Rozdział 100
Święta
Grudzień
upływał Syriuszowi pomiędzy lekcjami, ich przygotowywaniem, libacjami z Jose
Enrique de la Pena oraz kontynuowaniem romansu z Fay Dunbar. Z każdym kolejnym
upływającym dniem coraz trudniej było mu utrzymywać w tajemnicy swoje relacje z
uczennicą. Nadszedł wreszcie dzień, kiedy postanowił definitywnie ukrócić ich
związek.
Zaprosił Fay
na 18 do swojego gabinetu pod pretekstem ostatecznego uleczenia jej z wojennej
traumy. Istotnie uważał, że rozstanie z nim będzie dla Gryfonki początkiem
nowego rozdziału, wolnego od okrucieństw jakie dokonali śmierciożercy. W
teraźniejszości oraz przyszłości siły ciemności miały już nigdy nie dojść do władzy.
Szczupła,
ciemnowłosa nastolatka zapukała do wrót gabinetu profesora Blacka punktualnie o
18. Zawsze cenił w niej tę dokładność i staranność z jaką wykonywała wszystko.
Otworzył jej drzwi zaklęciem i gestem zachęcił do wejścia.
Sam siedział
ubrany w czarną szatę za biurkiem swojego gabinetu. W dłoni trzymał różdżkę,
którą obracał pomiędzy palcami myśląc nad czymś nerwowo. Dziewczyna usiadła na
krześle naprzeciwko niego. Ubrana była w białą, jedwabną koszulę zapinaną na
szereg maleńkich, przypominających rubiny guzików. Syriusz przez chwilę
zastanawiał się czy rzeczywiście nie są to rubiny, lecz szybko oddalił od
siebie tę myśl. Z niepokojem odnotował, że ostatnie dwa guziki pozostawiła
odpięte.
- Szłaś tak przez całą drogę? – spytał wskazując na nie
różdżką.
Nim zdołała
odpowiedzieć guziki same się zapięły. Dziewczyna pisnęła zaskoczona.
- Wybacz – rzekł machinalnie Black.
- Nic się nie stało – wydukała zawstydzona Fay – nim przejdziemy
do tego po co mnie wezwałeś… mam coś dla ciebie.
Black
ściągnął brwi ku sobie. Nie wiedział co takiego może mieć dla niego studentka
ostatniego roku, ale czuł się dziwnie i nieswojo.
- Możesz pokazać – powiedział kiedy przez dłuższa chwilę
nic się nie działo.
- Raczej powiedzieć – odrzekła poprawiając fryzurę – chodzi
o Hemrionę Granger.
- Co z nią? – Łapa był coraz bardziej skonsternowany.
- Oboje wiemy, że przez jakiś czas zachowywała się bardzo…
tak jakby należało ją wysłać do twojego ośrodka z powodów tych samych co
Lovegood.
- Łapię.
- Ich przypadek był podobny, chociaż zupełnie inny.
- To znaczy?
- Lovegood robiła to z powodów wojny, Granger bo chciała.
- Nie rozumiem.
Dziewczyna
spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Wiesz, że ona spotykała się z Ronem…
- … no tak, ale co to ma do rzeczy? – przerwał jej Syriusz,
ale nakazała mu milczeć gestem ręki.
- Zrozum wizja bycia posuwaną całe życie przez jednego
faceta nie jest wcale taka pociągająca dla wielu kobiet – wyznała Fay.
Wtedy
Syriusz zrozumiał co kierowała Hemrioną. Widocznie w ostatnim czasie uznała, że
już się wyszalała i może wrócić do bycia sobą zamiast zupełnie obca osobą w
ciele panny Granger. Dodając do tego obłęd w jaki wpadł Ronald po wojnie nie
trudno się jej dziwić, że szukała ukojenia w… ten sam sposób co Luna. Jeżeli
jednak Hermiona nie prosiła o pomoc to jej nie proponował. Będzie musiał o tym
pogadać z Ginny.
Wracając do
Rona, Syriusz w dalszym ciągu pamiętał jak chłopak zachowywał się dowiedziawszy
się o związku swojej siostry i najlepszego przyjaciela. Zaraz potem został
rozbrojony przez Syriusza za wtargnięcie w obstawie trójki mediatorów na
Grimmauld Place, a chwilę później oszołomiony przez samą Ginny. Apogeum
nadeszło niedługo później w osiemnaste urodziny Pottera. Urządził wtedy
nieziemską awanturę solenizantowi z powodu jego tańca z Gabrielle Delacour…
To właśnie zachowanie rudego nakłoniło
Harry’ego do zbadania jak z zespołem stresu powojennego – jak nazywali to
uzdrowiciele – radzą sobie inni jego przyjaciele z Hogwartu. Ostatecznie
doprowadziło to do powstania Fundacji Pomocy Ofiarom Wojny, której prezesem
został Syriusz. Co prawda odkąd został nauczycielem główny ciężar zarządzania
nią spadł na Dafne Greengras, która łączyła to z prowadzeniem założonego przez
siebie Magicznego Przedszkola.
- Syriuszu – głos Dunbar sprowadził go na ziemię.
- Musimy pogadać – powiedział zbierając myśli – wiem, że
byłaś w trudnej sytuacji po wojnie… - chwila pauzy – i z moją pomocą udało ci
się wrócić do normalności. Sądzę, jednak… uważam – brakowało mu odpowiedniego
słowa – że powinnaś iść naprzód.
- Idę – odpowiedziała z uśmiechem – niedługo kończę szkołę.
- No właśnie – poparł ją Black – wiesz nigdy nie byłem w
tym dobry – powiedział zmieniając temat.
Fay
przyjrzała mu się badawczo. Zaczynała rozumieć. Oczy zaszły jej łzami, ale nie
rozpłakała się. Nie tego uczył jej profesor Black.
- Po prostu mi to powiedz – wyszeptała czując jak głos jej
się łamie.
- Myślę, że lepiej będzie jak się rozstaniemy.
- Lepiej teraz niż gdy ktoś to odkryje – zauważyła całym
wysiłkiem woli powstrzymując łzy.
Był jej
wdzięczny za to, że nie urządza mu scen. Prawdę mówiąc był tym zdziwiony. Co
więcej spodziewał się krzyków, płaczu i awantury. W związku z tym wyciszył cały
gabinet nakładając na niego odpowiednie uroki.
***
Na ostatniej
lekcji najstarszego rocznika domu, którego był opiekunem jego niedawna kochanka
unikała patrzenia na niego. Nie przeszkadzało mu to. Mógł dzięki temu lepiej
skupić się na prowadzonym przez siebie wykładzie. Uznał, że nie ma sensu
wprowadzać praktyki kiedy wszyscy myślą już o świętach.
- Ginewro, Hermiona zostańcie jeszcze, pozostałym życzę
wesołych świąt i udanej zabawy Sylwestrowej! – mrugnął konspiracyjnie w stronę
uczniów.
Wspomniane
przez niego Gryfonki zatrzymały się przy jego biurku. Pomimo tego poczekał z
rozmową aż ostatni uczeń – Seamus Finnigan – opuścił salę.
- Jak wracacie na święta? – spytał w końcu.
- Pociągiem – odparła Hermiona.
Ginny
spojrzała na niego badawczo. Syriusz uznał, że ostatnio zbyt często uczennice
przyglądają mu się w ten sposób.
- Możecie skorzystać z mojego kominka – zaproponował.
- W sumie i tak nie ma mnie kto odebrać z Londynu –
przyznała z żalem w głosie Hermiona.
- Wiesz, że propozycja wspólnych świąt w Londynie jest
dalej aktualna – powiedział spokojnie Łapa.
- Wiem, ale wiesz… Chcę spędzić trochę czasu z rodzicami, w
końcu nie widziałam ich tyle czasu.
- Rozumiem – przytaknął Black – w takim razie możesz przyjść
tutaj po kolacji ze spakowanym kufrem.
- Super! – rozentuzjazmowana uczennica rzuciła mu się na
szyję.
Chrząknięcie
przyjaciółki oderwało ją w końcu od profesora. Podziękowała raz jeszcze –
werbalnie – i wyszła aby jak najszybciej spakować się.
- Jesteś pewna, że chcesz tak spędzić święta? – spytał młodszej
kobiety, kiedy zostali w końcu sami.
- Tak – powiedziała z siłą, pewnością i … gniewem w głosie.
Po
listownych negocjacjach Syriusz uzgodnił w końcu z chrześniakiem i Molly
Weasley, że wigilię spędzą każdy w swoim domu. W pierwsze święto skorzystają z
zaproszenia Andromedy Tonks i odwiedzą ją i jedyne dziecko Remusa i Nimfadory.
W drugie z kolei wpadną do Nory. Nie powiedzieli, jednak że najmłodsza
Weasleyówna nie zamierza odwiedzić rodzinnego domu dopóty, dopóki najbliższy
wiekiem jej brat będzie zachowywał się okropnie wobec Hermiony i Harry’ego.
- Mama będzie oburzona, ale zrozumie – powiedziała Ginny po
chwili ciszy – tak samo jak Ron musi zrozumieć, że nie będzie mógł całe życie
zachowywać się jak rozpieszczony bachor! – sapnęła z gniewem – Ja rozumiem, że
on ma, a raczej miał traumę. To go wcale nie tłumaczy!
- Wiesz rozmawiałem z Dafne Greengras – Syriusz położył jej
rękę na barku w uspokajającym geście – według niej i uzdrowicieli z fundacji
twój brat jest już zdrowy.
- No właśnie – zakończyła z kwaśną miną.
***
Na Grimmauld
Place pojawili się dwa dni przed Wigilią. Harry jadł wtedy kolację z Nevillem.
Obaj mieli nietęgie miny. Potter po uściskaniu Łapy i Ginny, a tej ostatniej
dodatkowo wycałowaniu miał już najszczęśliwszą twarz na świecie.
- Coście tacy smutni? – spytał ich Black przywołując
butelkę wina.
- Wiadomo sprawa – odrzekł Neville.
- Coś nowego? – spytała zaciekawiona Ginny.
- Nie możemy odnaleźć szmalcownika, który odwiedził Changa –
wyjaśnił Harry.
- Ani znaleźć powodu, dla którego to zrobił – dodał Longbottom.
- Kiepsko – przyznał Black.
- A przesłuchaliście go? – dopytała Ginny.
- To nie jest takie łatwe – odpowiedział Neville – on ma
pieniądze i pozycję, a my nawet nie wiemy w jakim charakterze go przesłuchać.
- To kontakty z szmalcownikami nie są nielegalne? –
zdziwiła się dziewczyna.
- Dopóki nie ma wyroku to nie – odparł Harry – co prawda
ten jest poszukiwany, ale Chang uważa, że nigdy go nie widział. Więcej oskarżył
go o wtargnięcie do jego rezydencji, więc siłą rzeczy poszukujemy tego
szmalcownika także za to.
Harry i
Neville załamali ręce. Ginny zrobiła to samo.
- Dlaczego w ogóle przestałeś być aurorem? – spytała Neville’a
– pamiętam, że byłeś nim nawet szybciej od Harry’ego.
Pracownicy
Departamentu Przestrzegania Prawa popatrzyli po sobie. Wreszcie eks- auror
przemówił:
- Babcia zbyt bardzo bała się, że zostanie wkrótce ostatnią
z rodu. Nie chciałem doprowadzić do jej zawału.
Pokiwała
głową ze zrozumieniem.
***
Wigilię
spędzili w trójkę. Stowrek przygotował wszystkie potrawy, lecz na samej kolacji
nie był obecny. Zamiast tego wysłuchiwał swojej dawnej pani, której portret w
dalszym ciągu przechowywany był w wyremontowanym domu.
Rankiem
kolejnego dnia rozpakowywali swoje prezenty. George wysłał każdemu z nich
paczkę z wyrobami Czarodziejskich Dowcipów Weasleyów, Molly swetry, Hermiona
książki, lecz żadne nie dostało prezentu od Rona. Zaniepokoiło to Syriusza,
stan Pottera był nieodgadniony. Za to Ginny. No cóż ona była wściekła. Nie
udało się jej uspokoić do czasu wyjazdu do Andromedy.
Kiedy wyszli
z kominka w jej domu. Wszyscy inni zaproszeni goście byli już obecni. Wśród
nich znajdowała się cała rodzina Weasleyów z partnerkami oraz dalsza rodzina
Andromedy.
Harry cały
czas, kiedy nie był zmuszony przez matkę swojej ukochanej do jedzenia poświęcała
chrześniakowi. W zabawach z Teddym towarzyszył mu Syriusz, który z rozbawieniem
zauważył, że malec odziedziczył tradycyjne – dla Blacków- czarne włosy,
ponieważ to ten kolor miał najczęściej tego dnia.
- To pewnie z powodu dwóch brunetów bawiących się z nim od
kilku godzin – zripostowała Andromeda.
- Całkiem możliwe – przyznał Syriusz.
- Odziedziczył sporo po matce, a… - zaczął Artur Weasley,
ale nie wiedział jak dokończyć.
- Chcesz spytać o likantropię? – podpowiedziała Tonks.
Ginny
zasłoniła usta dłonią, a jej matka spojrzała gniewnie na męża. Reakcje kobiet
były podobne, pomimo braku porozumienia jakie towarzyszyło im od wakacji.
- Nie linczujcie ojca – wtrącił Bill – tego się nie dziedziczy.
Jedyny sposób by zostać wilkołakiem to zostać ugryzionym przez niego w czasie
pełni.
- Skoro tak to skąd w ogóle wzięły się wilkołaki? – spytał Ron.
Wszyscy zgromadzeni
poza Potterem, który nie przerwał zabawy z dzieckiem zgromili go wzrokiem.
- No co? – zdziwił się Weasley.
- Jajco – odwarknęła Ginny.
- Znowu będziesz pokazywała swoje humorki? – spytał Ronald
wstając z fotela, na którym siedział.
- Ja? – zdziwiła się Ginny także wstając.
Stali od
siebie w znacznej odległości. Ron przez cały dzień unikał siostry oraz jej
chłopaka. Głównie dlatego siedział właśnie w fotelu w koncie możliwie jak
najdalej od Pottera bawiącego się z młodym Lupinem.
- No przecież nie ja – syknął Ron.
- Uspokójcie się – próbował interweniować ich ojciec.
W odpowiedzi
jego najmłodsze pociechy jak na komendę wyciągnęły różdżki i wycelowały w
siebie. Zapadła pełna napięcia cisza.
- Jeśli, któreś z was trafi w Teddy’ego to będzie ostatnia
rzecz jaką zrobi – zapowiedziała spokojnie Harry nie przerywając zabawy z
malcem.
Ginny jakby
oprzytomniała. Bąknęła „przepraszam” i schowała różdżkę do kieszeni. Jej brat nie
zrobił, jednak tego samego. Zrobił tylko głupią minę i nie wiedział co ze sobą zrobić.
Moment ten wykorzystał Syriusz i rozbroił go odpowiednim zaklęciem.
- Zbyt często jestem zmuszony cię rozbrajać podczas
rodzinnych spotkań – powiedział chłodno do chłopaka i podał jego różdżkę Molly.
- Co w was wstąpiło? – warknęła pani Weasley do Rona i
Ginny.
Odpowiedziała
jej głucha cisza.
- Pójdę już – zapowiedział Ron i ruszył w stronę drzwi.
- Zaczekaj – Black ruszył za nim.
Złapał
Gryfona dopiero przy drzwiach frontowych. Na szczęście rudy nie otworzył
jeszcze drzwi.
- Musimy pogadać – powiedział dobitnie Black.
- Myślałem, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać za to
jak traktuje tamtych – powiedział Ron siląc się na spokój.
- Tamci mają imiona – wycedził Syriusz przez zaciśnięte
zęby.
- Tak, wiem.
- Długo tak zamierzasz zachowywać się jak przedszkolak?
- Przedszkolak?
- Tak!
Ron zrobił
obrażoną minę.
- Nie uważasz, że pora ich przeprosić? – kontynuował Łapa.
- Gdyby to było takie proste….
- … dlatego jeszcze pogłębiasz przepaść jaka pomiędzy wami
powstała?
- To nie jest tak, że ja tego chcę! – protestował gwałtownie
Weasley.
- To czego chcesz?
- Żeby było jak dawniej!
- Dawniej?
- Ja, Hermiona i Harry…
- A Ginny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz