Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

piątek, 31 maja 2019

117. OWUTEM-y

Rozdział 117
OWUTEM-y

          Czas do rozpoczęcia egzaminów minął Syriuszowi szybko. Kończył przygotowywać swoich piąto i siódmoklasistów do najważniejszych testów w ich szkolnym życiu. W wolne popołudnia spotykał się z Yui Chang pomagając jej w przygotowaniu do walki z potencjalnymi zagrożeniami w przyszłości. Musiał przyznać, że pochodząca z Azji dziewczyna była bardzo zdolna. Robiła coraz większe postępy, lecz w dalszym ciągu nie mogła opanować się kiedy zaczął mącić w walce poprzez opowiadanie głupot. Zawsze udawało mu się ją rozkojarzyć, a wtedy stawała się łatwym celem.

          Tydzień przed egzaminami w jego gabinecie zjawiła się Hermiona. Pani prefekt minę miała nietęgą. Widać było, że coś ją gryzło. Marszczyła brwi i miętosiła rękawy swojej szkolnej szaty.

- Co się stało, Hermiono? – zagadnął ją Black.

          Dziewczyna nie odezwała się od razu. Przygryzła wargę i spojrzała tęsknie w okno. Podrapała się nerwowo po głowie.

- Gotowa na egzaminy? – zmienił nagle temat nauczyciel.
- Jasne! – wypaliła uczennica – To znaczy muszę jeszcze powtórzyć to i owo, ale na pozytywne oceny mogą już raczej liczyć. Nie jestem jeszcze pewna czy potrafię wszystko na Obronę, ale dam radę.

          Syriusz nie tego się spodziewał zadając pytanie na temat, w którym Hermiona czuła się zawsze mocna. Czuła się mocna, lecz miała obawy, że czegoś nie zda lub coś zapomni już w chwili zaliczenia. Tym razem tak, jednak nie było.

- Cieszy mnie takie podejście – stwierdził nie wiedząc co jeszcze zrobić by przekonać dziewczynę do wyjawienia co ją gryzie – Napijesz się czegoś?
- Herbatki.
- Ok.

          Syriusz wstał. Odwrócił się do dziewczyny plecami i wykonał kilka ruchów różdżką. Kiedy wrócił do biurka, przy którym uprzednio siedział, na jego blacie wylądowały dwie herbaty.

- Na zdrowie – rzucił Syriusz siorbiąc łyk napoju.

          Granger skinęła mu głową i także upiła herbaty ze swojej filiżanki. Wyglądało na to, że nieco się rozluźniła. Black postanowił to wykorzystać.

- Powiesz mi… - zaczął spokojnie i powoli – czym się tak denerwujesz?

          Hermiona wytrzeszczyła oczy i zrobiła na ułamek sekundy przestraszoną minę. Po chwili wróciła do swojej zwyczajnej miny na moment by znów przebiegł przez nią wyraz niepewności.

- Nikt nie lubi kapusiów, prawda? – zapytała wpatrując się w herbatę.

          Syriusz skinął głową, lecz szybko dodał:

- Czasem trzeba… poinformować kogoś o złych zamiarach kogoś innego.
- No właśnie… -  zaczęła niepewnie Hermiona – bo.. bo są osoby w Gryfindorze, które planują urządzić pewną imprezę…
- Nie byłaby to pierwsza impreza w historii tego domu – wtrącił Syriusz odpędzając od siebie wspomnienia swoich młodzieńczych lat.
- Prawda – zgodziła się Hermiona – Chcą to zrobić bardzo hucznie. Sądzę, że zbyt hucznie. Ma być dużo alkoholu i… inne takie – machnęła ręką.
- Rozumiem. Co chciałabyś żebym zrobił? – zapytał Black wiedząc już, że dziewczyna ma jakiś plan.
- Mógłbyś być wtedy w wieży! – wypaliła niespodziewanie.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Tak jak na początku roku, gdy byłeś tam pod postacią psa.

          Syriusz podrapał się po brodzie. W rozumowaniu Hermiony była pewna słuszność. Dzikie imprezy dzieciaków odreagowujących po egzaminach, powojenny stres lepiej mieć na oku. W całym tym planie widział tylko jedną lukę.

- Jak wytłumaczysz obecność psa akurat podczas imprezy?

          Rozpromieniona minę panny perfekt uświadomiła Syriuszowi, że dziewczyna czekała aż zada jej to pytanie.

- Jeśli zjawisz się tylko na jeden dzień to będzie to podejrzane. Jeżeli pojawisz się wcześniej i znikniesz kilka później to powinno się udać. Będziesz miał pewną trudność ze znikaniem, ale sądzę że dasz radę. Z wejściem i wyjściem może pomóc ci Ginny, bo dziwne by było gdybyś ciągle wchodził i wychodził w moim towarzystwie.
- Dobrze – zgodził się Black – Kiedy ta impreza?
- Po ostatnim egzaminie.

          Po rozmowie Syriusz zaczął dbać o stwarzanie pozorów psa, który pojawił się znikąd w Hogwarcie. Przez pierwsze dni pojawiał się na błoniach. Stopniowo podchodził coraz bliżej wrót wejściowych.

          Bieganie pod psią postacią napełniało go spokojem i odprężało. Mógł także przypomnieć sobie jak wyglądają różne zakątki błoń i terenów wokół szkoły, których nie odwiedzał odkąd zakończył edukację.

          Nadszedł wreszcie pierwszy dzień egzaminów. Jako pierwsi pisali piątoklasiści. Dopiero gdy ich „dni próby” – jak mawiali niektórzy – mieli się zakończyć, swoje egzaminy pisać mieli uczniowie najstarszej klasy. Syriusz siedział jako członek komisji podczas zaliczeń teoretycznych z astronomii, eliksirów i transmutacji.

          Sami uczniowie piszący egzaminy byli my w większości obojętni. Wszyscy uczniowie, których poznał przez chrześniaka byli w najstarszej klasy. Tak samo jak Fay, a Yui znajdowała się w roczniku, który w tym roku nie zdawał żadnego z dwóch najważniejszych dla młodocianych czarodziejów egzaminów. Jej czas miał nadejść ponownie za rok, gdy będzie kończyć Hogwart.

          To właśnie z Yui widział się Syriusz wieczorem po ostatnim SUM-ie. Był to egzamin praktyczny z wykładanego przez niego przedmiotu. Co prawda on sam nie miał żadnego wpływu na jego przebieg, mógł być na Sali wyłącznie jako obserwator. Z prawa do obserwacji skorzystał. Wiedział, że jego obecność pozwoli części uczniów nabrać większej pewności siebie.

          Młoda Krukonka przyszła do jego gabinetu tego dnia przybita i wydawała się nieobecna. Jej wzrok także zdawał się pusty, a oczy pozbawione blasku. Co gorsza tego dnia kompletnie nic się jej nie udawało.

- Co się z tobą dzieje? – spytał ją Black.

          Chang machnęła ręką w niedbałym geście.

- W takim razie kontynuujmy – rzekł Syriusz i uniósł różdżkę.

          Yui w tym czasie nabrała głośno powietrza. Wzniosła przy tym nagle ramiona, które zaraz potem opadły. Zamknęła na moment oczy – w tym czasie Black opuścił różdżkę. Kiedy podniosła powieki jej oczy lśniły od łez.

          Syriusz machnął różdżką. Stoły i krzesła wróciły na swoje miejsce. Kolejne machnięcie i dwa krzesła zamieniły się w dwa fotele. Kolejnym gestem profesor przywołał je do siebie.

- Usiądź – wskazał jeden uczennicy.

          Yui wykonała posłusznie jego polecenie.

- Nie chcesz pogadać? – spytał łagodnie.
- Nie… nie wiem – wydukała dziewczyna.
- Posłuchaj – rzekł nagle stanowczo a nastolatka drgnęła – wiem, że nie jestem opiekunem twojego domu – dodał łagodząc ton – jeśli więc chcesz to poproszę profesora Flitwicka…
- Nie trzeba – przerwała Chang.
- Jak mogę ci pomóc?
- Mój ojciec chyba jest w kłopotach – Łapa zachęcił ja gestem do mówienia dalej – aurorzy przeszukali jego skrytki w banku, dokumenty firmowe i prywatne… Reszta rodziny zaraz może się w całości przenieść do Azji. Nie wiem czy wrócę do Hogwartu. Do tego rzucił mnie chłopak.

          Syriusz musiał przetrawić te wiadomości. Zanotował głównie to, że jego najpilniejsza uczennica spotykała się z kimś. Poza tym Chang rozważał odesłanie całej rodziny do Azji. Musiał mieć, więc coś na sumieniu.

- Dlaczego twój… twoja rodzina – poprawił się szybko Syriusz – ma opuścić Brytanię?
- Tata… rodzice się niepokoją. Podejrzewają, że nowe władze chcą.. – Yui nie dokończyła i spłonęła rumieńcem. Zawstydzona własną gadatliwością.

          Syriusz domyślił się co mogła chcieć powiedzieć dziewczyna. Skinął głową ze zrozumieniem. Nie drążył tematu obaw jej rodziców.

- Nie chcesz opuszczać szkoły, prawda?
- Nie chcę.
- Myślę, że nie będziesz musiała tego robić. Zakładając, jednak czarny scenariusz – dodał widząc powątpiewanie u nastolatki – jeśli twoi rodzice opuszczą Anglię to może mogłabyś zostać tu z siostrą?
- Teoretycznie – odparła Yui – Cho gra teraz w drużynie. Takie odejście… To by zaszkodziło jej karierze. Nie wiem jak to będzie…
- … w praktyce – zakończył za nią Black.

          Dziewczyna skinęła głową, a Syriusz myślał co powinien jej powiedzieć. Nie miał pomysłu. Podjął się współpracy z nią wyłącznie po to aby zdobyć jakieś informacje o jej ojcu dla Harry’ego. Za wiele z tego nie wyszło. Przez ten czas polubił dziewczynę. Żal jej było tego jak okrutnie życie może z nią postąpić jeśli kontrola wykaże to na co liczyli aurorzy.

- Będzie dobrze – powiedział spoglądając jej w oczy – Musisz w to wierzyć.
- Pomoże mi pan? – spytała patrząc na niego z nadzieją.
- Oczywiście – odparł – w granicach rozsądku i… porady.

          Po tych słowach dziewczyna zaczęła zbierać się do powrotu. Kiedy wstała z fotela, Syriusz przywrócił je do stanu poprzedniego. Następnie ruszył do drzwi. Kiedy pożegnali się słownie, dziewczyna niespodziewanie przytuliła profesora. Ten zaskoczony odwzajemnił uścisk, lecz zadbał o to by nie trwał zbyt długo.

          Kolejnego dnia odbywał się pierwszy z OWUTEM-ów. Na szczęście dla Syriusza był to teoretyczny z Obrony. W związku z tym wraz z Slughornem oraz trzema czarodziejami w wieku zbliżonym do mistrza eliksirów zasiadał w komisji. Jego zadaniem było pilnowanie aby żaden z uczniów nie pomyślał nawet o próbach ściągania.

          Zupełnie nie zdziwiło go, że w pierwszym rzędzie siedzi Hermiona. Dwie ławki za nią siedziała Fay Dunbar. Obok niej bliźniaczki Patil. W połowie sali znajdowała się Ginny. Towarzyszyły jej koleżanki z rocznika. Syriusz pomachał jej dyskretnie. Zajął swoje miejsce przy stole prezydialnym.

- Witam wszystkich młodych czarodziei – rozpoczął przysłany z ministerstwa przewodniczący komisji – naszą nadzieję na przyszłość. Wierzę, że dzisiejszy egzamin nie sprawi wam trudności – Syriusz dostrzegł jak wargi Hermiony drgają – i już niedługo będziecie mogli rozpocząć kariery na miary waszych marzeń!
- Jest 9:03 – kontynuował przemowę w jego imieniu Syriusz, który dotarł właśnie do prezydium – Macie dwie godziny na napisanie pracy. Korzystać możecie wyłącznie ze standardowych piór i kałamarzy. Zaczynamy! Powodzenia!

          Zazgrzytały pióra o pergaminy. Dziesiątki młodocianych czarodziejów rozpoczęły walkę o lepszy start w przyszłość, w dorosłość. Wraz z nimi Syriusz rozpoczął swoją walkę o uczciwość ich pracy.

          Przez pierwszą godzinę Black krążył pomiędzy ławkami. Żaden z uczniów nie przejawiał zamiarów korzystania z nielegalnych przedmiotów. W związku z tym drugą godzinę spędził siedząc przy stole.

- Panno Patil proszę spoglądać w swój pergamin – dopiero pod koniec wyznaczonego czasu musiał zwrócić komuś uwagę.

          W duchu pocieszał się, że pechową uczennicą była Padma, a więc uczennica Ravenclawu. Mimowolnie pomyślał czy w obliczu tak ważnego egzaminu przynależność danego ucznia do konkretnego domu ma jakieś znaczenie. W końcu już za miesiąc będą absolwentami Hogwartu. W pracy zawodowej nikt nie będzie patrzył na to jakie barwy w szkole przywdziewał ktokolwiek z nich. No może za wyjątkiem Ślizgonów.

czwartek, 23 maja 2019

116. Helena Yronwood


Rozdział 116
Helena Yronwood

          Dzień po przeszukaniu skrytki Changa, Harry obudził się wypoczęty. Od razu wziął prysznic, zmywając z siebie ostatki trudów dnia wczorajszego. Śniadanie zjadł z apetytem – czym zneutralizował obrazę jaką wyrządził wczoraj kulinarnym zdolnościom Stworka. Oznaki zniechęcenia do działania przybyły do niego dopiero gdy wciągał na siebie ubranie do pracy. Zgodnie z wytycznymi Robardsa na czas przeglądania akt skonfiskowanych z banku, oddział zajmujący się ich czytaniem jest wyłączony z akcji. W związku z tym mogli przyjść do pracy nieubrani w mundury. Harry postanowił skwapliwie z tej okazji skorzystać. W związku z tym ubierał się tego dnia w ,kupione przez siebie niedawno, jeansy, biały sweter i mugolskie, czarne, sportowe buty.

          Aportował się jak zwykle w Atrium ministerstwa. Tam natknął się na Artura Weasley. Ojciec jego ukochanej twierdził, że jest bardzo zapracowany i się śpieszy, jednak nie sprawiał takiego wrażenia.

- Tak, Ginny uczy się do egzaminów. Byłoby dobrze gdybyś napisał jej słowa wsparcia w tych trudnych chwilach – mówił na jeden temat by zaraz przejść do innego – Och, Ron pomaga bratu w sklepie. Coraz lepiej wygląda i zaczyna w końcu żyć jak dorosły czarodziej.

          Harry grzecznie, aczkolwiek stanowczo oznajmił, że ma sporo pracy i musi lecieć do Biura jeśli nie chce dostać nagany.

- Ach, tak – westchnął Artur – Słyszałem, że macie kupę roboty z tymi papierami po nalocie na…
- … to była tajna operacja! – przerwał mu sykiem Potter.
- No tak – bąknął zawstydzony Weasley – Nie będę ci dłużej przeszkadzał. Wpadnij do nas na obiad w niedzielę.
- Na pewno – zapewnił go Harry i poszedł w końcu do Kwatery Głównej.

          Tam znajdowali się już wszyscy jego towarzysze niedoli. Każdy z nich ubrany był po cywilnemu. Większość po mugolsku. Starsi wiekiem pracownicy ministerstwa patrzyli na nich zdegustowani. McCarthy odziany był w prostą, czarną szatę. Chichi tego dnia nosiła białą sukienkę w czerwone kwiatki. Ich ubiór miał się powtarzać jeszcze przez kilka dni.

- Co tam? – zagadała go Chichi.
- Ranek – odparł głupawo Harry.
- Bystry jak zawsze – wtrącił Williamson.

          Wreszcie, Potter usadowił się na krześle przy swoim biurku. Na blacie w odróżnieniu od chociażby Chichi miał tylko dwie książki. Azjatka miała tam kilka teczek różnej grubości.

          Osiemnastolatek otworzył pierwszą z nich. Natychmiast zorientował się, że zapiski dokonane zostały ręcznie przez autora. Subiektywnie uznał, że piszący miał ładny charakter pisma. To ułatwi odczytanie zapisków i wyjaśnienie co też tak cennego mógł spisywać Chang – jeśli to naprawdę jego własność. 

          Na pierwszej stronie znajdował się napisany większą czcionką napis „Prowadzenie biznesu w czasie rządów Czarnego Pana”. Tuż nad nim znajdował się wcześniejszy, przekreślony tytuł „Jak prowadziłem biznes w czasie wojny z Sami- Wiecie- Kim”. Harry zaniemówił.

          Przeczytał szybko pierwszą stronę, a potem przejrzał kolejne. Wyglądało na to, że Chang przygotowywał książkę na temat prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej w czasie walki z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem podczas kilkunastu ostatnich wieków.
          Mimowolnie zastosował się do polecenia przełożonych i zaczął czytać nieukończone dzieło ojca swojej ex- dziewczyny. Kiedy sobie uświadomił kim jest podejrzany, poczuł jak wzbierają w nim mdłości. Wziął kilka głębokich wdechów – czym wzbudził zdumienie pozostałych członków zespołu i zabrał się do pracy.

          W ciągu dwóch, trwających 8, godzin dni pracy Potter przeczytał połowę opowieści Changa. Jak do tej pory nie odnalazł wzmianek na temat ścierania się przedsiębiorstwa z śmierciożercami – o samym Voldemorcie nawet nie wspominając. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że Chang poświęcał wiele uwagi genezie dojścia przez Lorda Voldemorta do władzy i tłu zdarzeń.

          Potter zaczął odczuwać satysfakcję, gdy mógł czytać o poglądach jakie zdradzał w zapiskach ojciec Cho. Pan Chang uważał, że wojna pomiędzy „starymi czarodziejami” – jak nazywał wyznawców teorii o Czystej Krwi – oraz „nowymi czarodziejami” – jak nazywał czarodziejów pochodzenia mugolskiego. Jego zdaniem konflikt głównym podłożem konfliktu nie były kwestie związane z pochodzeniem czarodziejów i możliwości dostępu do magicznego świata w tym nauki jak kontrolować swoją moc, a kwestie ekonomiczne.

          Stare rody, te które uważały się za czystokrwiste zdobyły dla siebie majątki, fortuny. Kierowały przedsiębiorstwami, czerpały profity z odkryć swoich przodków. Oczywiście nie wszystkim z nich się to udało. Jak przykład starego rodu, który nie dorobił się fortuny Chang wielokrotnie powoływał się na Weasleyów. Harry zawsze czuł wtedy ukłucie żalu. Z uwagi na dominującą pozycję starych rodów, osoby nowe w świecie czarodziejów miały problem z rozkręcaniem własnych działalności gospodarczych. Ich firmy często nie były konkurencyjne wobec starych, sprawdzonych, mających oddane rzesze klientów. Nowe osoby w świecie magii miały także trudniejszą ścieżkę karier. Wobec powyższego narastała w nich frustracja. Rosło także rozwarstwienie społeczne.

          Wiązało się to z przyczynami politycznymi. Trudniejszy start dotyczył także stanowisk w ministerstwie. Młodzi czarodzieje ze starych rodów łatwiej mogli uzyskać angaż w nim na wyższym stanowisku tuż po zakończeniu Hogwartu niż Mugolacy. Wiązało się to także z nierozliczeniem – całościowym – pokonanych w poprzedniej wojnie. Część z nich zachowała swoje stanowiska w ministerstwie i wysoki status społeczny. Nie zostali także ukarani. Skutkowało to w jego opinii jedynie zawieszeniem działań wojennych. Konflikt musiał wybuchnąć jeszcze raz.

          Kolejną przyczynę wybuchu wojny Chang określił jako czynniki kulturowe. W jego opinii Mugolacy nie odbyli wystarczającego kształcenia dotyczącego życia w społeczeństwie magicznym. Wobec tego usiłowali przed wojną i usiłują po wojnie wprowadzać do niego swoje zwyczaje, sposób ubierania i styl życia. Dodatkową kwestią były różnice mentalne, ale także… choroby na jakie chorowali jedni i drudzy. Smocza ospa nie była znana Mugolakom do czasu, aż na nią zachorowali oni sami albo ktoś im bliski.

          Dopiero na ostatnim miejscu wśród przyczyn Chang umiejscowił kwestię światopoglądowe, ideologiczne. Jego zdaniem stanowiły one, jedynie wygodny pretekst do ataku na drugą stronę. Owszem, zdarzały się fanatyczne pod tym względem jednostki. Były one, jednak wyłącznie jednostkami. Jako przykłady Chang podawał z jednej strony Belatriks Lestrange i Barty’ego Croucha Juniora, a z drugiej Albusa Dumbledore oraz niepodane z nazwiska środowisko skupione wokół niego przed wojną.

          Harry musiał ochłonąć po przeczytaniu tych rewelacji. Jego światopogląd na niedawne zdarzenia wydawał mu się do tej pory niezachwiany. Nie brał nigdy pod uwagę pobudek jakie mogły kierować Lordem Voldemortem i jego zwolennikami poza nienawiścią i rządzą władzy za wszelką cenę. Musiał to przemyśleć na spokojnie, już po zakończeniu śledztwa.

          Kiedy czytał dalsze zapiski Changa z zaskoczeniem odnalazł wymienionych w tekście kilka znanych sobie nazwisk. Wśród nich Syriusza Black. Zdaniem autora Black z pomocą niemieckiego czarnoksiężnika i Cho Chang przepędzili z przedsiębiorstwa Changa szmalcowników, którzy pobierali od niego haracz. Harry nie pamiętał już zbyt dokładnie opowieści chrześniaka na ten temat, ale wiedział o podobnej historii. Nie wzbudziło to w nim większego zdziwienia.

          Zupełnie inaczej rzecz się miała, kiedy Chang wspominał o Helenie Yronwood. Jej nazwisko przewijało się w tekście kilkukrotnie. Pierwszy raz miało to miejsce, gdy Chang opisuje dalekowschodnie biznesy. Zahacza przy tym o Helenę i jej siostrę, kiedy te wybierały się do Chin. Siostry dokonują tam dla niego transakcji, która nie zostaje opisana. Chang ogranicza się wyłącznie do napomnienia, iż była dla niego bardzo korzystna.

          Drugie spotkanie pomiędzy nimi odbyło się po powrocie Heleny z Miasta Czarodziei w Chinach. Chang jest wówczas zachwycony korzystnym przebiegiem transakcji dokonanej dla niego przez Helenę i jej siostrę, Lucy Blueford. To właśnie Helena opowiedziała Changowi przebieg zamieszek jakie wybuchły w Chéngshì xiàngdǎo ostatniego dnia pobytu tam panny Yronwood.

          Ostatni wspomniany kontakt z Heleną, Chang ma już po zakończeniu działań wojennych. Jest to już czas, gdy Helena angażuje się – zdaniem ojca Cho – w działalność na rzecz Magicznych Radykałów, czyli ugrupowania posiadającego w magicznym parlamencie jednego przedstawiciela. To właśnie Helena miała przedstawić lidera ugrupowania, Jacka Wolanda autorowi brudnopisu.

          W innych miejscach nieukończonego jeszcze dzieła, nazwisko Yronwood przewijało się jeszcze kilkukrotnie. Za każdym razem działo się to w kontekście sprzyjania przez osobę o tym nazwisku radykałom oraz tezom przedstawionym wcześniej przez Changa.

          Kiedy Potter skończył wreszcie czytać jedne zapiski Changa, czuł że mózg może mu eksplodować. Spojrzał na notatkę, którą sporządzał na bieżąco, wraz z postępami w czytelnictwie. Miał tam wyraźne poszlaki mówiące o tym, że niedawna sympatia jego ojca chrzestnego donosiła o sprawach Biura Aurorów i prowadzonych przez nie śledztwach Wolandowi, a może i Changowi. Musiał z tym iść do Robardsa.

          Spojrzał na zegarek. Robardsa już nie było. Skopiował przy użyciu różdżki sporządzoną przez siebie notatkę. Kopię złożył w pół i wepchnął do kieszeni spodni. Oryginał wepchnął do szuflady. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Chichi spała z głową w pismach, zeznaniach podatkowych i innych dokumentach. Pozostali członkowie zespołu wyszli już

          Wstał i ruszył w stronę biura swojego dowódcy. Po drodze nie zastał żadnego z parterów. Zapukał do drzwi. Nikogo nie było lub też dowódca mu nie odpowiedział. Ponowił pukanie. Rozległ się stukot obcasów za drzwiami.

- Kto tam? – spytał Proudfoot przez zamknięte drzwi.
- Potter.
- Poczekaj chwilę.

          Harry nie odpowiedział. Czekał. Zastanawiał się czym zajęty może być jego dowódca w czasie, kiedy zwykli członkowie zespołu kończyli już pracę a niczym innym nie mieli się już zajmować. Chyba, że nie dotyczyło to ich lidera.

          Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł przez nie Robards we własnej osobie. Szczęście uśmiechnęło się do niego w jego nadgorliwości.

- Dobrego dnia, Potter – rzekł szef Biura Aurorów.
- Dziękuję, szefie – odpowiedział grzecznie Potter – Tak właściwie to szedłem do pana, ale wydawało mi się, że…
- … skończyłem pracę – dokończył za niego Robards. – Co takiego pilnego cię do mnie sprowadzić miało o tak późnej porze? – spytał wskazując przy tym dłonią aby Harry wszedł do gabinetu Proudfoot’a.

          Dowódca Pottera spojrzał na niego zdumionym wzrokiem. Nie odezwał się, jednak ani słowem. Słyszałem przecież pogawędkę pozostałej dwójki aurorów w swoim progu.

- Opowiadaj – polecił Harry’emu Robards.

          Zgodnie z poleceniem Harry opowiedział o tym co odnalazł w pierwszym rękopisie Changa. Pominął przy tym tożsamość aurorki, której dotyczyła jego mowa w sposób bezpośredni.

- Rozumiem – rzekł Robards, gdy Potter skończył.
- Ktoś z naszego zespołu – wtrącił Proudfoot.
- Nie.
- Znasz tożsamość tej osoby? – dopytał szef Biura Aurorów.

          Harry niepewnie zaczął sięgać do kieszeni i zdał sobie sprawę, że oryginalna notatka byłaby lepszym rozwiązaniem od kopii. Po sekundzie uznał, że nie ma potrzeby biec do swojego biurka i wracać tutaj. Wyjął, więc kopie i położył na blacie biurka swojego dowódcy.

- Notatka w tej sprawie – wyjaśnił zwierzchnikom.

          Proudfoot wstał i stanął za ramieniem swojego szefa. Wspólnie czytali gryzmoły Pottera. Ich miny stawały się coraz bardziej pochmurne z każdą kolejną linijką pochłanianego przez ich oczy tekstu.

- Co jest w drugim rękopisie? – spytał nerwowo Proudfoot.
- Jeszcze się za niego nie zabrałem – wytłumaczył Potter.
- Zabierz go dzisiaj ze sobą do domu – polecił mu Robards – Czytaj w domu, dopóki nie przeczytasz całego. Do tego czasu masz zakaz pojawiania się w ministerstwie. Kontakt tylko ze mną – rozkazywał niemal krzycząc – Nawet ty! – syknął wskazując nagle na Proudfoot’a – masz zakaz kontaktowania się z Potterem.
- Tak jest – odparł zaskoczony dowódca Harry’ego.
- A ty, rozumiesz?
- Taaak – bąknął młody auror – To znaczy, tak jest! – poprawił się natychmiastowo.

          Robards skinął z uznaniem głową. Gestem dał znać by Potter wstał. Dalej młody auror ruszył z szefem wszystkich aurorów. 

- Sprawa jest wyjątkowo delikatna – tłumaczył mu po drodze Robards – Może wywrzeć polityczne skutki. Biznesowe także. Obawiam się, że musimy skopiować rękopis Changa i oddać mu go – dał znać ręką Harry’emu by mu nie przerywał – Zrobimy to, jednakże dopiero po zakończeniu zbadania sprawy powiązań wiadomego aurora z różnymi środowiskami. W tym celu kluczowe, być może, jest zbadanie drugiego rękopisu, ale tego nie muszę ci tłumaczyć.

          Dotarli do biura, gdzie znajdowało się stanowisko pracy Pottera. Weszli ostrożnie do środka. Harry skopiował rękopis pana Changa. Oryginał wraz z oryginałem sporządzonej przez siebie notatki dał szefowi. Ten miał potem odnieść obie te rzeczy do magazynu dowodów.

          Drugi rękopis Harry zabrał ze sobą. Czekało go kilka kolejnych długich dni z ciężką lekturą. Gdyby Hermiona widziała go w tej chwili to pewnie uśmiechnęłaby się ironicznie. Jak tak dalej pójdzie to będzie musiał zapisać się na jakiś kurs przyspieszający zdolność do czytania.

- Gdyby ktoś pytał jesteś na urlopie zdrowotnym – oznajmił mu szef.

          Po spakowaniu się, pożegnał Gwaina Robardsa i udał się do wyjścia. Windą podróżował w samotności. Atrium także było znacznie bardziej puste niż w godzinach porannych.

          W ostatnim czasie miał zadziwiająco dużo (nie)szczęścia do spotykania znajomych osób, kiedy wchodził lub wychodził z ministerstwa. Pracownicy przyzwyczajali się powoli do pracowania w jednym budynku z najsławniejszym, brytyjskim czarodziejem po śmierci Dumbeldore’a. W związku z tym miał już coraz mniej natarczywych fanów i fanek. Nie oznaczało to, jednak że był już całkowicie wolny od próśb o zrobienie sobie zdjęcia lub podpisanie takowego. Nie wspominał o tym nigdy Ginny aby nie wywoływać zazdrości. Tego dnia miał spokój, wychodząc.