Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

środa, 22 maja 2019

115. Przeszukanie


Rozdział 115
Przeszukanie

          Magia wykorzystywana w Gringocie zaiste była potężna. Harry przekonał się o tym widząc jak w drzwiach przed nim zmaterializował się zamek. Jego gobliński przewodnik włożył do niego klucz i przekręcił.

          Drzwi otworzyły się z cichym sykiem. Dźwięk ten zaniepokoił młodego aurora. Jego dotychczasowe doświadczenia z bankiem obfitowały w dziwne zdarzenia – włączając w to ucieczkę na grzbiecie smoka – lecz żadne drzwi, w żadnym miejscu gmachu nie otwierały się do tej pory z tego rodzaju towarzyszącym im odgłosem.

          Spojrzał niepewnie na goblina. Jego twarz nie zwiastowała zaskoczenia czy lęku. Wobec tego Potter uznał, że nic mu nie zagraża. Nie rozluźnił, jednak uścisku różdżki, którą gotów był w każdej chwili użyć w celu spacyfikowania zagrożenia.

- Co znajduje się w środku? – zadał niezbyt inteligentne pytanie pracownikowi banku.
- To co w większości skarbców – odparł sucho tamten.

          Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jak bardzo głupie pytanie zadał. Zdecydował się w końcu zajrzeć do skarbca. Osobisty skarbiec był tym, gdzie spodziewał się znaleźć prawdziwe cudy. 

          Widok częściowo spełnił jego oczekiwania. Wewnątrz pomieszczenia, rozmiarami przypominającego jego własną skrytkę, znajdowały się stosy galeonów. Towarzyszyła im mniejsza gromada srebrnych sykli i brązowych knutów. Pod jedną ze ścian znajdowały się cenne przedmioty, być może artefakty, ale także pamiątki rodzinne. W najbardziej oddalonym od wejścia kącie znajdował się regał. Na nim znajdowało się kilka książek. Harry z oddali nie był w stanie oszacować ile ich było, dół mebla był bowiem zasłonięty przez złote galeony.

          Auror nie pewnie wszedł do skarbca. Wyjął różdżkę z kieszeni. Rzucił serie zaklęć mających wykryć czarnomagiczne zabezpieczenia. Żadne z nich nie wykazało obecności tego rodzaju magii.

- Wystarczyło zapytać – zakpił goblin.

          Harry zignorował jego zaczepkę. Cały czas w głowie miał słowa Alastora Moody’ego mówiące o potrzebie zachowania nieustannej czujności. Obserwował i nasłuchiwał. Nie działo się nic dziwnego. Podszedł do przedmiotów znajdujących się pod ścianą. Znajdowały się tu misy, wazy, puchary, gobeliny, obrazy zarówno mugolskie jak i czarodziejskie, kamienie szlachetne oraz bogato zdobiona broń. Badał każdą z tych rzeczy za pomocą czarów, lecz nie wyczuł od nich nic podejrzanego.

          Wyjął wreszcie z kieszeni pergamin, na którym spisane były wszystkie przedmioty jakie powinny znajdować się w tym pomieszczeniu. Na jego szczęście Robards nie kazał mu przeliczać własnoręcznie wszystkich monet jakie znajdowały się w skarbcu Changa. Z przedmiotów jakie przed chwilą badał wszystkie były zgodne z listą. 

          Wszystkie czynności jakie do tej pory podjął w skarbcu zajęły mu większość czasu jaki zwykle spędzał w ciągu jednego dnia na służbie. Niestety z uwagi na wagę sytuacji minister osobiście przedłużył im wszystkim czas trwania służby do końca trwania akcji w Gringocie.

          Nie wiedział już, która jest godzina, gdy podchodził do regału z księgami. Zerknął na listę. Powinno ich być 8. Spojrzał na regał. Optycznie wszystko się zgadzało. Pierwszymi pozycjami jakimi bliżej się przyjrzał były cenne dzieła starożytnych chińskich czarodziejów. Wszystkie trzy sztuki napisane były w języku chińskim, a przynajmniej tak informował go pergamin otrzymany jeszcze w ministerstwie. Kolejne dwie były mugolskie. Jedna z nich nazywała się „Komedie, kroniki i tragedie pana Williama Szekspira” z 1623 roku a drugą apokryf znany jako „Ewangelia Nikodema”. Tutaj czarodzieje nie potrafili określić dokładnego roku powstania, ale wyglądało na to, że księga ta powstała ponad 1000 lat wcześniej niż drugie z dzieł pochodzenia mugolskiego. Następną księgą był „Żywot Merlina” napisany przez nieznanego czarodzieja. Gołym okiem widać było, że to właśnie ten egzemplarz był utrzymany w najgorszym stanie.

          W tym miejscu Harry na moment oddał się refleksji nad sposobem utrzymania przez czarodziejów swoich dzieł w dobrym stanie. Nie miał na ten temat żadnego pojęcia. Nie słyszał też nigdy o magicznym introligatorze. Będzie musiał zapytać o to Hermionę. Zrobi to, jednak dopiero po egzaminach koleżanki. Wiedział bowiem, że nieroztropnym byłoby zawracać jej głowę czymkolwiek niezwiązanym z egzaminami na zakończenie Hogwartu, kiedy się do nich uczyła.

          Wrócił myślami i wzrokiem do skarbca. Pozostały dwie książki i mógł wracać do ministerstwa. Tam zda raport ustny szefowi i zostanie odesłany w końcu do domu. Przynajmniej taką miał nadzieję.

          Pierwszą z książek, bo z uwagi na ilość trudno było nazwać ją księgą. Ministerialny pergamin obie pozycje nazywał zapiskami prywatnymi. Wobec tego Harry postanowił skonfiskować je do przejrzenia w domu. Zrobił to tym chętniej, ponieważ oczy zaczynały go już piec. Wyjął czysty kawałek pergaminu i pióro. Umieścił na pergaminie adnotację mówiącą o konfiskacie dwóch książek ze skarbca Changa. Następnie stuknął w niego różdżką i skopiował go. Kopie wręczył goblinowi przy wyjściu.

          Istota pracująca w banku obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem i wyszli ze skarbca. W milczeniu podążali do wózka mającego odwieźć ich na powierzchnię. Harry w tym czasie myślał na zmianę o tym jak bardzo zachowanie jego towarzysza szkodzi wizerunkowi jego rasy w oczach czarodziejów oraz o tym co Stworek przyrządził mu na obiadokolację.

- Wchodzić – głos goblina przywołał go rzeczywistości.

          Ostrożnie wszedł do wózka, co goblin skwitował wywracając oczami z dezaprobatą. W kompletnej ciszy, przerywanej tylko przez skrzypienie i inne odgłosy wydawane przez wózek wrócili na górę banku.

          Tam czekało już na nich sporo czarodziejów z Biura Aurorów. Harry dostrzegł wśród nich m. in. swobodnie gawędzących Williamsona i McCarthy’ego. Ten pierwszy trzymał w dłoni spory plik kartek. Młody auror bez trudu domyślił się, że także jego starszy kolega będzie miał niezbyt interesującą lekturę w biurze lub mieszkaniu.

          Gdzie indziej stali Proudfoot i Chichi. Kobieta żywo tłumaczyła coś szefowi. Harry zdecydował się skierować w ich stronę. Gdy tylko znalazł się w zasięgu ich głosów, zamilkli.

- Co tam, Potter? – zagadał dowódca – Masz coś ciekawego dla łamaczy klątw?
- Niestety nie, szefie – odparł Harry siląc się na pogodny nastrój.

          Nie było to łatwe zważywszy na zmęczenie i głód jakie towarzyszyły mu od dłuższego czasu. Zaburczało mu w brzuchu. Wciągnął go gwałtownie i wypuścił chcąc ukryć to przed szefem i koleżanką. Nie udało się. Chichi zachichotała cicho, a Proudfoot nie zwrócił na to uwagi.

- Masz coś innego? – spytał powątpiewająco.
- Lekturkę – odparł Harry podnosząc dłoń, w której trzymał książki.
- Cała reszta się zgadza?
- Stosów monet nie przeliczałem – wyjaśnił Harry.
- Dobrze. Poczekaj jeszcze chwilę, zaraz wychodzimy.

          Po tych słowach dowódca ruszył w stronę gabinetów dygnitarzy goblińskiego banku. Harry odetchnął z ulgą.

- Męczący dzień? – zagadała go Chichi.
- Nigdy więcej kontroli bankowych – odpowiedział Potter.

          Azjatka zaśmiała się cicho.

- A u ciebie? Odnalazłaś coś? – spytał czując jak wzbiera w nim poczucie ciekawości jak poradzili sobie inni.
- Sterty papierów. Mam co robić przez najbliższy tydzień. Mam nadzieję, że zgodzą się żebym wzięła je do mieszkania to szybciej się z tym uwinę.
- Wątpię – skomentował Potter.
- Och, daj spokój! – zaperzyła się nagle kobieta – Nie mam tutaj i tak nic lepszego do roboty! Żaden angielski ani inny brytyjski czarodziej nie zaprosił mnie nigdy na kawę! Co ja mam tu robić twoim zdaniem wieczorami?

          Harry’ego spetryfikowało. Nigdy nie był dobry w rozmowach na tematy damsko – męskie. Tym bardziej z kobietami. Zawsze była to dla niego czarna magia. Dodatkowo o znacznie większym stopniu skomplikowania niż ta, którą władał Lord Voldemort czy jego poplecznicy.

- Eee… - bąknął nie wiedząc co powiedzieć.

          Z opresji wyrwał go Proudfoot. W czasie ich krótkiej pogawędki ostatni aurorzy biorący udział w akcji wrócili już do sali, z której rozpoczynali akcję. Dowódca zarządził zbiórkę.

- Dobra robota – pochwalił swoich zmęczonych podwładnych – zabieramy się do ministerstwa. W dwuszeregu zbiórka!

          Błyskawicznie wykonali komendę szefa. Zaraz potem paradnym krokiem ruszyli w stronę komnaty z kominkiem podłączonym do sieci Fiu. Tam pojedynczo deportowali się do Atrium ministerstwa.

          Harry teleportował się wraz ze znajomym uczuciem uścisku w żołądku. Uderzenie kolanami w posadzkę gmachu siedziby czarodziejskich władz Wielkiej Brytanii przywołało go do normalności. Ból w kolanach rozproszył wzbierające w nim poczucie młodości. Choć raz jego niezgrabność podczas podróży tym środkiem transportu przydała się. Już czuł palące do poczucie wstydu i zażenowania gdyby zwymiotował na środku ministerstwa.

- Wstawaj, Potter – ponaglił go Proudfoot.

          Wykonał polecenie. Ktoś złapał go za nadgarstek i pociągnął za sobą. To była Chichi. Miała zdeterminowaną minę.

- O co chodzi? – spytał wciąż nieco nieprzytomnie Harry.
- Nie mam zamiaru siedzieć tu do rana!
- Eee… Która godzina?
- 22.

          Uzmysłowiwszy to sobie, Potter poczuł się jeszcze bardziej głodny niż wcześniej. Azjatka dociągnęła go do Kwatery Głównej Biura Aurorów. Wpełzli do Sali Konferencyjnej. Wewnątrz znajdowało się już wielu biorących udział w akcji. Także Helena Yronwood i Lee Jordan, którzy zabezpieczali z zewnątrz całe przedsięwzięcie.

- Widzę, że wszyscy już są – rozległ się basowy głos ministra magii – pan Robards poinformował już mnie, że odnieśliście drobne sukcesy – uśmiechnął się zachęcająco do aurorów – chcę żebyście drobiazgowo przejrzeli skonfiskowane materiały. Macie je przeczytać od deski do deski! – jego głos stawał się coraz bardziej władczy – Chcę żebyście znali na pamięć wszystkie kontrowersyjne i przydatne w naszej sprawie informacje jakie się w nich zajmują – zakończył złagadzając ton i wskazując na papiery, które taszczyli w dłoniach.
- To prawda, wykonaliście dzisiaj dobrą robotę – poparł szefa Robards.
- Niestety, nie mamy czasu na odpoczynek – oznajmił Kingsley – Dlatego wrócicie zaraz do domu i jutro każdy z was stawi się na 9:00 w Biurze. Materiały są zbyt cenne, tak dla nas jak i pana Changa abyście mogli zabrać je do domu. Najbliższe dni także będą trudne, jednak wierzę, że damy sobie radę. Resztę informacji przekaże wam szef.

          Zakończywszy Kingsley opadł na fotel u zwieńczenia prezydialnego stołu. Oparł łokcie o blat i złączył dłonie nad nim. Przyglądał się członkom zespołu. Wyraźnie coś analizował. Oni nie mogli na niego zwrócić uwagi, gdyż Robards kończył swoje wystąpienie.

- Chodźcie na drinka – rzuciła panna Yronwood gdy opuszczali piętro – Zasłużyliśmy!

          Nieco markotnie Lee Jordan oraz Chichi przystali na jej propozycje. Pozostali wyłgali się czekającymi na nich rodzinami, znajomymi lub zmęczeniem – jak Harry. 

          Po powrocie do domu Harry był tak zmęczony, że zjadł obiad przygotowany przez Stworka i natychmiast poszedł spać. Sam skrzat był nieco urażony, że jego pan nie docenił wysiłku jaki sługa włożył w przygotowanie pieczeni z hipogryfa po europejsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz