Rozdział 121
Zmierzch młodości
Draco Malfoy
zakończenie swojej nauki w Hogwarcie mógł uważać za częściowo szczęśliwe. Z
jednej strony ukończył czarodziejską edukację, ponieważ opcji nie zdania
OWUTEM-ów nie brał pod uwagę. Samo to czyniło go – we własnej opinii –
czarodziejem o wiele bardziej wyedukowanym niż taki Potter, o Weasleyu nawet
nie wspominając.
Same
egzaminy uważał, że zda na co najmniej Z. W większości zasłużył na stopień Wybitny,
ale teoria z Obrony Przed Czarną Magią była jawnie promugolska i anty czystokrwista,
więc musiał zachować chociaż częściową godność i nie odpowiadać na wszystkie
pytania z zgodnie z obowiązującą linią. W pewnym momencie zaczął nawet żałować,
że egzaminy nie odbyły się podczas rządów Snape’a i Carrow’ów.
W czerwcu
Draco przeżywał także szereg osobistych rozterek. W zdecydowanej mniejszości
dotyczyły jego planów na przyszłość. Wynikało to z faktu, że w obecnej sytuacji
społeczno- politycznej nie miał co marzyć o karierze w ministerstwie.
Bynajmniej nie miał zamiaru rezygnować z walki o wpływ na życie czarodziejów,
lecz po prostu odłożył marzenia o bezpośrednim wpływie na najbliższe lata. W
tym czasie będzie musiał pokazywać zdecydowanie bardziej umiarkowaną twarz.
Musi przeczekać tak jak jego ojciec przeczekał okres pomiędzy dwoma okresami,
kiedy Czarny Pan i jego zwolennicy mieli rzeczywisty wpływ na całą magiczną
społeczność.
W
zdecydowanej większości rozterki Dracona dotyczyły spraw bardziej prozaicznych.
Jego związek z Romildą chylił się ku upadkowi. Owszem było mu z nią dobrze,
lecz nie widział dla nich przyszłości. On kończył szkołę, ona zostanie w niej
jeszcze. Nie miał ochoty na związek oparty na listach, które ktoś może
przechwycić lub wykorzystać ich treść przeciwko niemu i jego rodowi. Perspektywa
zbliżeń wyłącznie podczas jej wizyt w Hogsmeade również była mało kusząca. Nie
był tym przeklętym Chłopcem, który dostawał co chciał i dyrektorka zapewne nie
zgodziłaby się na odwiedzanie przez niego Romildy w szkole.
Ostatecznie
jego problem sercowy rozwiązał się sam. Dokładniej mówiąc rozwiązała go sama
Vane, która upiła się na gryfońskiej imprezie pożegnalnej dla ostatniej klasy.
Tam zaczęła wieszać na nim psy, o czym bardzo chętnie informowali go innyi
Gryfoni.
- Malfoy to prawda, że masz problemy… z no wiesz czym? –
zagadywała go Weasley kiedy mijała go na korytarzach.
- Ginny nie ma co robić z tego afery. Każdemu chłopcu się
to zdarza – odpowiadała jej zwykle swoim melodyjnym głosem Pomyluna.
Draco
dostawał wtedy ataku gniewu. Nie był jednak pozbawiony instynktu
samozachowawczego. Podczas ostatnich dwóch lat nauczył się powstrzymywać
emocje. Wolał przeczekać, przeżyć chwilowe upokorzenie by móc zrewanżować się
już poza murami szkoły.
- Po szkole wracasz do starych? – zagadał go Blaise dzień
po ostatnim egzaminie.
- Nie wiem – odparł szukający domowej drużyny wzruszając
przy tym ramionami.
Kwestia
mieszkania pozostawała dla niego największym problemem. Pomiędzy jego rodzicami
nie było zbyt dobrze. W ostatnim czasie wydarzyło się coś co musiało popsuć ich
niezachwianie silne więzy rodzinne. Draco nie miał pojęcia co to mogło być, a
matka nie chciała zdradzić mu nic na ten temat. Ojca nawet nie pytał. Prędzej
piekło zamarznie niż Lucjusz powie o swoich uczuciach. Dracon poczuł się do
siebie odrazę za samo użycie – nawet w myślach – frazy jaką do Voldemorta
wypowiedział Longbottom.
- Kiepsko ostatnio
wyglądasz – mówiła mu po egzaminach Pansy.
- Nie mam na kim wyładować… swojej energii – odpowiadał jej
pokrętnie – nie chcesz pomóc mi z tym ulżyć sobie?
Za każdym
razem kiedy zadawał jej to pytanie robiła obrażoną minę i bredziła coś o
kłopotach emocjonalnych każdego chłopaka w jej wieku. Nigdy nie rozumiał co
miała wtedy na myśli, ale też niezbyt go to interesowało.
Jedynym
pocieszeniem w ty trudnym dla niego miesiącu był czas jaki spędzął z Astorią.
Dziewczyna wyszła już ze Skrzydła Szpitalnego, lecz Ślizgoni w dalszym ciągu
bali się o jej bezpieczeństwo. Co prawda dzięki nie pisanemu układowi z Gwardią
Dumbeldore’a nikt nie próbował jej zaatakować, lecz Draco był pewien, że
wystarczy chwila nieuwagi i jakiś oszalały Lew rzuci się na nią jak jakiś
wygłodniały mugol. Opowiedział jej o tym.
- Przesadzasz – odparła szóstoklasistka – bardziej powinieneś
martwić się o Teo.
Istotnie
młody Nott co prawda dostał pozwolenie na opuszczanie Azkabanu na czas
egzaminów, lecz pozostał mu niemal rok do zakończenia odsiadki. Malfoy wraz
koleżeństwem ze Związku Ślizgońskiego organizował pisanie do niego listów ze
wsparcie od wszystkich roczników uczących się Węży oraz wychowanków domu,
którzy już ukończyli edukację.
- Dafne pisała mi, że za tydzień wybiera się do Azkabanu.
- Fundacja, przedszkole czy…
- Wszystko po trochu.
- Myślałem, że tak nie da się tak po prostu wejść.
- Dobrze myślałeś – rzekła uśmiechając się blado –
Pamiętaj, że moja siostra jest inteligentna, szlachetnie urodzona, piękna i ma
ojca na wysokim stanowisku w ministerstwie.
- To całkiem jak ty. Nic tylko brać na żonę – powiedział uśmiechając
się przebiegle.
- Czy pan mnie podrywa, panie Malfoy? – zapytała Astoria
puszczając mu oczko.
- Nie śmiałbym panno Greengras.
Astoria
wracała do pełni formy a wraz z nią wracała nadzieja Ślizgonów na przyszłość
rozpoczynającą się 1 września. To właśnie dziewczyna miała pełnić rolę
naturalnej liderki domu. Draco wierzył, że sobie z tym poradzi. Kto jeśli nie
ona?
Spokój i
rutyna życia uczniów ostatniego roku w Hogwarcie został zmącony przez wieść o
brawurowej ucieczce aurorki Yronwood z Biura Aurorów kiedy miała zostać
doprowadzona na przesłuchanie w jakiejś sprawie. Dzień po tym aurorzy oszaleli.
Para
nawiedzonych pseudostróżów prawa wtargnęło do Dworku Malfoyów. Inni odwiedzali
rodziny wielu innych Ślizgonów. Podobno bliscy odsiadujących wyroki w Azkabanie
śmierciożerców zostali i tak lepiej potraktowani niż rodzina Changa.
W ostatni
weekend czerwca podczas ostatniej w semestrze wycieczki do Hogsmeade Draco,
Blasie, Astoria i Pansy mieli spotkać się z Dafne Flintem. Umówili się starym
zwyczajem na wzgórzach poza wioską. Kiedy czwórka uczniów dotarła na miejsce
Flint i starsza Greengras trzymali się za ręce.
- Przeszkadzamy w randce? – zaskrzeczała Pansy.
Odpowiedział
jej uśmiech Dafne, która natychmiast puściła dłoń Markusa i oddaliła się od
niego na bezpieczną odległość. On sam wyglądał na niepocieszonego z tego
powodu.
- Pozory – odpowiedziała nie bacząc na niego Dafne – ludzie
nie będą się interesować po co tu przyszliśmy jeśli stworzyliśmy pozory
zakochanej pary. Przecież nikt nie będzie chciał iść za nami by zobaczyć jak
Markusowi cieknie ślina na mój widok.
Wszyscy poza
Flintem zachichotali. On zrobił groźną minę i napiął mięśnie. Wyjątkowo w tym
momencie przypominał małpę. Draco z trudem opanował się by nie parsknąć
śmiechem.
- Jakie wieści przynosicie? – spytał Blaise.
- Dwóch aurorów wyleciało z roboty – wypalił podekscytowany
Flint – podobno podczas ich nalotu na rezydencję Changa poniosło ich.
- Co to znaczy? – dopytał Malfoy marszcząc brwi.
- Wiem od ojca, że zaczęli używać jakichś mugolskich metod
aby upokorzyć żonę i córkę Changa.
- A to ministerstwo nie jest już tak bardzo promugolskie? –
zdziwił się Zabini.
Odpowiedział
mu ohydny uśmiech Flinta.
- Jest – podjęła się wyjaśnień Dafne - ale na to co zrobiła
ta dwójka nikt zdrowy myślący nie będzie się zgadzał. Wyobraź sobie, że zamiast
sprawdzić kobiety za pomocą czarów, to oni kazali im się rozebrać – mówiła robiąc
minę jakby zbierało jej się wymioty – żona Changa w samej bieliźnie musiała
obracać się wkoło żeby napalony zboczeniec mógł przyjrzeć się czy nie ma… nie
wiem nawet na co liczyli, że tam znajdą! W każdym razie Cho Chang została przez
nich potraktowana jeszcze gorzej – rozwścieczona Dafne zrobiła pauzę aby wziąć
kilka głębokich oddechów – jeden z tych… tych…
- … zwyrodnialców – uprzejmie podsunął jej Markus.
- zwyrodnialców – zgodziła się starsza Greengras – wziął swoją
różdżkę i zaczął nią… wodzić po ciele dziewczyny… - w tym miejscu Dafne urwała
i zakończyła opowieść.
Jej opowieść
skonsternowała całą czwórkę. Tylko Flint z jednej strony ust uniósł kąciki w
lubieżnym uśmiechu. Z pewnością wyobrażał sobie jak sam wkłada swoją różdżkę
między piersi dziewczyny. Draco zganił sam siebie za kolejną myśl jaka przyszła
mu do głowy. Cho Chang była naprawdę dobrą laską za jej szkolnych czasów.
Patrząc na to z tej perspektywy rozumiał dlaczego jeden z aurorów dał się
ponieść podnieceniu.
- Jesteśmy w stanie coś z tym zrobić? – spytała Astoria
zatrwożonym głosem.
- Myślę, że tak – odpowiedział Malfoy – mój ojciec na pewno
będzie chciał nagłośnienia tego. Twój przyjaciel – kontynuował patrząc na Dafne
– od dawna krytykuje każde potknięcie administracji Shacklebolta. Teraz pewnie
też jego radio będzie grzmiało na ten temat.
- Ona pytała o nas! – przerwała mu Pansy.
- Mamy takiego młodego, na czwartym roku – podjął temat
Zabini – zdolny artystycznie. Może nam przygotować projekt plakatów. Potem pod
osłoną nocy pokleimy je na Pokątnej i w Hogsmeade.
- Tylko treść musi nawiązywać do molestowania – dodała Astoria.
Dracon
pokiwał głową z uznaniem. Nie był pewien czy taka akcja jest na pewno legalna,
lecz na pewno była słuszna. Jeśli aurorzy kontynuowaliby takie praktyki to
niedługo niczym nie będą różnić się od nieżyjącej już Bellatriks Lestrange. To
by oznaczało z kolei, że prześladowania dotkną osoby, które były faworyzowane
podczas rządów reżymu Lorda Voldemorta.
- Dajmy tytuł „Stop nadużyciom aurorów” – rzekła Dafne
jakby przeczytała jego myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz