Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 28 stycznia 2014

39. Zamach



Rozdział 39
Zamach

                        W wigilijną noc Syriusz został obudzony przez informację od Albusa Dumbledore. Wódz Zakonu poinformował go, że Artur Weasley został ciężko ranny podczas warty. Łapa bez problemu domyślił się, że pan Weasley miał dziś wartę przed salą z przepowiedniami w Departamencie Tajemnic. W skutek tego do Londynu na ferie świąteczne przybyć miała rodzina rannego oraz Harry Potter, który początkowo miał odwiedzić ich w okresie świątecznym, zamiast tkwić w szkole.

            Black nie wiedział co dokładnie stało się znajomemu czarodziejowi, ale miał nadzieję że nic mu nie jest, lecz mimo to pobędzie w szpitalu na tyle, że Harry i reszta - choć oni w mniejszym stopniu - zostaną z nim aż do końca czasu wolnego od szkoły. Prawdę mówiąc bardzo stęsknił się za tą młodocianą gromadą, z którą przebywał jego chrześniak. O braku obecności młodego Pottera nie wspominając.

- Będę zachwycony - powiedział portretowi swojego przodka imieniem Fineas, który był kiedyś dyrektorem Hogwartu i miał swój portret również w gabinecie dyrektora tej szkoły.
- Masz niezbyt wyszukany gust - odpowiedział chłodno czarodziej i zniknął z ram obrazu.

            Syriusz poddał się nerwowemu oczekiwaniu. Powinni się tu zaraz pojawić. Może powinien coś przygotować? Nie miał pojęcia od czego zacząć. Nie zdążył nic zrobić, bowiem z korytarza dobiegły go krzyki portretu matki. Był to znak, że goście już dotarli tu za pomocą świstoklika. 

- PRECZ! - ryknął na obraz kobiety naturalnych rozmiarów.

            Teraz dopiero ujrzał jak na podłodze leżą Weasley'e i młody Potter. Wszyscy ubrani byli w pidżamy i wyglądali na bardzo zaspanych. Nikłe światło płonącej świecy nie dawało im zbyt wiele, więc postanowił zaprosić ich do kuchni, lecz najpierw...

- Co się dzieje? - zapytał, wyciągając rękę, by podnieść Ginny. - Fineas Nigellus powiedział mi, że Artur jest ciężko ranny...
- Zapytaj Harry’ ego - powiedział Fred.
- Tak, ja też chcę to usłyszeć - dodał George.

            Wszyscy zebrani utkwili wzrok na Potterze, a Syriusz odczuł niemiły skurcz w żołądku. Czyżby Harry był zamieszany w zamach?

- To było... - zaczął Harry i urwał - Miałem... coś w rodzaju... wizji...

            Chłopak opowiadał o tym jak zasnął. Śnił o tym jak pan Weasley jest gdzieś w podziemiach i stoi jakby na warcie przed drzwiami. W pewnej chwili doczołgał się do niego ogromny wąż. I wtedy zobaczył jak gad próbuje zabić ojca rudego rodzeństwa.

            Ginny, Fred, George i Ron byli bladzi jak ściana. Troje pierwszych wciąż utrzymywało spojrzenie na brunecie. Nikt nic nie mówił przez pewien czas. Milczenie stawało się niezręczne.
- Mama tu jest? - Fred przerwał ciszę pytaniem do Syriusza.

- Prawdopodobnie nawet jeszcze nie wie, co się stało - odrzekł Syriusz. - Trzeba było przede wszystkim zabrać was stamtąd, zanim Umbridge mogłaby się wmieszać. Myślę, że Dumbledore zadba o to, by powiadomić Molly.
- Musimy udać się do Świętego Munga - oznajmiła nagle Ginny. Spojrzała na swoich braci: wszyscy byli wciąż w piżamach. - Syriuszu, mógłbyś nam pożyczyć płaszcze czy coś...
- Daj spokój, przecież nie możecie się stąd ruszać! - przerwał jej Syriusz.
- Ależ oczywiście możemy, jeśli zechcemy - powiedział Fred buntowniczym tonem. - To nasz ojciec!
- A jak zamierzacie im wytłumaczyć, skąd wiecie, że Artur został zaatakowany, skoro szpital jeszcze nie powiadomił o tym jego żony?
- A jakie to ma znaczenie? - zaperzył się George.
- A takie, że nie chcemy zwracać uwagi wszystkich na fakt, że Harry widzi to, co się dzieje setki mil od niego! - odpowiedział ze złością Syriusz. - Czy wy w ogóle macie jakieś pojęcie, co dla ministerstwa znaczyłaby taka informacja?

            Wszyscy młodociani sprawiali wrażenie jakby nie mieli na ten temat pojęcia. W sumie była to racja - co niektórzy z nich inteligencją nie grzeszyli, zwłaszcza jeśli nie mieli pojęcia o tym co się dzieje. Bliźniacy zdawali się nie być zainteresowani tym, co Knot i reszta mogą o tym sądzić.

- Mógł nam powiedzieć ktoś inny... Mogliśmy to usłyszeć nie od Harry’ ego...
- A od kogo? - żachnął się Syriusz. - Zrozumcie, wasz ojciec został ranny podczas wykonywania zadania dla Zakonu, cała sprawa i tak już śmierdzi z daleka, a wy chcecie jeszcze wszystko pogorszyć, trąbiąc naokoło, że jego dzieci wiedziały o wypadku już po paru sekundach. Możecie poważnie zaszkodzić Zakonowi...
- Mamy w nosie cały ten głupi Zakon! - krzyknął Fred.
- Mówimy o naszym umierającym ojcu! - ryknął George.
- Wasz ojciec wiedział, co mu grozi, i na pewno nie byłby wam wdzięczny za szkodzenie Zakonowi! - odpowiedział rozjuszony Syriusz. - Tak to jest... właśnie dlatego nie jesteście w Zakonie... bo nie rozumiecie... że są rzeczy, za które warto umrzeć!
- Łatwo ci to mówić, skoro tkwisz tu jak kołek! - ryknął Fred. - Jakoś nie widzę, żebyś nadstawiał karku!
            Gdyby tylko mieli pojęcie z jaką rozkoszą udał by się na mogącą zakończyć się śmiercią, straceńczą misję. Wtedy by im pokazał - wszystkim. Zobaczyliby na co stać Syriusza Blacka. Nie mógł, jednak wyładować się na dzieciakach. Przemawiały przez nich emocje - sam robił tak w ich wieku. Nawet, kiedy był nie wiele starszy wolał działać zgodnie z emocjami, a nie pod wpływem racjonalnego myślenia, skończyło się to dla niego najgorzej jak mogło - więzieniem w Azkabanie.
- Wiem, że to niełatwe, ale wszyscy musimy działać tak, jakbyśmy jeszcze o niczym nie wiedzieli. Musimy siedzieć cicho, w każdym razie do czasu, gdy dostaniemy wiadomość od waszej matki. Zgoda? - powiedział w końcu, głosem pozbawionym emocji.
            Ginny opadła na pobliskie krzesło. Harry i Ron wymienili spojrzenia, aż w końcu też usiedli. Na końcu za ich przykładem podążyli Fred i George.
- No, już lepiej - powiedział Syriusz raźniejszym tonem. - Wiecie co... a może byśmy... może byśmy napili się, czekając? Accio piwo kremowe!
            Uniósł różdżkę i ze spiżarni przyleciało pół tuzina butelek, które wylądowały na stole, ślizgając się po nim, rozrzucając resztki kolacji Syriusza i zatrzymując zgrabnie przed każdym z nich. Wszyscy zaczęli popijać i przez chwilę słychać było tylko trzaskanie ognia w palenisku i głuche postukiwanie odstawianych na stół butelek.
- Fawkes! - ucieszył się Syriusz, chwytając pergamin. - To nie jest pismo Dumbledore’a... to musi być wiadomość od waszej matki... proszę...
Wcisnął pergamin w rękę George’a, który rozwinął go i przeczytał na głos:

Tata wciąż żyje. Wybieram się teraz do Świętego Munga. Siedźcie tam, gdzie jesteście. Jak tylko będę mogła, przyślę wam wiadomość. Mama

George spojrzał po wszystkich.
- Wciąż żyje... - powiedział powoli. - Ale to brzmi, jakby...
            Jakby miał zaraz umrzeć - Syriusz zauważył, że i oni to zauważyli. Nie byli, jednak aż tak mało inteligentni.  Nie wiedział już jak może im poprawić nastrój.

- Chodźmy spać - zaproponował bez przekonania.

            Jedyną odpowiedzią były pełne oburzenia miny rudzielców. Nie chcąc prowokować nowej kłótni z bliźniakami, Syriusz został z nimi w milczeniu przy stole i nie mówił już nic. Wezwał tylko kolejne butelki piwa kremowego i co jakiś czas podnosili je do ust. Rzadko się odzywali, głównie po to, by zapytać o godzinę, rzucić retoryczne pytanie, co się teraz może dziać, i zapewnić jeden drugiego, że gdyby coś się stało, już by o tym wiedzieli, bo pani Weasley musiała już dawno przybyć do Szpitala Świętego Munga.
            W końcu wszyscy poza Harrym i Łapą zapadli w sen. Ci dwaj siedzieli w dalszym milczeniu. Nie chcieli obudzić rozdrażnionych dzieci ofiary węża Voldemorta, bo nie mieli złudzeń, że to właśnie ten stwór jest winny ataku na Artura. Po pewnym czasie Black zorientował się, iż również Ginewra nie śpi, a ma tylko zmrużone oczy, którymi wpatruje się w ogień paleniska. Gospodarz wiedział, że zarówno on jak i jego chrześniak czują się tu jak intruzi - przeszkadzają rodzinie pogrążonej w żałobie.
- Jakoś się z tego wyliże - powiedziała Molly głosem słabym ze zmęczenia, gdy pojawiła się około 9 rano. - Śpi. Wszyscy możemy pójść go zobaczyć, ale później. Teraz czuwa przy nim Bill, weźmie sobie wolne przed południem.

            Fred opadł na krzesło, zakrywając twarz rękami. George i Ginny wstali i podeszli do matki, żeby ją uścisnąć. Ron roześmiał się dziwnie i wypił resztkę piwa jednym haustem.
- Śniadanie! - rzucił Syriusz wesołym tonem, zrywając się na nogi. - Gdzie jest ten przeklęty skrzat? Stworek! STWOREK!
            Stworek nie raczył odpowiedzieć na wezwanie swojego pana.
- Ach, dajmy sobie z nim spokój - mruknął Syriusz, licząc wszystkich. - Więc śniadanie na... zaraz... siedem osób. Może jajka na bekonie, herbata, trochę tostów...
            Razem z chrześniakiem przygotowali na szybko posiłek. Przeszkadzała w tym im Molly, która dziękowała Potterowi za ostrzeżenie i Syriuszowi za przyjęcie jej rodziny.
- Wspaniale! - krzyknął ten ostatni, kiedy oznajmiono mu, że definitywnie będzie miał sporo gości na święta.
- Syriuszu - mruknął Harry, nie mogąc już dłużej wytrzymać. - Mogę cię prosić na słówko? Ee... w tej chwili?

            Wszedł do ciemnej spiżarni, a Syriusz za nim. Bez zbędnego wstępu opowiedział ojcu chrzestnemu swoje widzenie ze wszystkimi szczegółami, nie przemilczając, że to on był wężem, który zaatakował pana Weasleya. Kiedy umilkł, by odetchnąć, Syriusz zapytał:
 
- Mówiłeś o tym Dumbledore’owi?
- Tak - odrzekł niecierpliwie Harry - ale nie powiedział mi, co to oznacza. Zresztą w ogóle się do mnie nie odzywa...
- Jestem pewny, że gdyby było w tym coś niepokojącego, toby ci powiedział.
- Ale to nie wszystko - dodał Harry prawie szeptem. - Syriuszu... ja... ja chyba wariuję... W gabinecie Dumbledore’a, tuż przed tym, jak dotknęliśmy świstoklika... przez parę sekund wydawało mi się, że jestem wężem... czułem się wężem... i blizna mnie strasznie rozbolała, jak spojrzałem na Dumbledore’a... i... Syriuszu, ja go chciałem zaatakować...
- To musiał być jakiś refleks tej wizji i tyle - powiedział Syriusz. - Wciąż rozmyślałeś o tym śnie, czy co to tam było i...
- Nie, to nie to - odrzekł Harry, kręcąc głową. - To było tak, jakby coś we mnie wyrosło, jakby we mnie był wąż...
- Musisz się wyspać - powiedział stanowczo Syriusz. - Zjesz śniadanie i pójdziesz do łóżka, a jak się prześpisz, to po drugim śniadaniu razem ze wszystkimi odwiedzisz Artura. Harry, jesteś w szoku, oskarżasz się o coś, czego byłeś tylko świadkiem, i całe szczęście, że nim byłeś, bo Artur mógł się tam wykrwawić na śmierć. Po prostu przestań się tym zamartwiać...

            Po tych słowach opuścił pomieszczenie. Powiedział Weasley' om, że najwyższy czas trochę się przespać. Wszyscy ochoczo się na to zgodzili, wiedząc że Arturowi nic już nie zagraża.
            Dopiero przed obiadem obudzili ich Tonks i Szalonooki, którzy mieli przeprowadzić rodzinę pana Weasley i Harry' ego do szpitala. Wszyscy byli ogólnie rozbawienie. Powodem tego był melonik ex- aurora, który miał zasłonić jego magiczne oko, dzięki któremu mógł on widzieć przez ściany oraz spoglądać za siebie. Dzieciaki żartowały, że różowe włosy Dory będą budzić mniejsze zdziwienie ludzi w metrze, niż jego osobliwe nakrycie głowy...

***
            Po powrocie wszyscy pogrążyli się w przygotowaniach do świąt. Syriusz chodził po domu i śpiewał kolędy, które poznał mieszkając u rodziców Jamesa. Tylko Harry był jakiś przybity - i jak podejrzewał Black - nie spał prawie wcale. Może bał się, że znowu zaatakuje kogoś jako wąż, kiedy zaśnie. Pomysł ten wydawał się tak absurdalny, że Syriusza nie pytał o to chrześniaka - do tej pory.

***
            Następnego dnia przyjechała do nich przyjaciółka rudzielców i Pottera ze szkoły, Hermiona Granger. Syriusz zauważył, że dziewczyna z każdym miesiącem staje się coraz bardziej kobieca. Włosy miała puszyste, gęste i ciemnobrązowe. Jej sylwetka miał coraz wyraźniejsze wcięcie w talii i biust coraz bardziej jej się odznaczał - pewnością  nawet jeśli nosiła luźne szaty szkole. Ogólnie była coraz bardziej atrakcyjną młodą damą. Black miał wątpliwości czy obecni tu młodzieńcy mają tego świadomość, gdyż jak dotąd - z tego co wiedział - żaden nie próbował się z nią umówić na randkę. Może to dlatego, że znają się od dziecka? Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć. Najwyraźniej po czasie dowiedzą się co, a raczej kogo stracili...

            Dopiero przyjaciółka znalazła sposób na dotarcie do młodego bruneta. Syriusz słyszał to, kiedy przechodził pod drzwiami pokoju, w którym rozmawiali. Śpiewał wtedy „Do szopy, hipogryfy, do szopy wszyscy wraz!” - przez co nie domyślili się, że słyszy jak rozmawiają. Niestety miał rację - myśląc o bezsenności Pottera - jednak chłopak miał to niedługo zmienić.

***

            Radość Syriusza z powodu powrotu przyjaciół, a zwłaszcza z powodu powrotu Harry’ego, okazała się zaraźliwa. Przestał już być tym markotnym gospodarzem, jakim był latem, teraz wychodził z siebie, żeby każdy był tak zadowolony - jeśli nie bardziej - jakby spędzał te święta w Hogwarcie. Krzątał się po całym domu, sprzątając i rozwieszając dekoracje z ich pomocą, tak że kiedy w Wigilię wszyscy poszli spać, trudno było ten dom poznać. Z zaśniedziałych żyrandoli nie zwisały już pajęczyny, tylko girlandy ostrokrzewu i złote i srebrne łańcuchy; magiczny śnieg błyszczał na wyleniałych dywanach; wielka choinka, zdobycz Mundungusa, rozjarzona żywymi elfami, przysłoniła drzewo rodowe rodziny Syriusza, i nawet wypchane głowy skrzatów domowych w holu przyozdobione były czapkami i brodami Świętego Mikołaja.

            W pierwsze święto zgodnie z angielskim zwyczajem, rano rozpakowali prezenty, które pojawiły się w nocy. Black wraz z Remusem, podczas jego nielicznych wizyt w Londynie, kupili Potterowi książki o praktycznej obronie przed czarną magią. Było to coś co mogło mu się przydać prowadząc zajęcia Gwardii Dumbeldore - jak nazwali swoją organizację. Mogły też przydać się na wypadek, gdyby śmierciożercy i ich szef przeszli do ofensywy i ujawnili się. Do tej pory niewiele wskazywało żeby nastąpiło to szybko, choć akcja z przed kilku dni pokazywała, że Lord Voldemort staje się coraz bardziej zdesperowany.

***

- Tak sobie pomyślałem - rzekł Syriusz, wyłaniając się ze spiżarni z wielkim indykiem w rękach - czy ktoś właściwie widział ostatnio Stworka?
- Nie widziałem go od tej nocy, kiedy tu wróciliśmy - odpowiedział Harry. - Wyrzuciłeś go wtedy z kuchni.
- Taak... - Syriusz zmarszczył czoło. - Wiecie co, ja chyba też widziałem go wtedy po raz ostatni... Musiał się schować gdzieś na górze...
- Ale chyba nie odszedł, co? - zapytał Harry. - No wiesz, jak mu powiedziałeś „Precz!”, to może pomyślał, że ma sobie pójść precz z tego domu?
- Nie, nie, skrzaty domowe nie mogą odejść, jeśli nie da im się jakiegoś ubrania, są związane z domem swojej rodziny.
- Mogą odejść, jeśli naprawdę tego chcą - sprzeciwił się Harry. - Trzy lata temu zrobił to Zgredek, opuścił dom Malfoyów, żeby mnie ostrzec. Musiał się potem sam ukarać, ale jednak to zrobił. 
 
            Syriusz lekko się zmieszał, a potem powiedział: 
 
- Później go poszukam, na pewno znajdę go gdzieś na górze, wypłakującego sobie oczy nad starymi pantalonami mojej matki albo nad czymś podobnym... Oczywiście mógł też wczołgać się do szybu wentylacyjnego i zdechnąć... ale to chyba złudna nadzieja... 
 
            Fred, George i Ron roześmiali się, ale Hermiona spojrzała na nich z wyrzutem. Po świątecznym obiedzie, całą ekipa lokatorów domu Blacka udała się do szpitala po raz kolejny, a Syriusz został sam w domu.

            Black w tym czasie przeszukał cały dom w poszukiwaniu zaginionego skrzata. Nawet jeśli udał, że nie przejął się tym co mówił Harry - o tym, że skrzaty mogą uciec od właściciela - to przejął się tym nie lada. W końcu znalazł, jednak Stworka na strychu, całego w kurzu. Prawdę mówiąc gdyby mógł zabił by zwierzaka i byłoby po sprawie, lecz nie pozwoliłby mu na to Albus D. Co prawda Stworek był wyraźnie w lepszym nastroju, nie złorzeczył już tak często i był bardziej posłuszny niż zwykle, ale nadal był okropną kreaturą i plamą na honorze swojego gatunku.

            Sielankę w domu przy Grimmauld Place została zburzona na zakończenie ferii świątecznych, kiedy to do Kwatery Głównej zawitał po długiej przerwie Severus Snape. Miał on polecenie od przywódcy organizacji.

- Czego chcesz? - warknął do przybysza Black, na powitanie.
- Nie twoja sprawa - odparł chłodno mistrz eliksirów - przyprowadź Pottera jak posłuszny piesek.
- A ty bądź jak dobry nietoperz i wypierdalaj stąd! - syknął w odpowiedzi urażony Black. W dłoni trzymał już różdżkę, ale znaczące spojrzenie Molly, która właśnie pojawiła się w kuchni otrzeźwiło go i przedłużyło nędzne życie Severusa o jakiś czas.

            Pani Weasley poszła po "Chłopca, który przeżył" i zostawiła mężczyzn w kuchni. Mówiąc im na odchodne aby się nie pozabijali dopóki nie wróci. Snape rzucił wtedy przed Blacka list od dyrektora Hogwartu.
            W liście było napisane, że zaraz po feriach Harry ma rozpocząć lekcję oklumencji z prof. Snapem. Łapa nie mógł pojąć jak to możliwe, że ten stary pierdziel i piesek Lucjusza Malfoya w jednym ma uczyć jego chrześniaka jak zamykać umysł przed Czarnym Panem - jak nazywał Voldemorta Snape.

- Yhm... Yhm... - chrząknięcie Pottera sprowadziło go na ziemię.
- Siadaj, Potter - powiedział człowiek o przetłuszczonych włosach.
- Wiesz co, Snape - powiedział głośno Syriusz, odchylając się na tylnych nogach krzesła i mówiąc do sufitu - wolałbym, żebyś nie wydawał tutaj żadnych rozkazów. Bo tak się składa, że to mój dom. 
 
            Paskudny rumieniec oblał bladą twarz Snape’a. Harry usiadł obok Syriusza, patrząc na Snape’a przez stół. 
 
- Miałem zobaczyć się z tobą sam na sam, Potter - rzekł Snape, wykrzywiając wargi w znajomym drwiącym grymasie - ale Black...
- Jestem jego ojcem chrzestnym - stwierdził Syriusz, jeszcze bardziej podnosząc głos.
- A mnie przysłał tutaj Dumbledore - oznajmił Snape, mówiąc na odmianę ciszej, ale jeszcze bardziej zjadliwym tonem. - Ale zostań, Black, wiem, że lubisz się czuć... zaangażowany.
- A co to właściwie ma znaczyć? - zapytał Syriusz, a jego krzesło opadło z hukiem na wszystkie cztery nogi.
- Tylko to, że z pewnością musisz się czuć... nieco sfrustrowany tym, że nie możesz robić nic pożytecznego... dla Zakonu - dodał, kładąc lekki nacisk na ostatnie słowo. 
 
            Teraz z kolei Syriusz oblał się rumieńcem. Snape wykrzywił drwiąco wargi i zwrócił się do Harry’ego. 
 
- Dyrektor przysłał mnie tutaj, żebym ci przekazał, że masz w tym semestrze uczyć się oklumencji.
- Czego? - zapytał Harry.
Uśmiech Snape’a stał się jeszcze bardziej drwiący.
- Oklumencji, Potter. Magicznej obrony umysłu przed penetracją z zewnątrz. To mało znana dziedzina magii, choć wysoce użyteczna.
Harry’emu zaczęło szybko bić serce. Obrona przed penetracją z zewnątrz? Przecież nie był opętany, wszyscy się z tym zgodzili...
- Dlaczego mam się uczyć tej oklu... coś tam? - wymamrotał.
- Ponieważ dyrektor uważa, że to bardzo dobry pomysł. Będziesz miał co tydzień prywatne lekcje, ale nie powiesz nikomu, co robisz, a już zwłaszcza Dolores Umbridge. Zrozumiałeś?
- Tak. A kto ma mnie uczyć?
            Snape uniósł brwi. W znaczącym geście.
- Ja - powiedział.

            Black już wiedział co Harry musi właśnie przeżywać. Nie mógł tego tak zostawić, honor mu na to nie pozwalał.

- Dlaczego nie może go uczyć Dumbledore? - zapytał wojowniczo Syriusz. - Dlaczego ty?
- Chyba dlatego, że przywilejem dyrektorów jest przekazywanie innym mniej przyjemnych zadań - odrzekł Snape jedwabistym głosem. - Zapewniam cię, że go o to nie prosiłem. - Wstał. - Potter, oczekuję cię w poniedziałek, o szóstej po południu. W moim gabinecie. Jeśli ktoś cię zapyta, powiesz, że bierzesz korepetycje z eliksirów. Nikt, kto cię widział na moich lekcjach, nie zaprzeczy, że są ci potrzebne. 
 
            Odwrócił się, aby odejść, powiewając swą czarną podróżną peleryną.
- Chwileczkę - powiedział Syriusz, prostując się w krześle.
            Snape odwrócił twarz z szyderczym uśmiechem.
- Trochę się spieszę, Black... W przeciwieństwie do ciebie, nie mam nieograniczonej ilości wolnego czasu...
- Przejdę więc od razu do rzeczy - rzekł Syriusz, wstając. Był wyższy od Snape' a, który w sposób widoczny chwycił różdżkę - Jeśli się dowiem, że wykorzystujesz lekcje oklumencji, by dręczyć Harry’ ego, odpowiesz mi za to.
- Jakie to wzruszające - zakpił Snape. - Ale chyba zauważyłeś, że Potter jest bardzo podobny do swojego ojca?
- Tak, zauważyłem - odrzekł z dumą Syriusz.
- No, to chyba wiesz, że jest tak butny, że wszelkie uwagi krytyczne odbijają się od niego jak groch od ściany.
            Syriusz gwałtownie odsunął krzesło na bok i ruszył ku Snape’owi naokoło stołu, wyciągając różdżkę. Snape wyszarpnął swoją. Stanęli naprzeciw siebie;          Syriusz wzburzony. Nikt nie będzie obrażał Jamesa i jego syna w tym domu. Snape chłodno oceniający sytuację, rzucając wzrokiem to na koniec jego różdżki, to na jego twarz.
- Syriuszu! - zawołał Harry, ale ten nawet nie drgnął.
- Ostrzegłem cię, Śmiecierusie - rzekł Syriusz, z twarzą oddaloną zaledwie o stopę od twarzy Snape’a. - Dumbledore może sobie uważać, że się zmieniłeś, ale ja wiem swoje...
- Tak? To dlaczego mu o tym nie powiesz? - wyszeptał Snape. - Może obawiasz się, że nie potraktuje poważnie opinii człowieka, który od sześciu miesięcy ukrywa się w domu swojej matki?
- A może mi powiesz, jak się ostatnio czuje Lucjusz Malfoy? Pewnie jest zadowolony, że jego salonowy piesek pracuje w Hogwarcie?
- Skoro już mówimy o psach - powiedział cicho Snape - to czy wiesz, że Lucjusz Malfoy rozpoznał cię ostatnio, jak zaryzykowałeś mały wypad do miasta? Sprytny pomysł, Black, dać się zobaczyć na bezpiecznym peronie... i już się ma wspaniały pretekst, żeby więcej nie wychylać nosa ze swojej kryjówki, co?
            Syriusz podniósł różdżkę. Zaraz ukatrupi tego śmiecia...
- NIE! - krzyknął Harry i przeskoczył przez stół, stając pomiędzy nimi. - Syriuszu, nie...
- Nazywasz mnie tchórzem? - ryknął Syriusz, próbując bez powodzenia odsunąć Harry’ego na bok.
- Na to wygląda - odrzekł Snape.
- Harry... nie... wtrącaj... się! - warknął Syriusz, odpychając go wolną ręką.
Drzwi kuchni otworzyły się i weszła cała rodzina Weasleyów. Tryskali radością, a pośród nich kroczył dumnie pan Weasley w pasiastej piżamie i nieprzemakalnym płaszczu. 
 
- Wyleczony! - oznajmił radośnie. - Całkowicie wyleczony!
            Do pomieszczenia wparowała gromada rudzielców z wyleczonym Arturem. Byli szczęśliwi, lecz zastygli w miejscu ujrzawszy scenę w kuchni.
- Na brodę Merlina, co się tutaj dzieje? - zapytał pan Weasley, przestając się uśmiechać.
            Syriusz i Snape opuścili różdżki. Ten drugi opuścił w pośpiechu kuchnię. Syriusz udał, że nic się nie stało. Udał, że poddaje się nastrojowi radości po powrocie do sprawności Artura. Jakiś czas później podarował Potterowi jedno z dwóch lusterek, za pomocą których będą mogli porozumiewać się na duże odległości...


             Wkrótce potem pojawiła się Tonks, mająca odeskortować młodzież do szkoły. Dobrze, że chociaż ona reprezentowała rodzinę w walce z ciemnymi mocami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz