Rozdział 105
Kolejne komplikacje
Syriusz
towarzyszył Slughornowi w badaniu co dokładnie dolega najmłodszej
przedstawicielce rodu Greengras. Był przerażony, ale i zdeterminowany by po
pierwsze odkryć co takiego zaszło w drzwiach do zamku, a po drugie jaki związek
miała z tym mieszana para gryfońsko – ślizgońka.
- Wydaje mi się, że mam – odezwał się Horacy.
- Co takiego?
- Co się stało tej biedaczce – odpowiedział z troską
opiekun najbardziej znienawidzonego domu w Hogwarcie – podobny przypadek miał
miejsce dwa lata temu, lecz wtedy ofiarą padła Gryfonka – wyjaśniał odbiegając
co raz bardziej od tematu – zdaje się, że grała w drużynie z twoim
chrześniakiem. Nazywała się Bell, jeśli mnie pamięć nie myli.
- Co jej się stało? – Syriusz przerwał wywód kolegi po
fachu warknięciem.
- Och, wracała z Hogsmeade wraz z koleżanką, kiedy dotknęła
zaklętego przedmiotu. Całe szczęście, że znalazł ją nasz drogi Harry…
- … pytałem o Greengras! – przerwał mu ponownie Black.
Slughorn
zrobił nieco urażoną minę. Czoło pokryte miał potem.
- To samo – wyjaśnił robiąc obrażoną minę – dotknęła przeklętego
przedmiotu.
- Co to było?
- Wtedy nie pamiętam, teraz nie wiem…
Syriusz
poczuł jak robi mu się słabo. Slughorn ewidentnie powinien udać się na
zasłużoną emeryturę. Ten człowiek nie przepuścił żadnej okazji żeby opowiedzieć
zdarzenia ze swojej przeszłości, które w jakikolwiek sposób łączyły go z kimś
sławnym. Zwłaszcza jeśli był to Harry Potter.
- Wiesz jak ją uratować? – zagadnął ponownie Syriusz.
- Oczywiście – zapewnił stanowczo Horacy – zatrzymałem już
rozprzestrzenianie się trucizny. Teraz muszę tylko przywrócić ją do zdrowia. To
zajmie tydzień, może dwa.
- Wspaniale! – Łapa aż zaklaskał – pójdę poinformować panią
dyrektor o tym… incydencie.
Pobiegł
prosto do gabinetu Minerwy McGonagall. Po drodze ignorował zupełnie zaskoczone
spojrzenia uczniów jak i innych przedstawicieli kadry pedagogicznej. Zatrzymał
się dopiero przed kamienną chimerą strzegącą wejścia do biura dyrektorki.
W kilku
susach pokonał je i zatrzymał się przed właściwymi drzwiami. Zapukał do nich
nieco zbyt mocno i nerwowo.
- Wejdź – odpowiedział głos Minerwy.
Syriusz
otworzył drzwi i zdyszany wkroczył do znajomego gabinetu, w którym tak często wraz
z Jamesem Potterem tłumaczył się ze swoich przewinień i dowcipów przed Albusem
Dumbeldore.
- W szkole miał miejsce zamach! – wypalił na bezdechu.
- Co?! – nie dowierzała kobieta – Kto? Co? Jak?
Syriusz
usiadł przy biurku naprzeciw niej. Blat jak zwykle wypełniały różne magiczne
przedmioty. Wśród nich w oczy rzucał się fałszoskop jak i różdżka rezydentki
gabinetu.
- Weź głęboki oddech i opowiedz mi co się stało.
Posłuchał
jej rady. Zaczerpnął powietrza do płuc i wypuścił się powoli.
- Astoria Greengras – wycedził przez zęby – została znaleziona
nieprzytomna w progu głównego wejścia.
- Przez kogo?
- Vane i Malfoy – odpowiedział ociekając niechęcią przy
nazwisku podopiecznego Slughorna – jutro będą wyjaśniać sprawę u opiekuna
swojego domu.
McGonagall
przyjrzała mu się badawczo. Ściągnęła brwi ku sobie myśląc nad czymś
gorączkowo.
- Wiadomo co stało się dziewczynie? – spytała wreszcie.
- Slughorn twierdzi, że to samo co 2 lata temu jedną z
Gryfonek. Dotknęła przeklętego przedmiotu.
Minerwa wciągnęła
ze świstem powietrze.
- I znalazł ją Malfoy, tak?
- Tak – potwierdził Łapa.
- Nie wiem czy słyszałeś o tym co stało się 2 lata temu? –
spytała dyrektorka a kiedy jej rozmówca zaprzeczył ruchem głowy mówiła dalej: -
Malfoy podrzucił ten naszyjnik Katie Bell. Potem w skutek jego nierozważnych
ruchów ofiarą padł jeszcze Ron Weasley.
- Co? Dlaczego?
- Myślę, że to lepiej wyjaśni ci Potter – odrzekła profesorka
– wracając jednak do współczesności… Trzeba wziąć pod uwagę, że i tym razem
stoi za tym Malfoy. W co szczerze mówiąc wątpię, ale jego przeszłość stawia go
w szeregu podejrzanych. Innych szczerze mówiąc nie mam.
Syriusz
zamyślił się. Przede wszystkim musi skontaktować się z Harry’m, chociaż… Harry
z reguły nie miał tajemnic przed pozostałymi dwoma częściami gryfońskiego,
złotego trio. Hermiona ciągle przebywała w Hogwarcie, więc być może nie będzie
musiał zawracać głowy chrześniakowi. Zwłaszcza, że ten miał na głowie sprawę
Changa, a nie zdecydowano jeszcze czy dyrekcja poinformuje o zdarzeniu aurorów
czy też oszczędzi sobie wywoływania afery, która kilka miesięcy po zakończeniu
wojny, kiedy nie odbudowano jeszcze nawet wszystkich murów, nie była jej
zupełnie potrzebna. Wojna…
- Bierze pani pod uwagę zemstę? – zapytał.
- Jej rodzina nie brała udziału w wojnie.
- To prawda, lecz coś w tej sprawie nie daje mi spokoju.
- Będziemy musieli to dokładnie zbadać – stwierdziła McGonagall
– jutro po przesłuchaniu Vane i Malfoya zwołaj zebranie całego grona
pedagogicznego.
- Tak, jest!
Pożegnali
się i każde z nich odeszło w swoją stronę. Black do swojej kwatery, a
McGonagall do sypialni. Po drodze Syriusz rozglądał się we wszystkie strony czy
gdzieś nie ukrywa się zamachowiec- potencjalny morderca, ale nikogo ani niczego
podejrzanego nie dostrzegł. Było 5 po 22 co oznaczało ciszę nocną na
korytarzach, ale uczniowie na pewno jeszcze nie śpią – w końcu jutro niedziela.
W związku z tym udał się do Pokoju Wspólnego domu, którego był opiekunem.
- Ryk – rzekł do portretu Grubej Damy, która bez słowa
przepuściła do środka.
Wewnątrz tak
jak się spodziewał siedziało jeszcze sporo uczniów. Pod oknami dostrzegł Fay
Dunbar gawędzącą wesoło z dwójką koleżanek. Dziewczyna zignorowała jego widok.
Niedaleko niej Demelza Robins gawędziła z pałkarzami grającymi z nią w
reprezentacji domu, Peeksem i Coote’m. Z drugiej strony przy kominku siedziała
Hermiona, Ginny i Parvati Patil. Black pomachał do nich nie tyle na
przywitanie, co w geście przyzwania ich do siebie.
Podeszły we
trójkę. Podziękował Hindusce za przybycie, ale przyznał że nie jest mu
potrzebna. Odeszła z obojętną miną. Pozostałą dwójkę zaprosił do swojego
gabinetu. Po drodze nie odezwał się do nich ani słowem.
Kiedy
znaleźli się w jego gabinecie usiadł w fotelu po nauczycielskiej stronie
biurka. Dziewczyny zajęły miejsce z drugiej strony. Przywołał karafkę z
czerwonym winem oraz trzy kieliszki. Napełnił je nie dotykając nawet na moment
karafki.
- Opowiedzcie mi o zdarzeniach sprzed dwóch lat –
powiedział spokojnie.
- O śmierci dyrektora? – spytała Granger.
- Nie – uciął Black – o… tym wypadku, który spotkał tę…
Bell.
Hermiona
rzuciła zdumione spojrzenie Ginny, a potem prześwidrowała wzrokiem Syriusza.
Zamknęła oczy jak gdyby wracała wspomnieniami do tamtych dni.
- Był weekend – zaczęła opowieść – byliśmy wtedy w
Hogsmeade. Wracaliśmy już do szkoły, kiedy… kiedy to się stało. Katie dotknęła
tego przedmiotu, nie pamiętam co to było dokładnie, może naszyjnik, a może coś innego…
i po chwili wyleciała w powietrze. Sprowadziliśmy pomoc, a potem trafiła do
Skrzydła Szpitalnego – zakończyła.
- Jaki związek miał z tym Malfoy?
- To on dał jej tę przeklętą biżuterię – wycedziła przez
zaciśnięte zęby Hermiona.
Syriusz
zamyślił się. Czegoś mu w tej historii brakowało.
- Po co? – zapytał najinteligentniejszą czarownicę swojego
rocznika.
- Voldemort zlecił mu misję zabicia dyrektora –
odpowiedziała z grymasem – próbował różnych metod, aż w końcu doszło do tego
nieszczęsnego dnia, kiedy Dumbeldore i Harry opuścili Hogowart, a kiedy wrócili…
w szkole czekali już śmierciożercy.
- Walczyliśmy z nimi, ale jeden wyczarował taką barierę,
której nie mogliśmy przekroczyć ani my ani nikt z Zakonu – zawtórowała jej
Ginny.
- Co się stało na wieży Astronomicznej już wiesz –
dopowiedziała na zakończenie Hermiona – a dlaczego nas o to pytasz?
- Coś podobnego stało się dzisiaj – rzekł w odpowiedzi.
Dziewczyny
wypuściły ze świstem powietrze.
- Kto?
- Greengras.
- Kto chciałby atakować Astorię? – spytała retorycznie
Ginny.
- Liczyłem, że wy mi powiecie – rzekł podłamany Black.
- Krążą plotki, że Astoria jest teraz wiodącą postacią w
Slytherinie – wtrąciła Hermiona – podobno miała założyć jakieś tajne
stowarzyszenie rekrutujące tylko Ślizgonów.
Syriusz
zamyślił się nad tymi słowami. Jeżeli to prawda to miał już motyw, dla którego
Malfoy mógł chcieć skrzywdzić dziewczynę. Z pewnością taki nadęty bufon jak syn
Lucjusza nie mógł znieść, że został zepchnięty w cień przez młodszą od siebie
dziewczynę, która nie tylko nie popierała Voldemorta, ale nie robił tego także
nikt z jej rodziny. W pewnym sensie wydawało się to naturalne, że po klęsce
Toma Riddle’a pozycja Ślizgonów, którzy go otwarcie nie popierali wzrosła
kosztem niedawnych sługusów Czarnego Pana.
- O czym myślisz? – spytała Ginny.
- Chyba mam podejrzanego – oświadczył – Dziękuję wam za
pomoc. Odprowadzę was teraz do Pokoju Wspólnego.
- Nie powiesz nam kogo podejrzewasz? – dopytała Hermiona.
- Słyszeliście o mugolskim powiedzeniu o wchodzeniu do tej
samej rzeki? – spytał. Hermiona przytaknęła, Ginny wprost przeciwnie. – Sądzę,
że w tym przypadku to przysłowie nie ma zastosowania – powiedział nie chcąc
mówić wprost o swoich domysłach.
Kolejnego
dnia Łapa był obecny wraz dyrektorką na przesłuchaniu Vane i Malfoya. Nie
przyniosło ono żadnych postępów w śledztwie. Pomimo tego Syriusz w dalszym
ciągu był zdania, że to Draco jest sprawcą. Swoimi podejrzeniami podzielił się
z resztą nauczycieli na nadzwyczajnym zebraniu zwołanym przez McGonagall.
- To niezwykle poważne oskarżenia – Minerwa ważyła uważanie
każde słowo – jeśli to prawda mamy do czynienia z recydywą i nie widzę powodu
by tę sprawę tuszować. Nie mamy jednak żadnych dowodów. Przeciwko nikomu. –
zaznaczyła dobitnie.
- Będę badać tę sprawę wewnątrz mojego domu – zadeklarował Slughorn
– chociaż szczerze wątpię by przypuszczenia kolegi – mówił patrząc na Łapę –
miały jakiekolwiek racjonalne podstawy. Obstawiam, że za atakiem stoi
przedstawiciel innego domu, chociaż należy zbadać czy liczba pojedyncza jest na
pewno adekwatna do sytuacji.
- Poszukam śladów w Ravenclaw – zapewnił Flitwick.
- A ja przyjrzę się moim Puchonom – dodała Sprout.
- Cholibka, pani psor nie podejrzwał żem, że znowu dojdzie
tu do takich rzeczy – wtrącił Hagrid.
- Gryfoni także będą na oku – oświadczył niechętnie Black.
Zapadła
cisza, którą przerwał dopiero profesor de la Pena:
- Myślę czy moglibyśmy zrobić coś żeby sprawca się ujawnił.
Jeszcze tego
samego dnia wieść o ataku na Astorię obiegła szkołę. Wywołało to szereg
utarczek słownych na korytarzach pomiędzy Ślizgonami a przedstawicielami innych
domów, głownie Gryfindoru.
Kolejny
dzień nie tylko nie polepszył sytuacji, ale jeszcze bardziej zaognił sytuację w
Hogwarcie. Kwestią czasu było, kiedy słowna szermierka przerodzi się w
śmigające po korytarzach uroki. Z pewnością do czegoś takiego doszłoby już
dzień po ataku, lecz rozzłoszczeni Ślizgoni nie wiedzieli kto za to odpowiada.
W związku z tym nie mogli nic zrobić w ramach odwetu.
We wtorkowy
poranek nad stołem mieszkańców domu założonego przez Salazara wisiał ogromny
transparent z wypisanym zielonym atramentem hasłem „Wracaj do zdrowia, nasz
droga Astoria”. Osoby siedzące pod nim obrzucały bazyliszkowym wzrokiem każdego
kto spojrzał na niego z brakiem odpowiedniej pokory.
- Coś ci się nie podoba w tym haśle? – warczał jeden ze
srebrno- zielonych szóstoklasistów na malucha w czerwono- złotych barwach.
Takich
zdarzeń podczas śniadania było mnóstwo. Wychodząc z Wielkiej Sali Ślizgoni
pozostawili płótno w miejscu, w którym wisiało podczas posiłku. Kiedy uczniowie
i pracownicy szkoły wrócili na obiad już go nie było. To znaczy było, ale hasło
się zmieniło. Teraz krwistoczerwony napis głosił „Każdy Ślizgon i szmalcownik
odpowie za swoje czyny”.
Kiedy tylko
zauważyli to uczniowie wybuchła wrzawa. Ślizgoni wystrzelili serie zaklęć w
materiał. Część Gryfonów, Puchonów i Krukonów aprobowała napis. Inni byli tak
samo oburzeni jak Ślizgoni. Wtem materiał zaczął płonąć, zapalony przez jedną z
wystrzelonych w niego klątw.
Rozwścieczeni
Ślizgoni ustawili się w tyralierę naprzeciwko pozostałych domów. Wszyscy
trzymali w rękach różdżki. Skromna część przedstawicieli pozostałych domów
dołączyła do nich oburzona ostatnimi wydarzeniami. Przedstawiciele młodszych
klas z trójki pozostałych domów wycofali się z Wielkiej Sali. Przeciwko
wściekłym Ślizgonom znalazła się mniejsza od nich grupa. Wybuch zamieszek
wydawał się kwestią czasu.
Syriusz
wystrzelił w górę czerwone iskry chcąc zwrócić na siebie uwagę uczniów. Odniósł
co najwyżej połowiczny sukces. Większą uwagę przykuwały zdarzenia pomiędzy
stołami domów. Przed Ślizgonów wysunął się Blaise Zabini.
- Sprawca tego napisu ma 5 minut aby go usunąć – oświadczył
zimnym tonem – potem dom Slytherina wyciągnie konsekwencje.
- Szybciej! – zawołał zza jego pleców Malfoy.
- Czekamy! – krzyczał inny Ślizgon.
Nikt nie
ruszył się aby zdjąć materiał. Wtedy do pomieszczenia wkroczyła profesor
McGonagall. Rzuciła spojrzeniem po sali. Zatrzymała dłużej wzrok na wrogich
obozach. Niewiele myśląc rzuciła klątwę w transparent, a ten opadł na posadzkę
nakrywając przy tym kilkunastu stojących pod nim uczniów.
- Proszę się uspokoić – rozległ się magicznie wzmocniony
głos dyrektorki – sprawca zamieszania ma się zjawić u swojego opiekuna domu do
godziny 20:00. W innym wypadku czekają go znacznie poważniejsze konsekwencje. A
teraz wracajcie do obiadu albo rozejdźcie się!
Jako pierwsi
do stołu wrócili Krukoni z obu grup. Idąc do stołu rzucali sobie podejrzliwe
spojrzenia. Zaraz po nich to samo uczynili Puchoni. Młodsi mieszkańcy
Slytherinu zrobili niebawem to samo. Pomimo tego wciąż stali Gryfoni oraz
starsi Ślizgoni.
- Gryfoni, siadać! – rozległ się zdecydowany głos Hermiony
Granger.
Słowa
niedawnej bohaterki wojennej ostudziły zapał mieszkańców jej domu i usiedli.
W
dalszym ciągu stało tylko kilku. Nie uszło to uwadze Syriusza, który od razu
zapisał sobie ich imiona i nazwiska. Byli to otyły, pochodzący z Nigerii Bem,
Lucy Hurst, Jake Slopper, pochodzący z Bliskiego Wschodu Zakir Akram, a także
Alex Wendsurby. Kątem oka nauczyciel dostrzegł jak Malfoy coś żywo gestykuluje
wskazując na Murzyna i Sloppera.
- Usiądźcie albo odejmę za każde z was 5 punktów własnemu
domowi! – zagroził Black.
Podziałało.
Wszyscy buntownicy obrzucili go wściekłymi spojrzeniami, lecz w końcu ulegli.
Kiedy tylko to zrobili ich antagoniści zrobili to samo.
- Mamy chyba nowych podejrzanych – szepnął do Syriusza
opiekun Slytherinu.
W odpowiedzi
Black załamał ręce. Postanowił jeszcze dzisiaj działać w sprawie ostudzenia
nastrojów mieszkańców własnego domu. Jeśli będzie trzeba podejmie do tego
drastyczne kroki włącznie z wykorzystaniem członków dawnej Gwardii Dumbeldore’a.
Wróciwszy z
obiadu do swojej kwatery był w podłym nastroju. Chciał napić się szklaneczki
Ognistej na uspokojenie nerwów, lecz nim zdążył to zrobić z kominka rozległ się
znajomy głos:
- Syriuszu! – wołał Harry.
Jednym
ruchem doskoczył do kominka.
- Witaj, Harry – odrzekł zmęczonym głosem.
- Nie uwierzysz co się stało! – mówił podekscytowany, ale i
rozdrażniony auror – szmalcownicy nie żyją. Wszyscy, którzy współpracowali z
Changiem!
- Nie lepiej było ich najpierw przesłuchać? – spytał nieobecnym
głosem.
- To nie nasza robota – odparł urażony chłopak – co z tobą?
– spytał dostrzegłszy wreszcie podły nastrój chrzestengo.
Black
streścił mu przebieg ostatnich dni w Hogwarcie. Nie pominął ani odnalezienia
Astorii przez Draco, ani zdarzeń z dzisiejszego obiadu w Wielkiej Sali, który
omal nie przeobraził się w zamieszki.
- Wątpię żeby to zrobił Malfoy – oznajmił Potter a wyraz
jego twarzy zdradzał, że nie jest z tego powodu szczególnie usatysfakcjonowany.
- Dlaczego?
- Mamy na oku wszystkich niedawnych stronników Voldemorta –
tłumaczył Harry – polecenie samego ministra w związku ze sprawą zamordowanego
informatora itp. Według naszych źródeł Malfoy zaprzyjaźniał się z Astorią.
- Zaprzyjaźniał? – zdziwił się Black formą użytą przez
aurora.
- No według mnie on nie jest zdolny do wyższych uczuć.
- Hm… - zamyślił się Black – a co mi powiesz o tych
Gryfonach?
- Nie szczególnie ich poznałem przed opuszczeniem szkoły, a
potem to wiesz… wojna zmienia ludzi.
- Rozumiem… A kto usunął szmalcowników? – Łapa zmienił
temat.
- Nie mamy pojęcia – przyznał Harry – możliwe, że
umylibyśmy ręce od tej sprawy, ale podejrzanie dużo ostatnio tych samosądów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz