Rozdział
65
Niemiecka
precyzja, angielski terror
Lavender Brown nie była jedyną
osobą, która została skrzywdzona (i to
dwa razy) przez Amycusa Carrowa. Jego ofiarami padły też Padma Patil z
Ravenclaw, Gryfonki Romilda Vane i Demelza Robins oraz Puchonka Megan Jones,
która była ulubioną ofiarą zbereźnego nauczyciela. Standardową procedurą po
przymusowej. nocnej wizycie w gabinecie Śmierciożercy była kara jaką dziewczęta
otrzymywały od jego siostry Alecto za "psucie moralne profesora". Po
wizycie u Alecto ciężko stwierdzić było im stwierdzić, gdzie cierpiały bardziej
- u siostry czy brata.
-
Lav coś kiepsko wyglądasz - zagadnęła przyjaciółkę Parvati Patil.
Parvati była wysoką, brunetką, która
niemal zawsze zaplatała włosy w warkocz, miała typowo egzotyczną, hinduską
urodę i karnację.
-
Wczoraj... drugi raz dopadł... - powiedziała i głos jej się załamał.
Parvati przytuliła przyjaciółkę
chcąc jej okazać bliskość i zrozumienie. Nie upłynęła nawet sekunda, kiedy
poczuła ciepłe łzy na swojej szyi. Panna Brown zaczęła cicho szlochać.
-
Ciii - powiedziała Patil przykładając jej palec wskazujący do ust - musimy stąd
iść, tu nie jest bezpiecznie.
Na pół objęte zrobiły kilka kroków,
kiedy zza zakrętu wyłonił się Amycus Carrow. Wyglądał okropnie jak zawsze, a
dodatkowo tym razem już z daleka czuć było od niego alkohol. Parvati
dostrzegła, że różdżka wystaje mu z tylnej kieszeni. Była to cenna wskazówka,
która mogła ocalić ich życie i nie tylko, zważywszy na stan w jakim się
znajdował.
-
Och Lavender nie płacz - zacharczał z daleka - wczoraj było nam tak dobrze.
Brown wybuchła głośnym płaczem,
kiedy tylko to wspomniał. Przytuliła się jeszcze mocniej do przyjaciółki, która
nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie grożące im niebezpieczeństwo.
-
Chodź cię pocieszę - powiedział gardłowym głosem.
Patil poczuła jak Lavender trzęsie
się spazmatycznie na same słowa o tym. Korzystając z nieuwagi nauczyciela,
który wpatrywał się w Lav jak głodny tygrys w mięso, cofnęła jedną rękę do tyłu
i chwyciła różdżkę. Carrow w dalszym ciągu wpatrywał się w jedną ze swoich
niedawnych ofiar. Tymczasem różdżka Patil była już w jednej linii z jej udem.
-
Twoja koleżanka może nam dziś towarzyszyć - zaproponował uśmiechając się
obleśnie.
Parvati poczuła jak robi się jej
niedobrze. Amycus uniósł rękę i zbliżył się do dziewczyn. Już chciał chwycić
Lavender za kark, kiedy Hinduska z pochodzenia przystawiła mu różdżkę do
skroni.
- O
lubisz na ostro? - sapnął Carrow - będę cię dziś pieprzyć z całych sił! -
zagroził - wtedy też możesz trzymać mi różdżkę przy głowie.
- Drętvota! - wypaliła Parvati, a ciało
oprawcy zesztywniało.
Lav aż podskoczyła w ramionach
przyjaciółki. Ta nie myśląc długo puściła ją, po czym chwyciła za rękę i
popędziła korytarzem ku schodom na wyższe piętro w głowie miała jedną myśl
"Oby Nevile był w Pokoju Życzeń".
***
- Co
rozumiesz przez sianie terroru? - spytał Black.
- To
proste, będziemy walczyć - odpowiedział Hans.
-
Jak i z kim? Mówiliście, że nikt tego nie robi - zaperzył się Black.
Niemcy popatrzyli po sobie.
Widocznie spodziewali się, że Syriusz szybciej zrozumie o co im chodzi, zgodzi
się i niebawem będą mogli wyruszyć do Anglii.
-
Oni nie znają miejsc ani czasu - oznajmił Jonatan IX.
- Ja
współpracowałem pod przymusem z nimi - dodał jego syn - znam kilka miejsc, wiem
gdzie uderzyć i w jakim czasie, ale musimy to zrobić szybko.
-
Ok!
Łapa nie potrzebował długich przekonywać.
Mając wciąż w pamięci to co widział w śnie, pragnął powstrzymać jak najwięcej
Śmierciożerców od zadawania krzywdy niewinnym.
-
Kiedy ruszamy?
Młodszy Jonatan wyszedł z pokoju.
Jego ojciec dopił spokojnie piwo, a Hans przetransportował kufle do zlewu i
umył je i osuszył za pomocą prostych zaklęć gospodarczych. Następnie magicznie
poustawiał je w odpowiedniej szafce. Kiedy skończył do pokoju wszedł dziedzic
prastarego rodu.
-
Mam - powiedział.
Na stół położył odręcznie narysowaną
mapę. Obok niej jakieś kartki z notatkami. Zapisane były po niemiecku, więc
Syriusz nie wiedział o co chodzi.
-
Nie możemy uderzyć w Śmierciożerców bezpośrednio, ale możemy utrzeć nosa
szmalcownikom.
-
Komu?
-
Ludziom, którzy wyłapują mugolaków, ludzi mieszanej krwi i istoty magiczne,
które podpadły Czarnemu Panu.
- Po
co to robią?
-
Wydają ich za pieniądze - wyjaśnił Jonatan Faust X - idzie na tym ładnie
zarobić - dodał z krzywym uśmiechem - w każdym razie szmalcownicy nie są tak
trudnymi przeciwnikami jak Śmierciożercy.
- Odbijamy
zakładników? - spytał Black.
Hans położył mu rękę na ramieniu.
-
Coś w tym rodzaju.
- Co
czwartek jeden z bliskich sług Czarnego Pana, nazwiskiem Goyle spotyka się z
trójką szmalcowników i odbiera od niego "przesyłki". Zwykle spotykają
się w mugolskim Wschodnim Londynie -
wskazał na mapę - najczęściej o 18:30 w tym barze - pokazał małą kropkę
w samym skraju mapy - rzadziej o 18:35 w tym - pokazał kropkę na drugim skraju
kartki - rzadko, ale jednak zdarza się pod tą restauracją - dotknął punkcik w
pobliżu pierwszej kropki.
- O
której tam? - spytał Black.
- W
tych godzinach mniej więcej co w barach.
-
Jaki dziś mamy dzień? - dopytał Łapa.
-
Czwartek, godzina 12:20.
- No
to mamy około pięć godzin.
Hans dał znak ręką i ruszyli do
wyjścia. Naciągnęli czarne szaty wierzchnie i wełniane rękawiczki w tym samym
kolorze. Starsi Niemcy w przeciwieństwie do młodzieńca ubrali bardziej sportowe
buty, jednego ze znanych europejskich sprzedawców.
-
Polecimy na miotłach do Brugge w Belgii - oznajmił najmłodszy czarodziej -
stamtąd teleportacja do Calais nad Kanałem La Manche. Zjemy tam obiad i
aportujemy się do Londynu. Wszystko jasne?
-
Jak się teleportujemy? - spytał Syriusz.
-
Łącznie - odpowiedział Jonatan - najpierw zrobię to ja, a potem ojciec.
-
Accio miotły - syknął Hans.
Cztery nowoczesne miotły mknęły ku
nim z oszołamiającą prędkością. Syriusz nie musiał zbyt długo się w nie
wpatrywać żeby rozpoznać, że to Błyskawice. Kupił kiedyś jedną z takich mioteł
swojemu chrześniakowi na Boże Narodzenie.
-
Lećmy! - krzyknął wesoło ojciec Jonatan i wskoczył na miotłę.
Pozostali podążyli za jego
przykładem. Odbili się mocno od ziemi i unieśli ku przestworzom. Syriusz
cieszył się opuszczając Hoffenheim. Wciąż nie ufał Niemcom, miał im za złe to
jak go potraktowali. Nie rozumiał też czym były sny, które śniły mu się podczas
przymusowego uśpienia. Pamiętał tylko trzy z nich. Każdy miał formę jakby
wspomnienia z myślodsiewni, którymi były ściany w tych wnękach w tej dziwnej
komnacie. Co więcej Łapa nie wierzył w to, że Faustowie nie skrzywdzili Lucy
Blueford. Ich reakcja, gdy o nią spytał wskazywała na to, że i oni lubili się
zabawić z kobietami w stylu Amycusa Carrowa, ale nie mając na to dowodów nie
mógł nic zrobić. Poza tym chwilowo byli jego sojusznikami w walce z Voldemortem...
-
Kurwa mać - zaklął Black pod nosem.
Na szczęście w pędzie powietrza
gdzieś kilkaset metrów nad Zachodnimi Niemcami jego towarzysze podróży nie byli
w stanie go usłyszeć.
Syriusza nawiedziła właśnie myśl, że
być może zbyt szybko uwierzył Faustom w ich szczytne intencje. Nie miał nawet
żadnych dowodów na to, że jest taka pora roku o jakiej wspominali. Rzucił
szybko okiem w dół.
Lecieli właśnie nad dużym miastem.
Jego ulice pokryte były czymś szarym. Chlapa - pomyślał Black. To by oznaczało,
że faktycznie jest już końcówka marca i właśnie odchodzi zima. W tej kwestii
mogli, więc nie kłamać, ale co z innymi? Jaką miał gwarancję, że to wszystko
nie jest intrygą jakichś przebiegłych Śmierciożerców? W końcu ten młody sam się
przyznał, że był współpracownikiem Czarnego Pana.
Myśląc co zrobić w tej sytuacji,
Łapa nie mógł wpaść na nic rozsądnego. Gdyby odleciał na bok w tej chwili, za
pewne by go złapali. Już dawno nie latał na miotłach, więc wypadł z wprawy.
Pozostawało mu jedynie lecieć z nimi i liczyć w ich szczytne intencje.
Wylądowali na przedmieściach sporego
miasta - w jak zapewniał Hans - Belgii. Młodszy Jonatan zmniejszył rozmiar
mioteł do wielkości ołowianych żołnierzyków. Przewiązał je tasiemką i schował
do wewnętrznej kieszeni peleryny. Chwycił krewniaków za ręce. Syriusz złapał go
oboma rękoma za ramiona. Jonatan obrócił się i z donośnym hukiem deportowali
się z Belgii. Sekundy później aportowali się na piaszczystej plaży w Calais.
Nie było na niej ludzi, ale za to wiał porywisty wiatr i spienione fale
wpływały coraz głębiej na brzeg.
-
Będzie sztorm - stwierdził mimowolnie Hans.
-
Pora na obiad - wtrącił radośnie Jonatan.
Wyjął z zewnętrznej kieszeni
magicznie pomniejszone plastikowe pojemniki. Stuknął w nie różdżką i od razu
się powiększyły. Były podłużne, a w środku znajdowały się ugotowane ziemniaki w
gęstym, brunatnym sosie. Obok nich leżała sporych rozmiarów pałka z kurczaka i
trochę kiszonej kapusty z odrobiną marchwi. Zjedli posiłek migiem. Ponownie
objęli się nawzajem i deportowali dalej.
-
Wreszcie Londyn - ucieszył się Black, kiedy wylądowali w jednym z zaułków
Wschodniego Londynu.
Przechodzący koło zaułku łysy,
barczysty Mugol w szaliku z napisem "Tottenham London" spojrzał na
nich dziwnie, ale nic nie powiedział.
-
Mamy mało czasu - powiedział Hans - jest za 20 minut 18. Musimy się podzielić.
-
Nie ma sensu - oponował Black - jak się potem skontaktujemy?
-
Szlak - zaklął Jonatan - zapomnieliśmy zabrać.
-
Nie ważne - przerwał mu ojciec - co robimy?
-
Bar i restauracja są niedaleko - zauważył syn - idźmy ja i Black pod
restaurację, a wy do baru. Jeden z nas przyjdzie do drugiej pary kiedy
rozpoznamy szmaciarzy.
-
Zgoda - zgodzili się wszyscy.
Łapa podążył za Niemcem. Przeszli
kilka uliczek dalej. Po drodze mijali kolejnych mugoli z niemal identycznymi
szalikami do tego jaki miał człowiek, który mijał zaułek, w którym się
aportowali z Francji. Syriusz spytał Jonatana o co z tym chodzi.
-
Dziś jest mecz pucharu UEFA, to takie europejskie rozgrywki w mugolskim
sporcie.
Poszli dalej pomiędzy kolejnymi
kibicami. Jak dowiedział się Black słysząc ich rozmowy do stadionu było stąd
jeszcze około kilometra, a mecz rozpoczynał się za nieco ponad 2 godziny, lecz
część z nich planowała jeszcze odwiedzić bar i "strzelić sobie kilka
piw".
-
Jesteśmy - powiedział Niemiec, kiedy zatrzymali się pod obskurnie wyglądającym
przybytkiem - wiem, że nie jest to 5gwiazdkowa restauracja, ale cóż oni też nie
wyglądają na biznesmenów.
Usiedli sobie jakby nigdy nic na
ławce na przeciw restauracji i obserwowali ruch na ulicy. Przejechało przez nią
kilka zagranicznych aut, lecz ani śladu zwolenników Voldemorta.
-
Siedząc tak na widoku nie odstraszymy ich? - zapytał w końcu Black.
-
Nie.
Odpowiedź nie rozwiała wszystkich
wątpliwości Anglika. Widząc to Niemiec postanowił ją rozwinąć:
-
Interesy i tak robią w środku - mówił - Goyle i tak zwykle przychodzi wcześniej
żeby coś zjeść lub wypić nimi przejdzie do transakcji. Wystarczy, że zobaczymy
lub chłopaki...
Dalszą część jego wypowiedzi
przerwało przybycie Hansa. Staruszek dreptał ku nim nerwowo w pośpiechu.
-
Jest już.
-
Idziemy! - ucieszył się Jonatan.
Pomknął pospiesznym krokiem, ale nie
zbyt szybkim by nie budzić podejrzeń do baru. Zatrzymał się w połowie baru i
oddał Syriuszowi jego różdżkę. Ustawili się w szeregu i poszli dalej spokojnym
krokiem.
-
Hans wejdziesz do środka z Blackiem - powiedział Jonatan przed wejściem -
Imperius na personel rzucony? - spytał, a starzec odpowiedział skinieniem głowy
- Wspaniale. Kiedy wejdą łachmaniarze, rozkażesz Mugolom schować się na
zapleczu, ale pamiętaj że jeden z nich ma zostać żeby obsłużyć ich. Ja wkroczę
jak usłyszę świst klątw.
-
Nie bierzemy jeńców - skwitował Hans, skierował różdżkę na Blacka i przyprawił
mu gęstą brodę oraz zmienił kolor włosów na blond.
Wszedł powoli wraz z Blackiem do
baru. W środku był Goyle, lecz pochłonięty własnym kolejnym piwem - obok stały
trzy puste kufle - i golonką nie zwrócił uwagi na wchodzących do środka. Hans i
Syriusz usiedli w kącie sali. Podeszła do nich młoda kelnerka w o wiele za
krótkiej miniówce i zaproponowała herbaty z rumem na rozgrzanie. Hans zgodził
się. Wróciła po kilku minutach. Mężczyźnie zaczęli pić swoje napoje i rozmawiać
na niezobowiązujące tematy (pogoda, ruch na ulicy itp.). Kiedy dopili pierwszą
filiżankę podeszła do nich ponownie kelnerka, lecz wtedy do knajpy wkorczyli
szmalcownicy.
Ubrani w podarte łachy, nieogoleni
od ponad tygodnia, otoczeni zapachem alkoholu. Odrzucona kelnerka podeszła do
nich z wyraźną odrazą na twarzy i spytała co chcieliby pić.
-
Wódki dziwko! - ryknął jeden z nich i dał jej klapsa w pośladki.
- To
jest powód - ucieszył się Hans - wkraczamy.
Mężczyźni wstali jak jeden mąż. W
progu pojawił się już młodszy Jonatan. Tymczasem nie zwracający na nich uwagi
czarnoksiężnicy zajęci byli klepaniem młodej Mugolki.
-
Zostaw ją! - ryknął starszy Jonatan.
- A
bo co, mugolska kurwo? - spytał jeden ze szmalcowników.
-
Avada Kedavra! - Hans zabił go na miejscu.
Za jego przykładem poszli
Jonatanowie i Syriusz. Goyle rzucił się pod stół i uniknął klątwy, która
poleciała za niego i roztrzaskała krzesło, na którym przed chwilą siedział.
Jonatan młodszy upolował drugiego ze szmalcowników, lecz trzeci także w porę
się uchylił.
Niemcy odskoczyli na boki i
przewracając stoły schowali się za nimi. Syriusz złapał kelnerkę i przyciągając
ją sobie padł na ziemię, tuż pod promieniem zielonego światła, które
wystrzeliło z różdżki szmalcownika. Korzystając z okazji, że przeciwnik się
wychylił młodszy Jonatan faktycznie nie brał jeńców. Jego klątwa trafiła prosto
w pierś bandyty. Robił kolejne kroki i już składał się do posłania kolejnej
klątwy, kiedy rozległ się głuchy trzask i stało się jasne, że Goyle zdołał
uciec.
-
Połowiczny sukces - stwierdził Hans stając na ciałami.
-
Kolejnym razem pójdzie lepiej, wiecie już jak to wygląda - powiedział Jonatan.
W tym czasie kelnerka składała
buziaki z wdzięczności na policzkach Blacka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz