Rozdział 107
Klucz do zagadki
Harry nie
miał czasu by cieszyć się szczęśliwym, spokojnym życiem. Z jednej strony wojna
została zakończona, wszyscy poszukiwani śmierciożercy odbywali wyroki w
Azkabanie, a ich przywódca na dobre opuścił świat żywych. Z drugiej strony
mieszkał sam w ogromnym domu, a najbliżsi mu ludzie albo przebywali w Hogwarcie
albo dochodzili do siebie po dramatycznych przeżyciach. On sam z kolei zatracił
się w natłoku aurorskich obowiązków.
Odkąd
powiązani z Changiem szmalcownicy zostali zamordowani Robards nie dawał im
spokoju. Prawdę mówiąc Harry nie dziwił się szefowi. Cała magiczna społeczność
Wielkiej Brytanii zaczynała interesować się sprawą tajemniczej śmierci
ministerialnego informatora oraz samosądu nad dawnymi szmalcownikami. Media
zaczynały coraz bardziej zarzucać nieudolność szefowi Biura Aurorów. Opozycja
atakowała także ministra Shacklebolta.
Harry był
jednym z aurorów, którzy jako pierwsi pojawili się na miejscu samosądu. Miało
to miejsce w jednym z doków na zachodnim wybrzeżu Anglii. Harry wraz Chichi,
Johnem McCarthy i dowodzącym tego dnia Williamsonem zjawili się tam chwilę po
zmierzchu. Z zewnątrz nic nie zdradzało masakry do jakiej doszło w środku.
Dbając odpowiednio o własne bezpieczeństwo otworzyli dok. Nie wykryli żadnych
śladów magicznych zabezpieczeń.
- Woland dostanie wcześniejszy prezent na gwiazdkę jeżeli
nie uda nam się nic znaleźć – szepnął cicho Williamson.
Zaraz potem
dowódca zespołu otworzył drzwi. Wewnątrz na pierwszy rzut oka nie widać było
nic niezwykłego. Ot, mugolski dok jakich wiele nad morzem. Chichi przezornie
rzuciła czar sprawdzający ludzką obecność, której nic nie zwiastowało. Ku ich
zdumienie czar poinformował ich o tym, że nie są sami w budynku. Rozejrzeli się
po całym poziomie, lecz nic nie znaleźli.
- Wiecie co to oznacza? – zagaił dowódca.
- Już wzywam wsparcie – odparł McCarthy.
Pięć minut
później na miejscu pojawiło się pięciu aurorów dowodzonych przez Savage’a. Poza
nim była to trójka trzydziestoletnich Walijczyków, których imion Harry jeszcze
nie poznał, oraz mulatka Sabrina, o której Harry wiedział, że pochodzi z
Ameryki Południowej lecz urodziła się w Kornwalii.
- Andrews i jego ludzie są pod rezydencją Changa – oznajmił
dowódca nowoprzybyłego zespołu.
Po upływie
kolejnej minuty aportował się kolejny zespół. Jego dowódcą był Fireman. Mężczyzna,
który dość późno odkrył w sobie powołanie do służby aurorskiej. Akademię
ukończył niedługo przed wprowadzeniem reżimu Lorda Voldemorta i jego
marionetkowego rządu. Miał wtedy 37 lat. Pomimo tego w mrocznym czasie nie
zhańbił munduru i dzięki temu mógł nie tylko pozostać w służbie, ale i
awansować na stanowisko dowódcy jednego z sześciu zespołów. Wśród dowodzonych
przez niego ludzi znajdowali się m.in. Lee Jordan oraz ex-partnerka Syriusza,
Helena Yronwood.
- Dobrze, że jesteście – powiedział na przywitanie
Williamson.
- Proudtfoota nie ma? – Fireman zignorował jego słowa.
- Urlop – uciął Williamson.
- No cóż, w takim razie muszę przejąć dowodzenie – odezwał
się Savage.
Williamson
niechętnie skinął, sztywno głową na potwierdzenie tej wypowiedzi. Na szczęście
dla misji nowy głównodowodzący nie zmienił koncepcji ich działań. Zgodnie z
wcześniejszym pomysłem Williamsona każdy z zespołów zabrał się za drobiazgowe
przeszukiwanie jednego z trzech poziomów budynku. Dzięki temu jeszcze przed
północą zespół Firemana odnalazł zwłoki szmalcowników. Były transmutowane w kości
– Harry mimowolnie poczuł dreszcz skojarzywszy sposób ukrycia zwłok w ten sam
sposób w jaki Barty Crouch usiłował ukryć zwłoki swojego ojca kilka lat
wcześniej – dodatkowo ukryte zostały w drewnianych beczkach szczelnie
wypełnionych piachem. Co robiły te beczki w doku, na to pytanie Harry nie
potrafił znaleźć odpowiedzi.
Przywróciwszy
zwłokom ludzką postać aurorzy z zespołu Firemana przetransportowali je do
ministerstwa, gdzie miały zostać drobiazgowo zbadane. W osłupienie zebranych
wprowadził fakt, że szmalcownicy zostali zamordowani mugolską metodą – przez
poderżnięcie gardła. Pozostałe zespoły kontynuowały przeszukiwanie w celu
znalezienia śladów.
- Dlaczego mugole mieliby zabijać szmalcowników? – spytała
Pottera Chichi.
- Nie mamy pewności, że to mugole – odparł młody auror.
- Potter ma racje – przyznał McCarthy – ale patrząc po
narzędziu zbrodni możemy wykluczyć stare rody – mówiąc to zrobił kwaśną minę.
Harry
zamyślił się nad tymi słowami. Nic w tej sprawie nie przebiegało tak jak
powinno. Śledztwo było niezwykle zagmatwane, a poszlaki prowadziły w rozmaite
strony. Był przekonany, że ukatrupienie szmalcowników ma związek z badaniem
przez jego oddział sprawy powiązań Changa z nimi, a w konsekwencji i
zamordowanie ich informatora.
- Jeżeli bierzemy pod uwagę, że mugole mogą za tym stać
musimy przeszukać najbliższą okolicę w poszukiwaniu śladów – oznajmił Savage –
jeśli nam się poszczęści to znajdziemy narzędzie zbrodni. Do roboty!
Zgodnie z
jego poleceniem dwa zespoły aurorów w pocie czoła przez kilka dni przeszukiwały
okolice doków. W tym czasie posunęli się znacząco do przodu w sprawie
zamordowania szmalcowników. W jednym z koszy niedaleko miejsca odnalezienia
ciał odkryli maczetę. Po zbadaniu jej przez odpowiednich specjalistów aurorzy
uzyskali potwierdzenie, że znajdują się na niej ślady krwi wszystkich
zamordowanych czarodziejów.
Radość ze
znalezienia narzędzi zbrodni ostudził fakt, że nie znaleźli żadnych śladów
mordercy lub morderców. Dodatkowo dotarły do nich także wieści o napaści na
młodszą córkę Greengrasów w Hogwarcie. Jeżeli nauczyciele szybko nie wytropią i
nie ukażą przykładnie sprawców groziło to wybuchem zamieszek w szkole, a po
rozpoczęciu wakacji przeniesieniem ich także do skupisk większych grup
czarodziejów na terenie Wielkiej Brytanii.
- Paskudny okres – powiedziała Chichi, kiedy czekali na
poranną odprawę dzień po napaści na Astorię.
- Sprawa informatora – zaczął wyliczać zastępujący dowódcę
Williamson – Chang i szmalcownicy robiący podejrzane interesy, zbiorowy mord
szmalcowników i napaść na Greengras.
- Z tego co wiem sytuacja w szkole jest bardzo napięta po
tym ataku – wtrącił Harry.
- To znaczy?
- Ślizgoni okazują solidarność z nią – wyjaśnił Williamson
– tak Potter, nie tylko tym masz swoje źródła w Hogwarcie – dodał widząc
zaskoczenie na twarzy osiemnastolatka – z kolei przeciwny czystej krwi są
bardzo szczęśliwi z tego faktu.
Zapadła
cisza, którą przerwała dopiero Chinka.
- Jestem pewna, że obie sprawy związane ze szmalcownikami
łączą się – powiedziała – na podstawie podsłuchanej rozmowy przez Harry’ego
wiemy, że Chang wie coś o morderstwie naszego konfidenta. Sądzę, że to właśnie
pan Chang jest kluczem do rozwiązania tych wszystkich zagadek.
Przez moment
Harry pomyślał, że przedsiębiorca może starać się zostać nowym Czarnym Panem.
Szybko porzucił tę myśl nie widząc ani jednego związku z ideologią wyznawaną
przez Lorda Voldemorta a sprawami, nad którymi pracowało obecnie Biuro Aurorów.
- Zaczynamy odprawę – rzucił pojawiający się nagle w
pomieszczeniu Proudfoot – biorę kilka dni urlopu, a po powrocie jesteśmy w
jeszcze większym bagnie niż wcześniej! Ktoś mi to może wyjaśnić? – spytał
rozkładając ręce w geście bezradności – McCarthy!
Wskazany
auror streścił przebieg zdarzeń w ostatnich dniach, a także domysły jakie
układał zespół. Dowódca przez cały czas słuchał go z nieodgadnioną miną.
- To poważne zarzuty – powiedział wreszcie ostrożnie
dobierając słowa – nawet jeżeli nie są jeszcze zarzutami. Nie możemy zrobić
przeszukania jego posiadłości i firmy – mówił rzeczowym tonem – nie mamy też
podstaw by wzywać go na przesłuchanie, chociaż nie ukrywam, że na ten moment
jedynym sposobem by ruszyć do przodu byłoby przesłuchać go Eliksirem Prawdy…
- … veritaserum – bąknęła sama do siebie Chichi.
- Dokładnie tym – kontynuował Proudfoot – brak nam jakiegoś
punktu zaczepienia. W związku z tym będziemy działać bardziej niestandardowo.
Robards zadecydował, że nasz zespół zostaje odesłany do sprawy morderstwa
szmalcowników.
Zbiorowy jęk
przeszedł przez gabinet. Tracili właśnie jedno z najciekawszych śledztw
ostatnich lat na rzecz sprawy, która mogła prowadzić do mugoli. Harry w dalszym
ciągu uważał, że sprawy tę łączą się, więc nie traktował decyzji przełożonego
jako odsunięcia ich na boczny tor.
- W związku z tym korzystamy z niestandardowych metod –
oznajmił Proudfoot – minister poinformował już mugolskiego premiera o
podejrzeniu morderstwa dokonanego przez niemagicznych na czarodziejach. Już
rano wszystkie mugolskie media trąbiły o zbiorowym morderstwie.
- Czy to nie oznacza, że ich służby będą prowadzić
śledztwo? – spytała Chichi.
- Nie – uciął Proudfoot – będą przekonani, że jesteśmy
specjalnym oddziałem ich służb. Szkocki metr* czy jakoś tak…
Pokiwali
głową ze zrozumieniem.
- Chichi skontaktujesz się z Dafne Greengras i przesłuchasz
rodziny zamordowanych, które przebywają w ośrodku Fundacji Pomocy Ofiarom Wojny
– dowódca wydał pierwszy rozkaz a Harry poczuł ciepło na sercu wiedząc, że jego
inicjatywa działa tak jak powinna – Potter wraz z Arturem Weasley z
Departamentu Współpracy z Mugolami – widząc zdziwienie na twarzy chłopaka dodał
– tak też dziwi mnie utworzenie takiego departamentu, ale może to i dobrze. No
i w końcu stary Weasley został jego szefem. Wracając do tematu wybierzesz się z
nim sprawdzić mugolskie fotografie z doku i okolic. Weasley wyjaśni ci
dokładnie o co chodzi.
Harry
zastanawiał się dlaczego nie może przypomnieć sobie o awansie Artura. Ostatecznie
uznał, że był zbyt zajęty pracą i z tego powodu mógł o tym zapomnieć. W czasie
jego rozważań dowódca wydał ostatnie polecenia i mogli wziąć się do pracy.
Harry zgodnie
z poleceniem udał się do departamentu zarządzanego przez Weasleya. Nad wejściem
do niego wisiała tabliczka informująca o jego nazwie oraz kilka mniejszych
wyjaśniająca, że znajdują się tutaj: Biuro Dezinformacji, Kwatera Główna
Amnezjatorów, Urząd Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli, Biuro Łączności z
Charłakami, Komitet Łagodzenia Mugoli, Wydział Handlu z Mugolami.
Potter
wszedł do środka, gdzie przywitał go jeden z nowych pracowników ministerstwa.
Był to około trzydziestoletni mężczyzna o krótkich rudych włosach. Już z daleka
wydał się znajomy. Przedstawił się jako Septimus Weasley II.
- Rodzina z dyrektorem? – zagaił go Harry.
- Jestem synem brata dyrektora – odpowiedział Septimus.
- Poznałem pańskiego ojca na weselu Billa i Fleur –
odpowiedział kurtuazyjnie auror.
- Nie wspominał mi o tym – odpowiedział Septimus z
zaciekawioną miną.
- Byłem wtedy pod kamuflażem, a on… - zawahał się Harry.
- … był w stanie nieważkości – dokończył w jego imieniu
stryjek Ginny – Jesteśmy na miejscu – zmienił temat zatrzymując się pod
drzwiami, na których pisało „Artur Weasley. Dyrektor Departamentu Współpracy z
Mugolami”.
Potter
pożegnał się z nim i zapukał do środka. Odpowiedziało mu łagodne „Proszę wejść”.
Uczynił to. Pomieszczenie było znacznie mniejsze od gabinetu Departamentu
Przestrzegania Prawa czy nawet biurem Robardsa, ale wyglądało niezwykle
schludnie zważywszy na to kto w nim pracuje. Pod jedną ze ścian znajdowała się
sporych rozmiarów komoda wypełniona rozmaitymi, kolorowymi segregatorami i
teczkami. Na drugiej wisiały wycinki artykułów z mugolskich gazet o samolotach
i elektryce.
- Witaj, Harry – Artur uścisnął mu dłoń – powiedziano mi,
że będziemy razem wybierać się do mugolskiej agencji ochrony.
- Agencji ochrony? – zdziwił się Potter.
- Tak – odpowiedział z entuzjazmem Artur – będziemy tam
oglądać film z tych mugolskich urządzeń rejestrujących ruch!
- Monitoring – powiedział sam do siebie Harry, który
początkowo nie rozumiał czym będzie się zajmować.
Wymienili
kilka zdań na temat tego co u nich słychać i udali się do punktu
deportacyjnego, z którego udali się na przedmieścia Liverpoolu. Stamtąd
taksówką podjechali do biura firmy zajmującej się ochroną doku.
Harry zajmował
się wyjaśnieniami po co przybyli najpierw ochroniarzowi na portierni, a potem
kolejnym pracownikom aż dotarli wreszcie do pomieszczenia, gdzie znajdowało się
kilkanaście telewizorów. Czarno- biały obraz na nich wskazywał różne miejsca w
mieście i okolicy. Jeden z pracowników włożył odpowiednią kasetę VHS do
magnetowidu i rozpoczął pokaz zdarzeń z dni poprzedzających morderstwa.
Artur przez
cały czas był niezwykle podniecony kolejnymi mugolskimi urządzeniami i
technologią jaką mogli podziwiać i z jakiej korzystali. Harry w tym czasie
przewijał nagranie do interesujących ich momentów. Niestety nie działo się nic podejrzanego
do momentu, w którym obraz stał się kompletnie czarny.
- Jakieś zakłócenia – wyjaśnił pracownik agencji.
Kiedy obraz
wrócił Harry dostrzegł jak jakaś ubrana na czarno, zamaskowana postać wychodzi
z ociekającym krwią nożem przez tylne wyjście. Zdał sobie sprawę, że zakłócenia
przytrafiły się akurat w najbardziej interesującym ich czasie. Wydało mu się to
dziwne, ale po chwili uznał to za zaplanowaną akcję.
- Możemy prosić o fotografię tego osobnika – Harry wskazał
na mordercę.
- Oczywiście – odpowiedział Mugol i podał już gotową
fotografię – domyśliliśmy się, że mogą nas panowie o to poprosić – dodał widząc
zaskoczenie na twarzy chłopaka.
Harry wrócił
do biura niezwykle zadowolony. Skopiował fotografie i umieścił jedną z nich na
ścianie z poszukiwanymi przestępcami. Drugą i trzecią zaniósł do biur Robards i
Proudfoota.
- Niezła robota, Potter – pochwalił go szef Biura Aurorów –
teraz musisz jeszcze ustalić kto to jest.
Niestety nie
udało się tego ustalić w ciągu kolejnych kilku dni. Nastrój Harry’ego pogorszył
się kiedy dostał list od Syriusza. Jego chrzestny pisał w nim o ataku na Ginny
i Hermionę przez kilku kolegów z Gryfindoru. Według jego słów chłopcy ci byli
też odpowiedzialni za atak na Astorię Greengras.
- To wygląda jakby mugolacy zaczynali się mścić w szkole na
Ślizgonach – powiedziała mu Chichi.
- Obłęd! – oburzył się Harry – jest już po wojnie.
- Wiesz wydaje mi się, że nie do wszystkich to dotarło –
odparła Chinka – ewentualnie komuś zależy na podsycaniu podziałów. Słyszałeś,
że Greengras dyrektorem Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów?
- Nie – odpowiedział.
- To ojciec tej małej Astorii – kontynuowała Chichi –
Mugolacy oprotestowują jego kandydaturę. Chcą wystawić na to stanowisko
własnego kandydata.
- Myślałem, że Kingsley obsadził już wszystkie stanowiska
na tym szczeblu? – zdziwił się Harry.
- To prawda, jednak obecny dyrektor odchodzi na emeryturę
na początku czerwca.
Harry
zamyślił się nad tą sprawą. Greengrasowie w czasie wojny nie wspierali
Voldemorta. Co prawda ich córki należały do Slytherinu, ale przecież także i
tak mogli trafić się dobrzy ludzie. W końcu Dafne wsparła ich Fundację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz