Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 11 września 2018

109. Temat zastępczy


Rozdział 109
Temat zastępczy

          Od kiedy de la Pena wbiegł do gabinetu Syriusza, ten nie mógł się na niczym skupić. Jego uczeń został zaatakowany w szkole. W pobliżu Skrzydła Szpitalnego. Nie ugodził go żaden czarnomagiczny czar czy Zaklęcie Niewybaczalne. Pomimo tego jest stan był nie najlepszy. Dokładniej mówiąc stan w jakim znajdowało się jedno z jego ramion był tragiczny, a cała reszta w porządku.

          Pozornie sprawca napadu na Alexa Wendsbury’ego nie miał żadnych motywów. Syriusz był, jednak przekonany, że powodem była sprawa napaści na Astorię Greengras. Nie było żadnych świadków, a jedyną osobą, która zdawała się być wtedy w pobliżu był Draco Malfoy. Wydawał się oczywistym kandydatem na miano podejrzanego jako dobry kumpel niedawnej ofiary. Gdyby jednak dokonał tak barbarzyńskiego ataku na Gryfona prawdopodobnie starałby się ukryć fakt przebywania wtedy w pobliżu zamiast iść do Astorii. Z drugiej strony był pierwszą osobą, która ją odwiedziła, a to wskazywało, że ich relacje mogą być bliższe niż przypuszcza kadra pedagogiczna czy aurorzy.

          Zamiast dalej samotnie rozważać sprawę tajemniczego ataku, Syriusz postanowił zrobić to co robił w przeszłości w okresie kłopotliwych incydentów w czasie kiedy uczył w Hogwarcie – zaprosił Ginny i Hermionę na kawę.

- Co z Alexem? – zagadnęła go Hermiona, kiedy podał jej herbatę z rumem.

          Dziewczyna wydawała się znacznie bardziej zdenerwowana niż Ginny czy nawet Łapa. Jej dłonie co rusz zaciskały się na różowej wełnie swetra, który ubrała na siebie tego dnia. Hermiona w różu była już czymś niespodziewanym. Dokładając do tego jej stan, sytuacja wydawała się jeszcze dziwniejsza niż wcześniejszy atak na ucznia w pobliżu Skrzydła Szpitalnego.

- Nie oberwał niczym co miałoby w sobie czarną magię – odpowiedział neutralnie Black.

          Dziewczyny odetchnęły z ulgą. Syriusz poczuł z tego powodu, że sprawa wydaje się jeszcze dziwniejsza. Jeżeli aż tak przejmowały się jego stanem to nie mógł być zamieszany w napaść na nie sprzed kilku dni, a to by oznaczało, że nie miał związku z napaścią na Greengras.

- Myślałam, że dostał Cruciatusem – przyznała niepewnie Ginny.
- Może to i byłoby lepsze – odparł Syriusz.

          Dziewczyna posłała mu zirytowane spojrzenie. Zdał sobie sprawę, iż nauczyciel mówiący coś takiego o swoim uczniu raczej nie jest kimś godnym powierzenia mu dbania o swoje pociechy.

- Wiecie na czym polega paradoks Cruciatusa?- spytał.
- Nie – odpowiedziały zgodnie.
- Prawie wszystkie ze znanych nam zaklęć czy klątw zostawia ślady na ciele ofiary. Nawet głupi czar tnący zostawia małe rozcięcie na ciele ofiary. Oczywiście jeśli użyjemy go do torturowania jej.
- Nie można kogokolwiek torturować przy użyciu tego czaru – wypaliła natychmiast Hermiona – no chyba, że rzucisz setkę takich zaklęć.
- W połączniu z kilkoma innymi urokami rzuconymi dokładnie na rozcięcie potrafi dać paskudny efekt, uwierz – odparł Black. Kiedy Hermiona z zawstydzoną miną pokiwała głową kontynuował: - w przeciwieństwie do tych czarów Cruciatus nie zostawia śladów na ciele. Nie łamie kości, nie niszczy tkanek, nie powoduje przelewania krwi… Jest więc pod tym względem niezwykle hm… humanitarny.

- Och! – Hermiona zrobiła minę jakby doznała olśnienia – powoduje okropny ból, ale nie zostawia śladów fizycznych na ofierze.
- Dokładnie – zgodził się Black.
- Nie chcecie chyba powiedzieć, że Cruciatus jest lepszą klątwa od zaklęcia żądlącego – wtrąciła Ginny - bo ten ostatnio pozostawia ślad na ciele w postaci użądlenia.
- Nie – zgodzili się Hermiona i Łapa w tej sameh chwili.
- Zwracam tylko uwagę na fakt dlaczego ktoś potraktował Wendsbury’ego kilkoma pozornie niezbyt niebezpiecznymi czarami zamiast ulubioną zabawką śmierciożerców. – wyjaśnił Black – poza tym za tę kombinację nie ląduje się w Azkabanie.

          Następnie podzielił się z dziewczynami swoimi domysłami. Dziewczyny podzielały jego pogląd, że Malfoy nie mógł odpowiadać za napaść. Nie potrafiły wskazać, który ze Ślizgonów mógł być sprawcą. Teoretycznie mógł to zrobić każdy z nich albo nawet i z innego domu.

- Nie zmienia to faktu, że tym atakiem ktoś ukręcił łeb grupie polującej na Ślizgonów – stwierdziła Granger.
- Ukręcił? – zdziwił się Black.
- Dwóch już ukaranych za napaść, jeden się ukrywa, a Host nie może się wychylać do końca szkoły – odpowiedziała Ginny.
- Więc…
- Wendsbury był nowym liderem tej nienazwanej jeszcze grupy – wyjaśniła Hermiona – a ostatnie wydarzenia pokazują, że nie będzie trzeba kłopotać się wymyślaniem im nazwy.

          Syriusz zamyślił się. To wszystko układało się w logiczną całość. Poza jednym wątkiem.

- Dlaczego tak przejęliście się jego losem? – spytał.
- Przejęłyśmy – poprawiła go machinalnie Hermiona.
- Ok, wiec dlaczego?
- Sytuacja w Hogwarcie wymyka się spod kontroli – tłumaczyła żywo Ginny – każdy atak rodzi chęć zemsty i zaognia i tak już zbyt mocno podsycony konflikt. Do tego dochodzą wojenne…
- … rozumiem to – próbował przerwać jej Black.
- Wspaniale – sarknęła Ginny – zdajesz więc sobie sprawę, że może teraz powstać nowa grupa polująca na Ślizgonów?
- Dlaczego i gdzie?
- Gryfindor – wycedziła przez zęby przerażona Hermiona.
- Nie kontrolujecie…
- … coraz mniej – twarz panny Granger stawała się co raz bardziej przerażona.

          Black zdał sobie sprawę, że najwyższa pora zmienić temat na bardziej optymistyczny, radosny, ale i bolesny.

- Zbliża się rocznica II bitwy – powiedział – ministerstwo chce zorganizować defiladę zwycięzców.
- Harry się nie ucieszył – wtrąciła Ginny – napisał mi o tym rano – dodała widząc ich pytające spojrzenia – Wspominał też, że ich oddziały bardziej niż na pracy zaczęły się skupiać na treningu musztry.
- Pewnie będą chcieli żeby przemówił – odezwała się Hermiona.
- Nie – ucięła temat Ginny.
- Dlaczego? – dopytała zdziwiona Granger.
- Harry jest zwykłym aurorem – odpowiedział Black – to znaczy niezwykłym, ale nie posiadającym żadnego stopnia – dodał widząc miażdżące spojrzenie Ginny – w związku z tym nietaktem byłoby gdyby przemawiał on, a nie jego dowódca czy Robards. Poza tym ktoś wspomniał Kingsleyowi, że Harry nie lubi być w centrum wydarzeń.

          Następnie spekulowali na temat tego jak wyglądać mają obchody pierwszej rocznicy pokonania Lorda Voldemorta. Każde z nich miało inną wizję uroczystości.

          Reszta tygodnia upłynęła Syriuszowi w spokoju. W piątek po raz kolejny stwierdził, że Yui Chang jest niezwykle uzdolniona w pojedynkach. Przyznając prawdę przed samym sobą dziewczyną mogła być pod tym względem w najlepszej dwójce młodego pokolenia czarodziejów razem z… jego chrześniakiem. Cokolwiek by nie mówić o Harry’m miał on umiejętności i osiągnięcia, które sytuowały go nie tylko jako najlepszego w pojedynkach czarodzieja młodego pokolenia, ale i całej populacji czarodziejskiej Wielkiej Brytanii. Azjatka miała, jednak potencjał by zbliżyć się do poziomu chłopaka, bo o osiągnięciach nie było mowy – to świadczyło dobrze o społeczności w jakiej obecni żyli.

- Cho pana pozdrawia – powiedziała Yui wychodząc z zajęć – tata także.
- Twój tata? – zdziwił się Syriusz.
- Tak – odparła Chang – pisał, że jest bardzo szczęśliwy, że mogę trenować pod okiem człowieka, który pomógł mu podczas wojny.

          Za pieniądze – dodał w myślach Łapa. Zaczął zastanawiać się czy Chang nie chce tymi pozdrowieniami dać mu do zrozumienia, że wie dlaczego Syriusz zdecydował się rozwijać zdolności Yui. Z drugiej strony może przedsiębiorca rzeczywiście był mu wdzięczny za pomoc, a akcja zrobiła na nim takie wrażenie, że… Przestał rozważać tę możliwość aby nie popaść w samouwielbienie.

- Podziękuj tacie za miłe słowa – powiedział wreszcie – i także prześlij mu pozdrowienia przy okazji – zakończył z uśmiechem.

          Yui odwzajemniła się uśmiechem, pożegnała i wyszła. Syriusz obserwował jej biodra kiedy wychodziła. Natychmiastowo zganił się z tego powodu i obiecał sobie nie współżyć więcej z uczennicą… w tym roku szkolnym.

          Miał nadzieję na ciąg dalszy spokojnego tygodnia, kiedy w jego pokoju pojawił się widmowo- srebrzysty kot, który przemówił głosem jego zwierzchniczki:

- Syriuszu zapraszam cię o zmierzchu do mojego gabinetu.

          Kot rozmył się w powietrzu zaraz po wypowiedzeniu tego zdania, a Syriusz poczuł się dziwnie słysząc takie zaproszenie. Bądź co bądź iść do McGonagall wieczorową porą nie zbroiwszy niczego wcześniej było czymś… niespotykanym. Pomimo tego udał się do gabinetu dyrektorki z pogodnym nastawieniem.

          Po wejściu do środka zorientował się, że poza nim Minierwa zaprosiła także kilku innych nauczycieli. Byli to Flitwick, Sprout, Slughorn i de la Pena. Powoli zaczął domyślać się czego może dotyczyć do spotanie.

- Sprawa niedawnych ataków przestaje zaprzątać waszą głowę – stwierdziła bez ogródek dyrektorka rozpoczynając spotkanie.

          Na jej wypowiedź nauczyciele zareagowali oburzeniem. W końcu ukarani zostali zaledwie dwaj uczniowie w sprawie jednego ataku – za drugi wciąż oczekiwali na karę – a sprawcy drugiego pozostają bezkarni.

- Rada nadzorcza naciska aby nie wywoływać zatargów na TYM tle w okresie około rocznicowym – wyjaśniła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nikt nie protestował.
- Zebraliśmy się tylko po to aby to usłyszeć? – spytał de la Pena.

          Syriusz zaczął zastanawiać się z jaką z młodocianych czarownic spotykał się Hiszpan obecnie. Nie miał dokładnych informacji w tym temacie.

- Wspomniałam już o rocznicy – przypomniała niecierpliwie dyrektorka – według propozycji ministerstwa obchody mają mieć przebieg, którego część odbędzie się na terenie szkoły.

- To niebezpieczne – rzekła Sprout.
- Zgadza się – przyznała Minerwa – ministerstwo planuje rozpoczęcie obchodów w Hogsmeade skąd Potter ruszył do szkoły w tamtym czasie. Z centrum wioski ruszy defilada, która zakończy się pod grobowcem Albusa. Tam będą miały miejsce przemówienia oficjeli.
- Ochrona? – zainteresował się Syriusz.
- Patrol Przestrzegania Prawa plus aurorzy – wyjaśniła McGonagall – w tajemnicy dodam, że nowy dyrektor pewnego departamentu zostanie ogłoszony w czasie trwania obchodów.

          Syriusz domyślił się jaki departament ma poznać nowego dyrektora w rocznicę pokonania Czarnego Pana. Za ironię uznał fakt, że najbardziej kompetentny na te stanowisko był czarodziej ze starego rodu, czystej krwi. Uznał to za typową dla takich chwil ironię losu.

- Czego oczekuje od nas ministerstwo? – spytał Flitwick.
- Uczniów – wyjaśniła krótko – kiepska frekwencja będzie nie tylko ciosem dla ministra, ale i porażką wizerunkową dla całej naszej sprawy.
- Naszej? – dopytał de la Pena.
- Pokonania Voldemorta i tego co sobą reprezentował.

          Syriusz nie wypowiadając tego na głos dodał sobie, że zachowania uczniów w ostatnich dwóch tygodniach przeczyły tezie o klęsce poglądów Voldemorta. Co najwyżej o zamianie miejsc. Niedawne ofiary zaczynały być katami. Nowymi ofiarami zostały natomiast dzieci albo krewni dawnych katów lub osoby urodzone w rodzinach, których rodowód nie odpowiadających nowym, lepszym i spokojniejszym czasom. Przypomniał sobie, że sam pochodzi z takiego rodu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz