Rozdział 108
Godzina zemsty
Draco nie był pewien co powinien sądzić o
osobliwym hobby bandy kilku Gryfonów zbliżonych mu wiekiem albo będących z tego
samego rocznika. Z jednej strony łamali stereotypy o świętoszkowatych Lwach, z
drugiej wykazywali kilka cech świadczących, że gdyby nie ich nieodpowiedni
korzenie mogliby być całkiem niezłymi Ślizgonami. Zaczął się nawet zastanawiać
czy to nie oznacza nowych, niebezpiecznych trendów we wrogim domu – co mogłoby
jeszcze bardziej skomplikować sytuację nowego pokolenia Czystokrwistych – lecz
na szczęście mugolacy napadali na Granger i Weasley. Tego nie wybaczy im nie
tylko żaden Gryfon, ale także Krukon czy Puchon.
- Koniec tej żałosnej bandy – oznajmił tuż po tym
incydencie Zabini.
- Przecież nie złapali wszystkich na gorącym uczynku –
oponował Teodor.
Pozostali
obecni wtedy w pokoju wspólnym z niechęcią skinęli głową w geście potwierdzenia
słów Notta. Co prawda dzięki Thomasowi i Finniganowi udało się złapać Sloppera
i Akrama, lecz będący liderem grupy Bem zdołał uciec. Host została
przesłuchana, lecz nic jej nie udowodniono.
- Co twoja niunia uważa na temat dalszego istnienia tej
grupy debili? – Blaise zadał pytanie dziedzicowi Malfoyów.
Draco
zawahał się przed daniem odpowiedzi. Prawdę mówiąc całe to napięcie
towarzyszące ich domom w ostatnich dniach znacznie utrudniło mu spotykanie się
z Romildą.
- Czekam na sposobność żeby się z nią spotkać – odparł więc
zgodnie z prawdą.
Blaise,
Teodor i Pansy Parkinson spojrzeli na niego dziwnie, lecz nikt z nich nie
zdecydował się skomentować problemy uczuciowe ich niedawnego lidera.
- Jakieś wieści w sprawie Astorii? – Draco zdecydował się
sam przerwać milczenie.
Teodor
pokręcił przecząco głową. Wtedy Pansy zdecydowała się wreszcie zabrać głos:
- Podobno ma się obudzić w najbliższych dniach – oznajmił
spokojnie – według mnie do tego czasu powinniśmy odpłacić Lwom za jej krzywdę,
chociaż… bardziej pasowałoby mówić o nich Hieny – dodała zdecydowanym tonem,
którego efekt popsuł chichot towarzyszący końcówce jej wypowiedzi.
- Jak? – zapytał Blaise.
- Tym samym.
- Chcesz napaść na jakiegoś Gryfona? – dopytał Teodor, lecz
blondynka potraktowała to jako pytanie retoryczne i nie odpowiedziała nic.
- Kogo, gdzie i jak? – Malfoy zadał najważniejsze pytania.
Pansy
zmarszczyła twarz w grymasie. W tym momencie rzeczywiście przypominała mopsa –
co wypominali jej wielokrotnie szkolni wrogowie.
- Host.
- Podpytam Vane czy są jakieś szanse – oznajmił Draco.
- Ale wiesz… - zaczęła Parkinson.
- … przecież nie zapytam jej wprost „hej czy mogłabyś mi
podać kiedy i gdzie najlepiej torturować Host” – przerwał jej nerwowo ex-
chłopak.
Okazję do
spotkania z partnerką miał dopiero następnego wieczora. Wiosenny zmierzch
towarzyszył ich spotkaniu na skraju Zakazanego Lasu. Byli na tyle daleko od
chatki gajowego i zamku, że nikt nie powinien im przeszkadzać.
- Pięknie wyglądasz – powiedział z kurtuazją Draco.
Rzeczywiście
Romilda wyglądała apetycznie. Obcisłe jeansy podkreślały kształt jej nóg i
tyłka, a beżowy płaszcz budził przyjemne skojarzenia.
- Tęskniłam – bąknęła dziewczyna przytulając się do niego.
Chłopak
mimowolnie wsunął dłonie pod jej płaszcz. Tak jak przypuszczała miała pod nim
zaledwie stanik. Właśnie w takich chwilach dopuszczał do siebie myśl, że może
być coś więcej miedzy nimi. Nim zdążył się zorientować co robi jej stanik był
już na wysokości żeber…
Dopiero po
kilkunastu minutach zaczęli dochodzić do siebie. Dziewczyna poprawiła płaszcz,
a on kołnierz koszuli. Patrzyła na niego smutno pomimo spełnienia jakie jej
przed chwilą zafundował.
- Boję się tego do czego prowadzi sytuacja pomiędzy naszymi
domami – wyznała szeptem.
- Bardziej martwiłbym się sytuację wewnątrz Lwów – wycedził
w odpowiedzi Draco.
Dziewczyna
spojrzała na niego badawczo, lecz przyznała mu rację ruchem głowy.
- Granger i Weasley nie pozwolą na zamieszki – powiedziała
cicho – w razie potrzeby znowu reaktywują swoją tajną bojówkę. Grupa Bema jest
pozbawiona lidera, który ukrywa się przed nauczycielami i wami - tłumaczyła zerkając nerwowo na reakcję
chłopaka. Ten zachował kamienną twarz. – Dodatkowo dwójka napastników została
zawieszona w prawach ucznia – ma nawet zakaz przebywania w Pokoju Wspólnym od
Blacka.
- Sprawców było więcej? – dopytał zachowując naturalny ton
głosu.
- Nie wiem.
- Romilda…
- Naprawdę nie wiem! – zaprzeczyła gwałtownie – Weasley
upiera się, że Host jest w to zamieszana.
- Co ty o tym sądzisz?
Poczuła się
usatysfakcjonowana tym, że wyżej ceni sobie jej opinię od wybranki Harry’ego
Pottera, rozjaśniła bowiem pochmurny wyraz twarzy.
- Bem, Slopper, Akram, Host i Wendsbury spędzali sporo
czasu razem – mówiła z zamkniętymi oczami jak gdyby chciała sobie lepiej przypomnieć
stosunki panujące wewnątrz domu – kręciło się koło nich sporo małolatów.
- Małolatów?
- 1, 2 i 3 klasa.
- Kontynuuj – zachęcił dziewczynę do zwierzeń.
- Wendsbury to debil, ale prawdopodobnie będzie teraz im
przewodzić.
Draco
przyznał – w myślach – rację jej zdolnością do dedukcji. Z piątki jego wrogów
dwójka, a nawet trójka sama ściągnęła na siebie konsekwencję ze strony szkoły.
Do tego jeden z nich ukrywał się nie wiadomo gdzie. Nie sposób było też
potwierdzić czy pozostaje na terenie Hogwartu. Host była pod baczną obserwacją
nauczycieli. Nie mogła więc się w nic mieszać. Pozostawał Wendsbury, którego
chłopak zbytnio nie kojarzył.
- Na pewno nie mają nikogo innego, starszego? – spytał
Draco starając się brzmieć na przestraszonego.
Romilda
pogłaskała go po policzku. Patrzyła na niego zdradzając, że na serio jest w nim
zakochana. Poczuł jak jego żołądek nagle daje o sobie znać. Zignorował to.
- Tak myślę – potwierdziła dziewczyna.
Następnie
spacerowali jeszcze chwilę po okolicach puszczy, ale wobec zbliżającej się nocy
- a zwłaszcza ciszy nocnej – zdecydowali się wrócić do zamku. Dziewczyna w tym
czasie gderała w typowy dla jej płci sposób co chłopak zbywał przytakując jej.
W tym czasie jego umysł działał na pełnych obrotach planując jak dorwać nowego
lidera grupy mścicieli.
- Uderzymy w Alexa Wendbury’ego – oznajmił Blaiseowi i
Teodorowi.
Koledzy w
milczeniu wysłuchali jego opowieści. Nie mogli odebrać słuszności jego tezom i
hipotezą. Wizja rozprawienia się z wrogą grupa tuż po pierwszych akcjach tej
ostatniej była niezwykle kusząca.
- Nasi małolaci będą mieć go na oku – zapewnił Zabini,
który ostatnio sporo czasu poświęcał uczniom z niższych klas chcąc wychować ich
na dobrych następców.
Tydzień po
ataku obudziła się Astoria. Do tego czasu nie zdążyli przyłapać znajdującego
się na ich celowniku chłopaka w sytuacji sprzyjającej zemście. Co prawda do
Skrzydła Szpitalnego nie miał wstępu nikt spoza rodziny osób tam przebywających
– jak brzmiało oficjalne stanowisko dyrekcji – w praktyce oznaczało to rodzinę
Greengras, gdyż innych pacjentów nie było tam… Jeszcze.
Pomimo tego,
za dnia, zawsze ktoś ze starszych wiekiem mieszkańców Domu Węża przebywał w
okolicy by reagować w razie próby napaści mieszkańców Domu Lwa. Doszło nawet do
niepisanego układu Ślizgonów z Gwardią Dumbeldore’a, gdyż członkowie tej
ostatniej także zdawali się strzec bezpieczeństwa Astorii.
Późnym
popołudniem, dzień po przebudzeniu Astorii, Draco wraz z Teodorem pełnili
nieoficjalną wartę w pobliżu wejścia do Skrzydła Szpitalnego.
- Jeszcze trochę młodzież przejmie nasze miejsce wśród Węży
– mówił Draco – Astoria na dobre będzie sprawowała władzę w Slytherinie przez
następny rok.
- O ile wcześniej nie zginie – zza rogu wyszedł Alex
Wendsbury we własnej osobie.
Towarzyszyło
mu dwoje drugo, może trzecioklasistów. Nim ktokolwiek zdołał zareagować klątwa
Alexa trafiła w ścianę tuż nad lewym ramieniem Malfoya. W odpowiedzi Nott
trafił klątwą pełnego porażenia ciała w jednego z towarzyszy Gryfona.
- Flipendo! – natarł drugi z małolatów.
- Protego –
tarcza Teodora spełniła swoją rolę.
- Expelliarmus! –
Draco włączył się do pojedynku i rozbroił drugiego z pomagierów Wendsbury’ego.
Gryfon
zdawał się nie przeżywać zbytnio faktu, że pozostał sam przeciwko dwójce
przeciwników. Zamiast tego posłał serię klątw w Draco. Ślizgon zmuszony do
nieustannej defensywy nie miał możliwości odpowiedzieć, lecz nie niepokojony
przez nikogo Teodor trafił oszołamiaczem w napastnika.
- Pięknie – ucieszył się zdyszany Malfoy.
- Pora na zemstę – rzucił krótko Teodor.
Syn Lucjusza
zrobił kwaśną minę. Miał nadzieję odpuścić sobie tę część planu. Prawdę mówiąc
nie nastawiał się tego dnia na konfrontacje. To postawa tego idioty zmusiła go
do wzięcia udziału w pojedynku. Pojedynku, w którym potrafił zaledwie rozbroić
trzynastolatka.
- Nie tutaj – warknął do Notta.
- Wiadomo – odpowiedział Teodor i lewitował ciało Alexa do
pierwszego napotkanego po drodze pustego pomieszczenia.
Za pomocą
magii zapieczętowali drzwi od wewnątrz. Draco
pozostał przy drzwiach. Przyłożył do nich ucho jakby chciał się upewnić, że
nikt ich nie usłyszy, lecz Teodor okazał się sprytniejszym czarodziejem od
niego. Wskazał różdżką na uprowadzonego Gryfona i syknął „Silcencio”.
- Co z nim zrobimy? – spytał Malfoy.
Ze
zdziwieniem uświadomił sobie, że stał się nagle osobą uznającą zwierzchnictwo
Teodora Notta. Co prawda jego kolega nie był nigdy słabym czarodziejem, ale
raczej przebywał na uboczu. Nie grał wiodącej roli. Nawet swoimi zdolnościami
czysto magicznymi nie zwykł chwalić się – także podczas lekcji.
- Rozbierz go od pasa w górę – syknął Nott w odpowiedzi.
Draco uznał,
że Teodor przypomina teraz swojego ojca jak i całą resztę
śmierciożerców. Czy
sprawianie bólu sprawiało mu radość?
Kiedy tylko
Alex został pozbawiony koszulki, Ślizgon przyłożył do jego ramienia różdżkę i
rzucił zaklęcie tnące „diffindo”. Nie było ono groźne, powodowało małe
rozcięcie. Niemniej pierwszy kawałek skóry wroga został uszkodzony.
- Dopiero się rozkręcam – zapewnił Nott widząc minę
towarzysza – nie zamierzam jednak zapewnić sobie stabilną przyszłość w
Azkabanie jeśli wiesz co mam na myśli…
Draco
wiedział. Prawdziwy Ślizgon musiał być sprytny i przebiegły, ale także powinien
umieć odnaleźć podobne cechy u innych oraz odczytywać ich rzeczywiste zamiary.
Nie zdziwiło go więc, gdy kolejnym czarem jaki trafił ramię Gryfona był urok
parzący, a następnie zaklęcie żądlące. Wszystkie w to samo miejsce. Nie minęła
nawet minuta kiedy 5 kolejnych klątw trafiało jedna po drugiej w dokładnie to
samo miejsce – wąskie rozcięcie na ramieniu niedawnego oprawcy Astorii.
Malofy rzucił
okiem na twarz ofiary. Płakał. Rzewne łzy spływały strumieniem z oczu Wendsbury’ego.
Co chwilę otwierał i zamykał usta jakby chciał krzyczeć... albo błagać o
litość, lecz pozostawał niemy.
- Pora na ostatnie zaklęcia – oznajmił Nott a jego ofiara
przełknęła tak gwałtownie ślinę, że omal się nie udusiła – Drętvota! – Gryfon padł nieprzytomny na twarz - Obliviate!
Teodor i
Draco opuścili klasę i rozeszli się. Nott wrócił do Pokoju Wspólnego, a Malfoy
pod drzwi do Skrzydła Szpitalnego. Ku jego zaskoczeniu pani Pomfrey otworzyła
je po kilku minutach i zaprosiła do środka. Od razu mimowolnie poszukał łóżka
Astorii. Kiedy nie usłyszał sprzeciwu ruszył prosto ku niej.
Dziewczyna
leżała przykryta grubą, białą pierzyną. W połączeniu z jej wyjątkowo bladą
twarzą wyglądała niemal jak trup. Chłopak odrobinę przeraził się tym.
Wspomnienie niedawnej zemsty nie poprawiało jego samopoczucia.
- Hee… Hej – wydukał w końcu.
Astoria
obejrzała się w jego stronę.
- To miłe – odparła słabym głosem.
- Co jest miłe? – spytał skonsternowany Ślizgon.
- Że mnie odwiedzasz jako pierwszy – odpowiedziała Greengras,
a Draco nie był pewny czy zrobiła to żartobliwie czy nie.
Dziewczyna
najwyraźniej domyśliła się przyczyn jego konsternacji, bo szepnęła:
- Nie martw się. Nie powiem Vane.
- Jakby było o czym – zakpił Draco w odpowiedzi.
Astoria
uśmiechnęła się na tyle na ile pozwalał jej stan zdrowia. Uświadomiwszy to
sobie chłopak omal nie uderzył się otwartą dłonią w twarz. W końcu nie zapytał
jej o to. Była w szpitalu, w bardzo złym stanie – zdecydowanie należało ją o to
zapytać.
- Jak się czujesz? – spytał starając się nerwowo nie
roześmiać.
- Bywało lepiej – odparła względnie swobodnie – bywało też
gorzej.
- Masz dziwny nastrój – zdiagnozował czarodziej.
- Wiesz… - urwała na chwilę jakby myślała nad czymś głęboko
- … byłam przez tydzień nieprzytomna. Mam prawo!
- Oczywiście – zgodził się niechętnie.
Przywołał
krzesło w okolice miejsca gdzie Astoria miała położoną głowę. Usiadł i schylił
się powoli do jej odsłoniętego ucha.
- Wiemy to ci to zrobił – szepnął ledwie dosłyszalnie.
Mimowolnie zaobserwował jak nastolatka drgnęła – dwójkę złapali już
nauczyciele, jeden ukrywa się, jedna jest pod obserwacją nauczycieli… i naszą.
A ostatni… odpokutowuje już swoje czyny.
- Co…
- … nic co mogłoby wpakować nas w kłopoty.
Dalszą
rozmowę przerwało wtargnięcie do wnętrza profesora de la Pena wraz z nagim od
pasa w górę Gryfonem. Wyglądał normalnie. Poza wyrazem twarzy, który sprawiał
wrażenie jakby nie wiedział gdzie się znajduje. Drugim istotnym szczegółem było
jego prawe ramię. Było całe sino- borodowo- zielone. W centralnym jego miejscu
znajdowało się małe rozcięcie.
- Pomfrey! – krzyknął Hiszpan.
Wezwana
kobieta szybko pojawiła się obok nowego pacjenta. Od razu otoczyła jego łóżko –
najbardziej oddalone od Greengras – parawanem i zaczęła diagnozować co spotkało
jej pacjenta.
- Koniec odwiedzin – warknął de la Pena do Malfoya.
Chłopak
skinął głową w odpowiedzi, pożegnał się z koleżanką i wyszedł. Uzmysłowił
sobie, że nikt o zdrowych zmysłach nie powiążę go z tą sprawą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz