Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

niedziela, 9 czerwca 2019

122. Obietnica

Rozdział 122
Obietnica

          Syriusz nie był zadowolony kiedy późnym szedł do gabinetu dyrektorki. Egzaminy odbyły się już, więc nagłe wezwanie musiało dotyczyć czegoś niezwiązanego z nauką. Całkiem możliwe, ze niezwiązanego także z samym Hogwartem. Pod pomnikiem chimery, która strzegła wejścia do części zamku przeznaczonej dla dyrektorki natknął się na opiekuna Krukonów.

          Profesor Flitwick ubrany był w piżamę i jasnoniebieski, puchowy szlafrok. Przywitał się uprzejmie z kolega po fachu i podał hasło „diadem”. Za każdym razem kiedy odwiedzał ten gabinet był zdegustowany hasłami jakie dobierała sobie McGonagall. Każde z nich w jakimś stopniu nawiązywało do Zakonu Feniksa. Jedynym wyjątkiem było obecne hasło, które nawiązywało do przedmiotu, który przybył odnaleźć Harry co doprowadziło do II Bitwy o Hogwart.

- Wiesz co nas sprowadza do dyrektorki? – zagadnął mistrza zaklęć.
- Kłopoty.

          „Tyle to i ja wiem” – pomyślał Black. Nie zdążyli powiedzieć nic więcej, ponieważ drzwi od gabinetu dyrektorki otworzyły się przed nimi otworem.

          Stał w nich mężczyzna w wieku około sześćdziesięciu lat. Z twarzy był bardzo podobny do kobiety, która ich wezwała. Był natomiast nieco od niej niższy i grubszy. Zaokrąglony brzuszek wskazywał, że niczego sobie w życiu nie odmawiał.

- Mina już na panów czeka – rzucił w ich stronę – Byłbym zapomniał – dodał wzdychając – jestem Robert McGonagall Junior, brat Miny – przedstawił się.

          Uścisnęli mu dłonie i weszli do środka. Poza Robertem i Minerwa była tam także pozostała dwójka opiekunów szkolnych domów. Wszyscy wyglądali na poddenerwowanych i w większości wyrwanych z łóżek.

- Usiądźcie – dyrektorka wskazała im puste krzesła – zapewne zastanawiacie się po co was wezwałam. Otóż Robert – wskazała na brata – przyniósł mi właśnie bardzo niepokojące wieści spoza szkoły…

          Tu opowiedziała im o ucieczce Heleny Yronwood, o której dzień wcześniej poinformował go Harry. Nie snuła domysłów na ten temat, lecz przedstawiła fakty. Dopiero wtedy przeszła do zdarzeń jakie nastąpiły kolejnego dnia.

- Moje źródła mówią – kontynuował jej brat – że dwóch aurorów poniosło podczas wizyty w rezydencji Changów. Nie wiem co dokładnie tam zrobili, ale grozi nam poważny skandal mogący podważyć zaufanie społeczeństwa do aurorów.
- To problem ministerstwa – odpowiedziała zjadliwym tonem Minerwa – naszym jest zapewnienie ochrony uczniom i opieka nad nimi. Nadchodzące wakacje nie zwalniają nas z naszej misji.
- Co mamy… zhobić? – spytał Slughorn tłumiąc ziewnięcie.

          McGonagall złączyła dłonie nad blatem biurka. Syriusz pomyślał ironicznie, że łatwiej jest mówić o powołaniu jakie powinien odczuwać i misję jaką powinien wypełniać każdy nauczyciel, gorzej gdy przyjdzie przełożyć teorię na praktykę.

- Przygotowałam listę – zaczęła powoli McGonagall – mamy na niej uczniów z każdego z domów. Tych, którzy byli narażeni na… - tu spojrzała z ukosa na brata – wizytę aurorów. Musimy zbadać czy nic im… nie dolega. Nie dolega psychicznie – dokończyła koślawo.

          Syriusz zastanowił się nad jej słowami. Nie kojarzył aby ktokolwiek wśród Gryfonów był narażony na podejrzenia o kontakty ze śmierciożercami lub popieranie ich w poprzednim roku szkolnym. Uznał, więc że jutro ma wolne na etacie psychologa.

          Po chwili odczuł ukłucie wstydu. Yui. Jego najzdolniejsza podopieczna. Dodatkowo ta, której obiecał pomóc pozostać w Wielkiej Brytanii. Jeśli aurorzy rzeczywiście wpadli do rezydencji Changów to będzie mu diabelnie ciężko cokolwiek wskórać w jej sprawie.

- Syriuszu? 

          Rozejrzał się wokół. Był w gabinecie dyrektorki. Widocznie musiał odpłynąć w świat własnych myśli. Ostatnio coraz częściej mu się to zdarzało.

- Zamyśliłem się, przepraszam.
- Cóż jest już późno – zauważył łagodnym tonem Slughorn.
- Istotnie, dlatego chciałabym szybko zakończyć te spotkanie – rzekła stanowczo dyrektorka – Na mojej liście nie ma żadnego Gryfona. Wierzę, że jesteś w staniu zweryfikować to i potwierdzić moje przypuszczenia.
- Zgadza się.
- Kiedy to zrobisz przyjdź do mnie.
- Dobrze.
- To wszystko, możecie iść.

          Syriusz wiedział już co powinien zrobić. Już następnego dnia wezwał do swojego gabinetu Ginny Weasley, Hermionę Granger oraz Lunę Lovegood. Pierwsze dwie przybyły punktualnie, ubrane w mundurki szkolne. Krukonka natomiast spóźniła się kilka minut i ubrana była w różową, mugolską, sięgającą do połowy ud spódniczkę, koszulkę na ramiączkach i naszyjnik z rzodkiewki.

- Pasuje kolorem do spódniczki – poinformowała nauczyciela, który był skonsternowany jej ubiorem.

          Oczywiście, Black nie rozmyślał nad dopasowaniem kolorów poszczególnych elementów stroju panny Lovegood. Bardziej intrygowało go czy świadomie ubrała się w coś tak seksownego na wizytę w jego gabinecie. Nim doszedł do wniosku, że wystroiła się tak dla niego przypomniał sobie, że dziewczyna spotyka się od jakiegoś czasu z jednym z jego wychowanków z Gryfindoru, Deanem Thomasem.

          Kiedy wreszcie zdołał odsunąć od siebie wizje, w których bierze Krukonkę na stole, kanapie i w innych miejscach, zdołał opowiedzieć jej oraz pozostałym dwóm dziewczynom po co je właściwie wezwał.

- U nas nie ma nikogo takiego – powiedziała Hermiona kiedy skończył – myślę, że w takim razie masz wolne.
- Chyba nie – zaprzeczyła cicho Ginny – po coś wezwał też Lunę. Czyżbyś miał jeszcze dopilnować Krukonów?

          Obie Gryfonki spojrzały pytająco na Syriusza. Luna tego nie zrobiła, zamiast tego powiedziała:

- Yui będzie przerażona.
- Też tak myślisz?

          Dopiero teraz Lovegood spojrzała na niego swoimi dużymi i rozmyślonymi oczami, w których wesoło połyskiwały iskierki.

- Od dość dawna przeżywa ciężkie chwile – opowiadała jakby to było coś oczywistego – gdyby nie lekcje z tobą pewnie już dawno by się załamała.
- Co takiego jest w tych lekcjach? – zdziwiła się Hermiona.
- No właśnie Syriuszu, co robisz z szesnastoletnią Azjatką? – dopytała Ginny.

          Od odpowiedzi wyręczyła go ponownie Luna.

- Yui bardzo pomaga to, że ma się na czym skupić. Była dobra z Obrony, a teraz jest naprawdę rewelacyjna. Przypomina mi Harry’ego.
- Ona jest dziewczyną – zaprotoestowała ruda.
- Nie o to jej chodziła – wtrąciła Hermiona z rozczarowaną miną.

          Syriusz potwierdził ruchem głowy słowa szatynki.

- Też zauważyłem to o czym mówi Luna. – rzekł tonem, który zwykle przybierał opowiadając coś uczniom młodszych klas – Według mnie ta dziewczyna ma potencjał by być w Obronie tak samo dobra jak Harry. W pojedynkach oboje muszą się jeszcze podszkolić. Luna – zwrócił się do blondynki zmieniając temat – pójdź proszę po pannę Chang i poproś ją do mnie.
- Dobrze.

          Kiedy Lovegood wychodziła Syriusz z całych sił starał się nie patrzeć na jej kołyszące się w rytm niedosłyszalnej dla kogokolwiek innego poza nią rytmu. W ciągu kilkunastu sekund kiedy wychodziła jego wzrok najpierw był rozbiegany, a potem żeby nie kusić losu i nie dawać powodów do dziwnych domysłów pozostałym dwóm dziewczynkom skupił wzrok na jednej z nich, Hermionie.

- Musisz znaleźć sobie kobietę – dobiegł go głos Ginny, która tłumiła śmiech.

          Wzruszył ramionami jakby nie rozumiał o czym mówiła.

- Zostawicie mnie samego, ok?
- Myślisz, że możesz pomóc tej Chang? – spytała ruda.

          Syriusz przyjrzał się jej badawczo. 

- Nie pasuje ci, że jest siostrą Cho? – spytał nonszalancko.

          Ginny lekko poróżowiały policzki. Hermiona zatkała usta dłonią widząc zakłopotanie przyjaciółki, ale nic nie powiedziała.

- Ginny? – dopytał z uśmiechem Black.
- Pójdziemy już – odpowiedziała Weasley – Nie mam problemu z Cho! – burknęła idąc w stronę drzwi.

          Hermiona spojrzała porozumiewawczo na nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Uśmiechnęła się i także wstała.

- Uważam, że robisz tu świetną robotę i Hogwart wiele straci jeśli odejdziesz po tym roku – zakomunikowała mu idąc w ślady drugiej Gryfonki.
- Jeszcze o tym nie myślałem – odparł
- Powinieneś to zrobić. Niedługo wakacje.

          Syriusz przytaknął ruchem głowy.

- Wiesz… Harry i cała reszta, oni mają wielkie szczęście, że cię poznali.
- Dzięki.

          Kilkanaście minut po wyjściu Gryfonek do gabinetu rozległo się pukanie. Syriusz spodziewał się, że tym razem odwiedził go duet Krukonek. Musiał przyznać rację Hermionie, która zasugerowała mu, że powinien zostać w szkole. Praca z tyloma młodymi czarodziejkami na pewno miała sporo zalet.

- Proszę! – krzyknął w stronę drzwi.

          Nie pomylił się. Do gabinetu wróciła Luna. Ciągle kołysała biodrami, lecz kiedy szła przodem do niego nie było to aż tak problematyczne. Za nią powoli z nogi na nogę przestępowała Yui.

          Panna Chang nie miała makijażu. To był pierwszy raz kiedy widział ją w takim stanie. Nie potrafił ocenić czy wyglądała gorzej niż z make-upem. Wszystko przez podkrążone oczy, zaczerwienione gałki oczne i fryzurę w totalnym nieładzie. Płakała wcześniej.

- Panno Lovegood, zostawi nas pani? – zwrócił się do blondynki oficjalnym tonem.
- Dobrze.

          Luna wychodziła, a Yui ciągle stała w miejscu. Usiadła dopiero gdy wskazał jej krzesło. Usiadła niechętnie. Nie był pewien czy była przestraszona, rozżalona czy zła. Jeśli zła to na kogo?

- Yui…
- … chce pan porozmawiać – przerwała mu pociągając nosem – o tym co zdarzyło się w domu rodziców. Co zdarzyło się Cho.

          Syriusz spojrzał na nią niepewnie. On sam nie miał pojęcia co dokładnie wydarzyło się w rezydencji Changów i jak jeden z aurorów potraktował ich starszą córkę.

- Tak – powiedział tylko.

          Yui milczała przez chwilę. On też milczał. Nie chciał naciskać. Domyślał się, że skoro wiedziała w jakim celu ją tu zaprosił to prędzej lub później sama mu powie.

- Napijesz się czegoś? – spytał kurtuazyjnie.
- Ognistej.
- Nie wiem czy możesz…
- … wie pan w jakiej jestem sytuacji – przerwała mu – nikomu nie powiem! – zapewniła gorliwie.

          Przemyślał to.

- Accio Ognista – butelka whiskey przyleciała zza drzwi. Szklanki przyniósł bez pomocy magii. Napełnił je w 1/3 i podał jedną z nich dziewczynie. Następnie odesłał trunek tam skąd przybył.
- Dziękuję – powiedziała młoda Chang upijając spory łyk – nie chcę rozmawiać o tym co się zdarzyło – powiedziała kiedy przełknęła kolejny łyk alkoholu – wolę pogadać o tym co będzie.
- A co będzie?
- To zależy czy mi pan pomoże… Obiecał mi pan!
- Obiecałem. Pamiętam. Pamiętam także co obiecałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz