Rozdział
81
Dorosłe
urodziny
Harry głowił się nad znalezieniem
sponsorów dla swojego nowego projektu przez kilka dobrych dni. Sumując kwotę
jaką da ministerstwo, Czarodziejskie Dowcipy Weasleyów i on sam prawie miał
dostatecznie dużo na rozpoczęcie działań fundacji. Tydzień przed swoimi
urodzinami dostał też sowę od Kinga. Informował w niej, że najlepsi
anglojęzyczni specjaliści z magicznego świata zostaną przez nich zatrudnieni na
początek. Potem wraz ze zmniejszającą się liczbą klientów będą redukować etaty.
Ciągle jednak brakowało galeonów na pokrycie początkowych wydatków. Minister i
tak znacząco obniżył ewentualne wydatki likwidując podatek od otwierania
„Niepublicznych instytucji dobra społecznego” jak nazwano inicjatywy takie jak
fundacja nad otwarciem, której pracował Harry przy wydatnej pomocy Hermiony. Zupełnie
przypadkowo wspomniana ulga podatkowa przyspieszyła też otwarcie Magicznego
Przedszkola przez Dafne Greengras.
O dziwo to właśnie Dafne
dowiedziawszy się o przyczynach zwolnienia jej z niezbędnych dotychczas opłat
zgłosiła się do Harry’ego z propozycją wsparcia jego fundacji. Czarodziej
początkowo niechętnie odnosił się – w prywatnych rozmowach do tego – ale pod
wpływem solidnego ochrzanu od Ginny na temat jego uprzedzeń do osób tak zwanej
czystej krwi, której także bądź co bądź była przedstawicielką zmienił zdanie.
Wysłał do swojej rówieśniczki ze Slytherinu sowę z wiadomością o zgodzie na jej
propozycje. Zaproponował jej także przybycie na spotkanie założycielskie
fundacji, które odbyć się miało 30 lipca (dzień przed jego urodzinami) w
gospodzie Aba Dumbeldore’a.
Poza nimi na spotkanie punktualnie
na 18:00 stawili się George z Angeliną Johnson, Hermiona, Percy jako
przedstawiciel ministerstwa wraz z głównym uzdrowicielem myśli z Św. Munga oraz
Syriusz. Udali się do wynajętego przez pomysłodawcę specjalnie na tę okazję
pokoju na górze. Ab wyniósł z niego łóżko. Zamiast niego znajdował się tam
solidny stół oraz ustawione symetrycznie wokół niego drewniane krzesła. Harry
usiadł obok Hermiony. Naprzeciw spoczęli George i Angelina. Pomiędzy nimi z
jednej strony miejsca zajęli Syriusz i jedyna Ślizgonka w towarzystwie, a po
drugiej uzdrowiciel i asystent ministra.
-
Wszyscy wiemy po co się tu zebraliśmy – zaczął Harry – wszystko zostało wam
przedstawione w odpowiednim liście. Pozostało nam wybranie zarządu fundacji
oraz adekwatnej nazwy.
- No
i początkowe detale jej funkcjonowania – wtrąciła z odpowiednią sobie gracją
Hermiona.
-
Pomysły na nazwę? – spytał Harry.
-
Fundacja im Dumbeldore’a – rzekła nieśmiało Murzynka.
-
Była już jego Gwardia – zaprotestowała Hermiona.
-
Mojego nazwiska nie dam – zaoponował nagle Harry jak gdyby przewidywał co za
chwilę się może wydarzyć.
- A
co powiesz na Huncwotów?
-
Jestem na nie – wtrąciła swobodnie Dafne.
-
Może Fundacja Pomocy Ofiarą Śmierciożeców? – rzucił George.
-
Wojny – poprawił go Percy – Ofiarom Wojny albo Wojen, jeżeli nie chcemy jej
zamknąć przedwcześnie, będzie lepiej brzmiało, ponieważ nie wyklucza pomocy
ofiarom ewentualnych, oby ich nie było, konfliktów.
-
Racja – zgodziła się Greengras.
George, Angelina i Hermiona rzucili
jej piętnujące spojrzenia. Wiedzieli, że jako Ślizgonka nie chciała
dyskryminować swoim pobratymców z szkolnego domu, ale jednak pewien niesmak
pozostał.
-
Fundacja Pomocy Ofiarom Wojen brzmi całkiem dobrze – powiedział uspokajająco
Black – i do tego mamy skrót FPOW.
-
Niech będzie – przytaknęła trójka malkontentów.
-
Kto będzie tego prezesem? – spytał Percy, który notował postanowienia i do
jutra miał spisać wszelkie niezbędne dokumenty do zarejestrowania instytucji.
Część dokumentów przygotował już kilka dni temu.
- Ja
nie! – powiedzieli równocześnie Harry, George i Dafne.
-
Syriusz – powiedziała Hermiona.
-
Co?
-
Nie masz zajęcia, prawda?
-
No.
-
Czy wszyscy popierają jego kandydaturę? – spytał Harry, który podchwycił temat.
Wszystkie ręce poza Łapą podniosły
się w górę. W toku dalszych rozmów ustanowiono, że trójka sponsorów wraz z
Percy’m jako przedstawicielem czewartego fundatora projektu będą członkami rady
nadzorczej. Hermiona obiecała zająć się obowiązkami skarbnika i sekretarza
FPOW. Uzdrowiciel z Munga miał odpowiadać za personel, a Angelina podopiecznych.
Jutro ogłosić mieli powstanie
Fundacji. Hermiona sporządziła już notkę prasową, którą obiecała przesłać do
wszelkich dostępnych w magicznej Brytanii środków medialnych. Dafne
zaprojektowała też plakat, który wciągu dwóch dni miał pokryć ulicę Hogsmeade i
ściany na Pokątnej. Osobny wzór miał zostać wywieszony w Hogwarcie, ale ten
miał zostać opracowany w przyszłym miesiącu z uwagi na to, że jeszcze 32 dni
dzieliły ich od rozpoczęcia roku szkolnego.
Harry wracał ze spotkania z
optymistycznym nastrojem. Od kilku dni kwestia fundacji była jego jedynym
zmartwieniem, ponieważ miał już za sobą rozmowę z rodzicami Ginny na temat
związku jego i ich córki. Nie mieli zastrzeżeń co do ich relacji, aczkolwiek
Molly dobitnie dała znać, gdzie nocować będzie jej najmłodsza pociecha w
najbliższym roku.
-
Gotowy na urodziny? – spytał go Syriusz, kiedy weszli do domu.
Remont prawie całego budynku został
zakończony wczoraj. Stworek poradził sobie zadziwiająco wspaniale. Rady Harry'ego oraz Ginewry były szczegółowe, więc wierny
skrzat uporał się ze wszelkimi problemami.
- Co?
- zdziwił się Harry.
Prawdę mówiąc nie planował niczego
szczególnego na ten dzień. Umówił się co prawda z Ginny, ale nie ustalili
jeszcze co będą robić. Nie miał jakiejś szczególnej ochoty na imprezowanie.
-
Jutro masz urodziny - przypomniał lekceważąco Black.
-
Nic nie planuję.
- To
dobrze - Syriusz uśmiechnął się - idziemy na małą imprezkę z tej okazji.
-
Dokąd? - spytał szczerze zdziwiony Harry.
Łapa nie odpowiedział. Nie
wypowiedział też żadnego, choćby najmniejszego słowa wyjaśnienia, wybrnął też z
błagań chrześniaka o udzielenie mu wskazówki. Zamiast tego zabronił kontaktować
się z kimkolwiek i zamknął w pokoju, gdzie chłopak miał zakończyć wreszcie lekturę
"Historii Hogwartu".
Rankiem ostatniego lipca Potter
obudził się wcześnie rano. Po zakończeniu remontu jego pokój znajdował się na
drugim piętrze. Obok urządzili domową bibliotekę z na prawdę konkretnym zbiorem
książek. Ku zdziwieniu Gryfona wśród nich znalazło się też kilku mugolskich.
Były to takie pozycje jak "Encyklopedia Powszechna", "Atlas
Świata", "Matematyka dla szkół podstawowych" oraz "Iliada".
Na półce z nimi znajdował się jeszcze "Stary Testament" co do którego
istniały poważne wątpliwości czy został napisany przez osobę o mocy magicznej czy
nie.
Punktualnie o 17:00 chrzestny oznajmił
Chłopcu, Który Ma Urodziny, że wybierają się na przyjęcie z tej okazji. Nie
wyjawił przy tym żadnych szczegółów. Wyprowadził go na ganek, złapał za ramię i
deportował ich z charakterystycznym odgłosem.
Zmaterializowali się w znanym
Harry'emu krajobrazie. Wzgórza. Samotny dom w oddali. Po upływie kilku sekund
wiedział, gdzie się znajdują. Są około dwustu metrów od domu Luny Lovegood. Co
oznaczało, że idąc w drugą stronę doszedłby do Nory, gdzie przebywała Ginny. Po
chwili zganił się za tę myśl. Był z nią dziś umówiony, a skoro nie pojawiła
się, to oznaczało, że bankowo zjawi się tutaj. Jeśli to właśnie to wzgórze były
celem ich podróży. Chciał już zapytać o to Syriusza, ale ten pchnął go naprzód.
Zrobił dwa kroki do przodu, kiedy
nagle powietrze zamigotało. Przed nimi ukazał się wielki namiot - taki jak na
weselu Bila i Fleur. Pod nim ustawiono kilka stołów piknikowych. Wszystkie
zapełnione były ludźmi! I potrawami. Napoje też były.
-
Wszystkiego najlepszego Harry! - krzyknęli wszyscy goście.
Harry poczuł wzruszenie. Głos uwiązł
mu w gardle. Nim zdołał się opamiętać wesoły tłum ryknął gromkie sto lat. Prym
w śpiewie wiódł Rubeus Hagrid, gajowy Hogwartu.
Syriusz zaprowadził chrześniaka do
honorowego miejscu u głowy stołu. Po jego prawej stronie siedziała Ginny. Dalej
za nią Hermiona, Ron, George z Angeliną, Bill z Fleur i jej siostra Gabrielle.
Obok pięknych Francuzek spoczywał wyraźnie podekscytowany opuszczeniem wreszcie
terenu szkoły Hagrid. Po lewicy Harry'ego miejsca zajęli Neville i Luna. Obok
niej siedziała partnerka Syriusza i on sam. Dalej Artur i Molly. Za nią
znajdowało się puste miejsce, za którym Percy bacznie przypatrywał się młodszej
z sióstr Delacour.
-
Wypijmy za zdrowie mojego chrześniaka! - wrzasnął szczęśliwy Black, kiedy Harry
już usiadł.
Wzniósł do ust kieliszek wypełniony
przezroczystym płynem. Za jego przykładem podążyli pozostali goście. Wszyscy
wypili jednym haustem, chociaż każdy zareagował innym grymasem. Syriusz, Artur
i Hagrid wyglądali na niewzruszonych. Ron, Neville i Gabi kasłali potężnie.
Hermionie, Ginny i reszcie niewiast zaszkliły się oczy. Sam Harry powstrzymał
swój odruch wymiotny.
- Co...
to? - wydukał Ronald.
-
Wschodnioeuropejska wódka - wyjaśnił Syriusz - mój prezent tradycyjny dla
dorosłego Pottera na osiemnaste urodziny.
-
Ilu Potterom już go dałeś? - zagaił George.
Black udał zamyślonego.
-
Ten jest trzeci - rzekł wreszcie z poważną miną - i mam nadzieję, że nie
ostatni!
-
Syriuszu... - zganiła go pani Weasley.
- No
co? - zdziwił się Łapa - Przecież nikt z nas nie chce by tak szanowny ród nagle
wymarł!
- To
prawda - żwawo potwierdzili Bill, George oraz Hagrid.
Ktoś włączył radio. Z jego magicznie
wzmocnionych głośników popłynął głos jednej z najbardziej znanych piosenek Fatalnych
Jędz. Syriusz wzniósł jeszcze trzy toasty zanim skończyła się wódka - a
przynajmniej tak myślał Harry. Zaproponował wtedy whisky lub wino. Pierwsze
pary zaczęły tańczyć w głębi namiotu. Najmłodsze małżeństwo Weasleyów, rodzice
rodzeństwa, zesztywniały Longbottom z Luną.
Harry czuł jak alkohol zaczyna
działać na jego umysł i organizm. Pogrążył się właśnie w rozmowie z Hermioną,
kiedy Black postawił przed nim szklankę wypełnioną ciemnym trunkiem.
-
'Arry - głos z francuskim akcentem przerwał im rozmowę - zatańczysz ze mną?
To była Gabrielle. Wyglądała
olśniewająco. Wyglądała jak kopia Fleur sprzed dwóch lat. Główną różnicą były
większe cycki u młodszej siostry, które teraz zgrabnie kołysały się przed
oczami chłopaka. Taniec z nią nie był dla niego najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Zwłaszcza jeśli Ginny go zauważy. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiła! Rozejrzał się
gwałtownie wokół. Na szczęście jego dziewczyna tańczyła właśnie z jednym z
braci.
-
Harry - głos Hermiony sprowadził go na ziemię.
-
Idź - ponaglił go cicho Black.
-
Nie umiem - powiedział patrząc na swoje stopy.
Chwila ciszy.
-
Patrz na nas - powiedział wreszcie Łapa, prowadząc pannę Yronwood na
prowizoryczny parkiet.
- Ja
poprowadzę - zaproponowała Gabi.
-
No... - wahał się Potter. W końcu jednak wypił spory łyk whisky - No dobra.
Podał Francuzce rękę. Poszli w głąb namiotu.
Blondynka położyła mu dłoń na ramieniu, a jego dłoń umieściła na swojej talii.
Była tak kobieco wcięta. Poprowadziła go do tańca. Spojrzał na chrzestnego.
Obracał właśnie Helenę w błyskawicznym tempie. Zazdrościł mu.
Chciał uciec zaraz po pierwszym
tańcu, lecz nie mógł. Panna Delacour uniemożliwiła mu to silnym uściskiem ręki.
Pląsali jeszcze przez dwie piosenki. Wtedy w radiu zabrzmiały reklamy, a Harry
wyjąkał, że jest głodny. Wrócił na swoje miejsce.
-
Wrócił niewierny Potter - zachrypiał wyraźnie wcięty Ron podnosząc
oskarżycielsko palec.
Harry spojrzał na niego. Oczy
rudzielca były zaszklone. Policzki i czoło zaczerwienione. Włosy miał potargane
i mokre od potu. Tak samo czoło.
- Nie
przejmuj się nim - szepnęła Ginny, a Harry niemal niezauważalnie skinął głową.
- Ronaldzie!
- syknęła ostro Hermiona.
- No
co? -spytał Ron wypijając resztę trunku w swojej szklance.
-
Nie możesz...
-
Właśnie, że mogę! Ten palant ob...obmacuje inną!
Teraz wszyscy goście spojrzeli na
ich koniec stołu. Ron wstał. Chwiał się. Machnął dłonią jakby odganiał
niewidzialne muchy. Hermiona dyskretnie próbowała sprowadzić go do pozycji
siedzącej. Bezskutecznie.
-
'Arry nie macał mojej siostry! - zaprotestowała gwałtownie Fleur - ja
widziałam!
-
Tak! - potwierdzała młoda.
-
Synu - zganił go Artur.
-
Myślisz, że więcej ci wolno, bo jesteś sławny?! - ryknął Ron.
Harry wstał. Ginewra gwałtownie
złapała go za nadgarstek. Z drugiej strony Luna jednym zgrabnym ruchem wyjęła
mu różdżkę. W tym samym czasie jego chrzestny za pomocą swojej lewitował
różdżkę najmłodszego z braci Ginny gdzieś za stół. Ten nie zauważył nic.
-
Usiądź - polecił mu zimno Harry.
-
Zamknij mordę! - warknął Ron.
Hermiona chciała coś powiedzieć, ale
wyraźnie brakło jej słów. W innej sytuacji byłoby to zabawne. Teraz stało się
tragiczne.
-
Gdzie moja różdżka? - bąknął zdziwiony Ron.
-
Nie zostawiłeś jej w domu? - wtrąciła ostro jego matka - chodź pójdziemy
sprawdzić.
Nie czekając na jego reakcję wstała
i odeszła od stołu. Za jej przykładem podążył Artur. Podeszli do syna i przy
pomocy Hermiony umożliwili mu odejście na bok. Szatynka wróciła do biesiadników
tylko po to by powiedzieć:
-
Och, tak mi przykro Harry. Nie wiem co mu... Milszej zabawy...
Potter skinął głową ze zrozumieniem.
Granger popędziła za swoim facetem i jego rodzicami. Po chwili zniknęli w
ciemnościach. Ich odejściu towarzyszyło milczenie. Dochodziła północ.
-
Ten to zawsze potrafi wszystko spieprzyć - wyznał cicho Harry - tak samo było
podczas Turnieju Trójmagicznego czy kiedy... szukaliśmy... wykonywaliśmy misję
- zakończył koślawo kiedy zdał sobie sprawę, że wszyscy go słuchają.
-
Sądzę, że to przez szok po bitwie- powiedział Percy głosem znawcy.
-
Fundacja ma już pierwszego klienta - powiedziała Angelina siląc się na
optymistyczną minę.
-
Tak - zgodził się Harry.
Syriusz ratował sytuację wznoszą
kolejny toast - za zdrowe zmysły Ronalda Weasleya. W radiu zabrzmiał
romantyczny hit Celestyny Werbeck. Luna z Nevillem odeszli cicho od stołu, lecz
nie poszli na parkiet. Zaginęli gdzieś w ciemności. Po chwili podobnie
postąpili George i panna Johnson.
Ginny szarpnęła swojego chłopaka za
rękaw i już po chwili byli pierwszą parą na parkiecie. Tuż po nich znaleźli się
tam Fleur i Bill. Kątem oka Harry dostrzegł jak Percy krzepiąco klepie po
plecach drugą Francuzkę. Hagrid pije z Syriuszem, a Helena przysypiała z głową na
stole. Wreszcie Black oderwał ją od blatu i deportował oboje z trzaskiem. Kolejne
dwa wolne kawałki i Harry z Ginny wrócili do stołu.
Było przy nim sporo miejsca. Wiele
osób odeszło gdzieś i nie wróciło. W oddali majaczyły dwie sylwetki. Być może to
Neville i Luna? Harry nie miał pewności. Gabrielle zajęła miejsce po lewej
stronie osiemnastolatka. Jej siostra i Bill wciąż tańczyli.
- Ja
nie chciała - powiedziała patrząc to na rudowłosą Brytyjkę to na jej ukochanego.
-
Wiem - przyznał Harry.
-
Ron to debil -zawtórowała Weasley.
Gabi uśmiechnęła się blado. Ku
własnemu zdziwieniu Potter ni wyczuł napięcia pomiędzy nią, a Ginny. Może
jednak to przez alkohol albo przez gniew jaki ta ostatnia skierowała na brata?
Nim doszedł do odpowiednich wniosków Bill z małżonką oznajmił, że wracają do
domu. Fleur chciała zabrać siostrę, ale ta wynegocjowała sobie powrót
późniejszą porą. Kiedy jedna para odeszła wrócili Neville i Luna. Zrobili to
jednak tylko po to by się pożegnać. Niedługo potem to samo zrobili Angie i
George. Hagrid zasnął na glebie.
-
Zostaliśmy sami - zauważyła Ginny.
Było ich bowiem czworo. Ona, Harry,
jej brat i Gabrielle.
-
Niezupełnie - skorygował Percy - my... idziemy na spacer - wyjaśnił łapiąc Gabi
za dłoń.
-
Och - zdziwiła się siostra.
- W
takim razie chyba się już nie zobaczymy.
- To
żegnajcie - powiedział Potter.
W odpowiedzi Gabrielle rzuciła mu
się na szyję. Jej ciężkie piersi staranowały mu klatkę piersiową. Było to o
wiele za przyjemne jak na jego rozum. Po chwili, która trwała na tyle długo by patrząca
na to ruda zdążyła dwa razy znacząco odchrząknąć, w końcu uwolnił się od
blondynki. Odeszła z Percivalem.
-
Jeszcze raz, a wydrapię jej oczy - oznajmiła Ginny.
Nim zielonooki coś odparł, ukochana
pocałowała go gwałtownie. Przygwoździła go do drewnianego fotela, na którym
siedział. Był jej i tylko jej. Gdzieś zza drugiego boku stołów doszło ich uszu
chrapanie Hagrida. Potem ciche westchnięcie siedemnastolatki sparaliżowało
zmysły chłopaka.
Harry nawet się nie zorientował, kiedy
pozbawiła go koszuli i kilku innych części garderoby. Sama spuściła z siebie
cienką, letnią sukienkę.
-
Musisz mi wynagrodzić te jazdy z Gabrielle - szepnęła mu do ucha.
Harry nie był już w stanie mówić.
Prawdę mówiąc następnego dnia nie pamiętał nawet zbyt dokładnie jak wynagradzał
stres swojej lepszej i trzeźwiejszej połówce. Miejsce imprezy opuszczali
dopiero gdy zaczynało świtać. Ona ubrana tylko w jego koszulę i skąpe majtki,
on w spodnie i wystające bokserki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz