Syriusz Black

Syriusz Black
Cudowne Ocalenie

czwartek, 25 kwietnia 2013

24. Tajemnica



Rozdział 24
Tajemnica

            Od powrotu Blacka w okolice Hogwartu minęło kilka miesięcy. Minęła zima, wiosna też miała się już ku końcowi. Harry Potter radził sobie w miarę znośnie z kolejnymi zadaniami turnieju, w którym uczestniczył. Obiektywnie patrząc Harry poradził sobie lepiej niż mógł sobie to ktokolwiek wyobrazić - ale Syriusz przystosowany był do nadzwyczajnych osiągnięć ojca Harry'ego. Nie to, że Syriusz miał zastrzeżenia do postawy chrześniaka, odczuwał dumę z jego osiągnieć, jednakże troska połączona ze strachem i pamięcią o dawnych wyczynach Huncwotów sprawiały, że sam często myślał jak  on - poradziłby sobie z tymi przeszkodami.
            Często doskwierała mu samotność. Harry chciał odwiedzać chrzestnego jak najczęściej odkąd dowiedział się o kryjówce zbiega, ale ten nie chcąc ryzykować więcej niż to konieczne zabronił Potterowi wymykać sie do niego. Wobec tego chłopak ograniczył się do wysyłania paczek z żywnością.
            Na nieszczęście Blacka rok szkolny miał się wkrótce zakończyć. Oznaczało to, że Harry po raz kolejny powróci do domu swoich krewnych, którzy okropnie go traktują. Syriusz rozważał nie raz czy nie pokazać się w okolicach ich trawnika żeby dać im znak, że chłopaka powinni traktować tak jak na to zasługuje człowiek, a nie jak zwykłego śmiecia - bo tak zwykle zachowywali się wobec młodego Pottera.
            Tego dnia Syriusz znów błąkał się po obrzeżach Hogsmeade w celu poszukiwania czegoś co nadawało by się do skonsumowania. Parę dni temu Dumbeldore obiecał zająć się zorganizowaniem stałych dostaw jedzenia dla uciekiniera. Niestety do teraz mu się to udało. Łapa spacerował w swojej psiej formie szukając resztek z czarodziejskich obiadów. Niestety znów nie udało mu się znaleźć cokolwiek.
            Czarny pies - przypominający ponuraka - przybłąkał się do swojej skalnej kryjówki czekała już na niego koperta, opatrzona wąskim, pochyłym pismem. Syriusz natychmiast rozpoznał, że jest to pismo Albusa Dumbeldore - dyrektora Hogwartu. Nie namyślając się długo rozdarł kopertę i przeczytał:

"23.06.1994, Hogwart
Drogi Łapo
Czekaj na mnie jutro przy chatce Hagrida.
Co by się nie działo - nie ujawniaj się!
Hagrid na pewno Cię czymś nakarmi."

            List był krótki i nie wyjaśniał prawie nic, nie zmieniało to faktu, że Syriusz skojarzył ten list z nadchodzącym ostatnim zadaniem Turnieju Trój-magicznego.  Z każdą chwilą w mężczyźnie narastało podekscytowanie.
            Kiedy udało mu się trochę opanować, zobaczył - a raczej nie zobaczył - że nie ma w pobliżu żadnego ptactwa, które byłoby zdolne do zaniesienia odpowiedzi do zamku. Widać dyrektor nie przyjmował odmowy - w tym przypadku. Widocznie zbyt dobrze znał naturę Syriusza.
            Jeszcze przed zmrokiem pies pognał co sił w kierunku chatki gajowego.  Po otarciu upewnił się, że nie śledzi go żaden nie pożądany gość i może w spokoju przyjrzeć sie terytorium szkoły - bez zbyt wielu ciekawskich oczu.
            Przechadzał się powoli wesołym krokiem po błoniach, które tak dobrze znał z lat młodości. Ile razy odbywał tu włóczęgi z wąskim gronem najbliższych przyjaciół - tego nie wie nikt. I teraz po tylu latach przerwy wreszcie mógł się tu znaleźć.
            Wsłuchał sie w ciszę.  Wielka, niczym nie zmącona cisza, wypełniała całą przestrzeń pośród szkolnych murów. Po kilku sekundach Syriusz zdał sobie sprawę, że tak na prawdę coś mąci ciszę. Wydaje dźwięki, nie są one przyjemne dla ucha. To coś płacze. Czyli to nie może być coś - pomyślał Black - to musi być człowiek. Muszę zobaczyć co się stało.
            Jak pomyślał tak zrobił. Starając się zachować możliwie jak najciszej potruchtał w kierunku. Na wielkim głazie pomiędzy nieco zbyt wysoka trawą siedziała skulona dziewczynka. Miała niezbyt wiele lat, Syriusz uznał, że musi mieć co najwyżej 14lat - mógł sie mylić - wokół panowały wprost egipskie ciemności. Z uwagi na zmrok Syriusz nie zauważył zbyt wielu szczegółów w wyglądzie uczennicy. Jedynym o w zasadzie ją wyróżniało były płomienno rude włosy. Po chwili namysłu Black uznał, iż spotkał już wcześniej tą osóbkę. Było to w zeszłym roku, kiedy polował w zamku na pewnego wrednego szczura.
            Dziewczyna siedząc na kamieniu łkała cicho i od czasu do czasu z hałasem wycierała sobie noc w drobna haftowaną chusteczkę. Pomiędzy rozmaitymi - towarzyszącymi łkaniu - odgłosami dało się jednak zrozumieć pojedyncze zdania. I tak Łapa usłyszał:
- To juz jutro... On znowu ryzykuje... Co... Jeśli mu się coś stanie?... Nie... To zbyt... zbyt straszne, nie mogę tak o tym myśleć.... On... Harry - po usłyszeniu tych słów Łapa ożył - on na pewno przeżyje...
            Po tych słowach rudowłosa pogrążyła się w rozpaczliwym niemal płaczu. Syriusz nie chciał sie ujawniać, a chciał jakoś pocieszyć dziewczynę - przy tym uspokoić i samego siebie. Po chwili - podczas której walczył sam z sobą - zdecydował się podejść do młodocianej czarodziejki.
            Pies otarł się o kolana dziewczyny kilka razy. W końcu uczennica zajęła się głaskaniem psa, zapominając o wcześniejszych obawach. Bawili się tak przez kilka minut, po których - ku zdumieniu dziewczyny - pies oparł się na niej i rozkładając przednie łapy, wykonał coś przypominającego jakby uścisk, objecie.


***

            Rano Syriusz obudził się na kamieniu, lecz po dziewczynce nie było już śladu. Jak dobrze, że nadal był psem i nie rozpoznała w nim najmocniej poszukiwanego zbiega w ostatniej dekadzie. Powolnym truchtem znalazł się ponownie przy chatce Hagrida. Olbrzym widocznie jeszcze spał, gdyż wokół panował nieład i bałagan - taki jak Syriusz zapamiętał z lat szkolnych - no cóż gajowy nigdy nie był wzorem schludności.
            Po jakimś czasie Syriusz znużony oczekiwaniem zasnął ponownie. Obudził się, kiedy Słońce było już wysoko ponad linią horyzontu. Sam nie wiedział ile spał.
            Rozejrzał się krótko wokół i zobaczył tam kamienną menażkę - wypełnioną po brzegi psimi ciasteczkami. No wreszcie nie muszę się martwic o żarcie - pomyślał Black. Nie myśląc długo nad kolejnymi krokami pożarł w kilka sekund całą zawartość kamiennego naczynia. Nasycony jedzenie pospacerował trochę po polanie.
            Na spacerach i rozmyślaniach nad celem pobytu w okolicach chatki gajowego mijały Łapie kolejne godziny. Niestety nie udało mu się wymyślić nic sensownego.
            Po południu Hagrid - kiedy Łapa znów spacerował po obrzeżach lasu - przyniósł kolejne 2 porcje jedzenia. Tym razem przypominające z wyglądu jakieś niedopieczone, krwiste mięso. Syriusz poczuł lekkie obrzydzenie na widok potrawy, zapewne własnoręcznie przygotowanej przez gajowego.
            Łapa siedział dalej przy izbie aż do wieczora, kiedy przybiegła po niego profesor McGonagall.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz