Rozdział
86
Profesor
Po
udzieleniu wywiadu dla "Żonglera" Syriusz stał się zdecydowanie zbyt
popularny. Przynajmniej sam tak sądził. Kiedyś, wiele lat temu jeszcze przed
przymusową odsiadką w Azkabanie, przyjąłby takie zainteresowanie - zwłaszcza u
kobiet - z pocałowaniem ręki, jednak teraz pragnął tylko spokoju i powrotu Harry'ego,
Hermiony oraz jej rodziców. Podczas ich nie obecności skupił się na zajmowaniem
się sprawami fundacji, którą założył wspólnie z m.in. chrześniakiem. Doglądał
tam głównie kuracji Rona i postępów jakie chłopak czynił w drodze do normalnego
stanu psychicznego. W wolnych chwilach był odwiedzany przez Ginny i matkę Tonks
z synem Remusa i Dory.
W ostatnim tygodniu sierpnia do domu
przy Grimmauld Place w Londynie zapukały dwie dziewczyny, Ginewra Weasley oraz
Luna Lovegood. Końcówka wakacji była chłodniejsza niż reszta okresu wolnego od
szkoły, więc dziewczyny z żalem odłożyły letnie ciuchy do szafy na rzecz
cieplejszych ubrań. Ruda ubrała wąskie, niebieski jeansy i jasną koszulę z
dekoltem, a blondynka ciemne, sztruksowe spodnie i intensywnie różową
bluzeczkę.
Syriusz powitał je z uśmiechem. Miał
akurat wolny dzień i żadnych planów na spędzenie go. Wizyta dziewczyn zawsze
poprawiała mu humor. Po pierwsze miał z kim pogadać, a po drugie na kogo
popatrzeć. Obie bowiem były atrakcyjne. W przypadku Ginny nikt o zdrowych
zmysłach nie śmiałby tego negować, lecz w przypadku jej przyjaciółki nie było
to takie oczywiste. Luna była ekstrawagancka w każdym tego słowa znaczeniu.
Miała niezwykle otwarty umysł co w połączeniu z jej wybujałą wyobraźnią dawało
często groteskowe efekty. Lubiła także niecodzienne - nawet jak na czarodziejkę
- stroje, których nie szło zaszufladkować w jakichkolwiek kanonach mody czy
często nawet gustu. Pomimo tego sama w sobie była niezwykle ładna. Syriusz
potrafił to dostrzec jako niegdyś wytrawny koneser damskich wdzięków.
Oczywiście nigdy nie pomyślał nawet o próbie podrywu. Obie była na tyle młode,
że mogłyby być jego córkami. Dodatkowo rudowłosa spotykała z Harry'm.
-
Witajcie, wejdźcie - zachęcił je gestem do środka.
Udali się prosto do kuchni, gdzie
Black zaparzył herbaty ziołowej.
-
Jak postępy? - Syriusz zadał standardowe pytanie Lunie.
-
Raczej dobrze - powiedziała beznamiętnie - czasem mi tego brakuje, ale wtedy
staram się skupić na czymś innym - kontynuowała zmęczonym głosem - ma pan dobre
podejście do uczennic profesorze, Black - zażartowała na koniec.
Syriusz mimowolnie złamał w tym
momencie własne zakazy i nakładane na siebie ograniczenie. Chrząknął znacząco
na potwierdzenie, że rozumie o czym młoda kobieta mówi i zanurzył usta w
herbacie. Równocześnie jego umysł nasunął mu wizję "korepetycji"
jakich udziela pannie Lovegood w jednej z pustych sal Hogwartu. Musiał użyć
całej swojej siły woli by usunąć fantazję ze swojej wyobraźnie.
-
Masz jakieś wiadomości od niego? - głos Ginny wspomógł go.
-
Niestety nie, a ty?
- Ja
też.
Syriusz spojrzał na nią badawczo.
Była blada. Jej twarz wydawała się chudsza niż przedtem, a dodatkowo miała
podkrążone oczy.
-
Jak sypiasz? - zapytał.
-
Kiepsko.
-
Prawie wcale nie śpisz - wtrąciła Luna.
Ginny niechętnie przytaknęła głową.
-
Powinni niedługo wrócić - zapewnił siląc się na zdecydowany ton głosu.
-
Oby rok szkolny zaczyna się za tydzień - zauważyła Luna.
- No
właśnie... - przyznała Weasley - A my wciąż nie mamy kompletu nauczycieli.
-
Kogo braknie? - spytał Łapa.
-
Mugoloznawstwo i Obrona.
-
Podobno transmutacji też miał nauczać kto inny, ale wobec braku odpowiednich
osób prof. McGonagall pozostanie na stanowisku - dodała Luna.
- I
będzie jednocześnie Dyrektorką? - dopytał gospodarz.
-
Tak.
Następnie pogawędzili chwilę na
szkolne tematy. Dziewczyny zastanawiały się jakie przedmioty mogą sprawić im
najwięcej kłopotów. Syriusz odwołując się do swojego doświadczenia z lat młodzieńczych
próbował wyjaśnić lub chociaż naprowadzić na właściwy trop jak mogą poradzić
sobie z bolączkami uczennic ostatniego roku.
-
Ciekawi mnie jak wydarzenia z ostatnich miesięcy wpłyną na relacje pomiędzy
domami - zmieniła nagle temat blondynka.
-
Chodzi ci o rządy Voldemorta? - spytał Black.
-
Też, ale od obalenia go sporo się działo.
- Na
przykład wczoraj - wtrąciła Ginny.
Poprzedniego dnia na ulicy Pokątnej
w Londynie miała miejsce demonstracja zwolenników tzw. "czystej krwi".
Syriusz czytał w gazetach jeszcze przed jej odbyciem, iż nie każda z biorącej w
niej udział osób popierała reżym Voldemorta, jednak i tak pewien niesmak mu
pozostał, chociaż sam był czarodziejem mogącym wziąć w niej udział z uwagi na
status swojej krwi. Koniec końców demonstrowało około trzydziestu osób w
większości młodych. Na fotkach w dostarczonym mu rano "Proroku Codziennym"
widniały raczej młode osoby, które w niektórych przypadkach miały zamaskowane
twarze. Nie były to jednak maski śmierciożerców, a coś w rodzaju syntezy
mugolskich kominiarek z cylindrami noszonymi przez czarodziejów starszej daty o
odpowiednim stanie konta. Wśród niezamaskowanych znajdowała się z kolei m.in.
Pansy Parkinson oraz dwoje innych świeżych absolwentów Hogwartu. Świadkowie
twierdzili, że dwoma zamaskowanymi przemawiającymi osobami była Dafne Greengras
oraz syn śmierciożercy Nota.
-
Spokojnie raczej było - odparła Lovegood.
-
Wszystkie siły ministerstwa zostały rzucone do zabezpieczenia tego -
odpowiedziała Ginny - tata mówił, że ktoś sterował tymi co brali udział. To
znaczy, że zmienili swoje postulaty.
- Na
jakie? - zainteresował się Łapa, ponieważ nic o tym nie pisano w mediach.
- Na
transparentach mieli hasła "Chcemy równych praw", "Stop
dyskryminacji czarodziejów" i "Nie płakaliśmy po Sami- Wiecie- Kim".
-
Odcinają się od Lorda Voldemiorta - stwierdził Black.
-
Nic innego im nie zostało.
- Wiecie
ja to się średnio znam na polityce - przyznał Syriusz - ale wobec reformy stylu
rządów przez Kingsleya i tych całych wyborów w listopadzie to może taki nowy
ruch starych rodów nie jest czymś złym?
-
Możliwe - zgodziły się dziewczyny, chociaż raczej niezbyt chętnie.
-
Nie zmienia to faktu, że po wszystkim doszło do drobnych starć - Ginny była
sceptyczna wobec nowego pokolenia konserwatywnej części magicznego
społeczeństwa.
Syriusz zamyślił się. Słyszał o tym.
W jednym z zaułków Pokątnej kilku zwolenników partii Thomasa Foxa, utworzonej
jeszcze przed epicentrum rządów Volemorta starło się z młodymi czysto krwistymi.
W rezultacie niedawni manifestanci w liczbie sztuk dwie trafiły do Św. Munga.
Media nie podały ich tożsamości, a w samym szpitalu znajdowały się pod opieką
aurorów. W innym miejscu trójka Magicznych Radykałów - wśród nich niedawna
partnerka Syriusza Helena Yronwood - zaatakowała uczestników manifestacji,
którzy rzekomo mieli poglądy śmierciożerców. Starcie zostało przerwane przez spore
siły aurorów. Napastnicy zbiegli, a wobec braku skargi pokrzywdzonych ministerstwo
sprawę prawdopodobnie umorzy.
-
Dwa razy byli atakowani - przyznała bez emocji Luna.
-
Dziwisz się? - spytała nieco skonsternowana Ginny.
-
Trochę.
Syriusz zastanowił się nad tym, ale
postanowił nic już nie mówić. Dziewczyny w tym czasie zmieniły temat na postępy
Ronalda w powrocie do normalnego stanu psychicznego. Mężczyzna ochoczo włączył
się do rozmowy jako, że spośród nich wszystkich to właśnie on najczęściej widział
chłopaka i miał drobiazgowe informacje o przebiegu rehabilitacji.
Wkrótce dziewczyny stwierdziły, że
muszą się zmywać i Black został sam. Postanowił zrelaksować się przy
szklaneczce whiskey, kiedy do jego pokoju przez otwarte okno wleciała sowa.
Rozpoznał ją. Należała do brytyjskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Zastanowił
się czego może chcieć od niego personel Hogwartu, lecz nic nie przychodziło mu
do głowy.
Jednym ruchem rozerwał zalakowaną
kopertę.
"Sz.
P. Black
Jako Dyrektorka Szkoły Magii i
Czarodziejstwa w Hogwarcie zwracam się do Pana z prośbą o podjęcie przez Pana
pracy jako nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Szczegóły pozna Pan jutro.
Spodziewam się ujrzeć Pana o 12:00 w gabinecie Dyrektora.
z poważaniem
Dyr. M. McGonagall
Ps. hasło to Albus"
Łapa nie mógł uwierzyć to co czyta.
Przeczytał pismo jeszcze trzy razy, sprawdził je dwa razy na obecność uroków i
osiągnąwszy pewność, że to nie dowcip zaczął oswajać się z myślą, że
prawdopodobnie czeka go nauka przyszłych pokoleń czarodziejów a zwłaszcza
czarodziejek. W tym momencie jego umysłem zawładnęła wizja Luny Lovegoood w
szkolnym mundurku na szlabanie w jego gabinecie. Mimowolnie oddał się
fantazji...
Rankiem zganił sam siebie za
wczorajsze wyobrażanie sobie szlabanów nie tylko z Luną, bowiem później
przypominał sobie inne potencjalne uczennice jakie przyjdzie mu uczyć, a
niektóre nawet ukarać.
Zrobił sobie szybkie śniadanie i ubrał
się w najlepszą szatę jaką miał. Wyszedł przed dom i teleportował się do
Hogsmeade. Wygląd wioski zmienił się od zakończenia bitwy decydującej o losach
magicznej społeczności Wielkiej Brytanii. Mieszkańcy przy pomocy służb
ministerialnych pousuwali już większość zniszczeń i chociaż część obiektów
handlowych była w dalszym ciągu zamknięta, wioska żyła normalnym rytmem bez
obaw o własne życie.
Syriusz wszedł w jedną z rzadko
uczęszczanych przez mieszkańców wnęk i zmienił się w psa. Pohasał do
Wrzeszczącej Chaty, która nie została jeszcze do końca odremontowana, więc nie
miał problemu z dostaniem się do niej. Migiem odszukał korytarz prowadzący na
Błonia Hogwartu. Kilka minut później zmęczony wyszedł spod chwilowo
unieruchomionej Wierzby Bijącej. Ponownie stał się człowiekiem.
Zamek był w dalszym ciągu w trakcie
obudowy. Trafiło go wiele przeróżnych klątw i uroków, często czarno magicznych
co nie ułatwiało powrotu do normalności. Drzwi frontowe znalazły się jednak
ponownie w futrynie. Były otwarte. Za nimi stała kotka woźnego Filcha. Jego
samego nie było jednak w pobliżu. Syriusz obnażył zęby psim odruchem. Kotka prychnęła i pobiegła w głąb zamku. Nie
niepokojony przez nikogo doszedł do gargulca pilnującego wejścia do gabinetu
dyrektorki.
-
Albus - syknął.
Gargulec skinął posłusznie głową i
odblokował przejście. Black schodami doszedł aż do właściwego biura. Zapukał
niezbyt gwałtownie.
-
Wejść - rozległ się znajomy głos.
Otworzył drzwi. Dyrektorka
znajdowała się sama w środku. Odkąd widział ją ostatni raz niemal nic się nie
zmieniła. Przybyło jej raptem trochę zmarszczek i siwych włosów, która zgrabnie
maskowała pod zdobioną tiarą.
-
Miło cię widzieć Syriuszu - powiedziała z kurtuazją - usiądź. - wskazała
krzesło po przeciwnej stronie biurka zajmowanego niegdyś przez Albusa
Dumbeldore'a.
-
Też się cieszę, że panią widzę - odpowiedział uprzejmie.
-
Napijesz się czegoś?
-
Nie dziękuję.
-
Przejdźmy zatem do rzeczy - Minerwa zmarszczyła czoło - personel Hogwartu w
dalszym ciągu jest poważnie przetrzebiony przez rządy Severusa.
-
Słyszałem o wakatach na Obronie i mugoloznawstwie.
- To
tylko kropla w morzu - powiedziała z żalem dyrektorka - potrzebujemy także
woźnego!
-Co
z Filchem? - zdziwił się Łapa.
Nigdy przesadnie nie lubił woźnego.
Ba! Znaczną część szkolnych lat poświecił na uprzykrzanie mu życia. Nie raz też
kpił z jego zoofilskich związków z kotką, która nie rozłącznie towarzyszyła mu
od lat.
-
Myślałam, że sprawę uda się zatuszować - zaczęła tłumaczyć McGongall - ale
prędzej czy później ktoś odkryje dlaczego Filch po pierwsze nie pracuje, a po
drugie przebywa w Azkabanie. - Syriusz ze świstem wciągnął powietrze. - Musisz
bowiem wiedzieć - kontynuowała - że jedna z uczennic oskarżyła go o gwałt.
-Skurwysyn
- zaklął Black.
-
Syriuszu -zganiła go Minerwa - oddaliśmy natychmiastowo sprawę aurorom. Zbadali
ją i przesłuchali wszystkich mogących coś wiedzieć o zdarzeniu. Ona sama i
Filch zostali zbadani pod wpływem eliksiru prawdy. Reszty domyśl się sam.
-
Kogo?
Minerwa spojrzała na niego smutnymi
oczami. Przełknęła ślinę i powiedziała.
- To
bez znaczenia. Dziewczyna powiesiła się na początku miesiąca.
Syriusz wysilił pamięć. Nie
przypominał sobie wzmianki o tej śmierci w żadnej z prenumerowanych przez niego
gazet czy czasopism. Radio także milczało.
-
Nie słyszałem o śmierci kogokolwiek w tamtym czasie.
-
Rodzina była zbyt przybita by robić aferę, a my staraliśmy się tuszować tę
aferę.
-
Tak nie można!
-
Wiem, ale taki skandal nie pomógłby nam namówić rodziców na wysłanie uczniów
ponownie do szkoły.
- Z
jakiego była domu?
Minerwa ponownie przełknęła ślinę.
Ręce jej się zatrzęsły. Łapa już domyślił się odpowiedzi.
-
Mojego - odpowiedziała głosem pełnym bólu - dzieliła dormitorium z pannami
Granger, Brown, Patil i Dunbar. Nie miała zbyt wiele przyjaciółek. Zwykle
trzymała się na uboczu z panną Dunbar. Jak widzisz Syriuszu sytuacja jest
ciężka. Do tego dochodzi jeszcze to zamieszanie z przedwczoraj. Wiesz, że spora
liczba uczestników tej manifestacji to wciąż nasi uczniowie?
-
Rozumiem, że teraz powinienem zaoferować swoją pomoc - zauważył chłodno.
- A
nie zrobisz tego? - profesor udała zdziwioną.
-
Jakie są warunki i kto obejmie pozostałe wolne etaty?
-
Oferuje ci umowę na rok. Mugoloznawstwo obejmie pani Figg. Ona żyjąc wiele lat
między Mugolami najlepiej poznała ich obyczaje. Ty weźmiesz Obronę. Ja
pozostanę na stanowisku mistrza transmutacji. Nowego woźnego otrzymamy od
ministerstwa. Ma mieć doświadczenie w tego rodzaju pracy.
-
Opiekunką Gryfonów także pani pozostanie?
-
Nie, nie oddam ci jednak tego domu - odpowiedziała zdecydowanie - zbyt bardzo
faworyzowałbyś młodych przyjaciół.
- W
sumie racja.
-
Cieszę się, że się rozumiemy. Witam na pokładzie, profesorze Black!
Uścisnęli sobie dłonie na znak
zgody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz