Rozdział
64
Wybudzanie
Do obejrzenia Syriuszowi została
ostatnia scena. Nie wiedział co tam zobaczy. Nie miał nawet pomysłu aby
podejrzewać co może się tam znajdować. Nie brał pod uwagę możliwości zobaczenia
znów pustej wnęki.
***
Sonia Quicklager młoda, redaktor
naczelna "Głosu Wolnościowych Obywateli" głowiła się nad tym jak by
tu najlepiej opisać zajścia, które miały miejsce w nocy. Według jej
informatorów z ministerstwa, tajna organizacja założona przez Albusa Dumbeldroe
jeszcze podczas I wojny z Voldemortem, przetransportowała wczoraj Harry'ego
Pottera z domu jego krewnych, u których mieszkał w bliżej nieokreślone,
bezpieczne miejsce. Śmierciożercy zaatakowali ich i ministerstwo miała sporo
roboty z wyczyszczeniem pamięci tych mugoli, którzy widzieli zbyt dużo. W
czasie walki zginął jeden z aurorów, Alastor Moody. Z drugiej strony udało się
znaleźć ciało jednego ze sługusów Lorda Voldemorta.
-
Masz już jakiś pomysł? - spytał Thomas Fox.
Lider jednego z kilku powstałych w
ostatnim czasie stronnictw politycznych w czarodziejskiej Wielkiej Brytanii,
sprawował zwierzchnictwo nad red. nacz. GWO.
-
Tak, ale to będzie dłuższy artykuł - odpowiedziała.
Fox przeczuwał, że czarnoskóra
kobieta chce mu powiedzieć, że potrzebuje kilku dni do napisania wymaganego
tekstu.
-
Nie mamy tyle...
-
Jak to?
-
Sama-Wiesz- Kto przejmuje coraz więcej mediów, ludzi i wpływów w ministerstwie
- tłumaczył Thomas - niedługo obali ministra, a wtedy będzie nam bardzo ciężko.
Sonia zamyśliła się nad tym, co
właśnie powiedział jej przyjaciel.
-
Darren i Linda Moore chcą się z nami spotkać - przerwał jej Fox.
- Po
co? - zdziwiła się Linda.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
-
Jeszcze wczoraj na łamach "Tolerancji" zarzucali nam, że idziemy w
stronę Śmierciożerców, a dziś chcą się spotkać - zakpiła Sonia.
-
Podejrzewam, że są pod wpływem imperiusa.
-
Wyczuwam bitkę - odpowiedziała dziewczyna, szczerząc dziko zęby.
Fox skinął głową.
***
Tom Jarvis był dwudziestokilkuletnim
mężczyzną. Włosy zawsze miał bardzo krótko przystrzyżone. Był jedną z najważniejszych
postaci w środowisku Magicznego Radykalizmu. Od czasu debaty, w której brał
udział wraz z Jackiem Wolandem znacznie awansował w hierarchii MR.
Tego dnia był umówiony na spotkanie
z jednym z potencjalnie nowych działaczy o takim samym światopoglądzie jak on.
Spotkania rekrutacyjne były w ostatnich dniach coraz bardziej niebezpieczne.
Śmierciożercy zdobyli znaczne wpływy w ministerstwie, a wiele wartościowych
osób znajdowała się już pod wpływem imperiusa. W związku z tym każda rozmowa z
nowym działaczem odbywała się pod baczną obserwacją i asekuracją ze strony
dwójki bojowników MR.
Podczas tego spotkania miało to być
rodzeństwo Dowson. Ellie i Rob byli niezwykle zdolnymi czarodziejami, chociaż
bardzo leniwymi do trenowania i ćwiczenia swoich zdolności.
Tom umówił się na spotkanie z
potencjalnym aktywistom w jednym z odludnych mugolskich barów na przedmieściach
Newcastle. W środku poza starą barmanką nie znajdował się nikt. Rob Dowson miał
wejść do baru podczas spotkania, zamówić jedno piwo owocowe i przyglądać się
ukradkiem rozmowie. Jego siostra powinna patrolować w tym czasie teren wokół.
Tom siedział ubrany w prostą, czarną
szatę wyjściową. Tym razem nie miał na sobie żadnych elementów zdradzających
przynależność organizacyjną. Zamówił słabe, ciemne piwo i usiadł przy stole jak
najdalej od lady.
Po chwili do środka wszedł niski,
przysadzisty czarodziej. Na oko miał ponad czterdzieści lat. Ubrany w szarą,
znoszoną i postrzępioną szatę. Włosy miał w nieładzie. Powoli siwiejące kosmyki
opadały mu na oczy.
-
Pan John Finnan? - zagadnął go Tom, kiedy gość podszedł do niego bliżej.
Finnan skinął głową potakująco. Z
rękawa jego szaty wysunął się czubek różdżki. Jarvis wiedział, że coś tu jest
nie w porządku.
-
Imperio - powiedział John.
***
Syriusz znajdował się przed ostatnią
wnęką. Nim do niej wejdzie, postanowił przeanalizować dotychczasowe wizje.
Według nich Draco Malfoy dołączył do Śmierciożerców i pomógł im dostać się do
szkoły. Zrobił to w dniu, kiedy dyrektor wraz z Potterem byli gdzieś poza szkołą.
Dlaczego Albus i Harry opuszczali wspólnie, potajemnie Hogwart? Było to
pierwsze pytanie, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi. W każdym razie
Dumbeldore zachowywał się dziwnie zaraz po pojawieniu się Ślizgona na szczycie
Wieży Astronomicznej. Mógł go oszołomić, a zrobił to z Harrym, który mógł mu
pomóc. Może wiedział, że wewnątrz zamku jest więcej czarnoksiężników i nie
chciał ryzykować życia i zdrowia chłopaka?
Druga wizja pokazywała przeniesienie
jego chrześniaka z domu krewnych na obrzeżach Londynu do miejsca bliżej
nieokreślonego. Z tego co pamiętał z tajnych knowań wąskiego grona osób z
Zakonu Feniksa, Harry musiał pozostać w domu krewnych do osiągnięcia
pełnoletniości. To by oznaczało, że Harry dorósł pod jego nieobecność.
Voldemort rozpoznał Harry'ego po rzuconej przez niego klątwie. Potrafił latać i
znalazł chłopaka, ale nie był w stanie go zabić. Jego różdżka zaprotestowała.
Podobnie było w dniu, kiedy powrócił - na cmentarzu jego ojca. Co to oznaczało?
Czyżby Harry miał ochronę, o której nie wiedział nikt - nawet on sam.
Niewykluczone.
Pozostawała ostatnia wnęka. Co może
w niej zobaczyć? Nie będąc pewnym podszedł. Poczuł jak coś łaskocze go w nosie
i kichnął.
Kiedy ponownie otworzył oczy znajdował się w Hogwarcie. Przed nim stała czterdziestokilkuletnia czarodziejka. Odznaczała się krępą budową ciała i zgarbioną sylwetką. Mysiej barwy włosy spięte miała w bok. Ubrana była w prostą czarną szatę. W dłoni trzymała różdżkę. Obok niej stał podobnie zbudowany, przysadzisty mężczyzna. Także był zgarbiony. Miał ziemistą twarz i rozbiegane oczy, chociaż w tej chwili wpatrywał się w swoją ofiarę.
Dłonią twardo obejmował twarz młodej
dziewczyny, uczennicy Hogwartu. Była to ładna dziewczyna o jasnej karnacji,
ciemnych oczach i kręconych, blond włosach, które upięła w kucyka. Ubrana była
w zwyczajną szatę uczniów.
Syriusz nie potrafił rozpoznać kim
ona jest, lecz błyskawicznie rozpoznał dorosłych. Było to znane społeczeństwu
rodzeństwo Śmierciożerców Carrow, Alecto i Amycus. Znani z okrucieństwa poplecznicy
Voldemorta. Tylko co mieliby robić w Hogwarcie?
- No
Lavender to co takiego robisz po nocach? - warknął Carrow.
-
Idę do łazienki - odparła sztywno dziewczyna.
-
Ach tak - żachnął się Śmierciożerca - po co? Czy to tam spotyka się wasza
grupka? Odpowiedz! - z każdym kolejnym zdaniem coraz mocniej zaciskał rękę,
przez co ładna buźka Lavender wykrzywiała się coraz bardziej.
- Za
potrzebą...
Oczy Carrowa rozjarzyły się obleśnym
blaskiem. Widać w nich było rządze, które sądząc po jego wyglądzie nie były
zaspokojone od lat.
-
Jakie to potrzeby ma młode dziewczę w środku nocy? - spytała przesłodzonym
tonem Alecto.
-
Chce się pierdolić! - ryknął jej brat - ale z kim? Chyba nie z tym niedołęgą
Longbotomem? A może Potter tam na ciebie czeka? - warczał, plując przy tym
śliną na wszystkie strony - odpowiedz, ty mała dziwko!
Lavender pobladła jeszcze bardziej.
Nie była w stanie nic odpowiedzieć. Alecto wycelowała różdżkę w dolny skraj jej
szaty i mruknęła "Diffindo". Cięła zaklęciem szatę dziewczyny od dołu
do góry. Kiedy skończyła ta spadła z jej ramion. Pod spodem Lav ubrana była w
obcisłe ciemnoniebieskie, wytarte na kolanie jeansy oraz luźną jasnoróżową
bluzkę z wyciętym w kształcie trójkąta dekoltem, który odsłaniał jej spory
biust. Alecto pochłaniał ten widok w amoku. Jego siostra uśmiechnęła się
mściwie i skierowała różdżkę na nadgarstki dziewczyny. Związała je liną i
odeszła.
-
Chcesz tego, prawda? - syknął Amycus do ucha dziewczyny.
Oblizał ją obleśnie od ucha do
brody. Po czym pocałował delikatnie w czoło. Dziewczyna zaczęła płakać i błagać
o litość. To podrażniło czarnoksiężnika.
-
Nie ma litości dla zdrajców krwi!
Jednym ruchem rozerwał jej bluzkę.
Beżowy stanik był jedynym co osłaniało piersi Lavender przed napalonym
nauczycielem, bo to było jedyne wytłumaczenie tego co robił on w szkole.
Obrócił młódkę tyłem do siebie i
objął jej tyłek. Rozkoszował się chwilę dotykiem, po czym dał jej bolesnego
klapsa i kolejnego. Z każdą chwilą jego kontrola nad sobą słabła.
Na szczęście w chwili gdy zaczął
pozbawiać siebie i Lavender kolejnych ubrań wizja słabła, aż wreszcie rozmyła
się doszczędnie. Syriusz nie rozumiał co miała ona na celu.
-
Black - czyjś głos dobiegał go z dala.
Sala, w której wylądował także
stawała się rozmazana i niewyraźna.
-
Black, Her Black! - brzmiał głos w języku Niemieckim.
Syriusz poczuł jak jego powieki są
ciężkie, a on nic nie widzi. Miał zamknięte oczy! To było jasne jak słońce. Zmusił
się siłą woli do otwarcia oczu.
-
Willkommen - przywitał go Hans Faust IV - Her Black willkommen zuruck!
- Co
ja tu robię? - spytał Syriusz czując jak boli go głowa.
-
Leżysz Her Black - zaskrzeczał staruszek - napijmy się piwa, to opowiem.
Wziął Syriusz pod rękę i zaprowadził
do kuchni, gdzie siedział już Jonatan i spożywał właśnie złoty trunek.
-
Gdzie Lucy?
-
Sie musiała jechać do Fatherland - odparł łamanym angielskim Hans.
Syriusz ściągnął brwi ku sobie. Nie
pasowało mu to do charakteru Brytyjki żeby zostawiła go samego w obcym kraju.
Chociaż może będąc tak blisko Anglii stwierdziła, że lepiej będzie nie
przedstawiać go mężowi po tym co zaszło między nimi jeszcze w Rosji?
-
Dlaczego nie obudziliście mnie, kiedy wyjeżdżała? - spytał siląc się na spokój.
-
Spałeś sehr długo - odpowiedział Jonatan.
- Co
to znaczy "sehr długo"? - prawie krzyknął Syriusz.
-
Właśnie kończy się marzec.
Łapa poczuł jakby świat walił się mu
pod stopami. Jeśli na prawdę była końcówka marca, to oznaczałoby, że spał
niemal pół roku. Połowa roku stracona...
-
Coście mi zrobili?! - ryknął.
Wstał gwałtownie na nogi i poczuł
jak robi mu się słabo. Zachwiał się, mimo to nie usiadł. Poszukał różdżki w
pobliżu, ale jej nie znalazł. Chciał już się rzucić na jednego z mężczyzn,
kiedy został trafiony klątwą zamrażającą w miejscu w plecy.
-
Spokojnie panie Black - odezwał się ktoś za jego plecami płynną angielszczyzną.
Syriusz nie mógł się obrócić, ale
tajemnicza postać przeszła do przodu. Stanęła pomiędzy nim, a Jonatanem. Był to
młody, nieco ponad dwudziestoletni chłopak. Miał blond czuprynę i niebieskie
oczy. Był dobrze zbudowany, ale nie gruby, raczej umięśniony. Ubrany był w
ciężkie, czarne buty i zwykłą, czarodziejską szatę o tym samym kolorze.
-
Jonatan Faust Dziesiąty - przedstawił się blondyn.
-
Jesteś...
-
.... synem Jonatana Fausta IX i śp. Weroniki Faust - dokończył za niego
chłopak.
Starszy Jonatan pokiwał głową na
potwierdzenie.
-
Jeśli obiecasz być miłym i grzecznym czarodziejem to opowiem ci dlaczego
musiałeś być tak długo uśpiony, chociaż nie sądzę żebyś tego żałował -
powiedział Jonatan Faust X - więc jak będzie?
-
Ok.
Blondyn klasnął radośnie w ręce i
przywołał na stół kolejne trzy kufle piwa. Rozmroził ciało Syriusza i podął mu
jeden. Ten wziął go ochoczo, lecz coś sobie przypomniał.
-
Podobno trzeźwość niemieckich czarodziejów jest ich siłą? - spytał.
- To
prawda, ale jedno piwo nie zaszkodzi dziś - odparł starszy z Jonatanów.
Mężczyźni wypili po pół kufla, nim
blondyn przemówił:
-
Jak pewnie wspomnieli ci moi krewniacy Lord Sam- Wiesz- Który porwał mnie i
zmusił ich do współpracy - zaczął swoją opowieść - oczywiście był to jawny
dyshonor dla naszego prastarego rodu, lecz chcąc zapewnić mu ciągłość i
trwałość nazwiska ojciec musiał się na to zgodzić, bo widzisz... jestem jedyną
osobą o nazwisku Faust, która może jeszcze mieć dzieci. - tłumaczył - Nasz ród
jest stary, ale i praktycznie na wymarciu. Czarny Pan potrzebował jednak naszej
siły. Chciał też mnie zeswatać, niestety dla niego Greengrasowie nie przystali
do niego, ale zachowali neutralność. W związku z tym nic mu nie dawało
wydawanie Dafne za mnie.
- Co
to ma wspólnego ze mną? - spytał Łapa znad kufla.
- Gdybyś
wrócił do kraju, dowiedziałby się jak to zrobiłeś i że byłeś u nas i nikt cię
nie kropnął - odparł Jonatan.
Syriusz musiał przyznać rację
młodzieńcowi. Pomimo tego kilka myśli nie dawało mu spokoju. Nie mógł się
zdecydować od czego zacząć.
- Co
się dzieje w Anglii?
-
Potter z kumplami włamał się do Gringotta - odezwał się Hans - Ich weiss nicht
was ukradł, ale "tamci"...
-
się wściekli - dokończył za niego przedstawiciel średniego pokolenia Faustów -
w Hogwarcie Snape i Carrowie mają jakiś szkolny ruch oporu.
Syriusz zadrżał na dźwięk nazwiska
czarnoksiężników. Przypomniał sobie niedawną wizję. Poczuł współczucie dla
dziewczyny dręczonej przez niewyżytego Śmierciożercę. Ile jeszcze takich
dziewczyn i chłopaków będzie miało przetrąconą psychikę przez zgraje bandytów?
- A
co z walkami w kraju? - spytał.
-
Nie ma ich - odpowiedział młodszy Jonatan - w Hogwarcie gajowy zrobił imprezę
pod hasłem "Popieramy Pottera", musiał się ewakuować. Przywódcy
przeciwników Czarnego Pana namawiają do nie wzniecania walk.
-
Jak to?
Jonatan spojrzał na niego z
pobłażaniem.
-
Jest ich mało, a od czasu przetrącenia Magicznych Radykałów i wolnościowców
nikt nie chce się wychylać zbyt bardzo.
Syriusz kiepsko się orientował kim
są wspomniane stronnictwa, ale musiał przyznać rację, że skoro Voldemort
kontroluje niemal wszystkie aspekty życia społeczno- politycznego to nie ma co
szaleć ze zbyt śmiałymi akcjami.
- Co
z Lucy?
Miny starszych Faustów zrzedły.
Młody dla odmiany przybrał gniewny wyraz. Syriusz nie bardzo rozumiał co się
dzieje.
-
Wróciła do domu pod koniec starego roku.
-
Długo tu zabawiła?
- I
to dosłownie zabawiła - wycedził przez zaciśnięte zęby Faust X.
-
Nie po to go budziliśmy - wtrącił jego ojciec - Ten skurwysyn zadarł z nami
porywając naszego dziedzica. Ty też masz powody by walczyć. Dawaj z nami do
Anglii. Będziemy siać terror!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz