Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

niedziela, 17 lutego 2013

22. Prawie jak Zakazny Las

Rozdział 22
Prawie jak Zakazany Las

Las w wyglądającej na dziką włoskiej puszczy był gęsto porośnięty - przynajmniej w miejscu gdzie obecnie znajdowali się Black i Lupin - drzewa rosły blisko siebie, a właściwie to już nie rosły - były tak wysokie i rozłożyste, że zdawały się osiągać już maksymalną wysokość. Podłoże porośnięte było krzakami jagód, poziomek i jakichś dziwnych podłóżnych krzewów o małych żółtych owocach, w kształcie łez.Ponad nimi nie szło zobaczyć już niczego innego jak tylko drzewa i drzewa ewentualnie drzewa...

Syriusz i Remus szli wąską, krętą ścieżką w nieznanym sobie kierunku. Rozmawiali o tym co wydarzyło się w świecie czarodziejów podczas pobytu Blacka w Azkabanie. Temat zdawał się być dość nudny, ale nie dla Syriusz, który przez kilkanaście lat był pozbawiony wiadomości ze świata. Konwersowali tak przez kilkadziesiąt minut, po których doszli do polany. 
  
Nie była zbyt duża. Stanowiła raczej malutki fragment lasu, w którym jakieś zwierzę wyrwało kilka drzew - wskazywały na to pnie i części konarów porozrzucane po runie leśnym. Pień znajdujący się po środku polany był najwiekszym w całej okolicy. Zdawało się idelanie nadawać na stół. Mężczyźni podeszli do niego i zgrabnymi ruchami, trzymanymi w dłoniach różdżkami wyczarowali przy nim dwie pufy. Idealnie nadające się do siedzenie przy kolacji. Były niewysokie, o brązowym kolorze, a co najważniejsze bardzo miękkie. Kolejne ruchy magicznymi patykami i na stole prowizorycznym stole pojawiła się cerata i zastawa. Remus wyjął z pod pakunek, z którego dobywał się smakowity zapach. Syriusz poczuł jak ślina gromadzi się w jego ustach i sam wyjął z płaszcza butelkę włoskiego wina - lokalny specjał.

Po kilku sekundach na stole-pniu znajdował się chleb, wino, wielki kawał żółtego sera i mięso zapiekane w warzywach - to ono było źródłem zapachu, który tak kusił Syriusza. Mężczyźni jedli kontynuując poprzednią rozmowę o minionych wydarzeniach i tych ominiętych przez Syriusza.

Po opróżnieniu szklanych naczyń - wcześniej wypełnionych jedzeniem - 2 butelek wina - po wypiciu pierwszej Łapa uznał, że jest to za mało - Syriusz postanowił zmienić nieco temat na bardziej ciekawy:
- To jak Lu- lu- luniaczku znalazłeś sobie jakąś słodką wilczycę?
- Bardzo śmieszne Łapciu - odgryzł się Remus.
- Nie denerwuj się tak, no już, już - lekko pijany Black próbował udobruchać przyjaciela.
- Nie denerwuje się. Po prostu wiesz jak jest.
- Wiem... ale chyba spotkałeś jakąś po... sam wiesz po czym.
- Owszem spotkałem kilkanaście nawet.
- O... Lunatyku, aż taki podrywacz się z ciebie zrobił?
- Nie w ten sposób! - warknął Remus.
- A w jaki?
- No wiesz... Spotkałem gdzieś kobietę. Przedstawiliśmy się sobie i zapamiętał jej imię. Czasem jeszcze gdzieś się przywitaliśmy przelotem i tyle...
- ... czekaj, czekaj... - przerwał mu Black - chcesz mi powiedzieć, że cały czas byłeś sam?
- Jeśli aż tak bardzo chcesz wiedzieć to ci powiem - zadeklarował Lupin, na co Syriusz skinął głową - tak więc najpierw byłem załamany, bo zginęli James i Lily. Potem okazało się, że przyjaciel, który przestawał mi ufać, bo podejrzewał o zdradę, sam zdradził w tak okropny sposób resztę z nas... - tu zrobił sobie przerwę na złapanie tchu - później trochę trwało nim się pozbierałem - oświadczył.
- I chcesz powiedzieć, że nie otrząsnełeś się z tego?
- Tak jakby i do tego dochodzi mój...
- ... mały futerkowy problem - dokończył za niego Syriusz.
- Dokładnie tak - Remus skwapliwie się zgodził.
- Ehhh. To ja się katuję przez 10 lat w twierdzy z dementorami, a ty co?- spytał Łapa.
- Nie sądzisz, że to pytanie było odrobinę nie na miejscu? - odpowiedział pytaniem na pytanie Lunatyk.
- Nie.
- Cały ty - odparł Remus po czym zaśmiał się serdecznie.
- Jeśli znam się na kobietach, choć trochę to jeszcze znajdziesz sobie jakąś hm... fascynującą pannę na wydaniu. Może będzie nawet trochę młodsza od Ciebie - rzekł Syriusz i uśmiechnął się zawadiacko.
- A jak tam u ciebie panie podrywaczu?
- Nie rozumiem - udał Black.
- Dobrze wiesz. Już dość dawno opuściłem więzienie, a nadal nie słyszałem o twoich podbojach - powiedział Remus i zaśmiał się, ale gwałtownie przerwał widząc minę przyjaciela - co się stało Łapo?
- Nie nic...
- ... przecież widzę! - oświadczył dobitnie Lupin.
- Co słyszałeś o... - tu się zawahał - nie ważne. W każdym razie dorwali ją.
- Kto?
- Aurorzy, dementorzy i chuj wie kto jeszcze... - powiedział Syriusz łamiącym się głosem.
-  Przykro mi.
- Byłem z nią nawet na Grimmauld Place - wyznał.
- Nie musimy o tym rozmawiać jeśli nie chcesz - zaproponował Remus.
- Ok - zgodził się Łapa - Niedługo pełnia.
- Tak - zgodził się nie chętnie Lupin.

Żaden z nich nie odezwał się już ani słowem. Siedzieli chwilę w milczeniu, po czym za pomocą magii posprzątali po sobie i wyruszyli dalej. Przemieszczali się pomiędzy rozmaitymi roślinami - często wyglądającymi na tropikalne - co jakiś czas mijały ich zwierzęta. Widocznie nie były zbytnio zapoznane z zagrożeniami jakie niesie ze sobą obecność ludzi, ponieważ mimo nieufności jakie okazywały wobec czarodziei nie wykazywały zbyt wielkiego strachu.




Po kilkudziesięciu minutach wędrówki nie dziwiły ich już jelenie,sarny, łosie, lisy, wiewiórki, borsuki i różne rodzaje ptaków. Szli, szli i szli. Celu ich podróży nie było widać końca. Wraz z drogą coraz bardziej budzili się z otępienia jakie wywołało u nich wyznanie Syriusza. Nabierali ponownej ochoty na rozmowę. Gawędzili o błachych rzeczach - quidditch, dawne czasy, wspólne przygody w bardzo podobnym lesie i jego okolicach itp.



Coś zaszeleściło w gąszczu. Las nie pozwalał światłu odbijanemu przez księżyc oświetlić drogi. Jedynym źródłem światła były ich uniesione różdżki. Szelest był coraz bliżej. Syriusz i Lupin skierowali różdżki w stronę, z której dochodził hałas. "Nox" - szepnął Łapa. Teraz tylko światło z magicznego przedmiotu Remusa dawało nikłe światło... Syriusz był gotowy do rzucenia klątwy w to coś - co się do nich zbliżało. Po kolejnych sekundach - które zdawały się ciągnąć godzinami - usłyszeli jakby tętent kopyt - bardzo cichy, ale jednak. Napięcie w mężczyznach rosło z każdą sekundą. Czekali już tylko na atak od nieznanego przeciwnika. Szelest stał się teraz wyraźny. To coś było już kilka metrów od nich. Teraz jakby biegło.


Coś białego i rogatego wyskoczyło na ścieżkę. Syriusz uniósł wzrok i opuścił różdżkę. Już rozpoznał co to. Z daleka przypominało konia, ale nim nie było. Biała sierść przypominała swoim kolorem świeży - jeszcze czysty - śnieg. Bystre, czarne oczy miały w sobie coś magicznego. Z czoło starczał kilkunasto centymetrowy róg.
- To jednorożec.
- Wiem - odparł Syriusz.

Jednorożec mrugnął oczami i pogalopował dalej. Syriusz i Lupin wymienili się uwagami na jego temat. Rozprawiali przez chwilę jak to możliwe, że mugole nie zauważyli jeszcze tego magicznego stworzenia. W końcu doszli do wniosku, iż koniowaty na pewno ma jakieś specjalne środki, które pomagają mu żyć tu, pozostawiając mugoli nieświadomymi.

Droga dłużyła się coraz bardziej, mimo tego ani Syriusz ani Lupin nie narzekali. Puszcza powoli przerzedzała się. Równocześnie zaczynało świtać. Syriusz świadom zadania jakie musi wykonać nie narzekał.
- Remusie jak chcesz się teleportować, skoro prawie całą moc zużyłaś na dotarcie tutaj? - spytał.
- Nie teleportowałem się - odpowiedział Lupin uśmiechając się odrobinę.
- To jak tu dotarłeś?
- Stworzyłem sobie świstoklik.
- Wybacz, że nie pomyślałem o tym kiedy cię wzywałem - rzekł Syriusz, któremu nagle zrobiło się głupio z powodu przeoczenia jakie dopiero teraz dostrzegł.
- Nie mam czego wybaczać. Kiedy aportujemy się gdzieś bardziej na kontynencie stworzę sobie drugi i udam się do Anglii. Jeśli chcesz może wyruszyć ze mną - zaproponował Lupin.
- Świetny pomysł - zgodził się Black.

Teleportowali się - na oko Syriusza - kilometr drogi później. Znajdowali się teraz na wybrzeżu, a dokładnej na jakiejś dzikiej plaży nad morzem Środziemnym - tym razem po drugiej stronie.
- Gdzie jesteśmy? - spytał Syriusz, który w deportacji łącznej zdał się na przyjaciela.
- Dzika plaża we Francji.
- Pora przyrządzić świstoklik.
- Już się za to biorę - oznajmił Lupin i wyjął z kieszeni stary, troche połamany grzebień. Wymamrotał coś pod nosem i rzekł - za minute rusza. Złap go Łapo swoją łapą - czym wywołał śmiech u Syriusza.

Kilkadziesiąt sekund po tym oboje poczuli niemiłe szarpnięcie w okolicach żołądka i zapadli się w nicość.  Syriusz zaczął się dusić, mimo swoich wysiłków nie potrafił złapać tchu, kiedy myślał, że to już koniec i się udusił złapał haust świeżego powietrza. A to oznaczało, że są już w Brytanii...





    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz