Rozdział 19
Listy
Syriusz przeczytał dokładnie 2 razy
list od Harry’ego Pottera. Za każdym razem dokładnie interpretował każdą
sylabę, co wywołało salwę śmiechu u przyglądającemu się tej sytuacji – Ahmeda.
W końcu Syriusz zdecydował, że wie co odpowiedzieć chrześniakowi. Nie słyszał
nigdy o bliznach – stworzonych przez czarnoksięskie zaklęcia – bolących po jakimś
czasie, dlatego uznał że najlepiej będzie jak chłopak powie o wszystkim
Dumbeldorowi, sam zresztą też chciał napisać do dyrektora w sprawie rzekomych
horkruksów Voldemorta.
Chwilę po wysłaniu odpowiedzi do
Harry’ego do Syriusza doleciała kolejna sowa. Tym razem była to maleńka sówka o
dużych, czarnych, kontrastujących z jej posturą oczach. W dziobie trzymała
kopertę. Łapa pogłaskał ją po upierzeniu i odebrał kopertę. Otworzył list i
zaczął czytać:
Drogi Łapo
Z pewnością
zszokował Cię mój list. Domyślam się, że już wiesz kim jestem. Nie miałem
okazji z Tobą pomówić o wydarzeniach z czerwca.
W kopercie
znajdują się dwukierunkowe lusterka – te z których korzystaliście z Jamesem w
szkole. Dzięki nim będziemy mogli rozmawiać bez obaw, że przechwycą nasze listy.
Mam nadzieję, że pamiętasz jak działają.
Do usłyszenia Lunatyk
Syriusz
poczuł dziwne ukłucie w okolicach żołądka na myśl o lusterku. Tyle lat służyło
mu i Jamesowi do kontaktowania się podczas oddzielnych szlabanów, a po szkole
do kontaktowania się kiedy zamieszkali osobno lub wykonywali misję dla Zakonu i
musieli się ze sobą porozumiewać wywołując jak najmniej hałasu.
Teraz trzymał to magiczne lusterko w
dłoni i wiedział, że kiedy szepnie do niego imię Pottera ten się nie odezwie.
Przez chwilę patrzył w swoje odbicie, gdy nagle jego umysł natrafił na
fantastyczny pomysł. Przecież może kontaktować się z Potterem za jego pomocą!
Nie, nie z Jamesem, gdyż ten od wielu lat nie żyje, ale jego syn Harry nadal ma
się dobrze i mieszka obecnie w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Teraz jeszcze nie nadszedł czas na podarowanie
tego wspaniałego prezentu chrześniakowi, ale może za rok. Czemu by nie
spróbować? To może się udać – tylko najpierw musza się gdzieś spotkać. Jak na
razie nadrobi za jego pomocą braki w kontaktach z Lupinem. Tylko najpierw musi
znaleźć się sam.
- Nie
chcesz odpisać? – rozmyślenia Blacka zostały przerwane przez Ahmeda.
- Odpowiem
inaczej – odpowiedział Syriusz i uśmiechnął się tajemniczo.
Po raz pierwszy od dawna przypominał
samego siebie z przed pobytu w Azkabanie. Włosy sięgały mu prawie do ramion i
odzyskiwały powoli swój naturalny czarny kolor. Twarz jakby się wygładziła i
stała pełniejsza, a włosy ponownie odzyskiwały biel. Szare oczy patrzyły bardzo
żywo na przyjaciela i nie zdradzały nawet śladów po niedawnej odsiadce w
Azkabanie. Z pewnością bardziej przypominał teraz siebie z młodości niż
mężczyznę, który niedawno zwiał z pilnie strzeżonego więzienia na malutkiej
wysepce, z dala od lądu.
- To co
teraz zrobimy Syriuszu?
- Hmmm… -
zamyślił się – rozbijemy się tu i poczekamy na wiadomość od Dumbeldore.
- No dobra,
ale to może potrwać – rzekł Arab.
- Wiem,
jednak jako zbieg nie mogę pokazać się w Anglii – wyjaśnił Łapa.
Obaj mężczyźni dobyli swoje różdżki
i rzucając kilka zaklęć obronnych jak i tych przydatnych na biwaku, stworzyli
mały obóz, w którym mieli poczekać przez jakiś czas na wiadomość od dyrektora
Hogwartu.
Noc minęła im bardzo szybko, z
pewnością wpływ na to miało zmęczenie niedawną walką z aurorami jak i dość
długa teleportacja. Z pewnością namioty, w których spali dorzuciły swoje trzy
grosze do długości snu mężczyzn. Były to wysokie namioty, kiedy weszło się do
środka można było zauważyć coś w rodzaju przedpokoju, w którym znajdowały się
wieszaki oraz stojak na parasole. Dalej były 3 pomieszczenia. Najmniejsze
stanowiła łazienka, której większą część zajmowała wanna. Kolejnym
pomieszczeniem była kuchnia, z niedużym stołem pod ścianą, dzięki czemu służyła
też za jadalnie. Wyposarzenie kuchni czarodzieja nie różniło się zbyt dużo od
mugolskiej kuchni. Jedynym wyjątkiem był fakt, że nie można tu było znaleźć
kuchenki elektrycznej i innych mugolskich sprzętów na prąd, a zamiast nich był
piec kaflowy, czy mały kominek. Ostatnim pomieszczeniem był pokój. Znajdowały
się w nim jednoosobowe drewniane łóżko - niedbale pościelone – dwuosobowa,
beżowa kanapa, z resztą cała reszta namiotu udekorowana była w tym kolorze. Nad
jej oparciem było jedno z dwóch okien w namiocie – drugie znajdowało się w kuchni.
Syriusz siedział właśnie w kuchni
swojego namiotu i jadł jajecznicę – nie wiadomo skąd wziął jajka na Saharze… Konsumpcje
przerwało mu ciche, choć coraz głośniejsze i bardziej agresywne stukanie w
okno. Oderwał się powoli od posiłku i spojrzał w tamtą stronę. Do okna stukał
dziobem średniej wielkości puchacz. Syriusz widząc go gwałtownie poderwał się z
krzesła, na którym siedział i ruszył otworzyć okno.
Kiedy otworzył okno puchacz wleciał
do pomieszczenia i zaczął zawzięcie dziobać śniadanie Łapy. Ten niewzruszony
podszedł, usiadł na krześle i oderwał list o nogi ptaka.
List był
krótki, a jego treść pogorszyła humor animaga:
Łapo
Nie możesz
udać się do miejsca o którym wspomniałem. Wynikły tam pewne nieprzewidziane
okoliczności. Ogólnie dzieje się wiele dziwnego w naszym świecie.
Musisz sam
znaleźć sobie jakieś miejsca na przechowanie swojego futra, najlepiej bądź
blisko Europy. Na pewno coś wymyślisz. Zmieniaj często gospodarza.
Pozdrawiam A.P.W.B.D
Wieści z listu były fatalne. Na
dodatek nic nie tłumaczyły. Mimo tego Syriusz odczuł pewnego rodzaju ulgę,
teraz nie będzie musiał zaszywać się w afrykańskim buszu i może bez większych
przeszkód ze strony dyrektora powrócić do Europy, a później jak miał nadzieje
wróci do Anglii albo nawet i pojmie zdrajcę – Glizdogona.
- Czarny
magu! – ryknął Black wybiegając z własnego namiotu i wskakując do drugiego –
opuszczamy to miejsce!
- Dokąd
teraz? – spytał Arab.
- Ja do
Europy, a ty gdzie tylko zechcesz… chociaż możesz też iść dalej ze mną.
Oczywiście jeśli chcesz – odpowiedział Black.
- Wolę
pozostać w Maroku – odrzekł niezbyt przyjaźnie Ahmed.
- Jak
chcesz, ja muszę natychmiast ruszać na północ – wyznał szczęśliwy Syriusz.
- Więc musimy
się pożegnać przyjacielu – powiedział już bardziej przyjaźnie Arab.
I znów wyjęli różdżki, zęby za ich
pomocą pozdejmować czary ochronne, posprzątać obóz i ruszyć w dalszą drogę.
Cały proces zajął im około 2 -3 minut. Po czym teleportowali się do Rabatu,
gdzie mieli się rozstać. Czarny Mag udał się do swojego biura, na osiedlu
identycznych budynków, a Syriusz w kierunku portu – skąd miał popłynąć do
Włoch.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz