Rozdział 40
Kwestia GD
Syriusz został znów sam w domu, przy Grimmauld Place w
Londynie. Stan ten trwał przez jakiś czas. Czasem próbował skontaktować się z
Harrym przez lusterko, lecz ten chyba o nim zapomniał. Mimo to zawsze nosił je
przy sobie.
Tym razem nie był sam zbyt długo. Już po upływie trzech
dni do Londynu powrócił Lupin - tym razem na dobre. Mężczyzna po powrocie nie
wyglądał na zbyt zdrowego, jednak eliksir dostarczony mu przez -
znienawidzonego przez gospodarza domu przy Grimmauld Placu - profesora eliksirów
z Hogwartu, spełnił zadanie i poprawił siły witalne jego organizmu. Niedługo
potem, Snape dostarczył też przez prof. McGonagall eliksir mającą uśnieżyć ból
podczas transformacji w wilkołaka i złagodzić skutki tego wydarzenia.
- Co tak właściwie robiłeś
na ostatniej misji? - spytał Black Lupina dzień przed pełnią.
- Badałem nastroje
wilkołaków.
- I jak wśród nich?
- Greyback zdominował ich,
zbierają siły i szykują się do czynnego udziału po stronie Voldemorta, gdy ten
tylko się ujawni. Tak długo jak żyje Dumbeldore nie mamy się czego obawiać, on
w końcu przekona Knota do zmiany polityki ministerstwa.
- Chyba za bardzo wierzysz w
naszego starego Albusa...
Lupin spojrzał podejrzliwie na przyjaciela.
- Rozumiem, że jesteś
rozgoryczony jego decyzjami co do ciebie, ale... czy nie powinieneś być mu
bardziej... y wdzięczny?
- Jestem, ale nie należę też
do fanatyków Albusa. Nie będę go ślepo popierał w każdym możliwym aspekcie.
- W sumie to zdrowe
podejście.
- A pro po zdrowia -
powiedział Syriusz z uśmiechem - może wypijemy coś na nie?
- Nie tym razem.
Remus mimo początkowo stanowczej odmowy, dał się w końcu
nakłonić i już po chwili razem spożywali wino malinowe, przywiezione przez
wilkołaka z... skąd? Tego Syriusz nie potrafił sobie przypomnieć pod koniec libacji.
- Skąd to? - spytał
przyjaciela, wskazując na butelkę po winie.
- No to taki trunek. Wino
chyba - odparł tonem znawcy Remus.
- Nie pytam co, tylko skąd!
- No z Anglii.
W tym momencie mężczyźni doszli do wniosku, że pora
zakończyć te posiedzenie i udali się na zasłużony spoczynek, nawet się
wcześniej nie myjąc - na takie błahostki przyjdzie czas rano.
Rano istotnie zaczęli dzień od wizyt w łazience. Tego
dnia nie mieli żadnych szczególnych planów, lecz lepiej nie przespać całego
dnia, bo a nóż może śmierciożercy i ich przywódca się ujawnią i zacznie się
walka na całego.
Nic takiego nie wydarzyło się, jednak tego dnia. Śnieg
jak leżał w Londynie do tej pory, tak dalej leżał. Mugole wciąż chodzili po
mieście w wielkim pośpiechu i załatwiali swoje codzienne sprawunki i zadania.
Czarodzieje dalej się ukrywali przez nie magicznymi osobami, w dodatku
większość z nich dalej nie miała pojęcia o powrocie Lorda Voldemorta lub
uwierzyła zapewnieniom Ministerstwa Magii.
Syriusz musiał przyznać, że Knot stworzył całkiem sprawny
aparat propagandy. Wszelcy krytycy ministerstwa byli od razu oskarżani o próbę
przejęcia władzy w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii poprzez zamach i spychani
na margines życia polityczno- społecznego. Dodatkowo media będące po stronie Knota
przeprowadzały ciągłą nagonkę na przeciwników ministra i jego administracji. Co
bardziej wrażliwi czarodzieje i czarownice zamykali się w sobie i wyłączali z
publicznej debaty na trudne dla reżimu Knota sprawy. Osoby, które do tej pory
stawały w obronie Albusa Dumbledore zostały pozbawione głosu i ukazane jako
ślepo wierzący w nieomylność "pomylonego starca". Najważniejszy
świadek zdarzeń mogących zaszkodzić wizji magicznego świata jaką roztaczał
"Prorok Codzienny" i reszta mediów pod czujnym okiem Knota, był
codziennie - jak nie częściej - opisywany jako osoba niespełna rozumu,
cierpiąca na manię bycia ciągle w centrum zdarzeń. Wyżywali się przy tym na
Harry'm - bo o nim mowa - redaktorzy przy każdej możliwej okazji. Nikogo nie
dziwiły już od jakiegoś czasu głupie komentarze pod nieprawdopodobnymi
historiami, mówiące o tym, że "jest to historia godna Pottera i jego
blizny".
Syriusz nie godził się z takim postawieniem spraw.
Początkowo jak większość członków Zakonu Feniksa zrezygnował ze słuchania radia
i kupowania czasopism, jednak pod wpływem "pomylonego starca" dał się
przekonać, że dobrze wiedzieć co mówi o tobie wróg, bo wrogiem dla Zakonu było
w tym momencie ministerstwo, mimo że powinno być naturalnym sojusznikiem. Nie
zważywszy na to, przywódca konspiracyjnej organizacji nigdy nie wypowiedział
publicznie lub prywatnie takiego słowa na ministerstwo lub jego pojedynczych
urzędników. Nie zmienia to faktu, że tak właśnie sprawę spostrzegali członkowie
tej organizacji.
Coraz częściej pojawiały się głosy o potrzebie stworzenia
własnego organu prasowego. Co niektórzy konspiratorzy wskazywali nawet Blacka
jako osobę adekwatną do tego przedsięwzięcia. Sam zainteresowany jak narazie do
tej pory milczał. Odpowiednim momentem na omówienie tej, nurtującej coraz
większą liczbę "zakonników" kwestii
będzie najbliższe spotkanie Zakonu Feniksa.
Dumbeldore poinformował przez swojego patronusa Syriusza
i Remusa o posiedzeniu jeszcze tego dnia, późnym wieczorem. Wobec tego Black i
Lunatyk zajęli się przygotowywaniem napoi. Jedzenie miała dostarczyć niezawodna
w tych sprawach Molly Weasley. Szef nie podał tylko czy będzie to spotkanie
całości czy może tylko pewnej grupy. W związku z tym Syriusz przyszykował przy
stole w jadalni krzesła dla każdego członka Zakonu Feniksa.
Około południa Molly dostarczyła pokarm do Londynu.
Przyniosła pęk suszonej kiełbasy, sporo jajek, pieczeń z wieprzowiny, jakieś
sałatki, kilka innych rodzajów mięs oraz dużą misę puddingu. Wyszła zaraz po
przekazaniu jedzenia Remusowi.
Niestety chwilę po tym Albus odwołał zebranie. Jeszcze
dwadzieścia minut później przełożył je na pojutrze. Oznaczało to, że Lupin nie
weźmie w nim udziału. Nie można było mieć wszystkiego, w związku z tym Remus
nie rozpaczał. Postanowił zamknąć się gdzieś w jakimś nie używanym pokoju w
rezydencji. Miał, jednak nie zbliżać się do Harodzioba, który zajmował znaczną
część ostatniego piętra. Koniec końców wybrał sypialnię Regulusa - brata
Syriusza - która znajdowała się obok pokoju ostatniego żyjącego Blacka.
Wobec tego Syriusz sam przygotował jeszcze raz
posiedzenie Zakonu na inny dzień. Pracował przy tym prawie cały ranek i część
popołudnia, gdyż musiał też trochę odpocząć. W końcu długo zajmował się nie
robieniem niczego, np. w Azkabanie, a teraz musiał sam szykować zebrania.
Od 18 do Grimmauld Place 13 zaczęli schodzić się
czarodzieje. Jako pierwszy pojawił się Moody, który miał wewnętrzną potrzebę
sprawdzenia czy w domu nie ma czasem, przypadkiem żadnych czarnoksiężników.
Kiedy to powiedział, Black tylko prychnął mówiąc, że wszystkie media wmawiają
ludziom, że to właśnie on we własnej osobie jest tym najbardziej niebezpiecznym
czarnoksiężnikiem na wolności, chociaż i w Azakabanie bardziej groźnego - wg
nich - nie ma, a była chociażby jego kuzynka Belltriaks. Alastor zignorował ten
wywód i swoje zrobił. Ostatecznie o godzinie 22, przy stole siedzieli już
wszyscy, którzy mieli się tam znaleźć. Nie pojawili się zaledwie Snape, który
miał być w tym czasie na zebraniu zwolenników Lorda Voldemorta oraz Tonks,
Kingsley Shacklebolt mający być na służbie tej nocy jako aurorzy, a także
Elfias Dog i dzieci Molly oraz Artura.
Posiedzenia rozpoczął Albus. Wzniósł na początek puchar z
winem i wypił za zdrowie gospodarza, za czym podążyli inni czarodzieje.
- Mamy w Hogwarcie małą
rebelię przeciw naszej kochanej Dolores Umbridge - zaczął mówić - jak wiecie
Harry i jego przyjaciele nie potrafią siedzieć zbyt długo bezczynnie, w czym
jest podobny do Jamesa i jego paczki...
W tym momencie Syriusz poczuł się mocno sprowokowany do
ataku na przywódcę, ale z całych sił zmusił się by tego nie robić.
- ... na szczęście Syriusz
nie zrobił nic głupiego - kontynuował starzec. - Wracając, jednak do tematu.
Harry stworzył tajną organizację wewnątrzszkolną. Nazwali się Gwardia
Dumbeldore, czyli mnie. Powiem wam w sekrecie, że pochlebia mi taka nazwa -
zaśmiał się Dumbeldore - są dobrze zorganizowani i starają się zachować pełną
konspirację. Niemniej uważam, że niedługo mogą wpaść. Dolores tworzy, a
przynajmniej ma zamiar stworzyć specjalną brygadę mającą zwalczyć GD. Mam tylko
nadzieję, że Harry nie dopuści do starć.
- Albusie, ależ czy na
prawdę uważasz, że to może przybrać taki obrót sprawy? - spytała Emmelina
Vance.
- Nie wykluczam i takiej
możliwości, choć wierzę w zdrowy rozsądek Harry'ego i panny Granger.
- Powinniśmy zakazać im tego
- powiedziała w swoim stylu Molly.
- Nie będziesz nic zakazywać
- zaprotestował gwałtownie Syriusz - przynajmniej mojemu chrześniakowi -
zakończył z naciskiem.
Molly przybrała wojowniczy wyraz twarzy, w związku z czym
cała reszta domyśliła się, że zaraz wybuchnie afera. Chcąc temu zapobiec Ted
Tonks rzekł:
- Nie ma sensu im tego
zabraniać - pod bacznym wzrokiem pani Weasley dodał - czy też ich do tego
zachęcać Syriuszu. Jesteśmy daleko od nich i jak dobrze wiemy i tak nie zrobią
tego o co ich poprosicie, jeśli będzie to sprzeczne z tym czego oni chcą w tej
sprawie - końcówkę dodał pod piorunującym spojrzeniem Łapy.
- Zgadzam się - dodała
Hestia Jones.
- Niemniej Albusie czy nie
możesz jakoś zapobiec temu możliwemu wybuchowi buntu uczniów wobec
ministerstwa? - spytała Artur.
- To bardzo zaszkodziłoby
naszej sprawie - dodała Pomona Sprout.
- Wiem - odparł lakonicznie
Albus - nie sądzę by czarny scenariusz się ziścił, ale bądźcie gotowi na mój
nieoczekiwany wyjazd jak uda im się rozszyfrować GD.
- Jak to? - zdziwili się
wszyscy obecni.
- Jeśli sprawa GD się wyda,
to będę musiał to wziąć na siebie - odpowiedział spokojnie - inaczej wszystko
zwali się na Harry'ego. On musi być w szkole, tylko tam będzie bezpieczny.
Syriusz ostentacyjnie pozbył się powietrza na te słowa.
- Tak się składa, że
przebywa wraz z nim śmierciożerca - zaczął swój protest - poza tym jest ta cała
Umbridge. Oni szukają pretekstu żeby wywalić go ze szkoły i zamknąć w
Azkabanie!
- Co też wygadujesz Syriuszu
- ofukała go McGonagall.
- Nie możliwe - wtrącił
pół-olbrzym Hagrid.
- Tak samo jak atak
dementorów na dwoje nastolatków w centrum miasta?
- Wydaje mi się czasem -
odpowiedziała Molly - że ty byś chciał żeby on był tu z tobą, zamiast w szkole.
Te słowa musiały wywołać burzę. I tak też się stało.
Zarówno ze strony Molly jak i Syriusza padały niewybredne argumenty, obraźliwe
epitety i w końcu wulgaryzmy. Po jakimś czasie Albus uspokoił sytuację, a
zwaśnione osoby usiadły i pozostały w milczeniu aż do końca spotkania, co
nastąpiło dopiero nad ranem. Potem rozmowa toczyła się już tylko na temat
zdrowia Artura, zaniechaniu prób wtargnięcia do Wydziału Tajemnic MM przez
czarnoksiężników oraz ogólnych nastroi w społeczeństwie. Na sam koniec
Andromeda Tonks zaproponowała to nad czym każdy z osobna się już zastanawiał.
- Czy nie moglibyśmy
utworzyć niezależnej gazety?
- Z codzienną mógłby być
problem - odparł Flitwick.
- Może chociaż czasopismo -
podsunął Dung.
- Nie byłoby to proste, ale
całkiem wykonalne - zauważył Artur.
- Miejsce mamy - dodała
Vance, wskazując na dom rodziców Blacka - sprzęt by się ogarnęło w miarę
szybko.
- Nie - zawyrokował Albus.
Wszyscy zareagowali zdziwieniem na tę decyzję. Nikt nie
miał pojęcia dlaczego dyrektor Hogwartu podjął taką decyzję.
- Dlaczego?
- Korneliusz dostanie wtedy
argument żeby uznać nas za wichrzycieli porządku publicznego - wyjaśniał Albus
- zarzuci sianie niepokoju i próbę sięgnięcia po władzę. Dopiero wtedy rozpęta
się nagonka i polowanie na czarownice i czarodziei czytających, tworzących i
sprzedających nasze pismo. Dlatego my pozostaniemy przy rozrzucaniu ulotek i
innych małych karteczek informacyjnych. Mundungus dostarczył mi ostatnio
odpowiednie plakaty - powiedział i wyjął plakat z wewnętrznej kieszeni
czerwonego płaszcza.
Malunek przedstawiał człowieka w czarnej pelerynie, z
maską wyglądającą jak czaszka na twarzy. W jednej dłoni trzymał różdżkę, z
której wypływał strumień zielonego światła w stronę czytelnika, a w drugiej
nóż, którym machał we wszystkie strony. Na głowę naciągnięty miał kaptur, spod
którego wystawała zgnilizna będąca wcześniej prawdopodobnie jego grzywką. Pod
nim znajdował się duży czerwony napis "Oni wracają", a pod nim
mniejszy czarny "Voldemort wrócił, musimy działać by zapobiec jego
terrorowi!".
- Kto to rozwiesi?
- Ja - wychrypiał Syriusz.
- Wiesz, że to niemożliwe -
zaprotestowała Molly.
- Ucisz się jędzo! - ryknął
na nią Black.
Pani Weasley wstała i skierowała broń na gospodarza
zebrania. Miała minę zdradzającą determinację i pewność w tym co chce zrobić.
- Daj mi tylko powód -
syknęła do Blacka.
- Jeden starczy? - zakpił z
niej.
Strumień fioletowego światła pomknął ku Syriuszowi, ale
ten zgrabnie się uchylił. Skinął czubkiem różdżki i naprawił wazon, który
stłukła klątwa Molly.
- Starczy - uspokoił się
Dumbeldore.
- Niech to odwoła! - wykrzyknęła
ruda matka wielu dzieci.
- Niech się nie wpycha tam,
gdzie jej NIKT nie chce - odparował Łapa.
- Dbam tylko o dobro nasz...
- Swoje dobro! - przerwał
jej ostro Black.
Albus spojrzał na nich krytycznym wzrokiem. Uniósł dłoń,
a żadne z nich już się nie odezwało. Ewidentnie mieli siebie dosyć.
- Syriuszu wiesz dobrze, że
nie możesz jeszcze brać udziału w akcjach Zakonu - powiedział - dlatego
proponuję żeby Emmelina wykonała te robotę - dodał, a wszyscy mu przytaknęli.
- Mamy rok 1995, a nasze
władze dalej wybiera się jak w średniowieczu - Moody zaczął kolejny temat -
nawet stary "wariat" taki jak ja, wie że coś tu jest nie tak. Jak
zostać ministrem? Trudno to określić w jednym zdaniu. Sądzę, że musimy postulować
o uproszczenie tego procesu tak aby było to zrozumiałe dla prostych
czarodziejów.
- Nie jesteśmy stronnictwem
politycznym - zaprotestował Deadulus.
- Tak - przytaknął mu Artur.
W skutek braku poparcia dla pomysłu ex- aurora członkowie
Zakonu szybko omówili ostatnią kwestię, tj. dyżurów przy wejściu do sali, w
której przechowywano przepowiednię w ministerstwie.
Syriusz przysłuchiwał się temu na wpół przytomny. Nadal
był wściekły na Molly i z wielką chęcią wymierzyłby jej karę za zbyt aroganckie
zachowanie wobec niego. Po spotkaniu i
pożegnaniu gości, Black doszedł do wniosku, że chyba już nigdy nie zaakceptuje
zachowania rudej jak cała jej rodzina, Molly.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz