Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 17 listopada 2016

84. Wywiad z żywym trupem



Rozdział 84
Wywiad z żywym trupem

            Czas upływał, a zagadka powrotu Syriusza Blacka do świata żywych pozostawała nie wyjaśniona. Początkowo media miały ważniejsze tematy do omówienia, m.in. obalenia reżimu Lorda Voldemorta, bitwa o Hogwart, przywracanie normalności w społeczności czarodziejów przez ministra Shacklebolta, a ostatnimi czasy tajemnicze zniknięcie Harry'ego Pottera i jego domniemana kariera przestępcza.

            Dwa dni temu w "Proroku Codziennym" ukazał się duży artykuł nieznanego autorstwa. W komentarzu od redakcji napisano, że został podesłany przez pragnącego zachować anonimowość, dobrze poinformowanego oraz zatroskanego o prawdę i godny wzór dla młodzieży, czarodzieja. Napisano w nim, że bohater "bez skazy" zwany też "Chłopcem, który wygrał" nie jest taki wspaniały jak wszyscy o nim myślą. Dopuścił się bowiem szeregu niegodziwości. Wymieniono we wstępie wszystkie złe rzeczy jakie napisała o nim kilka lat temu Rita Skeeter. W dalszej części autor skupił się na domniemanym włamaniu przez Harry'ego do jednej ze skrytek w Banku Gringotta.

            Syriusz czytał ten artykuł dwa, może trzy razy. Domyślał się, że w tekście jest wiele prawdy. Harry na prawdę mógł włamać się do banku. Tego nie wykluczał. Co więcej spodziewał się nawet, że chłopak zrobił to by pokonać Voldemorta. Spodziewał się, że jeden z horkruksów jest w nim ukryty. W końcu takie rzeczy ukrywa się wyłącznie w bezpiecznych miejscach, a bank należał do najlepiej strzeżonych obiektów w magicznej Wielkiej Brytanii. Dziwiło go tylko skąd nieznany z nazwiska autor artykułu mógł mieć takie poufne dane. Gobliny, którym przywrócono władanie w banku nie ujawniały swoich wpadek i porażek, a za taką trzeba uznać włamanie czarodzieja do jednej ze skrytek oraz ucieczkę z niej.

            Niestety Harry wraz z Hermioną udali się na początku sierpnia do Australii by odszukać jej rodziców i nie było możliwości zweryfikować rewelacji Proroka. Trzeci z winnych włamania, czyli Ron znajdował się ośrodku na rehabilitacji psychiki, która ucierpiała w wyniku wojennych przeżyć. W związku z tym Syriusz będący formalnie prezesem organizacji leczącej rudzielca wymógł na uzdrowicielach by ci zabronili mediom kontaktować się z nim tłumacząc to dobrem pacjenta i koniecznością ochrony jego nadwyrężonej psychiki. W związku z tym odcięto go na jakiś czas od dostępu do czasopism czy radia.

            Niezaspokojone media tymczasem szalały coraz bardziej. Szybko połączyły rewelacje anonimowego korespondenta z zaginięciem Pottera i jego przyjaciółki. "Czarownica" posunęła się nawet do poświęcenia całego sierpniowego numeru na rozpisywanie się o rewelacjach Proroka, możliwym romansie zaginionych sprawców włamania, przyczynach załamania nerwowego Rona itp. "Głos Wolnościowych Obywateli" skupił się na tym czy za włamanie i ewentualną kradzież Potter może trafić do Azkabanu. Inne media na zmianę trąbiły o romansie przyjaciół i włamaniu. Obie te rzeczy zawsze łączyły się z zaginięciem obojga.

            Zszokowani członkowie Zakonu Feniksa, który miał przestać istnieć postanowili jednak działać w obronie dobrego imienia bohatera białomagicznej i tolerancyjnej części brytyjskiego społeczeństwa magicznego. Koniec końców Kingsley, który w dalszym ciągu przewodził Zakonowi zadecydował, że trzeba zmienić temat plotek do czasu, aż Harry wróci i będą mogli to z nim wyjaśnić.

- Jak to wygląda z tym Harrym? - zagadała Helena w dniu, w którym Black miał odwrócić uwagę mediów i ich odbiorców od chrześniaka.
- Ciężko stwierdzić - odpowiedział zgodnie z prawdą Syriusz - wiesz dopóki on nie wróci, nie możemy niczego wykluczyć.

            Yronwood głośno wciągnęła powietrze.

- Czyli ty nie wykluczasz, że on mógł to zrobić! - wypaliła.
- No... wiesz... - gubił się w zeznaniach.
- A co to za tajemnicze zniknięcie chłopaka i tej Mugolaczki?
-Hermiony - poprawił ją mimowolnie - mówiłem ci już, że pojechali szukać i sprowadzić z powrotem jej rodziców, których wcześniej ukryli przez Voldemortam -zakończył z naciskiem.
- Ukryli i nie wiedzą gdzie? - dociekała kobieta.
- Nie wiem, cholera jasna - wybuchł mężczyzna - dobrze wiesz, że w tym czasie byłem daleko stąd, więc powiedz mi do kurwy nędzy skąd mam o tym wiedzieć?!

            Piorunowali się przez chwilę spojrzeniami. Prawdę mówiąc odkąd Harry opuścił kraj, między nimi nie układało się zbyt dobrze. Helena wyrażała często opinie na jego temat będące odwrotnie proporcjonalne do tego czego oczekiwał jej ukochany. Kłócili się często. Mieszkająca wciąż u niej siostra kobiety, Lucy nie raz musiała występować w roli mediatora. Uspokajała ich nim w ruch poszły różdżki...

- Znowu się kłócimy - zauważył chłodno Syriusz.
- Prawda.
- Wiesz zaczynam się zastanawiać czy nasza znajomość ma w ogóle sens?!
- Jak śmiesz?!
- Wynocha!

            Helena nie wytrzymała nerwowo. Z oczu popłynęły jej rzewne strumienie łez. Opadło głośno na krzesło zanosząc się szlochem. Nim Syriusz zdołał się ruszyć jej ręka sięgnęła po różdżkę. Wycelowała w niego. Wciąż łkała, a jej policzki pokrywały się w nowych kroplach łez. Jej twarz jednak wrażała zimną furię.

- Co... - chciał powiedzieć Syriusz, lecz głos uwiądł mu w gardle.

            Poczuł jak klatka piersiowa gwałtownie przyspiesza swoje ruchy. Dostał jakąś klątwą, której nie potrafił zidentyfikować. Przed oczami mu pociemniało. Utracił świadomość.

- Syriuszu... 

            Zero reakcji.

- Syriuszu...- czyjś głos przebił się do jego świadomości.

            Poczuł delikatny nacisk na swój bark. Następnie do nozdrzy dotarł mu delikatny, kwiatowy zapach. Kolejny ucisk na ramię.

- Black... - damski głos stawał się bardziej spanikowany.

            Otworzył oczy. Przed jego oczami znajdowała się twarz Ginny. Klęczała przy nim. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że leżał w kuchni.

- Co się dzieje? - spytał usiłując wstać, lecz mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa.
- Przyszłam do ciebie pół godziny temu, miałam ci towarzyszyć w drodze do ojca Luny - odpowiedziała w przyspieszonym tempie - miałeś dziś udzielić mu wywiadu, pamiętasz?
- Ta...- odparł słabo.
- Co tu się stało? - teraz to ona pytała.
- Pokłóciłem się z Heleną i rozstaliśmy się.
- To musiało być burzliwe zakończenie znajomości.
-  Coś w ten deseń-potwierdził kolejny raz próbując wstać - nie mogę się podnieść - powiedział usiłując nie brzmieć jakby był przerażony.

            Machnęła różdżką i ostrożnie przeniosła go na kanapę w salonie. Zamyśliła się nad czymś.

- Trzeba cię zabrać do Munga - oznajmiła wreszcie - przełożę twój wywiad w "Żonglerze". Ojciec Luny będzie mógł pisać o tajemniczych okolicznościach w jakich pozbawiono go wywiadu z tobą.
- Super - ucieszył się Black.

            Ginny spojrzała na niego jak na wariata, ale nic nie powiedziała. Widocznie uznała, że klątwa, którą oberwał i przeżycia ostatnich dwudziestu lat jego życia dają o sobie znać. Ogłosiła tylko, że wzywa ojca i razem zabierają go do szpitala dla czarodziejów.

            Artur pojawił się jakiś kwadrans później. Wspólnie za pomocą sieci Fiu przetransportowali rannego do Munga. Pracownik ministerstwa udał się tam z nim by dopilnować wszelkich formalności. Ginny w tym czasie udała się do domu państwa Lovegood.

            Tak jak się spodziewali następnego dnia ukazał się numer specjalny "Żonglera", w którym Ksenofilius trąbił o zamachu na jego niedoszłego rozmówcę. Na potwierdzenie załączał opinię jednego z uzdrowicieli, który tłumaczył, że Łapa oberwał od dawna nie spotykaną w Wielkiej Brytanii klątwą. W mediach zawrzało. Thomas Fox w "GWO" postawił hipotezę, że Black w wywiadzie miał oczyścić dobre imię Harry'ego Pottera z błota i dlatego miał zostać spacyfikowany przez wrogów "Chłopca, który ocalił magiczną Brytanię".

            Sam Syriusz w św. Mungu spędził cztery dni. Podczas pobytu w placówce przy drzwiach do jego pokoju nieustannie kręcił się ktoś z Zakonu Feniksa lub GD. Ginny zadbała o spokój ojca chrzestnego swojego ukochanego mobilizując gwardzistów.

            Wreszcie dzień po powrocie do domu  przy pomoc niezawodnej panny Weasley lub "Przyszłej pani Potter" jak zaczął ją w tym czasie tytułować udał się do domu Ksenofiliusa Lovegood' a. 

            Gospodarz zaprosił go do skromnie urządzonej kuchni - kończył odbudowę domu po wizycie w nim Pottera z przyjaciółmi oraz śmierciożerców. Usiedli przy stole. Lovegood podał herbatę i kruche ciasteczka.

- Jak się pan czuje? - spytał ojciec Luny.
- Dziękuję, już wróciłem do normalnego stanu.
- Kto pana zaatakował? - red. nacz. "Żonglera" był bardzo bezpośredni.
- Nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Oberwałem klątwą, która według uzdrowicieli z św. Munga nie została używa w naszym kraju od ponad stu lat. Całą sytuację pamiętam jak przez mgłę.
- Co w takim razie pan pamięta?
- Byłem w kuchni własnego domu i... dziewczyna, która miała mnie do pana przyprowadzić kilka dni temu docuciła mnie kilkadziesiąt minut później.
- Niewiele - przyznał redaktor - zmieńmy temat. Społeczność czarodziejów uznała pana za tragicznie zmarłego. Jak widać wrócił pan do żywych i ma się całkiem dobrze?
- Chyba, że ktoś akurat próbuje mnie ukatrupić we własnej kuchni - zaśmiał się Syriusz - ale tak poza tym, to tak. Mam się dobrze. Rozglądam się powoli za jakąś pracą, co by nasza społeczność miała ze mnie jeszcze jakiś pożytek.
- O planach na przyszłość jeszcze porozmawiamy - zapewnił pan Lovegood - jak to możliwe, że pan wrócił? Wiele osób wpadło za tę zasłonę, lecz nie ma udokumentowanych przypadków powrotu.
- Widocznie ktoś uznał, że mam tu jeszcze coś do zrobienia i sądząc po moich dalszych losach rzeczywiście tak było. Jeśli pyta mnie pan o techniczne strony mojego powrotu to muszę pana rozczarować, gdyż w dalszym ciągu nie wiem czy to co zobaczyłem było snem czy jawą. Myślę, że mogę zdradzić, iż widzenie zmarłych osób nie jest czymś normalnym. Rzecz jasna, jeżeli nie jest to jeden z hogwarckich duchów.
- Kogo pan widział?
- Przyjaciół zamordowanych wiele lat temu.
- Czy byli wśród nich rodzice H. Pottera?
- Między innymi, ale wolałbym o tym nie rozmawiać.
- Oczywiście. W takim razie muszę spytać jakie są pana relacje z ich synem?
- Niewiele osób o tym wie i możesz napisać, że ujawniacie to jako pierwsi, ale jestem jego ojcem chrzestnym!
- Szokujące - zgodził się redaktor - jednak wiele osób mogło się tego domyślić.
- W sumie racja. Jeszcze przed wycieczką na tamten świat chciałem żeby Harry trafił pod moją opiekę, jednak zważywszy na niesłusznie ścigających mnie dementorów i aurorów nie byłoby to zbyt roztropne.
- Po powrocie z zaświatów też się pan ukrywał?
- W zasadzie nie musiałem. Kiedy ocknąłem się po powrocie znajdowałem się w Chinach.  Byłem na tyle daleko stąd, że nie musiałem się martwić o zdemaskowanie. Z resztą nie od razu trafiłem do świata czarodziejów. Do tego doszło znacznie później. Dzięki pomocy przypadkowo poznanego czarodzieja trafiłem do Miasta Czarodziei w Chinach. Niezapomniane przeżycia. Ponad milion osób takich jak ty, chociaż o zupełnie innym wyglądzie w jednym miejscu.
- Co było dalej?
- Wpadłem w tarapaty, z których wydobyła mnie pochodząca z Anglii rodzina. Przygarnęła mnie do siebie, pomimo tego, że wiedzieli kim jestem. Przekazali mi też informacje o tym, że zostałem uniewinniony, a Harry pokrzyżował plany Voldemorta w Departamencie Tajemnic.
- Ustalając szczegóły naszej rozmowy oznajmił pan, że nie chce mówić na temat zdarzeń we wspominanym departamencie czy zmienia pan zdanie?
- Nie.
- Ok, w takim razie co było dalej?
- Dzięki pomocy rodaków udałem się w drogę do Ojczyzny. Po drodze zawitałem też do Kazachstanu, Rosji czy Niemiec. To właśnie tam zatrzymałem się na dłużej. Nim do tego dojdziemy muszę wspomnieć, że wrażenie zrobiły na mnie świetnie zorganizowane społeczności, subkultury czarodziejów w Rosji. Tym bardziej bolał mnie fakt, że bardzo bezpardonowo ze sobą walczą.
- Co ma pan na myśli?
- Ogolonych na łyso czarodziejów w ciężkich butach oraz zwykle długowłosych, ubierających się na czarno anarchistów. Spędziłem trochę czasu z obojga środowiskami i wiem, że pałają do siebie nienawiścią tak ogromną jak my do śmierciożerców.
- Którzy z nich byli, więc odpowiednikiem Sam- Wiesz- Kogo?
- Tych realiów nie można przełożyć w skali 1 do 1. Nie znam genezy konfliktu tych społeczności magicznych w Rosji i nie chcę wprowadzić czytelników w błąd. Obie strony mają coś za uszami, chociażby handel narkotykami przez anarchistów.
- Zatrważające. Długo był pan w Rosji?
- Niezbyt. Przynajmniej w porównaniu do czasu jaki spędziłem w Chinach czy Niemczech. W tych ostatnich wiązało się to z resztą z moimi problemami z... hm... zdrowiem oraz zagranicznymi, przymusowymi sprzymierzeńcami Voldemorta, którzy gdy tylko mogli zerwać z nim współpracę hm... wyleczyli mnie. Razem z nimi wróciłem z resztą do kraju. Żałuję, że opuścili go przed decydującą bitwą. Z ich pomocą z pewnością moglibyśmy ocalić życie kilkunastu czarodziejów albo przypadkowych ofiar wśród uczniów.
- W samej bitwie...
- Brałem udział. Pozbyłem się z niej kilku śmierciożerców.
- Wiem, że tuż po niej pomagał pan weryfikować aurorów.
- To prawda. Zrobiłem to na prośbę ministra Shacklebolta.
- Ministra, który jeszcze jako auror odpowiadał za ściganie pana.
- Czas zmienia ludzi. Jak pan widzi to, że minister nie zdołał mnie wtedy złapać wyszło nam wszystkim na dobre. Na jego usprawiedliwienie powiem, że miałem wtedy na prawdę dobre kryjówki, chociaż raz omal nie wpadłem.
- Mówi pan o sytuacji niecały roku po ucieczce z Azkabanu?
- Tak. Nie wyjawię jednak kto mi wtedy pomógł.
- Jak zapatruje się pan na decyzję Shacklebolta o wyborach nowego ministra w połowie listopada. Równocześnie mamy też wybrać 20 osób, które utworzą magiczny parlament.
- Myślę, że minister pragnie zalegalizować swoją władzę przez społeczeństwo. Nikt chyba nie bierze pod uwagę żeby mógł przegrać zważywszy na jego dokonania w ciągu pierwszych miesięcy urzędowania. Wydaje mi się, że rządy despoty nie wyszły nam na zdrowie, dlatego popieram utworzenie magicznego parlamentu. Podobne systemy sprawdzają się w innych krajach. Dlaczego, więc nie spróbować u nas?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz