Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 3 września 2018

107. Klucz do zagadki



Rozdział 107
Klucz do zagadki

          Harry nie miał czasu by cieszyć się szczęśliwym, spokojnym życiem. Z jednej strony wojna została zakończona, wszyscy poszukiwani śmierciożercy odbywali wyroki w Azkabanie, a ich przywódca na dobre opuścił świat żywych. Z drugiej strony mieszkał sam w ogromnym domu, a najbliżsi mu ludzie albo przebywali w Hogwarcie albo dochodzili do siebie po dramatycznych przeżyciach. On sam z kolei zatracił się w natłoku aurorskich obowiązków.

          Odkąd powiązani z Changiem szmalcownicy zostali zamordowani Robards nie dawał im spokoju. Prawdę mówiąc Harry nie dziwił się szefowi. Cała magiczna społeczność Wielkiej Brytanii zaczynała interesować się sprawą tajemniczej śmierci ministerialnego informatora oraz samosądu nad dawnymi szmalcownikami. Media zaczynały coraz bardziej zarzucać nieudolność szefowi Biura Aurorów. Opozycja atakowała także ministra Shacklebolta.

          Harry był jednym z aurorów, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu samosądu. Miało to miejsce w jednym z doków na zachodnim wybrzeżu Anglii. Harry wraz Chichi, Johnem McCarthy i dowodzącym tego dnia Williamsonem zjawili się tam chwilę po zmierzchu. Z zewnątrz nic nie zdradzało masakry do jakiej doszło w środku. Dbając odpowiednio o własne bezpieczeństwo otworzyli dok. Nie wykryli żadnych śladów magicznych zabezpieczeń.

- Woland dostanie wcześniejszy prezent na gwiazdkę jeżeli nie uda nam się nic znaleźć – szepnął cicho Williamson.

          Zaraz potem dowódca zespołu otworzył drzwi. Wewnątrz na pierwszy rzut oka nie widać było nic niezwykłego. Ot, mugolski dok jakich wiele nad morzem. Chichi przezornie rzuciła czar sprawdzający ludzką obecność, której nic nie zwiastowało. Ku ich zdumienie czar poinformował ich o tym, że nie są sami w budynku. Rozejrzeli się po całym poziomie, lecz nic nie znaleźli.

- Wiecie co to oznacza? – zagaił dowódca.
- Już wzywam wsparcie – odparł McCarthy.

          Pięć minut później na miejscu pojawiło się pięciu aurorów dowodzonych przez Savage’a. Poza nim była to trójka trzydziestoletnich Walijczyków, których imion Harry jeszcze nie poznał, oraz mulatka Sabrina, o której Harry wiedział, że pochodzi z Ameryki Południowej lecz urodziła się w Kornwalii.

- Andrews i jego ludzie są pod rezydencją Changa – oznajmił dowódca nowoprzybyłego zespołu.

          Po upływie kolejnej minuty aportował się kolejny zespół. Jego dowódcą był Fireman. Mężczyzna, który dość późno odkrył w sobie powołanie do służby aurorskiej. Akademię ukończył niedługo przed wprowadzeniem reżimu Lorda Voldemorta i jego marionetkowego rządu. Miał wtedy 37 lat. Pomimo tego w mrocznym czasie nie zhańbił munduru i dzięki temu mógł nie tylko pozostać w służbie, ale i awansować na stanowisko dowódcy jednego z sześciu zespołów. Wśród dowodzonych przez niego ludzi znajdowali się m.in. Lee Jordan oraz ex-partnerka Syriusza, Helena Yronwood.

- Dobrze, że jesteście – powiedział na przywitanie Williamson.
- Proudtfoota nie ma? – Fireman zignorował jego słowa.
- Urlop – uciął Williamson.
- No cóż, w takim razie muszę przejąć dowodzenie – odezwał się Savage.

          Williamson niechętnie skinął, sztywno głową na potwierdzenie tej wypowiedzi. Na szczęście dla misji nowy głównodowodzący nie zmienił koncepcji ich działań. Zgodnie z wcześniejszym pomysłem Williamsona każdy z zespołów zabrał się za drobiazgowe przeszukiwanie jednego z trzech poziomów budynku. Dzięki temu jeszcze przed północą zespół Firemana odnalazł zwłoki szmalcowników. Były transmutowane w kości – Harry mimowolnie poczuł dreszcz skojarzywszy sposób ukrycia zwłok w ten sam sposób w jaki Barty Crouch usiłował ukryć zwłoki swojego ojca kilka lat wcześniej – dodatkowo ukryte zostały w drewnianych beczkach szczelnie wypełnionych piachem. Co robiły te beczki w doku, na to pytanie Harry nie potrafił znaleźć odpowiedzi.

          Przywróciwszy zwłokom ludzką postać aurorzy z zespołu Firemana przetransportowali je do ministerstwa, gdzie miały zostać drobiazgowo zbadane. W osłupienie zebranych wprowadził fakt, że szmalcownicy zostali zamordowani mugolską metodą – przez poderżnięcie gardła. Pozostałe zespoły kontynuowały przeszukiwanie w celu znalezienia śladów. 

- Dlaczego mugole mieliby zabijać szmalcowników? – spytała Pottera Chichi.
- Nie mamy pewności, że to mugole – odparł młody auror.
- Potter ma racje – przyznał McCarthy – ale patrząc po narzędziu zbrodni możemy wykluczyć stare rody – mówiąc to zrobił kwaśną minę.

          Harry zamyślił się nad tymi słowami. Nic w tej sprawie nie przebiegało tak jak powinno. Śledztwo było niezwykle zagmatwane, a poszlaki prowadziły w rozmaite strony. Był przekonany, że ukatrupienie szmalcowników ma związek z badaniem przez jego oddział sprawy powiązań Changa z nimi, a w konsekwencji i zamordowanie ich informatora.

- Jeżeli bierzemy pod uwagę, że mugole mogą za tym stać musimy przeszukać najbliższą okolicę w poszukiwaniu śladów – oznajmił Savage – jeśli nam się poszczęści to znajdziemy narzędzie zbrodni. Do roboty!

          Zgodnie z jego poleceniem dwa zespoły aurorów w pocie czoła przez kilka dni przeszukiwały okolice doków. W tym czasie posunęli się znacząco do przodu w sprawie zamordowania szmalcowników. W jednym z koszy niedaleko miejsca odnalezienia ciał odkryli maczetę. Po zbadaniu jej przez odpowiednich specjalistów aurorzy uzyskali potwierdzenie, że znajdują się na niej ślady krwi wszystkich zamordowanych czarodziejów.

          Radość ze znalezienia narzędzi zbrodni ostudził fakt, że nie znaleźli żadnych śladów mordercy lub morderców. Dodatkowo dotarły do nich także wieści o napaści na młodszą córkę Greengrasów w Hogwarcie. Jeżeli nauczyciele szybko nie wytropią i nie ukażą przykładnie sprawców groziło to wybuchem zamieszek w szkole, a po rozpoczęciu wakacji przeniesieniem ich także do skupisk większych grup czarodziejów na terenie Wielkiej Brytanii.

- Paskudny okres – powiedziała Chichi, kiedy czekali na poranną odprawę dzień po napaści na Astorię.
- Sprawa informatora – zaczął wyliczać zastępujący dowódcę Williamson – Chang i szmalcownicy robiący podejrzane interesy, zbiorowy mord szmalcowników i napaść na Greengras.
- Z tego co wiem sytuacja w szkole jest bardzo napięta po tym ataku – wtrącił Harry.
- To znaczy?
- Ślizgoni okazują solidarność z nią – wyjaśnił Williamson – tak Potter, nie tylko tym masz swoje źródła w Hogwarcie – dodał widząc zaskoczenie na twarzy osiemnastolatka – z kolei przeciwny czystej krwi są bardzo szczęśliwi z tego faktu.

          Zapadła cisza, którą przerwała dopiero Chinka.

- Jestem pewna, że obie sprawy związane ze szmalcownikami łączą się – powiedziała – na podstawie podsłuchanej rozmowy przez Harry’ego wiemy, że Chang wie coś o morderstwie naszego konfidenta. Sądzę, że to właśnie pan Chang jest kluczem do rozwiązania tych wszystkich zagadek.

          Przez moment Harry pomyślał, że przedsiębiorca może starać się zostać nowym Czarnym Panem. Szybko porzucił tę myśl nie widząc ani jednego związku z ideologią wyznawaną przez Lorda Voldemorta a sprawami, nad którymi pracowało obecnie Biuro Aurorów.

- Zaczynamy odprawę – rzucił pojawiający się nagle w pomieszczeniu Proudfoot – biorę kilka dni urlopu, a po powrocie jesteśmy w jeszcze większym bagnie niż wcześniej! Ktoś mi to może wyjaśnić? – spytał rozkładając ręce w geście bezradności – McCarthy!

          Wskazany auror streścił przebieg zdarzeń w ostatnich dniach, a także domysły jakie układał zespół. Dowódca przez cały czas słuchał go z nieodgadnioną miną.

- To poważne zarzuty – powiedział wreszcie ostrożnie dobierając słowa – nawet jeżeli nie są jeszcze zarzutami. Nie możemy zrobić przeszukania jego posiadłości i firmy – mówił rzeczowym tonem – nie mamy też podstaw by wzywać go na przesłuchanie, chociaż nie ukrywam, że na ten moment jedynym sposobem by ruszyć do przodu byłoby przesłuchać go Eliksirem Prawdy…
- … veritaserum – bąknęła sama do siebie Chichi.
- Dokładnie tym – kontynuował Proudfoot – brak nam jakiegoś punktu zaczepienia. W związku z tym będziemy działać bardziej niestandardowo. Robards zadecydował, że nasz zespół zostaje odesłany do sprawy morderstwa szmalcowników.

          Zbiorowy jęk przeszedł przez gabinet. Tracili właśnie jedno z najciekawszych śledztw ostatnich lat na rzecz sprawy, która mogła prowadzić do mugoli. Harry w dalszym ciągu uważał, że sprawy tę łączą się, więc nie traktował decyzji przełożonego jako odsunięcia ich na boczny tor.

- W związku z tym korzystamy z niestandardowych metod – oznajmił Proudfoot – minister poinformował już mugolskiego premiera o podejrzeniu morderstwa dokonanego przez niemagicznych na czarodziejach. Już rano wszystkie mugolskie media trąbiły o zbiorowym morderstwie.
- Czy to nie oznacza, że ich służby będą prowadzić śledztwo? – spytała Chichi.
- Nie – uciął Proudfoot – będą przekonani, że jesteśmy specjalnym oddziałem ich służb. Szkocki metr* czy jakoś tak…

          Pokiwali głową ze zrozumieniem.

- Chichi skontaktujesz się z Dafne Greengras i przesłuchasz rodziny zamordowanych, które przebywają w ośrodku Fundacji Pomocy Ofiarom Wojny – dowódca wydał pierwszy rozkaz a Harry poczuł ciepło na sercu wiedząc, że jego inicjatywa działa tak jak powinna – Potter wraz z Arturem Weasley z Departamentu Współpracy z Mugolami – widząc zdziwienie na twarzy chłopaka dodał – tak też dziwi mnie utworzenie takiego departamentu, ale może to i dobrze. No i w końcu stary Weasley został jego szefem. Wracając do tematu wybierzesz się z nim sprawdzić mugolskie fotografie z doku i okolic. Weasley wyjaśni ci dokładnie o co chodzi.

          Harry zastanawiał się dlaczego nie może przypomnieć sobie o awansie Artura. Ostatecznie uznał, że był zbyt zajęty pracą i z tego powodu mógł o tym zapomnieć. W czasie jego rozważań dowódca wydał ostatnie polecenia i mogli wziąć się do pracy.

          Harry zgodnie z poleceniem udał się do departamentu zarządzanego przez Weasleya. Nad wejściem do niego wisiała tabliczka informująca o jego nazwie oraz kilka mniejszych wyjaśniająca, że znajdują się tutaj: Biuro Dezinformacji, Kwatera Główna Amnezjatorów, Urząd Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, Biuro Łączności z Charłakami, Komitet Łagodzenia Mugoli, Wydział Handlu z Mugolami.

          Potter wszedł do środka, gdzie przywitał go jeden z nowych pracowników ministerstwa. Był to około trzydziestoletni mężczyzna o krótkich rudych włosach. Już z daleka wydał się znajomy. Przedstawił się jako Septimus Weasley II.

- Rodzina z dyrektorem? – zagaił go Harry.
- Jestem synem brata dyrektora – odpowiedział Septimus.
- Poznałem pańskiego ojca na weselu Billa i Fleur – odpowiedział kurtuazyjnie auror.
- Nie wspominał mi o tym – odpowiedział Septimus z zaciekawioną miną.
- Byłem wtedy pod kamuflażem, a on… - zawahał się Harry.
- … był w stanie nieważkości – dokończył w jego imieniu stryjek Ginny – Jesteśmy na miejscu – zmienił temat zatrzymując się pod drzwiami, na których pisało „Artur Weasley. Dyrektor Departamentu Współpracy z Mugolami”.

          Potter pożegnał się z nim i zapukał do środka. Odpowiedziało mu łagodne „Proszę wejść”. Uczynił to. Pomieszczenie było znacznie mniejsze od gabinetu Departamentu Przestrzegania Prawa czy nawet biurem Robardsa, ale wyglądało niezwykle schludnie zważywszy na to kto w nim pracuje. Pod jedną ze ścian znajdowała się sporych rozmiarów komoda wypełniona rozmaitymi, kolorowymi segregatorami i teczkami. Na drugiej wisiały wycinki artykułów z mugolskich gazet o samolotach i elektryce.

- Witaj, Harry – Artur uścisnął mu dłoń – powiedziano mi, że będziemy razem wybierać się do mugolskiej agencji ochrony.
- Agencji ochrony? – zdziwił się Potter.
- Tak – odpowiedział z entuzjazmem Artur – będziemy tam oglądać film z tych mugolskich urządzeń rejestrujących ruch!
- Monitoring – powiedział sam do siebie Harry, który początkowo nie rozumiał czym będzie się zajmować.

          Wymienili kilka zdań na temat tego co u nich słychać i udali się do punktu deportacyjnego, z którego udali się na przedmieścia Liverpoolu. Stamtąd taksówką podjechali do biura firmy zajmującej się ochroną doku.

          Harry zajmował się wyjaśnieniami po co przybyli najpierw ochroniarzowi na portierni, a potem kolejnym pracownikom aż dotarli wreszcie do pomieszczenia, gdzie znajdowało się kilkanaście telewizorów. Czarno- biały obraz na nich wskazywał różne miejsca w mieście i okolicy. Jeden z pracowników włożył odpowiednią kasetę VHS do magnetowidu i rozpoczął pokaz zdarzeń z dni poprzedzających morderstwa.

          Artur przez cały czas był niezwykle podniecony kolejnymi mugolskimi urządzeniami i technologią jaką mogli podziwiać i z jakiej korzystali. Harry w tym czasie przewijał nagranie do interesujących ich momentów. Niestety nie działo się nic podejrzanego do momentu, w którym obraz stał się kompletnie czarny.

- Jakieś zakłócenia – wyjaśnił pracownik agencji.

          Kiedy obraz wrócił Harry dostrzegł jak jakaś ubrana na czarno, zamaskowana postać wychodzi z ociekającym krwią nożem przez tylne wyjście. Zdał sobie sprawę, że zakłócenia przytrafiły się akurat w najbardziej interesującym ich czasie. Wydało mu się to dziwne, ale po chwili uznał to za zaplanowaną akcję.

- Możemy prosić o fotografię tego osobnika – Harry wskazał na mordercę.
- Oczywiście – odpowiedział Mugol i podał już gotową fotografię – domyśliliśmy się, że mogą nas panowie o to poprosić – dodał widząc zaskoczenie na twarzy chłopaka.

          Harry wrócił do biura niezwykle zadowolony. Skopiował fotografie i umieścił jedną z nich na ścianie z poszukiwanymi przestępcami. Drugą i trzecią zaniósł do biur Robards i Proudfoota.

- Niezła robota, Potter – pochwalił go szef Biura Aurorów – teraz musisz jeszcze ustalić kto to jest.

          Niestety nie udało się tego ustalić w ciągu kolejnych kilku dni. Nastrój Harry’ego pogorszył się kiedy dostał list od Syriusza. Jego chrzestny pisał w nim o ataku na Ginny i Hermionę przez kilku kolegów z Gryfindoru. Według jego słów chłopcy ci byli też odpowiedzialni za atak na Astorię Greengras.

- To wygląda jakby mugolacy zaczynali się mścić w szkole na Ślizgonach – powiedziała mu Chichi.
- Obłęd! – oburzył się Harry – jest już po wojnie.
- Wiesz wydaje mi się, że nie do wszystkich to dotarło – odparła Chinka – ewentualnie komuś zależy na podsycaniu podziałów. Słyszałeś, że Greengras dyrektorem Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów?
- Nie – odpowiedział.
- To ojciec tej małej Astorii – kontynuowała Chichi – Mugolacy oprotestowują jego kandydaturę. Chcą wystawić na to stanowisko własnego kandydata.
- Myślałem, że Kingsley obsadził już wszystkie stanowiska na tym szczeblu? – zdziwił się Harry.

- To prawda, jednak obecny dyrektor odchodzi na emeryturę na początku czerwca.

          Harry zamyślił się nad tą sprawą. Greengrasowie w czasie wojny nie wspierali Voldemorta. Co prawda ich córki należały do Slytherinu, ale przecież także i tak mogli trafić się dobrzy ludzie. W końcu Dafne wsparła ich Fundację. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz