Rozdział 2
Zdradzeni
Ostatniego czerwca następnego w domu
Lilly i Jamesa Potterów panowało spore zamieszanie. W mieszkaniu poza
małżeństwem i ich prawie rocznym synkiem Harrym, znajdowali się profesor
Dumbeldore oraz Syriusz i reszta dawnych przyjaciół z Hogwartu, czyli Lupin,
Glizdogon i Meadows.
- Mam
rozumieć, że Sam-Wiesz-Kto chce zabić nas i Harry’ego? – spytał nerwowo James.
- Nie. On
chce zabić tylko Harry’ego, mógłby
oszczędzić gdybyście oddali mu syna dobrowolnie na co oczywiście nie możemy się
zgodzić – oznajmił Dumbeldore.
- To jak go
powstrzymać? – spytał James.
- Istnieje
zaklęcie, które może was ochronić – poinformował Dumbeldore.
- Co to za
zaklęcie? – dopytał Syriusz.
- To
zaklęcie Fideliusa, polega ona na ukryciu w magiczny sposób domu, a tajemnica
gdzie on jest ukryty zostaje zdeponowana w człowieku zwanym Strażnikiem
Tajemnicy. Do tego domu można trafić tylko wtedy, gdy strażnik wyjawi gdzie
znajduje się dom – wyjaśnił profesor.
- Czyli
możemy je rzucić w każdej chwili – mamy tu gotowego strażnika powiedział James
i wskazał na Syriusza.
- Stary
możesz na mnie liczyć, prędzej zginę niż wyjawię tajemnicę – rzekł dumnie
Black.
- James
jeśli chcesz mogę zostać waszym strażnikiem – zaproponował Dumbledore.
- Nie ufasz
mi Dumbeldore? – warknął Black.
-
Oczywiście, że ufam podejrzewam jednak, że Voldemort ma wśród nas szpiega,
który szybko mógłby mu donieść o naszych planach, powiem nawet więcej szpieg
znajduje się w bezpośrednim otoczeniu Lilly i Jamesa. Dlatego uznałem, że tak
było by lepiej. Po prostu, to byłby zabieg najbezpieczniejszy dla Potterów.
Jednak zrobimy tak jak oni będą chcieć? – zawyrokował dyrektor Hogwartu.
- Mimo
tego, wolę żeby, któryś z moich przyjaciół został tym strażnikiem – upał się
Potter.
- Jak
chcesz wobec tego, wyjaśnię Ci jak rzucić to zaklęcie, a potem udam się dalej w
sprawach zakonu – powiedział uprzejmie Dumbeldore.
- Dobrze –
zgodził się James.
Przez najbliższych kilka dni James
ćwiczył skomplikowane ruchy różdżką i uczył się formuł zaklęcia potrzebnego do
obrony jego rodziny. W jego domu na dobre zostali Syriusz i Glizdogon. Lupin
musiał wyruszyć gdzieś dalej gdyż zbliżała się pełnia i mógł być niebezpieczny
zwłaszcza dla małego Harry’ego.
- Słuchaj
Rogaczu. Może zmienimy tego strażnika tajemnicy nim rzucisz zaklęcie? – spytała
pewnego ciepłego lipcowego dnia Syriusz.
- Co masz
na myśli Łapo? – odpowiedział pytaniem na pytanie James.
- Wszyscy
spodziewają się, że to ja będę waszym Strażnikiem Tajemnicy, ale o wiele
łatwiej było by kryć naszego nie rzucającego się w oczy Glizdogona. Rzuć
zaklęcie, a Glizdogon się ukryje, mam dla niego idealne miejsce, wieczorem
sprawdzę jego kryjówkę czy jest na pewno jest dobra – zaproponował Syriusz.
- Zgoda.
Nie musisz już dłużej tu być, ale odwiedź nas wieczorem – rzekł Rogacz.
Wieczorem Syriusz Black teleportował
się w pobliże miejsca, gdzie była kryjówka Glizdogona. Zmienił swoją postać w
dużego czarnego psa o żółtych ślepiach i ruszył w kierunku, gdzie miał być jego
przyjaciel. Gdy doszedł nie było tam nikogo. Pusto. Coś tu jest nie tak – pomyślał Black. Ponownie zmienił się w
człowieka i teleportował się w pobliże Doliny Godryka, gdzie czekał na niego
jego latający motocykl, na którym poleciał do domu Potterów. Moment, w którym
doleciał był jednym z najtragiczniejszych w życiu czarodzieja. Z domu pozostała
kupa gruzów i poniszczonych mebli. Syriusz natychmiast wysiadł i zawył niczym
ciężko zraniony pies, jego żałosny dźwięk zwrócił uwagę czegoś wychodzącego z
gruzów. Black nie wyjął różdżki, jego życie zdawało się tracić sens.
- Kim
jesteś? – rozległ się znajomy głos Hagrida, który był gajowym w szkole, do
której uczęszczali Syriusz i jego przyjaciele.
- To ja –
szepnął Syriusz – Co… Co tu się stało?
- Dopadł
ich, ktoś musiał zdradzić – odrzekł Hagrid.
- Wszyscy
zginęli? – spytał Łapa rozstrzęsionym głosem.
- Nie mały
Harry przeżył, ma tylko tą okropną bliznę na czole – wyjaśnił pół- olbrzym.
- Daj mi
go. Jestem jego ojcem chrzestnym – zaproponował Black z nadzieją.
- Mam
rozkaz od Dumbeldore żeby go zanieść do domu jego krewnych – rzekł Hagrid.
- Daj mi
go! Jestem jego chrzestnym! – wrzasnął Łapa.
- Nie i
już. Mam rozkaz, a jak się będziesz stawiał to źle skończysz – warknął Hagrid.
- No dobra
już. Weź mój motocykl, nie będzie mi już potrzebny, moje życie straciło sens
dzisiaj – powiedział grobowym głosem Syriusz, na co Hagrid próbował go
pocieszyć jak tylko umiał, lecz wkrótce Black rzucił krótkie muszę iść i z
trzaskiem teleportował się, a Hagrid odleciał na jego motorze.
Syriusz natychmiast domyślił się
gdzie może być Glizdogon. Musiał wtopić
się gdzieś w tłumy mugoli, czyli pewnie będzie w Londynie. – pomyślał Black. Natychmiast tej samej nocy, w którą zginęli
wściekły i przygnębiony Syriusz rozpoczął poszukiwania Strażnika Tajemnicy,
który zdradził jego przyjaciół i chrześniaka.
Następnego dnia uśmiechnęło się
szczęście do Blacka. Spotkał Glizdogona na samym środku jednej z głównych ulic
Londynu. Było tam pełno ludzi, ale to nie wiele interesowało Syriusza i
Glizdogona. Stanęli ze sobą twarzą w twarz. Obaj pełni nienawiści i pogardy.
Syriusz z powodu zdrady byłego przyjaciela, a przeciwnik z powodu sposobu w
jaki Syriuszowi zdarzało się do niego mówić pod koniec ich przyjaźni to jest
lekceważąc umiejętności magiczne, odwagę i nawet w prośbie o to żeby to on był
strażnikiem skrywała się drobna uszczypliwość, którą tylko Glizdogon wyłapał - o
wiele łatwiej było by kryć naszego nie rzucającego się w oczy Glizdogona – tak
wtedy powiedział Black, z czym
Potter się zgodził. Dość tego już on im pokaże – tak myślał przez ten czas – i rzeczywiście pokazał. Nie wiele myśląc krzyknął:
Potter się zgodził. Dość tego już on im pokaże – tak myślał przez ten czas – i rzeczywiście pokazał. Nie wiele myśląc krzyknął:
- Zabiłeś
Lily i Jamesa, Black!
- Avada
Kevadra! – ryknął Syriusz, ale Glizdogona już nie było, zmienił się w szczura i
zostawiając po sobie tylko palec, który kiedyś sobie obciął żeby przyjaciele
odróżniali go od innych szczurów. Syriusz już wiedział co to oznacza, wydał z
siebie wściekły ryk i spojrzał wokół. Na ziemi leżał z tuzin martwych mugoli, a
cała ulica była zdemolowana. Nie walczył wcale kiedy kilka zaklęć
oszołamiających rzuconych przez pracowników ministerstwa powaliło go na ziemie.
Godzinę później bez wyroku sądu
podążał już na wyspę, na której znajdował się Azkaban. Został skazany na
dożywocie, chociaż nikt nie wydał wyroku ani nawet go nie przesłuchał, za to od
razu stworzono plotki i napisano fałszywe artykuły w najważniejszych gazetach w
kraju, zarówno tych magicznych jak i nie magicznych. On, którego jedynym
przestępstwem mogło by być znęcanie się nad Sewerusem Snape – śmierciożercą
- został skazany na kare więzienie do
końca życia.
Piątka okropnych i budzących strach
stworów, a raczej potworów zwanych dementorami wprowadziło go do twierdzy, a
potem do celi. Siedział w niej sam czując się źle, przypominały mu się
najgorsze chwile w życiu. Po kilkudziesięciu minutach przypomniał sobie, że
strażnicy są ślepi, korzystając z tego zmienił się w olbrzymiego psa. Od tej
pory postać będzie zmieniał tylko wtedy, gdy usłyszy na korytarzu ludzki głos…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz