Rozdział 27
Mundungus
Syriusz obudził się rankiem niemal
zupełnie wypoczęty. Słońce świeciło przez okna, oświetlając cały pokój i
zapowiadając piękną pogodę do końca dnia - dla Syriusza była to zapowiedź
jeszcze bardziej pracowitego dnia niż poprzedni.
- Cześć
Łapo - przywitał się Lupin.
Gospodarz domu stał w progu, ubrany
w podartą, starą, szarą szatę. Minę miał stosunkowo nie wyraźną, zapowiedź
zbliżającej się pełni.
- Witaj -
odrzekł Syriusz - ile zostało?
- Kilka
dni, po tym czasie musisz udać się gdzie indziej - odpowiedział Lupin.
- No dobra,
więc postaram się pozałatwiać wszystko do tego czasu - powiedział Łapa - jesteś
pewien, że nie chcesz żebym został z tobą? - spytał.
- Tak - odparł
Remus - nie chcę nikogo więcej narażać na niebezpieczeństwo przez mój mały
futerkowy problem.
- Jak
chcesz... ale wiedz, że nie byłoby problemem dla mnie żeby zostać - zapewnił
Syriusz.
- Wiem -
odparł ponuro Lupin - to jakie masz plany na dziś? - spytał chcąc zmienić temat
rozmowy.
- Poszukam
Mundungusa i namówię go na powrót do nas - odpowiedział Syriusz, bez
entuzjazmu.
- No tak, w
końcu jego kontakty się nam bardzo przydadzą - stwierdził Remus.
Mundungus Fletcher był znanym w
czarodziejskim świecie przemytnikiem, człowiekiem trudniącym się zarobkiem w
sposób całkowicie nielegalny. Każdy nielegalny sposób handlu był ważnym sposobem
na zapewnienie sobie bytu.
- Masz już
pomysł gdzie go szukać? - spytał Lupin.
- Zacznę od
pokątnej, może też być w Hogsmeade, w zasadzie jeśli śmierciożercy będą chcieli
nas wyłapać do Mundungus da się złapać na samym końcu. Pamiętasz ile on ma
kryjówek i przyjaciół w tym swoim półświatku?
- Tak...
-To
szykujemy śniadanie i lecę.
Lupin błyskawicznie przywołał na
stół chleb i inne rzeczy potrzebne do śniadania. Wszystko zgrabnie wylądowało
na stole. Szybko zjedli posiłek i natychmiast po nim mężczyźni pożegnali się.
Syriusz teleportował się do Londynu,
w okolice Baru pod Dziurawym Kotłem. Tam nie zauważony przez nikogo przeszedł
na ulicę pokątną - magiczną część Londynu - dostępną tylko dla czarodziei
ewentualnie czarnoksiężników. Znajdowała się tam większość najważniejszych
budynków czarodziei, np. Bank Gringotta - zarządzany przez gobliny - księgarnie,
salony z najnowszym sprzętem do quiditcha, krawców szyjących wyszukane szaty na
różne okazje, aptekę ze składnikami do eliksirów i wiele innych.
Black spacerował po ulicy pokątnej i
z każdym kolejnym krokiem dochodziło do niego jak wielką popełnił głupotę
przychodząc tu dzisiaj, w takim stanie. Bez żadnego kamuflażu, żadnego
przebrania. Sam dziwił się własnej głupocie i skrajnej nieodpowiedzialności.
Jak mógł sobie na to pozwolić? Na szczęście pozostawały mu zdolności
animagiczne. Nie myśląc dłużej, zmienił się w ogromnego czarnego psa. Pod tą
postacią dużo bardziej komfortowo mógł przemieszczać się po terenie ulicy
pokątnej.
W magicznej dzielnicy Londynu, było
nader tłoczno jak na tak wczesną porę dnia. W strategicznych miejscach
znajdowały się patrole ministerstwa magii. Aurorzy patrolowali ulicę -
bynajmniej nie w celu wyłapywania szpiegów Lorda Voldemorta. Szukali tylko i
wyłącznie Syriusza Blacka. Zakłamanie ministerstwa w ostatnich dniach osiągało
apogeum - tak przynajmniej myślał Black. Jak pokażą przyszłe miesiące może być
z tym jeszcze gorzej - dużo gorzej...
Tymczasem czarny pies natrafiał albo
na aurorów albo na tajniaków z ministerstwa. Zwykli obywatele magiczni jeszcze
smacznie spali. Śladów Mundungusa również Syriusz nie potrafił znaleźć. Po
kilku godzinach na ulicach zjawili się ludzie i pokątną zaczęła tętnić życiem. W
zaułkach kwitł nielegalny handel i przemyt. Łapa natknął się na kilku
przyjaciół Mudungusa, ale jego samego nie ujrzał. Nie miał szans na złapanie
mężczyzny w pojedynkę. Musiał się ujawnić przed którymś z przemytników.
Udał się do jednego z zaułków, gdzie
znajdowali się zaledwie dwaj starsi mężczyźni. Syriusz rozpoznał w nich dawnych
znajomych Mundungusa, wiedział też, że mając na nich odpowiednie argumenty - tzw.
haki - nie wydadzą go ministerstwu.
- Witam
panów - przywitał się Black.
Postać psa stracił w miejscu, które
było jeszcze nie do zauważenia przez
szmuglerów.
- My tu nic
nie robimy - powiedział jeden z jegomości.
- Ależ nie
twierdzę, że panowie tu cokolwiek robicie.
- To czego
chcesz?
-
Informacji - odparł Syriusz.
- My nic
nie wiemy.
- Też
jeszcze nic nie wiem, np. o tym co tu robicie i czym się trudnicie - warknął.
- No dobra.
Mów pan co chcesz wiedzieć.
- Gdzie
jest Mundungus Fletcher?
- W
następnym zaułku - zakpił szmugler.
- Nie drwij
ze mnie - warknął Black, przytykając różdżkę do skroni mężczyzny.
- Czego od
niego chcesz?
- Mam do
niego interes, na którym może sporo zyskać - powiedział Syriusz.
- My też
możemy panu pomoc, jeżeli to tak dobrze płatne.
- Pomożecie
mi, jeśli powiecie gdzie on jest!
- No dobra.
Hogsmeade.
-
Dokładniej - warknął Łapa.
- Gospoda
pod świńskim łbem, w czarnej pelerynie z kapturem.
- Świetnie,
dzięki.
- A
zapłata?
- Och tak
zapomniałem - wyszeptał Syriusz - Obliviate! Obliviate!
Następnie Łapa teleportował się w
pobliże Hogsmeade. Wszedł tam spokojnym krokiem, uprzednio za pomocą kilku
zaklęć charakteryzując się na włóczęgę. Poszedł prosto do gospody należącej do
młodszego z braci Dumbeldore.
- Witaj Ab
- przywitał się po wejściu do gospody.
Gospoda była zabrudzona i zakurzona
jak zwykle. Znajdowało się w niej raptem kilku ludzi. Każdy ubrany tak by jak
najbardziej się da, ukryć swoją tożsamość. Wśród nich znajdowało się aż kilka
osób w czarnych pelerynach z kapturami.
- Witaj -
odrzekł Dumbeldore.
- Podobno
masz tu Mundungusa?
- Ach tak -
odpowiedział starzec - zawołam go poczekaj - oznajmił - DUNG! Pozwól no tutaj.
Po kilku sekundach podszedł do nich
jeden z ludzi w pelerynach, lekko się przy tym zataczając. Ewidentnie był pod
wpływem alkoholu. Cały Mundungus, napić się i zarobić.
- Siemasz
Black - zachrypiał Mundungus.
- Mam do
ciebie interes - oświadczył chłodno Syriusz.
- No to
może przejdziemy do bardziej ustronnego miejsca? - zaproponował Ab.
- Zgadzam
się - dodał Dung.
Barman zaprowadził ich na zaplecze,
gdzie mogli w spokoju pogadać. Syriusz i Mundungus usiedli przy stole, a Ab
poszedł po butelkę whisky. Gdy powrócił nalał alkoholu do trzech szklanek i
zaproponował omówienie interesów w spokoju, dopóki nie ma zbyt dużej ilości
klientów.
- To co
masz do mnie Black? - wychrypiał Mundungus, gdy jednym haustem opróżnił
szklankę z jej zawartości.
- Zacznę od
początku, a ty słuchaj mnie uważnie - zaczął Syriusz - nie wiem czy wiesz, ale
Voldemort powrócił. Stało się to podczas finału turnieju, jaki zakończył się
niedawno w Hogwarcie.
- Powiedz
mi coś czego nie wiem - zaskrzeczał pijackim głosem Mundungus.
-
Ministerstwo nie chce uznać jego powrotu, dodatkowo komplikuje organizację
jakiejkolwiek walki z nim i jego sprzymierzeńcami. Nie możemy, ani poddać
działaniom prewencyjnym dawnych śmierciożerców ani szukać oficjalnie kryjówki
Voldemorta. Musimy działać w ścisłej konspiracji, uważać komu co mówimy...
- I czego
chcecie ode mnie? - przerwał Mundungus.
-
Dumbeldore reaktywował Zakon Feniksa - oświadczył Black - werbujemy nowych
członków i nakłaniamy do powrotu w nasze szeregi dawnych sojuszników.
Dumbeldore uważa, że możesz okazać się cennym nabytkiem dla naszej sprawy.
- Co z tego
będę miał?
- Zakon nie
będzie wchodził w drogę twoim pokątnym interesom, o ile nie będą zagrażać nam i
innym czarodziejom - oświadczył Black.
- I mam na
to słowo tylko twoje czy dyrektora też?
- I moje i
jego i ogólnie całego zakonu - zapewnił Syriusz.
- W takim
razie mogę dołączyć do was, bo zapewne Ten -którego -imienia -nie -wolno-wymawiać
nie zapewni mi tak komfortowych warunków, a nawet i nałożył by dotkliwe sankcje
na moje interesy.
- Czyli mam
twoje słowo, że jesteś razem z nami?
-
Oczywiście - zgodził się Mundungus.
- W takim
razie wkrótce powiadomimy cię o zebraniu się Zakonu w celu ustalenia strategii
itp. - powiedział Black.
- Będę do
usług, o ile nie będę miał roboty - rzekł Fletcher.
- No to co?
Napijmy się za to - wtrącił się Ab i polał kolejną porcję whisky.
Spotkanie zamieniło się w małą
libację, przez co Syriusz powrócił do domu Lupina bardzo późną porą, z pobrudzoną
szatą. Zdarzyło mu wywrócić kilka razy, od nadmiaru alkoholu.
- Co się
stało? - spytał Lupin zjawiając się w drzwiach domu.
- Nic -
odparł Black i upadł kolejny raz.
Lupin za pomocą kilku zaklęć
przetransportował przyjaciela na miejsce jego spoczynku, gdzie miał się
przespać do rana.
Kiedy rankiem Łapa obudził się ze
sporym bólem głowy, Lupin pogrążony już był w codziennych zajęciach
gospodarskich. Syriusz słyszał jak rośnie trawa na zewnątrz domu - przynajmniej
tak mu się wydawało. Oddał by teraz resztki złota ze skarbca w banku na
pokątnej w zamian za odstąpienie bólu głowy.
- Głowa
dalej boli? - zapytał Remus.
- Trochęę -
wychrypiał Black.
- To może
opowiesz mi jak tam poszły poszukiwania Dunga? - zaproponował Lupin.
- No
dopadłem go dość szybko, był u Aba. Porozmawialiśmy, popiliśmy za pomyślność
przyszłej współpracy - opowiadał Black.
- No to
mamy go po naszej stronie - ucieszył się Lupin.
- Powiadomisz
Dumbeldore'a o tym. Myślę, że będziemy mogli zwołać zebranie zakonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz