Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

niedziela, 18 marca 2018

96. Droga donikąd


Rozdział 96
Droga donikąd

          Harry był co raz bardziej sfrustrowany swoim dorosłym życiem po opuszczeniu Hogwartu. Jego kariera zawodowa przystopowała w momencie, kiedy ze swoim zespołem musiał zając się sprawą zabójstwa niedawnego współpracownika Ministerstwa z Nokturnu. Co prawda po tygodniu jałowych i przeprowadzanych po omacku poszukiwań udało im się znaleźć na przedmieściach Newcastle resztki zwłok informatora, jednak jak do tej pory największym specjalistom magicznej kryminalistyki w Ministerstwie Magii nie udało się ustalić co spotkało informatora przed śmiercią i w jaki sposób jego zwłoki zostały doprowadzone do takiego stanu w jakim go znaleźli. Bez tego nie mogli zrobić nic więcej w kwestii prowadzenia śledztwa.

          Z drugiej strony prasa dworowała sobie z całego Biura Aurorów z powodu bezsensownego śledztwa prowadzonego przeciw domniemanym, zakamuflowanym przez Voldemorta gdzieś na północy kraju olbrzymom. Śledztwo zostało oficjalnie zakończone na specjalne zwołanej przez szefa biura, Gwaina Robardsa konferencji prasowej. To właśnie na niej reporter „Głosu Wolnościowych Obywateli” rozpoczął festiwal szydery z odrodzonego biura pytając czy teraz aurorzy zajmą się sprawą być może poukrywanych gdzieś w Irlandii gnębiwtrysków?

          Tak naprawdę jedynym efektem prowadzonego przez zespół Harry’ego dochodzenia była śmierć ministerialnego informatora na Nokturnie. Prasa nie raz i nie dwa wytykała to nie tylko aurorom, ale również ministrowi, którego utożsamiano z postępowaniem, a nawet przypisywano mu nie naturalnie długie przeciąganie śledztwa w celu zdyskredytowania politycznych przeciwników ze starych rodów Czystej Krwi.

          W związku z brakiem postępów w sprawie wyjaśnienia śmierci informatora, Robards na polecenie Kingsleya zwołał nadzwyczajne zebranie wszystkich aurorów, Brygady Uderzeniowej, Biura Ochrony Ministerstwa oraz kierownictwa Czarodziejskiego Patrolu Przestrzegania Prawa.

          Obywało się ono w mniejszej sali konferencyjnej ministerstwa. Znajdowało się tam jedenaście rzędów krzeseł, które były ustawione po 6 w szeregu. Naprzeciwko nich znajdował się solidny stół, za którym ustawiono 5 krzeseł. Na centralnym z nich usiadł Kingsley. Po jego prawicy siedział Robars, a dalej dobiegający czterdziestki szef CPPP. Na lewo od ministra zasiadł dowódca Brygady Uderzeniowej oraz najwyższy oficer Biura Ochrony Ministerstwa.

          Pierwszy rząd przeznaczony dla słuchaczy zajęła szóstka funkcjonariuszy BOM-u, która jeszcze przed wejściem skonfiskowała różdżki wszystkim uczestnikom walnej narady. Za nimi zasiadł tuzin członków Brygady Uderzeniowej. Za ich plecami siedzieli członkowie Patrolu- Harry ze smutkiem odnotował brak Neville wśród nich. Tuż za nimi miejsce zajęli aurorzy z zespołu Savage’a. Poza dowódcą znajdowali się w nim pochodząca z Ameryki Południowej, Mulatka Sabrina oraz trójka około trzydziestoletnich mieszkańców Walii. Krzesło najbliżej ściany pozostało wolne.

Za nimi ulokował się zespół złożony z Williamsona, Proudfoota, Johna McCarthy, Harry’ego, Chinki Chichi a skrajnie zewnętrzne miejsce pozostało wolne tak jak i w poprzednim rzędzie. Za nimi rozlokowali się inni aurorzy- w tym zespół, do którego należała ex-dziewczyna Syriusz Blacka, Helena Yroonwood oraz Lee Jordan, którzy dołączyli do aurorów za raz po zakończeniu wojny w trybie awaryjnym.

- Wszyscy są? – półgębkiem Kinglsey zadał pytanie Robardsowi.

          Szef Biura Aurorów skinął głową w geście potwierdzenia.

- Nie ma z nami szefa Departamentu Przestrzegania Prawa – tubalny głos ministra ogarnął całą salę-  gdyż uznaliśmy, że sprawa o kryptonimie „Olbrzym II” będzie w całości pod nadzorem moim. Podzielimy was w ten sposób byście mogli wszelkie dostępne siły rzucić do poszukiwań morderców z Nokturnu.

          Kiedy głos ministra ucichły z krzesła podniósł się Robards:

- Jako aurorzy posiadamy 6 pięcioosobowych zespołów spośród, których możemy oddelegować 3-4 wyłącznie do tej sprawy. Pozostałe 2 muszą pozostać do spraw związanych z wojną i bieżącymi przestępstwami. Myślę, że zespoły Savage’a – wymieniony auror wstał – Proudtfoota – także wstał – Firemana – niski, barczysty siwiejący brunet również powstał – oraz Andrewsa – gruby blondyn wstał z trudem z krzesła - będą do tego idealnie się nadawały.

          Jako kolejny głos zabrał przedstawiciel Brygady Uderzniowej…

***

          W życiu prywatnym w tym czasie układało się Harry’emu różnie. Nie licząc skrzata domowego, mieszkał sam w olbrzymim domu w Londynie. Pocieszał się tym, że nie ma, chociaż daleko do pracy. Z ukochaną widywał się częściej niż zezwalały na to szkolne warunki i regulamin, jednak w dalszym ciągu były to maksymalnie 2 dni w tygodniu. Co prawda Syriusz oferował mu pomoc w częstszych spotkaniach, lecz wspólnie z Ginny uznali, że lepiej będzie nie zabierać jej aż tak wiele czasu w momencie gdy powinna się pilnie uczyć do egzaminów kończących jej naukę w Hogwarcie. Kiedy nie widywał się z Ginny okazywało się, że większość jego przyjaciół pozostała jednak w Hogwarcie. Wyjątkiem był Neville i Luna, którzy jednak zajęci byli swoimi sprawami zawodowymi, dodatkowo babcia chłopaka podupadła na zdrowiu, więc siłą rzeczy musiał poświęcać jej więcej uwagi. Konspiracyjnie odwiedzał również rodziców, o czym Harry taktownie nigdy nie wspominał i nie pytał. Luna w tym czasie zaczęła spotykać się z nowym chłopakiem, którego tożsamości jak na razie nie zdecydowała się zdradzić przyjacielowi. Poniekąd Harry dziękował Merlinowi za taką tajemniczość dziewczyny, gdyż słuchania jej rozterek sercowych lub innych zważywszy na jej niedawne problemy z seksoholizmem Potter mógłby nie znieść. Nadzieję na weselsze spędzanie wolnego czasu niż w samotności chłopak wiązał z wyjściem Rona z ośrodka, tak się jednak nie stało.

          Rudzielec od dawna obrażony był na Hermionę za to, że ta nie odwiedzała go podczas terapii, która notabene nie została jeszcze w 100% ukończona, a jej listy były zbyt krótkie, ogólne i stanowczo za rzadko pisane. Kiedy Harry nie chciał zdradzić przyjacielowi dlaczego dziewczyna zachowuje się tak a nie inaczej, ten postanowił zareagować w typowy dla siebie sposób, czyli obrazić się na wszystko i zamknąć w domu rodziców.

          Harry doskonale pamiętał jak dwa dni po fochu Rona próbował odwiedzić go w Norze. Rudzielec nie tylko nie otworzył mu drzwi, ale także wcale nie wyszedł ze swojego pokoju z nim porozmawiać, kiedy poprosiła go o to jego własna matka, gdy już skończyła opieprzać Harry’ego za zachowanie Hermiony i jego lojalność wobec niej. Skutkowało to tym, że Harry obiecał sobie nie wybierać się tam do końca roku lub dłużej, kiedy to Weasleyom przejdzie foch na niego. Co gorsza musiał ukrywać te zdarzenia przed Ginny, która gdyby się o tym dowiedziała była gotowa w najlepszym razie wysłać matce i bratu wyjca.

***

- Jak zdrowie babci? – zagadnął Neville kiedy w końcu udało im się wybrać do Baru Pod Trzema Miotłami w środku października.

- Nieco lepiej – odparł Longbottom bez przekonania. – Dzięki!

          Oboje zanurzyli usta w pianie Piwa Kremowego. Tego dnia rozmowa wyjątkowo się im nie kleiła. Szczęśliwie do baru weszli George Weasley i Lee Jordan.

- Czołem! – przywitał się z nimi z daleka Lee.
- Siemaneczko! – zawtórował mu rudy.
- Cześć! – odpowiedzieli zgodnie Harry i Neville.
- A co wy tak jak dzieciaki przy Kremowym? – zagadnął George siadając nonszalancko przy ich stoliku.
- Jutro praca – odrzekł Harry.
- Sam nie będę pił czegoś mocniejszego – bronił się Neville.

          Lee i George spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Widząc, że zespół aurorów, w którym pracował Jordan obecnie pracuje wieczorami Harry domyślił się, że jego przyjaciel popełnił wielki błąd.

- Spoko, wesprzemy cię w tym! – zaoferował Weasley robiąc obolałą minę.
- Jeśli musimy – dodał Lee przybierając wyraz twarzy jakby miał zwymiotować.

          Niebawem na stole pojawiła się sporych rozmiarów butelka Ognistey Whisky, która w zatrważająco szybkim tempie została opróżniana.

- Ty jutro nie pracujesz? – spytał George’a Harry.
- Angelina z Ronem pracują jutro.
- Zatrudniłeś brata?
- Ach, no tak! – żachnął się rudy – Ty przecież nic nie wiesz! Matka wkurzyła się ostro na Ronusia i powiedziała mu, że albo weźmie się za siebie i pójdzie do roboty albo nie będzie miał gdzie mieszkać.
- Co?! – zdziwił się Nevile.
- Niemożliwe – Potter był pewny, że Molly nie była zdolna do czegoś takiego.

          George pokiwał głową z miną znawcy.

- Widzisz Harry, jeżeli urządziła ci taką jazdę za zachowanie Hermiony, to dlaczego żałosną postawę Ronusia miała potraktować lepiej? – spytał.

          Harry bardzo chciał zaprzeczyć, ale wiedział, że pani Weasley często traktowała go jak swojego syna, a nawet jeśli wierzyć opowieściom jej dzieci to lepiej. Z drugiej strony Ron jeszcze nie był do końca zdrowy psychicznie po traumach jakie przeżył podczas minionej wojny… Mimowolnie Harry poczuł złość na przyjaciela. Przecież to właśnie on ponownie narażony był na największe niebezpieczeństwo! Ba! Nawet zginął, a jednak zdaniem Rona to zbyt mało…

- Harry – głos Lee sprowadził go na ziemię.
- Słucham?
- Masz minę jakbyś chciał kogoś zabić – zauważył George.
- Nie.
- No jak chcesz, ale jakby co mów śmiało co ci leży na wątrobie – zaoferował George.

          Nevile polał kolejną kolejkę i zabawa nabrała rumieńców. George lustrował siedzące po przeciwnej stronie czarodziejki niewiele starsze od nich.

- Nie znam ich – rzekł Neville.
- Ja też – dodał Lee.
- Nie chodziły do naszej szkoły – potwierdził Harry.
- Czas to zmienić – powiedział dziarsko George wstając.
- Co zmienić? Chce je zapisać do Hogwartu? – pytał wstawiony już Longbottom.

          Lee uśmiechnął się szeroko do kolegi z Gryfindoru. Harry zmarszczył brwi, nie miał ochoty brać w tym udziału, koniec końców to właśnie on przebywał w związku z jedną z najgorętszych dziewczyn na ostatnim roku w Hogwarcie.

          George w tym czasie zagadywał już do opalonej blondynki i jej zielonowłosej koleżanki. Pozostała trójka pogrążyła się w obserwacji techników podrywu pozostałego przy życiu bliźniaka. Chwilę bajerował dziewczyny żywo coś gestykulując w pewnym momencie uśmiechnął się, a zielonowłosa wstała i spoliczkowała go potężnym ciosem. Czarodziej aż się zachwiał i poleciał kilka kroków w tył. Zatrzymał się dopiero na jednym ze stolików. Całe szczęście, że był on niezajęty. George wrócił do kolegów „na tarczy”.

- Co tam się właśnie… - zaczął Neville.
- Coś ty jej powiedział? – zawtórował mu Jordan.
- Widzisz przyjacielu – zaczął Weasley ze zbolałą miną – to były lesby.
- I co, i co? – dopytywali z zainteresowaniem Lee i Neville.
- Powiedziałem, że mi to nie przeszkadza – odparł zgodnie z prawdą – i że mogę im to nawet udowodnić i dołączyć się do nich…

          Salwa śmiechu jaką wywołała jego opowieść trwała dobrą chwilę.

- Ciekawe co na to twoja siostra? – zagadnął Harry ruszając sugestywnie brwiami.
- Chcesz jej zaoferować trójkąt z dziewczyną? – odpowiedział pytaniem na pytanie George.
- Nie – Potter załamał ręce – co sądzi o twojej próbie podboju dwóch lesbijek.

          Właściciel Czarodziejskich Dowcipów pobladł.

- Nic jej nie mów- powiedział przestraszony.
- Ok.
- Lej, Neville – George ponaglił młodszego kolegę.

          Pracownik Patrolu Przestrzegania Prawa wypełnił jego polecenie. George wzniósł toast za wszystkie kobiety, których nie trzeba nawracać i opróżnili swoje szklaneczki jednym haustem.

- Za cztery dni wybory – powiedział Neville po chwili milczenia.
- Ja chyba nie idę głosować – powiedział dyplomatycznie Lee.
- Ja jeszcze nie wiem – rzekł Weasley - a ty Harry?

          Harry pokręcił przecząco głową. Możliwe, że będzie wtedy pracował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz