Rozdział 116
Helena Yronwood
Dzień po
przeszukaniu skrytki Changa, Harry obudził się wypoczęty. Od razu wziął
prysznic, zmywając z siebie ostatki trudów dnia wczorajszego. Śniadanie zjadł z
apetytem – czym zneutralizował obrazę jaką wyrządził wczoraj kulinarnym
zdolnościom Stworka. Oznaki zniechęcenia do działania przybyły do niego dopiero
gdy wciągał na siebie ubranie do pracy. Zgodnie z wytycznymi Robardsa na czas
przeglądania akt skonfiskowanych z banku, oddział zajmujący się ich czytaniem
jest wyłączony z akcji. W związku z tym mogli przyjść do pracy nieubrani w
mundury. Harry postanowił skwapliwie z tej okazji skorzystać. W związku z tym
ubierał się tego dnia w ,kupione przez siebie niedawno, jeansy, biały sweter i
mugolskie, czarne, sportowe buty.
Aportował
się jak zwykle w Atrium ministerstwa. Tam natknął się na Artura Weasley. Ojciec
jego ukochanej twierdził, że jest bardzo zapracowany i się śpieszy, jednak nie
sprawiał takiego wrażenia.
- Tak, Ginny uczy się do egzaminów. Byłoby dobrze gdybyś
napisał jej słowa wsparcia w tych trudnych chwilach – mówił na jeden temat by
zaraz przejść do innego – Och, Ron pomaga bratu w sklepie. Coraz lepiej wygląda
i zaczyna w końcu żyć jak dorosły czarodziej.
Harry
grzecznie, aczkolwiek stanowczo oznajmił, że ma sporo pracy i musi lecieć do
Biura jeśli nie chce dostać nagany.
- Ach, tak – westchnął Artur – Słyszałem, że macie kupę
roboty z tymi papierami po nalocie na…
- … to była tajna operacja! – przerwał mu sykiem Potter.
- No tak – bąknął zawstydzony Weasley – Nie będę ci dłużej
przeszkadzał. Wpadnij do nas na obiad w niedzielę.
- Na pewno – zapewnił go Harry i poszedł w końcu do Kwatery
Głównej.
Tam
znajdowali się już wszyscy jego towarzysze niedoli. Każdy z nich ubrany był po
cywilnemu. Większość po mugolsku. Starsi wiekiem pracownicy ministerstwa
patrzyli na nich zdegustowani. McCarthy odziany był w prostą, czarną szatę.
Chichi tego dnia nosiła białą sukienkę w czerwone kwiatki. Ich ubiór miał się
powtarzać jeszcze przez kilka dni.
- Co tam? – zagadała go Chichi.
- Ranek – odparł głupawo Harry.
- Bystry jak zawsze – wtrącił Williamson.
Wreszcie,
Potter usadowił się na krześle przy swoim biurku. Na blacie w odróżnieniu od
chociażby Chichi miał tylko dwie książki. Azjatka miała tam kilka teczek różnej
grubości.
Osiemnastolatek
otworzył pierwszą z nich. Natychmiast zorientował się, że zapiski dokonane
zostały ręcznie przez autora. Subiektywnie uznał, że piszący miał ładny
charakter pisma. To ułatwi odczytanie zapisków i wyjaśnienie co też tak cennego
mógł spisywać Chang – jeśli to naprawdę jego własność.
Na pierwszej
stronie znajdował się napisany większą czcionką napis „Prowadzenie biznesu w
czasie rządów Czarnego Pana”. Tuż nad nim znajdował się wcześniejszy,
przekreślony tytuł „Jak prowadziłem biznes w czasie wojny z Sami- Wiecie- Kim”.
Harry zaniemówił.
Przeczytał
szybko pierwszą stronę, a potem przejrzał kolejne. Wyglądało na to, że Chang
przygotowywał książkę na temat prowadzonej przez siebie działalności
gospodarczej w czasie walki z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem podczas
kilkunastu ostatnich wieków.
Mimowolnie
zastosował się do polecenia przełożonych i zaczął czytać nieukończone dzieło
ojca swojej ex- dziewczyny. Kiedy sobie uświadomił kim jest podejrzany, poczuł
jak wzbierają w nim mdłości. Wziął kilka głębokich wdechów – czym wzbudził
zdumienie pozostałych członków zespołu i zabrał się do pracy.
W ciągu dwóch,
trwających 8, godzin dni pracy Potter przeczytał połowę opowieści Changa. Jak
do tej pory nie odnalazł wzmianek na temat ścierania się przedsiębiorstwa z
śmierciożercami – o samym Voldemorcie nawet nie wspominając. Wynikało to przede
wszystkim z faktu, że Chang poświęcał wiele uwagi genezie dojścia przez Lorda
Voldemorta do władzy i tłu zdarzeń.
Potter
zaczął odczuwać satysfakcję, gdy mógł czytać o poglądach jakie zdradzał w
zapiskach ojciec Cho. Pan Chang uważał, że wojna pomiędzy „starymi
czarodziejami” – jak nazywał wyznawców teorii o Czystej Krwi – oraz „nowymi
czarodziejami” – jak nazywał czarodziejów pochodzenia mugolskiego. Jego zdaniem
konflikt głównym podłożem konfliktu nie były kwestie związane z pochodzeniem
czarodziejów i możliwości dostępu do magicznego świata w tym nauki jak
kontrolować swoją moc, a kwestie ekonomiczne.
Stare rody,
te które uważały się za czystokrwiste zdobyły dla siebie majątki, fortuny.
Kierowały przedsiębiorstwami, czerpały profity z odkryć swoich przodków.
Oczywiście nie wszystkim z nich się to udało. Jak przykład starego rodu, który
nie dorobił się fortuny Chang wielokrotnie powoływał się na Weasleyów. Harry
zawsze czuł wtedy ukłucie żalu. Z uwagi na dominującą pozycję starych rodów,
osoby nowe w świecie czarodziejów miały problem z rozkręcaniem własnych
działalności gospodarczych. Ich firmy często nie były konkurencyjne wobec
starych, sprawdzonych, mających oddane rzesze klientów. Nowe osoby w świecie
magii miały także trudniejszą ścieżkę karier. Wobec powyższego narastała w nich
frustracja. Rosło także rozwarstwienie społeczne.
Wiązało się
to z przyczynami politycznymi. Trudniejszy start dotyczył także stanowisk w
ministerstwie. Młodzi czarodzieje ze starych rodów łatwiej mogli uzyskać angaż
w nim na wyższym stanowisku tuż po zakończeniu Hogwartu niż Mugolacy. Wiązało
się to także z nierozliczeniem – całościowym – pokonanych w poprzedniej wojnie.
Część z nich zachowała swoje stanowiska w ministerstwie i wysoki status
społeczny. Nie zostali także ukarani. Skutkowało to w jego opinii jedynie
zawieszeniem działań wojennych. Konflikt musiał wybuchnąć jeszcze raz.
Kolejną
przyczynę wybuchu wojny Chang określił jako czynniki kulturowe. W jego opinii Mugolacy
nie odbyli wystarczającego kształcenia dotyczącego życia w społeczeństwie
magicznym. Wobec tego usiłowali przed wojną i usiłują po wojnie wprowadzać do
niego swoje zwyczaje, sposób ubierania i styl życia. Dodatkową kwestią były
różnice mentalne, ale także… choroby na jakie chorowali jedni i drudzy. Smocza
ospa nie była znana Mugolakom do czasu, aż na nią zachorowali oni sami albo
ktoś im bliski.
Dopiero na
ostatnim miejscu wśród przyczyn Chang umiejscowił kwestię światopoglądowe,
ideologiczne. Jego zdaniem stanowiły one, jedynie wygodny pretekst do ataku na
drugą stronę. Owszem, zdarzały się fanatyczne pod tym względem jednostki. Były
one, jednak wyłącznie jednostkami. Jako przykłady Chang podawał z jednej strony
Belatriks Lestrange i Barty’ego Croucha Juniora, a z drugiej Albusa Dumbledore
oraz niepodane z nazwiska środowisko skupione wokół niego przed wojną.
Harry musiał
ochłonąć po przeczytaniu tych rewelacji. Jego światopogląd na niedawne
zdarzenia wydawał mu się do tej pory niezachwiany. Nie brał nigdy pod uwagę
pobudek jakie mogły kierować Lordem Voldemortem i jego zwolennikami poza
nienawiścią i rządzą władzy za wszelką cenę. Musiał to przemyśleć na spokojnie,
już po zakończeniu śledztwa.
Kiedy czytał
dalsze zapiski Changa z zaskoczeniem odnalazł wymienionych w tekście kilka
znanych sobie nazwisk. Wśród nich Syriusza Black. Zdaniem autora Black z pomocą
niemieckiego czarnoksiężnika i Cho Chang przepędzili z przedsiębiorstwa Changa
szmalcowników, którzy pobierali od niego haracz. Harry nie pamiętał już zbyt
dokładnie opowieści chrześniaka na ten temat, ale wiedział o podobnej historii.
Nie wzbudziło to w nim większego zdziwienia.
Zupełnie
inaczej rzecz się miała, kiedy Chang wspominał o Helenie Yronwood. Jej nazwisko
przewijało się w tekście kilkukrotnie. Pierwszy raz miało to miejsce, gdy Chang
opisuje dalekowschodnie biznesy. Zahacza przy tym o Helenę i jej siostrę, kiedy
te wybierały się do Chin. Siostry dokonują tam dla niego transakcji, która nie
zostaje opisana. Chang ogranicza się wyłącznie do napomnienia, iż była dla
niego bardzo korzystna.
Drugie
spotkanie pomiędzy nimi odbyło się po powrocie Heleny z Miasta Czarodziei w
Chinach. Chang jest wówczas zachwycony korzystnym przebiegiem transakcji
dokonanej dla niego przez Helenę i jej siostrę, Lucy Blueford. To właśnie
Helena opowiedziała Changowi przebieg zamieszek jakie wybuchły w Chéngshì
xiàngdǎo ostatniego dnia pobytu tam panny Yronwood.
Ostatni
wspomniany kontakt z Heleną, Chang ma już po zakończeniu działań wojennych.
Jest to już czas, gdy Helena angażuje się – zdaniem ojca Cho – w działalność na
rzecz Magicznych Radykałów, czyli ugrupowania posiadającego w magicznym
parlamencie jednego przedstawiciela. To właśnie Helena miała przedstawić lidera
ugrupowania, Jacka Wolanda autorowi brudnopisu.
W innych
miejscach nieukończonego jeszcze dzieła, nazwisko Yronwood przewijało się
jeszcze kilkukrotnie. Za każdym razem działo się to w kontekście sprzyjania
przez osobę o tym nazwisku radykałom oraz tezom przedstawionym wcześniej przez
Changa.
Kiedy Potter
skończył wreszcie czytać jedne zapiski Changa, czuł że mózg może mu eksplodować.
Spojrzał na notatkę, którą sporządzał na bieżąco, wraz z postępami w
czytelnictwie. Miał tam wyraźne poszlaki mówiące o tym, że niedawna sympatia
jego ojca chrzestnego donosiła o sprawach Biura Aurorów i prowadzonych przez
nie śledztwach Wolandowi, a może i Changowi. Musiał z tym iść do Robardsa.
Spojrzał na
zegarek. Robardsa już nie było. Skopiował przy użyciu różdżki sporządzoną przez
siebie notatkę. Kopię złożył w pół i wepchnął do kieszeni spodni. Oryginał
wepchnął do szuflady. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Chichi spała z głową w
pismach, zeznaniach podatkowych i innych dokumentach. Pozostali członkowie
zespołu wyszli już
Wstał i
ruszył w stronę biura swojego dowódcy. Po drodze nie zastał żadnego z parterów.
Zapukał do drzwi. Nikogo nie było lub też dowódca mu nie odpowiedział. Ponowił
pukanie. Rozległ się stukot obcasów za drzwiami.
- Kto tam? – spytał Proudfoot przez zamknięte drzwi.
- Potter.
- Poczekaj chwilę.
Harry nie
odpowiedział. Czekał. Zastanawiał się czym zajęty może być jego dowódca w
czasie, kiedy zwykli członkowie zespołu kończyli już pracę a niczym innym nie
mieli się już zajmować. Chyba, że nie dotyczyło to ich lidera.
Nagle drzwi
się otworzyły i wyszedł przez nie Robards we własnej osobie. Szczęście
uśmiechnęło się do niego w jego nadgorliwości.
- Dobrego dnia, Potter – rzekł szef Biura Aurorów.
- Dziękuję, szefie – odpowiedział grzecznie Potter – Tak właściwie
to szedłem do pana, ale wydawało mi się, że…
- … skończyłem pracę – dokończył za niego Robards. – Co takiego
pilnego cię do mnie sprowadzić miało o tak późnej porze? – spytał wskazując
przy tym dłonią aby Harry wszedł do gabinetu Proudfoot’a.
Dowódca
Pottera spojrzał na niego zdumionym wzrokiem. Nie odezwał się, jednak ani
słowem. Słyszałem przecież pogawędkę pozostałej dwójki aurorów w swoim progu.
- Opowiadaj – polecił Harry’emu Robards.
Zgodnie z
poleceniem Harry opowiedział o tym co odnalazł w pierwszym rękopisie Changa.
Pominął przy tym tożsamość aurorki, której dotyczyła jego mowa w sposób
bezpośredni.
- Rozumiem – rzekł Robards, gdy Potter skończył.
- Ktoś z naszego zespołu – wtrącił Proudfoot.
- Nie.
- Znasz tożsamość tej osoby? – dopytał szef Biura Aurorów.
Harry
niepewnie zaczął sięgać do kieszeni i zdał sobie sprawę, że oryginalna notatka
byłaby lepszym rozwiązaniem od kopii. Po sekundzie uznał, że nie ma potrzeby
biec do swojego biurka i wracać tutaj. Wyjął, więc kopie i położył na blacie
biurka swojego dowódcy.
- Notatka w tej sprawie – wyjaśnił zwierzchnikom.
Proudfoot
wstał i stanął za ramieniem swojego szefa. Wspólnie czytali gryzmoły Pottera. Ich
miny stawały się coraz bardziej pochmurne z każdą kolejną linijką pochłanianego
przez ich oczy tekstu.
- Co jest w drugim rękopisie? – spytał nerwowo Proudfoot.
- Jeszcze się za niego nie zabrałem – wytłumaczył Potter.
- Zabierz go dzisiaj ze sobą do domu – polecił mu Robards –
Czytaj w domu, dopóki nie przeczytasz całego. Do tego czasu masz zakaz
pojawiania się w ministerstwie. Kontakt tylko ze mną – rozkazywał niemal
krzycząc – Nawet ty! – syknął wskazując nagle na Proudfoot’a – masz zakaz
kontaktowania się z Potterem.
- Tak jest – odparł zaskoczony dowódca Harry’ego.
- A ty, rozumiesz?
- Taaak – bąknął młody auror – To znaczy, tak jest! –
poprawił się natychmiastowo.
Robards
skinął z uznaniem głową. Gestem dał znać by Potter wstał. Dalej młody auror
ruszył z szefem wszystkich aurorów.
- Sprawa jest wyjątkowo delikatna – tłumaczył mu po drodze
Robards – Może wywrzeć polityczne skutki. Biznesowe także. Obawiam się, że
musimy skopiować rękopis Changa i oddać mu go – dał znać ręką Harry’emu by mu
nie przerywał – Zrobimy to, jednakże dopiero po zakończeniu zbadania sprawy
powiązań wiadomego aurora z różnymi środowiskami. W tym celu kluczowe, być
może, jest zbadanie drugiego rękopisu, ale tego nie muszę ci tłumaczyć.
Dotarli do
biura, gdzie znajdowało się stanowisko pracy Pottera. Weszli ostrożnie do
środka. Harry skopiował rękopis pana Changa. Oryginał wraz z oryginałem
sporządzonej przez siebie notatki dał szefowi. Ten miał potem odnieść obie te
rzeczy do magazynu dowodów.
Drugi
rękopis Harry zabrał ze sobą. Czekało go kilka kolejnych długich dni z ciężką
lekturą. Gdyby Hermiona widziała go w tej chwili to pewnie uśmiechnęłaby się
ironicznie. Jak tak dalej pójdzie to będzie musiał zapisać się na jakiś kurs
przyspieszający zdolność do czytania.
- Gdyby ktoś pytał jesteś na urlopie zdrowotnym – oznajmił mu
szef.
Po
spakowaniu się, pożegnał Gwaina Robardsa i udał się do wyjścia. Windą
podróżował w samotności. Atrium także było znacznie bardziej puste niż w
godzinach porannych.
W ostatnim
czasie miał zadziwiająco dużo (nie)szczęścia do spotykania znajomych osób,
kiedy wchodził lub wychodził z ministerstwa. Pracownicy przyzwyczajali się
powoli do pracowania w jednym budynku z najsławniejszym, brytyjskim
czarodziejem po śmierci Dumbeldore’a. W związku z tym miał już coraz mniej
natarczywych fanów i fanek. Nie oznaczało to, jednak że był już całkowicie
wolny od próśb o zrobienie sobie zdjęcia lub podpisanie takowego. Nie wspominał
o tym nigdy Ginny aby nie wywoływać zazdrości. Tego dnia miał spokój, wychodząc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz