Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

piątek, 1 marca 2019

111. Dzień zwycięstwa


Rozdział 111
Dzień zwycięstwa

          Rocznica pokonania Voldemorta w 2 Bitwie o Hogwart powitała czarodziejów napiętą atmosferą. Pogada na zewnątrz nie sprzyjała świętowaniu. Było mgliście i zimno. Dodatkowo słońce ukryło się za grubą warstwą pierzastych chmur.

- Mam nadzieję, że będzie spokojnie – przyznała profesor Sprout nakładając sobie bekon na talerz.

          Podczas śniadania znaczna część uczniów wzięła sobie kanapki z Wielkiej Sali i wróciła do swoich Pokojów Wspólnych. Już od 7 rano do Hogwartu przybywali członkowie Patrolu Przestrzegania Prawa oraz Biura Aurorów. Wśród nich znalazł się także wycofany z poprzedniej szkolnej interwencji Nevile Longbottom.

          Chłopak stał z jednej strony wejścia do komnaty. Z drugiej wartę pełniła jego koleżanka z PPP. Czoło miał spocone, a mokre kosmyki włosów niesfornie opadały na jego czoło. Oczami wodził wzdłuż stołu Ślizgonów, bagatelizując zagrożenie mogące nadejść z innych stron. Ewidentnie miał w pamięci swoją niedawną kompromitacje. Uczniowie z Domu Salazara Slytherina nie pozwalali mu o niej zapomnieć. Niemal każdy wychodząc szeptał coś obraźliwego.

          Nie uchodziło to uwadze Syriusza, który spożywał śniadanie w towarzystwie Jose. Hiszpan od czasu dywagacji nad karą dla Teodora Notta aż do jego aresztowania zdawał się stawać w opozycji do reszty grona pedagogicznego, jednak wieść o niesprawiedliwym wyroku spowodowała, że jego punkt widzenia zaczęło jawnie przejawiać kilkoro profesorów co spowodowało, iż zaczął zachowywać się normalnie.

- Można się dosiąść? – zagadał profesor Slughorn.

          Jeszcze nim żujący właśnie kęs tostu Black zdążył skinąć głową, olbrzymie cielsko następcy Severusa Snape’a usadowiło się na krześle z jego lewej strony.

- Wiadomo coś w sprawie chłopaka? – spytał go Jose.
- Niewiele – sapnął Slughorn – jego rodzina jest w niełasce. To nie pomaga. Uruchomiłem swoje kontakty żeby złożyć apelację, ale będzie ciężko. Jeśli się uda wybuchnie skandal, który może zagrozić administracji Shacklebolta.
- Jak to? – zdziwił się Black.
- Uczeń wtrącony na rok do Azkabanu, to nie pomaga załagodzić niepokojów społecznych – wyjaśniał Horacy nalewając sobie soku z dyni – do tego proces o odszkodowanie. Te nie będzie małe, a budżet ministerstwa nie jest w oszołamiającym stanie.

          Black z Jose wymienili spojrzenia. Jeżeli słowa mistrza eliksirów są prawdą to możliwym było, że ministerstwo będzie rzucać kłody pod nogi obrońcom młodego Notta.

- Myślisz, że będzie spokojnie? – Syriusz ponuro zmienił temat.
- Nie – odpowiedział krótko Horacy.

          Zegar wskazał właśnie 9:00. Oznaczało to, że na błoniach zjawić się mieli właśnie kolejni funkcjonariusze ministerstwa. Poprzedniego dnia Syriusz rozmawiał na ten temat ponad godzinę ze swoim chrześniakiem. Harry wspominał, że szczególnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa uczestników parady może być moment ogłoszenia Greengrasa nowym dyrektorem Departamentu ds. Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Aurorzy bardziej przejmowali się nienawiścią do czystokrwistych jaką przejawiały ofiary reżymu Lorda Voldemorta niż demonstracją przeciwko prześladowaniom jaką organizowali niedawni zwolennicy reżymu i neutralne podczas wojny rody.

          Kilka minut później Syriusz zakończył śniadanie i udał się do Wieży Gryfindoru. Tam uczniowie czekali już na niego odpowiednio uszykowani – pod nadzorem Ginny i Hermiony. Seamus i Dean stanowili ich gwardię przyboczną i coś w rodzaju osobistej ochrony. Chłopakom zależało na wewnętrznej zgodzie Gryfonów, a tej brakowało od czasu napaści tępicieli Ślizgonów na dziewczyny.

- Wszyscy gotowi? – nauczyciel zwrócił się do swoich nastoletnich przyjaciółek.
- Jasne, profesorze – odparła pogodnie Ginny.

          Czarodziej dał znać różdżka i poprowadził kolumnę Gryfonów na błonia. Zgodnie z ustaleniami między dyrektor McGonagall a ministrem Shackleboltem uczniowie mieli nie brać udziału w paradzie, a dołączyć do uroczystości na błoniach szkoły.

          Gryfoni byli pierwszym domem jaki zjawił się w wyznaczonym miejscu. Z ich prawej strony stało trzech aurorów. Syriusz rozpoznał wśród nich Williamsona, Proudfoota i Chichi. Oznaczało to, że pilnować ich będzie zespół, w którym działał Harry. Nigdzie jednak nie widać było chłopaka.

          Chwilę później na lewo od Gryfonów, którzy stanowili skrajnie prawe skrzydło hogwarckiej kolumny, zameldowali się Krukoni. Profesor Flitwick przybrał kamienną minę i skinął sztywno na przywitanie Syriuszowi. Ten odwzajemnił gest. Niedługo później pojawili się Puchoni.

          Ślizgoni prowadzeni przez Slughorna pojawili się w niepełnej liczbie. Wiadomym stało się, że część z nich bojkotuje uroczystości. Łapa zaczął zastanawiać się na ile jest to bojkot, a ilu uczniów zjawi się na manifestacji przeciwko niesprawiedliwemu traktowaniu ich rodzin i przyjaciół.

          Kwadrans po dziesiątej od strony Hogsmeade podążał ku nim tłum czarodziejów i czarodziejek w kolorowych szatach. Na przedzie kroczyło dziesięciu aurorów w galowych szatach. Przednia straż ministra i jego świty. Sam Kingsley podążał tuż za niedawnymi współpracownikami z biura. Towarzyszyła mu elita jego administracji. Z nimi kroczyli niżsi rangą pracownicy ministerstwa oraz członkowie magicznej społeczności.

          Syriusz oszacował ilość uczestników parady na około dwieście osób. Spodziewał się większego tłumu. Widać atmosfera obaw przed zamieszkami zniechęciła magiczną społeczność Wielkiej Brytanii i Irlandii przed przybyciem na północ królestwa.

          Po upływie kolejnego kwadransa uczestnicy parady pozajmowali miejsca przed uczniami. Wtedy na scenę wkroczył sam minister magii. Ubrany był w elegancką czarną szatę z fioletowymi dodatkami i pozłacanymi nićmi jako ozdobami. Na głowie miał tiarę w tych samych barwach.

- Szanowni zebrani – jego wzmocniony magią tubalny głos rozniósł się po błoniach Hogwartu – spotkaliśmy się tu dzisiaj aby uczcić pierwszą rocznice pokonania zbrodniczego reżimu Lorda Voldemorta! Aura nie sprzyja świętowaniu, lecz to nas nie powstrzyma! – grzmiał minister – Wielu z was straciło bliskich w bitwie, którą tutaj stoczono. Pamiętajmy o tym. Oddajmy im hołd i nie szukajmy zemsty! Sprawiedliwość została wymierzona w uczciwych procesach. Winni zbrodni na naszej społeczności odpokutowują swoje zbrodnie w Azkabanie! Ich rodziny nie mogą odpowiadać za morderstwa dokonane przez ojców i matki. Ofiary niedawnych wydarzeń oczekują od nas, że odbudujemy naszą społeczność, jej instytucje i całą resztę. Jesteśmy zobowiązani żeby to uczynić – zakończył ze spokojem.

          Syriusz zaobserwował, że przemówienie ministra wywołało zamieszanie wśród jego wychowanków. Wielu z nich nie spodziewało się, że minister będzie wymagał od nich aby nie mścili się na oprawcach. On sam był, jednak pewien, że to pierwszy krok do odbudowania zerwanych relacji pomiędzy oboma stronami.

          Następnie na mównicę wszedł Robards, który jako szef Biura Aurorów opowiedział o przebiegu walk, jej przyczynach i skutkach. Obiecał także, że podlegli mu funkcjonariusze nie dopuszczą więcej do rządów terroru i masowych morderstw jakich dopuścili się Śmierciożercy i ich przywódca.

          Następnie zastąpiła go jakaś podstarzała czarownica ze Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Sami- Wiecie- Kogo. Syriusza niezmiernie bawiło, ale i przerażało, że rok po upadku najpotężniejszego czarnoksiężnika w historii kraju ludzie dalej bali się wymawiać jego przydomku. Mogli używać chociaż prawdziwego imienia i nazwiska, Tom Riddle.

          Wreszcie na podwyższenie dla przemawiającego powrócił minister. Towarzyszył mu czarodziej w butelkowozielonej szacie. Oczywistym stało się kto to jest i co zaraz nastąpi.

- Nadszedł moment żeby obsadzić ostatni wakat na stanowisku dyrektora departamentu – ogłosił oficjalnie Kingsley – pan Thomas Greengrass z dniem dzisiejszym obejmie stanowisko dyrektora Departamentu ds. Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów!

          Ze strony podopiecznych Slughorna dało się słyszeć owacje. Brawo biły także grupki Puchonów i Krukonów, a także część Gryfonów. Wśród nich ci, którzy utrzymywali bliższe lub dalsze relacje z Hermioną i Ginny. Ci, którzy nie bili braw zaczęli buczeć. Atmosfera pogorszyła się natychmiastowo.

- Zaczyna być ciekawie – szepnął sam do siebie Black.
- Ciekawie? – oburzyła się Granger.

          Za sceną w górę poleciały zielone iskry. Było ich co najmniej 40. Jak widać demonstracja drugiej strony była mniej liczna, ale nie każdy z nich musiał strzelać iskrami w powietrze. Po chwili Syriusz zdał sobie sprawę, że to nie był zwykły wystrzał. Iskry zaczęły układać się w napis: „Precz prześladowaniom czystokrwistych! Nie jesteśmy Śmierciożercami”. Po chwili napis przekształcił się w symbol Lorda Voldemorta i jego wyznawców, który został przebity mieczem.

          Demonstracja zrobiła na nim wrażenie. Była na wysokim poziomie pod względem zaawansowanej magii. Animacja miała zapewnić spokój osobom, które były ostatnimi czasy na cenzurowanym. Czy tak się stanie? Na to pytanie Syriusz nie potrafił odpowiedzieć.

          Oficjalne obchody na błoniach zakończyły się po występach artystycznych. Opiekunowie domów poprowadzili uczniów w asyście pozostałych profesorów oraz ministerialnych służb. W spokoju dotarli do Wielkiej Sali, gdzie przewidziany był uroczysty obiad dla uczniów a także personelu szkoły.

- Brakuje piętnastu Ślizgonów – przyznał szpetem Horacy.

          Syriusz zanotował w pamięci, że jeszcze przed końcem posiłku może dojść do potężnej awantury, lecz nic nie powiedział. Siedzący obok profesorowie de la Pena oraz Sinestra nie odezwali się ani słowem.

          Mniej więcej w połowie posiłku Syriusz oderwał się od krzesła przy stole kadry pedagogicznej i podszedł do stołu Gryfonów. Zatrzymał się pomiędzy plecami Ginny i Hermiony. Obniżył głowę i wyszeptał:

- Brakuje piętnastu osób.
- Ten dom co zawsze? – odpowiedziała konspiracyjnie rudowłosa.
- Zależy co masz na myśli – wtrąciła Hermiona.

          Syriusz dostrzegł kątem oka, że twarz jego młodocianej przyjaciółki zdradzała, iż wymykanie się ze szkoły było ich domeną.

- Eliksiry – szepnął licząc, że dziewczyny złapią metaforę.
- Z wężowej skórki są okropne – odparła Ginny chichocząc.
- Zajmiemy się tym. Wy siedźcie tutaj.
- Oczywiście – zgodziła się Granger za co otrzymała kuksańca w żebro od przyjaciółki.

          Syriusz oddalił się od dziewczyn jakby nigdy nic. Jeszcze nim dotarł do swojego stołu podeszła do niego Yui Chang. Siostra Cho wyglądała bardzo atrakcyjnie w swojej oliwkowej szacie wyjściowej. Profesor Obrony szybko oddalił od siebie myśli co mógłby zrobić z młodą Azjatką w pustej klasie.

- W czym mogę pomóc panno Chang? – zagadnął neutralnie.
- Chciałam zapytać kiedy będziemy mogli odbyć kolejną lekcję?
- Myślę, że w następnym tygodniu – rzucił jednym tchem – będzie ona, jednak dłuższa od poprzednich – dodał widząc zasmuconą minę nastolatki.
- Super! – zapiszczała dziewczyna i z pewnością gdyby nie jego surowa mina rzuciłaby mu się na szyję.

          Jej zachowanie nie uszło uwadze części uczniów oraz co gorsza grona pedagogicznego. Ogarnął wzrokiem sytuację w Wielkiej Sali. Raczej nie powinien wzbudzać plotek na temat swoich relacji z uczennicami. Zwłaszcza, że mogło to zdradzić charakter leczenia przez niego Fay Dunbar lub wspomnienie imprezy żegnającej wakacje, które ukrywał głęboko w swoim kufrze.

- Przepraszam – bąknęła zawstydzona Yui.
- Nic się nie stało – odparł rozbawiony Black – w przyszłości kontroluj trochę lepiej swoje emocje. Przynajmniej w miejscach publicznych. W sumie to może być przedmiotem naszej kolejnej lekcji.
- Brzmi ciekawie – odparła z wrodzoną uprzejmością Chan. – Dziękuję, profesorze.

          Dziewczyna odeszła na swoje miejsce, a Syriusz dotarł właśnie do stołu nauczycielskiego, gdzie de la Pena z pewnością skomentuje zaszły incydent.

- Ranni uczniowie – szepnął mu do ucha Hagrid.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz