Rozdział 38
Inna droga?
Tonks
wypełnił swoją obietnicę i odwiedzała swojego kuzyna w miarę możliwości. Poza
tym musiała z pewnością z kimś porozmawiać o sytuacji zbiega, gdyż poza nią do
Londynu wpadała z wizytą jej mama Andromeda - ulubiona krewna Blacka z lat
młodości. Starsza Tonks zawsze przynosiła mu zakupy i wraz z przyprowadzanym
przez siebie skrzatem robiła porządek w domu. Syriusz cieszył się, że ma
wreszcie normalne towarzystwo. Poza nimi Remus nareszcie wrócił i mógł
zamieszkać z Łapą na jakiś czas. Również to złożyło się na polepszenie nastroju
i formy psychicznej Blacka.
W
pierwszym tygodniu grudnia Syriusz odebrał dziwny list. Treść listu wprawiła
Syriusza w szok, a ten powiększył się jeszcze bardziej, kiedy zdał sobie
sprawę, że został dostarczony nie przez sowę, a przez jakiś tropikalny okaz
papugi. W samym liście znajdowało się tylko pytanie "gdzie
mieszkasz?" i wieści zapewniające, że list pochodzi od Czarnego Maga, z
nad morza Śródziemnego.
Syriusz
długo myślał nad tym czy list nie jest prowokacją ze strony śmierciożerców, a
konkretniej Snape albo Petera. W końcu doszedł do wniosku, że lepsze ryzyko i
śmierć w boju, niż ze starości i strachu w domu, gdzie jedynym towarzyszem był
fanatyczny skrzat, we wszystkim posłuszny porterowi jego matki.
Chwycił
w dłoń pierwszy lepszy kawałek papieru i zamoczył pióro w atramencie. Zamachnął
się i chciał coś napisać, lecz nie wiedział co. W ostatniej chwili zdecydował
się zachować ostatnie pozory bezpieczeństwa. Nie wiedział jak napisać o swoim
położeniu, tak by nikt nie domyślił się adresu, w razie gdyby ktoś
nieupoważniony przechwycił list. Po kilku minutach naskrobał tylko "Jestem w domu moich rodziców. Londyn wita...".
Zapakował list w kopertę przyniesioną przez ptaka. Napisał na niej "List zwrotny" i wysłał zwierzaka w
podróż powrotną - dając mu wcześniej garść ziarna.
Nie
spodziewał się zbyt szybko ujrzeć kogokolwiek w pobliżu Grimmauld Place. Z
nudów zajął się sprzątaniem ogromnego domu. Rezydencji tej, nie mógł by się
powstydzić nawet mugolski książę - oczywiście gdyby wcześniej ją wysprzątał.
Prace domowe zajęły Łapie dobre kilka godzin.
Zgodnie
z przewidywaniami, tego dnia nikt już Syriusza nie odwiedził. Wobec tego,
znudzony i zmęczony sprzątaniem Black zasnął bardzo szybko. Obudził się dopiero
kilkanaście minut przed południem następnego ranka.
Ku
zdziwieniu Syriusza z dołu domu, dobiegły go hałasy. Nie miał pojęcia kto może
przesiadywać w kwaterze zakonu od samego rana. Ahmed nie wiedział jak dostać
się wewnątrz domu, nawet gdyby zorientował się gdzie jest posiadłość rodu
Blacków. Jeśli nie on, to musiała to być Andromeda.
Ubrał
się szybko w wytarte, czarne jeansy i wyświechtaną koszulę. Naciągnął na to
szary płaszcz. W dłoń wziął różdżkę i wyszedł z pokoju. Ostrożnie schodząc po
schodach nasłuchiwał kto może być w Kwaterze Głównej i w jakim pomieszczeniu
obecnie przebywa.
Już
na schodach słyszał damski głos, bardzo piskliwy tego dnia. Bez wątpienia
właścicielka głosu napastowała intruza. Kim on mógł być? Black tego nie
wiedział - jeszcze. Zszedł ze schodów i usłyszał kolejny raz głos Tonks - bo to
ona kłóciła sie z intruzem.
- Kim jesteś? Pytam po raz ostatni do
diaska!
- Spokojnie, odłóż różdżkę.
- Nigdy! - zaprotestowała ostro.
Syriusz
uznał, że musi zainterweniować. Pobiegł
najszybciej jak mógł do kłócących się. Już będąc w drzwiach mruknął
"protego", było już za późno. Czerwony promień trafił Nimfadorę
prosto w brzuch. Kobietę odrzuciło w tył, uderzyła plecami o ścianę i z głuchym
łoskotem zjechała na podłogę, gdzie padła nieprzytomna.
- Nie musiałeś tego robić - syknął
Black.
Stał
tuż obok wyczarowanej przez siebie tarczy.
Mógł się za nią szybko schować w razie gdyby Czarny Mag rzucił w niego
urokiem. Ahmed stał niewzruszony. Różdżkę miał opuszczoną ku podłodze i patrzył
spokojnie w stertę szmat i wystających z nich kończyn, którą była obecnie
Tonks.
- Sam się na mnie rzuciła -
powiedział sucho.
- Co to było? - spytał gospodarz,
patrząc jak jego kuzynka wygląda dużo gorzej niż po zwykłym oszołamiaczu.
- Sadzę, że chciała mnie potraktować
jakąś klątwą i gdy dostała moim urokiem koniec jej różdżki obrócił się w stronę
niej. Nie wiem co chciała użyć, ale wyszło fascynujące połączenie.
- Możesz ją przywrócić do życia?
- Twoja tarcza mi przeszkadza -
oznajmił Ahmed.
Syriusz
odwołał swój czar. Ahmed miał teraz swobodny dostęp do Tonks. Wycelował w nią
swój magiczny przyrząd i mruknął jakieś słowa w języku nie znanym Łapie. Tonks natychmiast zmieniła swój wygląd. Teraz
nie różniła się niczym od każdej innej oszołomionej magicznie osoby. Wstała
raptownie i rzuciła w araba zaklęciem rozbrajającym. Ten uchylił się, a promień rozbił stojący za
nim czajnik na gaz.
- Protego! - ryknął jeszcze raz
gospodarz.
Tonks
patrzyła na niego zdziwiona, nie pamiętała bowiem żeby jej kuzynek był tu
przedtem. Arab zerkał za okno i udawał, że bawi go widok mugoli zmierzających
do swoich codziennych obowiązków. Z kolei Syriusz przyglądał sie teraz uważnie
muzułmaninowi.
Nie
był to widok nadzwyczajny dla przeciętnego mieszkańca Londynu. W mugolskim
mieście żyło bardzo wielu islamistów i tworzyli oni coraz liczniejsze dość
zamknięte na obcych grupy. Mimo to w magicznej części Brytanii widok araba - do
tego czarodzieja - był co najmniej dziwny. Ahmed nie różnił sie niczym od
swoich mugolskich pobratymców. Na głowie miał tradycyjny strój szasziję
o czerwonym kolorze. Resztę ciała zakrywała mu
biała galabija. Włosy miał wciąż czarne, a oczy bystre i łatwo wprowadzające
rozmówce w błąd.
- Kim on jest? - warknęła Tonks.
- To Ahmed, poznaliśmy go z Jamsem wiele lat
temu.
- Z Jamsem? - zdziwiła się kobieta.
- No z nim, a z kim innym miałby być podczas
wojny ze śmierciożercami? - wtrącił Czarny Mag.
- Nie wiedziałam, że mieliście wsparcie zza
granicy.
- Bo nie mieliśmy.
- Negocjowaliśmy tylko.
Syriusz
odwołał zaklęcie tarczy i wyjaśnił sytuację w jakiej został oddelegowany na
tereny arabskie, gdzie miał szukać wsparcie dla naszego ruchu oporu. Wyjaśnił
jak misja okazała się nie do końca zrealizowana po myśli Albusa Dumbeldore.
- Tylko co do ma wspólnego z dzisiaj? - spytała Dora, po zakończeniu opowieści
Syriusza.
- Spotkanie towarzyskie - zapewnił Ahmed.
Policzki
kobiety przybrały kolor pomidora, a jej twarz stała sie naburmuszona i okazywała
oznaki furii.
- CZYŚ TY ZGŁUPIAŁ?!
- Nie - odparł Black.
- Myślę, że jednak tak! - wypaliła
sfrustrowana - ściągasz tu obcego, nie wiemy komu powie, a ty chcesz wspominać?
- warczała bełkotliwie.
Syriusz
dał się skonfundować argumentom kuzynki, mimo że ta wypowiedziała je nazbyt
chaotycznie i zdecydowanie za bardzo agresywnie.
- Pozwolę sobie wtrącić, że w pewnym stopniu
współpracuję z profesorem... - milczenie, które zapadło przerwał Czarny Mag.
- a no jasne - wtrącił uradowany Syriusz.
- Jeśli mogę - zaprotestował Ahmed -
Dumbledore współpracuje ze mną od dawna - spojrzał szarymi oczyma znacząco na
Łapę, gdyż ten chciał znowu coś wtrącić - jak już mówił ci kuzyn pomogłem
Zakonowi kilkanaście lat temu. Poznałem kilku z was, m.in. Blacka, Pottera,
Meadows i kilku innych. Teraz mogę znów wam pomóc. Społeczność czarodziejów na
całym świecie nie chce przyznać się do powrotu Voldemorta, a ja... - tu się
zawahał - Syriusz nie powiedział ci, że lata temu, kiedy wszyscy uznawali go za
zdrajcę tylko ja się temu sprzeciwiłem i powiedziałem prosto w twarz Albusowi,
że jak jeszcze raz powtórzy przy mnie te brednie to będziemy się pojedynkować -
zakończył z naciskiem.
Ostatnia
informacja zrobiła wrażenie na Tonks. Widać było, że nie spodziewała się, że
ktoś z tak dalekiego i egzotycznego kraju mógł sprzeciwić się samemu przywódcy
Zakonu.
- To dlaczego nie dołączysz do Zakonu Feniksa?
- spytała Tonks.
- Bo uważają mnie za groźnego czarnoksiężnika
- odpowiedział niedbale Ahmed - nie do końca słusznie, ale jednak...
- Żartujesz? - wtrąciła znów oburzona kobieta.
- Nie - odpowiedział Łapa w imieniu
przyjaciela - podbił kiedyś pół arabskiego świata, należącego do czarodziejów.
- To już jest nie ważne - zapewnił Ahmed - teraz
oddaje się innym działaniom choć również politycznym, ale też w pewny sposób
społeczny.
- Możesz to opisać?- zaciekawił się Syriusz.
Ahmed
trochę się nadąsał, ale w końcu dał się namówić na rozmowę o tym, co dzieje się
w innych magicznych państwach na świecie i swojej karierze w Maroku. Przekonały
go do tego obietnica angielskiego śniadania i wina do popijania przekąsek.
- No to mów - zachęciła go Nimfadora, kiedy
zaczęli jeść.
Wcześniej
kobieta przyniosła do kwatery głównej sporo sucharów, dżem wiśniowy domowej
roboty swojej mamy, świeży chleb, paszteciki od pani Weasley, mięso drobiowe,
wędliny, kilkanaście sztuk jajek i kilka innych.
- Słyszeliście o demokracji?
- Nie - odparła beznamiętnie Tonks.
- Coś kiedyś - powiedział Black - to wybory
jak u nas na ministra magii?
- Niezupełnie. W demokracji ludzie wybierają
swoich przedstawicieli do rządów lub nawet decydują o wszystkim w bezpośrednim
głosowaniu.
- Ta pierwsza opcja jest jak z naszym
ministrem - zauważyła Dora.
- Znowu niezupełnie, bo tam wybiera się
przedstawicieli na np. 4 lata i potem znów są wybory. Tam jest też coś takiego,
że wybiera się więcej niż tylko ministra, ale też i członków czegoś co mugole
nazywają parlamentem. To tacy politycy, którzy kłócą się o kasę i próbują
ustalić w między czasie jakieś sensowne prawa. Mugole uważają, że gdy
odpowiedzialni są za to ludzie z różnych ugrupowań to nie dopuszczą do
wyizolowania jakieś grupy społecznej.
- Ma to jakiś sens - potwierdził Black - ale
po co nas o to pytasz?
- Instytut z Salem wespół z prodemokratycznym ministrem
z USA wprowadzili w tamtym kraju magiczną demokrację. Utworzyli parlament,
stronnictwa do niego startujące i jakoś tam sobie żyją.
- Co to za stronnictwa? - spytała Tonks.
- Różnią się od siebie programem wyborczym,
ideologią i różnymi takimi bzdetami. Niektóre są konserwatywne, inne chcą
zmieniać życie magicznej społeczności, a jeszcze inne mają dziwne postulaty.
- Ciekawe jakby to wyglądało u nas? -
zastanowiła się Nimfadora.
- Prosto. Frakcja śmierciożerców i zakonników.
Jedni kłócą się z drugimi na ogólnym zebraniu o to czy polować na mugoli czy
nie - zironizował Black i wszyscy wybuchli śmiechem.
- Pewnie byłyby i inne - zapewnił muzułmanin -
nasz minister chce wprowadzić coś podobnego. Poza tym przymierzają się do tego
Polska, Niemcy, Szwajcaria, Kanada, Nowa Gwinea, Tadżykistan i czarodzieje ze
Skandynawii.
- Magiczna rewolucja - zauważył Black.
- Pewnie tak - odrzekł Ahmed - nie mniej nasz
minister ma problemy. Walczy ze sporym niezadowoleniem czarodziejów, więc chce
zrzucić winę za swoje nowe dekrety na reprezentantów społeczności.
- A ty chcesz to wykorzystać dla własnych
celów - skwitował Łapa.
- Jesteś bardzo przenikliwy - komplementował
go gość z innego kontynentu - tworzę już swój blok polityczny. Minister
zapowiedział głosowanie na 8 stycznia. Jeśli zdobyłbym odpowiednią ilość miejsc
w tym całym parlamencie to nieważne czy to był fejk czy prawdziwa chęć zmian,
obalę ministra i przejmę władzę.
- Ty na prawdę jesteś czarnoksiężnikiem -
przeraziła się Tonks, a jej włosy zmieniły barwę na ciemnoczerwone z jasnego blond.
- Podłe stereotypy.
- No, a nie jesteś nim może? Chcesz obalić
ministra!
- Legalnie i bez przemocy - wyjaśnił
obcokrajowiec - niewybaczalnych zaklęć nie używam.
- Ja cię kojarzę - Tonks doszła do wniosku -
ty jesteś Czarnym Magiem, postrachem arabów.
- Manipulacja mediów i osób mi nie
przychylnych.
Na
takich rozmowach schodziły im długie rozmowy w ciągu kilku kolejnych dni, aż w
końcu po tygodniu Ahmed opuścił Wyspy Brytyjskie i powrócił do swojej ojczyzny,
żeby pokierować tam decydującą fazą kampanii wyborczej do 20 osobowego
parlamentu marokańskiego świata magów.
Syriusz
żył w pewnym ożywieniu, aż wreszcie został znów sam. Pozostały mu tylko
nieregularne wizyty siostry swojej kuzynki, ponieważ tak naprawdę to Andromeda,
a nie Nimfadora była siostrą jego matki. Raz czy dwa wpadł też Remus, a Zakon
nie spotykał się w pełnym składzie. Tydzień przed wigilią świąt Bożego
Narodzenia odbyło się ostatnie spotkanie.
Brało
w nim udział nie wielu członków. Obecni byli tylko Moody, Black, Mundungus,
Kingsley, Tonks, Hestia Jones i Molly Weasley. Rozmawiali tam o bieżących wydarzeniach
i braku zdecydowanych działań Voldemorta. Syriusz poruszył też temat dążeń do
demokracji sporej liczby europejskich czarodziejów. Moody zadecydował, że
trzeba będzie się temu przyjrzeć. Do
celów tej misji oddelegowana została Hestia.
Po
spotkaniu Łapa został znów sam. Miał otrzymywać raporty od Hestii i przekazywać
je dyrektorowi Hogwartu oraz uporządkować dokumenty Zakonu Feniksa. Sama nudna
robota papierkowa. Co gorsza święta miał spędzić całkiem samotnie. To ostanie
okazało się nieprawdziwe w skutek nieprzewidzianego wydarzenia w ministerstwie,
które przypadkiem ujrzał podczas snu pewien młody Gryfon...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz