Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

sobota, 29 października 2016

81. Dorosłe urodziny



Rozdział 81
Dorosłe urodziny

            Harry głowił się nad znalezieniem sponsorów dla swojego nowego projektu przez kilka dobrych dni. Sumując kwotę jaką da ministerstwo, Czarodziejskie Dowcipy Weasleyów i on sam prawie miał dostatecznie dużo na rozpoczęcie działań fundacji. Tydzień przed swoimi urodzinami dostał też sowę od Kinga. Informował w niej, że najlepsi anglojęzyczni specjaliści z magicznego świata zostaną przez nich zatrudnieni na początek. Potem wraz ze zmniejszającą się liczbą klientów będą redukować etaty. Ciągle jednak brakowało galeonów na pokrycie początkowych wydatków. Minister i tak znacząco obniżył ewentualne wydatki likwidując podatek od otwierania „Niepublicznych instytucji dobra społecznego” jak nazwano inicjatywy takie jak fundacja nad otwarciem, której pracował Harry przy wydatnej pomocy Hermiony. Zupełnie przypadkowo wspomniana ulga podatkowa przyspieszyła też otwarcie Magicznego Przedszkola przez Dafne Greengras.

            O dziwo to właśnie Dafne dowiedziawszy się o przyczynach zwolnienia jej z niezbędnych dotychczas opłat zgłosiła się do Harry’ego z propozycją wsparcia jego fundacji. Czarodziej początkowo niechętnie odnosił się – w prywatnych rozmowach do tego – ale pod wpływem solidnego ochrzanu od Ginny na temat jego uprzedzeń do osób tak zwanej czystej krwi, której także bądź co bądź była przedstawicielką zmienił zdanie. Wysłał do swojej rówieśniczki ze Slytherinu sowę z wiadomością o zgodzie na jej propozycje. Zaproponował jej także przybycie na spotkanie założycielskie fundacji, które odbyć się miało 30 lipca (dzień przed jego urodzinami) w gospodzie Aba Dumbeldore’a.

            Poza nimi na spotkanie punktualnie na 18:00 stawili się George z Angeliną Johnson, Hermiona, Percy jako przedstawiciel ministerstwa wraz z głównym uzdrowicielem myśli z Św. Munga oraz Syriusz. Udali się do wynajętego przez pomysłodawcę specjalnie na tę okazję pokoju na górze. Ab wyniósł z niego łóżko. Zamiast niego znajdował się tam solidny stół oraz ustawione symetrycznie wokół niego drewniane krzesła. Harry usiadł obok Hermiony. Naprzeciw spoczęli George i Angelina. Pomiędzy nimi z jednej strony miejsca zajęli Syriusz i jedyna Ślizgonka w towarzystwie, a po drugiej uzdrowiciel i asystent ministra.

- Wszyscy wiemy po co się tu zebraliśmy – zaczął Harry – wszystko zostało wam przedstawione w odpowiednim liście. Pozostało nam wybranie zarządu fundacji oraz adekwatnej nazwy.
- No i początkowe detale jej funkcjonowania – wtrąciła z odpowiednią sobie gracją Hermiona.
- Pomysły na nazwę? – spytał Harry.
- Fundacja im Dumbeldore’a – rzekła nieśmiało Murzynka.
- Była już jego Gwardia – zaprotestowała Hermiona.
- Mojego nazwiska nie dam – zaoponował nagle Harry jak gdyby przewidywał co za chwilę się może wydarzyć.
- A co powiesz na Huncwotów?
- Jestem na nie – wtrąciła swobodnie Dafne.
- Może Fundacja Pomocy Ofiarą Śmierciożeców? – rzucił George.
- Wojny – poprawił go Percy – Ofiarom Wojny albo Wojen, jeżeli nie chcemy jej zamknąć przedwcześnie, będzie lepiej brzmiało, ponieważ nie wyklucza pomocy ofiarom ewentualnych, oby ich nie było, konfliktów.
- Racja – zgodziła się Greengras.

            George, Angelina i Hermiona rzucili jej piętnujące spojrzenia. Wiedzieli, że jako Ślizgonka nie chciała dyskryminować swoim pobratymców z szkolnego domu, ale jednak pewien niesmak pozostał.

- Fundacja Pomocy Ofiarom Wojen brzmi całkiem dobrze – powiedział uspokajająco Black – i do tego mamy skrót FPOW.
- Niech będzie – przytaknęła trójka malkontentów.
- Kto będzie tego prezesem? – spytał Percy, który notował postanowienia i do jutra miał spisać wszelkie niezbędne dokumenty do zarejestrowania instytucji. Część dokumentów przygotował już kilka dni temu.
- Ja nie! – powiedzieli równocześnie Harry, George i Dafne.
- Syriusz – powiedziała Hermiona.
- Co?
- Nie masz zajęcia, prawda?
- No.
- Czy wszyscy popierają jego kandydaturę? – spytał Harry, który podchwycił temat.

            Wszystkie ręce poza Łapą podniosły się w górę. W toku dalszych rozmów ustanowiono, że trójka sponsorów wraz z Percy’m jako przedstawicielem czewartego fundatora projektu będą członkami rady nadzorczej. Hermiona obiecała zająć się obowiązkami skarbnika i sekretarza FPOW. Uzdrowiciel z Munga miał odpowiadać za personel, a Angelina podopiecznych.

            Jutro ogłosić mieli powstanie Fundacji. Hermiona sporządziła już notkę prasową, którą obiecała przesłać do wszelkich dostępnych w magicznej Brytanii środków medialnych. Dafne zaprojektowała też plakat, który wciągu dwóch dni miał pokryć ulicę Hogsmeade i ściany na Pokątnej. Osobny wzór miał zostać wywieszony w Hogwarcie, ale ten miał zostać opracowany w przyszłym miesiącu z uwagi na to, że jeszcze 32 dni dzieliły ich od rozpoczęcia roku szkolnego.

            Harry wracał ze spotkania z optymistycznym nastrojem. Od kilku dni kwestia fundacji była jego jedynym zmartwieniem, ponieważ miał już za sobą rozmowę z rodzicami Ginny na temat związku jego i ich córki. Nie mieli zastrzeżeń co do ich relacji, aczkolwiek Molly dobitnie dała znać, gdzie nocować będzie jej najmłodsza pociecha w najbliższym roku.

- Gotowy na urodziny? – spytał go Syriusz, kiedy weszli do domu.

            Remont prawie całego budynku został zakończony wczoraj. Stworek poradził sobie zadziwiająco wspaniale. Rady Harry'ego oraz Ginewry były szczegółowe, więc wierny skrzat uporał się ze wszelkimi problemami.

- Co? - zdziwił się Harry.

            Prawdę mówiąc nie planował niczego szczególnego na ten dzień. Umówił się co prawda z Ginny, ale nie ustalili jeszcze co będą robić. Nie miał jakiejś szczególnej ochoty na imprezowanie.

- Jutro masz urodziny - przypomniał lekceważąco Black.
- Nic nie planuję.
- To dobrze - Syriusz uśmiechnął się - idziemy na małą imprezkę z tej okazji.
- Dokąd? - spytał szczerze zdziwiony Harry.

            Łapa nie odpowiedział. Nie wypowiedział też żadnego, choćby najmniejszego słowa wyjaśnienia, wybrnął też z błagań chrześniaka o udzielenie mu wskazówki. Zamiast tego zabronił kontaktować się z kimkolwiek i zamknął w pokoju, gdzie chłopak miał zakończyć wreszcie lekturę "Historii Hogwartu". 

            Rankiem ostatniego lipca Potter obudził się wcześnie rano. Po zakończeniu remontu jego pokój znajdował się na drugim piętrze. Obok urządzili domową bibliotekę z na prawdę konkretnym zbiorem książek. Ku zdziwieniu Gryfona wśród nich znalazło się też kilku mugolskich. Były to takie pozycje jak "Encyklopedia Powszechna", "Atlas Świata", "Matematyka dla szkół podstawowych" oraz "Iliada". Na półce z nimi znajdował się jeszcze "Stary Testament" co do którego istniały poważne wątpliwości czy został napisany przez osobę o mocy magicznej czy nie.

            Punktualnie o 17:00 chrzestny oznajmił Chłopcu, Który Ma Urodziny, że wybierają się na przyjęcie z tej okazji. Nie wyjawił przy tym żadnych szczegółów. Wyprowadził go na ganek, złapał za ramię i deportował ich z charakterystycznym odgłosem.

            Zmaterializowali się w znanym Harry'emu krajobrazie. Wzgórza. Samotny dom w oddali. Po upływie kilku sekund wiedział, gdzie się znajdują. Są około dwustu metrów od domu Luny Lovegood. Co oznaczało, że idąc w drugą stronę doszedłby do Nory, gdzie przebywała Ginny. Po chwili zganił się za tę myśl. Był z nią dziś umówiony, a skoro nie pojawiła się, to oznaczało, że bankowo zjawi się tutaj. Jeśli to właśnie to wzgórze były celem ich podróży. Chciał już zapytać o to Syriusza, ale ten pchnął go naprzód.

            Zrobił dwa kroki do przodu, kiedy nagle powietrze zamigotało. Przed nimi ukazał się wielki namiot - taki jak na weselu Bila i Fleur. Pod nim ustawiono kilka stołów piknikowych. Wszystkie zapełnione były ludźmi! I potrawami. Napoje też były.

- Wszystkiego najlepszego Harry! - krzyknęli wszyscy goście.

            Harry poczuł wzruszenie. Głos uwiązł mu w gardle. Nim zdołał się opamiętać wesoły tłum ryknął gromkie sto lat. Prym w śpiewie wiódł Rubeus Hagrid, gajowy Hogwartu.

            Syriusz zaprowadził chrześniaka do honorowego miejscu u głowy stołu. Po jego prawej stronie siedziała Ginny. Dalej za nią Hermiona, Ron, George z Angeliną, Bill z Fleur i jej siostra Gabrielle. Obok pięknych Francuzek spoczywał wyraźnie podekscytowany opuszczeniem wreszcie terenu szkoły Hagrid. Po lewicy Harry'ego miejsca zajęli Neville i Luna. Obok niej siedziała partnerka Syriusza i on sam. Dalej Artur i Molly. Za nią znajdowało się puste miejsce, za którym Percy bacznie przypatrywał się młodszej z sióstr Delacour.

- Wypijmy za zdrowie mojego chrześniaka! - wrzasnął szczęśliwy Black, kiedy Harry już usiadł.

            Wzniósł do ust kieliszek wypełniony przezroczystym płynem. Za jego przykładem podążyli pozostali goście. Wszyscy wypili jednym haustem, chociaż każdy zareagował innym grymasem. Syriusz, Artur i Hagrid wyglądali na niewzruszonych. Ron, Neville i Gabi kasłali potężnie. Hermionie, Ginny i reszcie niewiast zaszkliły się oczy. Sam Harry powstrzymał swój odruch wymiotny.

- Co... to? - wydukał Ronald.
- Wschodnioeuropejska wódka - wyjaśnił Syriusz - mój prezent tradycyjny dla dorosłego Pottera na osiemnaste urodziny.
- Ilu Potterom już go dałeś? - zagaił George.

            Black udał zamyślonego.

- Ten jest trzeci - rzekł wreszcie z poważną miną - i mam nadzieję, że nie ostatni!
- Syriuszu... - zganiła go pani Weasley.
- No co? - zdziwił się Łapa - Przecież nikt z nas nie chce by tak szanowny ród nagle wymarł!
- To prawda - żwawo potwierdzili Bill, George oraz Hagrid.

            Ktoś włączył radio. Z jego magicznie wzmocnionych głośników popłynął głos jednej z najbardziej znanych piosenek Fatalnych Jędz. Syriusz wzniósł jeszcze trzy toasty zanim skończyła się wódka - a przynajmniej tak myślał Harry. Zaproponował wtedy whisky lub wino. Pierwsze pary zaczęły tańczyć w głębi namiotu. Najmłodsze małżeństwo Weasleyów, rodzice rodzeństwa, zesztywniały Longbottom z Luną.

            Harry czuł jak alkohol zaczyna działać na jego umysł i organizm. Pogrążył się właśnie w rozmowie z Hermioną, kiedy Black postawił przed nim szklankę wypełnioną ciemnym trunkiem.

- 'Arry - głos z francuskim akcentem przerwał im rozmowę - zatańczysz ze mną?

            To była Gabrielle. Wyglądała olśniewająco. Wyglądała jak kopia Fleur sprzed dwóch lat. Główną różnicą były większe cycki u młodszej siostry, które teraz zgrabnie kołysały się przed oczami chłopaka. Taniec z nią nie był dla niego najrozsądniejszym rozwiązaniem. Zwłaszcza jeśli Ginny go zauważy. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiła! Rozejrzał się gwałtownie wokół. Na szczęście jego dziewczyna tańczyła właśnie z jednym z braci.

- Harry - głos Hermiony sprowadził go na ziemię.
- Idź - ponaglił go cicho Black.
- Nie umiem - powiedział patrząc na swoje stopy.

            Chwila ciszy.

- Patrz na nas - powiedział wreszcie Łapa, prowadząc pannę Yronwood na prowizoryczny parkiet.
- Ja poprowadzę - zaproponowała Gabi.
- No... - wahał się Potter. W końcu jednak wypił spory łyk whisky - No dobra.

            Podał Francuzce rękę. Poszli w głąb namiotu. Blondynka położyła mu dłoń na ramieniu, a jego dłoń umieściła na swojej talii. Była tak kobieco wcięta. Poprowadziła go do tańca. Spojrzał na chrzestnego. Obracał właśnie Helenę w błyskawicznym tempie. Zazdrościł mu.

            Chciał uciec zaraz po pierwszym tańcu, lecz nie mógł. Panna Delacour uniemożliwiła mu to silnym uściskiem ręki. Pląsali jeszcze przez dwie piosenki. Wtedy w radiu zabrzmiały reklamy, a Harry wyjąkał, że jest głodny. Wrócił na swoje miejsce.

- Wrócił niewierny Potter - zachrypiał wyraźnie wcięty Ron podnosząc oskarżycielsko palec.

            Harry spojrzał na niego. Oczy rudzielca były zaszklone. Policzki i czoło zaczerwienione. Włosy miał potargane i mokre od potu. Tak samo czoło.

- Nie przejmuj się nim - szepnęła Ginny, a Harry niemal niezauważalnie skinął głową.
- Ronaldzie! - syknęła ostro Hermiona.
- No co? -spytał Ron wypijając resztę trunku w swojej szklance.
- Nie możesz...
- Właśnie, że mogę! Ten palant ob...obmacuje inną!

            Teraz wszyscy goście spojrzeli na ich koniec stołu. Ron wstał. Chwiał się. Machnął dłonią jakby odganiał niewidzialne muchy. Hermiona dyskretnie próbowała sprowadzić go do pozycji siedzącej. Bezskutecznie.

- 'Arry nie macał mojej siostry! - zaprotestowała gwałtownie Fleur - ja widziałam!
- Tak! - potwierdzała młoda.
- Synu - zganił go Artur.
- Myślisz, że więcej ci wolno, bo jesteś sławny?! - ryknął Ron.

            Harry wstał. Ginewra gwałtownie złapała go za nadgarstek. Z drugiej strony Luna jednym zgrabnym ruchem wyjęła mu różdżkę. W tym samym czasie jego chrzestny za pomocą swojej lewitował różdżkę najmłodszego z braci Ginny gdzieś za stół. Ten nie zauważył nic.

- Usiądź - polecił mu zimno Harry.
- Zamknij mordę! - warknął Ron.

            Hermiona chciała coś powiedzieć, ale wyraźnie brakło jej słów. W innej sytuacji byłoby to zabawne. Teraz stało się tragiczne.

- Gdzie moja różdżka? - bąknął zdziwiony Ron.
- Nie zostawiłeś jej w domu? - wtrąciła ostro jego matka - chodź pójdziemy sprawdzić.

            Nie czekając na jego reakcję wstała i odeszła od stołu. Za jej przykładem podążył Artur. Podeszli do syna i przy pomocy Hermiony umożliwili mu odejście na bok. Szatynka wróciła do biesiadników tylko po to by powiedzieć:

- Och, tak mi przykro Harry. Nie wiem co mu... Milszej zabawy...

            Potter skinął głową ze zrozumieniem. Granger popędziła za swoim facetem i jego rodzicami. Po chwili zniknęli w ciemnościach. Ich odejściu towarzyszyło milczenie. Dochodziła północ.

- Ten to zawsze potrafi wszystko spieprzyć - wyznał cicho Harry - tak samo było podczas Turnieju Trójmagicznego czy kiedy... szukaliśmy... wykonywaliśmy misję - zakończył koślawo kiedy zdał sobie sprawę, że wszyscy go słuchają.
- Sądzę, że to przez szok po bitwie- powiedział Percy głosem znawcy.
- Fundacja ma już pierwszego klienta - powiedziała Angelina siląc się na optymistyczną minę.
- Tak - zgodził się Harry.

            Syriusz ratował sytuację wznoszą kolejny toast - za zdrowe zmysły Ronalda Weasleya. W radiu zabrzmiał romantyczny hit Celestyny Werbeck. Luna z Nevillem odeszli cicho od stołu, lecz nie poszli na parkiet. Zaginęli gdzieś w ciemności. Po chwili podobnie postąpili George i panna Johnson.

            Ginny szarpnęła swojego chłopaka za rękaw i już po chwili byli pierwszą parą na parkiecie. Tuż po nich znaleźli się tam Fleur i Bill. Kątem oka Harry dostrzegł jak Percy krzepiąco klepie po plecach drugą Francuzkę. Hagrid pije z Syriuszem, a Helena przysypiała z głową na stole. Wreszcie Black oderwał ją od blatu i deportował oboje z trzaskiem. Kolejne dwa wolne kawałki i Harry z Ginny wrócili do stołu.

            Było przy nim sporo miejsca. Wiele osób odeszło gdzieś i nie wróciło. W oddali majaczyły dwie sylwetki. Być może to Neville i Luna? Harry nie miał pewności. Gabrielle zajęła miejsce po lewej stronie osiemnastolatka. Jej siostra i Bill wciąż tańczyli.

- Ja nie chciała - powiedziała patrząc to na rudowłosą Brytyjkę to na jej ukochanego.
- Wiem - przyznał Harry.
- Ron to debil -zawtórowała Weasley.

            Gabi uśmiechnęła się blado. Ku własnemu zdziwieniu Potter ni wyczuł napięcia pomiędzy nią, a Ginny. Może jednak to przez alkohol albo przez gniew jaki ta ostatnia skierowała na brata? Nim doszedł do odpowiednich wniosków Bill z małżonką oznajmił, że wracają do domu. Fleur chciała zabrać siostrę, ale ta wynegocjowała sobie powrót późniejszą porą. Kiedy jedna para odeszła wrócili Neville i Luna. Zrobili to jednak tylko po to by się pożegnać. Niedługo potem to samo zrobili Angie i George. Hagrid zasnął na glebie.

- Zostaliśmy sami - zauważyła Ginny.

            Było ich bowiem czworo. Ona, Harry, jej brat i Gabrielle.

- Niezupełnie - skorygował Percy - my... idziemy na spacer - wyjaśnił łapiąc Gabi za dłoń.
- Och - zdziwiła się siostra.
- W takim razie chyba się już nie zobaczymy.
- To żegnajcie - powiedział Potter.

            W odpowiedzi Gabrielle rzuciła mu się na szyję. Jej ciężkie piersi staranowały mu klatkę piersiową. Było to o wiele za przyjemne jak na jego rozum. Po chwili, która trwała na tyle długo by patrząca na to ruda zdążyła dwa razy znacząco odchrząknąć, w końcu uwolnił się od blondynki. Odeszła z Percivalem.
 
- Jeszcze raz, a wydrapię jej oczy - oznajmiła Ginny.

            Nim zielonooki coś odparł, ukochana pocałowała go gwałtownie. Przygwoździła go do drewnianego fotela, na którym siedział. Był jej i tylko jej. Gdzieś zza drugiego boku stołów doszło ich uszu chrapanie Hagrida. Potem ciche westchnięcie siedemnastolatki sparaliżowało zmysły chłopaka.

            Harry nawet się nie zorientował, kiedy pozbawiła go koszuli i kilku innych części garderoby. Sama spuściła z siebie cienką, letnią sukienkę.

- Musisz mi wynagrodzić te jazdy z Gabrielle - szepnęła mu do ucha.

            Harry nie był już w stanie mówić. Prawdę mówiąc następnego dnia nie pamiętał nawet zbyt dokładnie jak wynagradzał stres swojej lepszej i trzeźwiejszej połówce. Miejsce imprezy opuszczali dopiero gdy zaczynało świtać. Ona ubrana tylko w jego koszulę i skąpe majtki, on w spodnie i wystające bokserki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz