Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

niedziela, 26 maja 2013

29. Kwatera Główna



Rozdział 29
Kwatera główna

            Następnego dnia Syriusz wstał wczesnym rankiem. Zachowywał się dość głośno, jednak nie bał się, że obudzi Lupina - i którego nadal mieszkał - ponieważ ten wyruszył w nocy na spotkanie z innymi wilkołakami. 

            Powoli zjadł śniadanie i nadal ociągając się przygotował wszystko co potrzebował na podróż do Londynu. W zasadzie nie potrzebował wiele, wystarczyła różdżka i płaszcz podróżny. Całą resztą powinien się zająć Dumbeldore - o ile sie wreszcie pojawi.

            Nowa misja nie wywołała żadnych większych emocji u Blacka. Sądził, że dużo bardziej nadawał by się czegoś bardziej niebezpiecznego niż odwiedzenie i wysprzątanie domu swoich rodziców. Domu, którego nienawidził od dziecka. To tam próbowano mu wpajać mu chorą zasadę, że należy utrzymywać relację towarzyskie wyłącznie ze starożytnymi rodami czarodziejów "czystej krwi". Pogląd uniemożliwiał kontakty z nie magicznymi osobami, magicznymi stworzeniami, osobami z rodzin czarodziei, którzy nie posiedli wyjątkowych zdolności oraz z czarodziejami z rodzin mugolskich. Syriusz jako jeden z niewielu w familii wyłamał się od tej zasady i został uznany za wyklętego przez ród Blacków.  Prawdę powiedziawszy nie narzekał z tego powodu - nigdy.  Otoczony przez przyjaciół i ich rodziny mógł sobie rekompensować braki dzieciństwa. Teraz znów stanie do walki przeciw wielu członkom swojej rodziny.

            Nagle ktoś cicho zapukał do drzwi wejściowych. Syriusz jednym susem znalazł sie przy nich i ujrzał starego, siwego człowieka. O długich włosach i jeszcze dłuższej brodzie. Patrzył bystrym wzrokiem z nad swoich okularów- połówek na Syriusza.

- Witaj Łapo - przywitał się przybysz.
- A witam, witam profesora - powiedział nonszalancko Black.
- Jesteś już gotowy? - spytał profesor - Na podróż do Londynu?
- Taaaaak - odparł Syriusz, ziewając.

            Dumbeldore chwycił Blacka za skrawek podróżnego płaszcza i okręcając się w miejscu przeniósł ich do Londynu, w pobliże dziedzictwa Blacków.

            Pogoda w stolicy Brytanii nie napawała optymizmem. Wiał porywisty wiatr ze wschodu, a ciemne chmury przysłoniły niebo zwiastując przyszłe opady deszczu. 

            Czarodzieje zmaterializowali się na obrzeżach Londynu, kilkadziesiąt metrów od domu rodziców Blacka. Szli przez niezbyt zatłoczone londyńskie ulice, nudząc powszechne zainteresowanie turystów - głównie przez dyrektora Hogwartu. Długa siwa broda i włosy, w połączeniu z niezwykłym strojem wyróżniały Albusa już z daleka. Przemaszerowali przez kilka uliczek i trafili wreszcie w odpowiednie miejsce.

            Grimmauld Place. Doszli do miejsca gdzie domy nr 11 i 13 stykały się ścianami, a nigdzie w pobliżu nie było widać posesji o numerze 12. Żyjący w pobliżu ludzie już dawno przyzwyczaili się do pomyłki w numeracji i nie zwracali uwagi na tak mało istotny szczegół. W przeciwieństwie do nich profesor Dumbeldore był bardzo zaintrygowany tym zjawiskiem.

- Syriuszu czy nie mówiłeś mi po drodze o domu numer 12? - spytał.
- Tak - odpowiedział Black - zaraz go zobaczysz Albusie.

                Syriusz podszedł kilka kroków w stronę gdzie łączyły się domu nr 11 i 13, a wtedy kilka rzeczy stało się równocześnie. Budynki gwałtownie odskoczyły od siebie, a pomiędzy nimi zjawił się nowy - identyczny do nich - Grimmauld Place 12.
- I już - stwierdził zadowolony z siebie  Łapa.
- Twoja rodzina sama zapewniła temu budynkowi pewną ochronę jak widzę - rzucił Dumbeldore - to dobrze. Znacznie łatwiej będzie dodać tylko kilka warstw ochrony niż tworzyć całkiem nową.
- Proponuje najpierw sprawdzić czy w środku nie ma żadnego niespodziewanego gościa - wtrącił Black.
- Słusznie - przytaknął Dumbeldore.

                               Mężczyźni podeszli do drzwi, a te same tworzyły się przed nimi - przynajmniej tak myślał Syriusz. Jednak kiedy spojrzał w dół, zobaczył jeden z najbardziej żałosnych widoków jakie w życiu widział. Przed nimi stał niemal nagi skrzat domowy. Ubrany jedynie w starą, brudna szmatę, przepasaną wokół bioder. Z uszu wyrastały mu gęste białe włosy - przynajmniej kiedyś musiały mieć taki kolor - zabrudzone woskowiną uszną i wszystkim czym tylko pobrudzić się mogły w domu nie zamieszkanym od ponad 10 lat.

- Pan wrócił - odezwał się skrzat - mój brudny pan. Kochaś szlam i mugoli, sprawca cierpień mojej pani. O jakże ona nieszczęśliwa - dodał po cichu, łudząc się, że nikt go nie usłyszy.
- Zamknij się Stworku - warknął Black.

                Skrzat zamilkł, chociaż jego usta nadal wygłaszały bezgłośnie obelgi pod adresem pana.
- Stworku, możesz się jednak do czegoś przydać - burknął Syriusz - czy w ciągu ostatniego roku był tu ktoś?
- Nie.
- Kiedy ostatnio była tu Lestrange lub ktoś inny z rodziny?
- Nie pamiętam.
- To sobie przypomnij sobie! - ryknął Łapa.
- Spokojniej Syriuszu - wtrącił się Dumbeldore.
- Od wielu lat, odkąd umarła moja pani nie było tu nikogo - zapewnił skrzat - do dziś. Przyłazi sobie syn mojej pani i wydziera się na jej biednego Stworka.
- Zamknij już pysk! - ryknął Black - i idź się umyj.

                Skrzat skłonił się i podreptał w stronę łazienki, jak rozkazał mu dziedzic. Po drodze wygłaszał cicho obelgi pod adresem swojego pana. Syriusz gestem dłoni zaprosił profesora do wnętrza budynku. Albus sprawdził za pomocą magii czy zapewnienia skrzata były prawdziwe. Okazało się, iż niezbyt chętnie, ale powiedział prawdę. Wobec tego członkowie zakonu poszli dalej, aż do korytarza, gdzie na ścianie wisiały zasłony.
- Dość osobliwa dekoracja - zażartował Dumbedlore.
- To nie ozdoba - rzucił niechętnie Black.
- Więc co?
- Sprawdźmy.

                Jednym ruchem ręki odsłonił zasłony. Za nimi znajdował się portret. Przedstawiał kobietę. Był naturalnej wielkości. Przedstawiał staruszkę w czarnym czepku, z pożółkłą skórą, która nagle zaczęła się napinać, gdy kobieta spojrzała na ludzi przeszkadzających jej w spoczynku. Długie paznokcie zacisnęły się w pięści i portret wrzasnął:

- SYRIUSZU! HAŃBO MEGO ŁONA! CO TU WYRABIASZ?! ZDRAJCO!
- Zamknij się! - warknął Syriusz mocując się z zasłonami - moja mamuśka - zwrócił się do Dumbeldore.
- Widzę, że z nią też miałeś napięte stosunki - skwitował profesor.
- Jak z każdym w tym domu...

                Po tych słowach mężczyźni rozejrzeli się po parterze. Następnie Dumbeldore rzucił kilka dodatkowych zaklęć i uroków w celu ochrony tego miejsca. Obszedł jeszcze raz parter i zwrócił się do Blacka.

- Przyśle ci tu Molly z dziećmi. Trzeba zrobić z tego miejsca nasza kwaterę główną. Za 2 dni zwołamy zebranie i zastanowimy się nad dalszymi ruchami - powiedział i wyszedł.

                Kiedy znalazł sie za drzwiami rozległo się ciche pyknięcie i Albus Dumbeldore teleportował się do Hogwartu, gdzie mieszkał nawet podczas wakacji. Pozostawiając tym samym Blacka samego. Syriusz pozostał sam budynku, niezamieszkanym przez nikogo od ponad 10 lat. Odkąd umarła jego matka - Walburgia. Wcześniej umarła praktycznie cała męska część rodu, a kobiety powychodziły za mąż i tym sposobem Syriusz został jedynym żyjącym członkiem rodu.

                W kuchni zajrzał do lodówki - była pusta. Musi napisać do Molly, ponieważ sam nie może się udać nawet na zakupy, bo groziłoby to rozpoznaniem go wśród mugoli, gdyż nawet ich poinformowano o ucieczce zbiega z Azkabanu. Napisał list i nie mógł go wysłać. W rezydencji nie było ani jednej sowy lub cokolwiek innego co mogło by mu posłużyć do przetransportowania listu do Nory, gdzie mieszkała pani Weasley. Po chwili rozpaczy i intensywnego myślenia wpadł na pomysł.

- Stworek! - ryknął w bliżej nieokreślonym kierunku.

                Rozległ sie trzask i znikąd zmaterializował sie skrzat. pochylił głowę do przodu, co miało imitować ukłon i zaskrzeczał:
- Pan wzywał.
- Tak - odpowiedział Black.
- Co Stworek ma zrobić dla zdrajcy, niewdzięcznego bękarta mojej pani?
- Zabraniam ci tak mówić do mnie - warknął Syriusz - a teraz. Weźmiesz ten list ode mnie i dostarczysz go najpóźniej za 3 minuty Molly Weasley. Po drodze nie zniszczysz go, nie podmienisz, nawet go nie otworzysz i nikomu nie powiesz o tym zadaniu - wyjaśnił szczegółowo skrzatu - rozumiesz?
- Tak - odparł tamten - mój pan o wszystkim pomyślał - i znowu zaczął wygłaszać bezgłośne obelgi wobec  mężczyzny.
- Idź już! - krzyknął Black.

                Ponownie zatrzeszczało i sługa zdematerializował się. Łapa mógł tylko liczyć, że wykona zadanie i Molly dostarczy mu jutro jedzenia i picia. Tylko jak przetrwać do tego czasu? Musi zignorować polecenia przywódcy zakonu i wyjść na miasto.

                W jednej chwili zmienił się w psa i wybiegł na poruszania pokarmu. Krążył kilka godzin w pobliżu domu, jednakże nic nie wpadło mu w zęby. Zniechęcony powrócił do domu. Będąc już blisko zauważył, że pali się w nim światło. "Co do diaska?" - pomyślał. Zmienił się z powrotem w człowieka i pobiegł z różdżką w ręce do domu. Wpadł prosto do kuchni, gdzie paliło się światło. 

                Przystawił broń do skroni jakiejś rudej osoby.

- Mów kim jesteś? - rzekł Syriusz w amoku.
- Nie wygłupiaj się, bo nie zjesz obiadu - odparł znajomy głos.
- Molly?
- A kogo się spodziewałeś?
- Myślałem, że będziecie dopiero jutro.
- Dumbeldore był u nas, kiedy dostałam twój list. Doszliśmy do wniosku, że wpadnę tu już teraz żeby cie nakarmić, a dzieciaki dołączą jutro z Arturem i koleżanką Rona, która ma spędzać u nas wakacje - wyjaśniła Molly.
- To dobrze - wybąkał zagubiony i zaskoczony taką troską Black.
- Na przyszłość nie oblewaj koperty żadnymi eliksirami - pouczyła go pani Weasley.
- Zabije gnoja - wycedził Black i poszedł szukać skrzata, który nie odpowiadał na jego wezwania. Znalazł go dopiero po kilkunastu minutach i wymierzył karę za grzechy, tj. jak się pookłada trochę deską do krojenia to mu przejdzie wymyślanie głupich dowcipów.

                Najpiękniejszym momentem dnia - dla  Łapy - było zjedzenia obiadu przygotowanego przez Molly. Jakże miłą odmianą było skosztowanie klopsików domowej roboty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz