Rozdział 111
Dzień zwycięstwa
Rocznica
pokonania Voldemorta w 2 Bitwie o Hogwart powitała czarodziejów napiętą
atmosferą. Pogada na zewnątrz nie sprzyjała świętowaniu. Było mgliście i zimno.
Dodatkowo słońce ukryło się za grubą warstwą pierzastych chmur.
- Mam nadzieję, że będzie spokojnie – przyznała profesor
Sprout nakładając sobie bekon na talerz.
Podczas
śniadania znaczna część uczniów wzięła sobie kanapki z Wielkiej Sali i wróciła
do swoich Pokojów Wspólnych. Już od 7 rano do Hogwartu przybywali członkowie
Patrolu Przestrzegania Prawa oraz Biura Aurorów. Wśród nich znalazł się także
wycofany z poprzedniej szkolnej interwencji Nevile Longbottom.
Chłopak stał
z jednej strony wejścia do komnaty. Z drugiej wartę pełniła jego koleżanka z
PPP. Czoło miał spocone, a mokre kosmyki włosów niesfornie opadały na jego
czoło. Oczami wodził wzdłuż stołu Ślizgonów, bagatelizując zagrożenie mogące
nadejść z innych stron. Ewidentnie miał w pamięci swoją niedawną kompromitacje.
Uczniowie z Domu Salazara Slytherina nie pozwalali mu o niej zapomnieć. Niemal
każdy wychodząc szeptał coś obraźliwego.
Nie
uchodziło to uwadze Syriusza, który spożywał śniadanie w towarzystwie Jose.
Hiszpan od czasu dywagacji nad karą dla Teodora Notta aż do jego aresztowania
zdawał się stawać w opozycji do reszty grona pedagogicznego, jednak wieść o
niesprawiedliwym wyroku spowodowała, że jego punkt widzenia zaczęło jawnie
przejawiać kilkoro profesorów co spowodowało, iż zaczął zachowywać się
normalnie.
- Można się dosiąść? – zagadał profesor Slughorn.
Jeszcze nim
żujący właśnie kęs tostu Black zdążył skinąć głową, olbrzymie cielsko następcy
Severusa Snape’a usadowiło się na krześle z jego lewej strony.
- Wiadomo coś w sprawie chłopaka? – spytał go Jose.
- Niewiele – sapnął Slughorn – jego rodzina jest w
niełasce. To nie pomaga. Uruchomiłem swoje kontakty żeby złożyć apelację, ale
będzie ciężko. Jeśli się uda wybuchnie skandal, który może zagrozić
administracji Shacklebolta.
- Jak to? – zdziwił się Black.
- Uczeń wtrącony na rok do Azkabanu, to nie pomaga
załagodzić niepokojów społecznych – wyjaśniał Horacy nalewając sobie soku z
dyni – do tego proces o odszkodowanie. Te nie będzie małe, a budżet
ministerstwa nie jest w oszołamiającym stanie.
Black z Jose
wymienili spojrzenia. Jeżeli słowa mistrza eliksirów są prawdą to możliwym
było, że ministerstwo będzie rzucać kłody pod nogi obrońcom młodego Notta.
- Myślisz, że będzie spokojnie? – Syriusz ponuro zmienił
temat.
- Nie – odpowiedział krótko Horacy.
Zegar
wskazał właśnie 9:00. Oznaczało to, że na błoniach zjawić się mieli właśnie
kolejni funkcjonariusze ministerstwa. Poprzedniego dnia Syriusz rozmawiał na
ten temat ponad godzinę ze swoim chrześniakiem. Harry wspominał, że szczególnym
zagrożeniem dla bezpieczeństwa uczestników parady może być moment ogłoszenia
Greengrasa nowym dyrektorem Departamentu ds. Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów. Aurorzy bardziej przejmowali się nienawiścią do czystokrwistych
jaką przejawiały ofiary reżymu Lorda Voldemorta niż demonstracją przeciwko
prześladowaniom jaką organizowali niedawni zwolennicy reżymu i neutralne
podczas wojny rody.
Kilka minut
później Syriusz zakończył śniadanie i udał się do Wieży Gryfindoru. Tam
uczniowie czekali już na niego odpowiednio uszykowani – pod nadzorem Ginny i
Hermiony. Seamus i Dean stanowili ich gwardię przyboczną i coś w rodzaju
osobistej ochrony. Chłopakom zależało na wewnętrznej zgodzie Gryfonów, a tej
brakowało od czasu napaści tępicieli Ślizgonów na dziewczyny.
- Wszyscy gotowi? – nauczyciel zwrócił się do swoich nastoletnich
przyjaciółek.
- Jasne, profesorze – odparła pogodnie Ginny.
Czarodziej
dał znać różdżka i poprowadził kolumnę Gryfonów na błonia. Zgodnie z
ustaleniami między dyrektor McGonagall a ministrem Shackleboltem uczniowie
mieli nie brać udziału w paradzie, a dołączyć do uroczystości na błoniach
szkoły.
Gryfoni byli
pierwszym domem jaki zjawił się w wyznaczonym miejscu. Z ich prawej strony
stało trzech aurorów. Syriusz rozpoznał wśród nich Williamsona, Proudfoota i
Chichi. Oznaczało to, że pilnować ich będzie zespół, w którym działał Harry.
Nigdzie jednak nie widać było chłopaka.
Chwilę
później na lewo od Gryfonów, którzy stanowili skrajnie prawe skrzydło
hogwarckiej kolumny, zameldowali się Krukoni. Profesor Flitwick przybrał
kamienną minę i skinął sztywno na przywitanie Syriuszowi. Ten odwzajemnił gest.
Niedługo później pojawili się Puchoni.
Ślizgoni
prowadzeni przez Slughorna pojawili się w niepełnej liczbie. Wiadomym stało
się, że część z nich bojkotuje uroczystości. Łapa zaczął zastanawiać się na ile
jest to bojkot, a ilu uczniów zjawi się na manifestacji przeciwko
niesprawiedliwemu traktowaniu ich rodzin i przyjaciół.
Kwadrans po
dziesiątej od strony Hogsmeade podążał ku nim tłum czarodziejów i czarodziejek
w kolorowych szatach. Na przedzie kroczyło dziesięciu aurorów w galowych
szatach. Przednia straż ministra i jego świty. Sam Kingsley podążał tuż za
niedawnymi współpracownikami z biura. Towarzyszyła mu elita jego administracji.
Z nimi kroczyli niżsi rangą pracownicy ministerstwa oraz członkowie magicznej
społeczności.
Syriusz
oszacował ilość uczestników parady na około dwieście osób. Spodziewał się
większego tłumu. Widać atmosfera obaw przed zamieszkami zniechęciła magiczną
społeczność Wielkiej Brytanii i Irlandii przed przybyciem na północ królestwa.
Po upływie
kolejnego kwadransa uczestnicy parady pozajmowali miejsca przed uczniami. Wtedy
na scenę wkroczył sam minister magii. Ubrany był w elegancką czarną szatę z
fioletowymi dodatkami i pozłacanymi nićmi jako ozdobami. Na głowie miał tiarę w
tych samych barwach.
- Szanowni zebrani – jego wzmocniony magią tubalny głos
rozniósł się po błoniach Hogwartu – spotkaliśmy się tu dzisiaj aby uczcić
pierwszą rocznice pokonania zbrodniczego reżimu Lorda Voldemorta! Aura nie
sprzyja świętowaniu, lecz to nas nie powstrzyma! – grzmiał minister – Wielu z
was straciło bliskich w bitwie, którą tutaj stoczono. Pamiętajmy o tym. Oddajmy
im hołd i nie szukajmy zemsty! Sprawiedliwość została wymierzona w uczciwych
procesach. Winni zbrodni na naszej społeczności odpokutowują swoje zbrodnie w
Azkabanie! Ich rodziny nie mogą odpowiadać za morderstwa dokonane przez ojców i
matki. Ofiary niedawnych wydarzeń oczekują od nas, że odbudujemy naszą
społeczność, jej instytucje i całą resztę. Jesteśmy zobowiązani żeby to uczynić
– zakończył ze spokojem.
Syriusz
zaobserwował, że przemówienie ministra wywołało zamieszanie wśród jego
wychowanków. Wielu z nich nie spodziewało się, że minister będzie wymagał od
nich aby nie mścili się na oprawcach. On sam był, jednak pewien, że to pierwszy
krok do odbudowania zerwanych relacji pomiędzy oboma stronami.
Następnie na
mównicę wszedł Robards, który jako szef Biura Aurorów opowiedział o przebiegu
walk, jej przyczynach i skutkach. Obiecał także, że podlegli mu funkcjonariusze
nie dopuszczą więcej do rządów terroru i masowych morderstw jakich dopuścili
się Śmierciożercy i ich przywódca.
Następnie
zastąpiła go jakaś podstarzała czarownica ze Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Sami-
Wiecie- Kogo. Syriusza niezmiernie bawiło, ale i przerażało, że rok po upadku
najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii kraju ludzie dalej bali się
wymawiać jego przydomku. Mogli używać chociaż prawdziwego imienia i nazwiska,
Tom Riddle.
Wreszcie na
podwyższenie dla przemawiającego powrócił minister. Towarzyszył mu czarodziej w
butelkowozielonej szacie. Oczywistym stało się kto to jest i co zaraz nastąpi.
- Nadszedł moment żeby obsadzić ostatni wakat na stanowisku
dyrektora departamentu – ogłosił oficjalnie Kingsley – pan Thomas Greengrass z
dniem dzisiejszym obejmie stanowisko dyrektora Departamentu ds. Międzynarodowej
Współpracy Czarodziejów!
Ze strony
podopiecznych Slughorna dało się słyszeć owacje. Brawo biły także grupki
Puchonów i Krukonów, a także część Gryfonów. Wśród nich ci, którzy utrzymywali
bliższe lub dalsze relacje z Hermioną i Ginny. Ci, którzy nie bili braw zaczęli
buczeć. Atmosfera pogorszyła się natychmiastowo.
- Zaczyna być ciekawie – szepnął sam do siebie Black.
- Ciekawie? – oburzyła się Granger.
Za sceną w
górę poleciały zielone iskry. Było ich co najmniej 40. Jak widać demonstracja
drugiej strony była mniej liczna, ale nie każdy z nich musiał strzelać iskrami
w powietrze. Po chwili Syriusz zdał sobie sprawę, że to nie był zwykły
wystrzał. Iskry zaczęły układać się w napis: „Precz prześladowaniom czystokrwistych!
Nie jesteśmy Śmierciożercami”. Po chwili napis przekształcił się w symbol Lorda
Voldemorta i jego wyznawców, który został przebity mieczem.
Demonstracja
zrobiła na nim wrażenie. Była na wysokim poziomie pod względem zaawansowanej
magii. Animacja miała zapewnić spokój osobom, które były ostatnimi czasy na
cenzurowanym. Czy tak się stanie? Na to pytanie Syriusz nie potrafił
odpowiedzieć.
Oficjalne
obchody na błoniach zakończyły się po występach artystycznych. Opiekunowie
domów poprowadzili uczniów w asyście pozostałych profesorów oraz
ministerialnych służb. W spokoju dotarli do Wielkiej Sali, gdzie przewidziany
był uroczysty obiad dla uczniów a także personelu szkoły.
- Brakuje piętnastu Ślizgonów – przyznał szpetem Horacy.
Syriusz
zanotował w pamięci, że jeszcze przed końcem posiłku może dojść do potężnej
awantury, lecz nic nie powiedział. Siedzący obok profesorowie de la Pena oraz
Sinestra nie odezwali się ani słowem.
Mniej więcej
w połowie posiłku Syriusz oderwał się od krzesła przy stole kadry pedagogicznej
i podszedł do stołu Gryfonów. Zatrzymał się pomiędzy plecami Ginny i Hermiony.
Obniżył głowę i wyszeptał:
- Brakuje piętnastu osób.
- Ten dom co zawsze? – odpowiedziała konspiracyjnie
rudowłosa.
- Zależy co masz na myśli – wtrąciła Hermiona.
Syriusz
dostrzegł kątem oka, że twarz jego młodocianej przyjaciółki zdradzała, iż
wymykanie się ze szkoły było ich domeną.
- Eliksiry – szepnął licząc, że dziewczyny złapią metaforę.
- Z wężowej skórki są okropne – odparła Ginny chichocząc.
- Zajmiemy się tym. Wy siedźcie tutaj.
- Oczywiście – zgodziła się Granger za co otrzymała
kuksańca w żebro od przyjaciółki.
Syriusz
oddalił się od dziewczyn jakby nigdy nic. Jeszcze nim dotarł do swojego stołu
podeszła do niego Yui Chang. Siostra Cho wyglądała bardzo atrakcyjnie w swojej
oliwkowej szacie wyjściowej. Profesor Obrony szybko oddalił od siebie myśli co
mógłby zrobić z młodą Azjatką w pustej klasie.
- W czym mogę pomóc panno Chang? – zagadnął neutralnie.
- Chciałam zapytać kiedy będziemy mogli odbyć kolejną
lekcję?
- Myślę, że w następnym tygodniu – rzucił jednym tchem –
będzie ona, jednak dłuższa od poprzednich – dodał widząc zasmuconą minę
nastolatki.
- Super! – zapiszczała dziewczyna i z pewnością gdyby nie
jego surowa mina rzuciłaby mu się na szyję.
Jej
zachowanie nie uszło uwadze części uczniów oraz co gorsza grona pedagogicznego.
Ogarnął wzrokiem sytuację w Wielkiej Sali. Raczej nie powinien wzbudzać plotek
na temat swoich relacji z uczennicami. Zwłaszcza, że mogło to zdradzić
charakter leczenia przez niego Fay Dunbar lub wspomnienie imprezy żegnającej
wakacje, które ukrywał głęboko w swoim kufrze.
- Przepraszam – bąknęła zawstydzona Yui.
- Nic się nie stało – odparł rozbawiony Black – w przyszłości
kontroluj trochę lepiej swoje emocje. Przynajmniej w miejscach publicznych. W
sumie to może być przedmiotem naszej kolejnej lekcji.
- Brzmi ciekawie – odparła z wrodzoną uprzejmością Chan. –
Dziękuję, profesorze.
Dziewczyna
odeszła na swoje miejsce, a Syriusz dotarł właśnie do stołu nauczycielskiego,
gdzie de la Pena z pewnością skomentuje zaszły incydent.
- Ranni uczniowie – szepnął mu do ucha Hagrid.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz