Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

sobota, 1 czerwca 2019

118. Zniknięcie Heleny

Rozdział 118
Zniknięcie Heleny

          Harry poczuł obrzydzenie do siedzenia w domu. Od kilku dni jego jedynym towarzystwem był Stworek. Zastosował się do polecenia przełożonych o nie kontaktowaniu się z nikim dopóki nie zbada drugiego z rękopisów znalezionych w skarbcu pana Chang.

          Zgodnie z zaleceniami otrzymanymi tuż po przedstawieniu raportu i swoich notatek z lektury rękopisu numer 1 – jak zwał się szkic książki Changa w aurorskich aktach opatrzonych klauzulą poufności. Większość z nich nie zdążyła mu na ten temat odpisać, gdyż już po kilku godzinach jego posiadłość nie przyjmowała listów. Młody czarodziej nie wiedział jak dokładnie działa zaklęcie, które polecono mu rzucić, lecz w uproszczeniu mówiąc listy i przesyłki do niego wysyłane gromadziły się zakamuflowane na jego podeście i ujawnią się dopiero gdy zaklęcie zostanie rozproszone.

          Z powodu zakamuflowania odpowiedzi Harry nie wiedział nawet kiedy może komunikować się ze swojej ojcem chrzestnym. Lusterko pozwalało na to teoretycznie w każdej chwili, lecz Harry wolał nie próbować tego w chwili kiedy Syriusz mógł być na jakimś egzaminie. W związku z tym nawet wieczory były zablokowane, gdyż egzaminy z astronomii zwykle odbywały się późnym wieczorem.

          Jego dni, kiedy badał rękopis wyglądały identycznie – przynajmniej na początku. Budził się, jadł przygotowane przez Stworka typowe angielskie śniadanie, wykonywał prace domowe nie nadające się do wykonania przez Stworka, jadł drugie śniadanie przygotowane przez skrzata, brał się za badanie rękopisu do czasu popołudniowej herbatki. Robił sobie przerwę w pracy wyłącznie na obiad. Kończąc pracę jadł kolację, kąpał się i oddawał lekturze czarodziejskich książek przygodowych.

          Rutyna wkradła się w jego harmonogram dopiero po upływie trzech dni. Był już wtedy w połowie lektury. To właśnie wtedy Harry zaczął zajmować się wszystkim innym tylko nie czytaniem. Jako, że zajęć w swoim areszcie domowym nie miał zbyt wielu to nudził się jeszcze bardziej. Wreszcie w po dwóch dniach apatii zadał sobie trud poświęcenia całego dnia na doczytanie rękopisu.

          Lektura była trudna. Zawierała listę dłużników Changa. Nie dotyczyło to tylko osób, które były mu winne pieniądze lub zalegały z należnościami jego firmie. Znajdowało się tam sporo osób, które winny były mu przysługę lub on był im coś winny.

          Znaczna część osób zapisana była inicjałami, samymi imionami lub pseudonimami. Większość czasu tak naprawdę Harry poświęcił na rozwikłanie kto ukrywa się pod imieniem, pseudonimem lub inicjałami. Udało mu się to w większości przypadków.

          Wynikami był przerażony. Odkrył, że Chang poprzez relacje biznesowo- dłużnicze posiadał szerokie relacje z elitami magicznego świata. Dość często w jego notatkach pojawiała się Helena Yronwood, Lucjusz Malfoy, Greengrasowie, Korneliusz Knot, Thomax Fox, Gweong Jones czy Dolores Umbridge. Z przerażeniem odkrył w zapiskach także Percy’ego Weasley oraz dyrektora banku Gringotta.

          Wysłał swoją prywatną sowę z wiadomością o krótkiej treści „Wyzdrowiałem” do Gwaina Robardsa. Liczył na to, że już kolejnego dnia zostanie wezwany do pracy. Do tego czasu postanowił się zrelaksować.

          Siedział w salonie. Różdżką wezwał butelkę ognistej i szklankę odpowiednią do spożywania whisky. Wydobył też czarodziejskie lusterko i zaryzykował próbę kontaktu z Syriuszem.

          Black odebrał bardzo szybko. Włosy miał w nieładzie. Twarz zmęczoną i zaczerwienioną. Zdawał się też bardzo zajęty rozmową.

- Przeszkadzam? – zapytał Harry.
- Nie, skądże znowu.
- Wyglądasz jakbyś był czymś zajęty.
- Nie – zaprotestował Łapa – mam w gabinecie dwoje gości.
- To jesteś zajęty – zauważy Potter.
- To Hermiona i Ginny.
- Och – westchnął Potter.

          Dalszą rozmowę przerwało im gwałtowne wyrwanie lusterka z dłoni profesora Obrony. Przez kilka sekund Harry mógł podziwiać ściany i sufit w gabinecie swojego chrzestnego, aż wreszcie w lusterku pojawiła się rudowłosa dziewczyna.

          Wyglądała piękniej niż kiedykolwiek. Chociaż po chwili Harry zaczął się zastanawiać na ile to uroda, a na ile tęsknota za ukochaną powodowały w nim takie uczucia. Nim zdołał jej to powiedzieć jej twarz przybrała zacięty i zdeterminowany wyraz.

- Do mnie to już nie łaska wysłać sowę! – wypalił kierując w jego stronę oskarżycielsko palec.
- Ja, ja… nie… - zaczął dukać Potter czym wywołał jej salwę śmiechu.
- Żałuj, że nie widzisz swojego wyrazu twarzy – zachichotała Gryfonka.

          Harry rozłożył ręce w obronnym geście. Nie wiedział co powiedzieć. Był zbyt skołowany i strapiony rozwiązywaną przez siebie sprawą by móc odpowiedzieć dziewczynie czymś nieszablonowym.

- Co u ciebie? – sapnął w odpowiedzi.

          Ginny rozgadała się na temat swojej nauki do egzaminów, treningów quidittcha i życia w szkole. Od czasu do czasu narzekała także na brak możliwości kontaktu z chłopakiem, który zachorował – jak zaczęła go nazywać.

- Wiesz mam coś dla ciebie na zachętę – syknęła robiąc szelmowski uśmiech.
- Na zachętę do czego? – spytał tępo Harry.
- Do kontaktu ze mną – szepnęła w odpowiedzi Ginny i nachyliła lusterko tak by Potter mógł patrzeć w jej dekolt.

          Młody auror przełknął głęboko ślinę. Minęły tygodnie odkąd miał możliwość zbliżenia z ukochaną czy choćby głupiego kontaktu twarzą w twarz. Poczuł ukłucie smutku, żalu i czegoś jeszcze. Czegoś czego nie potrafił zidentyfikować.

- Wystarczy – sapnął w stronę lusterka.
- Nie podoba ci się? – spytała Ginny udając smutek.
- To nie tak! – zaprotestował gwałtownie Potter.
- A jak?

          Potter zdał sobie sprawę, że ponownie stał się ofiarą żartu, gierki lub czegoś podobnego w wykonaniu panny Weasley. Sam nie potrafił nazwać co dokładnie stosowała wobec niego dziewczyna. Musiał zapytać o to kiedyś Hermionę, chociaż po ułamku sekundy uznał, że nie jest to najmądrzejszy pomysł.

- Wróciłeś już do zdrowia? – spytał Ginny widząc zmieszanie na jego twarzy.
- To okaże się jutro.
- Co to znaczy?

- Napisałem do Robardsa, że jestem zdrowy. Jak wezwie mnie do biura to znaczy, że faktycznie mogę opuścić już dom. Mam nadzieję, że nie będzie kazał mi tu siedzieć jeszcze tydzień dla przykrywki.

          Ginny zrobiła zdumioną minę. Zmarszczyła czoło, potem brwi aż wreszcie zapytała:

- Przykrywki?
- Nooooo…
- Harry Jamesie Potterze! Jakiej u diabła przykrywki?! – ryknęła młoda kobieta.

          Harry zrobił wystraszoną minę i zaniemówił. Nie mógł powiedzieć im co dokładnie robił dla biura i w jakiej sprawie, choć tego pewnie sami się domyślą. 

- Harry? – dobiegł go po raz pierwszy tego dnia głos Hermiony.
- Nie mogę wam powiedzieć – odpowiedział nie patrząc w lustro.

          Z drugiej strony lustra rozległ się szelest i tym razem Potter znów patrzył w twarz swojego ojca chrzestnego. Ten miała badawczy wyraz twarzy. Nie zadał żadnego pytania na drażliwy temat. Zamiast tego zaczął rozmawiać z Harry’m o planach na wakacje. Osiemnastolatek był zszokowany takim przebiegiem rozmowy, lecz po chwili zdał sobie sprawę, iż Syriusz robi to aby odwrócić uwagę Ginny od tajemnicy jaką ma przed nimi auror.

          Kiedy tylko około północy skończyli rozmawiać Harry od razu poszedł spać. Obudziła go rano sowa od Robardsa. Szef Biura Aurorów wzywał go do swojego gabinetu na godzinę 10. Tam miało się okazać czy „zwolnienie zdrowotne” kończy się czy zostaje przedłużone. 

          Harry ubrał się w aurorski mundur i kwadrans przed dziesiątą teleportował się do londyńskiego zaułku w pobliżu budki telefonicznej, przez którą interesanci dostawali się do ministerstwa. 

          Okolice budki pozbawione były ludzi. Widać tego dnia ministerstwo miało nie przeżywać inwazji interesantów, a okoliczni mugole mieli lepsze rzeczy do roboty. Nie dziwiło to Pottera, o tej porze większość ludzi była w pracy lub szykowała się powoli do rozpoczęcia drugiej zmiany.

          Znanym sobie od dawna sposobem wjechał do ministerstwa. W atrium panował zwyczajowy rozgardiasz. Harry nie wymieniając z nikim więcej słów niż te niezbędne do przywitania dotarł na drugie piętro zajmowane przez departament w skład, którego wchodziło Biuro.

          Tutaj spotkał kilkoro znajomych. Wymienił przelotem kilka słów z Chichi, Lee Jordanem oraz Proudfoot’a, który kazał mu migiem udać się do Robardsa. Chłopak posłusznie wykonał polecenie dowódcy, które i tak pokrywało się z jego zamiarami i celem w jakim zjawił się gmachu.

          Do gabinetu Robardsa wszedł minutę przed dziesiątą. Wewnątrz poza głównym aurorem był także sam minister magii. Kingsley ubrany był w prostą, czarną szatę i tiarę w tym samym kolorze. Jego twarz emanowała spokojem i siłą.

- Witaj, Harry – odezwał się swoim basowym głosem.
- Dzień dobry – odpowiedział Potter skinął przy tym głową obu wyższym rangom urzędnikom.

          Następnie wręczył im sporządzony przez siebie raport, opowiedział także streszczenie go. Zgodnie z wiedzą jaką posiadł po przeczytaniu drugiego rękopisu, relacje Changa i aurorki Yronwood były bliższe niż opisał to w szkicu książki. 

- Mamy widoczne poszlaki, że Yronwood współpracuje z osobą wobec, której prowadzonej jest śledztwo – stwierdził King – wobec tego musimy ją przesłuchać pod wpływem veritaserum. Sądzę, że ona może nam powiedzieć więcej na interesujący nas temat.
- Nie możemy nic zrobić Changowi? – spytał Harry.
- Nie – uciął Robards – jeśli przesłuchanie Heleny pójdzie po naszej myśli to postawi mu zarzuty co najmniej korumpowania aurorki. Jak pójdzie dobrze to może ruszymy z kopyta w innych sprawach.

          Następnie Robards wziął w dłoń pióro. Nabazgrolił kilka słów – Harry odczuł ulgę, że to niego rękopisy musiał czytać – machnął różdżką i kawałek papieru złożył się w samolocik i wyleciał ze świstem powietrza z gabinetu.

- Wydałem rozkaz pojmania jej.
- Przez kogo? – spytał minister.
- Zgodnie z procedurami – wycedził Robards – Proudfoot ma się tym zająć.

          Kingsley skinął głową ze zrozumieniem.

- Mam odejść? – spytał Harry.
- Nie – uciął Robards.
- Poczekaj na Helenę. Będziesz przy jej przesłuchaniu – dodał Shacklebolt.

          Czekali w milczeniu kilka minut. W międzyczasie na zewnątrz rozległy się trzaski i huki. Wydobyli wówczas różdżki. Minister stanął za skrajem futryny gotowy do wyskoczenia na korytarz i rzucania urokami.

- Szefie – do gabinetu wpadł Williamson – uciekła – rzucił zdziwiony widokiem trzech różdżek wycelowanych w jego stronę.
- Jak to możliwe? – spytał minister chowając różdżkę.
- Ogłuszyła Proudfoot’a i zbiegła do atrium. Tam aktywowała świstoklik i znikła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz