Rozdział 28
Zebranie
Przez następne kilka dni Syriusz
mieszkał nadal z Remusem. Życie w domu Lupina płynęło powoli, czasem
przyspieszając - gdy panowie postanowili powspominać dawne dzieje po spożyciu
odpowiedniej dawki whisky. Czasem nawiedzały Syriusza problemy natury moralnej,
którymi dzielił się z przyjacielem.
- Ciągle
tylko ta whisky! - żalił się pewnego wieczoru.
- Co ci w
niej nie pasuje? - spytał zszokowany Lupin.
- W
zasadzie to jest ok, ale... ale ciągle pijemy tylko ją - Black kontynuował żale
- wiecznie pijemy starą ognistą whisky. Ile można?! Chciałoby się popróbować
innych trunków. A tu nie! Tylko ta whisky, a jak nie ona to whisky.
- Skończyła
ci smakować czy jak? - zapytał Lupin.
- Niby nie,
ale to jest takie monotonne - wychrypiał Łapa.
- Taa,
monotonia zabija, wiesz coś o tym, co nie? - zażartował Remus.
- Nie
wkurwiaj mnie Lunatyku, ja tu do ciebie z poważnymi dylematami, a ty mi
wyskakujesz z takim czymś? - krzyknął Syriusz.
Wybaczył przyjacielowi dopiero przy
następnej butelce tak monotonnej whisky. Dni mijały im w oczekiwaniu na
zebranie zakonu. Sytuację komplikował fakt, że za 4 dni - wg obliczeń Syriusza
- miała nastąpić pełnia księżyca. Wtedy niemożliwym będzie żeby Remus, mógł
wziąć udział w zebraniu. Nie ulegało wątpliwości, że będzie to jedno z
najważniejszych zebrań, z uwagi na to, że zapadną na nim decyzję w sprawach organizacyjnych
i początkowej działalności jego członków wobec nie tylko śmierciożerców którzy
niewątpliwie już powrócili do swojego mistrza - ale też wobec ministerstwa.
Nastrój Blacka, nie poprawił się od
czasu pamiętnej rozmowy o wadach Ognistej Whisky. Dodatkowo pogłębiała go
typowo angielska pogoda. Deszcze padały niemal ciągle, a kiedy skończył padać
jeden przybywał następny. I jak tu cieszyć się z wakacji? Chociaż jak zauważył
pewnego dnia Remus, Syriusz był na przymusowych wakacjach od dobrych kilkunastu
lat.
I wreszcie na dwa dni przed pełnią -
wczesnym rankiem - do domu przyleciała mała i chuda, sowa z Hogwartu.
Przyniosła ze sobą zaproszenie do odwiedzin szkoły, w celach jak to napisał
Dumbeldore, omówienia funkcjonowania w społeczności czarodziei w dzisiejszych
czasach. Mężczyźni nie namyślając się zbyt długo spakowali to co było im
najpotrzebniejsze i deportowali się w pobliża Hogwartu.
Aportowali się w pobliżu Gospody pod
Świńskim Łbem, gdzie natrafili na Aberfortha i Elfiasa Doge. Razem udali się do
szkoły.
Spacer minął w wesołej atmosferze,
wspominaniu dawnych czasów i licznych wybryków huncwotów z czasów szkolnych.
Huncwotami nazywano w czasach szkolnych Syriusza, Remusa, Jamesa Pottera i
zdrajcę - Glizdogona. Pogrążeni w ożywionej rozmowie nawet nie zwrócili uwagi
na fakt, że przekroczyli bramy szkoły, a wkrótce potem przeszli przez błonia i
weszli do zamku.
Zamek otoczony był jakąś dziwną,
magiczną poświatą. Wydawał się z zewnątrz całkowicie pogrążony w ciemnościach,
jednak od środka wypełniało go blade światło z nielicznych pochodni.
Spotkanie Zakonu Feniksa jak
poinformował ich Elfias odbywać się miało w sali, w której nauczano
transmutacji. Dumbeldore początkowo planował zrobić to w swoim gabinecie,
jednak uznał, że nie wszyscy się tam pomieszczą.
Po wejściu do sali nauki
transmutacji, zobaczyli już innych członków siedzących jak uczniowie w ławkach.
I tak profesorowie Snape i McGonagall siedzieli razem w pierwszej ławce. Za
nimi byli profesorowie Flitwick i Sprout, a jeszcze za nimi siedział gajowy
Hogwartu oraz nauczyciel opieki nad magicznymi osobami w jednej, olbrzymiej
osobie - Rubeus Hagrid. W drugim rzędzie ławek siedzieli Artur i Molly Weasley.
Za nimi Emmelina Vance, ładna kobieta, o długiej szyi, długich brązowych
włosach i oczach w tym samym kolorze. Razem z nią siedział Alastor Moody,
podstarzały auror, z licznymi ranami i bliznami na twarzy, pozbawiony jednego
oka, zastąpionego przez magiczne - widzące przez ściany, peleryny niewidki itp.
Za nimi z kolei siedziała profesor Olimpia - nauczycielka szkoły magii z
Francji. Wymiarami przypominająca Hagrida.
W ostatnim rzędzie siedzieli Bill Wesley i Dedalus Diggle. Czwórka
nowoprzybyłych usiadła za plecami Bila i Diggla. Po kolejnej chwili do środka
wpadł Mundungus Fletcher.
Na samym końcu do sali wszedł
profesor Dumbeldore. Ubrany w długą do ziemi, niebieską szatę, z brodą i
włosami sięgającymi mu do kolan.
- Witajcie
kochani - zaczął profesor - jak wiecie zebrałem was tu żeby reaktywować Zakon
Feniksa. Od powrotu Voldemorta minęło kilka dni i z naszych informacji - tu
spojrzał na nauczyciela eliksirów - wynika, że przez ten czas nie próżnował. Na
szczęście my też nie próżnowaliśmy i udało nam się szybko was tu zebrać. Musimy
dziś omówić kilka istotnych spraw, związanych z naszą bieżącą działalnością,
ale także i postawić sobie kilka daleko idących celów.
- Do rzeczy
Dumbeldore - odezwał się Aberforth.
- Po
pierwsze musimy wybrać miejsce nadające się na kwaterę główną. W zamku nie
będziemy mogli spotykać się, bo prędzej czy później ktoś odkrył by, że się tu
spotykamy, więc musimy wymyślić coś innego - wyjaśnił dyrektor.
Po jego słowach po sali przetoczyły
się pomruki niezadowolenia i ożywienia.
- Ktoś ma
jakieś propozycję? - spytał.
Zebrani - z wyjątkiem Syriusza -
pokiwali przecząco głowami. Natomiast Łapa gorączkowo nad czymś myślał.
- Z chęcią
użyczylibyśmy Nory, ale obawiam się, że jest tam zbyt ciasno, zwłaszcza, że
Percy nie poparł naszych działań i pozostał wierny wersji ministerstwa -
wypaliła Molly.
- No cóż...
- zaczął Dumbeldore.
- Mam
propozycję - przerwał mu Black.
- A co ty
możesz nam zaoferować? - zakpił Snape.
- Zamknij
się, stary nietoperzu! - zagrzmiał Syriusz - możemy wykorzystać stary dom moich
rodziców, jest duży to się tam wszyscy pomieścimy, a skoro większość ludzi,
którzy wiedzą gdzie się znajduje przebywa w Azkabanie, to wystarczy
zabezpieczyć go standardowymi zaklęciami, bo tymi bardziej zaawansowanymi jest
już zabezpieczony przez moich przodków.
- No to
jeden problem z głowy - ucieszył się dyrektor - jutro osobiście sprawdzę
zabezpieczenia tego domu.
- Widzisz
smarku, mam całkiem sporo do zaoferowania zakonowi - tryumfował Łapa.
Nim Snape zdążył zareagować Albus
przeszedł do kolejnej sprawy.
- Musimy
zająć się rekrutacją nowych członków.
- Tylko jak
to zrobić, skoro nie możemy się ujawniać? - wtrąciła pani Vance.
- Dzięki
Arturowi i Alastorowi wiemy, że są w ministerstwie, a dokładniej w biurze
aurorów osoby zdolne nas poprzeć i dołączyć do nas. Wystarczy, że ich do tego
przekonamy.
- Kto się
tym zajmie? - spytała profesor Sprout.
- Artur nie
może, gdyż wzbudziłoby to podejrzenia gdyby nagle zaczął zbyt często rozmawiać
z aurorami. Dlatego sądzę, że Alastor będzie bardziej odpowiedni do tego
zadania.
- Zgadzam
się - zagrzmiał Moody.
- No to
wspaniale. Idzie nam na prawdę rewelacyjnie- zachwycił się Albus.
- A co
werbowaniem ludzi z poza MM? - spytał Snape.
- To dobre
pytanie - stwierdził Dumbeldore - musi to być ktoś nie zaangażowany w inne
zadania, a jednocześnie budzący zaufanie.
- Kogo pan
proponuje dyrektorze? - wtrącił nauczyciel zaklęć w Hogwarcie.
- Profesor
Snape ma już misję, Remus nie nadaje się do tego ze względu na uprzedzenie
naszej społeczności, Syriusz jest poszukiwany przez aurorów, Alastor dostał
inny przydział, reszta nauczycieli odpada, bo jest mi potrzebna w szkole... -
wyliczał dyrektor.
- Zostają
nam Bill, Molly, Emmelina, Deadlus i
Elfias - stwierdziła McGonagall.
-
Oczywiście, Artur nie może ryzykować jako pracownik ministerstwa, Dung trudni
się niezbyt legalnym sposobem zarabiania, a Olimpia i Hagrid dostali ode mnie
inny przydział - powiedział beztrosko Albus.
- A może
ja? - wtrącił Aberforth - jako barman mogę rozeznać się w nastrojach kto
uwierzył w powrót Czarnego Pana, a wtedy przekażę wam to i wy namówicie tę
osobę na dołączenie do nas, co wy na to?
Wśród zebranych rozniósł się pomruk
aprobaty.
- Wspaniale
- ucieszył się Albus - tych, którzy uwierzyli skierujemy do Emmeliny i Elfiasa.
Wolę nie ujawniać się jako przywódca naszej organizacji, jeśli nie mamy
pewności, że taka osoba nas nie zdradzi przed ludźmi Korneliusza.
- A czym
mają się zająć pozostali? - spytała pani Weasley,
- Remus,
mój drogi czy zechciałbyś udać się do wilkołaków? - zapytał Dumbeldore.
- Nie
uznając mnie za swojego, ponieważ przebywam wśród czarodziejów i nie atakuję
bezbronnych - odpowiedział Lupin - ale spróbować trzeba - dodał pod wpływem
wzroku dyrektora Hogwartu.
- Dobrze - skwitował
dyrektor - jestem pewien, że ci się uda. Syriuszu - zwrócił się do Blacka -
udasz się ze mną jutro do domu twoich rodziców i wspólnie ocenimy czy nadaje
się na kwaterę główną. Jeśli tak to razem z Molly i jej dzieciakami, które
pewnie wyrażą wielką chęć pomocy przystosujecie dom do naszych potrzeb.
- Nie mogę
zrobić czegoś bardziej przydatnego? - spytał zirytowany propozycją dyrektora
Łapa.
- Nie,
dlatego że ministerstwo nadal cię szuka - odparł Albus - nie możemy narażać cię
na niebezpieczeństwo.
- Biedny
Black, zamknięty w klatce żeby nie zrobił sobie krzywdy - zakpił Snape.
- Jeszcze
słowo i zaraz cię skrzywdzę - warknął do niego Syriusz.
Dumbeldore uspokoił ich ruchem ręki,
co może nie do końca mu się udało, ale chociaż nie dopuściło do konfrontacji.
- Bill
wybadaj nastroje wśród goblinów - zakomenderował Dumbeldore.
- Tak jest,
panie profesorze - wykrzyknął radośnie Bill i wykonał coś w stylu salutu.
- Możemy
przejść do ostatniego punktu dzisiejszych obrad - stwierdził Albus.
- Tak -
wszedł mu w słowo Snape - podczas mojego niedawnego pobytu w szeregach
zwolenników Czarnego Pana, gdzie ryzykowałem życie - dodał patrząc w oczy
Syriusza - zdobyłem informację o jego zamiarach.
- Które
teraz nam przedstawisz - odezwał się Deadlus.
- Właśnie
miałem do tego przejść - warknął Snape - Czarny Pan pragnie dostać to czego nie
miał ostatnio. To co, jak sam sądzi, pozwoli mu ostatecznie zlikwidować Pottera
- powiedział tajemniczo - chodzi przepowiednie z Departamentu Tajemnic - dodał
widząc zaskoczenie na twarzach zebranych.
- Musimy
temu zapobiec - skwitował Dumbeldore, przerywając przemowę mistrza eliksirów -
w tym celu wykorzystamy pelerynę-niewidkę, którą posiadamy żeby z ukrycia
pilnować wejścia do sali gdzie znajduje się przepowiednia.
- Według
tego co wiem o tej sali - wtrącił się pan Weasley - sala jest już chroniona
wieloma potężnymi zaklęciami i urokami, niestety nie wiemy jakimi, ale pracuję
nad tym.
- Czyli nie
wiemy nic - podsumował z ironią Snape.
- Jak
narazie wejścia będzie strzegł Deadlus, a kiedy dostanie ode mnie inne zadanie,
przygotuję rozpiskę kto i kiedy będzie tego pilnował - oświadczył Dumbeldore.
-
Powracając do tego co ustaliłem - powiedział Snape zmieniając temat -Czarny Pan
zakazał swoim śmierciożercą ujawniać się, prowadzić jakiejkolwiek walki z
ministerstwem, szlamami i przeciwnikami Czarnego Pana. Ogólnie nie planuje się
ujawniać dopóki nie zgromadzi odpowiednich sił. Wie, że teraz liczebność jego
popleczników jest nie duża, a w związku z tym aurorzy szybko rozbiliby
śmierciożerców i zostałby sam. Nie chce zaczynać werbunku całkiem od nowa, więc
stara się zdobyć przepowiednie i jednocześnie poszerzać grono sowich popleczników.
Myślę, że mamy trochę czasu na prowadzenie naszych działań.
- Dziękuję
Severusie - powiedział Albus z podziwem w głosie - my również nie będziemy
prowadzić żadnej walki...
Wypowiedź dyrektora została
przerwana przez głosy niezadowolenia, a nawet oburzenia ze strony zebranych.
- Spokojnie
- uciszył ich Dumbeldore - my również nie możemy się ujawniać przed
śmierciożercami, a zwłaszcza przed Knotem. On tylko czeka na pretekst żeby
wydać rozkaz aresztowania mnie i wszystkich, którzy robią coś niezgodnego z
prawdami głoszonymi przez ministerstwo i podległe mu media.
- Racja -
przyznali jednogłośnie zebrani.
- Dziękuję
za poparcie. Jeśli nie ma pytań możemy się rozejść.
- Mam
pytanie - odezwał się Black - może jednak mogę coś bardziej odpowiedzialnego?
- Twoje
zadanie jest bardzo odpowiedzialne - odparł dyrektor - koniec dyskusji
Syriuszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz