Rozdział 24
Tajemnica
Od powrotu Blacka w okolice Hogwartu
minęło kilka miesięcy. Minęła zima, wiosna też miała się już ku końcowi. Harry
Potter radził sobie w miarę znośnie z kolejnymi zadaniami turnieju, w którym uczestniczył.
Obiektywnie patrząc Harry poradził sobie lepiej niż mógł sobie to ktokolwiek
wyobrazić - ale Syriusz przystosowany był do nadzwyczajnych osiągnięć ojca
Harry'ego. Nie to, że Syriusz miał zastrzeżenia do postawy chrześniaka,
odczuwał dumę z jego osiągnieć, jednakże troska połączona ze strachem i
pamięcią o dawnych wyczynach Huncwotów sprawiały, że sam często myślał jak on - poradziłby sobie z tymi przeszkodami.
Często doskwierała mu samotność.
Harry chciał odwiedzać chrzestnego jak najczęściej odkąd dowiedział się o
kryjówce zbiega, ale ten nie chcąc ryzykować więcej niż to konieczne zabronił
Potterowi wymykać sie do niego. Wobec tego chłopak ograniczył się do wysyłania
paczek z żywnością.
Na nieszczęście Blacka rok szkolny
miał się wkrótce zakończyć. Oznaczało to, że Harry po raz kolejny powróci do
domu swoich krewnych, którzy okropnie go traktują. Syriusz rozważał nie raz czy
nie pokazać się w okolicach ich trawnika żeby dać im znak, że chłopaka powinni
traktować tak jak na to zasługuje człowiek, a nie jak zwykłego śmiecia - bo tak
zwykle zachowywali się wobec młodego Pottera.
Tego dnia Syriusz znów błąkał się po
obrzeżach Hogsmeade w celu poszukiwania czegoś co nadawało by się do
skonsumowania. Parę dni temu Dumbeldore obiecał zająć się zorganizowaniem
stałych dostaw jedzenia dla uciekiniera. Niestety do teraz mu się to udało.
Łapa spacerował w swojej psiej formie szukając resztek z czarodziejskich
obiadów. Niestety znów nie udało mu się znaleźć cokolwiek.
Czarny pies - przypominający ponuraka
- przybłąkał się do swojej skalnej kryjówki czekała już na niego koperta,
opatrzona wąskim, pochyłym pismem. Syriusz natychmiast rozpoznał, że jest to
pismo Albusa Dumbeldore - dyrektora Hogwartu. Nie namyślając się długo rozdarł
kopertę i przeczytał:
"23.06.1994, Hogwart
Drogi Łapo
Czekaj na
mnie jutro przy chatce Hagrida.
Co by się
nie działo - nie ujawniaj się!
Hagrid na
pewno Cię czymś nakarmi."
List był krótki i nie wyjaśniał
prawie nic, nie zmieniało to faktu, że Syriusz skojarzył ten list z nadchodzącym
ostatnim zadaniem Turnieju Trój-magicznego. Z każdą chwilą w mężczyźnie narastało
podekscytowanie.
Kiedy udało mu się trochę opanować,
zobaczył - a raczej nie zobaczył - że nie ma w pobliżu żadnego ptactwa, które
byłoby zdolne do zaniesienia odpowiedzi do zamku. Widać dyrektor nie przyjmował
odmowy - w tym przypadku. Widocznie zbyt dobrze znał naturę Syriusza.
Jeszcze przed zmrokiem pies pognał
co sił w kierunku chatki gajowego. Po
otarciu upewnił się, że nie śledzi go żaden nie pożądany gość i może w spokoju
przyjrzeć sie terytorium szkoły - bez zbyt wielu ciekawskich oczu.
Przechadzał się powoli wesołym
krokiem po błoniach, które tak dobrze znał z lat młodości. Ile razy odbywał tu
włóczęgi z wąskim gronem najbliższych przyjaciół - tego nie wie nikt. I teraz
po tylu latach przerwy wreszcie mógł się tu znaleźć.
Wsłuchał sie w ciszę. Wielka, niczym nie zmącona cisza, wypełniała
całą przestrzeń pośród szkolnych murów. Po kilku sekundach Syriusz zdał sobie
sprawę, że tak na prawdę coś mąci ciszę. Wydaje dźwięki, nie są one przyjemne
dla ucha. To coś płacze. Czyli to nie może być coś - pomyślał Black - to musi
być człowiek. Muszę zobaczyć co się stało.
Jak pomyślał tak zrobił. Starając
się zachować możliwie jak najciszej potruchtał w kierunku. Na wielkim głazie
pomiędzy nieco zbyt wysoka trawą siedziała skulona dziewczynka. Miała niezbyt
wiele lat, Syriusz uznał, że musi mieć co najwyżej 14lat - mógł sie mylić -
wokół panowały wprost egipskie ciemności. Z uwagi na zmrok Syriusz nie zauważył
zbyt wielu szczegółów w wyglądzie uczennicy. Jedynym o w zasadzie ją wyróżniało
były płomienno rude włosy. Po chwili namysłu Black uznał, iż spotkał już
wcześniej tą osóbkę. Było to w zeszłym roku, kiedy polował w zamku na pewnego
wrednego szczura.
Dziewczyna siedząc na kamieniu łkała
cicho i od czasu do czasu z hałasem wycierała sobie noc w drobna haftowaną
chusteczkę. Pomiędzy rozmaitymi - towarzyszącymi łkaniu - odgłosami dało się
jednak zrozumieć pojedyncze zdania. I tak Łapa usłyszał:
- To juz
jutro... On znowu ryzykuje... Co... Jeśli mu się coś stanie?... Nie... To
zbyt... zbyt straszne, nie mogę tak o tym myśleć.... On... Harry - po
usłyszeniu tych słów Łapa ożył - on na pewno przeżyje...
Po tych słowach rudowłosa pogrążyła
się w rozpaczliwym niemal płaczu. Syriusz nie chciał sie ujawniać, a chciał
jakoś pocieszyć dziewczynę - przy tym uspokoić i samego siebie. Po chwili -
podczas której walczył sam z sobą - zdecydował się podejść do młodocianej
czarodziejki.
Pies otarł się o kolana dziewczyny
kilka razy. W końcu uczennica zajęła się głaskaniem psa, zapominając o
wcześniejszych obawach. Bawili się tak przez kilka minut, po których - ku
zdumieniu dziewczyny - pies oparł się na niej i rozkładając przednie łapy,
wykonał coś przypominającego jakby uścisk, objecie.
***
Rano Syriusz obudził się na
kamieniu, lecz po dziewczynce nie było już śladu. Jak dobrze, że nadal był psem
i nie rozpoznała w nim najmocniej poszukiwanego zbiega w ostatniej dekadzie. Powolnym
truchtem znalazł się ponownie przy chatce Hagrida. Olbrzym widocznie jeszcze
spał, gdyż wokół panował nieład i bałagan - taki jak Syriusz zapamiętał z lat
szkolnych - no cóż gajowy nigdy nie był wzorem schludności.
Po jakimś czasie Syriusz znużony
oczekiwaniem zasnął ponownie. Obudził się, kiedy Słońce było już wysoko ponad
linią horyzontu. Sam nie wiedział ile spał.
Rozejrzał się krótko wokół i
zobaczył tam kamienną menażkę - wypełnioną po brzegi psimi ciasteczkami. No
wreszcie nie muszę się martwic o żarcie - pomyślał Black. Nie myśląc długo nad
kolejnymi krokami pożarł w kilka sekund całą zawartość kamiennego naczynia.
Nasycony jedzenie pospacerował trochę po polanie.
Na spacerach i rozmyślaniach nad
celem pobytu w okolicach chatki gajowego mijały Łapie kolejne godziny. Niestety
nie udało mu się wymyślić nic sensownego.
Po południu Hagrid - kiedy Łapa znów
spacerował po obrzeżach lasu - przyniósł kolejne 2 porcje jedzenia. Tym razem
przypominające z wyglądu jakieś niedopieczone, krwiste mięso. Syriusz poczuł
lekkie obrzydzenie na widok potrawy, zapewne własnoręcznie przygotowanej przez
gajowego.
Łapa siedział dalej przy izbie aż do
wieczora, kiedy przybiegła po niego profesor McGonagall.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz