Rozdział 5
Mów mi
Hitchock
Domy na Grimuland Place były pod obserwacją, chodź nie wiedzieli o tym
jego mieszkańcy. Szpiedzy ministerstwa magii wiedzieli, że gdzieś tu może
pojawić się Black. Nie wiedząc, jednak gdzie dokładnie rozstawili tu wartę w
postaci dwóch dementorów i 2 aurorów. Na początku września szczęście się do
nich uśmiechnęło. Co prawda nie ujrzeli poszukiwanego przestępcy, ale zobaczyli
zaginioną w tajemniczy sposób Leonę Parker. Kobieta wyglądała na szczęśliwą z
życia jak nigdy. Już wcześniej była piękną kobietą, ale teraz wręcz emanowała
seksapilem i urodą. Jeden z aurorów mruknął pod nosem imperio i polecił
kobiecie podejść do nich. Oczy kobiety momentalnie stały się bardziej otępione,
a ciało utraciło bijący od niego blask. Podeszła posłusznie do czarodziejów.
- Czy panna
Leona Parker? – spytał ten, który rzucił zaklęcie na kobietę.
- Tak –
odparła posłusznie kobieta, chociaż coś jej mówiło, że nie powinna z nimi
rozmawiać to dodatkowa siła gdzieś w głębi niej upychała ten głos w zakamarki
świadomości i nakazywała odpowiadać zgodnie z prawdą na każde pytanie.
- Co tu
robisz? – zapytał ponownie czarodziej.
- Wracam z
zakupów do narzeczonego – odpowiedziała posłusznie Leona.
- Czy tym
mężczyzną jest Syriusz Black? – syknął drugi z mężczyzn.
- T-tak –
wyjąkała kobieta.
- Gdzie on
jest!? – warknął czarodziej wydobywając różdżkę z kieszeni.
- N-nie
mogę. Na prawda, n-nie mogę p-panom pomóc – wyjąkała.
- Mów gdzie
on jest suko! Albo poznasz co to ból – krzyknął auror.
- T-tutaj.
Na t-tym placu. – wyznała kobieta, zwalczając powoli skutki działania
imperiusa.
- Spójrz
Henry jaka ona dowcipna – warknął ponownie mężczyzna, który rzucił zaklęcie.
- Widzę.
Chyba czas nauczyć ją pokory, co? – odparł Henry – Crucio!
Leona obudziła się w jakimś pustym
pomieszczeniu. Nie wiele pamiętała. Od czasu rozmowy z aurorami towarzyszył jej
straszny ból, zadany klątwą cruciatus przez jednego z magicznych stróży prawa.
Nie miała siły wstać, wiedziała że być może już nigdy nie ujrzy swojego
partnera lub że resztę życia może spędzić w Azkabanie. Próbowała wysilić
ostatkiem sił pamięć, ale prawie nic nie pamiętała. Przypomniała sobie tylko,
że jest partnerką Syriusza i mieszka w domu jego rodziców w Londynie. Jej
wysiłki przerwały kroki z korytarza. Po chwili drzwi się otworzyły i pojawiły
się trzy postaci:
- To jak
panno Parker? Pomożesz nam czy nie? – powiedział Henry.
- Kolejne
tortury mogą nie być już tak miłe, jak to jedno cruciatus na placu – rzekł
drugi.
- A ja się
jeszcze nie odwdzięczyłem za to jak mnie potraktowaliście z Blackiem. Pamiętasz
mnie kochana? – spytał przesłodzonym tonem trzeci mężczyzna, w którym Leona
rozpoznała swojego ex-narzeczonego Michaela.
- Nie
możecie mnie torturować. Jesteście z ministerstwa – zaczęła kobieta słabym
głosem, ignorując ostatniego z mężczyzn – co mi zrobiliście?
- Jedna
klątwa cruciatus, zezwolono nam używać jej w sprawie Blacka – wyjaśnił Henry.
- Ale, ale…
Gdzie ja jestem? – spytała Leona, zbita z tropu beztroskim tonem aurora.
- Nie dowiesz
się – burknął drugi auror.
- Gdzie
jest Syriusz Black? – zapytał Michael.
- Co ty tu
właściwie robisz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie panna Parker.
- To ja tu
zadaje pytania! – ryknął Michael i wykręcił boleśnie nadgarstek kobiety.
- Puść ją –
syknął Henry – Drętwota!
Zaklęcie
zwaliło na podłogę Leonę, reszta jej przesłuchania polegała na wykrzykiwaniu
gróźb przez Michaela i uspokajaniu go przez jednego z aurorów…
Syriusz pod postacią psa wędrował za
aurorami i ich zakładniczką aż do ich kryjówki w małej chatce na skraju
metropolii i lasu. Kiedy mężczyźni weszli do środka Black przemienił się z
powrotem w człowieka i wyjął różdżkę, gotów do walki. Stał przed drzwiami
nasłuchując, ale porywacze musieli zaczarować dom tak, że nie było nic słychać
i widać przez okna. Musi czekać. Trwać w stałej czujności.
Pół godziny później drzwi od budynku
otworzyły się i wyszedł z nich czarodziej w długiej czarnej szacie i tiarze o
tym samym kolorze. Kiedy tylko przekroczył próg padł nieprzytomny na ziemię
rażony odpowiednim zaklęciem przez Syriusza. Black wykonał ruch ręką i
bezwładne ciało przeleciało kilka metrów dalej i zniknęło pomiędzy gęstym runem
leśnym. Teraz Syriusz mógł kontynuować akcję ratunkową, drzwi stały przed nim
otworem, gdy tylko przekroczył próg drzwi same zamknęły się z głuchym łoskotem.
Stał pogrążony w całkowitej ciemności. Mruknął „lumos” i jego różdżka
zajaśniała bladym światłem. Niewiele to dało, ale teraz jego oczom łatwiej było
przyzwyczaić się do ciemności. Ruszył korytarzem prowadzącym delikatnie w dół.
Domyślił się, że wchodzi do piwnic. Sam
budynek, a przy najmniej jego część znajdująca się powyżej powierzchni ziemi
zdawał się być jedno góra dwu pomieszczeniach, natomiast piwnice – a raczej
podziemia – były ogromne. Black szedł tym samym korytarzem nadal w dół od pół
godziny.
Znacznie później i o wiele ciemniej
do uszu bruneta dotarły krzyki. Przyspieszył kroku, teraz zrozumiał, że są to
krzyki wydawane przez kobietę. Mężczyzna ruszył na oślep biegiem. Targały nim
tak silne emocje, że cały się trząsł. Bał się do kogo mogą należeć te odgłosy,
czuł gniew i pogardę dla oprawców tej biednej i możliwe, że niewinnej kobiety. Na
końcu korytarzu zobaczył kolejne drzwi, nie wiele myśląc otworzył je
odpowiednim zaklęciem bez wypowiadania jego formuły na głos.
Po przekroczeniu progu
zobaczył kobietę przykutą łańcuchami do ściany. Łańcuch pozwalały jej na
wykonywanie drobnych ruchów, które zwykle były niekontrolowane, wywołane bólem
zadanym przez klątwy rzucane przez porywaczy. Kobieta ubrana była w bluzkę,
która odznaczała się sporymi dziurami, wywołanymi pewnie przez klątwy i uroki
miotane w nią przez oprawców, na nogach miała spódniczkę do kolan, która w
odróżnieniu od bluzki nie była tak okropnie pocięta, a „tylko” brudna i
poprzecierana w kilku miejscach. Syriusz natychmiast ją rozpoznał to była jego
partnerka - Leona . Targnął nim gniew tak olbrzymi, że nim zdążył pomyśleć o
konsekwencjach odpowiednim zaklęciem przeciął łańcuchy oplatające kobietę.
- Drętwota!
Black padł na brudną posadzkę z
głuchym trzaskiem. Był w takiej furii, że wcale nie zwrócił uwagi na to co się
dzieje w pomieszczeniu poza tą kobietą, a byli tam również dwaj obcy
czarodzieje. Po chwili rozpoznał jednego z nich. Był to dawny narzeczony Leony –
Michael. Drugiego widział pierwszy raz na oczy. Niedane mu było, jednak leżeć
zbyt długo na podłodze, gdyż Michael rzucił w niego klątwą cruciatus. Syriusz
zaczął zwijać się z bólu i wykrzywiać swoje kończyny pod różnymi dziwnymi i
wywołującymi nowy ból kątami. Był jednak pewien plus rzuconej klątwy, ponieważ
tuż po rzuceniu jej ustało działanie oszołamiacza, także Black niesamowiecie
się wysilając ujął w dłoń różdżkę i rzucił zaklęciem galaretowatych nóg w
aurora. Teraz był już w sytuacji 1 na 1 z Michaelem.
Leona leżała obolała i zszokowana na
posadce podziemnej komnaty przesłuchań. Zarówno ze strony Syriusza jak i ze
strony Michaela przelatywały zaskakująco szybkie uroki i klątwy. Mimo ich prędkości
żadna nie trafiła w oponenta. Po kilku momentach Michael rzucił pierwszy raz w
tej konfrontacji zaklęcie śmiertelne, które dosłownie o włos minęło ramię Blacka.
Syriusz oszołomił błyskawicznie aurora, na którego przestał działać rzucony
poprzednio urok. Teraz znowu mógł się zająć swoim rywalem. Chciał rzucić
kolejny raz klątwę na przeciwnika, ale… ale tego nigdzie nie było widać.
Syriusz instynktownie ścisnął mocniej różdżkę i zaczął się uważnie rozglądać
wkoło.
- Kiepsko
szukasz Black! Expelliarmus!
Syriusz poczuł jak drewniany patyk
wyrywa mu się z ręki i unosi się w powietrze. Nim zorientował się dokąd
poleciała jego różdżka rzucił się instynktownie w lewo, dzięki czemu uniknął
zielonego strumienia prawda, który miał za zadanie uśmiercić go. Mężczyzna upadł z łoskotem na posadzkę,
rozglądając się za swoją bronią, ale tej nie było nigdzie widać.
Michael powoli zbliżał się do swoich
ofiar. Nie śpieszył się, miał czas mógł nacieszyć się ich strachem. O tak – w tym
momencie rozumiał dlaczego dementorzy tak uwielbiają takie uczucia u ludzi i
żerują na nich. Powoli uniósł różdżkę i wycelował w leżącego na ziemi mężczyznę
i:
- Avada
kevadra!
Michael padł martwy na kamienną
posadzkę. Syriusz spodziewał się umrzeć, a jednak wyraźnie usłyszał hałas
padanie bezwiednego ciała na podłogę. To zdecydowanie nie on umarł. Rozejrzał
się i ujrzał pod ścianą z łańcuchami, Leone Parker ściskającą jego własną
różdżkę. Teraz już rozumiał. Kobieta wypowiedziała formułę o ułamek sekundy
szybciej formułę uśmiercającą ofiare. Tym sposobem niedawny kat - porywacz stał
się śmiertelną ofiarą, swojego zakładnika.
Syriusz podbiegł do Leony i przytulił ją mocno do serca. Kobieta całą się
trzęsła. Coraz mocniej przytulała się do partnera, który właśnie zaczął ją
delikatnie głaskać po policzku.
- Zmienię
się teraz w psa i wychodzimy stąd. Weź moją różdżkę i oszołamiaj każdego na
kogo się natkniemy nim wyjdziemy. – oznajmił mężczyzna.
Nic się nie odzywając Leona i wielki,
czarny pies wyruszyli na zewnątrz, na drogę ku wolności. Po kilku metrach
względnego spokoju, usłyszeli tupot zbliżającej się sprintem osoby. Black
zmienił się w człowieka i wziął różdżkę od partnerki, wycelował w linię horyzontu
i gdy tylko zobaczył człowieka wrzasnął:
- Expelliarmus!
Drewniany patyk wyrwał się z ręki
czarodzieja i wpadł w wyciągniętą lewą rękę Syriusza. Black rzucił nią zaklęcie
oszołamiające w przeciwnika, po czym mruknął „relashio” i zniszczył swoją
różdżkę. Kolejne zaklęcie „evanesco” i nikt nie znajdzie tego co została z jego
broni. Teraz Leona nie musi się bać Azkabanu i jego straszliwych strażników.
Wyszli z budynku i nagle odczuli
przeraźliwe zimno. Coś pozbawiło ich całego szczęścia i nadziei jaka się w nich
znajdowała. Z powietrza sunęło ku nim kilkudziesięciu dementorów. Syriusz
chwycił i zaczął obracać się w koło chcąc teleportować się jak najdalej stąd.
Zaczynał czuć jak jego ciało staje się lekkie i już za chwilę znajdą się z dala
od tych przerażających stworów.
- Expulso! –
ryknął powracający z krzaków czarodziej, który został oszołomiony przez Blacka
nim ten wtargnął do budynku, gdzie przetrzymywano Leonę.
Leona odrzucona zaklęciem wyrwała
się z uścisku dłoni Syriusza, kiedy ten zdeportował się. Ona pozostała. Upadła
na ziemię, właściwości zbliżających się dementorów dały po raz kolejny o sobie
znać. Całą siłą woli zmusiła się by otworzyć oczy. Nad nią stal auror i jeden z
dementorów, od którego dało się wyczuć chorą ekscytację.
- Mów mi
hitchock – oznajmił auror - Cóż to szkoda, ze muszę w ten sposób przerwać panny
z znajomość z tym zbiegiem, ale cóż. Czyń swą powinność mój przyjacielu.