Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 26 marca 2018

98. Ślizgon i Gryfonka


Rozdział 98
Ślizgon i Gryfonka

          Cokolwiek nie mówić o Romildzie Vane to umiała zaspokoić faceta. Draco nie raz i nie dwa przysięgał sobie, że to już ostatni raz i porzuca Gryfonkę, lecz nie zrobił tego. Za każdym razem kiedy był już o krok od dania jej kosza, odkrywał nowe talenty mulatki. Trudno było ją rzucić, trudniej ukryć ich związek przed Gryfonami, nie to było jednak najgorsze. Najtrudniej było jednak powstrzymać Astorię przed zakończeniem tego. Determinacja dziewczyny do usuwania przeszkód z drogi, którą szedł Związek Ślizgoński była godna podziwu, lecz po długich namowach dała się przekonać.

          Dzień po wyborach Draco umówił się z Romildą. Od czasu ich pierwszej randki Malofy przyzwyczaił się do jej wydatnego podbródka, który z czasem zaczął uznawać za coś co odróżnia ją od innych kobiet. Dodając do tego jej ciemną karnację, niemal czarne oczy i długie, kręcone, smolistoczarne włosy kontrastowała z nim tak bardzo jak tylko się dało. 

- Jak się ma mój wąż? – przywitała go pytaniem i mokrym pocałunkiem.

          Chłopak przyjrzał się jej. Ubrana była w czarną, obcisłą szatę. Uczennice Hogwartu, a zwłaszcza te z Gryfindoru nie często nosiły takie.

- Depresja powyborcza – odparł krótko.
- Twój ojciec był trzeci…
- … nie spodziewałem się żeby był wyżej o wygranej nawet nie marząc.

          Vane przytuliła się do swojego chłopaka. Zawsze marzyła o słynnym partnerze. Nie wyszło jej z tym przeklętym Potterem. Nie chciał jej ani po dobroci ani siłą. Znienawidziła go. Kiedy, więc nadarzyła się możliwość nadziać się na jego największego szkolnego wroga nie miała oporów. Zważywszy na ogromny majątek i status jaki w świecie czarodziejów ma rodzina Ślizgona, Romilda pozbyła się jakichkolwiek oporów. Musi utrzymać przy sobie taką partię za wszelką cenę!

- Może jakoś ci pomogę z tymi troskami? – spytała łapiąc go za krocze.

          Draco westchnął.

- Przecież wiesz, że wiem jak ci pomóc – rozpoczęła masaż.

          Czyjeś kroki na korytarzu spowodowały, że Malfoy odskoczył od niej jak oparzony. Zrobił to w ostatniej chwili, gdyż zza rogu wyszła szlama Granger w towarzystwie jednej z bliźniaczek Patil. To pewnie ta z Gryfindoru – domyślił się Dracon nie mogąc sobie przypomnieć jak ona ma na imię. To i tak było nieważne. Zganił się za to w myślach.

- Jakiś problem, Granger? – warknął widząc uśmieszek szlamy.
- Ależ skąd Malfoy – odparła przesłodzonym tonem – nie wiedziałam, że jesteś stanie romansować z kimś innej krwi niż ty…

          Napalony i wściekły ex- śmierciożerca to kiepskie połączenie. Jednym, błyskawicznym ruchem wyjął różdżkę z kieszeni, wycelował i wypalił klątwą w Granger. Nadmiar emocji nie pomógł mu jednak poprawnie wycelować. Zamiast w szlamę, trafił więc w Patil. Ta została odrzucona siłą klątwy do tyłu i uderzyła plecami oraz potylicą w ścianę z głuchym łoskotem, następnie zsunęła się na posadzkę tracąc przytomność.
- Malfoy! – zapiszczała Granger.

          Gryfonka wyjęła różdżkę patrząc to na Patil, to na Malfoya. W końcu zaklęła pod nosem i rzuciła się ku koleżance. Sprawdzając zaklęciem jej funkcje życiowe.

          Draco wykorzystał ten moment. Pchnął Vane i ruszyli pędem ku lochom. Biegli z całych sił aż znaleźli się przed wejściem do pokoju wspólnego mieszkańców Slytherinu. Draco wszedł pierwszy i zabrał dziewczynę za sobą. Jej przybycie wzbudziło sensację wśród obecnych w pokoju domowników. Draco nie zważając na nich zabrał dziewczynę do swojego dormitorium. Było puste. Złożyło się wprost idealnie, kiedy tylko za pomocą magii zamknęli drzwi, dziewczyna uklękła przed nim…

          Godzinę później oboje byli już zrelaksowani i prawie zapomnieli o incydencie kilka pięter wyżej. Niestety zostało im to brutalnie przypomniane przez wbiegającego do pokoju Teodora Notta.

- Ślimak przylazł po ciebie! – krzyknął z progu do przyjaciela.
- Po co? – spytała Romilda wystawiając potarganą głowę spod kołdry.
- Chowaj się – syknął do kochanki Malfoy – gdzie jest?  - zwrócił się do Notta.
- We wspólnym. Mówi, że chce żebyś do niego zszedł.

          Blondyn posłał wiązankę bluzgów w powietrze i wyszedł spod nakrycia. Nie zważając na Teodora zaświecił nagim tyłkiem w poszukiwaniu bielizny.

- Nie mogłeś użyć do tego magii? – spytał Nott wychodząc z obrzydzoną miną.

          Malfoy poszedł za jego wskazówką i dzięki różdżce migiem odnalazł bokserki, skarpetki i cała resztę. Ubrał się i wyszedł na spotkanie szlabanowi i pewnie solidnemu opieprzowi od opiekuna domu i dyrektorki. W tym momencie Draco odczuł jak bardzo pozycja jego i jego rodu opadła po przegranej wojnie czarodziejów i upadku rządów Voldemorta. Przez wygranych byli uważani za śmierciożerców, tchórzy i zdrajców. Przez dawnych przyjaciół za zdrajców i tchórzy. Jeszcze niedawno to przed nim drżał cały Hogwart, teraz on drży przed Slughornem i McGonagall.

- Draco – przywitał go chłodno opiekun domu – powiedziano mi co zaszło około dwóch godzin temu. Przyznajesz się do napaści na pannę Patil?
- Nie.
- W takim razie pójdziesz ze mną do pani dyrektor.

***

          Wieści o romansie Mallfoya i Gryfonki „gorszego pochodzenia” rozeszły się po szkole w zastraszająco szybkim tempie. Trzeba przyznać, że o ile Ślizgoni dość łatwo przyjęli za jedyną słuszną wersję zdarzeń mówiąca, że „Malfoy pokazuje gryfońskiej dziewce kto jest panem”, o tyle pozostałe domy zareagowały zupełnie inaczej. Rodzimy dom Romildy na ogół uważał, że ma prawa spotykać się z kim chce, ale ex- śmierciożerca wysyłający na tydzień do skrzydła szpitalnego jej koleżankę to już przesada. Wobec braku reakcji panny Vane na owe zdarzenia na ogół była ona uważana za zdrajczynię domu. Krukoni cieszyli się z konfliktu wewnątrz Gryfindoru jako, że wkrótce grali mecz szkolnej ligi Quidditcha z Gryfonami, a do tej pory obie drużyny wygrały swoje pierwsze mecze.

          Quidditch był kolejnym powodem pogarszającym humor dziedzica rodu Malfoyów. Pierwszy mecz przegrali z Krukonami 100 do 190. Przy zwycięstwie Gryfindoru z Puchonami 330 do 80 byli na ostatnim miejscu w tabeli po pierwszej kolejce spotkań. Następny mecz zagrać mieli dopiero na początku grudnia. Nie była to typowa pora na mecz szkolnej ligi, jednak z uwagi na wariackie papiery na jakich odbywał się sam rok szkolny, nikt się tym nie przejął.

          Dzień przed meczem Gryfonów z Krukonami, Związek Ślizgoński miał swoje spotkanie w Pokoju Życzeń. Zjawili się na nim Astoria Greengras, Draco, Teodor Nott i Pansy Parkinson, a także sama Dafne Greengras we własnej osobie.

          Starsza z sióstr co prawda zrezygnowała z nauki w szkole, lecz tego dnia była w odwiedzinach u Astorii. 

- Wybory pokazały jak bardzo w dupie jesteśmy – zaczęła Pansy.
- To prawda – przytaknął jej Teodor – Konserwatyści mają 5 parlamentarzystów, Tradycjonaliści i Radykałowie po jednym, a my żadnego. Co prawda Draco startował z listy swojego ojca, a Dafne od Magicznych Radykałów, ale jedni nie przekroczyli progu, a od drugich wszedł tylko Woland.

          Zebrani potaknęli równocześnie ruchem głowy.

- Poza nimi weszli jeszcze – dodała Astoria – dwóch komunistów, trzech socjalistów, 3 przedsiębiorców, jeden z Hogsmeade, jedna osoba z Partii Mugolaków i 3 chrześcijan.
- Ponieśliśmy klęskę nie jako Związek Ślizgośnki, bo oficjalnie nie starowaliśmy – zaczęła przemawiać Dafne – ponieśliśmy klęskę nie tylko jako środowisko zwolenników supremacji Czystej Krwi, ale jako środowisko proczarodziejskie.

          Po raz kolejny zebrani potaknęli jednocześnie głowami.

- Rozmawiałam z Wolandem – oznajmiła starsza siostra Greengras – jego radykałowie są zainteresowani współpracą z nami. Polecają nam zwalczanie wpływów antyczarodziejskich ideologii. Chodzi mu o komunistów, socjalistów oraz Mugolaków jako, że ci ostatni będą starali się dyskryminować nas.
- Jak zaczniemy znowu walczyć to Shacklebolt nas pozamyka jako nowe wcielenie śmierciożerców – przyznał z odrazą Malfoy.
- Co budzi w tobie odrazę? – spytała napastliwie Parkinson – Azkaban czy porównanie do śmierciożercy?

          Malfoy spojrzał na nią jak na skończoną idiotkę, którą w znacznej części była.

- Przecież ja byłem nim. – warknął z akcentem na ostatnie słowo.

          W odpowiedzi Pansy pokazała swoje lewe przedramię, na którym widniał Mroczny Znak. Wąż był blady, a jego kontury niemal niewidoczne. Draco zrobił to samo ze swoją ręką. Pozostali patrzyli na to zainteresowani.

- Policytowaliście się już? – burknęła zniecierpliwiona Dafne.

          Oboje ex- śmierciożercy pochowali swoje symbole dawnej przynależności.

- Rozumiem, że wobec takiego zachowania politykę w skali całego kraju będę uprawiać z kim innym – oznajmiła wyniośle Greengras – wejdźmy więc na temat szkolny. Nasz dom jest ciągle izolowany i tu wbrew pozorom wiele dobrego robi dla nas związek Draco z tą Gryfonką. Wewnątrz domu wasza wersja o pokazywaniu szmatom z Gryfindoru gdzie ich miejsce, czyli klęcząc przed ślizgońskim panem daje nową nadzieję na walkę, na zewnątrz pokazuje, że też jesteśmy normalnymi czarodziejami, z którymi da się gadać i nie tylko – zakończyła puszczając oczko.

- To oznacza, że powinniśmy wszyscy dorwać sobie panny i kawalerów spoza domu? – spytał naiwnie Nott.
- Nie – ucięła krótko Astoria.
- Nie – potwierdziła jej siostra – najbardziej znani uczniowie to…?
- Granger i Weasley – odpowiedziała z obrzydzeniem Pansy.
- Gryfonki – podsumowała Dafne.
- Do czego zmierzasz? – spytał Draco.
- Pora zaatakować potomków Godryka.

***

          Mecz Gryfonów z Krukonami miał rozpocząć się o 15. Kibice obu drużyn przygotowywali się do niego od kilku dni. Co prawda nie było aż takiej nienawiści wobec siebie jak pomiędzy meczami tych pierwszych ze Ślizgonami, ale i tak było gorąco. Już dzień przed meczem, kapitan reprezentacji Gryfindoru i najlepsza jego zawodniczka przemieszczała się po szkole w towarzystwie innych uczniów tego domu.

          Ślizgoni postanowili to wykorzystać by uderzyć w symbol zmian jakie zachodzą w Hogwarcie. Ukochana Pottera, pochodząca z rodu zdrajców krwi musiała zostać utemperowana.

- Hej, Weasley! – krzyknęła do niej Pansy na korytarzu po śniadaniu.
- Czego mopsie? – odwarknęła Ginny.
- To prawda, że twój brat dalej u czubków? – spytała głośno i z udawaną troską Parkinson.

          Ginny aż poczerwieniała na twarzy. Co by nie mówić o niej i jej rodzinie, to jednak każdy członek rodu staje w obronie jego dobrego imienia jak i każdego z pojedynczych członków.

- Odwołaj to! – syknęła wyciągając różdżkę.
- Ginny! Nie warto – mówił do niej Dean Thomas.
- Właśnie, oni chcą cię sprowokować – mówił Seamus.

          Weasley wycelowała różdżką w Pansy. Ta wzruszyła ramionami. Była o krok od wykluczenia rudej z najważniejszego dla niej meczu w szkolnej karierze.

- Gdzie twój honor, Weasley? – kontynuowała Pansy.

          Jeśli wcześniej Ginny była zaczerwieniona na twarzy, to teraz przybrała barwę dojrzałego buraka. Jej ręka zaczęła się trząść, a wraz z nią różdżka.

- TY! Ty mi będziesz gadać o honorze? – wybuchła.
- Tak.

          Ginny już brała wdech by rzucić klątwę, lecz Dean wyrwał jej różdżkę z ręki. W odpowiedzi dziewczyna spoliczkowała go. Dean dotknął dłonią swojego policzka, lecz nie oddał różdżki dziewczynie, ani nie zrobił nic innego. Stał sparaliżowany jak ofiara bazyliszka.

- Oddaj! – warknęła Ginny dysząc ciężko.
- Nie – odpowiedział Thomas.

          Irlandczyk Finnigan wskoczył pomiędzy nich. Rozłożył szeroko ręce tak by nie podchodzili ku sobie zbyt blisko. Coraz więcej osób gromadziło się wokół nikt. Kwestią czasu było, gdy zjawią się nauczyciele. Pansy uznała, że to najwyższa pora by się ulotnić.

          Kiedy Ślizgoni szli na obiad, atmosfera przy stole Gryfonów w dalszym ciągu była gęsta. Ginny z Hermioną, Patil i kilkoma innymi dziewczynami oraz większością drużyny siedziała z jednego końca stołu, natomiast ścigający Thomas jadł z Finniganem oraz kilkoma chłopakami w tym jednym z pałkarzy.

          Pansy pomachała radośnie Gryfonom. To samo zrobiło kilka spośród osób idących z nią. Odpowiedziało im kilkanaście nienawistnych spojrzeń oraz… oklaski ze stołu Krukonów. Idący za Parkinson Malfoy zaczął zastanawiać się czy właśnie nie zrobili kolejnego kroku na rzecz poprawienia pozycji swojego domu i wprowadzenia szerszego podziału w Hogwarcie niż dotychczas.

          Sam obiad upływał im w zwyczajowej atmosferze. Do czasu aż drużyna Gryfonów zaczęła opuszczać Wielką Salę. Weasley jako kapitan zarządziła wyjście zespołu, na co Thomas i jeden z pałkarzy ociągali się. Wzbudzili tym aplauz Krukonów. Ślizgoni inspirowani przez Pansy, Draco i Teodora dołączyli do burzy oklasków dla niepokornych Gryfonów.

          Ginny znów zaczynały puszczać nerwy. Ruszyła w stronę mieszkańców Slytherinu, lecz po kilku krokach zmieniła kierunek w stronę niepokornych zawodników. Po chwili ruszyła za nią Granger.

          Przy stole nauczycielskim obserwujący spektakl do tej pory z zaciekawieniem przechodzącym w zażenowanie Black zerwał się i ruszył w stronę swoich podopiecznych. Weasley powoli dreptała wzdłuż swojego stołu, tymczasem Black robił coraz większe susy. Thomas wstał ze swojego miejsca. Siedzący obok niego pałkarz zrobił to samo.

- Ginny – odezwał się krótko Syriusz, kiedy stał już obok Deana.
- Słucham, profesorze? – odparła kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Razem z panem Thomasem i reszta drużyny zapraszam do mojego gabinetu.

          Siódemka Gryfonów wraz z opiekunem wyszła z Wielkiej Sali. Spektakl prawdopodobnie został zakończony. Przyjaźń Blacka i Weasleyów była raczej ogólnie znana ze względu na relacje jego oraz rudowłosej rodziny z Chłopcem, Który Przeżył. Nawet Malfoy nie wierzył, że na mecz wyjdzie wrogo do siebie nastawiona ekipa Gryfonów. Nie oznaczało to jednak, że będą tak dobrze zgrani jak podczas poprzedniego meczu.

- Dziel i rządź – powiedział sam do siebie Draco.
- Dziel i rządź – potwierdziła Astoria.

          Na mecz członkowie Związku Ślizgońskiego wybrali się wraz ze znaczną częścią domu, który odzyskiwał szacunek do dawnych idoli oraz Romildą Vane.

          Zgodnie z przypuszczeniami Gryfoni nie traktowali się wrogo, ale gołym okiem było widać, że Ginny nie szuka na boisku Deana by podać mu kafla. Krukoni kilka razy wykorzystali to i zdobyli po golu, lecz Weasley indywidualnymi akcjami – latając na Błyskawicy Pottera – odrabiała straty swojej drużyny.

          Ostatecznie mecz zakończył się porażką Krukonów 170 do 220. Zebrani na trybunach Krukoni oraz Ślizgoni przeklinali szukającego zespołu Ravenclaw, który nie złapał znicza, chociaż miał go na wyciągnięcie ręki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz