Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

poniedziałek, 13 maja 2013

28. Zebranie



Rozdział 28
Zebranie

            Przez następne kilka dni Syriusz mieszkał nadal z Remusem. Życie w domu Lupina płynęło powoli, czasem przyspieszając - gdy panowie postanowili powspominać dawne dzieje po spożyciu odpowiedniej dawki whisky. Czasem nawiedzały Syriusza problemy natury moralnej, którymi dzielił się z przyjacielem.
- Ciągle tylko ta whisky! - żalił się pewnego wieczoru.
- Co ci w niej nie pasuje? - spytał zszokowany Lupin.
- W zasadzie to jest ok, ale... ale ciągle pijemy tylko ją - Black kontynuował żale - wiecznie pijemy starą ognistą whisky. Ile można?! Chciałoby się popróbować innych trunków. A tu nie! Tylko ta whisky, a jak nie ona to whisky.
- Skończyła ci smakować czy jak? - zapytał Lupin.
- Niby nie, ale to jest takie monotonne - wychrypiał Łapa.
- Taa, monotonia zabija, wiesz coś o tym, co nie? - zażartował Remus.
- Nie wkurwiaj mnie Lunatyku, ja tu do ciebie z poważnymi dylematami, a ty mi wyskakujesz z takim czymś? - krzyknął Syriusz.

            Wybaczył przyjacielowi dopiero przy następnej butelce tak monotonnej whisky. Dni mijały im w oczekiwaniu na zebranie zakonu. Sytuację komplikował fakt, że za 4 dni - wg obliczeń Syriusza - miała nastąpić pełnia księżyca. Wtedy niemożliwym będzie żeby Remus, mógł wziąć udział w zebraniu. Nie ulegało wątpliwości, że będzie to jedno z najważniejszych zebrań, z uwagi na to, że zapadną na nim decyzję w sprawach organizacyjnych i początkowej działalności jego członków wobec nie tylko śmierciożerców którzy niewątpliwie już powrócili do swojego mistrza - ale też wobec ministerstwa.
            Nastrój Blacka, nie poprawił się od czasu pamiętnej rozmowy o wadach Ognistej Whisky. Dodatkowo pogłębiała go typowo angielska pogoda. Deszcze padały niemal ciągle, a kiedy skończył padać jeden przybywał następny. I jak tu cieszyć się z wakacji? Chociaż jak zauważył pewnego dnia Remus, Syriusz był na przymusowych wakacjach od dobrych kilkunastu lat.
            I wreszcie na dwa dni przed pełnią - wczesnym rankiem - do domu przyleciała mała i chuda, sowa z Hogwartu. Przyniosła ze sobą zaproszenie do odwiedzin szkoły, w celach jak to napisał Dumbeldore, omówienia funkcjonowania w społeczności czarodziei w dzisiejszych czasach. Mężczyźni nie namyślając się zbyt długo spakowali to co było im najpotrzebniejsze i deportowali się w pobliża Hogwartu.

            Aportowali się w pobliżu Gospody pod Świńskim Łbem, gdzie natrafili na Aberfortha i Elfiasa Doge. Razem udali się do szkoły.
            Spacer minął w wesołej atmosferze, wspominaniu dawnych czasów i licznych wybryków huncwotów z czasów szkolnych. Huncwotami nazywano w czasach szkolnych Syriusza, Remusa, Jamesa Pottera i zdrajcę - Glizdogona. Pogrążeni w ożywionej rozmowie nawet nie zwrócili uwagi na fakt, że przekroczyli bramy szkoły, a wkrótce potem przeszli przez błonia i weszli do zamku.
            Zamek otoczony był jakąś dziwną, magiczną poświatą. Wydawał się z zewnątrz całkowicie pogrążony w ciemnościach, jednak od środka wypełniało go blade światło z nielicznych pochodni.
            Spotkanie Zakonu Feniksa jak poinformował ich Elfias odbywać się miało w sali, w której nauczano transmutacji. Dumbeldore początkowo planował zrobić to w swoim gabinecie, jednak uznał, że nie wszyscy się tam pomieszczą.

            Po wejściu do sali nauki transmutacji, zobaczyli już innych członków siedzących jak uczniowie w ławkach. I tak profesorowie Snape i McGonagall siedzieli razem w pierwszej ławce. Za nimi byli profesorowie Flitwick i Sprout, a jeszcze za nimi siedział gajowy Hogwartu oraz nauczyciel opieki nad magicznymi osobami w jednej, olbrzymiej osobie - Rubeus Hagrid. W drugim rzędzie ławek siedzieli Artur i Molly Weasley. Za nimi Emmelina Vance, ładna kobieta, o długiej szyi, długich brązowych włosach i oczach w tym samym kolorze. Razem z nią siedział Alastor Moody, podstarzały auror, z licznymi ranami i bliznami na twarzy, pozbawiony jednego oka, zastąpionego przez magiczne - widzące przez ściany, peleryny niewidki itp. Za nimi z kolei siedziała profesor Olimpia - nauczycielka szkoły magii z Francji. Wymiarami przypominająca Hagrida.  W ostatnim rzędzie siedzieli Bill Wesley i Dedalus Diggle. Czwórka nowoprzybyłych usiadła za plecami Bila i Diggla. Po kolejnej chwili do środka wpadł Mundungus Fletcher. 

            Na samym końcu do sali wszedł profesor Dumbeldore. Ubrany w długą do ziemi, niebieską szatę, z brodą i włosami sięgającymi mu do kolan.
- Witajcie kochani - zaczął profesor - jak wiecie zebrałem was tu żeby reaktywować Zakon Feniksa. Od powrotu Voldemorta minęło kilka dni i z naszych informacji - tu spojrzał na nauczyciela eliksirów - wynika, że przez ten czas nie próżnował. Na szczęście my też nie próżnowaliśmy i udało nam się szybko was tu zebrać. Musimy dziś omówić kilka istotnych spraw, związanych z naszą bieżącą działalnością, ale także i postawić sobie kilka daleko idących celów.

- Do rzeczy Dumbeldore - odezwał się Aberforth.
- Po pierwsze musimy wybrać miejsce nadające się na kwaterę główną. W zamku nie będziemy mogli spotykać się, bo prędzej czy później ktoś odkrył by, że się tu spotykamy, więc musimy wymyślić coś innego - wyjaśnił dyrektor.
            Po jego słowach po sali przetoczyły się pomruki niezadowolenia i ożywienia.
- Ktoś ma jakieś propozycję? - spytał.
            Zebrani - z wyjątkiem Syriusza - pokiwali przecząco głowami. Natomiast Łapa gorączkowo nad czymś myślał.
- Z chęcią użyczylibyśmy Nory, ale obawiam się, że jest tam zbyt ciasno, zwłaszcza, że Percy nie poparł naszych działań i pozostał wierny wersji ministerstwa - wypaliła Molly.
- No cóż... - zaczął Dumbeldore.
- Mam propozycję - przerwał mu Black.
- A co ty możesz nam zaoferować? - zakpił Snape.
- Zamknij się, stary nietoperzu! - zagrzmiał Syriusz - możemy wykorzystać stary dom moich rodziców, jest duży to się tam wszyscy pomieścimy, a skoro większość ludzi, którzy wiedzą gdzie się znajduje przebywa w Azkabanie, to wystarczy zabezpieczyć go standardowymi zaklęciami, bo tymi bardziej zaawansowanymi jest już zabezpieczony przez moich przodków.
- No to jeden problem z głowy - ucieszył się dyrektor - jutro osobiście sprawdzę zabezpieczenia tego domu.
- Widzisz smarku, mam całkiem sporo do zaoferowania zakonowi - tryumfował Łapa.
            Nim Snape zdążył zareagować Albus przeszedł do kolejnej sprawy.
- Musimy zająć się rekrutacją nowych członków.
- Tylko jak to zrobić, skoro nie możemy się ujawniać? - wtrąciła pani Vance.
- Dzięki Arturowi i Alastorowi wiemy, że są w ministerstwie, a dokładniej w biurze aurorów osoby zdolne nas poprzeć i dołączyć do nas. Wystarczy, że ich do tego przekonamy.
- Kto się tym zajmie? - spytała profesor Sprout.
- Artur nie może, gdyż wzbudziłoby to podejrzenia gdyby nagle zaczął zbyt często rozmawiać z aurorami. Dlatego sądzę, że Alastor będzie bardziej odpowiedni do tego zadania.
- Zgadzam się - zagrzmiał Moody.
- No to wspaniale. Idzie nam na prawdę rewelacyjnie- zachwycił się Albus.
- A co werbowaniem ludzi z poza MM? - spytał Snape.
- To dobre pytanie - stwierdził Dumbeldore - musi to być ktoś nie zaangażowany w inne zadania, a jednocześnie budzący zaufanie.
- Kogo pan proponuje dyrektorze? - wtrącił nauczyciel zaklęć w Hogwarcie.
- Profesor Snape ma już misję, Remus nie nadaje się do tego ze względu na uprzedzenie naszej społeczności, Syriusz jest poszukiwany przez aurorów, Alastor dostał inny przydział, reszta nauczycieli odpada, bo jest mi potrzebna w szkole... - wyliczał dyrektor.
- Zostają nam Bill, Molly,  Emmelina, Deadlus i Elfias - stwierdziła McGonagall.
- Oczywiście, Artur nie może ryzykować jako pracownik ministerstwa, Dung trudni się niezbyt legalnym sposobem zarabiania, a Olimpia i Hagrid dostali ode mnie inny przydział - powiedział beztrosko Albus.
- A może ja? - wtrącił Aberforth - jako barman mogę rozeznać się w nastrojach kto uwierzył w powrót Czarnego Pana, a wtedy przekażę wam to i wy namówicie tę osobę na dołączenie do nas, co wy na to?
            Wśród zebranych rozniósł się pomruk aprobaty.
- Wspaniale - ucieszył się Albus - tych, którzy uwierzyli skierujemy do Emmeliny i Elfiasa. Wolę nie ujawniać się jako przywódca naszej organizacji, jeśli nie mamy pewności, że taka osoba nas nie zdradzi przed ludźmi Korneliusza.
- A czym mają się zająć pozostali? - spytała pani Weasley,
- Remus, mój drogi czy zechciałbyś udać się do wilkołaków? - zapytał Dumbeldore.
- Nie uznając mnie za swojego, ponieważ przebywam wśród czarodziejów i nie atakuję bezbronnych - odpowiedział Lupin - ale spróbować trzeba - dodał pod wpływem wzroku dyrektora Hogwartu.
- Dobrze - skwitował dyrektor - jestem pewien, że ci się uda. Syriuszu - zwrócił się do Blacka - udasz się ze mną jutro do domu twoich rodziców i wspólnie ocenimy czy nadaje się na kwaterę główną. Jeśli tak to razem z Molly i jej dzieciakami, które pewnie wyrażą wielką chęć pomocy przystosujecie dom do naszych potrzeb.
- Nie mogę zrobić czegoś bardziej przydatnego? - spytał zirytowany propozycją dyrektora Łapa.
- Nie, dlatego że ministerstwo nadal cię szuka - odparł Albus - nie możemy narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Biedny Black, zamknięty w klatce żeby nie zrobił sobie krzywdy - zakpił Snape.
- Jeszcze słowo i zaraz cię skrzywdzę - warknął do niego Syriusz.
            Dumbeldore uspokoił ich ruchem ręki, co może nie do końca mu się udało, ale chociaż nie dopuściło do konfrontacji.
- Bill wybadaj nastroje wśród goblinów - zakomenderował Dumbeldore.
- Tak jest, panie profesorze - wykrzyknął radośnie Bill i wykonał coś w stylu salutu.
- Możemy przejść do ostatniego punktu dzisiejszych obrad - stwierdził Albus.
- Tak - wszedł mu w słowo Snape - podczas mojego niedawnego pobytu w szeregach zwolenników Czarnego Pana, gdzie ryzykowałem życie - dodał patrząc w oczy Syriusza - zdobyłem informację o jego zamiarach.
- Które teraz nam przedstawisz - odezwał się Deadlus.
- Właśnie miałem do tego przejść - warknął Snape - Czarny Pan pragnie dostać to czego nie miał ostatnio. To co, jak sam sądzi, pozwoli mu ostatecznie zlikwidować Pottera - powiedział tajemniczo - chodzi przepowiednie z Departamentu Tajemnic - dodał widząc zaskoczenie na twarzach zebranych.
- Musimy temu zapobiec - skwitował Dumbeldore, przerywając przemowę mistrza eliksirów - w tym celu wykorzystamy pelerynę-niewidkę, którą posiadamy żeby z ukrycia pilnować wejścia do sali gdzie znajduje się przepowiednia.
- Według tego co wiem o tej sali - wtrącił się pan Weasley - sala jest już chroniona wieloma potężnymi zaklęciami i urokami, niestety nie wiemy jakimi, ale pracuję nad tym.
- Czyli nie wiemy nic - podsumował z ironią Snape.
- Jak narazie wejścia będzie strzegł Deadlus, a kiedy dostanie ode mnie inne zadanie, przygotuję rozpiskę kto i kiedy będzie tego pilnował -  oświadczył Dumbeldore.
- Powracając do tego co ustaliłem - powiedział Snape zmieniając temat -Czarny Pan zakazał swoim śmierciożercą ujawniać się, prowadzić jakiejkolwiek walki z ministerstwem, szlamami i przeciwnikami Czarnego Pana. Ogólnie nie planuje się ujawniać dopóki nie zgromadzi odpowiednich sił. Wie, że teraz liczebność jego popleczników jest nie duża, a w związku z tym aurorzy szybko rozbiliby śmierciożerców i zostałby sam. Nie chce zaczynać werbunku całkiem od nowa, więc stara się zdobyć przepowiednie i jednocześnie poszerzać grono sowich popleczników. Myślę, że mamy trochę czasu na prowadzenie naszych działań.
- Dziękuję Severusie - powiedział Albus z podziwem w głosie - my również nie będziemy prowadzić żadnej walki...
            Wypowiedź dyrektora została przerwana przez głosy niezadowolenia, a nawet oburzenia ze strony zebranych.
- Spokojnie - uciszył ich Dumbeldore - my również nie możemy się ujawniać przed śmierciożercami, a zwłaszcza przed Knotem. On tylko czeka na pretekst żeby wydać rozkaz aresztowania mnie i wszystkich, którzy robią coś niezgodnego z prawdami głoszonymi przez ministerstwo i podległe mu media.
- Racja - przyznali jednogłośnie zebrani.
- Dziękuję za poparcie. Jeśli nie ma pytań możemy się rozejść.
- Mam pytanie - odezwał się Black - może jednak mogę coś bardziej odpowiedzialnego?
- Twoje zadanie jest bardzo odpowiedzialne - odparł dyrektor - koniec dyskusji Syriuszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz