Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

niedziela, 12 maja 2013

27. Mundungus



Rozdział 27
Mundungus

            Syriusz obudził się rankiem niemal zupełnie wypoczęty. Słońce świeciło przez okna, oświetlając cały pokój i zapowiadając piękną pogodę do końca dnia - dla Syriusza była to zapowiedź jeszcze bardziej pracowitego dnia niż poprzedni. 

- Cześć Łapo - przywitał się Lupin.
            Gospodarz domu stał w progu, ubrany w podartą, starą, szarą szatę. Minę miał stosunkowo nie wyraźną, zapowiedź zbliżającej się pełni.
- Witaj - odrzekł Syriusz - ile zostało?
- Kilka dni, po tym czasie musisz udać się gdzie indziej - odpowiedział Lupin.
- No dobra, więc postaram się pozałatwiać wszystko do tego czasu - powiedział Łapa - jesteś pewien, że nie chcesz żebym został z tobą? - spytał.
- Tak - odparł Remus - nie chcę nikogo więcej narażać na niebezpieczeństwo przez mój mały futerkowy problem.
- Jak chcesz... ale wiedz, że nie byłoby problemem dla mnie żeby zostać - zapewnił Syriusz.
- Wiem - odparł ponuro Lupin - to jakie masz plany na dziś? - spytał chcąc zmienić temat rozmowy.
- Poszukam Mundungusa i namówię go na powrót do nas - odpowiedział Syriusz, bez entuzjazmu.
- No tak, w końcu jego kontakty się nam bardzo przydadzą - stwierdził Remus.
 
            Mundungus Fletcher był znanym w czarodziejskim świecie przemytnikiem, człowiekiem trudniącym się zarobkiem w sposób całkowicie nielegalny. Każdy nielegalny sposób handlu był ważnym sposobem na zapewnienie sobie bytu.
- Masz już pomysł gdzie go szukać? - spytał Lupin.
- Zacznę od pokątnej, może też być w Hogsmeade, w zasadzie jeśli śmierciożercy będą chcieli nas wyłapać do Mundungus da się złapać na samym końcu. Pamiętasz ile on ma kryjówek i przyjaciół w tym swoim półświatku?
- Tak...
-To szykujemy śniadanie i  lecę.

            Lupin błyskawicznie przywołał na stół chleb i inne rzeczy potrzebne do śniadania. Wszystko zgrabnie wylądowało na stole. Szybko zjedli posiłek i natychmiast po nim mężczyźni pożegnali się.
            Syriusz teleportował się do Londynu, w okolice Baru pod Dziurawym Kotłem. Tam nie zauważony przez nikogo przeszedł na ulicę pokątną - magiczną część Londynu - dostępną tylko dla czarodziei ewentualnie czarnoksiężników. Znajdowała się tam większość najważniejszych budynków czarodziei, np. Bank Gringotta - zarządzany przez gobliny - księgarnie, salony z najnowszym sprzętem do quiditcha, krawców szyjących wyszukane szaty na różne okazje, aptekę ze składnikami do eliksirów i wiele innych.
            Black spacerował po ulicy pokątnej i z każdym kolejnym krokiem dochodziło do niego jak wielką popełnił głupotę przychodząc tu dzisiaj, w takim stanie. Bez żadnego kamuflażu, żadnego przebrania. Sam dziwił się własnej głupocie i skrajnej nieodpowiedzialności. Jak mógł sobie na to pozwolić? Na szczęście pozostawały mu zdolności animagiczne. Nie myśląc dłużej, zmienił się w ogromnego czarnego psa. Pod tą postacią dużo bardziej komfortowo mógł przemieszczać się po terenie ulicy pokątnej.
            W magicznej dzielnicy Londynu, było nader tłoczno jak na tak wczesną porę dnia. W strategicznych miejscach znajdowały się patrole ministerstwa magii. Aurorzy patrolowali ulicę - bynajmniej nie w celu wyłapywania szpiegów Lorda Voldemorta. Szukali tylko i wyłącznie Syriusza Blacka. Zakłamanie ministerstwa w ostatnich dniach osiągało apogeum - tak przynajmniej myślał Black. Jak pokażą przyszłe miesiące może być z tym jeszcze gorzej - dużo gorzej...
            Tymczasem czarny pies natrafiał albo na aurorów albo na tajniaków z ministerstwa. Zwykli obywatele magiczni jeszcze smacznie spali. Śladów Mundungusa również Syriusz nie potrafił znaleźć. Po kilku godzinach na ulicach zjawili się ludzie i pokątną zaczęła tętnić życiem. W zaułkach kwitł nielegalny handel i przemyt. Łapa natknął się na kilku przyjaciół Mudungusa, ale jego samego nie ujrzał. Nie miał szans na złapanie mężczyzny w pojedynkę. Musiał się ujawnić przed którymś z przemytników.

            Udał się do jednego z zaułków, gdzie znajdowali się zaledwie dwaj starsi mężczyźni. Syriusz rozpoznał w nich dawnych znajomych Mundungusa, wiedział też, że mając na nich odpowiednie argumenty - tzw. haki - nie wydadzą go ministerstwu.
- Witam panów - przywitał się Black.
            Postać psa stracił w miejscu, które było jeszcze nie  do zauważenia przez szmuglerów.
- My tu nic nie robimy - powiedział jeden z jegomości.
- Ależ nie twierdzę, że panowie tu cokolwiek robicie.
- To czego chcesz?
- Informacji - odparł Syriusz.
- My nic nie wiemy.
- Też jeszcze nic nie wiem, np. o tym co tu robicie i czym się trudnicie - warknął.
- No dobra. Mów pan co chcesz wiedzieć.
- Gdzie jest Mundungus Fletcher?
- W następnym zaułku - zakpił szmugler.
- Nie drwij ze mnie - warknął Black, przytykając różdżkę do skroni mężczyzny.
- Czego od niego chcesz?
- Mam do niego interes, na którym może sporo zyskać - powiedział Syriusz.
- My też możemy panu pomoc, jeżeli to tak dobrze płatne.
- Pomożecie mi, jeśli powiecie gdzie on jest!
- No dobra. Hogsmeade.
- Dokładniej - warknął Łapa.
- Gospoda pod świńskim łbem, w czarnej pelerynie z kapturem.
- Świetnie, dzięki.
- A zapłata?
- Och tak zapomniałem - wyszeptał Syriusz - Obliviate! Obliviate!

            Następnie Łapa teleportował się w pobliże Hogsmeade. Wszedł tam spokojnym krokiem, uprzednio za pomocą kilku zaklęć charakteryzując się na włóczęgę. Poszedł prosto do gospody należącej do młodszego z braci Dumbeldore.
- Witaj Ab - przywitał się po wejściu do gospody.
            Gospoda była zabrudzona i zakurzona jak zwykle. Znajdowało się w niej raptem kilku ludzi. Każdy ubrany tak by jak najbardziej się da, ukryć swoją tożsamość. Wśród nich znajdowało się aż kilka osób w czarnych pelerynach z kapturami.
- Witaj - odrzekł Dumbeldore.
- Podobno masz tu Mundungusa?
- Ach tak - odpowiedział starzec - zawołam go poczekaj - oznajmił - DUNG! Pozwól no tutaj.
            Po kilku sekundach podszedł do nich jeden z ludzi w pelerynach, lekko się przy tym zataczając. Ewidentnie był pod wpływem alkoholu. Cały Mundungus, napić się i zarobić.
- Siemasz Black - zachrypiał Mundungus.
- Mam do ciebie interes - oświadczył chłodno Syriusz.
- No to może przejdziemy do bardziej ustronnego miejsca? - zaproponował Ab.
- Zgadzam się - dodał Dung.
            Barman zaprowadził ich na zaplecze, gdzie mogli w spokoju pogadać. Syriusz i Mundungus usiedli przy stole, a Ab poszedł po butelkę whisky. Gdy powrócił nalał alkoholu do trzech szklanek i zaproponował omówienie interesów w spokoju, dopóki nie ma zbyt dużej ilości klientów.
- To co masz do mnie Black? - wychrypiał Mundungus, gdy jednym haustem opróżnił szklankę z jej zawartości.
- Zacznę od początku, a ty słuchaj mnie uważnie - zaczął Syriusz - nie wiem czy wiesz, ale Voldemort powrócił. Stało się to podczas finału turnieju, jaki zakończył się niedawno w Hogwarcie.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - zaskrzeczał pijackim głosem Mundungus.
- Ministerstwo nie chce uznać jego powrotu, dodatkowo komplikuje organizację jakiejkolwiek walki z nim i jego sprzymierzeńcami. Nie możemy, ani poddać działaniom prewencyjnym dawnych śmierciożerców ani szukać oficjalnie kryjówki Voldemorta. Musimy działać w ścisłej konspiracji, uważać komu co mówimy...
- I czego chcecie ode mnie? - przerwał Mundungus.
- Dumbeldore reaktywował Zakon Feniksa - oświadczył Black - werbujemy nowych członków i nakłaniamy do powrotu w nasze szeregi dawnych sojuszników. Dumbeldore uważa, że możesz okazać się cennym nabytkiem dla naszej sprawy.
- Co z tego będę miał?
- Zakon nie będzie wchodził w drogę twoim pokątnym interesom, o ile nie będą zagrażać nam i innym czarodziejom - oświadczył Black.
- I mam na to słowo tylko twoje czy dyrektora też?
- I moje i jego i ogólnie całego zakonu - zapewnił Syriusz.
- W takim razie mogę dołączyć do was, bo zapewne Ten -którego -imienia -nie -wolno-wymawiać nie zapewni mi tak komfortowych warunków, a nawet i nałożył by dotkliwe sankcje na moje interesy.
- Czyli mam twoje słowo, że jesteś razem z nami?
- Oczywiście - zgodził się Mundungus.
- W takim razie wkrótce powiadomimy cię o zebraniu się Zakonu w celu ustalenia strategii itp. - powiedział Black.
- Będę do usług, o ile nie będę miał roboty - rzekł Fletcher.
- No to co? Napijmy się za to - wtrącił się Ab i polał kolejną porcję whisky.
            Spotkanie zamieniło się w małą libację, przez co Syriusz powrócił do domu Lupina bardzo późną porą, z pobrudzoną szatą. Zdarzyło mu wywrócić kilka razy, od nadmiaru alkoholu.
- Co się stało? - spytał Lupin zjawiając się w drzwiach domu.
- Nic - odparł Black i upadł kolejny raz.
            Lupin za pomocą kilku zaklęć przetransportował przyjaciela na miejsce jego spoczynku, gdzie miał się przespać do rana.
            Kiedy rankiem Łapa obudził się ze sporym bólem głowy, Lupin pogrążony już był w codziennych zajęciach gospodarskich. Syriusz słyszał jak rośnie trawa na zewnątrz domu - przynajmniej tak mu się wydawało. Oddał by teraz resztki złota ze skarbca w banku na pokątnej w zamian za odstąpienie bólu głowy.
- Głowa dalej boli? - zapytał Remus.
- Trochęę - wychrypiał Black.
- To może opowiesz mi jak tam poszły poszukiwania Dunga? - zaproponował Lupin.
- No dopadłem go dość szybko, był u Aba. Porozmawialiśmy, popiliśmy za pomyślność przyszłej współpracy - opowiadał Black.
- No to mamy go po naszej stronie - ucieszył się Lupin.
- Powiadomisz Dumbeldore'a o tym. Myślę, że będziemy mogli zwołać zebranie zakonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz