Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

100. Święta


Rozdział 100
Święta

          Grudzień upływał Syriuszowi pomiędzy lekcjami, ich przygotowywaniem, libacjami z Jose Enrique de la Pena oraz kontynuowaniem romansu z Fay Dunbar. Z każdym kolejnym upływającym dniem coraz trudniej było mu utrzymywać w tajemnicy swoje relacje z uczennicą. Nadszedł wreszcie dzień, kiedy postanowił definitywnie ukrócić ich związek.

          Zaprosił Fay na 18 do swojego gabinetu pod pretekstem ostatecznego uleczenia jej z wojennej traumy. Istotnie uważał, że rozstanie z nim będzie dla Gryfonki początkiem nowego rozdziału, wolnego od okrucieństw jakie dokonali śmierciożercy. W teraźniejszości oraz przyszłości siły ciemności miały już nigdy nie dojść do władzy.

          Szczupła, ciemnowłosa nastolatka zapukała do wrót gabinetu profesora Blacka punktualnie o 18. Zawsze cenił w niej tę dokładność i staranność z jaką wykonywała wszystko. Otworzył jej drzwi zaklęciem i gestem zachęcił do wejścia.

          Sam siedział ubrany w czarną szatę za biurkiem swojego gabinetu. W dłoni trzymał różdżkę, którą obracał pomiędzy palcami myśląc nad czymś nerwowo. Dziewczyna usiadła na krześle naprzeciwko niego. Ubrana była w białą, jedwabną koszulę zapinaną na szereg maleńkich, przypominających rubiny guzików. Syriusz przez chwilę zastanawiał się czy rzeczywiście nie są to rubiny, lecz szybko oddalił od siebie tę myśl. Z niepokojem odnotował, że ostatnie dwa guziki pozostawiła odpięte.
 
- Szłaś tak przez całą drogę? – spytał wskazując na nie różdżką.

          Nim zdołała odpowiedzieć guziki same się zapięły. Dziewczyna pisnęła zaskoczona.

- Wybacz – rzekł machinalnie Black.
- Nic się nie stało – wydukała zawstydzona Fay – nim przejdziemy do tego po co mnie wezwałeś… mam coś dla ciebie.

          Black ściągnął brwi ku sobie. Nie wiedział co takiego może mieć dla niego studentka ostatniego roku, ale czuł się dziwnie i nieswojo.

- Możesz pokazać – powiedział kiedy przez dłuższa chwilę nic się nie działo.
- Raczej powiedzieć – odrzekła poprawiając fryzurę – chodzi o Hemrionę Granger.
- Co z nią? – Łapa był coraz bardziej skonsternowany.
- Oboje wiemy, że przez jakiś czas zachowywała się bardzo… tak jakby należało ją wysłać do twojego ośrodka z powodów tych samych co Lovegood.
- Łapię.
- Ich przypadek był podobny, chociaż zupełnie inny.
- To znaczy?
- Lovegood robiła to z powodów wojny, Granger bo chciała.
- Nie rozumiem.

          Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Wiesz, że ona spotykała się z Ronem…
- … no tak, ale co to ma do rzeczy? – przerwał jej Syriusz, ale nakazała mu milczeć gestem ręki.
- Zrozum wizja bycia posuwaną całe życie przez jednego faceta nie jest wcale taka pociągająca dla wielu kobiet – wyznała Fay.

          Wtedy Syriusz zrozumiał co kierowała Hemrioną. Widocznie w ostatnim czasie uznała, że już się wyszalała i może wrócić do bycia sobą zamiast zupełnie obca osobą w ciele panny Granger. Dodając do tego obłęd w jaki wpadł Ronald po wojnie nie trudno się jej dziwić, że szukała ukojenia w… ten sam sposób co Luna. Jeżeli jednak Hermiona nie prosiła o pomoc to jej nie proponował. Będzie musiał o tym pogadać z Ginny.

          Wracając do Rona, Syriusz w dalszym ciągu pamiętał jak chłopak zachowywał się dowiedziawszy się o związku swojej siostry i najlepszego przyjaciela. Zaraz potem został rozbrojony przez Syriusza za wtargnięcie w obstawie trójki mediatorów na Grimmauld Place, a chwilę później oszołomiony przez samą Ginny. Apogeum nadeszło niedługo później w osiemnaste urodziny Pottera. Urządził wtedy nieziemską awanturę solenizantowi z powodu jego tańca z Gabrielle Delacour…

To właśnie zachowanie rudego nakłoniło Harry’ego do zbadania jak z zespołem stresu powojennego – jak nazywali to uzdrowiciele – radzą sobie inni jego przyjaciele z Hogwartu. Ostatecznie doprowadziło to do powstania Fundacji Pomocy Ofiarom Wojny, której prezesem został Syriusz. Co prawda odkąd został nauczycielem główny ciężar zarządzania nią spadł na Dafne Greengras, która łączyła to z prowadzeniem założonego przez siebie Magicznego Przedszkola.

- Syriuszu – głos Dunbar sprowadził go na ziemię.
- Musimy pogadać – powiedział zbierając myśli – wiem, że byłaś w trudnej sytuacji po wojnie… - chwila pauzy – i z moją pomocą udało ci się wrócić do normalności. Sądzę, jednak… uważam – brakowało mu odpowiedniego słowa – że powinnaś iść naprzód.
- Idę – odpowiedziała z uśmiechem – niedługo kończę szkołę.
- No właśnie – poparł ją Black – wiesz nigdy nie byłem w tym dobry – powiedział zmieniając temat.

          Fay przyjrzała mu się badawczo. Zaczynała rozumieć. Oczy zaszły jej łzami, ale nie rozpłakała się. Nie tego uczył jej profesor Black.

- Po prostu mi to powiedz – wyszeptała czując jak głos jej się łamie.
- Myślę, że lepiej będzie jak się rozstaniemy.
- Lepiej teraz niż gdy ktoś to odkryje – zauważyła całym wysiłkiem woli powstrzymując łzy.

          Był jej wdzięczny za to, że nie urządza mu scen. Prawdę mówiąc był tym zdziwiony. Co więcej spodziewał się krzyków, płaczu i awantury. W związku z tym wyciszył cały gabinet nakładając na niego odpowiednie uroki.

***

          Na ostatniej lekcji najstarszego rocznika domu, którego był opiekunem jego niedawna kochanka unikała patrzenia na niego. Nie przeszkadzało mu to. Mógł dzięki temu lepiej skupić się na prowadzonym przez siebie wykładzie. Uznał, że nie ma sensu wprowadzać praktyki kiedy wszyscy myślą już o świętach.

- Ginewro, Hermiona zostańcie jeszcze, pozostałym życzę wesołych świąt i udanej zabawy Sylwestrowej! – mrugnął konspiracyjnie w stronę uczniów.

          Wspomniane przez niego Gryfonki zatrzymały się przy jego biurku. Pomimo tego poczekał z rozmową aż ostatni uczeń – Seamus Finnigan – opuścił salę.

- Jak wracacie na święta? – spytał w końcu.
- Pociągiem – odparła Hermiona.

          Ginny spojrzała na niego badawczo. Syriusz uznał, że ostatnio zbyt często uczennice przyglądają mu się w ten sposób.

- Możecie skorzystać z mojego kominka – zaproponował.
- W sumie i tak nie ma mnie kto odebrać z Londynu – przyznała z żalem w głosie Hermiona.
- Wiesz, że propozycja wspólnych świąt w Londynie jest dalej aktualna – powiedział spokojnie Łapa.
- Wiem, ale wiesz… Chcę spędzić trochę czasu z rodzicami, w końcu nie widziałam ich tyle czasu.
- Rozumiem – przytaknął Black – w takim razie możesz przyjść tutaj po kolacji ze spakowanym kufrem.
- Super! – rozentuzjazmowana uczennica rzuciła mu się na szyję.

          Chrząknięcie przyjaciółki oderwało ją w końcu od profesora. Podziękowała raz jeszcze – werbalnie – i wyszła aby jak najszybciej spakować się.

- Jesteś pewna, że chcesz tak spędzić święta? – spytał młodszej kobiety, kiedy zostali w końcu sami.
- Tak – powiedziała z siłą, pewnością i … gniewem w głosie.

          Po listownych negocjacjach Syriusz uzgodnił w końcu z chrześniakiem i Molly Weasley, że wigilię spędzą każdy w swoim domu. W pierwsze święto skorzystają z zaproszenia Andromedy Tonks i odwiedzą ją i jedyne dziecko Remusa i Nimfadory. W drugie z kolei wpadną do Nory. Nie powiedzieli, jednak że najmłodsza Weasleyówna nie zamierza odwiedzić rodzinnego domu dopóty, dopóki najbliższy wiekiem jej brat będzie zachowywał się okropnie wobec Hermiony i Harry’ego.

- Mama będzie oburzona, ale zrozumie – powiedziała Ginny po chwili ciszy – tak samo jak Ron musi zrozumieć, że nie będzie mógł całe życie zachowywać się jak rozpieszczony bachor! – sapnęła z gniewem – Ja rozumiem, że on ma, a raczej miał traumę. To go wcale nie tłumaczy!
- Wiesz rozmawiałem z Dafne Greengras – Syriusz położył jej rękę na barku w uspokajającym geście – według niej i uzdrowicieli z fundacji twój brat jest już zdrowy.
- No właśnie – zakończyła z kwaśną miną.

***

          Na Grimmauld Place pojawili się dwa dni przed Wigilią. Harry jadł wtedy kolację z Nevillem. Obaj mieli nietęgie miny. Potter po uściskaniu Łapy i Ginny, a tej ostatniej dodatkowo wycałowaniu miał już najszczęśliwszą twarz na świecie.

- Coście tacy smutni? – spytał ich Black przywołując butelkę wina.
- Wiadomo sprawa – odrzekł Neville.
- Coś nowego? – spytała zaciekawiona Ginny.
- Nie możemy odnaleźć szmalcownika, który odwiedził Changa – wyjaśnił Harry.
- Ani znaleźć powodu, dla którego to zrobił – dodał Longbottom.
- Kiepsko – przyznał Black.
- A przesłuchaliście go? – dopytała Ginny.
- To nie jest takie łatwe – odpowiedział Neville – on ma pieniądze i pozycję, a my nawet nie wiemy w jakim charakterze go przesłuchać.
- To kontakty z szmalcownikami nie są nielegalne? – zdziwiła się dziewczyna.
- Dopóki nie ma wyroku to nie – odparł Harry – co prawda ten jest poszukiwany, ale Chang uważa, że nigdy go nie widział. Więcej oskarżył go o wtargnięcie do jego rezydencji, więc siłą rzeczy poszukujemy tego szmalcownika także za to.

          Harry i Neville załamali ręce. Ginny zrobiła to samo.

- Dlaczego w ogóle przestałeś być aurorem? – spytała Neville’a – pamiętam, że byłeś nim nawet szybciej od Harry’ego.

          Pracownicy Departamentu Przestrzegania Prawa popatrzyli po sobie. Wreszcie eks- auror przemówił:

- Babcia zbyt bardzo bała się, że zostanie wkrótce ostatnią z rodu. Nie chciałem doprowadzić do jej zawału.

          Pokiwała głową ze zrozumieniem.

***

          Wigilię spędzili w trójkę. Stowrek przygotował wszystkie potrawy, lecz na samej kolacji nie był obecny. Zamiast tego wysłuchiwał swojej dawnej pani, której portret w dalszym ciągu przechowywany był w wyremontowanym domu.

          Rankiem kolejnego dnia rozpakowywali swoje prezenty. George wysłał każdemu z nich paczkę z wyrobami Czarodziejskich Dowcipów Weasleyów, Molly swetry, Hermiona książki, lecz żadne nie dostało prezentu od Rona. Zaniepokoiło to Syriusza, stan Pottera był nieodgadniony. Za to Ginny. No cóż ona była wściekła. Nie udało się jej uspokoić do czasu wyjazdu do Andromedy.

          Kiedy wyszli z kominka w jej domu. Wszyscy inni zaproszeni goście byli już obecni. Wśród nich znajdowała się cała rodzina Weasleyów z partnerkami oraz dalsza rodzina Andromedy.

          Harry cały czas, kiedy nie był zmuszony przez matkę swojej ukochanej do jedzenia poświęcała chrześniakowi. W zabawach z Teddym towarzyszył mu Syriusz, który z rozbawieniem zauważył, że malec odziedziczył tradycyjne – dla Blacków- czarne włosy, ponieważ to ten kolor miał najczęściej tego dnia.

- To pewnie z powodu dwóch brunetów bawiących się z nim od kilku godzin – zripostowała Andromeda.
- Całkiem możliwe – przyznał Syriusz.
- Odziedziczył sporo po matce, a… - zaczął Artur Weasley, ale nie wiedział jak dokończyć.
- Chcesz spytać o likantropię? – podpowiedziała Tonks.

          Ginny zasłoniła usta dłonią, a jej matka spojrzała gniewnie na męża. Reakcje kobiet były podobne, pomimo braku porozumienia jakie towarzyszyło im od wakacji.

- Nie linczujcie ojca – wtrącił Bill – tego się nie dziedziczy. Jedyny sposób by zostać wilkołakiem to zostać ugryzionym przez niego w czasie pełni.
- Skoro tak to skąd w ogóle wzięły się wilkołaki? – spytał Ron.

          Wszyscy zgromadzeni poza Potterem, który nie przerwał zabawy z dzieckiem zgromili go wzrokiem.

- No co? – zdziwił się Weasley.
- Jajco – odwarknęła Ginny.
- Znowu będziesz pokazywała swoje humorki? – spytał Ronald wstając z fotela, na którym siedział.
- Ja? – zdziwiła się Ginny także wstając.

          Stali od siebie w znacznej odległości. Ron przez cały dzień unikał siostry oraz jej chłopaka. Głównie dlatego siedział właśnie w fotelu w koncie możliwie jak najdalej od Pottera bawiącego się z młodym Lupinem.

- No przecież nie ja – syknął Ron.
- Uspokójcie się – próbował interweniować ich ojciec.

          W odpowiedzi jego najmłodsze pociechy jak na komendę wyciągnęły różdżki i wycelowały w siebie. Zapadła pełna napięcia cisza.

- Jeśli, któreś z was trafi w Teddy’ego to będzie ostatnia rzecz jaką zrobi – zapowiedziała spokojnie Harry nie przerywając zabawy z malcem.

          Ginny jakby oprzytomniała. Bąknęła „przepraszam” i schowała różdżkę do kieszeni. Jej brat nie zrobił, jednak tego samego. Zrobił tylko głupią minę i nie wiedział co ze sobą zrobić. Moment ten wykorzystał Syriusz i rozbroił go odpowiednim zaklęciem.

- Zbyt często jestem zmuszony cię rozbrajać podczas rodzinnych spotkań – powiedział chłodno do chłopaka i podał jego różdżkę Molly.
- Co w was wstąpiło? – warknęła pani Weasley do Rona i Ginny.

          Odpowiedziała jej głucha cisza.

- Pójdę już – zapowiedział Ron i ruszył w stronę drzwi.
- Zaczekaj – Black ruszył za nim.

          Złapał Gryfona dopiero przy drzwiach frontowych. Na szczęście rudy nie otworzył jeszcze drzwi.

- Musimy pogadać – powiedział dobitnie Black.
- Myślałem, że nie będziesz chciał ze mną rozmawiać za to jak traktuje tamtych – powiedział Ron siląc się na spokój.
- Tamci mają imiona – wycedził Syriusz przez zaciśnięte zęby.
- Tak, wiem.
- Długo tak zamierzasz zachowywać się jak przedszkolak?
- Przedszkolak?
- Tak!

          Ron zrobił obrażoną minę.

- Nie uważasz, że pora ich przeprosić? – kontynuował Łapa.
- Gdyby to było takie proste….
- … dlatego jeszcze pogłębiasz przepaść jaka pomiędzy wami powstała?
- To nie jest tak, że ja tego chcę! – protestował gwałtownie Weasley.
- To czego chcesz?
- Żeby było jak dawniej!
- Dawniej?
- Ja, Hermiona i Harry…
- A Ginny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz