Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

wtorek, 28 maja 2013

30. Najazd



Rozdział 30
Najazd

                        Był lipcowy słoneczny dzień. Zwykli ludzie tłoczyli się w środkach komunikacji miejskiej lub walczyli o najbardziej dogodne miejsce w korku, w zatłoczonym londyńskim centrum.  Ptaszki ćwierkały, a żaby rechotały jeszcze w pobliżu domu przy Grimmauld Place. 

            Plac przed domami numer 11 i 13 zajmowała grupa rudych osób - w większości nastoletnich chłopaków. Molly Weasley podchodziła właśnie do domu Syriusza i nagle ten - budynek - wyłonił się z pomiędzy dwóch bliźniaczych. Zduszony okrzyk zachwytu wydobył się z ust zgromadzonej młodzieży. Najmłodszej dziewczynie z wrażenia z rąk wypadła ogromna walizka, którą trzymała - inni również trzymali bagaż jak do przeprowadzki.

- Dobra, już się pozachwycaliście - wykrzyknęła Molly - wchodzimy, ktoś już na nas czeka.
            Gromada rudzielców rządkiem zaczęła wchodzić do budynku za swoja matką. Molly była już na ganku, kiedy zapukała do drzwi. Nie minęła jeszcze chwila, gdy te otworzyły się i stanął w nich ktoś kogo nigdy by się nie spodziewali. Mimo, że matka wspominała im kto jest gospodarzem w domu, nie spodziewali sie tego. Uważali to raczej za kiepski żart.

            Drzwi otworzył im brunet, o długich do ramion i poskręcanych włosach. Bladej cerze i ewidentnie wyniszczonym -po długim pobycie w więzieniu - organizmie. Był to Syriusz Black we własnej osobie.

- Witajcie - przywitał się - wchodźcie - zaprosił ich gestem ręki.
- Ty jesteś... - powiedziała najmłodsza dziewczynka, wyraźnie przerażona.
- Syriusz Black - odpowiedział jej brat - we własnej osobie.
- Będziemy mieszkać z mordercom? - spytał jeden z dwóch wyglądając identycznie bliźniaków.
- Niedoszłym - odpowiedział znów ten sam chłopak.
- A ty co taki obeznany Ron? - spytał drugi bliźniak.
- My się już znamy - odparł tamten od niechcenia - Cześć Syriusz!
- Pogadacie później - przerwała im matka - wchodzimy!

            Nikt z nią nie dyskutował. Rodzina Wesleyów wkroczyła do domu Blacka. Szybko przemieścili się przez korytarz - za szybko. Jedno z dzieci przewróciło wieszak na  parasole, po czym odsłoniły się zasłony na pobliskiej ścianie i portret matki Syriusza rozpoczął tyradę. Uspokoiła się dopiero po kilku minutach, gdy wszyscy goście byli w kuchni, a Syriuszowi udało się w końcu zasłonić obraz.

            Kuchnia była dużym pomieszczeniem, a jej środek zajmował długi stół. Z pewnością mogłaby się przy nim zmieścić cała rodzina Wesleyów. Pod ścianami znajdowały się tradycyjne kuchenne meble w mahoniowym kolorze. Syriusz usiadł na szczycie stroju, a Wesleyowie pozajmowali miejsca w pobliżu niego.

- Teraz możemy sobie wszystko powyjaśniać - przemówiła Molly.
- Może na początek przedstaw mi swoje dzieciaki - odezwał się Syriusz.
- Ach tak. To jest Ron jego już znasz - wskazała na rudę młodzieńca - a to są Fred i George - pokazała na dwóch również rudych bliźniaków, którzy byli niemal identyczni - to moja córka Ginny - wskazała na najmłodszą dziewczynę.

- Ginny - przerwał jej Syriusz - nie wiesz o tym, ale my się już poznaliśmy.
- Kiedy? - spytała zszokowana dziewczyna.
 - Później ci wytłumaczę.
- A to jest Hermiona Granger - wskazała na kasztanowo włosom dziewczynę - nie jest moją córką, ale przyjaźni się z Ronem no i...
- Pomogła Harry'emu mnie uwolnić - przerwał jej Syriusz.
- Co? - zdziwiła się Molly - jak to ona i Harry?
- A no tak, może kiedyś wam opowiemy o tym - odpowiedział Black - ale bez mojego chrześniaka nie zacznę opowiadać.
- No dobra skoro się już znamy wszyscy pora zabrać się do roboty - stwierdziła pani Weasley - Bliźniacy dokończą sprzątanie holu i uważajcie na ten cholerny portret. Dziewczyny pokój na prawo, Ron i ja na lewo - wydała polecenia - Syriusz, a ty sam sobie znajdziesz coś do roboty czy ci w tym pomóc?
- Pójdę się zabrać za swój pokój.
- Wspaniale, my nasze posprzątamy po obiedzie - oświadczyła Molly.
- Mamo... -  jęknęły jej dzieci.

            Pani Weasley nie uznawała, jednak protestów i wkrótce musieli iść posprzątać. Wszyscy krzątali sie żwawo, jeszcze pełni zapału do pracy. Nie natknęli się jeszcze na żadne poważniejsze przeszkody. Mimo wszystko robota była uciążliwa i niesłychanie męcząca. Dom nie był sprzątany od wielu lat, mieszkający tu w samotności skrzat domowy zdziczał i przyjął wiele dziwnych obyczajów i poglądów swojej pani, której portretowi wciąż służył. W związku z tym nie można było liczyć na jakiekolwiek wsparcie z jego strony.

            Kiedy w okolicach godziny 14 zrobili sobie przerwę na obiad, wszyscy bez wyjątku byli zmęczeni i pozbawieni entuzjazmu do walki z brudem. Molly uszykowała na obiad tłuczone ziemniaki z sosem koperkowym i skrzydełkami z kurczaka, co bardzo zasmakowało Łapie.

- Mógłby mi ktoś wytłumaczyć dlaczego tak w ogóle przenieśliśmy się do domu Syriusza? - spytał Ron, kiedy przełknął olbrzymi kęs mięsa.
- Nie gadaj z pełną buzią - skarciła go matka.
- Oj nasz biedny Ronuś zaraz się udławi - zakpił Fred.
- Zamknij się - warknął Ron.
- Jak sie odzywasz do brata? - zasyczała pani Weasley.
- To on zaczął - burknął młodszy brat.
- Wracając do twojego pytania - wtrącił sie Syriusz, który z rozbawieniem przyglądał się tej sytuacji - zaoferowałem dom moich rodziców na kwaterę główną, a że nikt poza tą szumowiną nie mieszkał to od ponad 10 lat to przyda się pomoc w wysprzątaniu tego - dodał z goryczą.
- Kwaterę główną czego? - spytała Hermiona.
- Zakonu Feniksa - odrzekł Syriusz, nakładając sobie dokładkę skrzydełek - wyborne danie Molly - pochwalił panią Weasley, wiedząc że ta zaraz skarci go za zbyt duże ujawnianie informacji.
- To chyba nie jest normalny zakon? - dopytywała dziewczyna.
- No nie - odrzekł Black - ty myślisz o zakonie w mugolskim stylu. Tymczasem my zajmujemy się walką ze śmierciożercami.
- Starczy tego - warknęła Molly.
- Ale mamo! - zaprotestowali bliźniacy.
- Powiedziałam starczy - odrzekła Molly - narazie nic więcej się nie dowiecie. Chłopaki do roboty wracać. Dziewczyny posprzątać w kuchni. Syriuszu pomożesz mi.

            Ponownie wrócili do nierównej walki z siłami kurzu, brudu i pajęczyn. Pod wieczór ich starania w końcu zaczęły przynosić jakieś rezultaty. 

            Wieczorem wpadł do nich pan Weasley i wspólnie z Syriuszem zastanawiał się ile dni zajmie im doprowadzenie domu do stanu używalności. Jak narazie udało się okiełznać parter, lecz z braku czasu nie przygotowali sobie pokoi na noc i będą musieli spać w tych, które są już gotowe - z wyjątkiem Syriusza, który przygotował sobie swój stary pokój.

            Około 21 tymczasowi domownicy zebrali się na kolację. Niespodziewanie dołączyła do nich Tonks, która potrzebowała coś od Łapy. Po ogólnym przedstawieniu sie młodzieży Tonks i vice wersa, kobieta zaprezentowała swoje specjalne zdolności. Była metamorfomagiem, potrafiła swobodnie zmieniać swój wygląd wedle własnego upodobania. Błyskawicznie zaczęła zabawiać dziewczyny za pomocą zmian swojej twarzy i koloru włosów, które w jednej sekundzie były różowe, a za chwilę stawały się koloru blond, by w końcu uzyskać zieloną barwę. Wszyscy zgodnie uznali, że Nimfadora, bo tak na imię miała Tonks jest bardzo zabawną osobą i powinna często ich odwiedzać.

- A wiecie, że jestem też kuzynką Syriusza - powiedziała, kiedy skończyli spożywać potrawy przygotowane przez panią Weasley.
- Nie jesteście podobni - rzekł zaskoczony Ron.
- A skąd wiesz jak naturalnie wyglądała Tonks? - spytał Black.
- Ronuś inteligentny jak zwykle... - wtrącił George.
- Błyskotliwy niczym żuk... - dodał Fred.
- ...drapieżny jak panda...
- potężny jak borsuk...
- i tłusty jak włosy Snape - zakończył George, czym wywołał wielką salwę śmiechu u wszystkich z wyjątkiem Rona.

            Zaraz po tym pani Weasley zakończyła kolacje i kazała młodzieży udać sie do pokoi, które zostały już uprzątnięte. Poszła wraz z nimi wyczarować im materace i kołdry. Artur Weasley, Syriusz i Tonks zostali chwilowo sami, gdyż Molly postanowiła urządzic pogadanke swoim dzieciom.

- Jak to się stało, że dołączyłaś do zakonu? - spytał Artur.
- Przekonał mnie Moody - odpowiedziała Nimfadora - sporo mu zawdzięczam. Pomógł mi zaliczyć przedmioty, które mogłam oblać jak kończyłam kurs na aurora.
- Jesteś aurorem? - zapytał ją kuzyn.
- Tak.
- Jak tak dalej pójdzie, to dorobimy sie siatki w ministerstwie - ucieszył się Syriusz.
- Muszę cię rozczarować - odezwał się Artur - wiem od Emeliny i Elfiasa, że jak narazie mało ludzi do nas dołączyło. Poza Tonks tylko moi Bill i Charlie.  Nadal jest nas zbyt mało. Wynika to głównie z represji jakie zaczyna stosować wobec nas Knot i jego ministerstwo. Pozbawił juz Albusa stanowiska w Wizengamocie. A to tylko początek, teraz będzie starał się upokorzyć jego i każdego wiernego mu czarodzieja. Już idą naciski na redakcję proroka. Wcześniej poza szmatławymi artykułami Rity Skeeter zdarzały się tam wartościowe treści, teraz będzie to tylko i wyłącznie pismo propagandowe. Nikt się mu nie sprzeciwi, bo będzie się bał represji. Polityka Knota zmierza w bardzo złym kierunku. Na nasze nieszczęście wybory będą dopiero za kilka lat, a do tego czasu śmierciożercy mogą stanąć się armią liczniejszą niż aurorzy, a jeśli dodamy do tego magiczne stworzenia, które mogą stanąć po ich stronie i niepewnych dementorów to sytuacja staje się drmatyczna.

- To prawda - odezwała się Tonks - minister będzie uważał, że nic się nie dzieje dopóki nie zamordują mu połowy najbliższych współpracowników.
- Mam nadzieję, że zdecyduje się zalegalizować Zakon - powiedział z goryczą pan Weasley.
- Nie byłbym tego taki pewien - wtrącił Black - przecież Knot uważa, że działamy nie przeciw Voldemortowi, a  przeciw jemu i jego władzy absolutnej.
- Trzeba o tym pogadać jutro na zebraniu - skwitowała Tonks.

***

            Następnego dnia od rana dało sie wyczuć nastrój napięcia i oczekiwania na zbliżające się zebranie. Członkowie Zakonu byli dziwnie rozkojarzeni i jakby nieobecni, a młodzi Wesleyowie i Hermiona skwapliwie wykorzystali nadarzającą się sytuację by zmniejszyć swój wkład w pracę porządkowe w kwaterze. Mimo tego - niezawodna w takich sprawach - pani Weasley zrobiła im krótki wykład i rozporządziła kto czym ma się zająć i w jakich godzinach.

            Prace czyszcząco- porządkowe posuwały się powoli, aczkolwiek naprzód. Rezultaty były widoczne dopiero po wielu dniach, kiedy weszło się do pomieszczenia sprzątanego akurat przez kogoś innego. Z krótka przerwą na obiad, wszyscy domownicy sprzątali przez cały czas.

            Dopiero koło godziny 18 Molly wezwała całą młodzież do świeżo wysprzątanego pokoju na górze.

- Od teraz macie tu zostać do odwołania - zakomunikowała.
- Co?! Dlaczego?! Nie masz prawa mamo! - wykrzykiwało rodzeństwo Wesleyów.
- Z jakiego powodu proszę pani? - spytała spokojnie Hermiona.
- Mamy zebranie - wydukała po chwili namysłu pani Weasley - nie możemy was do niego dopuścić, dlatego zostajecie tu...
- I nawet z pokoju wyjść nam nie wolno?! - przerwał jej gwałtownie Fred.
- Możecie sprzątać dalej jeśli chcecie... - zaproponowała Molly.
- Nie.. - przerwał jej kolejny raz Fred.
- Zgadzamy się - oznajmiła Hermiona.
- Czyś ty ogłupiała? - zapytał George.
- Zgadzam się z nią - pisnęła Ginny i posłała bratu niezauważalnego kuksańca, przez co ten natychmiast się zgodził.
- Co wy kombinujecie? - Molly zwróciła się do dziewcząt.
- Nic mamo - odpowiedziała jej córka - po prostu za bardzo byśmy się nudzili siedząc, a zebranie może wam zająć kilka godzin...
- I im szybciej skończymy tym więcej będziemy mieć czasu na inne rzeczy - stwierdził Ron.
- Jakie?

            Na to pytanie pani Weasley odpowiedziała cisza. Spostrzegła, jednak godzinę i nie mając czasu na dalsze dochodzenie rozkazała im usprzątać sąsiedni pokój. Dzięki temu wreszcie będą mogli spać w miarę oddzielnie. 

            Kiedy wyszła Ron zwrócił się do Hermiony:
- Po co nam te dodatkowe zajęcie do diaska?
- Może uda się coś posłuchać.
- Mamy nawet odpowiedni przedmiot do tego - wtrącił George.
- Patrzcie - przemówił Fred i pokazał im coś przypominającego sztuczne uszy na długim przewodzie - to Uszy dalekiego zasięgu.

***

            W kuchni domu rodziców Syriusza powoli zbierali się członkowie zakonu, aby omówić pierwsze dni swojej działalności po jego reaktywacji. 

            Po kilku minutach wszyscy członkowie stowarzyszenia pozajmowali miejsce przy stole, a Molly poustawiała już półmiski z golonką, karkówką i smażonymi ziemniakami i jakąś surówką z mugolskiego marketu. W kilku dużych dzbankach znajdowało się czerwone wino, a przed każdym stało odpowiednie nakrycie i sztućce.

- Witam wszystkich - przemówił Dumbeldore na powitanie - myślę, że możemy zacząć posiedzenie od drobnego posiłku. Wsuwajmy!

            Zebrani przystali na propozycję z wielką ochotą. I tym sposobem pierwsze 15 minut minęło im na wesołym posiłku, wspartymi kilkoma lampkami wina.

- Wspaniały posiłek Molly - komplementował Molly Dumbeldore - teraz możemy rozpocząć posiedzenia. Na wstępie chcę jeszcze oznajmić, że nie będzie z nami dziś Remusa, Billa i Hagrida, gdyż nadal wykonują oni swoje misje...
- Nic im nie jest? - spytała Molly rozdrażniona brakiem informacji o synu.
- Nie - odparł lakonicznie Albus - w takim razie możemy wysłuchać waszych raportów. Myślę, że zaczniemy od Syriusza i Molly. Jak wam idą prace nad przystosowaniem kwatery do adekwatnych warunków?
- Całkiem nieźle - odrzekł Black.
- Dom jest zapuszczony, skrzat nam nie pomaga, a roboty dużo. Minie jeszcze sporo czasu nim doprowadzimy go do odpowiedniego stanu - recytowała pani Weasley - do końca lipca powinno być dobrze...
- I wtedy będziemy mogli przetransportować tu Harry'ego - zakończył Syriusz.
- Myślę, że możemy wykonać to - powiedział Albus - w takim razie kolejny raport. Severus...
- Czarny Pan próbuje wciąż wymyślić jak ma dostać się do departamentu tajemnic i wykraść przepowiednię - oznajmił Snape - sądzę, że bez niej nie ruszy do boju. Przynajmniej tego otwartego. Tymczasowa walka z tylnego fotela przyniesie mu lepsze skutki, próbuje wprowadzić swoich ludzi do ministerstwa i temu musimy zapobiec.
- I To będzie pierwsza rzecz, którą weźmiemy pod uwagę - oznajmił Dumbeldore - Tonks - tu wskazał na kobietę o intensywnie różowej czuprynie - jako auror może swobodnie poruszać się po ministerstwie. Tak samo jak Kingsley - tu wskazał na wysokiego, łysego murzyna - dzięki temu wykorzystamy was do śledzenia poczynań znanych śmierciożerców w gmachu ministerstwa. Arturze, jeśli natkniesz sie na kogoś podejrzanego również kontroluj jego poczynania, w miarę możliwości.

            Wymienione osoby skinęły głowami, wyrażając aprobatę dla pomysłu szefa.

- I tu przejdziemy do kolejnej rzeczy nim wysłuchamy dalszych sprawozdań. Musimy śledzić znanych sługusów Voldemorta nim będzie za późno. Należy zająć się Averym, Malfoyem, Carrow'ami, Goylem i Crabbem oraz Nottem. O innych nie mamy informacji. Problem polega na tym, że nie wiemy gdzie znajduje sie część z nich. Gdy Severus rozpracuje to, będziemy mogli wydać przydziały kto kogo będzie śledził.

            Ponownie każdy z obecnych wyraził poparcie i gotowość do natychmiastowej działalności wywiadowczej. Albus zrobił sobie przerwę na napicie sie wina, wobec czego powstał Moody.
- Powiem krótko - rzekł - przedstawiam wam nowych członków zakonu. To Nimfadora Tonks i Kingsley Shacklebolt. Oboje są aurorami. I od dziś są po naszej stronie.

                Zgromadzeni, krótko przywitali nowych aplauzem, a potem powstał Abeforth. 

- Co masz nam do powiedzenia Ab? - spytał Syriusz.
- Ludzie nie wierzą w powrót Czarnego Pana - odparł młodszy Dumbeldore - z tego co wiem nie udało mi się nikogo namówić do dołączenia do zakonu...
- Przepraszam - przerwała mu Tonks - nie wiem, kto zajmuję się werbunkiem, ale moi rodzice są zainteresowani walką z Voldemortem.
- Emmelino i Elfiasie - powiedział Albus, który wypił już swój kielich wina -  myślę, że osobiście zajmę się tą sprawą.
                Wymienione osoby zgodziły się.

- Udało nam namówić się na współpracę Sturgis Podemore - przemówiła Emmelina.
- No i mamy pierwszy was sukces - powiedział Albus.
- Elfias jest dodatkowy po rozmowach z drugim z moich synów, którzy mogą dołączyć -oznajmił Artur.
- Ze swojej strony mam już odpowiednią osobę w okolicy zamieszkania Harry'ego - wypowiedział z dumą Albus.
- Kogo? - zaciekawił się Syriusz.
- Arabellę Figg - charłaczkę.
- Ona mieszka tam od bardzo dawna, prawda? - spytał Syriusz.
- Tak - odpowiedział Ab.
- Przed wami leżą kartki - oznajmił Albus, gdy ruchem ręką wyczarował odpowiednie papiery.
- Spis kiedy czuwamy nad Potterem - wychrypiał Mundungus.
- Dokładnie - zgodził się dyrektor Hogwartu - od jutra zaczynacie. Reszta rozkazów bez zmian. Na następne zebranie wezwę tylko potrzebnych, gdyż nie zawsze musimy być pełnym składem. Poinformuje was wkrótce o terminie, gdy będzie musieli się tu zjawić - zakończył.


________________________________
To już 30 rozdział tej historii, powoli zbliżamy się do kanonicznego końca żywotu Syriusza... Jak potoczą się jego losy w tej opowieści? Tego nie wiem nikt, nawet ja sam ;p
Zapraszam do częstszych komentarzy. 

niedziela, 26 maja 2013

29. Kwatera Główna



Rozdział 29
Kwatera główna

            Następnego dnia Syriusz wstał wczesnym rankiem. Zachowywał się dość głośno, jednak nie bał się, że obudzi Lupina - i którego nadal mieszkał - ponieważ ten wyruszył w nocy na spotkanie z innymi wilkołakami. 

            Powoli zjadł śniadanie i nadal ociągając się przygotował wszystko co potrzebował na podróż do Londynu. W zasadzie nie potrzebował wiele, wystarczyła różdżka i płaszcz podróżny. Całą resztą powinien się zająć Dumbeldore - o ile sie wreszcie pojawi.

            Nowa misja nie wywołała żadnych większych emocji u Blacka. Sądził, że dużo bardziej nadawał by się czegoś bardziej niebezpiecznego niż odwiedzenie i wysprzątanie domu swoich rodziców. Domu, którego nienawidził od dziecka. To tam próbowano mu wpajać mu chorą zasadę, że należy utrzymywać relację towarzyskie wyłącznie ze starożytnymi rodami czarodziejów "czystej krwi". Pogląd uniemożliwiał kontakty z nie magicznymi osobami, magicznymi stworzeniami, osobami z rodzin czarodziei, którzy nie posiedli wyjątkowych zdolności oraz z czarodziejami z rodzin mugolskich. Syriusz jako jeden z niewielu w familii wyłamał się od tej zasady i został uznany za wyklętego przez ród Blacków.  Prawdę powiedziawszy nie narzekał z tego powodu - nigdy.  Otoczony przez przyjaciół i ich rodziny mógł sobie rekompensować braki dzieciństwa. Teraz znów stanie do walki przeciw wielu członkom swojej rodziny.

            Nagle ktoś cicho zapukał do drzwi wejściowych. Syriusz jednym susem znalazł sie przy nich i ujrzał starego, siwego człowieka. O długich włosach i jeszcze dłuższej brodzie. Patrzył bystrym wzrokiem z nad swoich okularów- połówek na Syriusza.

- Witaj Łapo - przywitał się przybysz.
- A witam, witam profesora - powiedział nonszalancko Black.
- Jesteś już gotowy? - spytał profesor - Na podróż do Londynu?
- Taaaaak - odparł Syriusz, ziewając.

            Dumbeldore chwycił Blacka za skrawek podróżnego płaszcza i okręcając się w miejscu przeniósł ich do Londynu, w pobliże dziedzictwa Blacków.

            Pogoda w stolicy Brytanii nie napawała optymizmem. Wiał porywisty wiatr ze wschodu, a ciemne chmury przysłoniły niebo zwiastując przyszłe opady deszczu. 

            Czarodzieje zmaterializowali się na obrzeżach Londynu, kilkadziesiąt metrów od domu rodziców Blacka. Szli przez niezbyt zatłoczone londyńskie ulice, nudząc powszechne zainteresowanie turystów - głównie przez dyrektora Hogwartu. Długa siwa broda i włosy, w połączeniu z niezwykłym strojem wyróżniały Albusa już z daleka. Przemaszerowali przez kilka uliczek i trafili wreszcie w odpowiednie miejsce.

            Grimmauld Place. Doszli do miejsca gdzie domy nr 11 i 13 stykały się ścianami, a nigdzie w pobliżu nie było widać posesji o numerze 12. Żyjący w pobliżu ludzie już dawno przyzwyczaili się do pomyłki w numeracji i nie zwracali uwagi na tak mało istotny szczegół. W przeciwieństwie do nich profesor Dumbeldore był bardzo zaintrygowany tym zjawiskiem.

- Syriuszu czy nie mówiłeś mi po drodze o domu numer 12? - spytał.
- Tak - odpowiedział Black - zaraz go zobaczysz Albusie.

                Syriusz podszedł kilka kroków w stronę gdzie łączyły się domu nr 11 i 13, a wtedy kilka rzeczy stało się równocześnie. Budynki gwałtownie odskoczyły od siebie, a pomiędzy nimi zjawił się nowy - identyczny do nich - Grimmauld Place 12.
- I już - stwierdził zadowolony z siebie  Łapa.
- Twoja rodzina sama zapewniła temu budynkowi pewną ochronę jak widzę - rzucił Dumbeldore - to dobrze. Znacznie łatwiej będzie dodać tylko kilka warstw ochrony niż tworzyć całkiem nową.
- Proponuje najpierw sprawdzić czy w środku nie ma żadnego niespodziewanego gościa - wtrącił Black.
- Słusznie - przytaknął Dumbeldore.

                               Mężczyźni podeszli do drzwi, a te same tworzyły się przed nimi - przynajmniej tak myślał Syriusz. Jednak kiedy spojrzał w dół, zobaczył jeden z najbardziej żałosnych widoków jakie w życiu widział. Przed nimi stał niemal nagi skrzat domowy. Ubrany jedynie w starą, brudna szmatę, przepasaną wokół bioder. Z uszu wyrastały mu gęste białe włosy - przynajmniej kiedyś musiały mieć taki kolor - zabrudzone woskowiną uszną i wszystkim czym tylko pobrudzić się mogły w domu nie zamieszkanym od ponad 10 lat.

- Pan wrócił - odezwał się skrzat - mój brudny pan. Kochaś szlam i mugoli, sprawca cierpień mojej pani. O jakże ona nieszczęśliwa - dodał po cichu, łudząc się, że nikt go nie usłyszy.
- Zamknij się Stworku - warknął Black.

                Skrzat zamilkł, chociaż jego usta nadal wygłaszały bezgłośnie obelgi pod adresem pana.
- Stworku, możesz się jednak do czegoś przydać - burknął Syriusz - czy w ciągu ostatniego roku był tu ktoś?
- Nie.
- Kiedy ostatnio była tu Lestrange lub ktoś inny z rodziny?
- Nie pamiętam.
- To sobie przypomnij sobie! - ryknął Łapa.
- Spokojniej Syriuszu - wtrącił się Dumbeldore.
- Od wielu lat, odkąd umarła moja pani nie było tu nikogo - zapewnił skrzat - do dziś. Przyłazi sobie syn mojej pani i wydziera się na jej biednego Stworka.
- Zamknij już pysk! - ryknął Black - i idź się umyj.

                Skrzat skłonił się i podreptał w stronę łazienki, jak rozkazał mu dziedzic. Po drodze wygłaszał cicho obelgi pod adresem swojego pana. Syriusz gestem dłoni zaprosił profesora do wnętrza budynku. Albus sprawdził za pomocą magii czy zapewnienia skrzata były prawdziwe. Okazało się, iż niezbyt chętnie, ale powiedział prawdę. Wobec tego członkowie zakonu poszli dalej, aż do korytarza, gdzie na ścianie wisiały zasłony.
- Dość osobliwa dekoracja - zażartował Dumbedlore.
- To nie ozdoba - rzucił niechętnie Black.
- Więc co?
- Sprawdźmy.

                Jednym ruchem ręki odsłonił zasłony. Za nimi znajdował się portret. Przedstawiał kobietę. Był naturalnej wielkości. Przedstawiał staruszkę w czarnym czepku, z pożółkłą skórą, która nagle zaczęła się napinać, gdy kobieta spojrzała na ludzi przeszkadzających jej w spoczynku. Długie paznokcie zacisnęły się w pięści i portret wrzasnął:

- SYRIUSZU! HAŃBO MEGO ŁONA! CO TU WYRABIASZ?! ZDRAJCO!
- Zamknij się! - warknął Syriusz mocując się z zasłonami - moja mamuśka - zwrócił się do Dumbeldore.
- Widzę, że z nią też miałeś napięte stosunki - skwitował profesor.
- Jak z każdym w tym domu...

                Po tych słowach mężczyźni rozejrzeli się po parterze. Następnie Dumbeldore rzucił kilka dodatkowych zaklęć i uroków w celu ochrony tego miejsca. Obszedł jeszcze raz parter i zwrócił się do Blacka.

- Przyśle ci tu Molly z dziećmi. Trzeba zrobić z tego miejsca nasza kwaterę główną. Za 2 dni zwołamy zebranie i zastanowimy się nad dalszymi ruchami - powiedział i wyszedł.

                Kiedy znalazł sie za drzwiami rozległo się ciche pyknięcie i Albus Dumbeldore teleportował się do Hogwartu, gdzie mieszkał nawet podczas wakacji. Pozostawiając tym samym Blacka samego. Syriusz pozostał sam budynku, niezamieszkanym przez nikogo od ponad 10 lat. Odkąd umarła jego matka - Walburgia. Wcześniej umarła praktycznie cała męska część rodu, a kobiety powychodziły za mąż i tym sposobem Syriusz został jedynym żyjącym członkiem rodu.

                W kuchni zajrzał do lodówki - była pusta. Musi napisać do Molly, ponieważ sam nie może się udać nawet na zakupy, bo groziłoby to rozpoznaniem go wśród mugoli, gdyż nawet ich poinformowano o ucieczce zbiega z Azkabanu. Napisał list i nie mógł go wysłać. W rezydencji nie było ani jednej sowy lub cokolwiek innego co mogło by mu posłużyć do przetransportowania listu do Nory, gdzie mieszkała pani Weasley. Po chwili rozpaczy i intensywnego myślenia wpadł na pomysł.

- Stworek! - ryknął w bliżej nieokreślonym kierunku.

                Rozległ sie trzask i znikąd zmaterializował sie skrzat. pochylił głowę do przodu, co miało imitować ukłon i zaskrzeczał:
- Pan wzywał.
- Tak - odpowiedział Black.
- Co Stworek ma zrobić dla zdrajcy, niewdzięcznego bękarta mojej pani?
- Zabraniam ci tak mówić do mnie - warknął Syriusz - a teraz. Weźmiesz ten list ode mnie i dostarczysz go najpóźniej za 3 minuty Molly Weasley. Po drodze nie zniszczysz go, nie podmienisz, nawet go nie otworzysz i nikomu nie powiesz o tym zadaniu - wyjaśnił szczegółowo skrzatu - rozumiesz?
- Tak - odparł tamten - mój pan o wszystkim pomyślał - i znowu zaczął wygłaszać bezgłośne obelgi wobec  mężczyzny.
- Idź już! - krzyknął Black.

                Ponownie zatrzeszczało i sługa zdematerializował się. Łapa mógł tylko liczyć, że wykona zadanie i Molly dostarczy mu jutro jedzenia i picia. Tylko jak przetrwać do tego czasu? Musi zignorować polecenia przywódcy zakonu i wyjść na miasto.

                W jednej chwili zmienił się w psa i wybiegł na poruszania pokarmu. Krążył kilka godzin w pobliżu domu, jednakże nic nie wpadło mu w zęby. Zniechęcony powrócił do domu. Będąc już blisko zauważył, że pali się w nim światło. "Co do diaska?" - pomyślał. Zmienił się z powrotem w człowieka i pobiegł z różdżką w ręce do domu. Wpadł prosto do kuchni, gdzie paliło się światło. 

                Przystawił broń do skroni jakiejś rudej osoby.

- Mów kim jesteś? - rzekł Syriusz w amoku.
- Nie wygłupiaj się, bo nie zjesz obiadu - odparł znajomy głos.
- Molly?
- A kogo się spodziewałeś?
- Myślałem, że będziecie dopiero jutro.
- Dumbeldore był u nas, kiedy dostałam twój list. Doszliśmy do wniosku, że wpadnę tu już teraz żeby cie nakarmić, a dzieciaki dołączą jutro z Arturem i koleżanką Rona, która ma spędzać u nas wakacje - wyjaśniła Molly.
- To dobrze - wybąkał zagubiony i zaskoczony taką troską Black.
- Na przyszłość nie oblewaj koperty żadnymi eliksirami - pouczyła go pani Weasley.
- Zabije gnoja - wycedził Black i poszedł szukać skrzata, który nie odpowiadał na jego wezwania. Znalazł go dopiero po kilkunastu minutach i wymierzył karę za grzechy, tj. jak się pookłada trochę deską do krojenia to mu przejdzie wymyślanie głupich dowcipów.

                Najpiękniejszym momentem dnia - dla  Łapy - było zjedzenia obiadu przygotowanego przez Molly. Jakże miłą odmianą było skosztowanie klopsików domowej roboty...