Rozdział 44
Thomas Fox i Ruch Wolności
Remus zbliżył się bardzo do Tonks. Od tej pory spotykali
się znacznie częściej niż do tej pory. Raz nawet Syriuszowi zdarzyło się
słyszeć jednoznaczne dźwięki z nieużywanej już od wielu lat sypialni jego
brata, nieboszczyka. Łapa coraz bardziej wyczekiwał na jakiś błąd bądź
potknięcie się sił wroga. Niestety jak do tej pory Syriusz nie dostąpił szansy
walki z wrogiem, ani też ujawnienia się przed światem czarodziejów wraz z
prawdą o zdradzie Glizdogona i jego sprzedaży przyjaciół za kilka lat
dłuższego, choć marnego życia.
Syriusz wiele razy zastanawiał się jak Peter mógł tak
okropnie postąpić. Oczywiście, gdyby Glizdogon został złapany przez
śmierciożerców - o samym Voldemorcie nie mówiąc - i w wyniku tortur, porwania
bliskich czy innego bezpośredniego zagrożenia życia, Syriusz mógłby tolerować
jego wybór. Nie akceptować, bo tego nie zrobiłby nigdy, ale tolerować że doznał
cierpień, ran fizycznych albo psychicznych. Nie żywiłby wtedy wobec Petera takiej
nienawiści jak teraz. Oczywiście byłby zły, może nawet potraktowałby go kilkoma
wrednymi urokami, ale nie próbowałby go zabić. Sytuacja, jednak przebiegła
inaczej. Peter z własnej, niczym nie przymuszonej woli udał się do skrzynki
kontaktowej śmierciożerców, zdobył dostęp do samego Lorda V. i przekazał jemu
gdzie ukrywają się najbardziej poszukiwani przez niego ludzie wraz ze swoim
prawie już rocznym synkiem. Na takie działania, nigdzie nie będzie tolerancji.
Konfidenci muszą zostać ukarani i kropka!
***
W tym samym czasie w małym mieszkaniu niedaleko Glasgow,
odbywało się spotkanie kilku ludzi, którym na celu leżało dobro nie tylko
czarodziei w magicznej Wielkiej Brytanii. Dom należał do Sonii Quickleger,
młodej wdowy, kenijskiego pochodzenia.
Sonia przybyła do Szkocji pięć lat temu. Kilka dni potem
poznała swojego przyszłego męża Johna. Szybko przypadli sobie do gustu. Jej mąż
był na prawdę przystojnym człowiekiem, nie miał niestety magicznych mocy, ale
znał prawdę o sekretnym życiu specjalnie uzdolnionych Brytyjczyków i nie tylko
ich. John był charłakiem, czyli urodzonym w czarodziejskiej rodzinie
człowiekiem, który nie posiada magicznej mocy. Niestety John umarł ponad rok
temu. Zachorował na nieuleczalną w świecie zwykłych ludzi chorobę. Gdyby został
przyjęty do Szpitala św. Munga, specjalnej placówki medycznej wiedźm i magów,
mógłby zostać uratowany. Tak się, jednak nie stało. Szefostwo szpitala nie
wydało zgodny na przyjęcie Johna, mimo że ten był urodzony w rodzinie
czarodziejów. Z powodu braku mocy, został "odesłany z kwitkiem",
recepcjonistka poleciła rodzinie udać się z nim do mugolskiego szpitala i tam
leczyć chorego. Niestety nie było to możliwe. John umarł, po kilku dniach,
jałowych starań lekarzy.
Teraz długonoga, zgrabna murzynka udostępniała swój dom
na pierwsze spotkanie ludzi, którzy podzielali jej poglądy na wiele kwestii... Siedzieli
przy prostokątnym, sosnowym stole. Sonia przyjrzała się im. U szczytu stołu
siedziała Stefania Mlitschenko, pochodząca z Ukrainy blondynka w średnim wieku.
Obok niej siedział łysiejący czarodziej z Portsmouth, nazywał się Luke Blair.
Dalej siedzieli bracia William i Harry ze starego czarodziejskiego rodu
Skyman'ów. Starszy Harry przebywał tu wraz ze swoją narzeczoną Lindsay. Z
drugiej strony przebywał Thomas Fox i jego żona Ana. Pan Fox był rudy i krótko ostrzyżony.
Zawsze miał na sobie eleganckie szaty, pochodził z bogatej rodziny - jego
ojciec był cenionym uzdrowicielem. Ana za to była duszą towarzystwa i
odznaczała się też nieprzeciętną urodą. Była aż o 9 lat młodsza od partnera.
Miała mleczną cerę i długie aż do pośladków, kasztanowe, kręcone włosy. Ana
mawiała, że chciała zawsze mieć tak kręcone włosy jak pani Quickleger, ale nie
było to możliwe w sposób naturalny. Sonia swoje wybitnie pokręcone włosy
zawdzięczała afrykańskiemu pochodzeniu. Gospodyni usiadła przy froncie stołu,
naprzeciw Stefanii.
Powodem do spotkania tych, zdawałoby się zdecydowanie
różnych osób był bardzo złożony. W gruncie rzeczy wszyscy mieli taki sam
światopogląd. Zebrani pragnęli zrównania w prawach czarodziei ze starych rodów,
mugolaków i ich dzieci oraz charłaków, a być może i gobliny wraz ze skrzatami
domowymi. Poza tym chcieli też ograniczyć wpływ ministerstwa na życie
przeciętnego czarodzieja i powrócić do czasów wolnych mediów, które są poza
kontrolą odpowiednich wydziałów ministerstwa. Chcieli też nawiązać bliższą
współpracę z mugolami i spróbować skorzystać z niektórych ich wynalazków, do
których nie potrzeba prądu elektrycznego i innych rzeczy nie działających w
pobliżu magii.
Do tej pory żadne z nich nie miało wielkiego doświadczenia
w sprawach polityczno- społecznych. W zasadzie tylko Thomas miał doświadczenie
z pracy w "Proroku
Codziennym". Reszta nie pracowała nigdy ani w ministerstwie, ani w
zawodach wymagających częstych kontaktów z ludźmi na ulicach chociażby
Hogsmeade.
- Od czego zaczniemy? -
spytała gospodyni.
Zebrani spojrzeli po sobie. Nikt nie wiedział co
powiedzieć. Wreszcie pan Fox wstał i nie pewnie przemówił:
- Może, powinniśmy wyjść na
ulicę i pokazać, że mamy swoje postulaty i chcemy ich zrealizowania - mówił
nieco chaotycznie.
- Żeby to zrobić nie możemy
mieć takiej tremy jak teraz! - zaperzyła się Mlitschenko, która znana była z
wybuchowego temperamentu - ustalmy tu jakieś ogólne postulaty i pomyślmy jak z
nimi dotrzeć do ludzi.
- Po co do nich? - spytała
Lindsay, ziewając.
- Właśnie - zawtórował jej
narzeczony - nie lepiej od razu do Knota?
-Nie - zaprotestował Fox.
- Jeśli będziemy mieć
poparcie w społeczeństwie to minister łatwiej się ugnie - wyjaśniła Ana.
- To jest długi proces - zauważyła
Sonia.
- Tak, ale tylko tak
zdobędziemy to czego chcemy - powiedział Thomas.
Po tych słowach zapadła głucha cisza. Chwilowe ożywienie
wystygło i nikt nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć. Wyjątek znów stanowił
Thomas, ale on tym razem gorączkowo nad czymś myślał. Nie mówił nic, tylko z
zacięciem patrzył w okno, drapiąc się przy tym szybko po skroni. Sonia
wykorzystała ten moment i przyzwała zaklęciem piwo kremowe z kredensu. Wszyscy
z wyjątkiem Foxa odkorkowali swoje butelki i zaczęli pić. Wtedy Fox powiedział
wreszcie:
- Wydawajmy gazetę!
- Nie mamy pojęcia jak -
marudził William.
- Nie mamy reporterów, a
takich robiących to za pieniądze nie potrzebujemy - dodał Blair.
- Dlaczego niby? - zdziwił
się rudy - jeśli będziemy mieli dobre artykuły i zdobędziemy rozgłos, zaczniemy
czerpać zyski - tłumaczył - i w ten sposób będziemy zyskiwać fundusze na dalszą
działalność. Potem możemy otworzyć jakąś firmę, która będzie kontrolowana przez
naszą organizację.
- Jaką organizację? -
spytała Quickleger.
- Naszą - odparł beztrosko
Thomas - na początek wymyślmy nazwę naszego ruchu.
- Może Ruch Wolności? -
spytał niepewnie Luke.
Początkowo zebrani nie byli zbyt chęci na taką nazwę i
zaczęli wymyślać różne nazwy, często będące zdecydowanie bez sensu. W końcu
rudy ex- reporter zaproponował głosowanie, w którym ostatecznie zwyciężyła
nazwa "Ruch Wolności", zyskując aż połowę głosów. Po jednej czwartej
uzyskały "Równouprawnienie Istot magicznych" i "Zmiana systemu".
Gospodyni wyczarowała przed sobą czystą kartkę pergaminu.
Przywołała do siebie pióro i czarnym atramentem napisała na nim dużymi literami
nazwę.
- Co dalej? - spytała.
- Gazeta - powiedział Thomas
Fox.
- Gazetę trzeba wydawać
codziennie - zauważył Harry - może lepiej tygodnik?
Zebrani pokiwali gorliwie głowami i zgodzili się na
tygodnik. Thomas zaoferował się załatwić maszyny do druku i powielania
egzemplarzy. Ana miała użyć wdzięku do rejestracji redakcji w ministerstwie i
uzyskania licencji na wydawanie prasy. Bez tej zgody nie mogli legalnie
drukować gazet i rozprowadzać ich w normalnym obiegu. Po kolejnych kilku
minutach czarodzieje zdecydowali sie, że nazwą swoje czasopismo "Głos
Wolnościowych Obywateli", w skrócie GWO.
- Jakie są nasze postulaty?
- spytał Luke.
- Myślałam nad tym odkąd
dowiedziałam się o tym, że będziemy tworzyć "coś" - powiedziała
gospodyni - i sądzę, że po pierwsze musimy uzyskać dostęp do św. Munga dla
charłaków i mugoli chorych na nieuleczalne dla nich w ich świecie choroby.
Potem musimy poprawić los skrzatów i być może uzyskać dla nich status taki jak
mają czarodzieje. Gobliny powinny uzyskać autonomię nie tylko w Banku Gringotta.
- Dobrze - pochwalił ją Thomas,
wyrastający na lidera Ruchu.
- W kwestiach ekonomii
musimy dać czarodziejom więcej swobody, nie ograniczać ich tak bardzo
biurokracją Knota i skomplikowanymi przepisami sprzed kilkuset lat - mówił Luke
Blair.
- Ok.
Przez kolejne kilka długich godzin zebrani debatowali nad
innymi celami. Trzeba przyznać, że nie była to awanturnicza kłótnia, a
konstruktywna wymiana opinii, być może dlatego że nie pili już nic więcej
zawierającego alkoholu niż piwo kremowe.
- Mamy całkiem sporo do
zrobienia - mówił Thomas, a Sonia zorientowała się, że jest już dobrze po
północy, a przecież zaczęli obrady jeszcze przed obiadem, jakoś koło godziny
pierwszej.
- Kiedy ruszamy z
tygodnikiem? - spytała.
- Ana idzie dziś do
ministerstwa - odpowiedziała Stefania - Thomas ma w trzy dni zorganizować nam
sprzęt, a miejsce?
- Mam nieużywaną piwnicę w
domu - powiedziała gospodyni.
- Świetnie - ucieszył się
Fox - za dwa dni ustawimy tam pierwsze maszyny. Wciąż nie pracujesz, prawda? -
spytała troskliwie czarnoskórej.
- Niestety.
- Wspaniale! Nauczę cię
obsługiwać co trzeba i będziesz drukowała GWO i wysyłała je do dystrybucji.
- Spoko.
Ruch Wolności mimo, że dopiero co powstał miał sporo
namieszać. Wydawany przez niego "Głos Wolnościowych Obywateli" miał
stać się machiną propagandowo- edukacyjną dla wielu członków magicznej
społeczności i nawiązać walkę w ilości sprzedanych egzemplarzy z "Czarownicą",
czyli tygodnikiem kupowanym przez wszystkie młode czarodziejki.
Pierwszy numer GWO, w którym Thomas pisał o wadach obecnego
systemu przyjmowania do świętego Munga, potrzebie uregulowania kwestii
goblińskiej oraz przedstawił swoją organizację - został wybrany liderem pod
koniec spotkania u murzynki - okazał się sukcesem. Sprzedano wszystkie sto
egzemplarzy z pierwszego druku, w ciągu trzech dni. Sonia musiała robić dodruk.
W pierwszym numerze można było przeczytać również o potrzebie bliższej
współpracy z mugolami, uporządkowania sposobu w jaki jest wybierany minister i
ile trwa jego urzędowanie, zalegalizowanie latania dywanami czy też reportaż o
życiu przeciętnego charłaka.
W kolejnych numerach poruszano różne kwestię - czasami
nawet niezbyt poważne. Ludzie byli zainteresowani tym co wolnościowcy chcą im
przekazać. Fox uzyskał też zgodę na napisanie artykułu z drobnymi cytatami z
głośnego wywiadu jaki Harry Potter udzielił Ricie Skeeter dla magazynu "Żongler".
Z pewnością niedługo uzyskaliby jeszcze
więcej gdyby nie pewne wydarzenia do jakich doszło późną wiosną... A było to
zaraz po tym jak Thomas napisał duży artykuł o postawie Albusa Dumbeldore w
ciągu ostatnich miesięcy. Artykuł nie był całkowicie pozytywny dla dyrektora
Hogwartu, ale też nie potępiał go tak jak robili to dziennikarze wszystkich
mediów będących pod olbrzymim wpływem Knota. Wydarzenia jakie się rozegrały
zmusiły Foxa do napisania sprostowania do ostatniego artykułu i opisania tego
co przez ostatnie kilkanaście lat spotkało pewnego niezwykle uciemiężonego
bohatera...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz