Rozdział
72
Godzina
śmierci
Te słowa pozwoliły
skojarzyć Syriuszowi mężczyznę z aurorem, którego kilka lat temu oszołomił przy
wejściu do kryjówki, gdzie ex- facet Leony Parker i aurorzy przetrzymywali i
torturowali ją. To właśnie stojący przed nim mężczyzna trafiła wtedy kobietę
klątwa w momencie, gdy Łapa rozpoczynał teleportację. Skutkiem tego Leona
wyśliznęła się z jego ręki i została sama na łaskę dementora, który - jak się
wtedy domyślał Black - wyssał jej duszę.
-
Zostawiłeś ją - stwierdził oschle auror.
Syriusz nie odpowiedział. Nie chciał
dać się sprowokować. Miał dziś szczęście do natrafiania na osoby, które kiedyś
zaszły mu za skórę. Gdy zabije tego człowieka do pełni szczęścia będzie
potrzebował już tylko mistrza eliksirów tutejszej szkoły oraz własną kuzynkę.
-
Avada Kedavra! - ryknął Black.
Auror - a może już śmierciożerca -
zgrabnie uniknął ataku.
-
Nieładnie - pogroził palcem - Avada Kedavra!
-
Avada Kedavra!
Dwa śmiercionośne ataki zderzyły się
ze sobą. Szkarłatny blask rozświetlił kryjówkę Blacka. Wiedział, że musi szybko
skończyć ten pojedynek i przedostać się w bardziej bezpieczne miejsce. Kiedy
klątwy przestały działać, obaj wciąż stali nie draśnięci.
-
Avada Kedavra! - auror szybciej wyrwał się z zamroczenia.
Jego na szybko wyprowadzona ofensywa
była o około pół metra niecelna.
-
Avada Kedavra! - ryknął Black.
Tym razem atak okazał się celny.
Trafił przeciwnika prosto w żebra. Momentalnie upadł na ziemię z wyrazem szoku,
który zastygł na jego twarzy.
Łapa nie czekał na nic dłużej
pobiegł prosto przed siebie. Nie zwrócił nawet uwagę gdzie tak gna. Zatrzymał
się dopiero będąc przy samych schodach wejściowych. Tam zobaczył wielką
kilkanaście walczących ze sobą par. Na szybko rozpoznał Yaxleya pojedynkującego
się z profesorem uczących zaklęć, obok nich Kingsley walczył z śmierciożercą.
Wszędzie biegali uczniowie, którzy często targali rannych lub martwych.
Zamaskowany na czarno Syriusz
wchodził po schodach. Trzask rozbijanych klepsydr pokazujących liczbę punktów
każdego z domów przedostał się przez krzyki bólu, rozpaczy i formuły
wypowiadanych zaklęć. Kilka osób poślizgnęło się na szmaragdach. Black podnosił
różdżkę by rzucić klątwę na jednego z sługusów Voldemorta, gdy nagle dostał
niezidentyfikowanym promieniem w klatkę piersiową. Siła zaklęcia była tak duża,
że wyrzuciła go w powietrze. Padł na trawę przed schodami. Pełne Porażenia Ciała - domyślił się.
Po chwili dwa ciała zleciały tuż
obok niego. Jednym był nieznany Łapie uczeń, drugim osoba wyglądająca na
szmalcownika.
-
NIE*! - krzyk znanego mu głosu dobył się gdzieś z góry.
Hermiona
- domyślił się Black. Poczuł jak wzbiera w nim gniew. Nie mógł jednak nic
na to poradzić. Wtem ogłuszający huk omal nie pozbawił go - i z pewnością wielu
innych osób - słuchu. Nie miał pojęcia co się stało.
-
Mam ich więcej! - krzyczała prof. Trelawney - Kto jeszcze chce? Proszę Bardzo!
Kilka sekund potem rozległ się
dźwięk tłuczonego szkła w jednym z okien. Zaraz potem wielkie pająki ponowiły
swój szturm na główne wejście. Okrzyki przerażonych obrońców wypełniły
powietrze.
-
Hagridzie, nie*!
Krzyk przypominający głos Harry'ego
dostał się do uszu Syriusza. Nim zdołał pomyśleć co się dzieje, tłum pająków
unosząc Hagrida wycofywał się w pośpiechu z budynku. Za nimi śmigały czerwone i
zielone groty zwalając z nóg co jakiś czas, któregoś z potworów.
-
HAGRID*! - krzyczał Harry.
-
Harry! - wrzeszczał ktoś inny.
W takich chwilach sparaliżowany
czarodziej czuł się więcej niż bezużyteczny. Wolałby już być oszołomiony. Wtedy
nie miałby chociaż świadomości co się dzieje wokół niego, tak się jednak nie
stało.
Huk stawianej przez olbrzyma stopy
kilka metrów dalej przedarł się przez okrzyki walczących stron. Światło
wydobywające się zamku oświetlało tylko jego łydki - bardzo owłosione. Wbił
potężną, wielką pięść w zamkowe okna. Natychmiast na walczących pod głównym
wejściem spadł deszcz tłuczonego szkła. Po chwili przybył drugi olbrzym.
Starcie gigantów spłoszyło wiele pojedynkujących się osób.
Nagle Syriusz poczuł jak
paraliżujące go zaklęcie przestało działać. Nie zerwał się od razu na nogi.
Rozejrzał się wokół. Walczący odbiegali od siebie. Śmierciożercy odskoczyli na
bok od wejścia w stronę Zakazanego Lasu, obrońcy w przeciwną. Od puszczy
naciągał kolejny olbrzym. On sam leżał wciąż w miejscu, w którym upadł po nie
udanej próbie wtargnięcia do zamku.
- Drętvota! - ryknął któryś z obrońców
zamku.
- Avada Kedavra! - odpowiedział jeden z
śmierciożerców.
- Crucio!
- Avada Kedavra!
-
Avada Kedavra!
- Drętvota!
Wymiana zaklęć trwała. Co kilka
sekund kolorowe groty zderzały się ze sobą. Jeden z obrońców padł martwy. Po
drugiej stronie z kolei jedna z zamaskowanych postaci obficie krwawiła z
przedramienia.
- Avada Kedavra! - mruknął Black.
Korzystając z wybuchu iskier Syriusz
liczył na pozostanie niezauważonym. Zielony promień trafił w udo krwawiącego
czarnoksiężnika. Ten momentalnie zwalił się martwy na ziemię.
- Expulso!
Klątwa rzucona przez jednego z
śmierciożerców trafił w ziemię pod stopami białych czarodziei, powodując
eksplozję. Poprzewracali się, stając się łatwym celem.
- Protego - mruknął Black tworząc tarczę
pomiędzy nimi a śmierciożercami.
- Impemidenta! - jeden z obrońców trafił
zaklęcie spowalniającym napastnika.
W odpowiedzi kilka śmiercionośnych
promieni pomknęło na podnoszących się Hogwartczyków. Dwoje z nich padło trupem.
Nocne powietrze wypełniła chmura kurzu. Ciało martwego ucznia upadło tuż obok
Blacka. Ten przeturlał się trochę dalej, przy okazji zbliżając się do
śmierciożerców. Leżał na brzuchu, udając martwego. Teraz nie mógł juz liczyć,
że pozostanie niezauważony w przypadku rzucenia klątwy.
Mógł za to przyjrzeć się bliżej
najbardziej zaufanej grupie współpracowników Voldemorta. Było ich czworo. Jeden
miał sparaliżowaną rękę od czubka dłoni do łokcia. Drugim był Lestrange. Miał
głębokie rozcięcie na policzku, ale sam zatamował sobie krwotok. Pozostali dwaj
pozostawali zamaskowani i nietknięci żadnym urokiem czy klątwą.
-
Uciekli - powiedział Rabastan.
-
Jedziemy z nimi dalej - wtrącił jego kompan ze sparaliżowaną ręką.
-
Idziemy dalej - powiedział inny.
Przebiegli nad Syriuszem. Migiem
dostali się do schodów. W tym czasie
Syriusz podniósł się jednym ruchem. Nie mógł pozwolić by ci ludzie weszli do
szkoły.
- Avada Kedavra - uśmiercił jednego z
kompanów szwagra swojej kuzynki.
- Co
do... - ryknął Rabastan, lecz dalsza jego wypowiedź została przerwana przez huk
przewracającego się olbrzyma.
W tej chwili Syriusz dostał się na
moment poza zasięg oczu śmierciożerców. Postanowił to wykorzystać.
- Avada Kedavra! - warknął.
Strumień o barwie trawy pomknął ku
kolejnemu czarnoksiężnikowi. Ten nie miał szans się obronić. Został trafiony
prosto w klatkę piersiową. Padł martwy.
-
Crucio! - ryk Rabastana przedarł się przez hałas powodowany przez olbrzymy.
Spudłował znacznie. Black sądził
jednak, że celem jego ataku na oślep było wybadanie terenu. Po chwili zeskoczył
ze schodów i... zatrzymał się. W pobliżu nie toczyły się aktualnie inne
pojedynki. Śmierciozercy wdarli się do zamku i tam toczyły się obecnie
najcięższe walki. Pewna grupa zdaje się, że członków Zakonu Feniksa próbowała
walczyć jeszcze na błoniach, lecz z każdą chwilą dobiegało stamtąd mniej
kolorowych promieni, a więcej zielonych, których najczęściej używali
śmierciożercy, chociaż w pewnym momencie nawet i uczniowie będą musieli
mordować by bitwa nie zakończyła się pogromem młodego pokolenia.
Lestrange wystrzelił płomień ognia,
który oświetlił miejsce pomiędzy nim, a Łapą. Syriusz ustawił się tak by
przeciwnik dobrze go widział.
- To
ty - wycedził przez zaciśnięte zęby czarnoksiężnik.
-
Ano ja.
- Myślałem,
że moja bratowa cię ukatrupiła - powiedział podchodząc.
-
Nie wyszło - odparł Black unosząc różdżkę.
-
Tym razem się nie wywiniesz zdrajco!
-
Kogo miałem zdradzić? - spytał Łapa.
-
Rodzinę!
Syriusz zatrzymał się gwałtownie.
-
Dramat - zakpił w końcu.
- Z
rodziny się nie szydzi.
- Avada Kedavra! - ryknął Syriusz
zmęczony.
- Avada Kedavra! - odpowiedział
śmierciożerca.
Zielone promienie zderzyły się ze
sobą. Siła była tak duża, że obu mężczyzn odrzucono kilka metrów do tyłu.
Syriusz upadł na brzuch. Lestrange na plecy. Czarnoksiężnik uniósł nogi i
rozkołysując się wstał na równe nogi. Syriusz wykorzystał ten moment. Nie
marnował czasu na wstawanie.
- Avada Kedavra!
Tym
razem jego klątwa była celna. Rabastan dostał prosto w brzuch. Upadł na glebę z
wyrazem zaskoczenia na twarzy. Mina ta będzie mu towarzyszyć dopóki jego ciała
nie zamieni się w proch.
-
Bellatriks będziesz następna - mruknął sam do siebie Syriusz.
Wtem po raz kolejny rozległ się
magicznie wzmocniony głos Lorda Voldemorta we własnej osobie. Słyszeli go na
błoniach, w zamku i pewnie w Hogsmeade też.
- Walczyliście dzielnie. Lord Voldemort
potrafi docenić męstwo. Ponieśliście ciężkie straty. Jeśli nadal będziecie
stawiać opór, czeka was śmierć. Wszystkich. Nie pragnę tego. Każda przelana
kropla krwi czarodziejów to strata i marnotrawstwo. Lord Voldemort jest
litościwy. Natychmiast rozkażę moim oddziałom, aby się wycofały. Macie godzinę.
- śmierciożercy natychmiast ulotnili sie z szybkością, która przeciętnemu
śmiertelnikowi pozwoliła zaobserwować wyłącznie czarną smugę - Zbierzcie swoich zmarłych. Zajmijcie się
rannymi. A teraz zwracam się do ciebie Harry Potterze - Syriusz poczuł jak
przechodzą go dreszcze - pozwoliłeś by Twoi przyjaciele zginęli za ciebie,
zamiast otwarcie stawić mi czoło. Będę na ciebie czekał w Zakazanym Lesie.
Przez godzinę. Jeśli się nie pojawisz, jeśli się nie poddasz, bitwa znowu
rozgorzeje, ale tym razem ja sam ruszę do boju, Harry Potterze, odnajdę cię i
ukarzę każdego mężczyznę, kobietę i dziecko, którzy będą próbowali ukryć cię
przede mną. Masz godzinę*.
Syriusz stanął. Wyjął różdżkę.
Machnął nią i jednym ruchem wyhodował sobie gęstą, długą do obojczyków brodę.
Kolejnym ruchem różdżki zmienił kolor swoich włosów i świeżo zapuszczonej brody
na ciemnoblond.
-
Stój - poczuł jak ktoś przykłada mu różdżkę do pleców - rzuć..
Nie dał mężczyźnie dokończyć.
Upuścił różdżkę. Podniósł dłonie w górę.
-
Myślałem, że On wycofał was - powiedział jeden z obrońców zamku z przerażeniem
w głosie kiedy wspominał o Voldemorcie.
-
Nie jestem śmierciożercą.
- To
kim jesteś? - spytał inny, znajomy glos.
-
Przyjacielem.
-
Obróć sie - powiedział George.
Syriusz posłusznie wykonał
polecenie. Bezuchy Weasley celował w niego różdżkę. Do pleców wcześniej
przykładał mu ją nieznany Syriuszowi uczeń.
-
Kojarzę cię skądś - powiedział rudzielec.
-
Jestem znajomym Remusa - odpowiedział zgodnie z prawdą Łapa.
-
Lupin nie żyje - odpowiedział bez emocji George.
Black poczuł, że świat mu się wali.
Teraz kiedy udało mu się wrócić, miał nadzieję zacząć na prawdę żyć. James,
Dorcas i Lilly nie żyli od szesnastu lat. Leona była bez duszy. Harry i jego
przyjaciele mogli zginąć w każdej
chwili.
-
Nie spytasz o Tonks - spytał podejrzliwie Weasley.
- Co
z Dorą? - zapytał jednym tchem.
George zrobił smutną minę i poklepał
Syriusza po ramieniu.
-
Chodź trzeba zbierać rannych - powiedział drugi z chłopaków - widać, że jest po
naszej stronie.
-
Słusznie - przytaknął współwłaściciel Czarodziejskich Dowcipów.
Chłopcy odeszli zostawiając Syriusza
samego. Spojrzał na błonia. Na całym ich terenie widać było krew, Zasłane były
jakimiś małymi tobołkami, strzępami ubrań, krwią. Kawałek dalej leżał wielki,
drewniany chodak wielkości łódeczki. Z pewnością należał do jednego z
olbrzymów.
Spojrzał na zamek. Był pogrążony w
nienaturalnej ciszy. Schody i posadzka umazane były krwią. Zniszczone drewno,
kawałki marmuru oraz szmaragdy i inne kamienie szlachetne walały się wszędzie.
George z Ginny wychodzili do zamku z grobowymi wyrazami twarzy. Nie mógł tam
wejść. Ci ludzie pogrążeni byli w żałobie. Jego pojawienie między nimi byłoby
zbyt problematyczne. Schował się za ścianą. Zmęczony wydarzeniami tego dnia
zasnął oparty o ścianę...
-
ZAKAŁA*! - ryk Hagrida obudził Syriusza.
Wstał nerwowo i stał na swoim
stanowisku za ścianą. Gdzieś daleko, na błoniach korowód śmierciożerców. Na ich
przedzie szła wielka sylwetka, chociaż nie był to prawdziwy olbrzym, niosąca
coś. Black domyślił się, że to Hagrid. Koło niego szedł Lord Voldemort. Za nim
kroczyła dumna, niezamaskowana Belletriks. Nad jeziorem znajdowało się
kilkadziesiąt dementorów. Kiedy przechodzili koło Zakazanego Lasu na jego
skraju pojawiły się centaury. Znajdujący się najbliżej śmierciożercy wykonywali
ruchy jakby na nie krzyczeli.
- Harry Potter nie żyje. - zabrzmiał
magicznie wzmocniony głos Voldemorta - Został
zabity, gdy uciekał, ratując siebie, podczas gdy wielu z was oddało za niego
życie. Niesiemy wam jego ciało jako dowód na to, że wasz bohater zginął.
Zwyciężyliśmy. Straciliście połowę ludzi. Moi śmierciożercy przewyższają was
liczebnie, a Chłopca, Który Przeżył, już nie ma. Zakończmy tę wojnę. Każdy, kto
postanowi dalej walczyć, mężczyzna, kobieta czy dziecko, zostanie uśmiercony,
podobnie jak wszyscy członkowie jego rodziny. Wyjdźcie z zamku, padnijcie
przede mną na kolana, a daruję wam życie. Życie zachowają też wasi rodzice i
wasze dzieci, wasi bracia i wasze siostry. Przebaczę wszystkim i razem
zbudujemy nowy świat*.
Syriusz nie mógł uwierzyć w to co
usłyszał. Po pierwsze nie wierzył, że Harry zginął - to nie mogło się tak
skończyć! Nie po to wracał z zaświatów żeby pogrzebać własnego chrześniaka. Po drugie
nigdy nie słyszał historii żeby Harry przed kimś uciekał w magicznym świecie.
Po trzecie nie wierzył w wybaczenie Voldemorta sprzeciwu obrońcom Szkoły Magii
i Czarodziejstwa.
Tymczasem pochód czarnoksiężników i
ich sojuszników przesuwał się coraz bliżej bramy zamku. Z jego wnętrza powoli
wychodzili obrońcy. Molly, Artur, Ron, Hermiona, Ginny, profesorowie,
członkowie Zakonu Feniksa i Gwardii Dumbeldore...
_____________________________________________
* - zaznaczone kursywą wypowiedzi są cytatami z książki J.K. Rowling pt. "Harry Potter i Insygnia Śmierci" i to właśnie do niej należą wszelkie prawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz