Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 28 września 2017

94. Niebezpieczne związki



Rozdział 94
Niebezpieczne związki

          Syriusz musiał w końcu przyznać, że praca nauczyciela jest jedną z lepszych jaką mógłby obecnie wykonywać. Przede wszystkim zapewniała mu ona kontakt z ludźmi, którego tak bardzo brakowałoby mu gdyby pozostał na Grimmauld Place lub zajął się czymś innym. Co więcej najczęściej miał kontakt z osobami w znacznie młodszym wieku – jeszcze nastolatkami. Cieszyło go to jako znanego w młodych latach konesera dziewczyn w wieku lat naście. Oczywiście jak dotychczas nie wdał się w zbyt bliskie relacje z żadną z uczennic, ale podczas specjalnych dyżurów jakie miał dla uczennic specjalnie dotkniętych wojną wdał się z tymi dziewczynami w szczególnie bliskie relacje emocjonalne.

          Dzięki nauczaniu w Hogwarcie miał też częstszy kontakt z dziewczyną swojego chrześniaka i jego najlepszą przyjaciółką. Dziewczyny dodatkowo były jedynymi przyjaciółkami jakie Syriusz aktualnie posiadał.

          Do końca września jego praca przebiegała bardzo spokojnie. Z pozostałymi nauczycielami były na ogół w dobrych relacjach. Niektórzy z pozostałych członków rady pedagogicznej aż zbyt bardzo poszukiwali kontaktu z Blackiem jak chociażby Jose Enrique. Hiszpan lubił odwiedzać gabinet profesora Obrony Przed Czarną Magią w każdy piątek i sobotę na flaszeczkę czegoś mocniejszego.

          Nie inaczej było w ostatni piątek września. W czwartek przy kolacji Jose zaproponował Łapie drinka na dobre rozpoczęcie weekendu. Łapa zwyczajowo próbował się wykręcić – rzeczywiście o 18 miał spotkanie terapeutyczne z Fay Dunbar – jednak nauczyciel runów pozostawał nieugięty. Koniec końców umówili się na 21:30, gdyż wcześniej Syriusz ustawił się – na szybko – na herbatę z Ginny, która zgodziła się spróbować wyswobodzić swojego ulubionego profesora z rąk hiszpańskiego lekkoducha. Jose ostatecznie dopiął swego i Syriusz rad – nie rad – zgodził się go podjąć.

          W ostatni piątek września zajęcia z Fay były jakieś takie inne. Syriusz nie wiedział na czym ta inność miałaby polegać, lecz ją dostrzegał. Po krótkiej chwili namysłu stwierdził, że na trzeźwo do tego nie dojdzie i w sumie to dobrze, że Jose przyjdzie z butelką tequili. Wobec tego postanowił wrócić do naprawiania psychiki panny Dunbar.

          Wygląd uczennicy ostatniej klasy nie pozwalał mu się jednak na tym skupić. Ciemne włosy miała spięte w kitkę. Oczy przechodzące z koloru zielonego w niebieski zdawały się wreszcie pełne życia – pierwszy raz odkąd Black zgodził się prowadzić z nią zajęcia terapeutyczne. Niezbyt niska, ale i nie za wysoka. Miała zgrabną figurę i delikatnie zarysowaną pod mundurkiem linię piersi. Bardziej rozpięty niż zwykle szkolny mundurek podkreślał jędrność jej biustu.

          Syriusz zdał sobie sprawę dlaczego tak trudno mu dzisiaj prowadzić zajęcia z tą uczennicą. Rozkojarzyła go! Męczył się przez dobre 20 minut, kiedy stwierdził że to nie ma sensu.

- Robisz naprawdę ogromne postępy – mówiąc to starał się nie patrzeć w jej biust.
- Dziękuję – policzki dziewczyny pokryły się delikatną czerwienią.
- Jeszcze trochę i nasze spotkania nie będą ci potrzebne – kiedy to powiedział twarz Fay jakby spochmurniała – tymczasem… na tym chyba zakończymy dzisiejsze spotkanie. Kiepsko się czuję.

          Dziewczyna spojrzała na niego badawczo. Jej wzrok zlustrował najpierw twarz profesora, a potem resztę jego ciała, która wystawała ponad biurko. Zrobiła zamyśloną minę, lecz jej oczy pozostały wpatrzone w niego jak w obrazek.
- Mogę jakoś pomóc? – spytała.

          Syriusz przełknął ślinę, Miał wiele pomysłów jak mogłaby mu pomóc, lecz to nie byłoby właściwe w relacjach uczennica- nauczyciel. Wobec tego powiedział:

- Myślę, że sam odpoczynek dobrze mi zrobi.

          Fay pokiwała głową ze zrozumieniem. Łapa wstał w końcu zza biurka. Podszedł w stronę drzwi. Dziewczyna zrozumiała aluzje. Także wstała i podeszła do nich. Spojrzeli sobie w oczy.

- Termin następnego spotkania ustalimy po Obronie, ok? – spytał.
- Dobrze – zgodziła się potulnie – profesorze… - zaczęła nim Syriusz złapał klamkę – ja… Dziękuję! – mówiąc to rzuciła mu się na szyję. 

          Black delikatnie przytulił dziewczynę. Czuł dotyk jej ciała na swoim, napór jej piersi na swoja klatkę piersiową. Do jego nozdrzy dotarł zapach owoców cytrusowych. Tkwili tak przez chwilę, aż Syriusz przytomnie puścił dziewczynę. Życzyli sobie udanego weekendu i nastolatka w końcu opuściła komnatę.

          Godzinę później zjawiła się Ginny. Włosy miała rozpuszczone i ubrana była codzienną czarodziejską szatę. Wyraz jej twarzy pozostawał obojętny.

- Coś się stało, że ubrałaś szatę? – spytał Black.
- Przyzwyczajam się do dorosłości – odpowiedziała siląc się na uśmiech,

          Syriusz dostrzegł, że coś ją trapi.

- Co cię gryzie? – zadał pytanie.
- Wiele spraw – odpowiedziała machając bagatelizująco ręką – OWUTEMy, Harry i sprawa nad którą pracuje, Hermiona, Ron, mama i inne rzeczy.

          Łapa błyskawicznie dokonał analizy wypowiedzi uczennicy. Słowami kluczowymi nie dotyczącymi kwestii typowych dla uczniów oraz uczennic kończących Hogwart były „Harry”, „Hermiona”, „Ron” i „mama”. Wiedział już o co pytać i jak mniej więcej prowadzić rozmowę żeby pomóc pani kapitan drużyny Gryfonów w Quidittchu.

- Harry dalej męczy się z tym zabójstwem na Nokturnie i potencjalnymi olbrzymami ukrytymi gdzieś w Szkocji.
- Tak, chociaż niezupełnie – odrzekła Ginewra – zamknęli sprawę olbrzymów. Oficjalnie jutro ma ukazać się komunikat, że ministerstwo sprawdziło czy pogłoski o poukrywanych sprzymierzeńcach Sił Ciemności i nie ma takowych – wyjaśniła.
- O co, więc chodzi?
- Aurorom już obrywało się za zajmowanie się głupotami. W sprawie tego zabójstwa też tkwią w miejscu. Po tygodniu poszukiwań znaleźli ciało, a raczej jego resztki gdzieś na przedmieściach Newcastle. Od tej pory ani kroku w przód. Harry przez to prawie nie śpi.
- Ma zdolny zespół z dwójką doświadczonych aurorów, wkrótce sprawa nabierze właściwego tempa. Co cię martwi w związku z Hermioną?

          Ginny zamilkła na chwilę. Widać było, że ze sobą walczy. Potem zamyśliła się jak gdyby szukała odpowiednich słów by wyrazić to co czuje.

- Ona… ona jest jakaś inna – zaczęła niepewnie, patrząc w ścianę – niby jest zakochana w Ronie, ale flirtuje z innymi chłopakami! A wczoraj, przedwczoraj i jeszcze kiedyś zniknęła gdzieś na całą noc…

          Syriusz domyślił się co robi panna Granger kiedy znika na całe noce i widział też, że Ginny także się domyśla. Istniała też możliwość, że sprawczyni zmartwień rudowłosej sama opowiedziała jej co i z kim robi.

- Powiedziała ci…? – spytał niepewnie.
- Nie.

          Zamilkli.

- Napijesz się czegoś?
- Chętnie, piwo kremowe jeśli masz.
- Accio piwo kremowe! – przywołał z kredensu 2 butelki.

          Wypili w intencji powortu wzorowej Hermiony na właściwą dla siebie drogę.

- Ron już wyszedł? – spytał wreszcie Syriusz.
- Jutro... – wysapała Ginny pomiędzy kolejnymi łapczywymi łykami kremowego.

          Dalszą część rozmowy poświęcili sprawom Rona i tego co może i będzie on robił po opuszczeniu ośrodka. Jego powrót szybszy niż prognozowano jeszcze pół miesiąca temu 
dodatkowo sprawiał zmartwienia Ginny z powodu dziwnego zachowania Hermiony.

 - Wiesz z kim ona może się spotykać? – spytał wreszcie Syriusz chwilę przed wyjściem dziewczyny.
- Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ona nie spędza wolnych chwil z żadnym facetem.

          Z tą dziwną informacją zostawiła profesora Blacka samego. W progu minęła się z hiszpańskim nauczycielem. Ten zaprosił ją na jednego drinka, lecz dziewczyna wykręciła się esejem na Obronę, który musi napisać przez weekend.

- Wstydziłbyś się zadawać takim ślicznotkom tyle zadań na weekend! – zarzucił na tyle głośno gospodarzowi Jose, że ruda na pewno to usłyszała.
- Nie ma równych i równiejszych – odrzekł Black – to dziewczyna mojego chrześniaka – dodał widząc zaskoczenie na twarzy kompana.
- Ach, tak – westchnął de la Pena.

          Postawił na stole litrową butelkę tequili. Syriusz przywołał zaklęciem dwie szklanki. Jose nie czekając na nic otworzył butelkę i nalał szczodrze do naczyń.

- Już miałem myśleć, że chcesz się wykręcić od picia ze mną z powodu wieczoru z takim lachonem, a ty mi tu wyjeżdżasz, że ona jest z twoim młodym – opieprzył żartobliwie Syriusza Jose.
- Bez przesady.

          Jose narzucił szybkie tempo picia wobec czego mężczyźni błyskawicznie byli wstawieni. Ich weekendowym popijawom towarzyszyły różne tematy rozmów. Zwykle były to bieżące zdarzenia w magicznym społeczeństwie Wielkiej Brytanii i podobne, które kiedyś miały miejsce w Hiszpanii, wspomnienia młodzieńczych lat czy gadanie o uczniach – a zwłaszcza uczennicach – ewentualnie nauczycielkach, których jednak znaczna większość była już zbyt stara żeby być warta ich uwagi. 

- Ta Ślizgonka była strasznie drętwa – rzucił nagle Jose.
- Jak to drętwa? – zdziwił się Black sięgając po butelkę.
- No normalnie, czułem się jak z kłodą! – poskarżył się Hiszpan.

          Syriusz poczuł jak dłoń zastyga mu nad butelką. Pomyślał czy nie ma problemów ze słuchem, ale jeszcze 5 minut temu wszystko dobrze słyszał, więc może to przez alkohol? Chyba jednak nie.

- Z którą?
- Ta Parkinson zachowuje się w łóżku jakby naprawdę miała Parkinsona!
- Spałeś z Pansy Parkinson?!
- No nie spaliśmy, przecież robiliśmy coś innego – zaśmiał się rubasznie Jose.

          Syriusz musiał to przetrawić. Przypomniał sobie dzisiejsze spotkanie z Fay oraz o czym jest wspomnienie, które trzyma aktualnie w probówce i w każdej chwili może ujrzeć w myślodsiewni. Być może romans z uczennicą wcale nie byłby taki zły?

- Z jakąś jeszcze? – dopytał nie mogąc pohamować ciekawości.
- Z jedną z twojego domu.

          Pożałował tego pytania. W świetle wcześniejszej rozmowy z Ginny tylko jedna dziewczyna przychodziła mu do głowy. Czy to możliwe?

- Zmieńmy… temat – powiedział całym wysiłkiem woli.
- Na jaki?
- Na kogo byś głosował na moim miejscu?

          Jose westchnął głośno. Wyraźnie widać było, że wolałby rozmowę na inny temat, ale w miarę jak zbliżał się termin wyborów tym bardziej czarodzieje dyskutowali na ten temat.
- Wiesz ja raczej nie mam ciśnienia na kwestie czystości krwi, więc odpadałaby mi ta wasza Platforma Czystej Krwi. Z drugiej strony nigdy nie byłem za mieszaniem się czarodziejów z nie magami, czyli Ruch Współpracy z Mugolami i Unia Wspierania Magicznych Stworzeń też nie są z mojej bajki.

- Wymieniłeś skrajności.

- No to wymienię ci największe wady innych – odrzekł Jose pociągając spory łyk alkoholu- Stronnictwo Konserwatywne to stagnacja i brak zmian, UTC to same obyczaje i nic ponadto, a Magiczni Radykałowie zbyt małą wagę przywiązują do tego, że jednak funkcjonujemy pomiędzy Mugolami zwykle. Z drugiej strony Partia Równości to ma jakieś chore pojęcie równości, Kongres Feministyczny gardzi nami, facetami, a Partia Komunistyczna chce znieść wszystko co znamy i zamienić utopią. Po środku masz jakieś bardziej umiarkowane siły – tłumaczył cierpliwie – Kongres Magicznych Przedsiębiorców dba tylko o tych, których ma w nazwie. Magiczne Stronnictwo Socjalistyczne wprost przeciwnie. Zrzeszenie Interesów Hogsmeade zajmować się będzie problemami i działaniem dla dobra wyłącznie wioski. Partia Mugolaków będzie dyskryminować rody Czystej Krwi, Stronnictwo Magicznych Chrześcijan nie pozwoli mi ruchać… tyle co teraz – zakończył z błyskiem w oku.

- Trudny wybór – skwitował Black.
- Ty go musisz podjąć…

***

          W związku z szeregiem szokujących informacji jakie weszły w posiadanie Syriusza kolejna lekcja Obrony miała wyglądać inaczej niż wszystkie. Rozochocony opowieściami Jose Enrique postanowił przekuć pijackie fantazje na rzeczywistość. Oczywiście po wytrzeźwieniu przestało się to wydawać tak realne, jednak żądze wciąż dawały o sobie znać.

          Poniedziałkowa lekcja Obrony najstarszego rocznika polegać miała na ćwiczeniu uników, do których nie wykorzystywano magii. Uczniowie jak zwykle zjawili się punktualnie. Syriusz całkiem zwyczajnie, nonszalancko zaprosił ich do klasy.

          Wewnątrz nie było ani jednej ławki czy krzesła. Nawet biurko profesora gdzieś zniknęło. Uczniowie domyślili się, że oznacza to dla nich całą godzinę lekcyjną praktyki. Takie informacje zawsze wywoływały eksplozję radości. Tak było i tym razem wesoły gwar wybuchł, lecz Black szybko uciszył ich wystrzałem czerwonych iskier z różdżki.

- Dzisiaj zrobimy sobie lekcję inną niż poprzednie – zaczął tajemniczo –wątpię żebyście kiedykolwiek mieli podobną – kontynuował spoglądając na Hermionę – podzielcie się w pary i ustawcie naprzeciwko siebie wzdłuż sali.

          Zrobili jak im kazał. Najbliżej niego znajdowały się Hermiona i Ginny. Syruszowi odpowiadało to, mógł je wykorzystać do zademonstrowania na czym polegać będą dzisiejsze zajęcia.

- Będziecie na przemian rzucać na siebie Zaklęcie Galaretowatych Nóg – oznajmił.
- Znamy je doskonale – zapewnił Seamus Finnigan.
- Wiem – odparł obojętnie Syriusz – ale dzisiaj osoba, na którą rzucać będziecie zaklęcie nie może wykonywać zaklęcia tarczy lub też… innej magicznej formy odparcia ataku, włączając w to przeciwzaklęcie. Zamiast tego macie wykonać zwykły unik. – wyjaśnił wywołując zbiorowy szok uczniów – W prawdziwym życiu bardzo często zdarza się, że nie zdążycie zdiagnozować jakim czarem atakuje was przeciwnik. Oznacza to, że musicie działać nim oberwiecie. Tak samo jest gdy ktoś rzuca na was najgroźniejsze z zaklęć niewybaczalnych. Mówię o tym, na które nie ma przeciwzaklęcia – oznajmił mrocznym tonem – Ginny z Hermioną zademonstrują jak ma to wyglądać.

          Wyznaczone dziewczyny stanęły naprzeciwko siebie. Pokłoniły się sobie – tak jak wymagały zasady pojedynkowania w cywilizowanym świecie. Hermiona uniosła różdżkę i dała i dała znać, że będzie atakować. Użyła formy niewerbalnej, więc poza tym jedynym znakiem, że rzuciła czar był strumień, który pomknął z jej różdżki prosto w żebra Ginny. Ta próbowała odskoczyć w prawo, lecz zrobiła to o kilka sekund zbyt późno i w rezultacie momentalnie straciła kontrolę nad własnymi nogami.

- Zacznijcie w ten sposób – powiedział Syriusz – dobra próba Ginny jak na początek – pochwalił ją Black – jak nabierzecie wprawy ataki mają być całkowicie niesygnalizowane.

          W klasie rozpoczęła się niema bitwa, w której jedyną bronią było Zaklęcie 
Galaretowatych Nóg. Początkowo nikt nie był w stanie wykonać uniku, jednak Syriusz tłumaczył to bardzo bliską odległością dzielącą pojedynkujące się duety.

          W połowie lekcji Ginny, która wykazywała się najlepszym refleksem, radziła sobie już nawet z niektórymi próbami niesygnalizowanych ataków partnerki. Hermiona dopiero pod koniec lekcji opanowała unikania sygnalizowanych zaklęć. Syriusz pocieszył ją, że to z pewnością dystansu z jakiego atakują ją Ginny. Pomimo tego wydawała się nieusatysfakcjonowana.

          Z drugiego końca sala Fay Dunbar zupełnie nie radziła sobie z zaklęciami rzucanymi przez Parvati Patil. Brytyjka hinduskiego pochodzenia z całą pewnością nie była czarodziejem bitewnym ani nawet początkującą zawodniczką pojedynków, jednak bez przeszkód za każdym razem osiągała rezultat świadczący, że perfekcyjnie opanowała sztukę rzucania prostego zaklęcia.

- Fay – powiedział Syriusz, a dziewczyna aż podskoczyła – spokojnie. Zostań po lekcji pokażę ci jak wykonywać uniki.

          Parvati przewróciła oczami, robiąc przy tym głupią minę do przyjaciółki.

- Widziałem Patil – zagroził jej Black.

          Dziewczyna uśmiechnęła się i po raz kolejny trafiła w zdezorientowaną Funbar.
          Lekcja okazała się sukcesem. Uczniowie byli bardzo zadowoleni z poważnego potraktowania ich przez profesora. W końcu nie każdy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią wierzy, że ich uczeń na serio będzie musiał zmagać się z napastnikiem, który usiłował będzie zamordowanie go. Zwłaszcza, że niedawno zakończyła się wojna.

          W końcu wszyscy Gryfoni opuścili klasę. Została tylko Fay i Syriusz. Mężczyzna przełknął ślinę i podszedł do uczennicy. Ubrana była w standardowy mundurek szkolny, lecz ubiór ten potrafił działać na wyobraźnię i Black wiedział o tym jeszcze z lat szkolnych.

- Rozluźnij się – powiedział Łapa stając metr za plecami dziewczyny.

          Fay uśmiechnęła się nerwowo. Chciała się obrócić, ale Syriusz nakazał jej by tego nie robiła.

- Pokaż jak to robisz – polecił.
- Co robię? – spytała śmiejąc się nerwowo.
- Unik.

          Dziewczyna wykonała niezgrabny ruch w lewo.

- Pomogę ci – zapewnił.

          Podszedł i swoimi dłońmi nadał jej ciału odpowiedni ruch. Za pierwszym razem wyszło to nieco topornie, jednak za drugim wyszło troszkę lepiej. Przy okazji ręce Blacka mogły dowoli pobłądzić po żebrach, udach i ramionach dziewczyny. Ta nie protestowała. Co więcej kiedy Syriusz stał praktycznie tuż za jej plecami, wypięła tyłek w ten sposób, że przy każdym ruchu ocierała się seksownie o jego przyrodzenie. Bawili się w ten sposób – bez słowa – przez kilka minut. Wtedy Black uznał, że ma dość. Zamknął na dobre – za pomocą magii – drzwi. Obrócił dziewczynę ku sobie, rzucając przy tym zaklęcie odcinające dźwięk wewnątrz klasy od świata zewnętrznego.

- Byłabyś dobrą tancerką – powiedział i pocałował ją głęboko. Równocześnie jedna jego dłoń spoczęła na jej pośladku, a druga dobrała się do jędrnej piersi.

poniedziałek, 25 września 2017

93. Młode pokolenie czystej krwi



Rozdział 93
Młode pokolenie czystej krwi

               Teodor, Astoria, Pansy i Draco siedzieli w najciemniejszym kącie pokoju wspólnego Ślizgonów. Zbliżała się północ, a jako, że był środek tygodnia powoli stawali się jedynymi osobami, które sprawiały wrażenie, iż nie chcą udać się na spoczynek. W końcu kwadrans po północy zostali sami. Teodor rzucił zaklęcie wykrywające ludzką obecność. Nie zasygnalizowało żadnej niepożądanej obecności. Pomimo tego lepiej było się upewnić – ten przeklęty Potter i jego przydupasy już i tak zbyt często krzyżowali ich plany.

- Niedługo wybory… – zaczęła Astoria.
- … które nic nie zmienią! – przerwała jej Pansy.

          Greengras dała jej znak ręką by się zamknęła.

- Mamy solidne haki na otoczenie Pottera – rzekła – wiesz za co Weasley siedzi w ośrodku?
- Nie – odpowiedzieli równocześnie Pansy i Nott.
- Na urodzinach Pottera miała miejsce drobna aferka, która miała nie wyjść na światło dzienne. – zaczęła opowieść Astoria – Nasz ukochany Potterek został poproszony o taniec przez młodszą siostrę francuskiej żony jednego z braci rudzielca. Wiecie ona ma pewne specjalne właściwości – kontynuowała robiąc znak cudzysłowu palcami – zatańczyła kilka razy z Wybrańcem – znów cudzysłów – i najgłupszy z Weasleyów uznał, że to akt zdrady Pottera wobec jego siostry.
- COO?!! – Pansy parsknęła śmiechem.
- On jest głupszy niż się wydaje – powiedział chłodno Malfoy.
- Chciał się pojedynkować z Potterem, ale stracił różdżkę nim jeszcze pomyślał o wyjęciu jej – jej ostatnie słowa wywołały salwę śmiechu.

          Zgodnie ustalili, że ta opowieść powinna zostać wykorzystana w odpowiedniej chwili. Na ten moment nie uzyskają nic publikując lub chociaż rozpowszechniając plotki na temat powodów złego stanu zdrowia psychicznego Rona. Oczywiście mogliby w ten sposób położyć kres jego próbom powrotu do zdrowia, ale nie byli okrutni w przeciwieństwie do starszych wiekiem osób czystej krwi.

- Wracając do tematu wyborów – powiedział Teodor – w tych na ministra wydaje się, że z naszego punktu widzenia jest jeden dobry kandydat, twój ojciec – zakończył patrząc na drugiego z obecnych Ślizgonów.
- Nie do końca – zaoponowała Astoria.
- Jack Woland – potwierdził Draco.
- To on odpowiada za hasło „przede wszystkim czarodzieje”  - wyjaśniła Greengras.
- Podczas wojny część ruchu oporu się z nim identyfikowała – przytaknęła Pansy.

          Malfoy i Astoria wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

- No właśnie – zaczęła niepewnie Astoria – jeśli go poprzemy to z miejsca staniemy po stronie osób walczących z Czarnym Panem. Wiecie co to oznacza? Nie będą nas mogli dalej uważać za śmierciożerców!
- Wszystko fajnie, tylko że tymczasowy minister mówi wszędzie, że od hasła Wolanda do haseł zagłady szlam tylko jeden krok – oponował Teodor.

          Zapadła grobowa cisza.

- A jakie poglądy ma twój stary? – spytała Malfoya Pansy – znaczy wiesz… po wojnie.
- Takie żeby uniknąć Azkabanu – przyznał chłopak – złagodziłby kary dla zamkniętych chłopaków… i kobiet – dodał pod naciskiem wzroku ślizgońskich dam – poza tym segregacja czarodziejów, typowe jebanie mugoli i rozliczenie Pottera za włam do Gringotta.
- Bez szans – skwitowała Astoria.
- Przecież to dobre! – zaperzyła się Parkinson.
- Jak chcesz przegrać i być skompromitowana w oczach społeczeństwa to tak – argumentowała Greengras – wiadomo, że Potter nie jest święty i też robił rzeczy, które przypisuje się nam, ale rozliczenie go tak szybko po wojnie jest mrzonką. Z resztą widzieliście, że w mediach było o tym głośno, ale temat ucichł tak szybko jak się pojawił. Teraz prawie każdy kto nie był zwolennikiem Czarnego Pana ma go za bohatera walki ze złem i uciskiem.
- Czyli zostaje ten Woland – przyznał Draco ucinając temat.

          Pansy zagryzła mocniej zęby. Wyraźnie była urażona odrzuceniem jej pomysłu, lecz nie dała nic więcej po sobie znać.

***

          Kolejnego dnia Draco i Astoria umówieni byli na spotkanie na błoniach z dwójką ucznnic z innych domów było to o tyle ciekawe, że wreszcie mieli szansę pozyskać dla swojej sprawy kilku uczniów z poza Slytherinu.

- Kto dokładnie ma być? – spytał Draco.
- Ta gryfońska dziwka, Romilda Vane – odpowiedziała Greengras – potem jej kolega z domu, ten murzyn Bem.
- Werbujemy Gryfonów? – spytał zdziwiony Draco.
- Jak chcesz zdobyć władzę, musisz wyjść poza własny dom – wyjaśniła łagodnie Astoria.

          Nad stawem oczekiwała już na nich Romilda Vane. Mulatka o wydatnym, szpecącym jej wygląd podbródku i pięknych ciemnych, długich, kręconych włosach i oczach w niemal tym samym kolorze oczekiwała już na nich pod jednym z drzew. Ubrana w płaszcz do kolan spod, którego wystawały tu i ówdzie fragmenty jej szkolnego mundurku. Uśmiechnęła się na widok Ślizgonów, obnażając przy tym zęby.

          Draco poczuł się nie pewnie. Gryfonka wyraźnie cieszyła się na jego widok. To było co najmniej dziwne lub wprost podejrzane. Do tego Astoria nazwała ją „dziwką”. To były zbyt mocne słowa jak na dobrze wychowaną pannę Greengras.

- Opowiesz mi później dlaczego ją tak nazwałaś – szepnął do blondynki.

          Skinęła nieznacznie głową.

- Witaj! – rzuciła do panny Vane.

          Także i Draco powiedział coś na przywitanie, Romilda odpowiedziała im i już po chwili we trójkę usiadli pod drzewem. Astoria nie patyczkując się zapytała dlaczego Gryfonka chciałaby mieć coś wspólnego z działaniem przeciwko prawie wszystkim innym osobom wywodzącym się z jej domu.

- Potter mnie odrzucił, potem miałam problemy przez jego przydupasa – wypaliła – wiecie wypił przypadkiem eliksir miłosny, który miał wypić Potter. W końcu wkurza mnie ta szlama Granger!
- Nienawiść i odrzucenie – skwitował Malfoy.
- Czy to coś złego? – spytała Romilda.
- Nie wiem – wzruszył ramionami Malfoy.

          Dalszą część rozmowy poprowadziła już panna Greengras. Draco uczestniczył w niej od czasu do czasu wtrącając coś od siebie lub komentując wywody Vane. Po kwadransie Astoria uznała, że omówili już wszystko co było do omówienia. Kiedy wychodzili, uścisnęli sobie dłonie, a Draco poczuł, że Romilda zostawia mu w dłoni karteczkę.

- Co o niej sądzisz? – spytała Astoria.
- Nic z niej nie będzie – odpowiedział zgodnie z prawdą wkładając karteczkę do kieszeni. Przeczyta ją później.
- Też tak sądzę, a nazwałam ją jak nazwałam, bo w zeszłym roku została przyłapana z dwoma chłopakami w łazience…
- Ostra zawodniczka! – wypalił Draco czując pokusę by przeczytać karteczkę.

          Zachował jednak niezłomną wole. Spotkanie z Bemem zakończyli jeszcze nim rozpoczęli jako, że w pobliżu kręciło się zbyt wiele jego kolegów z domu. Usiedli pod jednym z bardziej rozłożystych drzew i zaczęli udawać, że są na randce. Rozmawiali o głupotach przez kilka minut, a Malfoy poczuł, że naprawdę dobrze się dogaduje z tą dziewczyną.

          W końcu jednak Gryfonii dostrzegli ich i uznali za zasadne spytać dlaczego przedstawiciele Ślizgonów nie stawili się na spotkanie z czarnoskórym uczniem.

- Gdzie wasi ludzie? – spytał natarczywie Bem.
- O co chodzi? – spytała niewinnie Astoria.
- Spadaj, nie widzisz, że jesteśmy na randce! – warknął Malfoy.
- Zważaj na słowa! – ryknął jeden z Gryfonów za jego plecami.

          Sytuacja zaczęła stawać się niebezpieczna. Otaczało ich co najmniej czworo wrogo nastawionych wobec nich uczniów. Każdy z nich miał różdżkę w pogotowiu.

- Może to z wami miał się spotkać! – rzucił jeden z Gryfonów za ich plecami.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz! – warknął Draco.
- Co tu się dzieje? – rozległ się znajomy, przemądrzały głos pewnej szlamy.

          Hermiona Granger stała kilka kroków za Bemem. W dłoni trzymała – a jakżeby inaczej – grubą książkę. Ubrana była w zwyczajny szkolny mundurek.

- Dostaliśmy info, że Ślizgoni knują jakiś spisek, ale żaden z nich się tu nie pojawił poza tą dwójką! – ryknął Murzyn.

          Granger zmierzyła ich wzrokiem. Jej uwadze nie uszło, że trzymają się za dłonie. Zmarszczyła brwi. Jeżeli ona im uwierzy, że nie mają nic wspólnego ze spiskami i intrygami to są ocaleni – jej nienawiść do Malofya nie była tajemnica nikogo dla uczniów ze starszych klas.

- Oni są na randce Bem – powiedziała spokojnie.
- Widzicie błazny, nawet ona to widzi -  syknął mściwie Malfoy.
- Zamknij pysk, bo ja ci to zrobię! – wrzasnął Bem.
- Ciszej – pouczył go ktoś stojący za plecami Astorii.
- Hiszpan idzie – powiedziała Hermiona i odeszła.

          Bem i jego ekipa poszli za jej przykładem. Astoria natychmiast puściła dłoń kolegi z domu i powiedziała:

- Musimy też spadać, ale inną drogą niż oni.

          Tak też zrobili. Okrążyli błonia i poszli do pokoju wspólnego. Draco upewniwszy się, że Greengras bezpiecznie się tam znalazła, oznajmił jej, że ma coś jeszcze do załatwienia w bibliotece. Kiedy zorientował się, że jest sam wyjął kartkę od Romildy.

„Nie mam majtek. Czekam w pobliżu Pokoju Życzeń o zmierzchu.”

          Draco nie mógł uwierzyć w to co czyta. Od rozstania z Pansy nie miał żadnej kobiety, czyli tak naprawdę od upadku Czarnego Pana. Wyposzczone ciało prosiło się o dobranie do chętnej Gryfonki. Uległ instynktowi szybciej niż tego chciał. Spojrzał na zegarek – miał pół godziny. Od razu udał się we wskazane miejsce.

          Dotarł tam szybciej niż był umówiony. Na szczęście Vane także była tam kilka minut przed czasem, nie musiał więc czekać na nią przesadnie długo.

          Gryfonka ubrana była w ten sam płaszcz co wcześniej. Nie widział jednak żadnych śladów szkolnego mundurku. Jego umysł zaczął snuć fantazję na ten temat. Nim zdążył coś powiedzieć, chociaż się przywitać, Romilda otworzyła Pokój Życzeń. Kiedy tylko weszli do środka, Draco zażyczył sobie by nikt nie mógł wejść do nich.

          Dziewczyna rzuciła się na niego łapczywie wpijając w jego usta. Jej ręka od razu wtargnęła wewnątrz jego bielizny. Znała się na rzeczy. Chwilę później zrzuciła z siebie płaszcz i potwierdziła przypuszczenia chłopaka – nie miała pod nim nic ubranego.

***

- Nie mów, że się z nią spotkałeś… - przywitała go Astoria trzy godziny później w Pokoju Wspólnym.
- Skąd…
- Mam oczy i opowiadałam ci o jej renomie w szkole.
- No tak – westchnął blondyn.
- Więc jak?
- No byłem.
- Kuźwa! – zaklęła Astoria – Czy ty nie wyciągasz wniosków z tego co słyszysz?!
- O co ci chodzi? – spytał nerwowo głaszcząc włosy.
- Za co ona nienawidzi Pottera?
- Bo jej nie chciał.
- No właśnie, a ty?
- Chciałem ją.
- I co będziesz to kontynuował?
- Przez jakiś czas…
- … a potem? – Astoria weszła mu we słowo.

          Draco uderzył się dłonią w czoło. Był tak wściekły na siebie jak jeszcze nigdy. Dał się ponieść rządzom i naraził ich sprawę na zdekonspirowanie jeszcze nim zaczęli na dobre działać. Na jego szczęście Greengras wiedziała co należy zrobić i wyglądało na to, że nie miała skrupułów by to zrobić…

***

          Dwa dni później Malfoy i Astoria udali się na spotkanie z drugą z sióstr Greengras. Na miejscu zjawić się miał jeszcze Blaise Zabini. Dzień był wyjątkowo deszczowy, nawet jak na brytyjskie warunki. Z racji tego trudniej było opuścić niepostrzeżenie zamek, ale kiedy już dwójce Ślizgonów się to udało byli jedynymi uczniami poza budynkiem. W związku z wieczorową porą i potężnymi opadami deszczu nie musieli się obawiać dostrzeżenia przez okno przez nauczycieli patrolujących korytarze.

          Dafne z Zabinim oczekiwali już na nich na wschód od wiosko. Ona owinięta była w czarny płaszcz podróżny, postawiony kaptur zasłaniał jej twarz. Chłopak z kolei ubrał ciemnooliwkowy płaszcz. Także nakrył głowę kapturem.

          Przywitali się i upewniwszy, że żadna z par nie była śledzona przeszli do właściwej części spotkania.

- Aurorzy odkryli dlaczego ich informator nie zjawił się na Nokturnie – zaczął Blaise.
- Dlaczego?
- Ktoś go zamordował – wyjaśnił Zabini – teraz Shacklebolt ma idealny pretekst żeby dorżnąć poparcie polityczne dla czystokrwistych.
- Szlak by go! – warknął Malfoy.
- Twój stary jest przegrany w wyborach – potwierdził Blaise.
- I tak korzystniej będzie dla nas sprzymierzyć się z Magicznymi Radykałami – wtrąciła Dafne.
- Rozmawialiśmy o tym w tym tygodniu – wydukał Malfoy.
- I?
- Popieramy tę koncepcje – wyjaśniła Astoria.

          Blaise poklepał z zadowoleniem przyjaciela ze szkolnych lat po ramieniu. Dafne z kolei uścisnęła jego dłoń i zapewniła, że nie pożałuje tej decyzji.

- Jestem umówiona z Tomem Jarvisem z MR – oznajmiła starsza z sióstr – dam wam znać najpóźniej dzień po jak wyglądają nasze relacje z nimi.
- Ujawniamy się? – spytał Draco.
- Nie – ucięła Dafne – nie dowie się więcej niż to, że istnieje grupka młodzieży, która może z nimi współpracować na wielu polach.

          Malfoy pokiwał z uznaniem głową.

- Jakie jeszcze mamy opcje? – spytała Astoria – może warto nie zamykać się na nic.
- To prawda – zgodziła się jej siostra – Draco czeka cię rozmowa z ojcem i jego Platformą Czystej Krwi, Unia Tradycjonalistycznych Czarodziejów w zasadzie broni tylko starej mody i zwyczajów, więc poniekąd wykluczają się z polityki.
- Stronnictwo Konserwatywne pragnie status quo i w zasadzie nastawione jest na zastopowanie reform Kinglseya – dodał Blaise.
- Z naszej strony to wszystko – powiedziała Dafne – Poza tymi partiami nie ma nikogo kto mógłby nam odpowiadać. Z drugiej strony mamy grupy skrajnie promugolskie albo chociaż mugolackie jak nie takie szurie jak Unia Wspieranie Magicznych Stworzeń…