Rozdział
92
Nowy
porządek
Kingsley
siedział w swoim gabinecie. Tymczasowy minister magii oczekiwał na przybycie
gościa, który powinien być mu w 100% posłuszny – w końcu był jego podwładnym. W
dodatku bardzo niskim rangą i dopiero zaczynającym karierę w biurze aurorów.
Minister wiedział, jednak o tym, że Harry Potter wymyka się dotychczasowym
ramom i relacją interpersonalnym także w najważniejszej instytucji
czarodziejskiej społeczności Wielkiej Brytanii.
Harry
przybył do gabinetu punktualnie o 17:00 – tak jak się umawiali –godzinę po
zakończeniu przez siebie pracy. Mężczyźni wymienili uścisk dłoni w geście
przywitania i Kingsley mógł wskazać Potterowi gdzie ma spocząć.
- Jak
pierwszy tydzień wśród aurorów?
-
Całkiem fajnie – odpowiedział spokojnie Harry – Proudfoot wydaje się być dobrym
nauczycielem dla nas, „świeżaków”.
Shacklebolt zaśmiał się.
-
Rozmawiałem z nim w kwestii tych olbrzymów, które mieliście odszukać – rzekł
Murzyn – śledztwo utknęło w martwym punkcie.
- Tak
– zgodził się niechętnie Harry – mamy jednak zgodę na użycie odpowiednich
środków w Azkabanie. Jutro się tam wybieram z Williamsonem, Chichi i Robertem.
Kingsley ściągnął brwi ku sobie.
Gorączkowo się nad czymś zastanawiał.
-
Wiesz Harry… - rzekł w końcu – za dwa miesiące i jeden dzień odbędą się wybory.
Jutro w Proroku zostaną opublikowane informacje kto dokładnie będzie startował
wraz ze mną w wyborach na ministra. Tego samego dnia po raz pierwszy będą mieć
miejsce wybory do instytucji przedstawicielskiej, czyli czarodziejskiego
parlamentu. Także jutro zostaną opublikowane nazwy zarejestrowanych komitetów
wyborczych.
-
Rozumiem.
- Z
różnych źródeł wiem, że czystokrwiści mogą liczyć na znaczne poparcie, chociaż
wydawać by się mogło, że rządy Voldemorta skutecznie ośmieszyły ich ideologię.
- Jak…
- … to
możliwe? Cóż wiele osób uważa w dalszym ciągu te poglądy za słuszne, pragnie
„pozbyć się wypaczeń” poprzedniego reżimu lub zwyczajnie boi zemsty.
- Yhm.
– przytaknął Harry – Nie rozumiem po co mi o tym mówisz. Mam wystartować?
-
Skądże znowu – zaprzeczył Shacklebolt – nie proszę cię nawet o publiczne
poparcie, bo wiem, że tego nie zrobisz. Wiem, jednak że taka motywacja do
poruszenia śledztwa do przodu będzie dla ciebie dobrą motywacją by poruszyć
wszystko co możliwe żeby zakończyć je sukcesem.
Harry przytaknął głową.
***
W piątkowy wieczór Syriusz siedział w
swoim gabinecie w szkole w towarzystwie młodego aurora, a jednocześnie swojego
chrześniaka. Na stole pomiędzy nimi stała w połowie opróżniona butelka ognistej
whisky.
-
Kingsley ma wielkie szanse na wygraną – oświadczył Syriusz.
-
Żartujesz, on ma pewną wygraną! – zaperzył się Harry.
Nauczyciel zlustrował jeszcze raz
listę kandydatów. Potem omiótł jeszcze wzrokiem artykuł prezentujący komitety
wyborcze starające się o mandaty w czarodziejskim parlamencie i zasadach
dostania się do niego. Wreszcie popatrzył na młodego adepta sztuki zwalczania
czarnoksiężników.
- 14 komitetów i 5 kandydatów na ministra –
stwierdził – Kingsley, Lucjusz Malfoy, Korneliusz Knot, Thomas Fox i Jack
Woland. Z tego co się orientuję to kompletnie różne światy.
- To
znaczy? – spytał Potter.
-
Malfoy reprezentuje upadły reżim i zwolenników czystej krwi – wyjaśniał Black –
Kingsley tych, którzy go obalili. Knot tęskni za władzą i jest obecnie zupełnie
bezideowy. Szczerze nie rozumiem po co w ogóle startuje.
- A ci
dwaj pozostali?
- Thomas
Fox stworzył partię Ruch Wolności i tygodnik Głos Wolnościowych Obywateli. Są
radykalni w postulatach, jeżeli tak to mogę nazwać. Chcą między innymi
możliwości leczenia chorób niewyleczalnych przez mugoli w Mungu także dla
Mugoli.
Syriusz napełnił szklanki trunkiem.
Nie wzniósł go jednak od razu do ust. Chwycił zaledwie szklankę, przechylił ją
i obserwował kołyszący się alkohol.
-
Woland jest jeszcze bardziej ekscentryczny z poglądami. – tłumaczył starannie
dobierając słowa - Dla niego ważni są czarodzieje. To jego grupka odpowiada za
hasło „przede wszystkim czarodzieje”. Było dość popularne podczas wojny,
pamiętasz? – Harry skinął głową - Magiczny Radykalizm jest groźnym
przeciwnikiem dla zwolenników współpracy z Mugolami w tak szerokim zakresie jak
pragnie tego Fox. To właśnie dlatego od początku swojego istnienia obie te
grupy żrą się niesamowicie, a podejrzewam, że teraz się to jeszcze nasili.
Wzniósł ponownie szklankę w górę. Tym
razem jednak towarzyszył temu toast „Niech wygra Kingsley”. Harry powtórzył te
słowa i w duchu błogosławił swoją zdolność przewidywaniu. Dzięki niej zaraz po
wejściu zaczarował drzwi do gabinetu swojego ojca chrzestnego tak by nie
przepuszczały żadnych dźwięków na drugą stronę. Ostry smak whisky palił po raz
kolejny tego dnia podniebienie.
- Jak
twoje pierwsze śledztwo? – zagaił Łapa.
-
Początkowo szło ok – powiedział Harry – łatwo trafiliśmy na Nokturnie na
gościa, który twierdził, że to prawda o tych olbrzymach. Podał nam namiar na
kogoś co niby je widział, ale do dziś gościa nie mogliśmy znaleźć.
- Do
dziś?
- Tak
w Azkabanie dowiedziałem się tylko, że zginął. Mamy co prawda nowy trop, ale to
jeszcze nic pewnego.
Kolejny toast nie mógł być za nic
innego jak wyjaśnienie sprawy dwóch olbrzymów ukrywających się gdzieś w
Wielkiej Brytanii.
***
W sobotni poranek Harry obudził się z
bólem głowy na prowizorycznie wyczarowanym zeszłej nocy - przez Syriusza
–materacu, w jego gabinecie. Gospodarz był już od dawna na nogach. Świadczył o
tym jego ubiór i fakt, iż kładł właśnie na stole tace z jedzeniem.
-
Uznałem, że lepiej nie pokazywać cię w takim stanie na śniadaniu w Wielkiej
Sali – oświadczył konspiracyjnym tonem.
-
Dzięki.
Harry podniósł się, opierając się na
łokciach. Black przyniósł mu typowe brytyjskie śniadanie wzbogacone jakimś
napojem, którego Harry nie kojarzył.
- Jakie
plany na dziś? – zagadnął Syriusz.
- Śniadanie,
Ginny, obiad i praca.
-
Praca? – zdziwił się Łapa.
- Tak,
wieczorem mamy trening wytrzymałościowy.
Oczy Syriusz rozświetliły iskierki
szczęścia.
- Mam
nadzieję, że od twojego wyniku nie zależy twoja przyszłość, bo nie spodziewam
się żebyś bił dziś rekordy starego Szalonookiego.
-
Nieeee – ziewnął Potter – to bardziej regularny, rutynowy trening.
Spałaszował całe śniadanie i
postanowił jeszcze chwilę odpocząć – co poskutkowało godzinną drzemką. Zaraz po
niej mógł wreszcie wyruszyć na poszukiwania ukochanej. Znalazł ją na błoniach,
gdzie wciąż świeciło jeszcze słońce – tego dnia wyjątkowo mocno.
-
Myślałam, że pracujesz – powiedziała Ginny po długim przywitaniu.
-
Miałem sprawę do załatwienia z Syriuszem – wyjaśnił Harry – i postanowiłem to
wykorzystać do spotkania z tobą – dodał w pośpiechu.
-
Rozsądnie – zgodziła się Weasley.
Następnie dali się pochłonąć rozmową o
błahych sprawach aż do przybycia Hermiony. Wzorowa uczennica zdawała się czymś
wyjątkowo mocno zaniepokojona. Miała zaciśnięte pięści, usztywnione kończyny
oraz przygryzione wargi.
-
Słyszałam, że King powołuje BOM-y – powiedziała po przywitaniu.
-
BOM-y? – zdziwiła się Ginewra.
-
Biuro Ochrony Ministerstwa…
- Ach,
tak.
-
Jeszcze nie wiadomo kto za nie będzie odpowiadał – wtrącił Potter- aczkolwiek
będzie to jeden z doświadczonych aurorów.
Hermiona potrząsnęła głową.
-
Czemuś taka zdenerwowana? – spytała Ginny.
- Ach,
szkoda gadać! – zapewniła zdecydowanie zbyt stanowczo.
- Jak
chcesz- rudowłosa wzruszyła ramionami.
Hermiona wyjęła Proroka Codziennego i
pogrążyła się w lekturze. Wertowała strony, aż w końcu zatrzymała się na jednej
z nich. Zmrużyła oczy i pogrążyła się w czytaniu.
-
Piszą coś ciekawego? – zagadnął Harry.
- Tak,
że King przepchnął pomysł zwalniania częściowo z podatków czarodziejów
posiadających dzieci – odpowiedziała nie odrywając wzroku od gazety – powiedz
swoim rodzicom Ginny, że mają szanse trochę zarobić.
- Jak
to?
-
Jesteś uczennicą a Ron jest chory, czyli kwalifikujecie się do tego
świadczenia.
-
Super! – ucieszyła się ruda.
***
Harry nie był pewny czy dobrze czuje
się w swojej nowej roli. Był aurorem – to prawda. Dodatkowo brał także udział w
pierwszym śledztwie, a dzisiaj również akcji. Wraz ze swoim zespołem od
kwadransa oczekiwał na znak od wywiadowcy. Do tego czasu musieli stać
nieruchomo i pozostać niezauważonym dla zwykłych czarodziejów i czarodziejek
odwiedzających Nokturn.
- Długo
jeszcze? – rozległ się damski szept z chińskim akcentem.
-
Cicho! – ofukał ją szybko Proudfoot.
Chinka zrobiła obrażoną minę, lecz
pozostała w milczeniu na końcu ich rzędu. Przed nią znajdował się Harry,
którego poprzedzali Williamson, John McCarthy i wreszcie Proudfoot we własnej
osobie. Byli w wąskim zaułku – według map i planów akcji miał półtora metra
szerokości, z czego większość zajmowały kosze na śmieci. Pechowo dla aurorów
tego dnia w większości zbliżały się do maksymalnego wypełnienia swoich wnętrz.
Jako, że w czasie spędzonym w zaułku musieli przykucnąć zapach był początkowo znośny.
Początkowo…
Kwadrans bardzo szybko przerodził się
w pół godziny. Oczekiwanie zaczęło stawać się nieznośne. Dowódca operacji wstał. Nie był to dobry znak. Na szkoleniach
mówiono, że takie zachowanie zwiastuje bardzo szybkie przerwanie oczekiwania
jak i całej akcji. W związku z tym aurorzy rozprężyli się.
- Coś poszło
nie tak – żachnął się John.
-
Ewidentnie – poparł głośno Proudfoot kompletnie się prostując – wracamy do
kwatery. – Deportował się cicho. Pozostali poszli za jego przykładem.
Kilka minut później wszyscy uczestnicy
akcji zjawili się w kwaterze. Dowódca poprowadził ich prosto do swojego
gabinetu.
- Nie
mam pojęcia co się stało, ale skoro się nie pojawił w wyznaczonym miejscu to
już tego nie zrobi – oświadczył lodowatym tonem.
- Co
teraz? – spytała jedyna kobieta w zespole
-
Skrzynka kontaktowa da nam znać.
- A do
tego czasu? – dopytał John.
-
Wracamy do zwykłych zajęć, wszyscy!
- Tak
jest! – odpowiedzieli chórem podwładni.
Harry z Johnem udali się więc na
rutynowy patrol do Hogsmeade, a Chinka i Williamson robili to samo w Dolinie
Godryka, gdzie ostatnio znów zamieszkało kilka czarodziejskich rodzin. Tego
dnia miało nie zdarzyć się już nic niezwykłego i tak też w istocie było. Harry
z dzisiejszym partnerem mieli nudne popołudnie, a ożywienie pojawiło się
dopiero gdy zostali zmienieni przez duet aurorów z innego zespołu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz