Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 26 kwietnia 2016

65. Niemiecka precyzja, angielski terror



Rozdział 65
Niemiecka precyzja, angielski terror

            Lavender Brown nie była jedyną osobą,  która została skrzywdzona (i to dwa razy) przez Amycusa Carrowa. Jego ofiarami padły też Padma Patil z Ravenclaw, Gryfonki Romilda Vane i Demelza Robins oraz Puchonka Megan Jones, która była ulubioną ofiarą zbereźnego nauczyciela. Standardową procedurą po przymusowej. nocnej wizycie w gabinecie Śmierciożercy była kara jaką dziewczęta otrzymywały od jego siostry Alecto za "psucie moralne profesora". Po wizycie u Alecto ciężko stwierdzić było im stwierdzić, gdzie cierpiały bardziej - u siostry czy brata.

- Lav coś kiepsko wyglądasz - zagadnęła przyjaciółkę Parvati Patil.

            Parvati była wysoką, brunetką, która niemal zawsze zaplatała włosy w warkocz, miała typowo egzotyczną, hinduską urodę i karnację.

- Wczoraj... drugi raz dopadł... - powiedziała i głos jej się załamał.

            Parvati przytuliła przyjaciółkę chcąc jej okazać bliskość i zrozumienie. Nie upłynęła nawet sekunda, kiedy poczuła ciepłe łzy na swojej szyi. Panna Brown zaczęła cicho szlochać.

- Ciii - powiedziała Patil przykładając jej palec wskazujący do ust - musimy stąd iść, tu nie jest bezpiecznie.

            Na pół objęte zrobiły kilka kroków, kiedy zza zakrętu wyłonił się Amycus Carrow. Wyglądał okropnie jak zawsze, a dodatkowo tym razem już z daleka czuć było od niego alkohol. Parvati dostrzegła, że różdżka wystaje mu z tylnej kieszeni. Była to cenna wskazówka, która mogła ocalić ich życie i nie tylko, zważywszy na stan w jakim się znajdował.

- Och Lavender nie płacz - zacharczał z daleka - wczoraj było nam tak dobrze.

            Brown wybuchła głośnym płaczem, kiedy tylko to wspomniał. Przytuliła się jeszcze mocniej do przyjaciółki, która nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie grożące im niebezpieczeństwo.

- Chodź cię pocieszę - powiedział gardłowym głosem.

            Patil poczuła jak Lavender trzęsie się spazmatycznie na same słowa o tym. Korzystając z nieuwagi nauczyciela, który wpatrywał się w Lav jak głodny tygrys w mięso, cofnęła jedną rękę do tyłu i chwyciła różdżkę. Carrow w dalszym ciągu wpatrywał się w jedną ze swoich niedawnych ofiar. Tymczasem różdżka Patil była już w jednej linii z jej udem.

- Twoja koleżanka może nam dziś towarzyszyć - zaproponował uśmiechając się obleśnie.

            Parvati poczuła jak robi się jej niedobrze. Amycus uniósł rękę i zbliżył się do dziewczyn. Już chciał chwycić Lavender za kark, kiedy Hinduska z pochodzenia przystawiła mu różdżkę do skroni.

- O lubisz na ostro? - sapnął Carrow - będę cię dziś pieprzyć z całych sił! - zagroził - wtedy też możesz trzymać mi różdżkę przy głowie.
- Drętvota! - wypaliła Parvati, a ciało oprawcy zesztywniało.

            Lav aż podskoczyła w ramionach przyjaciółki. Ta nie myśląc długo puściła ją, po czym chwyciła za rękę i popędziła korytarzem ku schodom na wyższe piętro w głowie miała jedną myśl "Oby Nevile był w Pokoju Życzeń".

***

- Co rozumiesz przez sianie terroru? - spytał Black.
- To proste, będziemy walczyć - odpowiedział Hans.
- Jak i z kim? Mówiliście, że nikt tego nie robi - zaperzył się Black.

            Niemcy popatrzyli po sobie. Widocznie spodziewali się, że Syriusz szybciej zrozumie o co im chodzi, zgodzi się i niebawem będą mogli wyruszyć do Anglii.

- Oni nie znają miejsc ani czasu - oznajmił Jonatan IX.
- Ja współpracowałem pod przymusem z nimi - dodał jego syn - znam kilka miejsc, wiem gdzie uderzyć i w jakim czasie, ale musimy to zrobić szybko.
- Ok!

            Łapa nie potrzebował długich przekonywać. Mając wciąż w pamięci to co widział w śnie, pragnął powstrzymać jak najwięcej Śmierciożerców od zadawania krzywdy niewinnym.

- Kiedy ruszamy?

            Młodszy Jonatan wyszedł z pokoju. Jego ojciec dopił spokojnie piwo, a Hans przetransportował kufle do zlewu i umył je i osuszył za pomocą prostych zaklęć gospodarczych. Następnie magicznie poustawiał je w odpowiedniej szafce. Kiedy skończył do pokoju wszedł dziedzic prastarego rodu.

- Mam - powiedział.

            Na stół położył odręcznie narysowaną mapę. Obok niej jakieś kartki z notatkami. Zapisane były po niemiecku, więc Syriusz nie wiedział o co chodzi.

- Nie możemy uderzyć w Śmierciożerców bezpośrednio, ale możemy utrzeć nosa szmalcownikom.
- Komu?
- Ludziom, którzy wyłapują mugolaków, ludzi mieszanej krwi i istoty magiczne, które podpadły Czarnemu Panu.
- Po co to robią?
- Wydają ich za pieniądze - wyjaśnił Jonatan Faust X - idzie na tym ładnie zarobić - dodał z krzywym uśmiechem - w każdym razie szmalcownicy nie są tak trudnymi przeciwnikami jak Śmierciożercy.
- Odbijamy zakładników? - spytał Black.

            Hans położył mu rękę na ramieniu.

- Coś w tym rodzaju.
- Co czwartek jeden z bliskich sług Czarnego Pana, nazwiskiem Goyle spotyka się z trójką szmalcowników i odbiera od niego "przesyłki". Zwykle spotykają się w mugolskim Wschodnim Londynie -  wskazał na mapę - najczęściej o 18:30 w tym barze - pokazał małą kropkę w samym skraju mapy - rzadziej o 18:35 w tym - pokazał kropkę na drugim skraju kartki - rzadko, ale jednak zdarza się pod tą restauracją - dotknął punkcik w pobliżu pierwszej kropki.
- O której tam? - spytał Black.
- W tych godzinach mniej więcej co w barach.
- Jaki dziś mamy dzień?  - dopytał Łapa.
- Czwartek, godzina 12:20.
- No to mamy około pięć godzin.

            Hans dał znak ręką i ruszyli do wyjścia. Naciągnęli czarne szaty wierzchnie i wełniane rękawiczki w tym samym kolorze. Starsi Niemcy w przeciwieństwie do młodzieńca ubrali bardziej sportowe buty, jednego ze znanych europejskich sprzedawców.

- Polecimy na miotłach do Brugge w Belgii - oznajmił najmłodszy czarodziej - stamtąd teleportacja do Calais nad Kanałem La Manche. Zjemy tam obiad i aportujemy się do Londynu. Wszystko jasne?
- Jak się teleportujemy? - spytał Syriusz.
- Łącznie - odpowiedział Jonatan - najpierw zrobię to ja, a potem ojciec.
- Accio miotły - syknął Hans.

            Cztery nowoczesne miotły mknęły ku nim z oszołamiającą prędkością. Syriusz nie musiał zbyt długo się w nie wpatrywać żeby rozpoznać, że to Błyskawice. Kupił kiedyś jedną z takich mioteł swojemu chrześniakowi na Boże Narodzenie.
 
- Lećmy! - krzyknął wesoło ojciec Jonatan i wskoczył na miotłę.

            Pozostali podążyli za jego przykładem. Odbili się mocno od ziemi i unieśli ku przestworzom. Syriusz cieszył się opuszczając Hoffenheim. Wciąż nie ufał Niemcom, miał im za złe to jak go potraktowali. Nie rozumiał też czym były sny, które śniły mu się podczas przymusowego uśpienia. Pamiętał tylko trzy z nich. Każdy miał formę jakby wspomnienia z myślodsiewni, którymi były ściany w tych wnękach w tej dziwnej komnacie. Co więcej Łapa nie wierzył w to, że Faustowie nie skrzywdzili Lucy Blueford. Ich reakcja, gdy o nią spytał wskazywała na to, że i oni lubili się zabawić z kobietami w stylu Amycusa Carrowa, ale nie mając na to dowodów nie mógł nic zrobić. Poza tym chwilowo byli jego sojusznikami w walce z Voldemortem...

- Kurwa mać - zaklął Black pod nosem.

            Na szczęście w pędzie powietrza gdzieś kilkaset metrów nad Zachodnimi Niemcami jego towarzysze podróży nie byli w stanie go usłyszeć.

            Syriusza nawiedziła właśnie myśl, że być może zbyt szybko uwierzył Faustom w ich szczytne intencje. Nie miał nawet żadnych dowodów na to, że jest taka pora roku o jakiej wspominali. Rzucił szybko okiem w dół.

            Lecieli właśnie nad dużym miastem. Jego ulice pokryte były czymś szarym. Chlapa - pomyślał Black. To by oznaczało, że faktycznie jest już końcówka marca i właśnie odchodzi zima. W tej kwestii mogli, więc nie kłamać, ale co z innymi? Jaką miał gwarancję, że to wszystko nie jest intrygą jakichś przebiegłych Śmierciożerców? W końcu ten młody sam się przyznał, że był współpracownikiem Czarnego Pana.

            Myśląc co zrobić w tej sytuacji, Łapa nie mógł wpaść na nic rozsądnego. Gdyby odleciał na bok w tej chwili, za pewne by go złapali. Już dawno nie latał na miotłach, więc wypadł z wprawy. Pozostawało mu jedynie lecieć z nimi i liczyć w ich szczytne intencje.

            Wylądowali na przedmieściach sporego miasta - w jak zapewniał Hans - Belgii. Młodszy Jonatan zmniejszył rozmiar mioteł do wielkości ołowianych żołnierzyków. Przewiązał je tasiemką i schował do wewnętrznej kieszeni peleryny. Chwycił krewniaków za ręce. Syriusz złapał go oboma rękoma za ramiona. Jonatan obrócił się i z donośnym hukiem deportowali się z Belgii. Sekundy później aportowali się na piaszczystej plaży w Calais. Nie było na niej ludzi, ale za to wiał porywisty wiatr i spienione fale wpływały coraz głębiej na brzeg.

- Będzie sztorm - stwierdził mimowolnie Hans.
- Pora na obiad - wtrącił radośnie Jonatan.

            Wyjął z zewnętrznej kieszeni magicznie pomniejszone plastikowe pojemniki. Stuknął w nie różdżką i od razu się powiększyły. Były podłużne, a w środku znajdowały się ugotowane ziemniaki w gęstym, brunatnym sosie. Obok nich leżała sporych rozmiarów pałka z kurczaka i trochę kiszonej kapusty z odrobiną marchwi. Zjedli posiłek migiem. Ponownie objęli się nawzajem i deportowali dalej.

- Wreszcie Londyn - ucieszył się Black, kiedy wylądowali w jednym z zaułków Wschodniego Londynu.

            Przechodzący koło zaułku łysy, barczysty Mugol w szaliku z napisem "Tottenham London" spojrzał na nich dziwnie, ale nic nie powiedział.

- Mamy mało czasu - powiedział Hans - jest za 20 minut 18. Musimy się podzielić.
- Nie ma sensu - oponował Black - jak się potem skontaktujemy?
- Szlak - zaklął Jonatan - zapomnieliśmy zabrać.
- Nie ważne - przerwał mu ojciec - co robimy?
- Bar i restauracja są niedaleko - zauważył syn - idźmy ja i Black pod restaurację, a wy do baru. Jeden z nas przyjdzie do drugiej pary kiedy rozpoznamy szmaciarzy.
- Zgoda - zgodzili się wszyscy.

            Łapa podążył za Niemcem. Przeszli kilka uliczek dalej. Po drodze mijali kolejnych mugoli z niemal identycznymi szalikami do tego jaki miał człowiek, który mijał zaułek, w którym się aportowali z Francji. Syriusz spytał Jonatana o co z tym chodzi.

- Dziś jest mecz pucharu UEFA, to takie europejskie rozgrywki w mugolskim sporcie.

            Poszli dalej pomiędzy kolejnymi kibicami. Jak dowiedział się Black słysząc ich rozmowy do stadionu było stąd jeszcze około kilometra, a mecz rozpoczynał się za nieco ponad 2 godziny, lecz część z nich planowała jeszcze odwiedzić bar i "strzelić sobie kilka piw".

- Jesteśmy - powiedział Niemiec, kiedy zatrzymali się pod obskurnie wyglądającym przybytkiem - wiem, że nie jest to 5gwiazdkowa restauracja, ale cóż oni też nie wyglądają na biznesmenów.

            Usiedli sobie jakby nigdy nic na ławce na przeciw restauracji i obserwowali ruch na ulicy. Przejechało przez nią kilka zagranicznych aut, lecz ani śladu zwolenników Voldemorta.

- Siedząc tak na widoku nie odstraszymy ich? - zapytał w końcu Black.
- Nie.

            Odpowiedź nie rozwiała wszystkich wątpliwości Anglika. Widząc to Niemiec postanowił ją rozwinąć:

- Interesy i tak robią w środku - mówił - Goyle i tak zwykle przychodzi wcześniej żeby coś zjeść lub wypić nimi przejdzie do transakcji. Wystarczy, że zobaczymy lub chłopaki...

            Dalszą część jego wypowiedzi przerwało przybycie Hansa. Staruszek dreptał ku nim nerwowo w pośpiechu.

- Jest już.
- Idziemy! - ucieszył się Jonatan.

            Pomknął pospiesznym krokiem, ale nie zbyt szybkim by nie budzić podejrzeń do baru. Zatrzymał się w połowie baru i oddał Syriuszowi jego różdżkę. Ustawili się w szeregu i poszli dalej spokojnym krokiem.

- Hans wejdziesz do środka z Blackiem - powiedział Jonatan przed wejściem - Imperius na personel rzucony? - spytał, a starzec odpowiedział skinieniem głowy - Wspaniale. Kiedy wejdą łachmaniarze, rozkażesz Mugolom schować się na zapleczu, ale pamiętaj że jeden z nich ma zostać żeby obsłużyć ich. Ja wkroczę jak usłyszę świst klątw.

- Nie bierzemy jeńców - skwitował Hans, skierował różdżkę na Blacka i przyprawił mu gęstą brodę oraz zmienił kolor włosów na blond.

            Wszedł powoli wraz z Blackiem do baru. W środku był Goyle, lecz pochłonięty własnym kolejnym piwem - obok stały trzy puste kufle - i golonką nie zwrócił uwagi na wchodzących do środka. Hans i Syriusz usiedli w kącie sali. Podeszła do nich młoda kelnerka w o wiele za krótkiej miniówce i zaproponowała herbaty z rumem na rozgrzanie. Hans zgodził się. Wróciła po kilku minutach. Mężczyźnie zaczęli pić swoje napoje i rozmawiać na niezobowiązujące tematy (pogoda, ruch na ulicy itp.). Kiedy dopili pierwszą filiżankę podeszła do nich ponownie kelnerka, lecz wtedy do knajpy wkorczyli szmalcownicy.

            Ubrani w podarte łachy, nieogoleni od ponad tygodnia, otoczeni zapachem alkoholu. Odrzucona kelnerka podeszła do nich z wyraźną odrazą na twarzy i spytała co chcieliby pić.

- Wódki dziwko! - ryknął jeden z nich i dał jej klapsa w pośladki.
- To jest powód - ucieszył się Hans - wkraczamy.

            Mężczyźni wstali jak jeden mąż. W progu pojawił się już młodszy Jonatan. Tymczasem nie zwracający na nich uwagi czarnoksiężnicy zajęci byli klepaniem młodej Mugolki.

- Zostaw ją! - ryknął starszy Jonatan.
- A bo co, mugolska kurwo? - spytał jeden ze szmalcowników.
- Avada Kedavra! - Hans zabił go na miejscu.

            Za jego przykładem poszli Jonatanowie i Syriusz. Goyle rzucił się pod stół i uniknął klątwy, która poleciała za niego i roztrzaskała krzesło, na którym przed chwilą siedział. Jonatan młodszy upolował drugiego ze szmalcowników, lecz trzeci także w porę się uchylił.

            Niemcy odskoczyli na boki i przewracając stoły schowali się za nimi. Syriusz złapał kelnerkę i przyciągając ją sobie padł na ziemię, tuż pod promieniem zielonego światła, które wystrzeliło z różdżki szmalcownika. Korzystając z okazji, że przeciwnik się wychylił młodszy Jonatan faktycznie nie brał jeńców. Jego klątwa trafiła prosto w pierś bandyty. Robił kolejne kroki i już składał się do posłania kolejnej klątwy, kiedy rozległ się głuchy trzask i stało się jasne, że Goyle zdołał uciec.

- Połowiczny sukces - stwierdził Hans stając na ciałami.
- Kolejnym razem pójdzie lepiej, wiecie już jak to wygląda - powiedział Jonatan.

            W tym czasie kelnerka składała buziaki z wdzięczności na policzkach Blacka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz