Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 24 września 2018

110. Prawo piszą zwycięscy


Rozdział 110
Prawo piszą zwycięscy

          Jose de la Pena, Aurora Sinistra i Rubeus Hagrid przebywali w gabinecie nauczyciela Obrony przed czarną magią. Właśnie wyszli z niezwykle pilnego zebrania grona pedagogicznego. Sprawa dotyczyła sprawcy niedawnego ataku na jednego z uczniów pod Skrzydłem Szpitalnym.

- Nie mogę uwierzyć, że nie możemy nic zrobić sprawcy – narzekała Sinistra.
- Cholibka… jego stary miał wpływy… - mówił Hagrid.
- Oni upadli, Hagridzie! – przerwał mu stanowczo Black, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

          Cały się trząsł. Po zebraniu został jeszcze na chwilę by przekonać dyrektorkę do racji przedstawianych przez prawie wszystkich nauczycieli. Niestety ta pozostawała nieugięta.

- Cała ta zakichana rada dalej jest w kieszeni Malfoya! – oponował gajowy.
- Co powiedziała ci dyrektorka? – zmienił temat Jose.

          Syriusz westchnął głęboko przed udzieleniem odpowiedzi. Jego ramiona unosiły się i opadały.

- Rada nadzorcza spacyfikowała plany ukarania Teodora Notta – odpowiedział krótko.
- Dlaczego?
- Zeznania dwójki młodych uczniów okazały się za słabe.
- Jak to?
- Tak to!

          Wymienili ponure podejrzenia. Jak dotąd Syriusz wydawał się najbardziej antyślizgońsko nastawionym nauczycielem nie wywodzącym się z Domu Slytherina. Prawdę mówiąc nie chciał aż tak surowego ukarania młodego Notta jak chcieli tego inni nauczyciele.

- On nie ma nic na swoją obronę – oburzył się Hagrid.
- Poza tym jak potraktowaliśmy oprawców Astorii Greengras – skontrowała Aurora.

          Syriusz musiał przyznać zgodę koleżance po fachu. Dwoje ujętych sprawców napadu otrzymało zaledwie naganę od dyrektorki i minusowe punkty. Jeden pozostał niezłapany, a kolejna podejrzana była zaledwie pod obserwacją. Sama ofiara ataku Notta – według uprzejmych informacji od innych Gryfonów – miała być nowym liderem grupy antyślizgońskiej.

- Oni… - zaczął Hagrid, ale został natychmiast uciszony przez Jose.
- … nie są winni zbrodni rodziców, dziadków i innych krewnych!
- Nie mówiłem o… - próbował znów Hagrid.
- Nie mówiłeś o Gryfonach, to jasne – przerwał mu ponownie Hiszpan.

          Gajowy chrząknął gniewnie, lecz nie powiedział już nic. 

- Też uważam, że usunięcie go ze szkoły to przesada – oznajmił stanowczo Black.
- Co o tym sądzi reszta? – spytał Jose.
- Pół na pół – odparł zgodnie z prawdą Black.

          Sinistra zmarszczyła brwi.

- Accio, whiskey – syknęła machając różdżką.

          Przed nimi pojawiła się butelka pełna bursztynowego alkoholu. Zaraz potem zawsze chętny do wypicia Jose wezwał kilka cztery szklanki. Następnie wypełnił je płynem i podał zebranym.

- Za sprawiedliwość! – wzniósł toast de la Pena.
- Za sprawiedliwość – powtórzyli chórem zebrani.

          W milczeniu opróżnili połowę zawartości flaszki. Dopiero wtedy Jose zadał pytanie, które bał się zadać każdy z nich od początku spotkania.

- Co dalej?
- Aurorzy? – wychrypiał Hagrid polewając kolejną kolejkę.
- Zbyt błaha sprawa – wyjaśnił Syriusz – co najwyżej przekażą sprawę do Patrolu Przestrzegania Prawa.
- To zawsze coś! – zaperzył się pół-olbrzym.
- Wtedy musisz liczyć się z ukaraniem wszystkich uczniów zamieszanych w te porachunki – dopowiedział Iberyjczyk.

          Syriusz pokiwał głową łudząc się, że tak rzeczywiście byłoby. Teoretycznie sprawę rozstrzygałoby kilkudziesięciu sędziów i zapewniło jej sprawiedliwy przebieg. Tak było jednak wyłącznie w teorii… W rzeczywistości Wizengamont w dalszym ciągu był całkowicie upolityczniony i zależny od ministerstwa. Od czasów Knota nic się nie zmieniło.

- Wątpię – rzekł Syriusz – mogą uciąć sprawie łeb przy samej dupie.
- Dlaczego?- dopytał nauczyciel starożytnych runów.
- Pojutrze wielkie święto – wyjaśniła Sinistra – nie będą chcieli manifestów politycznych sił będących teraz w głębokiej opozycji – tłumaczyła patrząc w okno – do tego grupy zwolenników upadłego reżymu są obecnie rozproszone, wzajemnie pokłócone, a taki proces stricte polityczny mógłby pomóc im się zjednoczyć.

          Syriusz skinął głową z uznaniem. Był tego samego zdania.

- To co, cholibka, zrobimy? – spytał Hagrid opróżniając swoją szklankę.
- Nic – ucięła temat profesorka astronomii.

          Pogrążyli się w piciu alkoholu nie wiele już rozmawiając. Każde z nich pogrążone było we własnych rozmyślaniach. Wreszcie chwilę przed północą Aurora wstała i oznajmiła, że pora już aby wracała na Wieżę Astronomiczną.

- Odprowadzę cię – zaproponował ochoczo Jose.

          Nie sposób było dostrzec kiedy Hiszpan zdołał wstać, zbliżyć się do koleżanki po fachu i wystawić w jej stronę ramię. Nauczycielka nie oponując zgodziła się na jego propozycję, co skwitował półuśmiechem.

- Może byśmy tak powiedzieli Harry’emu? – zagaił Hagrid kiedy wyszli.
- Wie – odrzekł krótko Black.
- Zrobi cosik z tym?
- Dopóki nie ma oficjalnego zgłoszenia nie może. Poza tym mają obecnie pełne ręce roboty w innych sprawach.
- Źle – podsumował Hagrid – wojna skończona, a problemów coraz winycj.

          Syriusz skinął głową w milczeniu.

          Rankiem Syriusz udał się później niż zwykle na śniadanie – musiał odespać ciężką debatę filozoficzno- polityczną z Hagridem. Kiedy, więc wszedł do Wielkiej Sali było tam zaledwie kilkoro uczniów. Wśród nich dostrzegł Malofya i jego gryfońską kochankę, Romildę Vane.

          Przy stole nauczycielskim siedziała wyłącznie profesor Trelawney. Było to jeszcze dziwniejsze niż można było przypuszczać. Od rozpoczęcia roku szkolnego Sybilla ani razu nie zaszczyciła Wielkiej Sali swoja obecnością. Pomimo tego Łapa nie zdecydował się aby do niej podejść. Wolał zjeść w spokoju.

- To stanie się dziś – odezwała się Sybilla wstając od stołu kilka minut później.

          Nie zdążyła wyjść jeszcze z pomieszczenia, kiedy weszło do niej kilkoro mężczyzn i kobiet w ciemnoniebieskich szatach Patrolu Przestrzegania Prawa. Wśród nich dostrzegł Neville Longbottoma. Na przedzie szedł podstarzały czarodziej, który lewitował przed sobą pergamin z widocznymi nawet z daleka pieczęciami władz Departamentu Przestrzegania Prawa i dowódcy PPP.

- Co tu się dzieje? – Syriusz zdecydował, że jako jedyny myślący przedstawiciel grona pedagogicznego powinien zareagować.

          Czarodzieje z PPP nie zrażeni jego słowami szli prosto przed siebie. Wreszcie zatrzymali się w połowie wysokości sali, pomiędzy stołami Węży i Puchonów.

- Mamy nakaz aresztowania – oznajmił czarodziej na przedzie.
- Kogo? – szczerze zdziwił się Black.

          Kątem oka dostrzegł jak Draco i Romilda opuszczają pomieszczenie. Prawdopodobnie domyślili się kogo aresztować mają przedstawiciele PPP.

- Teodora Nott – oznajmił funkcjonariusz dowodzący akcją.
- Za co? – zdziwił się jeden z pozostałych na śniadaniu Ślizgonów.
- Napaść przy użyciu magii ze szczególnym okrucieństwem, pozostawiająca trwały ślad na ciele ofiary.
- Nie ma go tutaj – odpowiedział neutralnie Syriusz.

          W odpowiedzi funkcjonariusze wykonali w lewo zwrot i wycofali się w nieładzie z największej sali w zamku. Wyglądało to dość groteskowo zważywszy na ich bojowy nastrój, równoczesne wykonanie zwrotu i chaos mu towarzyszący.

          Syriusz pobiegł za nimi. Przedstawiciele władz nie wykazali zainteresowania jego obecnością. Szli prosto do podziemi. Tam nastali się na profesora Slughorna zmierzającego do swojego gabinetu.

- Mamy nakaz aresztowania jednego z twoich uczniów – odezwał się dowodzący akcją.
- Co? – zdziwił się Horacy.
- Aresztowania – powtórzył Neville – Teodora Notta – uściślił widząc konsternację na twarzy starca.
- Za co?
- Napaść przy użyciu magii ze szczególnym okrucieństwem, pozostawiającą trwały ślad na ciele ofiary – powtórzył formułkę dowódca.

          Slughorn ruszył bez słowa do Pokoju Wspólnego domu znajdującego się w lochach. Tam upewniwszy się, że funkcjonariusze oraz Syriusz nie dowiedzą się jak wejść do środka, wpuścił ich.

          Slughorn wszedł jako pierwszy. Za nim podążyła dwójka członków patrolu, Black, Neville i reszta patrolu. Każdy z członków patrolu miał uniesioną różdżkę.

- U bram mamy w odwodzie aurorów – oznajmił jeden z funkcjonariuszy towarzyszowi.

          Zastało ich kilkoro Ślizgonów. Wśród nich był Draco Malfoy, który uśmiechał się ironicznie do czarodziejów z patrolu. Black dostrzegł, że Neville posyła mu spojrzenie spod byka, lecz tamten to zignorował.

- Gdzie on jest? – odezwał się Longbottom.
- Nie ma go – odpowiedział jeden z młodszych Ślizgonów.
- Pytanie brzmiało gdzie jest, a nie gdzie go nie ma! – warknął dowódca.

          Czarodzieje rozpierzchnęli się po pokoju. Rzucali przy tym czary, które Łapa zidentyfikował jako ujawniające ludzką obecność, ujawniające ukrytą ludzką obecność i tym podobne.

- To na pewno on! – syknął nagle Neville celując w nos Malfoya.

          Malfoy pozostawał niewzruszony.

- Gdzie on jest? – warknął Neville podchodząc w jego stronę.
- Nie wiem – odpowiedział chłodno Malfoy.
- Mów! – nie ustępował Gryfon.
- Powiedziałem już – odparł Ślizgon – Masz problemy ze słuchem? Czy jakieś inne?

          Neville wciągnął głośno powietrze, a następnie wypuścił je ze świstem.

- Longbottom, spokój – upomniał go dowódca.
- Słuchaj się starszych, Longbottom – poparł go Draco.
- O, sierota w natarciu – zakpiła Parkinson, która właśnie wyszła z dormitorium.
- Nie… jestem… sierotą – wydyszał wściekły Neville.

          Ślizgoni wymienili ironicznie spojrzenia i uśmiechy. Nie uszło to uwadze funkcjonariuszy. Nim ktokolwiek zdołał zaregować Neville zrobił kilka kroków w stronę nastolatki.

- To za to wyrzucili cię z aurorów? – spytała udając smutną minę.
- Ty… - jego różdżka wbiła się w gardło dziewczyny.

          W tym samym momencie jeden z członków patrolu rzucił w niego zaklęcie odpychające. Nevile przewrócił się i odleciał kilka kroków od Pansy.

- Longbottom, do ministerstwa. Teraz! – ryknął dowódca.

          Neville obrócił się. Ruszył ku wyjściu z gniazda węży. Cały się trząsł a w dłoni nerwowo ściskał różdżkę. W dalszym ciągu gotów był rzucić się do ataku.

- A ty jeszcze jeden podobny tekst i też źle skończysz! – dowódca krzyknął na Pansy.

          Dziewczyna zrobiła minę pytającą „czyżby?” i wróciła do dormitorium. Za jej przykładem większość uczniów zrobiła to samo. Przy kominku pozostał Malfoy i czarnoskóry Zabini.

- A wy? – spytał Slughorn.
- Nie zrobiliśmy nic złego – odparł Blaise.
- Mamy prawo siedzieć w swoim Pokoju Wspólnym – dodał kpiąco Draco.

          W tym czasie członkowie PPP zaczęli przeszukiwać dormitoria. Po kilku minutach dwoje z nich wyszło z jednego z nich prowadząc przed sobą szczupłego chłopaka. 

- To on – oznajmił jeden z nich popychając go tym samym urokiem co wcześniej Neville’a.

          Nott padł na twarz u stóp dowódcy. Ten założył mu antydeportacyjne, ciężkie kajdany. Cały zespół zarechotwał.

- Wszechpotężny Nott u moich stóp – kpił jeden z funkcjonariuszy.
- Przecież to nie jego stary – wtrącił drugi.
- Nie jesteście zbyt elokwentni? – syknął cicho Teodor.

          W odpowiedzi oberwał klątwą żądlącą w klatkę piersiową. Jęknął z bólu.

- Nie powinniście go tak traktować! – rzucił gniewnie Slughorn.
- Wiesz jak on by traktował nas rok temu? – odpowiedział mu dowódca.
- Podobno strzeżecie prawa! – wtrącił Black.
- No.
- Dobra chłopaki, zwijamy się – rozkazał dowódca.

          Utworzyli kordon wokół chłopaka i ruszyli do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Za nimi ruszył Slughorn chcąc dopilnować przestrzegania prawa ze strony… przedstawicieli Patrolu Przestrzegania Prawa wobec jego ucznia.

- Rasiści – skwitował Zabini wychodząc z pokoju.

          Syriusz wydawał się głęboko poruszony tym co powiedział uczeń. Świeżo po wojnie udało się uniknąć pogromów czystokrwistych ze strony mugolaków czy czarodziejów półkrwi. Potem społeczność pogrążyła się w odbudowie zniszczeń i nie było czasu na zemstę. Nawet w czasie kampanii wyborczej jak i wyborów nie było większych czy mniejszych zadym, ataków itp. Jedynym zdarzeniem jaki pamiętał Syriusz tego typu była manifestacja czystokrwistych pod koniec wakacji.

- To była Trelawney – oznajmił mu Jose, kiedy natknął się na niego
- Co?
- Złożyła zawiadomienie do ministerstwa.

          Przy kolacji tego samego dnia wielu uczniów, z reguły należących do Slytherinu, otrzymało sowy. Kilka ptaków zrzuciło listy także Krukonom oraz pojedynczym Puchonom.

- Co się dzieje? – spytała Pomona Sprout widząc zamieszanie.
- Kłopoty – odparł krótko Slughorn.
- Nie gadaj głupstw! – ofukała go zielarka.
- On nie bredzi – wtrąciła Aurora – Jutro w czasie oficjalnych uroczystości odbędzie się także manifestacja środowisk, które czują się obecnie dyskryminowane.
- Dyskryminowane? – zdziwiła się dyrektorka.
- Kto i przez kogo? – dopytał Flitwick.

          Jose spojrzał na nich z pobłażaniem.

- Nic nie słyszeliście? – spytał wreszcie Iberyjczyk – Nott został skazany dzisiaj popołudniu na rok Azkabanu. Bezwzględnie. Natomiast za napaść na pannę Greengras uczniowie dostali zaledwie naganę i minusowe punkty.
- Nic nie słyszałam o wyroku! – zaperzyła się McGonagall tracąc swoją kamienną twarz na chwilę.
- Kingsley na to pozwolił? – zdziwił się Black, lecz nikt mu nie odpowiedział.
- Ciekawe czy odpowiedzialni zarządzili większe środki bezpieczeństwa na jutro…