Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 11 września 2018

108. Godzina zemsty


Rozdział 108
Godzina zemsty

Draco nie był pewien co powinien sądzić o osobliwym hobby bandy kilku Gryfonów zbliżonych mu wiekiem albo będących z tego samego rocznika. Z jednej strony łamali stereotypy o świętoszkowatych Lwach, z drugiej wykazywali kilka cech świadczących, że gdyby nie ich nieodpowiedni korzenie mogliby być całkiem niezłymi Ślizgonami. Zaczął się nawet zastanawiać czy to nie oznacza nowych, niebezpiecznych trendów we wrogim domu – co mogłoby jeszcze bardziej skomplikować sytuację nowego pokolenia Czystokrwistych – lecz na szczęście mugolacy napadali na Granger i Weasley. Tego nie wybaczy im nie tylko żaden Gryfon, ale także Krukon czy Puchon.

- Koniec tej żałosnej bandy – oznajmił tuż po tym incydencie Zabini.
- Przecież nie złapali wszystkich na gorącym uczynku – oponował Teodor.

          Pozostali obecni wtedy w pokoju wspólnym z niechęcią skinęli głową w geście potwierdzenia słów Notta. Co prawda dzięki Thomasowi i Finniganowi udało się złapać Sloppera i Akrama, lecz będący liderem grupy Bem zdołał uciec. Host została przesłuchana, lecz nic jej nie udowodniono.

- Co twoja niunia uważa na temat dalszego istnienia tej grupy debili? – Blaise zadał pytanie dziedzicowi Malfoyów.

          Draco zawahał się przed daniem odpowiedzi. Prawdę mówiąc całe to napięcie towarzyszące ich domom w ostatnich dniach znacznie utrudniło mu spotykanie się z Romildą.

- Czekam na sposobność żeby się z nią spotkać – odparł więc zgodnie z prawdą.

          Blaise, Teodor i Pansy Parkinson spojrzeli na niego dziwnie, lecz nikt z nich nie zdecydował się skomentować problemy uczuciowe ich niedawnego lidera.

- Jakieś wieści w sprawie Astorii? – Draco zdecydował się sam przerwać milczenie.

          Teodor pokręcił przecząco głową. Wtedy Pansy zdecydowała się wreszcie zabrać głos:

- Podobno ma się obudzić w najbliższych dniach – oznajmił spokojnie – według mnie do tego czasu powinniśmy odpłacić Lwom za jej krzywdę, chociaż… bardziej pasowałoby mówić o nich Hieny – dodała zdecydowanym tonem, którego efekt popsuł chichot towarzyszący końcówce jej wypowiedzi.
- Jak? – zapytał Blaise.
- Tym samym.
- Chcesz napaść na jakiegoś Gryfona? – dopytał Teodor, lecz blondynka potraktowała to jako pytanie retoryczne i nie odpowiedziała nic.
- Kogo, gdzie i jak? – Malfoy zadał najważniejsze pytania.

          Pansy zmarszczyła twarz w grymasie. W tym momencie rzeczywiście przypominała mopsa – co wypominali jej wielokrotnie szkolni wrogowie.

- Host.
- Podpytam Vane czy są jakieś szanse – oznajmił Draco.
- Ale wiesz… - zaczęła Parkinson.
- … przecież nie zapytam jej wprost „hej czy mogłabyś mi podać kiedy i gdzie najlepiej torturować Host” – przerwał jej nerwowo ex- chłopak.

          Okazję do spotkania z partnerką miał dopiero następnego wieczora. Wiosenny zmierzch towarzyszył ich spotkaniu na skraju Zakazanego Lasu. Byli na tyle daleko od chatki gajowego i zamku, że nikt nie powinien im przeszkadzać.

- Pięknie wyglądasz – powiedział z kurtuazją Draco.

          Rzeczywiście Romilda wyglądała apetycznie. Obcisłe jeansy podkreślały kształt jej nóg i tyłka, a beżowy płaszcz budził przyjemne skojarzenia.

- Tęskniłam – bąknęła dziewczyna przytulając się do niego.

          Chłopak mimowolnie wsunął dłonie pod jej płaszcz. Tak jak przypuszczała miała pod nim zaledwie stanik. Właśnie w takich chwilach dopuszczał do siebie myśl, że może być coś więcej miedzy nimi. Nim zdążył się zorientować co robi jej stanik był już na wysokości żeber…

          Dopiero po kilkunastu minutach zaczęli dochodzić do siebie. Dziewczyna poprawiła płaszcz, a on kołnierz koszuli. Patrzyła na niego smutno pomimo spełnienia jakie jej przed chwilą zafundował.

- Boję się tego do czego prowadzi sytuacja pomiędzy naszymi domami – wyznała szeptem.
- Bardziej martwiłbym się sytuację wewnątrz Lwów – wycedził w odpowiedzi Draco.

          Dziewczyna spojrzała na niego badawczo, lecz przyznała mu rację ruchem głowy.

- Granger i Weasley nie pozwolą na zamieszki – powiedziała cicho – w razie potrzeby znowu reaktywują swoją tajną bojówkę. Grupa Bema jest pozbawiona lidera, który ukrywa się przed nauczycielami i wami -  tłumaczyła zerkając nerwowo na reakcję chłopaka. Ten zachował kamienną twarz. – Dodatkowo dwójka napastników została zawieszona w prawach ucznia – ma nawet zakaz przebywania w Pokoju Wspólnym od Blacka.

- Sprawców było więcej? – dopytał zachowując naturalny ton głosu.
- Nie wiem.
- Romilda…
- Naprawdę nie wiem! – zaprzeczyła gwałtownie – Weasley upiera się, że Host jest w to zamieszana.
- Co ty o tym sądzisz?

          Poczuła się usatysfakcjonowana tym, że wyżej ceni sobie jej opinię od wybranki Harry’ego Pottera, rozjaśniła bowiem pochmurny wyraz twarzy.

- Bem, Slopper, Akram, Host i Wendsbury spędzali sporo czasu razem – mówiła z zamkniętymi oczami jak gdyby chciała sobie lepiej przypomnieć stosunki panujące wewnątrz domu – kręciło się koło nich sporo małolatów.
- Małolatów?
- 1, 2 i 3 klasa.
- Kontynuuj – zachęcił dziewczynę do zwierzeń.
- Wendsbury to debil, ale prawdopodobnie będzie teraz im przewodzić.

          Draco przyznał – w myślach – rację jej zdolnością do dedukcji. Z piątki jego wrogów dwójka, a nawet trójka sama ściągnęła na siebie konsekwencję ze strony szkoły. Do tego jeden z nich ukrywał się nie wiadomo gdzie. Nie sposób było też potwierdzić czy pozostaje na terenie Hogwartu. Host była pod baczną obserwacją nauczycieli. Nie mogła więc się w nic mieszać. Pozostawał Wendsbury, którego chłopak zbytnio nie kojarzył.

- Na pewno nie mają nikogo innego, starszego? – spytał Draco starając się brzmieć na przestraszonego.

          Romilda pogłaskała go po policzku. Patrzyła na niego zdradzając, że na serio jest w nim zakochana. Poczuł jak jego żołądek nagle daje o sobie znać. Zignorował to.

- Tak myślę – potwierdziła dziewczyna.

          Następnie spacerowali jeszcze chwilę po okolicach puszczy, ale wobec zbliżającej się nocy - a zwłaszcza ciszy nocnej – zdecydowali się wrócić do zamku. Dziewczyna w tym czasie gderała w typowy dla jej płci sposób co chłopak zbywał przytakując jej. W tym czasie jego umysł działał na pełnych obrotach planując jak dorwać nowego lidera grupy mścicieli.

- Uderzymy w Alexa Wendbury’ego – oznajmił Blaiseowi i Teodorowi.

          Koledzy w milczeniu wysłuchali jego opowieści. Nie mogli odebrać słuszności jego tezom i hipotezą. Wizja rozprawienia się z wrogą grupa tuż po pierwszych akcjach tej ostatniej była niezwykle kusząca.

- Nasi małolaci będą mieć go na oku – zapewnił Zabini, który ostatnio sporo czasu poświęcał uczniom z niższych klas chcąc wychować ich na dobrych następców.

          Tydzień po ataku obudziła się Astoria. Do tego czasu nie zdążyli przyłapać znajdującego się na ich celowniku chłopaka w sytuacji sprzyjającej zemście. Co prawda do Skrzydła Szpitalnego nie miał wstępu nikt spoza rodziny osób tam przebywających – jak brzmiało oficjalne stanowisko dyrekcji – w praktyce oznaczało to rodzinę Greengras, gdyż innych pacjentów nie było tam… Jeszcze.

          Pomimo tego, za dnia, zawsze ktoś ze starszych wiekiem mieszkańców Domu Węża przebywał w okolicy by reagować w razie próby napaści mieszkańców Domu Lwa. Doszło nawet do niepisanego układu Ślizgonów z Gwardią Dumbeldore’a, gdyż członkowie tej ostatniej także zdawali się strzec bezpieczeństwa Astorii.

          Późnym popołudniem, dzień po przebudzeniu Astorii, Draco wraz z Teodorem pełnili nieoficjalną wartę w pobliżu wejścia do Skrzydła Szpitalnego.

- Jeszcze trochę młodzież przejmie nasze miejsce wśród Węży – mówił Draco – Astoria na dobre będzie sprawowała władzę w Slytherinie przez następny rok.
- O ile wcześniej nie zginie – zza rogu wyszedł Alex Wendsbury we własnej osobie.

          Towarzyszyło mu dwoje drugo, może trzecioklasistów. Nim ktokolwiek zdołał zareagować klątwa Alexa trafiła w ścianę tuż nad lewym ramieniem Malfoya. W odpowiedzi Nott trafił klątwą pełnego porażenia ciała w jednego z towarzyszy Gryfona.

- Flipendo! – natarł drugi z małolatów.
- Protego – tarcza Teodora spełniła swoją rolę.
- Expelliarmus! – Draco włączył się do pojedynku i rozbroił drugiego z pomagierów Wendsbury’ego.

          Gryfon zdawał się nie przeżywać zbytnio faktu, że pozostał sam przeciwko dwójce przeciwników. Zamiast tego posłał serię klątw w Draco. Ślizgon zmuszony do nieustannej defensywy nie miał możliwości odpowiedzieć, lecz nie niepokojony przez nikogo Teodor trafił oszołamiaczem w napastnika.

- Pięknie – ucieszył się zdyszany Malfoy.
- Pora na zemstę – rzucił krótko Teodor.

          Syn Lucjusza zrobił kwaśną minę. Miał nadzieję odpuścić sobie tę część planu. Prawdę mówiąc nie nastawiał się tego dnia na konfrontacje. To postawa tego idioty zmusiła go do wzięcia udziału w pojedynku. Pojedynku, w którym potrafił zaledwie rozbroić trzynastolatka.

- Nie tutaj – warknął do Notta.
- Wiadomo – odpowiedział Teodor i lewitował ciało Alexa do pierwszego napotkanego po drodze pustego pomieszczenia.

          Za pomocą magii zapieczętowali drzwi od wewnątrz. Draco pozostał przy drzwiach. Przyłożył do nich ucho jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie usłyszy, lecz Teodor okazał się sprytniejszym czarodziejem od niego. Wskazał różdżką na uprowadzonego Gryfona i syknął „Silcencio”.

- Co z nim zrobimy? – spytał Malfoy.

          Ze zdziwieniem uświadomił sobie, że stał się nagle osobą uznającą zwierzchnictwo Teodora Notta. Co prawda jego kolega nie był nigdy słabym czarodziejem, ale raczej przebywał na uboczu. Nie grał wiodącej roli. Nawet swoimi zdolnościami czysto magicznymi nie zwykł chwalić się – także podczas lekcji.

- Rozbierz go od pasa w górę – syknął Nott w odpowiedzi.

          Draco uznał, że Teodor przypomina teraz swojego ojca jak i całą resztę 
śmierciożerców. Czy sprawianie bólu sprawiało mu radość?

          Kiedy tylko Alex został pozbawiony koszulki, Ślizgon przyłożył do jego ramienia różdżkę i rzucił zaklęcie tnące „diffindo”. Nie było ono groźne, powodowało małe rozcięcie. Niemniej pierwszy kawałek skóry wroga został uszkodzony.

- Dopiero się rozkręcam – zapewnił Nott widząc minę towarzysza – nie zamierzam jednak zapewnić sobie stabilną przyszłość w Azkabanie jeśli wiesz co mam na myśli…

          Draco wiedział. Prawdziwy Ślizgon musiał być sprytny i przebiegły, ale także powinien umieć odnaleźć podobne cechy u innych oraz odczytywać ich rzeczywiste zamiary. Nie zdziwiło go więc, gdy kolejnym czarem jaki trafił ramię Gryfona był urok parzący, a następnie zaklęcie żądlące. Wszystkie w to samo miejsce. Nie minęła nawet minuta kiedy 5 kolejnych klątw trafiało jedna po drugiej w dokładnie to samo miejsce – wąskie rozcięcie na ramieniu niedawnego oprawcy Astorii.

          Malofy rzucił okiem na twarz ofiary. Płakał. Rzewne łzy spływały strumieniem z oczu Wendsbury’ego. Co chwilę otwierał i zamykał usta jakby chciał krzyczeć... albo błagać o litość, lecz pozostawał niemy.

- Pora na ostatnie zaklęcia – oznajmił Nott a jego ofiara przełknęła tak gwałtownie ślinę, że omal się nie udusiła – Drętvota! – Gryfon padł nieprzytomny na twarz - Obliviate!

          Teodor i Draco opuścili klasę i rozeszli się. Nott wrócił do Pokoju Wspólnego, a Malfoy pod drzwi do Skrzydła Szpitalnego. Ku jego zaskoczeniu pani Pomfrey otworzyła je po kilku minutach i zaprosiła do środka. Od razu mimowolnie poszukał łóżka Astorii. Kiedy nie usłyszał sprzeciwu ruszył prosto ku niej.

          Dziewczyna leżała przykryta grubą, białą pierzyną. W połączeniu z jej wyjątkowo bladą twarzą wyglądała niemal jak trup. Chłopak odrobinę przeraził się tym. Wspomnienie niedawnej zemsty nie poprawiało jego samopoczucia.

- Hee… Hej – wydukał w końcu.

          Astoria obejrzała się w jego stronę.

- To miłe – odparła słabym głosem.
- Co jest miłe? – spytał skonsternowany Ślizgon.
- Że mnie odwiedzasz jako pierwszy – odpowiedziała Greengras, a Draco nie był pewny czy zrobiła to żartobliwie czy nie.

          Dziewczyna najwyraźniej domyśliła się przyczyn jego konsternacji, bo szepnęła:
- Nie martw się. Nie powiem Vane.

- Jakby było o czym – zakpił Draco w odpowiedzi.

          Astoria uśmiechnęła się na tyle na ile pozwalał jej stan zdrowia. Uświadomiwszy to sobie chłopak omal nie uderzył się otwartą dłonią w twarz. W końcu nie zapytał jej o to. Była w szpitalu, w bardzo złym stanie – zdecydowanie należało ją o to zapytać.

- Jak się czujesz? – spytał starając się nerwowo nie roześmiać.
- Bywało lepiej – odparła względnie swobodnie – bywało też gorzej.
- Masz dziwny nastrój – zdiagnozował czarodziej.
- Wiesz… - urwała na chwilę jakby myślała nad czymś głęboko - … byłam przez tydzień nieprzytomna. Mam prawo!
- Oczywiście – zgodził się niechętnie.

          Przywołał krzesło w okolice miejsca gdzie Astoria miała położoną głowę. Usiadł i schylił się powoli do jej odsłoniętego ucha.

- Wiemy to ci to zrobił – szepnął ledwie dosłyszalnie. Mimowolnie zaobserwował jak nastolatka drgnęła – dwójkę złapali już nauczyciele, jeden ukrywa się, jedna jest pod obserwacją nauczycieli… i naszą. A ostatni… odpokutowuje już swoje czyny.
- Co…
- … nic co mogłoby wpakować nas w kłopoty.

          Dalszą rozmowę przerwało wtargnięcie do wnętrza profesora de la Pena wraz z nagim od pasa w górę Gryfonem. Wyglądał normalnie. Poza wyrazem twarzy, który sprawiał wrażenie jakby nie wiedział gdzie się znajduje. Drugim istotnym szczegółem było jego prawe ramię. Było całe sino- borodowo- zielone. W centralnym jego miejscu znajdowało się małe rozcięcie.

- Pomfrey! – krzyknął Hiszpan.

          Wezwana kobieta szybko pojawiła się obok nowego pacjenta. Od razu otoczyła jego łóżko – najbardziej oddalone od Greengras – parawanem i zaczęła diagnozować co spotkało jej pacjenta.

- Koniec odwiedzin – warknął de la Pena do Malfoya.

          Chłopak skinął głową w odpowiedzi, pożegnał się z koleżanką i wyszedł. Uzmysłowił sobie, że nikt o zdrowych zmysłach nie powiążę go z tą sprawą…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz