Rozdział 96
Droga donikąd
Harry był co
raz bardziej sfrustrowany swoim dorosłym życiem po opuszczeniu Hogwartu. Jego
kariera zawodowa przystopowała w momencie, kiedy ze swoim zespołem musiał zając
się sprawą zabójstwa niedawnego współpracownika Ministerstwa z Nokturnu. Co
prawda po tygodniu jałowych i przeprowadzanych po omacku poszukiwań udało im
się znaleźć na przedmieściach Newcastle resztki zwłok informatora, jednak jak
do tej pory największym specjalistom magicznej kryminalistyki w Ministerstwie
Magii nie udało się ustalić co spotkało informatora przed śmiercią i w jaki
sposób jego zwłoki zostały doprowadzone do takiego stanu w jakim go znaleźli.
Bez tego nie mogli zrobić nic więcej w kwestii prowadzenia śledztwa.
Z drugiej
strony prasa dworowała sobie z całego Biura Aurorów z powodu bezsensownego
śledztwa prowadzonego przeciw domniemanym, zakamuflowanym przez Voldemorta gdzieś
na północy kraju olbrzymom. Śledztwo zostało oficjalnie zakończone na specjalne
zwołanej przez szefa biura, Gwaina Robardsa konferencji prasowej. To właśnie na
niej reporter „Głosu Wolnościowych Obywateli” rozpoczął festiwal szydery z
odrodzonego biura pytając czy teraz aurorzy zajmą się sprawą być może
poukrywanych gdzieś w Irlandii gnębiwtrysków?
Tak naprawdę
jedynym efektem prowadzonego przez zespół Harry’ego dochodzenia była śmierć
ministerialnego informatora na Nokturnie. Prasa nie raz i nie dwa wytykała to
nie tylko aurorom, ale również ministrowi, którego utożsamiano z postępowaniem,
a nawet przypisywano mu nie naturalnie długie przeciąganie śledztwa w celu
zdyskredytowania politycznych przeciwników ze starych rodów Czystej Krwi.
W związku z brakiem
postępów w sprawie wyjaśnienia śmierci informatora, Robards na polecenie
Kingsleya zwołał nadzwyczajne zebranie wszystkich aurorów, Brygady
Uderzeniowej, Biura Ochrony Ministerstwa oraz kierownictwa Czarodziejskiego
Patrolu Przestrzegania Prawa.
Obywało się
ono w mniejszej sali konferencyjnej ministerstwa. Znajdowało się tam jedenaście
rzędów krzeseł, które były ustawione po 6 w szeregu. Naprzeciwko nich znajdował
się solidny stół, za którym ustawiono 5 krzeseł. Na centralnym z nich usiadł
Kingsley. Po jego prawicy siedział Robars, a dalej dobiegający czterdziestki
szef CPPP. Na lewo od ministra zasiadł dowódca Brygady Uderzeniowej oraz
najwyższy oficer Biura Ochrony Ministerstwa.
Pierwszy
rząd przeznaczony dla słuchaczy zajęła szóstka funkcjonariuszy BOM-u, która
jeszcze przed wejściem skonfiskowała różdżki wszystkim uczestnikom walnej
narady. Za nimi zasiadł tuzin członków Brygady Uderzeniowej. Za ich plecami
siedzieli członkowie Patrolu- Harry ze smutkiem odnotował brak Neville wśród
nich. Tuż za nimi miejsce zajęli aurorzy z zespołu Savage’a. Poza dowódcą
znajdowali się w nim pochodząca z Ameryki Południowej, Mulatka Sabrina oraz trójka
około trzydziestoletnich mieszkańców Walii. Krzesło najbliżej ściany pozostało
wolne.
Za nimi ulokował się zespół złożony z Williamsona, Proudfoota, Johna McCarthy, Harry’ego, Chinki Chichi a skrajnie zewnętrzne miejsce pozostało wolne tak jak i w poprzednim rzędzie. Za nimi rozlokowali się inni aurorzy- w tym zespół, do którego należała ex-dziewczyna Syriusz Blacka, Helena Yroonwood oraz Lee Jordan, którzy dołączyli do aurorów za raz po zakończeniu wojny w trybie awaryjnym.
- Wszyscy są? – półgębkiem Kinglsey zadał pytanie
Robardsowi.
Szef Biura
Aurorów skinął głową w geście potwierdzenia.
- Nie ma z nami szefa Departamentu Przestrzegania Prawa –
tubalny głos ministra ogarnął całą salę-
gdyż uznaliśmy, że sprawa o kryptonimie „Olbrzym II” będzie w całości
pod nadzorem moim. Podzielimy was w ten sposób byście mogli wszelkie dostępne
siły rzucić do poszukiwań morderców z Nokturnu.
Kiedy głos
ministra ucichły z krzesła podniósł się Robards:
- Jako aurorzy posiadamy 6 pięcioosobowych zespołów
spośród, których możemy oddelegować 3-4 wyłącznie do tej sprawy. Pozostałe 2
muszą pozostać do spraw związanych z wojną i bieżącymi przestępstwami. Myślę,
że zespoły Savage’a – wymieniony auror wstał – Proudtfoota – także wstał –
Firemana – niski, barczysty siwiejący brunet również powstał – oraz Andrewsa –
gruby blondyn wstał z trudem z krzesła - będą do tego idealnie się nadawały.
Jako kolejny
głos zabrał przedstawiciel Brygady Uderzniowej…
***
W życiu
prywatnym w tym czasie układało się Harry’emu różnie. Nie licząc skrzata
domowego, mieszkał sam w olbrzymim domu w Londynie. Pocieszał się tym, że nie
ma, chociaż daleko do pracy. Z ukochaną widywał się częściej niż zezwalały na
to szkolne warunki i regulamin, jednak w dalszym ciągu były to maksymalnie 2
dni w tygodniu. Co prawda Syriusz oferował mu pomoc w częstszych spotkaniach,
lecz wspólnie z Ginny uznali, że lepiej będzie nie zabierać jej aż tak wiele
czasu w momencie gdy powinna się pilnie uczyć do egzaminów kończących jej naukę
w Hogwarcie. Kiedy nie widywał się z Ginny okazywało się, że większość jego
przyjaciół pozostała jednak w Hogwarcie. Wyjątkiem był Neville i Luna, którzy
jednak zajęci byli swoimi sprawami zawodowymi, dodatkowo babcia chłopaka
podupadła na zdrowiu, więc siłą rzeczy musiał poświęcać jej więcej uwagi.
Konspiracyjnie odwiedzał również rodziców, o czym Harry taktownie nigdy nie
wspominał i nie pytał. Luna w tym czasie zaczęła spotykać się z nowym
chłopakiem, którego tożsamości jak na razie nie zdecydowała się zdradzić
przyjacielowi. Poniekąd Harry dziękował Merlinowi za taką tajemniczość
dziewczyny, gdyż słuchania jej rozterek sercowych lub innych zważywszy na jej
niedawne problemy z seksoholizmem Potter mógłby nie znieść. Nadzieję na
weselsze spędzanie wolnego czasu niż w samotności chłopak wiązał z wyjściem
Rona z ośrodka, tak się jednak nie stało.
Rudzielec od
dawna obrażony był na Hermionę za to, że ta nie odwiedzała go podczas terapii,
która notabene nie została jeszcze w 100% ukończona, a jej listy były zbyt
krótkie, ogólne i stanowczo za rzadko pisane. Kiedy Harry nie chciał zdradzić
przyjacielowi dlaczego dziewczyna zachowuje się tak a nie inaczej, ten
postanowił zareagować w typowy dla siebie sposób, czyli obrazić się na wszystko
i zamknąć w domu rodziców.
Harry
doskonale pamiętał jak dwa dni po fochu Rona próbował odwiedzić go w Norze.
Rudzielec nie tylko nie otworzył mu drzwi, ale także wcale nie wyszedł ze
swojego pokoju z nim porozmawiać, kiedy poprosiła go o to jego własna matka,
gdy już skończyła opieprzać Harry’ego za zachowanie Hermiony i jego lojalność
wobec niej. Skutkowało to tym, że Harry obiecał sobie nie wybierać się tam do
końca roku lub dłużej, kiedy to Weasleyom przejdzie foch na niego. Co gorsza
musiał ukrywać te zdarzenia przed Ginny, która gdyby się o tym dowiedziała była
gotowa w najlepszym razie wysłać matce i bratu wyjca.
***
- Jak zdrowie babci? – zagadnął Neville kiedy w końcu udało
im się wybrać do Baru Pod Trzema Miotłami w środku października.
- Nieco lepiej – odparł Longbottom bez przekonania. –
Dzięki!
Oboje
zanurzyli usta w pianie Piwa Kremowego. Tego dnia rozmowa wyjątkowo się im nie
kleiła. Szczęśliwie do baru weszli George Weasley i Lee Jordan.
- Czołem! – przywitał się z nimi z daleka Lee.
- Siemaneczko! – zawtórował mu rudy.
- Cześć! – odpowiedzieli zgodnie Harry i Neville.
- A co wy tak jak dzieciaki przy Kremowym? – zagadnął
George siadając nonszalancko przy ich stoliku.
- Jutro praca – odrzekł Harry.
- Sam nie będę pił czegoś mocniejszego – bronił się
Neville.
Lee i George
spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Widząc, że zespół aurorów, w którym
pracował Jordan obecnie pracuje wieczorami Harry domyślił się, że jego
przyjaciel popełnił wielki błąd.
- Spoko, wesprzemy cię w tym! – zaoferował Weasley robiąc
obolałą minę.
- Jeśli musimy – dodał Lee przybierając wyraz twarzy jakby
miał zwymiotować.
Niebawem na
stole pojawiła się sporych rozmiarów butelka Ognistey Whisky, która w zatrważająco
szybkim tempie została opróżniana.
- Ty jutro nie pracujesz? – spytał George’a Harry.
- Angelina z Ronem pracują jutro.
- Zatrudniłeś brata?
- Ach, no tak! – żachnął się rudy – Ty przecież nic nie
wiesz! Matka wkurzyła się ostro na Ronusia i powiedziała mu, że albo weźmie się
za siebie i pójdzie do roboty albo nie będzie miał gdzie mieszkać.
- Co?! – zdziwił się Nevile.
- Niemożliwe – Potter był pewny, że Molly nie była zdolna
do czegoś takiego.
George
pokiwał głową z miną znawcy.
- Widzisz Harry, jeżeli urządziła ci taką jazdę za
zachowanie Hermiony, to dlaczego żałosną postawę Ronusia miała potraktować
lepiej? – spytał.
Harry bardzo
chciał zaprzeczyć, ale wiedział, że pani Weasley często traktowała go jak
swojego syna, a nawet jeśli wierzyć opowieściom jej dzieci to lepiej. Z drugiej
strony Ron jeszcze nie był do końca zdrowy psychicznie po traumach jakie
przeżył podczas minionej wojny… Mimowolnie Harry poczuł złość na przyjaciela.
Przecież to właśnie on ponownie narażony był na największe niebezpieczeństwo!
Ba! Nawet zginął, a jednak zdaniem Rona to zbyt mało…
- Harry – głos Lee sprowadził go na ziemię.
- Słucham?
- Masz minę jakbyś chciał kogoś zabić – zauważył George.
- Nie.
- No jak chcesz, ale jakby co mów śmiało co ci leży na
wątrobie – zaoferował George.
Nevile polał
kolejną kolejkę i zabawa nabrała rumieńców. George lustrował siedzące po
przeciwnej stronie czarodziejki niewiele starsze od nich.
- Nie znam ich – rzekł Neville.
- Ja też – dodał Lee.
- Nie chodziły do naszej szkoły – potwierdził Harry.
- Czas to zmienić – powiedział dziarsko George wstając.
- Co zmienić? Chce je zapisać do Hogwartu? – pytał wstawiony
już Longbottom.
Lee
uśmiechnął się szeroko do kolegi z Gryfindoru. Harry zmarszczył brwi, nie miał
ochoty brać w tym udziału, koniec końców to właśnie on przebywał w związku z
jedną z najgorętszych dziewczyn na ostatnim roku w Hogwarcie.
George w tym
czasie zagadywał już do opalonej blondynki i jej zielonowłosej koleżanki. Pozostała
trójka pogrążyła się w obserwacji techników podrywu pozostałego przy życiu
bliźniaka. Chwilę bajerował dziewczyny żywo coś gestykulując w pewnym momencie
uśmiechnął się, a zielonowłosa wstała i spoliczkowała go potężnym ciosem.
Czarodziej aż się zachwiał i poleciał kilka kroków w tył. Zatrzymał się dopiero
na jednym ze stolików. Całe szczęście, że był on niezajęty. George wrócił do
kolegów „na tarczy”.
- Co tam się właśnie… - zaczął Neville.
- Coś ty jej powiedział? – zawtórował mu Jordan.
- Widzisz przyjacielu – zaczął Weasley ze zbolałą miną – to
były lesby.
- I co, i co? – dopytywali z zainteresowaniem Lee i
Neville.
- Powiedziałem, że mi to nie przeszkadza – odparł zgodnie z
prawdą – i że mogę im to nawet udowodnić i dołączyć się do nich…
Salwa
śmiechu jaką wywołała jego opowieść trwała dobrą chwilę.
- Ciekawe co na to twoja siostra? – zagadnął Harry ruszając
sugestywnie brwiami.
- Chcesz jej zaoferować trójkąt z dziewczyną? –
odpowiedział pytaniem na pytanie George.
- Nie – Potter załamał ręce – co sądzi o twojej próbie
podboju dwóch lesbijek.
Właściciel
Czarodziejskich Dowcipów pobladł.
- Nic jej nie mów- powiedział przestraszony.
- Ok.
- Lej, Neville – George ponaglił młodszego kolegę.
Pracownik
Patrolu Przestrzegania Prawa wypełnił jego polecenie. George wzniósł toast za
wszystkie kobiety, których nie trzeba nawracać i opróżnili swoje szklaneczki
jednym haustem.
- Za cztery dni wybory – powiedział Neville po chwili
milczenia.
- Ja chyba nie idę głosować – powiedział dyplomatycznie
Lee.
- Ja jeszcze nie wiem – rzekł Weasley - a ty Harry?
Harry
pokręcił przecząco głową. Możliwe, że będzie wtedy pracował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz