Rozdział
88
Opiekun
Syriusz
zjawił się na błoniach Hogwartu kilka minut przed 9 rano. Ubrany był w cienki,
czarny płaszcz podróżny. Podążał nonszalanckim krokiem w kierunku gabinetu
dyrektorki, gdzie spodziewał się zastać Minerwę McGonagall, jednak już
wcześniej natknął się na Rubeusa Hagrida.
Pół-olbrzym dyskutował o czymś
zawzięcie w progu zamku z kimś kogo całkowicie przysłaniała jego sylwetka.
Syriusz nie słyszał o czym rozmawia. Nim doszedł rozmówca potomka olbrzymki i
człowieka odszedł. Hagrid obrócił się w stronę błoń i dostrzegł Blacka. Nie
rozpoznał go. Przetarł oczy.
-
Witaj, Hagridzie! - Syriusz pomachał dłonią z daleka.
-
Niech mnie kule biją! - wrzasnął gajowy - To na prawdę ty?
-
Nie inaczej.
-
Nie wierzę!
Nim przyszły nauczyciel obrony
zdołał cokolwiek więcej powiedzieć Rubeus rzucił się na niego i wyściskał za
kolejne kilka lat podczas, których go nie wiedział.
-
Też się cieszę, ale mnie dusisz - wydyszał Łapa.
-
Coś ty tu robisz? - spytał speszony Hagrid, gdy już wypuścił kolegę z uścisku.
-
Idę do profesor McGonagal.
-
Psorka jest zajęta teraz - odpowiedział gajowy - mamy zara radę. Potem wpadnij.
- Na
radę właśnie się wybieram. - wyjaśnił cierpliwie Syriusz.
Hagrid mruknął coś pod nosem czego
jego rozmówca nie mógł zrozumieć. Oznajmił za to, że spotkanie odbywa się w
Wielkiej Sali. Zaprowadził go też tam. Wewnątrz siedzieli już wszyscy, którzy
powinni tam być - przynajmniej według domysłów Syriusza.
-
Och, witam profesorze Black - dyrektorka była bardzo oficjalna.
Wielka sala była niemal kompletnie
pusta. Na jej środku stał jeden stół dla całego ciała pedagogicznego. Prof.
McGonagall zajmowała miejsce u szczytu. Po jej prawej stronie spoczywał mały
mistrz zaklęć, prof. Filtwick. Na prawo od niego Septima Vector, Aurora
Sinistra, pani Hooch, Sybilla Trelawney oraz pani Figg. Po drugiej stronie
zajęli miejsca profesorowie Sprout, Slughorn, Bins - duch uczący historii
magii. Obok ducha na podwójnym miejscu usiadł Syriusz. Jedno miejsce
pozostawało wolne.
-
Czekamy jeszcze na profesor Jose Enrique de la Pena - stwierdziła dyrektorka.
W momencie gdy Syriusz domyślił się,
że owy, za pewne zagraniczny, pedagog będzie nauczał runów, wszedł on do sali.
Był to młody, nieco ponad trzydziestoletni mężczyzna. Gęste, chociaż raczej
krótkie włosy, broda oraz ciemna karnacja i tęczówki w połączeniu z imieniem i
nazwiskiem zdradzały, że jest Hiszpanem lub pochodzi z dawnej kolonii tego
kraju.
-
Witajcie bellas damas oraz caballeros - powiedział na pół w rodzimej mowie, a w
połowie po angielsku. Uśmiechnął się przy tym tak czarująco, że profesorki
Vector, Sinistra oraz Trelawney aż się zrumieniły, chociaż w przypadku tej
ostatniej mógł to być efekt alkoholu jaki pochłaniała w ilościach
przemysłowych.
-
Usiądź profesorze de la Pena -powiedziała sztywno McGonagal.
-
Wystarczy Jose - powiedział nonszalancko i usiadł obok Syriusza.
Następnie dyrektorka powitała oficjalnie
wszystkich profesorów i profesorki. Przedstawiła nowych pedagogów. Dłużej zatrzymała
się przy Jose Enrique. Zgodnie z domysłami Syriusza nowy mistrz runów urodził
się i niemal całe życie mieszkał w Hiszpanii. Dokładniej w Albacete. Magiczną
edukację pobierał w Durmstrangu oraz szkole w Brazylii. Wzbudził tym niemałe
zainteresowanie Brytyjczyków, jednak profesor McGonagal nakazał im ciszę. Po
ukończeniu tej drugiej placówki, Jose udał się na kurs dla badaczy runów
organizowany przez hiszpańskie ministerstwo magii. Po nim doskonalił się już
głównie na własną rękę. Dwa lata temu praktykował u boku profesora starożytnych
runów w szkole, której jest absolwentem. Hogwart to jego pierwsza praca.
-
Syriusz Black - przedstawiła ostatni szkolny nabytek - zostanie nauczycielem
Obrony Przed Czarną Magią. - Syriusz wstał i ukłonił się sztywno - Syriusz był wybitnie uzdolnionym uczniem,
który wyróżniał się w walce podczas pierwszej wojny z Lordem Voldemortem.
Następnie został niesłusznie skazany na pobyt w Azkabanie, skąd uciekł. Jest
jedynym, który tego dokonał bez pomocy z zewnątrz. Kilkukrotnie przełamał też
wtedy szkolne zabezpieczenia i udało mu się wtargnął nawet do wieży Gryfindoru.
W między czasie radził sobie z dementorami i aurorami. Walczył w Departamencie
Tajemnic, gdzie myślano że został wysłany na drugą stronę rzeki - opowiadała
suche fakty - wrócił. Podróżował. Poznał wiele kultur czarodziejów. Myślę, że w
tym momencie nie mamy lepszego specjalisty na to stanowisko - zakończyła nad
wyraz ciepłym tonem.
-
Dziękuję pani dyrektor za szereg tak wspaniałych komplementów - odparł z
kurtuazją - postaram się nie zawieść pokładanych we mnie nadziei.
Następnie dyrektorka ogłosiła, że
profesor Flitwick zostanie jej zastępcą. Docelowo za rok mu zostać zatrudniona
nowa nauczycielka transmutacji. Wszyscy nowi profesorowie podpisali roczne
kontrakty i tylko od nich zależy czy zostaną one przedłużone.
Potem przez długie półtorej godziny
stawiała cele do zrealizowania w tym semestrze i ogólnie całym roku szkolnym. Black
przez ten czas zastanawiał się dlaczego zdecydował się właściwie w ogóle podjąć
tę pracę i trafił tu gdzie trafił. Starał się oczywiście słuchać i zapamiętać,
że przykładowo powinni zwracać uwagę na stosunek uczniów pozostałych trzech
domów do Ślizgonów. Nie było to jednak łatwe, a nawet i trudniejsze niż zwykło
się wydawać.
Kolejnym etapie każdy z nauczycieli
przedstawił pokrótce program nauczania dla poszczególnych roczników. Syriusz
ograniczył się do najważniejszych zagadnień jakie będzie omawiał z każdą klasą.
Na dziś to wystarczyło, jednak na drugi dzień września dyrektorka zażądała
więcej. Zanotował w myślach żeby jak najszybciej skontaktować się z Hermioną.
Kiedy Jose zakończył streszczanie programu nauczania swojego przedmiotu, przed
gronem pedagogicznym stanął kolejny problem. Kto zostanie opiekunen Gryfonów?
- Z
oczywistych względów muszę zrezygnować z tej funkcji - rozpoczęła McGonagal -
musimy jednak wybrać kogoś na to stanowisko. Profesorowie Sprout, Flitwick oraz
Slughorn odpadają jako, że odpowiadają za inne domy. Jose nie zna żadnego
ucznia, ani specyfiki pracy tutaj, więc także nie może. Sybilia nie była w
Gryfindorze i jest bardziej związana z innym domem - wyliczała zatroskana -
Hagrid nie spełnia warunków. Profesor Figg nie chodziła do Hogwartu. Nauczyciel
latania na miotle musi być bezstronny jako sędzia szkolnych rozgrywek
Quidditcha. Aurora była Krukonką. Bins także nie jest odpowiednim kandydatem...
Wszystkie spojrzenie zaczęły
kierować się w stronę profesor Vector oraz Syriusza. On sam stawał się coraz
bardziej skonsternowany. Przecież dyrektorka zapewniała go, że nie zrobi go
opiekunem Gryfonów!
-
... Syriuszu - głos McGonagal zabrzmiał jak wyrok - jesteś najlepszym
kandydatem.
-
Eee...
-
Czy zgodzisz się zostać opiekunem Gryfindoru?
-
Eee... - bąknął kolejny raz Black - jasne!
-
Wspaniale - dyrektorka omal nie zaklaskała.
Jeszcze
tego samego dnia Syriusz chciał skontaktować się z Hermioną, ale okazało się,
że ta wyjechała w celu spędzenia końcówki wakacji z rodzicami. Wobec tego Black
urządził sobie spotkanie z Harry'm, Ginny, Luną oraz Neville'm Longbottomem.
Korzystając z ich wspomnień chciał ułożyć plan nauczania na cały semestr na
początek. Podejrzewał, że podejdzie do tego zbyt ambitnie i nie zrealizuje go
wobec czego będzie mógł przesunąć część punktów na semestr wiosenny.
- Za
2 dni zaczynam pracę - oznajmił Potter, który zjawił się jako pierwszy.
-
Auror?
-
Jasne.
Syriusz dawno nie widział
chrześniaka tak podekscytowanego.
- W
ten sposób walczysz z rozłąką z ukochaną? - żartował Black.
- To
chyba lepsze niż twój sposób.
- To
znaczy?
- To
nie ja zamykam się w zamku na odludziu na prawie rok.
-
Ej! - protestował Syriusz - ja nie mam nawet ukochanej!
- To
prawda - powiedział z powagą Harry i parsknął śmiechem.
Niedługo później dołączył do nich
Neville. Ubrany był jeszcze w strój
patrolu przestrzegania prawa. Składały się na niego czarne ciężkie buty,
spodnie typu bojówki w tym samym kolorze, jasnozielona peleryna i tiara w tym
samym kolorze.
-
Ładnie ci w mundurze - stwierdził Black.
-
Czy ty czasem nie zmieniłeś orientacji? - zakpił Harry.
-
Nie - uciął Syriusz.
-
Wybaczcie, że nie zdążyłem się przebrać, ale mamy sporo roboty - mówił jakby
nigdy nic Gryfon - dzieciaki robią zakupy na Pokątnej i mamy tam stałe patrole,
a mój partner nadaje się do tej roboty jeszcze mniej niż ja.
-
Nie rozumiem - powiedzieli jednocześnie Potter i jego chrzestny.
Neville wziął głęboki oddech.
Spojrzał w podłogę. To był ten sam niezdarny chłopak, którym był w szkole -
zwłaszcza w początkowych klasach.
- No
ostatnio złodziej u Malkin mi uciekł.
-
Zdarza się - stwierdził Black wzruszając ramionami za co Harry posłał mu
mordercze spojrzenie.
-
Nie wszystkich da się złapać, wiem o tym - zapewnił chłopak wychowywany przez
babcię.
-
Masz przecież sukcesy w pracy - dodał Potter.
- No
prawda, ale porażki bolą bardziej.
Syriusz i jego chrześniak pokiwali
ze zrozumieniem głową. Nim zdążyli zmienić temat pojawiły się Luna i Ginny.
Obie były zadowolone z powodu powrotu do szkoły.
-
Zaprosiłem was tutaj żeby prosić o pomoc - powiedział Syriusz, kiedy wszyscy
już siedzieli.
- Co
możemy dla ciebie zrobić? - spytała Luna.
Łapa spojrzawszy na dziewczynę
zaczął mieć nieprzyzwoite myśli co może ona dla niego zrobić, ale odgonił je
szybko od siebie.
-
Muszę ułożyć program nauczania dla poszczególnych klas. Niestety sporo minęło
odkąd chodziłem do szkoły, świat poszedł w tym czasie do przodu i nie do końca
wiem co kiedy dać i na ile lekcji rozłożyć poszczególne tematy.
-
Hm... zacznijmy od pierwszaków - stwierdziła Ginny.
W toku burzliwej dyskusji ustalili
tego dnia jak mniej więcej będą nauczani uczniowie klas od pierwszej do
czwartej włącznie. Następnie Luna udała się do domu. Chwilę później to samo
zrobił Neville.
-
Jak tam Ron? - zagadnął Black.
-
Robi postępy - przyznała Ginny - jeśli tak dalej pójdzie we wrześniu powinien
wrócić do domu - zakończyła robiąc grymas, który w założeniu miał być uśmiechem.
Harry objął ją ramieniem.
-
Byłem u niego rano - powiedział - nie robił mi żadnych wyrzutów, ale zdaje się,
że obraził się na Hermionę.
-
Dlaczego? - dopytał Łapa.
- Za
ten wyjazd z rodzicami.
- Co
z nim nie tak?
Harry milczał.
- On
sądzi, że jego kuracja jest ważniejsza niż ich - wyjaśniła Ginewra.
-
Jeżeli ona nie pojawi się u niego wcześniej niż ostatniego dnia przed powrotem
do Hogwartu to może być nie ciekawie -
dodał Potter.
Zmienili temat. Rozgrywki
quidditcha, które miały niedługo być wznowione były o wiele weselszym tematem
od choroby najmłodszego syna państwa Weasley.
W ciągu następnych dni Syriusz przy
wydatnej pomocy Ginny, Harry'ego i Luny stworzył plan nauczania, który
dostarczył profesor McGonagall. Obiecała zapoznać się z nim jeszcze tego samego
dnia i wprowadzić korekty, z którymi zapozna go następnego dnia.
Harry zgodnie z tym co powiedział
został aurorem. Przed ostatniego dnia sierpnia miał zostać oficjalnie wraz z
innymi rekrutami zaprzysiężony. Miało się to odbyć w gmachu ministerstwa. Wraz
z nim tego samego zaszczytu dostąpić miało sześć innych osób - większość była
obcokrajowcami przybyłymi do Wielkiej Brytanii żeby pomóc szkolić młodych
czarodziejów.
Specjalnie na tę uroczystość Black
zaopatrzył się w nową szatę wyjściową. Do ministerstwa aportował się razem z
Ginny. Wejście dla interesantów było tego dnia wyjątkowo zatłoczone. Ex-
więzień Azkabanu dodatkowo uważany przez kolejne dwa lata za zamordowanego
budził ożywienie wśród przechodniów oraz przyciągał spojrzenia. Początkowo
odpowiadało to czarodziejowi, jednak ostateczni stało się męczące i uciążliwe.
Wreszcie udało im się jednak dojść
do dużej sali, w której odbyć się miało zaprzysiężenie aurorskie. Ku własnemu
zdumieniu Black odkrył, że znajdują się na sali rozpraw. Miejsca dla publiczności
znajdowały się na miejscach dla publiki w czasie rozpraw jawnych oraz ławach
sędziowskich Wizengamontu. Pośrodku znajdowało się podwyższenie, na które
kilkanaście minut później wejdzie Harry Potter i inni przyszli aurorzy.
Ginny i Black usiedli na jednej z ław
przeznaczonych docelowo dla publiczności. Niebawem pojawili się inni
czarodzieje i czarownice. Wśród znanych sobie osób Łapa dostrzegł Artura i
Billa z Fleur, rodzinę Greengras - jedną z niewielu rodów czystej krwi
pozostających w stosunku neutralnym wobec rządów Voldemorta, Lunę i jej ojca
trzymającego notatnik i pióro.
Niebawem miejsce sędziego
prowadzącego rozprawę zajął Kingsley Shacklebolt w odświętnej szacie. Towarzyszyło
mu kilka innych ważnych osób w magicznym świecie.
Niebawem szef biura aurorów wyszedł
na drewniany podest. Wygłosił krótkie przemówienie przypominające jakie są
obowiązki aurorów oraz czym się zwykli zajmować jego podwładni. Zakończył
populistycznym stwierdzeniem, że wierzy, iż nowi aurorzy pomogą odzyskać powagę
i społeczny szacunek jednostce, która została tak pohańbiona przez rządy
poprzedniego reżimu.
Wtedy na podest weszli ubrani w ciemnoszare
uniformy rekruci. Wśród nich znajdowała się kobieta o azjatyckich rysach
twarzy, Harry, mulatka oraz trójka innych osób, które wyglądały na
Brytyjczyków. Przyszli stróże prawa ustawili się w równym szeregu.
-
Proszę o powstanie - powiedział do zebranych minister.
-
Rekruci podnoszą w górę dwa palce w ten sposób - zademonstrował Robards - i
powtarzają za mną. Ja, Gawain Robards przyrzekam uroczyście - pauza i echo
rekrutów - strzec bezpieczeństwa czarodziejskiej społeczności Wielkiej Brytanii
i Irlandii - Harry i inni ponownie powtórzyli jego słowa - Dbać o dobre imię
Biura Aurorów - pauza i chór rekrutów - jak i całego Ministerstwa Magii. -
pauza i echo - W razie potrzeby krwi własnej nie szczędzić. - pauza i
identyczne słowa z ust młodych czarodziejów - Tak mi dopomóż Merlinie - zakończył.
-
Tak mi dopomóż Merlinie - dokończyli swoje formułki Harry i inni.
-
Proszę usiąść - oznajmił Kingsley.
Następnie wygłosił krótkie
przemówienie o tym czego ministerstwo i cała społeczność oczekuje od aurorów, a
zwłaszcza ich nowych, nieumoczonych w rządach śmierciożerców, członków. Po
wszystkim życzył rekrutom powodzenia i zakończył zaprzysiężenie, które było
jedną z szybciej przebiegających oficjalnych uroczystości na jakich
kiedykolwiek był.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz