Rozdział 125
Severus Snape
Sprawa
Snape’a rozgrzała czarodziejską społeczność Wielkiej Brytanii i Irlandii. O
postaci nieżyjącego od ponad roku dyrektora debatowano w domach, pubach,
knajpach a także czarodziejskich mediach.
Pod bramą Hogwartu odbyła się manifestacja przeciwników traktowania Severusa z honorami godnymi dyrektora Hogwartu. Zgromadziła kilkanaście osób, a ochraniało ich drugie tyle aurorów. Przebiegła bez ekscesów, co nie oznacza, że było to spokojne zgromadzenie.
Syriusz
obserwował je z oddali. Pod postacią psa mógł przyglądać się manifestantom zza
bram szkoły. Większość osób stanowili niedawni absolwenci szkoły. Każdy z nich
pamiętał Snape’a z czasów nauczania eliksirów. Były też osoby podstarzałe,
które za pewno brały udział w zgromadzeniu ze względów ideologicznych.
W pobliżu
nie odbywała się żadna kontrdemonstracja. W mediach opisywano to różnie.
Zależnie od tego czy dane medium było proSnape czy antySnape. Głos
Wolnościowych Obywateli twierdził, że manifestacja poparcia dla uhonorowania
Snape’a odbyła się w innym miejscu i czasie ze względów pragmatycznych. Bramy
szkoły gromadziły tłumy osób wyłącznie 1.09 i ostatniego dnia roku szkolnego.
Wówczas uczniowie zmierzali przez nie do lub z szkoły. Teraz były wakacje i w
Hogwarcie nie przebywał nikt poza dyrektorką, duchami i Hagridem.
Media
ProSnape opisywały przebieg popieranej przez siebie manifestacji jako wyraz
mądrości jej organizatorów, którzy nie chcieli konfrontacji z przeciwnikami a
jedynie uczczeniu zamordowanego czarodzieja. Na ich korzyść wpływała też
większa frekwencja na ich zgromadzeniu.
Media
AntySnape twierdziły, że różne miejsca i czas to sprawka ministerstwa, które
nie chciało eskalacji napięcia pomiędzy dwoma obozami. Zwykle pisały też
usprawiedliwiająco o przyczynach mniejszej frekwencji pod bramą Hogwartu niż na
Pokątnej, gdzie odbywała się demonstracja sprzyjająca dawnemu mistrzowi
eliksirów.
- Powariowali – stwierdził Syriusz przy śniadaniu w dniu, w
którym miały zapaść ostateczne rozstrzygnięcia.
- Prawda – zgodził się Harry.
Młody
czarodziej nie miał apetytu. Dwa dni wcześniej obstawiał zgromadzenie na
Pokątnej. Od tego czasu chodził markotny i zdemotywowany do życia.
- Co cię trapi? – spytała go Ginny.
- Wiesz… to wszystko… - mówił z wahaniem Potter – jest
takie… No wiesz? Polityczne.
Ginny
spojrzała na niego badawczo.
- Wszystko co robimy ma polityczny wydźwięk – podjął
natomiast temat Black.
- To znaczy? – dopytała Weasley.
- Nasze zachowania, wybory, decyzje czy sympatie mają
często podłoże polityczne. Przecież nie przypadkowo, ten tu obecny, mój
chrześniak woli zadawać się z tobą niż Pansy Parkinson.
Harry
spłonął lekkim rumieńcem.
- To nie chodziło o to jak zajebiście wygląda mój tyłek w
jeansach? – zażartowała Ginewra.
Twarz
Harry’ego przybrała kolor dojrzałego pomidora.
- Leć do pracy, bo się spóźnisz – dziewczyna sprzedała mu
kuksańca w żebro czym sprowadziła go na ziemie.
Chłopak
momentalnie wstał, zgarnął ze stołu niedojedzoną jeszcze kanapkę do kieszeni i
pognał w stronę kominka. Wskoczył do niego i zniknął z trzaskiem.
- To będzie ciężki dzień – zauważyła Ginny.
- Okres.
- Co okres?
- Cały okres będzie ciężki – odpowiedział Syriusz
rozpościerając bezradnie ramiona – Aurorzy mają naprawdę pod górkę. Siły nie
przychylne Kingsleyowi, jego administracji i nowemu ładowi mogą sobie na nich
dowolnie używać.
Ginny
przełknęła trochę jedzenia nim odparła cokolwiek.
- Ojciec mówi, że pewnym osobom kończy się cierpliwość do
tych ataków.
- To pewne.
Zapadło
milczenie.
- Co dalej? – spytała Ginny.
- Zobaczymy co przyniesie dzień dzisiejszy – zakończył
temat Black patrząc w okno.
Po śniadaniu
czarodziej udał się na Pokątną. Po ulicy kręciło się kilkoro niedorostków,
którzy kolportowali ulotki przedstawiające Snape’a jako starego nietoperza lub
uwypuklające jego zalety. Te pierwsze były – rzekomo – autorstwa George’a
Weasley, lecz on sam nigdy się do tego nie przyznał.
Kiedy
Syriusz zmierzał w stronę Magicznej Apteki jego uszu doszły słowa, że minister
porozumiał się w końcu z obiema stronami sporu w sprawie Snape’a. Szkoda, że
tak dobrze nie radził sobie z kryzysem w Biurze Aurorów czy sprawą zabójstwa informatora
na Nokturnie, która łączyła się z Changiem.
W tym
miejscu myśli Syriusza popędziły w stronę rodziny biznesmena. Tuż po
zakończeniu hucp związanych z postacią największego wroga Blacka, on sam będzie
musiał zająć się pomocą dziewczynkom Changa. Yui i Cho. Z jednej strony
Syriuszowi nie spieszyło się do tego. Z drugiej… obie były młode, uzdolnione i
atrakcyjne. Oczywiście nie brał pod uwagę nawiązywania romansu z którąkolwiek z
nich, lecz zawsze to przyjemniej spędzać czas z kimś w ich stylu niż starymi
czarownicami albo samotnie.
W aptece
Syriusz spotkał Narcyzę Malfoy. Jego kuzynka wyglądała znacznie lepiej niż
kiedy widzieli się po raz ostatni. Twarz miała pozbawioną zmarszczek i jasną,
lecz nie bladą. Syriusz bez trudu dostrzegł, że to zasługa makijażu.
Wzmocnionego magicznie z resztą. Niewiele kobiet potrafiło zrobić to dobrze.
Znaczna część czarownic potrafiła uzyskać ten efekt wyłącznie podczas wizyty u
magicznej kosmetyczki. Narcyza widocznie zaliczała się do niewielkiego grona.
Syriusz spodziewał
się ujrzeć gdzieś w pobliżu Lucjusza, lecz nie mógł go zlokalizować. Ucieszyła
go tam myśl. Spotkanie z Malofyem nie było tym czego pragnął. Stanął w kolejce
za starym czarodziejem, który oddzielał go od Narcyzy.
- Minister zgranie rozegrał sprawę honorowania Severusa –
mówiła pani Malfoy do ekspedientki płacąc jej za zakupy.
Black zdał
sobie sprawę, że podczas jego wycieczki na Pokątną musiały zapaść ostateczne
rozstrzygnięcia w budzącej największe zainteresowania w magicznej Wielkiej
Brytanii kwestii. Poczuł rosnąca ciekawość jakie rozwiązanie zdecydował się
wygrać Kingsley. Słowa Narcyzy naprowadzały go na trop dyplomatycznego
rozwiązania, które musiało w jakiś sposób uhonorować obie strony.
Pochłonięty
własnymi myślami nie zwrócił uwagi na kuzynkę, która właśnie opuszczała aptekę.
Nie dostrzegł więc jak obdarzyła go badawczym spojrzeniem spod na wpół
przymkniętych powiek a wyraz jej twarzy zdawał się sugerować, że chętnie
deportowałaby się spod samej lady.
Kiedy
Syriusz wrócił do domu oczekiwała go niespodzianka w postaci obecności
Harry’ego. Potter był czymś wyraźnie poruszony. Siedział w kuchni przy na wpół
pełnej szklance Ognistej Whisky.
- Co… - zaczął pytanie Syriusz, lecz Harry przerwał mu
szybko.
- … Snape.
- Co zrobił minister?
- Zgodził się na wykonanie jego magicznego portretu.
- Gadający nieżywy Snape. Też mnie to nie cieszy.
- Nie w tym rzecz! – oburzył się Potter – On… on… będzie
wisieć w gabinecie dyrektora!
- Że co?
- Kingsley pogadał trochę o trudnych wyborach jakie
niektórzy musieli podejmować – rozpoczął streszczenie zdarzeń Potter – wyraził żal,
że nie wszystkie decyzje Snape’a można ocenić jednoznacznie pozytywnie.
Dosłownie używał takich słów! W końcu jednak stwierdził, że należy uszanować,
że został dyrektorem. Zrobią, więc portret. Powieszą go.
- W gabinecie?
- Nie od razu – odparł Potter – na początek portret będzie
straszył w Izbie Pamięci. Dopiero za 5 do 10 lat w zależności od decyzji
dyrektora portret będzie mógł zostać przeniesiony do gabinetu dyrektora lub…
gdzieś indziej.
- Bez sensu – stwierdził Black.
- Niekoniecznie – odparł powoli Harry.
- Jak to?
- Też na początku myślałem, że to nie ma sensu – przyznał niechętnie
auror – Potem gadałem z Percy’m i Hermioną. Osobno. No i tak jakoś Percy
naprowadził mnie na pewne tropy a Hermiona to potwiedziła.
- To znaczy?
Harry zrobił
ponurą minę. Nastepnie wychylił łyk Ognistej. Skrzywił się, ale po chwili jego
wyraz twarzy wrócił do poprzedniego stanu ponurego zasępienia.
- Odroczył sprawę – powiedział wreszcie – ugłaskał zwolenników
Snape’a. Portret powstanie i będzie wisiał w szkole. Z uwagi na świeże rany nie
będzie jednak na równi z innymi dyrektorami. Dopiero za kilka lat może się to
stać. Wtedy jednak decyzje podejmie ktoś inny niż minister.
Syriusz nie
mógł skomentować tego inaczej niż szeregiem nieparlamentarnych słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz