Rozdział 37
Zapomniany mag
Zapomniany mag
Syriusz
wiedział, że omal nie uniknął złapanie przez szpiclów ministerstwa. Znów był o
włos od Azkabanu. Nie cieszyła go ta ucieczka. Miał złudzenie, że Harry
zbagatelizuje tę sytuację, ale niestety nie był on w stu procentach jak James.
Dla ojca Pottera bez ryzyka nie było zabawy, ale on był rozpieszczonym
jedynakiem, któremu brakowało adrenaliny. Natomiast Harry, który wiele
wycierpiał nim został uświadomiony o swoich magicznych zdolnościach, teraz
pragnął przede wszystkim spokojnego życia, bez żadnych problemów. Na takie
jednak będzie miał czas dopiero po wojnie.
Syriusz
zaparzył wodę na herbatę ziołową i przywołał z komórki butelkę whisky. Wypił
jednym haustem zawartość szklanki i zalał ziółka wrzątkiem. Ciepła para z herbaty przyjemnie łaskotała go
po brodzie. Nieco uspokoiło to skołatane nerwy Blacka.
***
W
ciągu najbliższych kilku dni mało kto odwiedzał Syriusza. Ciągła samotność drażniła
go i sprawiała wrażenie jakby znowu był w więzieniu. Jedynym żywym stworzeniem
z jakim mógł się próbować porozumieć był domowy skrzat Stworek.
Skrzat
słynął z dziwnych poglądów i zachowań. No może jego poglądy nie były zbyt
dziwne jak na dom, w którym się znajdował. Stworek nie lubił nigdy starszego
syna, jego pani. Cała reszty rodziny
była dla niego święta, z wyjątkiem właśnie Syriusza.
Łapa
pamiętał aż za dobrze w co wierzyli jego rodzice. Według nich świat magii powinien być
zamkniętym dla osób urodzonych wśród rodzin nie magicznych. Czarodzieje powinni być panami świata,
rządzić mugolami i innymi magicznymi stworzeniami. Urzędy w ministerstwie
powinny być zarezerwowane dla starych magicznych rodów. Syriusz nie zgadzał się
z takim postawieniem sprawy. Co prawda w młodości uważał, że magowie powinni
wyjść z ukrycia i działać wśród zwyczajnych ludzi, ale po pierwszych zbrodniach
Voldemorta odszedł od tego pomysłu. Uznał, że tak jak jest, jest bezpieczniej
dla wszystkich, a niewiedza mugoli może im uratować życie. Z mniej znanych
postulatów śmierciożerców mógł zgodzić się jeszcze z zwalczaniem
homoseksualizmu wśród czarodziejów,
zmiany w Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów i utrzymywanie
suwerenności magicznego świata w Anglii względem mugolskiego i innych
społeczności magicznych. Inne
kategorycznie odrzucał.
W
chwilach tej samotności Syriusz coraz częściej pił alkohol. Czasem żeby
zwalczyć frustrację i rozładować napięcie, czasem z nudów, a czasem żeby
szybciej zasnąć i zwalczyć tak wolno płynący czas. Alkohol był dla niego jedyną
rzeczą, jaka odróżniała rodzinny dom od więzienia na odległej wyspie.
***
Wreszcie
w listopadzie odwiedziła go Tonks. Była w mokrym płaszczu. Włosy miała
potargane i tym razem były w smolistym kolorze - dziwne jak na Andromedę.
Zwykle preferowała jaskrawe kolory albo jasne. O wiele bardziej spodziewałby
się jej w platynowym blondzie niż w smolistej czerni. Ręce miała odrobinę
zadrapnę.
Zostawiła
płaszcz na wieszaku w przed pokoju i zaraz potem, niemal tradycyjnie,
przewróciła stojak na parasole. Spowodowało to obudzenie portretu mamy
Syriusza, która rozpoczęła swoje niekończące się tyrady. Uspokoiło ją wreszcie
dopiero zasłonięcie zasłon wokół portretu przez Syriusza.
- Co cię sprowadza? - burknął Łapa.
- Ależ ty miły - ofuknęła go kuzynka
- jako jedyna przychodzę cię odwiedzić, a ty taki jesteś... - wzburzyła się.
- Już dobra - uciął Black.
- To dobrze - odparła chłodno Tonks,
po czym dodała już normalnym tonem - co do twojego pytania, to jestem tu z
własnej woli. Chciałam sprawdzić co u ciebie słychać.
- Chodź do kuchni - zaprosił ją
Syriusz.
Wewnątrz
pomieszczenia było zdecydowanie za brudno. Gruba warstwa kurzu zdradzała, że
Stworek już dawno zapomniał w jakim celu istnieją skrzaty domowe i po co
czarodzieje dają im dach i utrzymują przez całe życie.
- Widzę, że nienajlepiej z tobą -
zauważyła Nimfadora.
- No wiesz ten brak zadań nie pozwala
się na niczym skupić.
- Pogadam z kim trzeba - zaoferowała
szczerze Tonks.
- Nie musisz...
Syriusz
wstał i wyjął z lodówki kawał starej kiełbasy, lekko już poczerniałej przy
końcówce. Zapytał Tonks czy chce z nim zjeść kolację, ale ta profilaktycznie i
grzecznie odmówiła, tłumacząc się dietą.
- Nie rozumiem po co ci dieta.
- Żeby ładniej wyglądać? - spytała
sarkastycznie.
- Wydaję mi się, że jesteś
metamorfomagiem...
- No tak, ale to nie pozwala mi chudnąć
i tyć w sekundę - wyjaśniła Tonks - do tego muszę jeść, ćwiczyć i inne takie,
jak normalny człowiek.
Łapa
zajął się swoją kiełbasą i jednym sucharem. Na pierwszy rzut oka widać było, że
Zakon zaniedbuje jednego ze swoich najwierniejszych członków. Tonks musi
koniecznie zawiadomić o tym Albusa. Może i Black nie powinien być wysyłany na
misje, ale ktoś musi go odwiedzać żeby nie odszedł od zmysłów w tym strasznym
domu. Dodatkowo nie mogąc wyjść z domu, nie może robić zakupów, a przez to
powoli nie ma już co jeść...
- Pisałeś ostatnio z Potterem? -
zagadnęła kuzyna.
- Nie.
- Dlaczego?
- Ktoś prawie dorwał mnie, jak byłem
w kominku. Ktoś przechwycił list, albo miał donos, że można mnie spotkać w
kominku pokoju wspólnego Gryffindoru.
- Badamy to.
- Kto się tym zajmuje? - spytał
zaskoczony Syriusz.
- Snape - rzekła niepewnie Tonks.
- Wszystko jasne - zakpił Black.
- Mnie też się to nie podoba, ale
Dumbeldore...
- ... Dumbeldore ma wiele dziwacznych
pomysłów i nie mów mi, że tego nie widzisz!
Widzę, widzę - poparła go kuzynka - mimo tego
nie możemy myśleć, że ktoś taki jak Dumbeldore będzie działał przeciw zakonowi.
To on powołał tę organizację do życia!
- Nie powiedziałem, że Albus działa
na szkodę Zakonu Feniksa - bronił się Black -
tylko... - tu się zawahał - tylko wiesz, on czasem jest zbyt ufny.
- Niby racja - przytaknęła zamyślona
nad czymś Tonks - słuchaj pogadamy jeszcze, ale teraz muszę lecieć. Mam dziś
dyżur w biurze. Wpadnę jakoś w tym tygodniu.
- Dobra.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz