Rozdział
82
Decyzja
Od czasu feralnej imprezy
urodzinowej zarówno Harry jak i Syriusz czy Ginny zerwali kontakt z jej bratem.
Hermiona odwiedzała Grimmauld Place numer 13 dwukrotnie w pierwszym tygodniu
sierpnia. Starała się ugłaskać przyjaciółkę, gdyż to głównie ona pałała żądzą
mordu własnego brata, ale nic nie wskórała. Sam Harry gotów był wybaczyć
przyjacielowi, który zawiódł go wielokrotnie - jak kilkanaście razy lub więcej
raczyła wspomnieć Ginny -ale nie uzyskał na to jej pozwolenia. Mając do wyboru
pewny związek z kobietą swojego życia i nadszarpniętą, nie zbyt pewną znajomość
z jej bratem wybrał opcję numer jeden.
Ginewra dla odmiany większość czasu
spędzała u Pottera i Blacka. Chciała uniknąć zbyt częstego przebywania z bratem
i matką... Oficjalnie Molly nie miała o nic pretensji do córki i bohatera
niedawnej wojny, lecz na pewne rzeczy nie mogła przymykać oczu. Nie chciała
zostać babcią dopóki jej najmłodsza pociecha nie skończy szkoły i nie weźmie ślubu.
Wybuchła awantura pomiędzy obiema kobietami w skutek, której młodsza prawie
wyprowadziła od rodziny. Właściwie zrobiła to. Zamieszkanie w Londynie, w domu
rodowym Blacka, nie wchodziło jeszcze w grę. Dlatego też tymczasowo sypiała,
choć nie zawsze, w Muszelce u Billa i Fleur. Gabrielle wyjechała do Francji
trzy dni po imprezie urodzinowej Harry'ego, więc pokój gościnny akurat był tam
wolny.
8 sierpnia Hermiona po raz kolejny
zdecydowała się odwiedzić najlepszych przyjaciół. Wyglądała na smutną i zdołowaną.
Ubrana była jakby szła na pogrzeb.
-
Mówiła ci już, że nie mam zamiaru... - powiedziała jej na przywitanie, jeszcze
w progu, Ginny.
- Ja
nie po to.
- A
po co?
-
Jest Harry?
-
Jasne, wejdź - zachęciła szatynkę gestem.
Potter przebywał akurat w jadalni,
gdzie konsumowali przygotowaną przez Stworka flądrę z warzywami. Chłopak
zdziwił się widząc przyjaciółkę w takim stanie, zwłaszcza gdy dowiedział się,
że przyszła w innym celu niż zwykle.
-
Chodzi o to - zaczęła kiedy profilaktycznie potwierdziła, że nie chodzi o
Ronalda - że jak pewnie pamiętasz... - Hermiona wyraźnie się wahała - moi
rodzice. Oni mnie nie pamiętają...
Jak mógł o tym zapomnieć! W całym
tym szale zbierania horkruksów, a potem bitwy i jej następstw kompletnie
zapomniał o tym co stało się z państwem Granger. Ich własna córka dla
bezpieczeństwa ich wszystkich zmodyfikowała ich pamięć tak by nie pamiętali
jej.
- Chcesz
to zmienić - bardziej stwierdził niż spytał Harry.
-
Wybierzesz się ze mną?
-
Oczywiście.
-
Też chcę pomóc! -wtrąciła się Ginny.
Hermiona spojrzała na nią
nieobecnym, obojętnym wzorkiem. Zupełnie jakby było jej wszystko jedno. Po
kilku sekundach jednak jej wargi zadrgały. Uśmiechnęła się nieśmiało.
-
Dla ciebie mam inne zadanie - powiedział niezbyt pewnie Harry.
-
Nie będę pilnować domu!
-
Nie o to chodzi.
- A
o co?
Spojrzał na Hermionę. Ta była
wyraźnie zdumiona, ale i zaciekawiona. To dobrze. Harry obawiał się, że może
zbyt gwałtownie zmienił temat i urazi ją tym. Nie chciał kolejnych konfliktów z
najbliższymi sobie ludźmi.
-
Wiesz co powiedział nam, a zwłaszcza mi, Lupin kiedy odwiedził nas ostatni raz
- powiedział do niej - pokazał nam zdjęcia swojego synka i poprosił mnie...-
mówił już do Ginny.
-
... Żebyś został jego chrzestnym.
-
Dokładnie, skąd wiesz?
-
Wszyscy wiedzą. Tonks nam powiedziała.
-
Aha. No w każdym razie chcę zobaczyć czy niczego mu nie brakuje i no wiesz,
poznać go.
- I
ja mam...
-
Odwiedzić go wcześniej w domu rodziców Tonks i umówić mnie na... - zawahał się
- powiedzmy dzień przed twoimi urodzinami?
-
Stoi.
Harry pożałował nagle, że
zbagatelizował wszystkie nabory do drużyn quidditcha. Zdawał sobie sprawę, że
jeśli wybierze się z Hermioną, a już się na to zgodził, to zdecyduje się na
karierę aurora... Sam nie wiedział czy to dobra droga.
-
Kiedy chcesz wyruszać? - spytał przyjaciółki.
-
Jak najszybciej.
-
Możesz dziś - wtrąciła Ginny patrząc na chłopaka.
-
Syriusz...
-
Będzie kilka dni z Heleną na wakacjach w Hiszpanii.
-
Wieczorem wyruszamy - oznajmił w końcu Potter.
-
Wspaniale! - ucieszyła się Granger.
Ginny już w porze popołudniowej
herbatki miała adres Andromedy Tonks i gotowa była wyruszyć do niej i małego
Teddy'ego. Uzgodnili, że zrobi to zaraz po wylocie Pottera i Granger do
Australii.
Sam chłopak nie wiedział za bardzo
czego miał się spodziewać po eskapadzie na drugi koniec świata. Prawdę
powiedziawszy nie chciał tam lecieć. Miał jednak wobec Hermiony dług, którego
na pewno nie spłaci tą jedną przysługą. Uszykował sobie jeansy i jedną sztukę
krótkich spodenek, kilka koszulek, bluzę oraz kilka par bielizny. Wszystko to
spakował do niezawodnej, należącej do przyjaciółki torebki z koralikami. Cała
reszta planowania wyprawy była na jej głowie.
-
Dlaczego nie Ron? - spytała ją Ginny kiedy Harry był poza zasięgiem jej głosu.
- Pracuje
u George'a - odpowiedziała chłodno Granger - Poza tym on uważa, że Harry
powinien zrobić coś dla naszego dobra.
-
Waszego dobra? - Ginny aż zapiszczała ze złości.
-
Naszego, w szerszym kontekście.
-
Naszego?
-
Tak.
- To
kretyn!
-
Wiem - Hermiona uspokajająco położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.
Kroki Harry'ego uniemożliwiły im
dalszą rozmowę. Ginny zrobiła naburmuszoną minę i oświadczyła, że idzie się
napić.
- Co
jej? - spytał zdziwiony Potter.
-
Nic - skłamała Hermiona - średnio jestem w stanie wymyśleć jak trafimy do
Australii.
-
Nie wiesz jak tam trafimy?!
Harry potrafił wyobrazić sobie wiele
niecodziennych rzeczy czy widoków. Umiał wizualizować sobie w umyśle widok dziecka,
któregoś z Weasleyów, które nie będzie rude. Kilka lat temu spostrzegł też
bogina udającego profesora Snape' a w kobiecym stroju. Od tego czasu przypominał
to sobie by poprawić sobie humor. Był w stanie wyobrazić sobie także miłego i
tolerancyjnego Ślizgona. Jednego nie mógł sobie wyobrazić. Mianowicie czymś
takim była Hermiona nie mająca pomysłu jak coś zrobić. Gryfonka znająca cel, a
nie wiedząca jaką drogą do niego podążać była czymś co wyraźnie nie dało się
objąć jego umysłem.
-
Mugolskie metody - głos Ginny sprowadził go na ziemie.
-
Co? - zdziwiła się Granger.
-
Lećcie tam mugolskimi metodami.
-
Ach, tak! Ależ była głupia - piszczała podekscytowana Hermiona - Samolot. To
jest to! Polecimy tam samolotem!
- Co
to ten samolot? - dopytała zaciekawiona Ginny.
-
Taka mugolska metoda podróżowania między kontynentami. Co prawda zajmie nam to
kilka godzin, no i trzeba skołować bilety, ale polecimy bezpośrednio do Sydney!
-
Super - wtrącił Harry.
-
Jeszcze się nie ciesz - tonowała Hermiona - skąd bilety?
Harry spojrzał porozumiewawczo na
ukochaną. Mrugnęła do niego z miną niewiniątka.
-
Załatwię - zadeklarował.
-
Jak? - dopytała Miona.
-
Niespodzianka - Ginny wyprzedziła odpowiedź gospodarza.
-
Dokładnie - potwierdził.
Inicjatorka wyprawy zrobiła
sceptyczną minę, ale chyba postanowiła nie wnikać, gdyż nic nie powiedziała.
Zamiast tego machnęła lekceważąco ręką i rzekła:
- No
to co? Możemy ruszać?
-
Jasne! - odpowiedziała pozostała dwójka.
Hermiona radośnie pociągnęła ich za
dłonie i wybiegli na ganek. Harry zamknął jeszcze drzwi. Pomimo ciążących na
domu uroków i zaklęć założył ostatnio też stary wypróbowany zamek zamykany za
pomocą klucza.
-
Powodzenia - powiedziała im Ginny i deportowała się jako pierwsza.
Harry patrzyła w zamyśleniu jak
kobieta jego życia znika mu sprzed oczu. Zlecił jej ważną misję i trzymał
kciuki by spełniła swoją rolę.
-
Lotnisko? - zagadnęła go Hermiona.
-
Lotnisko.
Nastolatka złapała go za ramię.
Obróciła się wokół własnej osi, ciągnąc go przy tym ze sobą. Kilka sekund
później poczuł znajome nieprzyjemne uczucie w żołądku. Coś szarpnęło go w
okolicach wątroby i zdematerializowali się z trzaskiem.
Harry padł na kolana na trawę. Obok
niego stała Hermiona. Wyglądała na zmęczoną. Była blada na twarzy.
-
Wszystko ok?
-
Tak - bąknęła w odpowiedzi - chodźmy!
Poszli krętą, leśną ścieżką w stronę
zabudowań lotniska. W oddali majaczyły hangary i pasy startowe, a na nich kolorowe
samoloty. Hermiona weszła do głównego gmachu całego kompleksu. To właśnie tam
znajdowały się kasy.
-
Zajmę się tym - oznajmił Potter wskazując głową na kasy.
-
Poczekam tu.
Był jej wdzięczny w duchu za to.
Ustawił się w jednej z kolejek. Na szczęście nie była zbyt długa. Po chwili
stwierdził, że nie może tak w niej stać, ponieważ ktoś dojrzy jak czaruje
kasjerkę. Podbiegł szybko do ławki, na której siedziała Hermiona i wyjął z jej
torebki bluzę.
-
Harry! - zganiła go przyjaciółka rozglądając się czy żaden mugol nie jest
zaciekawiony jakim cudem jego bluza zmieściła się w małej torebce.
-
Wybacz.
Ubrał bluzę i wepchnął różdżkę w
rękaw. Wrócił do kolejki. Po upływie kilku minut dotarł do odpowiedniego
okienka. Siedziała za nim znacznie od niego starsza kobieta.
- Do
Sydney dla dwóch osób - powiedział pewnym głosem.
-
Ostatni bezpośredni był przed godziną - odpowiedziała kobieta z niemieckim
akcentem - za dwie godziny jest do Kairu. Tam możecie złapać przesiadkę do
Hongkongu.
- I
co dalej?
-
Skąd mam wiedzieć do licha ciężkiego? - warknęła kobieta - sam sobie
sprawdzisz.
- No
nie wiem...
-
Namyślaj się szybciej, ludzie czekają!
- A
nie ma nic innego?
-
Nie - powiedziała pozbawiając go złudzeń.
- Niech
będą - zgodził się niechętnie - Confundo -
syknął wysuwając nieznacznie czubek różdżki z rękawa.
Kasjerka wydrukowała bez słowa dwa
bilety i podała je czarodziejowi. Ten odszedł szybko. Spojrzał jeszcze na
rozpiskę mówiącą, z którego terminala trafią na odpowiedni pokład.
- Terminal
numer 3 - powiedział do przyjaciółki.
-
Och, Harry...
-
Nie ciesz się - przerwał jej - mamy lot do Kairu, a stamtąd łapiemy samolot do
Hongkongu.
-
Czyli lecimy do Egiptu i dalej na wyspę koło Chin?
-
Eee... chyba - Harry podrapał sie bezradnie po głowie.
Hermiona zrobiła zamyśloną minę.
Wyraźnie debatowała sama ze sobą nad ich aktualnym położeniem.
- Za
ile mamy samolot?
-
Trochę ponad godzinę.
-
Ok, raczej nie uda nam się teleportować z Hongkongu do Australii, ale może
dopłyniemy na jakąś wyspę bardziej na południe i stamtąd już teleportacja
ułatwi nam transport.
Udali się załatwić wszelkie formalne
wymagania, czyli odprawa, znalezienie terminalu itp. Oczywiście zrobili to w
wymaganym czasie tylko dzięki znajmości mugolskiego świata przez Hermionę i
dwóch Confudusach rzuconych przez Pottera.
Wreszcie weszli na pokład samolotu.
Znaleźli swoje miejsca w drugiej klasie. Harry czuł lekkie zdenerwowanie i
niepokój. Pierwszy raz miał podróżować tak daleko. W dodatku miał to zrobić w
sposób nie magiczny. Hermiona mówiła mu uspokajające frazesy, a on sam
dziękował w duchu swojej roztropności, że odprawił Ginny gdzie indziej i nie
leciała z nimi.
Miła blondynka licząca sobie nie
więcej niż dwadzieścia pięć lat poinstruowała pasażerów co mają robić w jakich
sytuacjach, a następnie zebrała zamówienia na napoje i tym podobne rzeczy. Hermiona
zamówiła im po lampce wina na uspokojenie. Tym razem zapłaciła - nieświadomie -
po raz pierwszy w tej podróży za cokolwiek.
Po upływie kilku godzin lądowali po
lekkich turbulencjach w stolicy Egiptu. Harry z wdzięcznością wyszedł na stały
ląd. Czuł się kiepsko, chociaż wynikało to głównie z tego, że lot trwał dłużej
niż teleportacja czy przemieszczanie się siecią fiu lub świstoklikiem.
Mieli dwie godziny dla siebie.
Wykorzystali je na zakup biletów na dalszą podróż i znalezieniem taniej knajpy,
gdzie można coś zjeść. Wreszcie Harry zadecydował, że pora pierwszy raz w życiu
odwiedzić znaną mugolską i amerykańską sieciówkę ze śmieciowym jedzeniem.
Pożałował tego gdy tylko ujrzał wielkość swojego zestawu złożonego z
hamburgera, frytek i małej Coli.
Lot do Hongkongu zajął im o wiele
więcej czasu, ale z racji nocnej pory upłynął im głównie na śnie. Harry ocknął
się szybciej niż Hermiona. Anglojęzyczna, czarnoskóra stewardesa poinformowała
go, że za pół godziny będą podchodzić do lądowania. Dopiero wtedy zdał sobie
sprawę, że jego towarzyszka podróży spała z głową na jego ramieniu i dłonią
powyżej kolana. Ostrożnie zdjął jej rękę ze swojego uda i położył na jej
własnym. Następnie ułożył jej głowę na oparciu fotela.
-
Zrobiła swoje i może odejść - kpił przyglądający im się od dłuższego czasu
młody Hindus.
Harry zignorował jego zaczepkę.
Udał, że kładzie się na drugi bok i zasypia. Lądować udało im się dopiero za
drugim podejściem. Trącił wtedy pannę Granger w bok co gwałtownie wyrwało ją ze
snu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz