwisko - minister zwrócił się do następnego przesłuchiwanego.
-
Proudfoot - odpowiedział około pięćdziesięcioletni mężczyzna.
-
Czy jesteś lub byłeś śmierciożercą?
-
Nie.
-
Czy popierasz ich ideologię?
-
Nie.
-
Czy podczas rządów poprzednich ministrów zrobiłeś coś sprzecznego z obowiązkami
aurora, co uniemożliwiłoby ci pracę jako auror?
-
Nie.
-
Czy pozostałeś pracownikiem biura podczas rządów Voldemorta?
- Tak.
-
Czym się zajmowałeś?
-
Bezskutecznym poszukiwaniem członków tajnego stowarzyszenia Dumbeldore'a.
Proudfoot także miał pozostać w
pracy. Kingsley polecił mu poczekać na koniec działania eliksiru, potem miał
sprawdzić czy wśród pojmanych sług Czarnego Pana nie ma żadnego z aurorów.
Potem na przesłuchanie stawił się
trzydziestokilkuletni mężczyzna o już prawie siwych włosach. Twarz miał pokrytą
bliznami, a oko podbite. Jego prawe przedramię zabandażowane zostało bardzo
niedbale.
-
Nazwisko - syknął Kingsley.
-
Savage.
-
Czy jesteś lub byłeś śmierciożercą?
-
Nie.
-
Czy popierasz ich ideologię?
-
Nie.
-
Czy podczas rządów poprzednich ministrów zrobiłeś coś sprzecznego z obowiązkami
aurora, co uniemożliwiłoby ci pracę jako auror?
-
Nie.
- Co
ci się stało?
-
Sprzeciwiłem się torturowaniu mugoli kilka dni temu, za co zostałem ukarany
przez Augustusa Rookwooda.
-
Czy sądzisz, że jesteś w stanie dalej wykonywać swoje obowiązki, nawet jeśli
wiązałoby się to z koniecznością aresztowania swoich ex- partnerów z pracy?
-
Tak.
-
Więcej niż raz sprzeciwiłeś się poprzednim zwierzchnikom, prawda?
-
Tak - odparł z dumą Savage - po szóstym razie przestałem liczyć.
Po nim czworo aurorów nie zdało. W
międzyczasie Proudfoot doszedł do normalnego stanu i rozpoczął przeszukiwanie
złapanych szmalcowników. Wśród nich jeden okazał się kadetem.
-
Męcząca praca - powiedział Black w czasie przerwy po aresztowaniu kolejnego
aurora.
-
Prawda - wtrącił Slughorn.
-
Niewdzięczna i przerażająca - zgodził się minister - tylko czterech aurorów
przeszło pomyślnie weryfikację - wyznał załamując ręce - jak tak dalej pójdzie,
to nie będzie miał kto ścigać zbiegłych morderców. Taki sam problem będzie ze
szkoleniem kadetów i kandydatów!
-
Coś wymyślimy.
Wreszcie zrobili sobie krótką
przerwę na obiad, dostarczony przez jednego ze skrzatów domowych. Zjedli w
ciszy zupę- krem z cukinii oraz pieczeń wołową z ziemniakami i buraczkami na
drugie. Do picia dostali sok z dyni.
-
Wydaje mi się - zaczął Slughorn - że uczniowie biorący udział w bitwie mogą
specjalnym dekretem otrzymać prawo wyboru czy chcą kontynuować naukę za rok czy
kończyć szkołę już teraz.- zaproponował.
Kingsley zamyślił się. Podrapał po
głowie i powiedział, że będzie musiał to przemyśleć. Chcieli już wrócić do
przesłuchań, kiedy Savage dostarczył listę aurorów, którzy zginęli lub zaginęli
w niewyjaśnionych okolicznościach po zamachu stanu dokonanym przez
czarnoksiężników.
-
Osiemnaście osób - wycedził Kingsley przez zaciśnięte żeby.
- W
takim razie skończymy jeszcze dzisiaj - powiedział Black patrząc przez ramię
Murzyna.
-
Nie sądzę - zaprzeczył tymczasowy minister - przed objęciem władzy przez
Voldemorta było nas w Biurze 54 osób plus około 6-7 kadetów. 11 przesłuchaliśmy
- przypominał rozżalony - tylko 4 przeszło pomyślnie weryfikacje. 18 zaginęło.
Pozostaje nam, więc 25 aurorów i kilka kadetów.
Do końca dnia przesłuchali jeszcze
piątkę, z której zaledwie jedna dziewczyna otrzymała zgodę na kontynuowanie
służby. Z pierwszego posiedzenia Komisji wyszli zmęczeni i zdołowani.
-
Syriuszu ktoś na ciebie czeka na czwartym piętrze - powiedział profesor
Flitwick po opuszczeniu przez nich miejsca przesłuchań.
Black nie pytając o nic poszedł we
wskazane miejsce. Początkowo nikogo nie widział. Postanowił się rozejrzeć.
Nagle poczuł jak ktoś przystawia mu różdżkę do krzyża.
- W
co zamieniał się bogin Remusa Lupina? - rozległ się dobrze znany mu głos.
- W
księżyc w pełni - odpowiedział pragnąc opanować emocje.
- To
na prawdę ty... - wydusił Harry opuszczając różdżkę.
Syriusz obrócił się. Przed nim stał
jego chrześniak we własnej osobie. Oczy mu się szkliły, a twarz wyrażała wciąż
ogromne zmęczenie. Syriusz poczuł jak mimowolnie łzy cisną mu się do oczu. Nim
zdołały znaleźć z nich ujście obaj rzucili się sobie w ramiona.
-
Jak? - wyjąkał Potter, kiedy skończyli się witać.
- To
skomplikowane - odparł Black - powiedzmy, że opadając za zasłonę wykonałem
deportację co w dziwny i jeszcze bardziej niewiarygodny sposób dostarczyło mnie
do Chin.
-
Chin? - wydusił zszokowany Harry.
-
Tak - odpowiedział Syriusz uśmiechając się dobrodusznie - potem przez
Kazachstan, Rosję, Polskę i Niemcy dotarłem do Anglii.
-
Musisz mi o tym opowiedzieć - stwierdził natychmiast Harry.
-
Tylko jeżeli ty opowiesz mi o tym co robiłeś i dlaczego dałeś się zabić!
- To
skomplikowane...- zaczął niepewnie Potter.
-
... wystarczy mi jeżeli potwierdzisz tezę mojego martwego kolegi - przerwał mu
Black - czy Voldemort stworzył sobie hor...
-
Tak - tym razem to Harry przerwał mu gwałtownie.
Mina Pottera zdradzała, iż jest on w
jeszcze większym szoku niż przed chwilą. Zupełnie nie spodziewał się, że zobaczy
jeszcze kiedykolwiek Syriusza. Pogodził się już ze stratą chrzestnego.
Tymczasem ten pojawia się i bierze udział w Bitwie o Hogwart jak gdyby, nigdy
nic się nie stało. Dodatkowo nie podejrzewał, że ktoś jeszcze pozna największy
sekret Lorda Voldemorta, kiedy pojawia się Black i ponownie zaskakująco łatwo
wie wszystko co warto wiedzieć.
- Chodźmy
do Wieży Gryfindoru - zaproponował Harry - pogadamy.
Łapa zgodził się bez przeszkód. Od
kilku lat nie był w tej wieży. Jego ostatnia wizyta to jeszcze próba
uśmiercenia Glizdogona. W tym miejscu zastanowił się czy mały Peter jeszcze żyje.
Znając jego charakter i postępowanie, zapewne ukrywa się w jakimś kanale z
innymi szczurami, gdzieś w Bangladeszu.
Po drodze do wieży nie widzieli zbyt
wielu osób. Wszędzie natomiast wciąż pozostawały ślady walki. Zniszczone meble,
obrazy, dekoracje, zbroje i rzeźby, zdewastowane wnętrza i powybijane itp.
Dopiero przed wejściem do Pokoju Wspólnego natknęli się na pierwsze uczennice.
Były to dziewczyny, które wraz z Heleną pilnowały śmierciożerców. Przywitały
się z nimi w pośpiechu. Harry był zdziwiony tym, że Black zna jego koleżanki.
-
Poznaliśmy się po bitwie, ale nie pamiętam ich imion.
-
Grały ze mną w drużynie Quidditcha - powiedział Harry - Angelina Johnson to ta
czarna, Alicja Spinnet opalona, a Katie Bell ta trzecia.
W pokoju wspólnym było niemal pusto.
Przy kominku drzemał Olivier Wood. Harry i Syriusz nie budzili go, tylko udali
sie prosto do pustego dormitorium, w którym kiedyś mieszkał Harry.
- Co
tu tak pusto? - zdziwił się Syriusz.
- W
Hogwarcie zostali tylko członkowie Zakonu, nauczyciele i część GD -
odpowiedział smutno Harry - nawet Ron z rodzicami opuścili już zamek. Prawdę
mówiąc jestem tu, bo nie wiem co ze sobą zrobić - wyznał chłopak.
-
Możesz zamieszkać u mnie, to znaczy u siebie w Londynie.
-
Grimmauld Place jest "spalony" po naszej wizycie w ministerstwie.
-
Mieszkałem tam przez ostatnie dni - argumentował Black.
- Co
ze Stworkiem? - spytał zmartwiony Harry.
Syriusz nie rozumiał tego pytania.
Jak jego chrześniak może przejmować się tym zawszonym, zwariowanym skrzatem?
-
Nie rozumiem po co pytasz o tego...
-
... źle go oceniasz - przerwał mu raptownie Harry - bardzo nam pomógł kiedy
ukrywaliśmy się w Londynie!
Syriusz poczuł jak odbiera mu mowę.
Na szczęście kilku godzinna opowieść Harry'ego wszystko mu wyjaśniła. Na rewanżową
opowieść Łapy zabrakło im jednak czasu, gdyż zasnęli wciąż wyczerpani trudami
bitwy i jej następstwami.
-
Muszę lecieć na posiedzenia Komisji -
powiedział rano zaspany Black.
- Jakiej
komisji? - zdziwił się Harry - w coś ty się znowu wplątał?
- W
nic - odpowiedział zdegustowany Łapa - pomagam Kingsleyowi w weryfikowaniu
aurorów. Ministerstwo nie może funkcjonować dopóki pozostają w nim ludzie
wierni ideologii śmierciożerców.
Dalej już nic nie tłumaczył. Wyjął
swoją białą, brzozową różdżkę z rdzeniem z włosa jednorożca i jednym zaklęciem
odświeżył swój strój.
-
Fajna różdżka - pokiwał z uznaniem Harry.
-
Chińska - wyjaśnił lakonicznie Syriusz.
-
Masz mi dziś wieczorem wiele do wyjaśnienia.
W końcu ruszył na posiedzenia
komisji. Przed wejściem stał już tłum rozbrojonych aurorów. Na jego około około
dwadzieścia osób. Tego dnia pilnowali ich Olivier Wood, Lee Jordan oraz Charlie
Weasley. Cała trójka pozdrowiła go i Olivier otworzył drzwi Dobiegł jako ostatni. W komnacie przesłuchań,
Kingsley opowiadał coś żywo Slughornowi. Percy notował już coś zawzięcie.
-
Wreszcie jesteś - powiedział Kingsley - wśród pojmanych wczoraj ludzi
znajdowała się piątka aurorów - wyjaśnił smutno.
-
Niby źle - wtrącił Horacy - ale jednak to zawsze kilka osób mniej do
przesłuchań.
-
Anulowałem też wreszcie tabu nałożone na ksywkę Toma Riddle - opowiadał dalej
minister - Robards skończył już z Azkabanem. Brakuje nam ludzi tam, więc
wszyscy moi aurorzy, cała piątka, została odesłana do przetransportowania tam
pojmanych i aurorów, którzy nie przeszli weryfikacji. Za tydzień ruszamy z
procesami.
Tego dnia przesłuchania szły im nad
wyraz sprawnie, do obiadu zweryfikowali już połowę z dwudziestki aurorów.
Niestety tylko trójka z nich pozostała w pracy. Po obiedzie dostarczonym im
przez jednego ze szkolnych skrzatów kontynuowali pracę. Tym razem mieli więcej
szczęścia z kolejnej dziesiątki aż połowa stróżów prawa mogła kontynuować
pracę.
- Mamy
więc 13 aurorów na służbie - oznajmił entuzjastycznie Horacy.
- To
dramat. - skwitował Kingsley - To najmniejsza liczba aurorów od XVII wieku. Na
szczęście zdążymy jeszcze dziś zająć się kadetami - powiedział odrobinę
rozpogodzony - do tego dołożymy jeszcze dawną Brygadę Uderzeniową, z której
żywych wciąż według dokumentów Robardsa, jest zaledwie sześć osób i może uda
nam się zabrać za kolejne rzeczy.
-
Jest osiemnasta, czas na kolację - powiedział zmieniając temat Skughorn.
- Słusznie
- zgodził się Kingsley - po kolacji jedziemy dalej. Chcę dziś skończyć temat
aurorów, kadetów i brygady - oświadczył z determinacją w głosie.
Ponownie skrzat dostarczył im
posiłek. Zjedli go w milczeniu i zabrali się za przesłuchanie przyszłych
aurorów. Z czwórki, która przybyła, trzech okazało się nieskażonych zbrodniami
w poprzednim systemie. Kinglsey był rozczarowany, że przybyło ich tak mało, ale
pozostała dwójka została zamordowana pół roku temu. Natychmiast stwierdził, że
awansuje kadetów na aurorów wobec braków w kadrach. Potem przyszła kolej na
członków rozwiązanej przez śmierciożerców Brygady Uderzeniowej. Z przybyłej
szóstki każdy czarodziej został przyjęty do nowo sformowanej Brygady Uderzeniowej.
- 16
aurorów i sześć osób w brygadzie - powiedział zadowolony Syriusz.
-
Uzupełnimy to osobami z Patrol i bojówek... - dodał tajemniczo Kingsley.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz