Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 12 lutego 2013

21. Spotkanie



Rozdział 21
Spotkanie

            Jesień w Cagliari był w tym roku wyjątkowo ciepły. Czerwieniące się powoli Słońce zbliżało się ku zachodowi, delikatnie głaszcząc ciepłym promykiem ludzi w policzki. Jednym z ludzi, którzy właśnie poddawali się tej pieszczocie był Syriusz Black. Mężczyzna przybył do miasta zaledwie kilka dni temu z Afryki. Podróżował na wygodnym statku, powinien być wypoczętym, ale nie był. Od wielu dni odczuwał zmęczenie – psychiczne. Żył w ciągłym strachu, że lada moment nakryją go aurorzy lub dementorzy i będzie musiał powrócić do ponurej i przyprawiającej prawie wszystkich więźniów do obłędu – on był jedynym znanym wyjątkiem. Nie mógł tak żyć. Każda bliska mu osoba po jakimś czasie odchodziła – zwykle na zawsze. Potrzebował porozmawiać z kimś naprawdę mu bliskim. I właśnie wpadł na pomysł jak to zrobić.

            Przez te ostatnie chwile na statku – podczas pobytu w kajucie Andrei – zupełnie zapomniał o dwukierunkowym lusterku, przysłanym mu przez Lupina. Teraz potrzebował tylko trafić do jakiegoś nie odwiedzanego przez zwykłych ludzi miejsca i skontaktować się z przyjacielem, ale do tego czasu może zadowolić się pieszczotami promieni zachodzącego Słońca – co były całkiem przyjemne.
            Tuż po zachodzie Łapa postanowił znaleźć jakieś miejsce na nawiązanie kontaktu z Lupinem. Nie znając włoskiego trudno było się dogadać z miejscowymi. Zdecydował to zmienić. Błyskawicznie odnalazł wzrokiem pusty zaułek. Szybkim krokiem ruszył w jego stronę. Wewnątrz niego stało kilka sporych pojemników na śmieci, a pomiędzy nimi biegały szczury. Syriusz niewiele myśląc wyjął różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie dzięki, któremu będzie rozumiał co do niego mówią i może nawet uda mu się coś wypocić po włosku.

            Nonszalanckim krokiem ruszył w stronę niewielkiej grupki  wyglądającej na tutejszych mieszkańców. Nie musiał nawet z nimi rozmawiać – z resztą ten nie zwykle trudny czar jakim jest zaklęcie chwilowej znajomości języków, udało mu się rzucić tylko częściowo poprawnie. Nie umiał mówić po włosku, ale rozumiał większość rozmów. I właśnie z rozmowy grupki tutejszych usłyszał informacje o Parku Narodowym Monta Arcosu. Park według tego co zrozumiał Black porośnięty był zewsząd lasami i zamieszkiwały go dzikie zwierzęta. W puszczy powinno być sporo możliwości na rozmowy z Lupinem. Odszedł do zabrudzonej bocznej uliczki i teleportował się z głośnym trzaskiem – co spowodowało przybicie kilku zaciekawionych mugoli, ale już go nie było…

            Syriusz znalazł się w lesie, bardzo gęsto porośniętym drzewami. Przypominało to trochę busz jaki zazwyczaj znajdował się na równiku. „To jest to” – pomyślał. To miejsce idealnie nadawało się do spotkania sam na sam z Remusem. Szybkimi ruchami wyjął z kieszeni różdżkę i lusterko. Rzucił kilka prostych zaklęć obronnych. Gdy skończył uniósł lusterko na wysokość klatki piersiowej i szepnął w jego stronę „Remus”.
- Co mogę dla ciebie zrobić Łapo? – spytało odbicie Lupina, które nie wiadomo skąd pojawiło się w szklanej powierzchni.
- Możesz pojawić się zaraz obok mnie.
- Gdzie jesteś?
- Park Narodowym Monta Arcosu, w pobliżu Cagliari – wyrecytował Syriusz, a widząc zdziwienie na twarzy Lupina dodał – to na wyspie w pobliżu Włoch.
- Nie wiem czy dobrze mi to wyjdzie – odparł zawstydzony Remus.
- Dasz radę! Spójrz – powiedział Syriusz i  zaczął powoli wymachiwać ręką, w której trzymał lusterko w różne strony, tak żeby Lunatyk mógł zobaczyć jak najwięcej szczegółów.
- No dobra – rzekł po chwili Lupin – zaraz tam będę.

            I rzeczywiście kilka sekund później Syriusz usłyszał jakiś odległy trzask, po których nastąpiły kolejne – choć już bardziej ciche – trzaski, za pewne oznaczające kroki jakiegoś człowieka. Syriusz pewnym chodem szedł w stronę zbliżającego się przyjaciela. Mijał po drodze rozmaite drzewa – ogromne dęby, smukłe i wysokie sosny oraz kilka drzew, których nie potrafił zidentyfikować, ale wyglądały na tropikalne.
- Syriuszu! 

            Black obrócił się w stronę, z której dochodziło wołanie i ujrzał zmierzającego w jego stronę Remusa Lupina. Jego stary przyjaciel nic się nie zmienił od ich ostatniego spotkania we Wrzeszczącej Chacie. Włosy miał przyprószone siwizną, a twarz wychudłą i zmęczoną. Ubrany był w brązowy płaszcz podróżnym a w ręku trzymał różdżkę.
- Witaj Remusie.
- Miło mi cię w końcu spotkać w nieco bardziej sprzyjających okolicznościach.
- Mam do ciebie kilka pytań – Syriusz zaczął sprowadzać rozmowę na właściwe tory.
- Więc pytaj Łapo…
- … po pierwsze gdzie jest Glizdogon?
- Sądzimy, że jest gdzieś w Albanii. Prawdopodobnie przebywa tam ze swoim panem, a raczej tym co z niego zostało – wyjaśnił Lupin.
- W takim razie o co chodzi z blizną Harry’ego?
- No cóż o tym mi nic nie wiadomo…
-Dostałem od niego list, w którym o tym pisał…
- O tym czyli o czym? – przerwał mu Lunatyk.
- O bólach jego blizny, która zazwyczaj daje osobie znać kiedy Voldemort jest blisko Pottera.
- Hm… Nie wiem nic o bliznach, które tak działają. Możliwe, że jest to jedyna taka blizna na całym świecie – powiedział Remus z zaciekawieniem, marząc przy tym czoło, zastanawiając się na blizną – Słyszałeś o mistrzostwach świata w quidditch’u? – zmienił temat.
- No wiem, że Harry był tam razem z przyjaciółmi i że grali w Anglii – odpowiedział Black.
- Nie o to chodzi…
- … a o co?
- Po meczu odbyła się „mała” – to słowo powiedział z naciskiem – demonstracja sił śmierciożerców, którzy nadal są na wolności. Jak za dawnych czasów. Kolumna czarnoksiężników albo raczej sług najpotężniejszego czarnoksiężnika wędrowała po obozie lewitując rodzinę mugoli i tocząc drobną walkę z ludźmi z ministerstwa – wyrecytował Remus.
- Ilu złapano?
- Żadnego. Uciekli na widok symbolu ich szefa na niebie – odpowiedział Remus – Nie nikogo nie zabili, a Harry mimo drobnej przygody z zaginięciem różdżki nie miał żadnych większych przygód z śmierciożercami…
- … więc miał je z… z kim? – przerwał mu Łapa.
- Z ludźmi z ministerstwa, ale nie znam szczegółów, więc nie pytaj o nie – wyjaśnił Lupin.
- Nadal nie znaleziono też Berty Jorkins?
- Tak – odpowiedział wilkołak - To akurat mnie nie dziwi skoro jej szefem jest Ludo  Bagman, który zna się tylko na odbijaniu tłuczka w przeciwnika….
- To on też pracuje w ministerstwie? – spytał Syriusz z niedowierzaniem.
- Jasne. Szef departamentu Gier i sportów – odrzekł były nauczyciel obrony przed czarną magią.
- To mi się coraz bardziej nie podoba – warknął Syriusz.
- Racja, dziwnie to wszystko wygląda – rzekł Remus przyznając rację Syriuszowi.
- A wydaje mi się, że to wszystko przez jednego szczurka – zbiega…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz