Rozdział
61
Podróż
na Zachód
Razem z Lucy ustalił, że nie będą
kontynuować swojej znajomości na poziomie z nocy. Ona zbyt bardzo była
przywiązana do męża, on nie chciał niszczyć czyjegoś małżeństwa. Ich decyzja
spotkała się z uznaniem bandy łysych, rosyjskich czarodziei. Anglicy wyjaśnili
swoją decyzję i jej motywacje przy śniadaniu.
-
Honorowo - uznał jeden z Rosjan.
Syriusz spędził z nimi na prawdę
sporo czasu, lecz w dalszym ciągu nie był w stanie ich odróżnić. Pewnie gdyby
nosili cały czas te same ciuchy mógłby się nauczyć rozróżniać mężczyzn po
ubraniach, niestety - dla niego - przebierali się codziennie.
-
Dzisiaj wyruszamy dalej - oznajmił Blueford.
-
Andriej, Ivan i Igor odstawią was do Moskwy - oznajmił jeden z obozowców -
stamtąd złapiecie świstoklik do Warszawy.
-
Warszawy? - zdziwił się Black.
-
Stolica Polski - wyjaśnił Andriej, który właśnie wyłonił się ze swojego namiotu
i przyszedł na śniadanie.
Łapa przyjrzał się swojemu
wczorajszemu przeciwnikowi. Był wysoki. Anglik oszacował jego wzrost na 190cm,
może trochę więcej. Miał przy tym muskularną sylwetkę. Widać było, że równie
dużo czasu co przy trenowaniu pojedynków, zaklęć i uroków spędzał na siłowni.
Ubrany w czarne, wczoraj pastowane buty, z długimi białymi sznurówkami. Do tego
czarne spodnie, bojówki z licznymi kieszeniami i czarna bluzka z kołnierzykiem
z białą obwódką. Na lewej ręce miał tatuaż, ale Black nie mógł jednoznacznie
stwierdzić co on przedstawia.
-
Kiedy ruszacie? - spytał inny skin.
- Po
śniadaniu - oznajmił Lucy.
- O
14 mają świstoklik - dodał Andriej.
-
Która godzina? - spytał Black.
- 13:00 - odparła Blucy, zrywając się do biegu.
- 13:00 - odparła Blucy, zrywając się do biegu.
Migiem spakowała siebie i Syriusza.
W 2 minuty była z powrotem. Zwarta i gotowa ogłosiła, że mogą ruszać. W
odpowiedzi od stołu wstali Łapa i Andriej, który wziął ze sobą na wynos wędzoną
nóżkę z kurczaka.
-
Gdzie reszta z was? - spytała chaotycznie przewodnika.
-
Igor "umiera" - wyjaśnił mięśniak sugestywnie.
- A
ten drugi? - wtrącił Black.
W odpowiedzi kolos wskazał ręką w
stronę, gdzie w nocy znajdowała się scena. Siedział na niej człowiek o posturze
Andrieja, lecz z o wiele większym brzuchem. W dłoni trzymał butelkę na pół
wypitej wódki.
-
Także też odpada - skwitowała Lucy.
-
Niestety - dorzucił jeden z łysych.
-
Cóż będzie weselej - dodał Andriej z niepokojącym uśmiechem.
Nim ktokolwiek zdołał go zapytać co
ma na myśli złapał Brytyjczyków za nadgarstki i przekręcił się wokół własnej
osi. Rozległ się donośny trzask. Cała trójka zniknęła ze specyficznego obozu.
-
Nie mogłeś uprzedzić - syknął z wyrzutem Syriusz, kiedy wylądowali na
przedmieściach jakiegoś miasta.
- Nie.
Lucy rzuciła towarzyszowi mrożące
krew w żyłach spojrzenie i Syriusz się już nie odezwał. Angielka przyjęła to z
zadowoleniem.
Rozejrzał się po okolicy. Na wprost
niego znajdował się stary opuszczony magazyn. Okna były pozabijane dechami.
Drzwi zabetonowano. Widać było, że ktoś starał lub dalej stara się żeby nikt
postronny nie wszedł do budynku. Magazyn otaczał ogromny pusty plac. Całość
ogrodzona była płotem z siatki.
Kiedy spojrzał na boki, dostrzegł
stare i zaniedbane domy wielorodzinne. Nie zdołał się obrócić by spojrzeć za
plecy, gdyż Andriej pchnął go stanowczo do przodu.
-
Dokąd idziemy? - spytała Lucy, idąc z boku.
-
Zobaczysz - odparł tajemniczo.
Doszli do płotu przed magazynem.
Rosjanin wyjął różdżkę i uderzył w zardzewiałą kłódkę na bramie. Rozległ się
cichy szczęk i kłódka otworzyła się. Dotknął bramy, a ta rozjechała się powoli
na boki. Weszli na plac.
-
Czy to szpital? Ministerstwo? - pytał Black.
Skojarzenia z Szpitalem św. Munga w
Londynie były aż nazbyt widoczne. Brytyjski obiekt także był upozorowany na
rozpadający się, każda postronna osoba widziała go w ruinie, tak na prawdę było
zupełnie inaczej. Być może z tym jest taka samo?
-
Nie - odparł beznamiętnie Andriej.
Poprowadził gości dalej. Zatrzymał
się dopiero przed zamurowanymi drzwiami. Podrapał się po głowie. Z jego miny
łatwo można było wywnioskować, że coś nie zgadzało się z jego wyobrażeniami o
tym magazynie.
- Co
jest? - spytała Lucy lustrując bacznie dechy w jednym z okien.
Andriej obrzucił ją bezwyrazowym spojrzeniem.
-
Wyjmijcie różdżki - poinstruował ich.
Zrobili to. Lucy stanęła za jego
plecami. Celowała różdżką w miejsce, gdzie kiedyś były drzwi. Black zrobił tak,
ustawiając się z boku.
-
Bombarda! - syknął Rosjanin, a cegły eksplodowały.
Andriej nie czekając aż opadnie kurz
po wybuchu wbiegł do środka. Za nim podążyli Brytyjczycy. W środku było nadspodziewanie
ciemno. Syriusz nie widział co się dzieje. Jego oczy wciąż nie przyzwyczaiły
się do ciemności.
-
Ile mamy czasu? - rozległo się pytanie Andrieja.
-
Nie wiem, nie widzę - odpowiedziała Lucy.
Wtedy po drugiej stronie pustej hali
wystrzeliły zielone iskry.
-
Lumos - mruknął Black.
Kiedy różdżka rozświetliła się,
Andriej zakrył ją własnym ciałem.
-
Zgaś to! - warknął.
-
Dlaczego?
Nim usłyszał odpowiedź mknął w nich
strumień beżowej energii. Rosjanin podciął Syriusz i odskoczył na bok. Black
padł na ziemię z głuchym trzaskiem. Po chwili ściana za jego plecami zatrzęsła
się w posadach.
-
Nie rozleciała się? - zdziwiła się Lucy.
-
Nie od takiej klątwy - wyjaśnił skinhead.
Spodziewali się kolejnego ataku,
lecz ten nie nastąpił. Po chwili ich oczy przyzwyczaiły się do mroku. Blueford
mogła spojrzeć na zegarek.
-
Pół godziny - zakomunikowała.
-
Super - powiedział sam do siebie Andriej.
Skierował różdżkę pod przeciwległą
ścianę. Z jej końca trysnął strumień zielonych iskier. Nic mu nie
odpowiedziało.
- Rictumsempra!
- rozległ się głos z mroku.
Strumień żółtego światła poleciał w
przybyłą niedawno trójkę.
-
Protego - sapnął Black.
Wyczarowana przez niego niewidzialna
tarcza zablokowała atak.
-
Nie włączać świateł, bo nas zdradzicie - polecił Rosjanin.
Nim Anglicy zdążyli mu odpowiedzieć
z przeciwnej strony pomknął ku nim ognisty jaszczur. Kiedy zionął ogniem, za
jego plecami dostrzegli cztery postacie w ciemnych pelerynach.
-
Colloshoo - syknął Black.
Jedna z postaci usiłowała podnieść
nogę, lecz nie mogła.
-
Aquamenti! - z różkdżki Lucy wystrzeliła woda.
Płomień ognistej salamandry zgasł.
-
Avada Kedavra! - zielone światło pomknęło w gada, który po chwili padł martwy.
Andriej zabił jaszczurkę, lecz to
nie był koniec ich kłopotów.
-
Rozproszyć się - mruknął do nich Rosjanin, kiedy 3 strumienie czerwonego
światła mknęły w ich stronę. On i Black uciekli bezpiecznie na boki, lecz Lucy
nie zdążyła.
-
Protego - syknęła.
W ostatniej chwili wyczarowała tarczę.
Pierwszy czar oraz drugi zostały odparte. Ostatni złamał jej tarczę, lecz
poszybował pół metra obok jej tułowia.
-
Expeliarmus - szepnęła.
Zaklęcie rozbrajające poleciało w
stronę napastników, ale rozbiło się na wyczarowanej przez nich tarczy. Podczas
uderzania w nią rozświetliło teren wokół nich. To wystarczyło Andriejowi i
Syriuszowi do wycelowania. Mężczyźni ryknęli równocześnie:
-
Crucio!
-
Titillando!
Zaklęcie niewybaczalne nie trafiło
co prawda celu, lecz roztrzaskało znajdujący się za przeciwnikami mur.
Promienie światła wpadły do środka oślepiając wszystkich. Z kolei atak Blacka
okazał się celny. Jeden z napastników padł na ziemię, zanosząc się od
histerycznego śmiechu.
-
Rozśmieszasz go? - zdziwił się Andriej.
- To
lepsze od tortur.
- Co
kto woli - Lucy przerwała ich dyskusję.
-
Koniec tego dobrego - powiedział Rosjanin - Firestorm - szepnął.
Momentalnie wokół jego postaci
pojawił się pierścień ognia. Podszedł bo Blacka. Mruknął coś pod nosem, machnął
różdżką i w pierścieniu zjawiła się luka. Anglik wbiegł przez nią do kolegi. Za
chwilę tak samo uczyniła Lucy.
- Co
teraz? - spytała ta ostatnia.
-
Wychodzimy.
Ruszyli. Rosjanin kontrolował ogień.
Wraz z nimi przemieszczał się pierścień. Od czasu do czasu płomienie
podskakiwały w górę, żeby zablokować atak. Czasem, któryś z nich oderwał się od
reszty i pomknął w stronę przeciwników. Ci bez trudu bronili się przed nim,
lecz nie pozwalało im to zaatakować. Dzięki temu trójka podróżnych mogła bez
przeszkód zlokalizować wyjście z hali i przedostać się do nich.
-
Baubillous - syknęła Lucy, kiedy wychodzili.
Jasnożółty piorun storpedował
przeciwników.
- Co
dalej? - spytała Andrieja.
-
Przechodzimy - powiedział, wskazując na drzwi.
Znaleźli się w nowym, małym
pomieszczeniu. Znajdowała się w nim biurko i kilka regałów. Widocznie kiedyś
musiało się tu znajdować jakieś biuro.
-
Jest - ucieszył się Rosjanin, chwytając starego buta.
- To
świstoklik? - spytała Blueford.
- Da
- potwierdził Rosjanin - chwytajcie go i lećcie, macie mało czasu.
Zrobili co kazał i czekali. Ku
zdziwieniu Syriusza Rosjanin nie puścił. Nim zdołał go o to zapytać, buta
rozjarzył się dziwnym blaskiem. Poczuli szarpnięcie w żołądku i zdematerializowali
się.
Kilka sekund później znaleźli się w
łazience. Tak przynajmniej wywnioskował Black. Świadczyło o tym kilka umywalek,
pisuary oraz drzwi prowadzące zapewne do sedesu. Dodatkowo cała podłoga pokryta
była porozrzucanymi rolkami papieru.
-
Dworzec centralny - oznajmił Andriej.
-
Gdzie dalej? - spytał Black.
- Do
hotelu - odparł tamten i poprowadził ich na zewnątrz.
Wyszli w podziemnym przejściu.
Rozejrzeli się po tabliczkach informujących, gdzie znajdują się kolejne perony
oraz wyjście. Skierowali się ku temu ostatniemu. Po drodze mijali tłumy
zwykłych Warszawiaków zmierzających do pracy.
-
Mugole - rzucił z pogardą Andriej i splunął.
-
Tacy sami ludzie jak ty - syknął Black.
-
Inni.
-
Nie znaczy, że gorsi - oburzył się Syriusz.
-
Tego nie powiedziałem.
Lucy uciszyła ich ruchem ręki.
-
Wiecie gdzie jest ten hotel? - zapytała.
-
Pójdziemy do pierwszego lepszego.
-
Nie mamy polskich, a tym bardziej mugolskich pieniędzy - zaprotestował Black.
-
Nie będą nam potrzebne.
Wreszcie doszli do schodów i wyszli
na jednej z głównych ulic stolicy Polski. Powitał ich tu zgiełk miasta.
Tramwaje i samochody stały w korku. Gdzieś dalej żółty nieco kwadratowy
samochód z napisem "TAXI" ścinało sobie drogę przez chodnik.
-
Tam - powiedział Andriej.
Wskazał i poprowadził ich do dużego,
starego budynku. W jego ścianach znajdowały się okna w drewnianej, odrapanej obudowie. Nie wyglądał jak żaden ze znanych
Syriuszowi kolorowych, londyńskich hoteli. Bardziej przypominał czarodziejski
"Dziurawy Kocioł". Jeśli panowały w nim takie same warunki, to
poczuje się niemal jak w domu.
Weszli do hotelu po kamiennych
schodach. Wewnątrz znajdowała się duża hala. Tuż przy drzwiach za ladą stało
dwoje mężczyzn w garniturach. "Portierzy" - pomyślał Black. Andriej
podszedł do nich. Dopiero teraz Black zauważył, że Rusek ubrał się w kurtkę. Z
jej rękawa wystawał czubek różdżki.
Po chwili wrócił do nich trzymając w
dłoni kluczyki od pokoi numer 103 i 105.
- To
obok siebie - wyjaśnił.
-
Skąd?
-
Jak? - dziwili się jego towarzysze podróży.
-
Dobre niewybaczalne, nie jest złe - odparł z uśmiechem.
Zważywszy na sytuację, Syriusz
postanowił nie krytykować metod Rosjanina. Poszedł za nim i Lucy do
wspomnianych pokoi. Zadecydowali, że Lucy przenocuje w jednoosobowym
pomieszczeniu numer 103, a faceci w drugim.
Wnętrze pokoju Syriusza i Andrieja
było bardzo przestronne i skromne. Dwa pojedyncze łóżka, dwa krzesła obok
stolika, mała szafa i wieszaki na ścianie. Więcej mebli nie było.
Andriej wyjął z kieszeni "Eliksir
szybkiego snu" i wypił swoją porcję. Gdy tylko położył się do łóżka - nie
zdjął nawet swoich butów - zasnął. Widząc to Black wolał najpierw pozbyć się
butów. Usiadł, zrobił to i dopiero wypił eliksir. Zasnął równie szybko co
towarzysz.
-
Wstawaj - obudziło go warknięcie Ruska tuż nad swoim uchem.
-
Która godzina?
-
21.
-
Daj mi spać.
-
Lecicie dalej.
-
Co?
- No
pora na nas - wyjaśniła Lucy, która także była już w ich pokoju.
- A
on? - spytał wskazując na Andrieja.
Odpowiedział mu śmiech skina.
-
Będziesz tęsknił? - zakpił.
-
Raczej cieszył się - odgryzł się Brytol.
Lucy nie czekała aż rozgorzeje
konflikt. Rzuciła się na szyje, wyższego mężczyzny. Wyściskała go za wszystkie
czasy. Potem chwyciła Blacka pod ramię i obróciła wokół własnej osi. Znów się
teleportowali.
-
Gdzie jesteśmy? - spytał ją Black.
-
Hoffenheim w Niemczech - odparła Angielka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz